31 października 2017

Powraca!

Do watahy powraca, wyrzucona podczas czystki, Luma!

Od Romeo'a CD Corners

Byłem tak oszołomiony oglądanym zjawiskiem, że zapomniałem zupełnie, gdzie się znajduję i co takiego robię. Chwilami nawet nie słyszałem, co mówi do mnie Corners.
- Mam nadzieję, że potrafisz dochować sekretu.
- Yyy... słucham? Em... przepraszam. Dochować sekretu? To będzie dość trudne - mrugnąłem do niej okiem przymilająco.
- Musisz spróbować. Nikt nie może się dowiedzieć o tym stworzeniu.
- Dlaczego chcesz je tutaj ukrywać? Dokonałaś wielkiego odkrycia i nie chcesz tego ogłosić? Core zwiesiła głowę. Widocznie zasmuciło ją to, co powiedziałem. Ten fakt sprawił, że i ja poczułem kłucie w środku.
- Hej, Core, przykro mi, że to powiedziałem, potrafisz mi wybaczyć?
- Ja... wybaczę, ale nie wracajmy do tego więcej. Nie chcę nikomu o tym wspominać i ty też tego nie rób.
- Dobrze, moja droga. Cóż więc teraz zrobimy?
Westchnąłem.
- Może pójdziemy szukać przyjaciół tego srebrnego stworzonka? - zaproponowałem. - Skoro jest tu jedno, musi być ich więcej.
- Zgoda, jeśli tylko ta srebrna istotka nam pozwoli.
Nasze oczy zwróciły się pytającym wzrokiem na sreberko. Zdawało nam się, że swoim ruchem wyraża "tak, możecie", odwróciło się i ruszyło na wprost, a my za nim.
Maluch zatrzymał się przed zaroślami i wykonał niezrozumiały dla wilczych rozumów taniec. Razem z Corners przysiedliśmy tuż obok.
To było niezwykłe zjawisko, srebrny stworek unosił się na wietrze niczym liść, który dopiero co opadł z drzewa. Z jego skrzydełek sypały się małe iskierki, a sam błyszczał jak księżyc.
Nagle z zarośli zaczęły wynurzać się jemu podobne istotki w różnych pięknych kolorach, złotym, turkusowym, szafirowym, karmazynowym...
Mrugnąłem kilkakrotnie oczyma, aby sprawdzić, czy mi się nie śnią. Nie, to nie był sen. Zaraz potem spojrzałem na Core. Ona także wyglądała na zdziwioną.
- Czy wszystko w porządku, Core?


Corners? Przepraszam, że tak długo czekałaś.

