- Zabierz nas stąd! - potrząsnęłam nim.
- Wsiadaj, szybko. - rozkazał. Usiadłam na jego plecach całkiem ostrożnie, i chwyciłam się mocno jego szyi. Basior podbiegł do krawędzi i wybił się wysoko w powietrze. Lecieliśmy krótką chwilę, bo zaraz za nami pojawił się smok. Zefir obejrzał się na chwilę w tył i nagle krzyknął, jakby z bólu. Jego jedno skrzydło mimowolnie przestało się ruszać, i zgięło się w dziwny sposób. Spojrzałam wystraszona na smoka który leciał za nami. Zaczęliśmy spadać w dół. Modliłam się jedynie, aby nic się nam nie stało. Nagle ciemność, uderzenie. Straciłam przytomność.
△△△
- Budzi się. - odezwał się głos. Chodź wciąż nie słyszałam go doskonale, znałam mniejwięcej znaczenie tych słów. Musiałam zemdleć, a pojawił się ktoś kto musiał mnie znaleźć i zabrać w bezpieczniejsze miejsce. Tylko..Co z Zefirem? Gdzie on jest? Te myśli nie dawały mi spokoju. I pomimo tego iż próbowałam sobie wmawiać że nie interesują mnie jego losy i czyny, trochę się martwiłam. Otworzyłam niepewnie oczy. Wszystko było lekko rozmazane. Widziałam stojącego nademną basiora, o fioletowo-zielonym umaszczeniu z opaską na jednym oku. Nie wyglądał na niebezpiecznego, chodź nie byłam mu w stanie zaufać. Pewnie teraz powinnam rzucić coś w stylu "Gdzie ja jestem" albo "Co się ze mną stało", ale ja postanowiłam w cale z nimi nie rozmawiać. Patrzyłam na basiora i czekałam aż ponownie się odezwie. Przypominał mi kogoś, ale nie pamiętam dokładnie kogo. Nagle na jego ramieniu pojawiła się wiewiórka.
- Basior jest jeszcze nieprzytomny. Musiałam użyć magii aby zregenerować jego skrzydła, bo już nigdy więcej by ich nie użył. Jest bardzo silny, trzyma się całkiem dobrze. Myślisz, że są rodzeństwem? Mają podobne umaszczenia. - odezwała się spokojnym, wysokim głosikiem.
Momentalnie się podniosłam i zmierzyłam wiewiórkę spojrzeniem. W głowie zapaliła mi się lampka. To musiałbyć jeden z moich braci. Doskonale go pamiętam. Niemalże nic się nie zmienił od czasów dzieciństwa. Tylko...trochę mnie przerósł.
- Lilac? - warknęłam marszcząc czoło. Basior osłupiał. Wbił we mnie spojrzenie. Zajrzałam do jego umysłu. To wystarczyło abym potwierdziła, iż jest to mój najstarszy braciszek.
- W...White? - przełknął ślinę przez gardło.
- Twoja najlepsza najgorsza siostrzyczka, we własnej osobie. - burknęłam i ześlizgnęłam się ze stołu.
- Nie możesz jeszcze się poruszać, może ci się coś stać! Dostałaś poważnego urazu! - krzyknęła wiewiórka. Upadłam na podłogę. I przewróciłam oczami.
- Znowu to samo. - warknęłam pod nosem i powoli wstałam chwytając się mojego brata. - Gdzie jest Zefir?
- Zefir? To tak ma na imię twój chłopak? - zaczął się śmiać. Zrobiłam zdenerwowaną minę i pacnęłam go w głowę.
- Nie, to mój...- zacięłam się w pewnym momencie. - Przyjaciel.
- Dobra dobra. Leży tam, chodź zaprowadzę cię. - powiedział, wziął mnie pod łapę i skierowaliśmy się w stronę drugiego pokoju.
Zefirku?