30 października 2017

Od Hiro cd. Kaylay

Spadałem w trzewia ziemi, razem z nowo poznaną Kaylay.
- Uważaj - objąłem ją jedną łapą i skupiłem się na otaczającym nas mroku. Poczułem szarpnięcie i lekkie zmęczenie, i po ułamku sekundy razem z waderą, od której bił chłód, wylądowaliśmy na samym dnie tunelu.
Jęknąłem cicho, bo w locie ułożyłem waderę nade mną i właśnie w tej chwili przyciskała mnie ona sama sobą do skał.
- Możesz...ze mnie zleźć, wielce księżniczko? - Wydusiłem z siebie, zrzucając ją ze siebie. - Najpierw poduszka, a teraz co? - Nawiązałem do naszego pierwszego spotkania.
- Ja..przepraszam, Hiro. - Powiedziała z lekką skruchą.
Zaczęliśmy się rozglądać po otaczającej nas jaskini, jednak przez ciemnośc niewiele mogliśmy zobaczyć. Dopiero po chwili, gdy nasze ślepia przystosowały się do mroku, ujrzeliśmy...
- K-kości?! Wilków?! - Pisnęła wadera. Szybko przycisnąłem łapę do jej pyska, aby ją uciszyć.
- Ćśś - syknąłem - nie wiemy co tu jeszcze jest poza nami... - Po chwili, gdy upewniłem się iż Kaylay będzie ciszej, puściłem ją. - Sorki za takie zachowanie, ale zdecydowanie wolę jeszcze pożyć.
Po kilku minutach błądzenia w mroku dotarliśmy do obszernej pieczary. Każdy krok musieliśmy przemyśleć, ponieważ u naszych łap błąkały się kości wilków i innych zwierząt. Znalazła się nawet czaszka zadziwiająco podobna do tej niedźwiedzia, więc tym bardziej chciałem stamtąd wyjść.
- Stój. - Usłyszałem nagle cichy głos Kaylay i zamarłem w bezruchu. Było tak cicho, iż daję głowę, że słyszałem bicie serca. Jednego? ... Nie, dwóch, jednak biły niemalże tym samym rytmem. Z ulgą odetchnąłem, już myślałem iż Kaylay jest też martwa, a ja zaraz tu zejdę na śmierć.
- Co jest? - Zapytałem szeptem. Wadera wskazała łapą na środek pieczary. Po środku sterty kości, kłaków i odchodów majaczył ciemny kształt, wyraźnie odznaczający się od otoczenia, chyba koloru ciemnej zieleni. Uniosłem wysoko brwi i szeroko otworzyłem oczy, ukazując ich cały szkarłat. - Co to jest, na mateczkę sarenkę?! - Szepnąłem, ciut za głośno. Jednocześnie łapa wadery i moja znalazły się na moim pysku, aby stłumić dźwiek.
Niestety. To Coś drgnęło i pieczarę wypełnił niemrawy pomruk. Coś, chyba się budziło i Coś chyba nie było w dobrym nastroju.
- Sorki. - szepnąłem, starając się zachować zimną krew i myśląc nad co najmniej trzema planami ocalenia wadery.

Kaylay? Sorki, że krótkie...Może być takie rozwinięcie akcji? XD

29 października 2017

Od Kaylay CD. Thanatos

Mrugnęłam jeszcze kilka razy z lekka oszołomiona. Był środek nocy, wyjątkowo ciemnej nocy, a przede mną  znajdował się jakiś zarys wilka i nawet coś do mnie mówił. Zdecydowanie był to postawny basior. Albo wyjątkowo wyrośnięta wadera, ale raczej obstawiałam basiora. Pomimo mojego, całkiem dobrego wzroku, w ciemności dostrzegałam jedynie jego połyskujące oczy. Przedstawił się i uśmiechał, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie, nie, nie. To musiał być sen. Kiedy ostatnio ktoś się do mnie uśmiechał i był miły... hmmm...
-Przepraszam, czy jesteś prawdziwy? - lekko nietrzeźwa spytałam się, nie owijając w bawełnę. Teraz to wilk patrzył na mnie troszeczkę zdezorientowany, a ja już wiedziałam, ze senne wizje z reguły nie posyłają takich spojrzeń.
-Jasne nic nie mów, zrozumiałam - poczułam się głupio i lekko się zarumieniłam jednak przy tym świetle i tak pewnie tego nie zauważył. W zasadzie czułam się głupio w całej tej sytuacji. Nowa wataha, a już pomyślą, że „nienormalna, bezdomna wadera chodzi samotnie spać pod świerkami w jakimś lesie”.  Dopiero po dłuższej chwili zrozumiałam, ze nie odpowiedziałam na wcześniej zadane pytanie.
-yyy, yyy, a ja jestem Kaylay i możesz mówić mi, w zasadzie to yyyy, Kaylay, po prostu Kaylay. - Po tym niewdzięcznym przedstawieniu, ukłoniłam się w stronę Thana i wyszczerzyła zęby (w geście wyćwiczonego, nieszczerego i troszkę niezdarnego uśmiechu, który niestety często gościł na mojej twarzy, w towarzystwie innych wilków). Siedzieliśmy przez chwile w zupełnej ciszy, a w moja głowa przepełniona była myślami. W końcu, po tej jakże niezręcznej chwili, basior podjął kolejna próbę rozmowy.
-Jeżeli mogę się spytać... Nie wiem czy ten las to takie dobre miejsce na drzemkę - powiedział spokojnym głosem.
-Fakt. Jest to na pewno nietuzinkowe miejsce, ale za to jakie urokliwe... tyle tu... drzew i w ogóle - próbowałam wybrnąć z sytuacji jednak brzmiało to jakby las to był mój najlepszy przyjaciel, a spanie pod drzewem uważałabym za normalne i stosowne. W tym momencie dostrzegłam poruszenie liści na jednym z większych drzew w oddali. Może to się wydawać dziwne przecież liście w lesie, z reguły nie stoją w miejscu. Te jednak nie tworzyły wspólnej całości, nie tańczyły w rytmie piosenki granej przez wiatr i noc. Działo się to jednak daleko więc stwierdziłam, że pewnie jako życiowa sierota, to był jedynie wytwór mojej chorej wyobraźni.
-Halo, jest tam kto? -powiedział Thanatos żartobliwie wymachując swoją łapą przed moim pyskiem.
-Już wróciłam z zaświatów, o czym my to?
-O tym, że nie jestem przekonany czy las jest odpowiednim miejscem na taką drzemkę, a poza tym nie jest ci zimno? Wydaje się bić od ciebie chłodem - powiedział wyraźnie zdziwiony. Ja jednak znowu spojrzałam się w górę. To jednak nie mogła być moja wyobraźnia. To coś lub ktoś niebezpiecznie się do nas zbliżyło. Zadzierając głowę do góry upadłam do tyłu.
-CO TO?! - krzyknęłam przerażona.
-UWAG..! - krzyknął pomnie Thanatos, jednak głos mu się urwał. Było to ostatnie co pamiętam. Później widziałam już tylko ciemność.

Thanatos? ^^

Od Kaylay CD Hiro

Z przymrużonymi oczami, spojrzałam w stronę tajemniczej postaci. Był jednak poranek, a ja spędziłam noc na bardzo nierównym podłożu, więc oczywistością było, iż mogłam być odrobinkę niewyspana. Sylwetka coś do mnie mówiła, ale moje uszy słyszały tylko:
-Bla, Bla bla bla bla blabla bla?
Bla bla bla.
-Dobrze pani Hatersen, już wstaję - mrugnęłam obracając się na drugi bok. A co to? Czyżby las przysłał mi w geście przeprosin poduszkę? Bardzo chętnie przyjęłam taki podarunek. Wtuliłam się mocno w pierzynkę po czym ponownie zasnęłam. Ponownie obudziłam się niedługo później, kiedy to promyczki słońca zawitały na mojej twarzy. Leniwie się przeciągnęłam, ziewając, po czym otworzyłam oczy.
-Ooo księżniczka w końcu wstała? - usłyszałam głos basiora. W tym samym momencie spostrzegłam, iż moja poduszka się rusza. Szybko podniosłam się, otrząsając po nocy spędzonej na ziemi. W moich włosach i tak pozostała jednak tona liści, pisaku i innych brudów, tylko w tamtej chwili nie zwróciłam na to uwagi. Spojrzałam się na basiora. Był to czarny jak smoła wilk z pięknymi- szkarłatnymi oczami, no i z ogonem- moją nieszczęsną poduszką. Płonęłam ze wstydu, zrobiłam się cała czerwona. Jakby tego było mało basior posyłał mi nieprzyjemne spojrzenie- jakby miał mnie zabić, albo przynajmniej delikatnie poddusić. Chociaż widać było, że czuł się równie niezręcznie. Wyszczerzyłam w jego stronę kły z trochę niewdzięcznym, wyćwiczonym przez laty, nieszczerym uśmiechem.
-Yyyyyy, yyyy - zaczęłam - księżniczka Kaylay się nazywam, a ty yyyyy mości panie? - nieumiejętnie rozpoczęłam konwersację.
-Sir Hiro, we własnej osobie - ogromnie zdziwił mnie dystans basiora. Ukłonił się w moją stronę, a na odwzajemniłam to (tym razem naprawdę) szczerym uśmiechem. Pomimo tego, ze jestem życiową porażką, wzrok mam dobry. Od razy zauważyłam, że Hiro zaczął delikatnie, drżeć z chłodu. Widziałam, że to ja jestem przyczyną, dlatego zdecydowałam zrobić dwa kroki w tył i oczywiście, jakże inaczej, stoczyłam się w dół z lekkiego zbocza, zakańczając na drzewie. Nie wiem czemu wydawało mi się, że ziemia pode mną nie jest stabilna. Leżąc obolała koło drzewa, spostrzegłam biegnącego w moją stronę basiora. Kiedy Hiro znalazł się już koło mnie z troszkę drwiącym pytaniem
 -Jeny, niezdarna księżniczko nic ci nie jest? - ziemia pod nami zaczęła dziwnie drżeć.
-Co się dzieje?! Ty też to czujesz? - z przerażeniem krzyknęłam. Hiro upadł i leżeliśmy teraz razem. Ziemia pod nami powoli otwierała się! Próbowaliśmy się wycofać jednak było zbyt późno. Trzymaliśmy się już tylko łapami o krawędzie jednak w końcu i one zawiodły. Spadaliśmy teraz prawie pionowo w dół, czymś przypominającym tunel.

Hiro? Starałam się dodać trochę akcji :)

Powitajmy Emily!

obrazek wykonany dla właściciela
Niemożliwe staje się możliwe, tylko po prostu trzeba w to uwierzyć...

Imię: Emily
Pseudonim: Emi, Emka, Emcia, Night, Nisia
Wiek: 5 lat
Płeć: Wadera 
Charakter: Zazwyczaj miła i zabawna wadera. Trochę zwariowana i bardzooo gadatliwa. Zdarza jej się być niepoważną, ale może być godna zaufania i zawsze mówi prawdę.
Jest odważna i pełna energii.  Swojej watasze jest wierna i gotowa oddać życie za nią. Jest pomocna i uczynna. Trochę roztargniona, przez co zapomina czasem
ważnych rzeczy. Nadużywa sarkazmu. Kiedy ma zły humor potrafi być opryskliwa i złośliwa. W walce cechuje się zawziętością i wytrwałością. Zawsze walczy do końca.
Nie używa broni, wystarcza jej magia. Nie lubi poznawać nowych wilków, jest to dla niej trochę niezręczne. W nowym gronie jest cicha i najlepiej to by się zapadła pod ziemię.
Jednak jak się z kimś bliżej pozna to wraca normalna Emi. Często trenuje i udoskonala samą siebie. Najbardziej lubi latać i robić akrobacje w powietrzu. Kocha to
uczucie wolności jaką dają jej skrzydła. W wolnym czasie czyta książki i się uczy. Można powiedzieć, że to jej pasja.
Wygląd: Emi jest wysoką, ale drobną waderą o czarnym, prawie jak noc futrze. Ogon ma takiego samego koloru z szarymi końcówkami. Jest on bardzo
puchaty i mięciutki. W zimniejsze noce lubi się nim otulić. Brzuch od piersi do początku ogona ma szary, podobnie jak ,,skarpetki" (chodzi o rodzaj
ubarwienia a nie o ubiór) na długich nogach. Łapy zakończone ma ostrymi pazurami. Na lewym tylnim biodrze ma ledwo widoczną bliznę- pamiątkę
po ucieczce. Natomiast prawą tylnią łapę zdobi prosta złota branzoletka. Dawniej w jej sforze każdy wilk taką nosił. Oznaczało to, że przynalerzy on
do watahy słońca. Teraz kiedy jej już nie ma nosi ją tylko z sentymentu. Oczy ma bursztynowe, odziedziczyła je po matce. Mały puszczek zdobi
słodki wyróżniający się różowy nosek. Tego samego koloru ma poduszki i środek uszu. Te ma natomiast duże, a w jednym z nich tkwią dwa brudno- złote
kolczyki kółeczka. Grzywę ma szarą, nie długą. Grzywka natomiast jest trochę dłuższa. Opada delikatnie na jedno oko lekko je zasłaniając. Jeden z jej kosmyków
sczepiony jest trzema złotymi koralikami z przywiązanymi dwoma szaro-brązowymi piórami. Na szyi nosi zawsze magiczny kamień koloru zachodzącego
słońca na złotawym łańcuszku. To dzięki niemu może mieć skrzydła. Kiedy wypowie zaklęcie magicznie wyrastają jej z łopatek dwa ogromne czarno szare skrzydła.
A schować je może w każdej chwili.
Stanowisko: Wojownik
Umiejętności: Intelekt: 7 | Siła: 9 | Zwinność: 9 | Magia: 9 | Wzrok: 6 | Węch: 4 | Słuch: 6
Rasa: Wilk Powietrza
Żywioły: Energia, Powietrze, Mrok
Moce: 
Energia: szybko biega i się wolniej męczy, małe ranki potrafi zregenerować,
przekazywanie innym za pomocą dotyku siły, energii.
Powietrze: Potrafi ,,zabrać komuś powietrze", ale używa tą moc tylko w ostateczności,
wytwarzanie wiatru, posługiwanie się nim,
Mrok: Teleportacja (jest bardzo wyczerpująca), wytwarzanie czarnej młgły (maskowanie się w otoczeniu),
tworzenie czarnych pocisków (do obrony).
Rodzina:
Matka: Lena
Ojciec: Argon
Starsza siostra: Siva
Partner: Nie ma
Potomstwo: Nie ma
Historia: Urodziła się piątego maja w watasze słońca. Jej rodzice: Lena i Argon nadali jej imię 
Emili. Dorastała wraz z swoją siostrą Sivą poznając tajniki walki oraz poznając piękno
matki natury. Nie miała przyjaciół, ale nie przeszkadzało jej to. Czasem spędzała
czas z przyjaciółką swojej siostry- Lucy. Wolała spędzać czas sama na kościstej
górze wraz ze swoją kotką Susan rozmawiając i czytając. Siva w przyszłości
miała zostać alfą stada a Emi wojowniczką. Nie czuła się zazdrosna o siostrę, była
zbyt roztargniona aby móc ogarnąć całą watahę w dodatku wolała czuć się wolna niż
być związana z czymś do końca życia. I tak dorzyła jednego roku. Wtedy w przed
dzień jej urodzin wraz z rodzicami udała się do szamana i zgodnie z tradycją 
otrzymała tytuł natury: Night, po jej ojcu, który jak ona miał ciemne futro.
Pamiątką tego wydarzenia zostały piórka przyczepione do kosmyka jej włosów. 
Następnego dnia podczas uroczystości zaczęcia kolejnego roku życia
wataha została napadnięta przez wrogą sforę srebrnego nowiu. Matka zdążyła
przekazać Emi magiczny kamień, dzięki któremu zyskała skrzydła. Biorąc na plecy swoją kotkę i łapiąc
Sivę odleciały czym prędzej od miejsca walki. Najprawdopodobniej wszyscy zginęli, a ci
co przeżyci zostali włączeni do nowego stada. Od tamtego wydarzenie we trójkę
błądziły po lasach i górach szukając nowego domu. Pewnego dnia Siva postanowiła,
że warto by było wrócić do ich dawnego domu i spróbować pomóc. Emily nie była jeszcze
na to gotowa. Nie chciała widzieć spalonych łąk, połamanych drzew, zaniedbanych
jaskiń... Nie mogła, nie potrafiła. Nadal serce ją bolało na sam widok umierających
bliskich, choć z pozoru dalekich wilków. Siostry wspólnie postanowiły, że nadszedł czas
rozłączenia. Siva wraz z Susan, która mniej więcej pamiętała jak wrócić do dawnej
watahy słońca miały iść z pomocą i spróbować odratować sforę, natomiast Emi miała
poszukać sobie nowego domu i kiedyś, być może wrócić do nowej watahy słońca.
Obie rozstały się wiedząc, że najprawdopodobniej już nigdy się nie spotkają.
Wędrowała jeszcze kilka miesięcy i w końcu znalazła się na terenach WSO.
Tam przyjęto ją z otwartymi ramionami oferując pomoc, którą przyjęła.
Przedmioty: Kryształ zawieszony na łańcuszku (dzięki niemy może mieć skrzydła), złota bransoleta (pamiątka po poprzedniej watasze)
Właściciel: .:Farciara:.
Ocena: 0/3

Od Mirani

Walczyłam z jakimś dziwnym stworem, biegłam, skakałam, byleby nie dać się złapać. Wspięłam się na drzewo, stamtąd strzeliłam strumieniem. Zabolało go, o dziwo, bo nie jest ognisty. Nagle zamachnął się łapą, próbowałam stworzyć tarczę, ale było już za późno. Zrobiło mi się czarno przed oczami, a po chwili… Zaraz. Ujrzałam, że znajduję się w swojej jaskini, a przez wejście wpadają promienie słońca. Czyli to był tylko sen? Nie chciało mi się wierzyć, ale jednak. W sumie dobrze, bo ta walka nie mogła się skończyć zbyt miło, przynajmniej dla mnie. Wstałam i wyszłam z jaskini, rozglądając się dookoła.
- Nawet ładnie tu. I miło. Jakaś odmiana od lasu i samotności. - Szeptałam do siebie, tak jak zwykle. Postanowiłam wbiec do lasu, ukryć się przed światem i przy okazji trochę zabawić. Może nawet uda się coś upolować? Gdy weszłam trochę głębiej, wskoczyłam na drzewo i spojrzałam w trawę. Coś jest! Przeszłam po gałęzi, postarałam się zejść jak najciszej, rzuciłam się na stworzonko, które… Zwiało, zwiało między krzaki. Starałam się gonić królika czy tam zająca, ale bez skutecznie. W końcu wpadłam w takie zarośla, że nawet bieg był niemożliwy, a co dopiero szybka gonitwa. Zaczęłam się jakoś pokracznie człapać do światła, które migało między drzewami. Hop, i jestem. Tylko jeszcze skręcić w prawo, przeczołgać się pod konarem i… Ał. Coś mnie ugryzło!
- Spadaj ty durny owadzie, pszczoło czy inna oso! - zaczęłam wymachiwać łapami jak głupia, i nie pomyślałam o tym, że na dwóch umiem się utrzymać tylko przy podparciu. Po chwili już leżałam na grzbiecie, a owad ulotnił się między drzewa. Dzisiaj mam jakiegoś pecha, najpierw uciekł mi zając, teraz pszczoła czy co to tam było. Gdy już trafiłam do swojej jaskini, zauważyłam świetlika. Najpierw go zignorowałam, ale zaczęło się ich zbierać coraz więcej, i więcej, tak jakby chciały mi pokazać że ten dzień nie jest taki zły. Zaczęłam skakać za świetlikami, biegać, gdy znalazłam się w nieznanej części watahy. Owady prowadziły mnie jeszcze trochę, gdy zobaczyłam las. Ale inny od tego, w którym byłam. Znajdowało się tam jeziorko, kolorowe roślinki i inne dziwne rzeczy. Chciałam wskoczyć do jeziora, ale przyjrzałam się jeszcze raz. Miało ciemniejszą niż zwykle wodę, nie było zbyt przekonujące. Wróciłam do siebie, położyłam się i spojrzałam w dal. Nagle poczułam coś dziwnego, i zdałam sobie sprawę że nic dziś nie zjadłam. Mój organizm wyraźnie dawał mi znaki, że za długo nie pociągnę.
- Jutro coś zjem. Rano. - obiecałam sobie w myślach, mimo że nie byłam tego pewna. Miałam dziwne wrażenie że nie zjem czegoś ot tak. Że będę musiała się postarać o posiłek.

Od Ayoko Sato CD. Layer

Wadera wychodowała pod sobą wielkiego chwasta i myślała że to pomoże. Z tego co widziałam uważała że wtargnęła do mojego umysłu pokonując wszelkie zabezpieczenia. Taa. Po tylu latach blokady są nie do przejścia. Efekt zmęczenia i spuszczenie łba pochodził z tąd że zawsze tak mam jak próbuję opanować moją nieokiełznaną moc. Można powiedzieć że gdyby nie ja nie przeżyłaby bo w końcu ten chwaściur by się złamał pod wpływem lodu.
- To jak, możemy już skończyć? - spytała wilczyca.
- ‎Gdybyś nie łaziła za mną jak ten..- nie dokończyłam bo mi przerwała.
- ‎No dobra jak uważasz że to wszystko może ja wina to przepraszam.- powiedziała nieco zirytowana patrząc w przyszłość inną stronę.
Poszłam w swoją stronę a Wadera w swoją. O dziwo po kilku minutach doszłam do swojej jaskini. Stanęłam na jej progu. Patrzyłam na mój piękny "porządek''. Niestety nie było innego wyjścia. Szybko jednak się z tym uporałam, następnie z przyzwyczajenia wzięłam ze sobą mój brązowy, szeroki pas, przyczepiłam do niego nóż i poszłam rozglądać się po watasze. Doszłam do gór Menegroht. Gorący dzień zmienił się na chwilę w dzień ze sprzyjającymi mi warunkami. Śnieg i niska temperatura to coś dla mnie. Położyłam się na zimnej powierzchni by odetchnąć od gorącego lata. Jednak abym zdążyła obejść całą watahę musiałam iść. Zeszłam z gór i przywitał mnie piękny zachód słońca. Szłam dalej. Doszłam na cmentarz. Gdy tylko tam doszłam zaczęło się ciemnieć, a mje oczy jaskrawo świecić, przez co byłam zauważalna. Duchów było tu oczywiście dwa razy więcej niż w innych terenach watahy. Jednak świecące oczy przykuwały uwagę innych zwierząt. Żebym się nie odróżnia zmieniłam się w cień. Tak powędrowałam do mojej jaskini. Zmieniłam się znowu w wilka. Jednak dziwna moc sprawiła że z niewyjaśnionych okoliczności dostałam furii. Oczy moje zaczęły się świecić jeszcze bardziej i przeciągające się z nich światło leciało w górę a przy każdym moim ruchu za mnie. Pod wpływem furii wybiegłam z jaskini. Chęć zabicia wszystkiego co żywe i ogromne zmęczenie po furii są to dwa jej minusy. Acha jest jeszcze jeden - nie panowanie nad sobą. To jest chyba najgorsze. Pobiegłam przed siebie. W oddali zauważyłam niedźwiedzia. Przystanęłam. Zauważył mnie. Wściekły misiek ruszył w moją stronę, a ja w jego. Skończyłam na niego. Zaczęła się walka. Wbiłam swoje oste kły w jego szyję. Niedźwiedź się ptzewrucił. Po chwili wstał. Ja go jednak nie puściłam. Zatopiła w nim moje pazury. Upadł i nadawał się tylko do spożycia lub na futro. Ryki miśka zbudziły waderę z którą miałam wcześniej spotkanie. Wybiegła od siebie z jaskini i stanęła kilkadziesiąt metrów za mną. Czyli w bezpiecznej odległości, niestety nie w tedy kiedy jestem pod wpływem furii. Odwróciłam się i zaznaczyłam właśnie tą waderę gapiącą się na mnie. Odwróciłam się. Zaczęłam warczeć i pokazałam swoje kły które były czerwone od krwi niedźwiedzia. Teraz żadna moc ani uniki nie pomogą.

Layer?

28 października 2017

Od Kirameki cd. Alpina

Alpin - usłyszałam, bardzo niewyraźnie, a dalszej części wypowiedzi już zupełnie nie zrozumiałam, bo coś zatkało moją głowę. Pojawiła mi się śnieżnobiała mgiełka przed oczami. Byłam, po raz kolejny, na skraju nieprzytomności, w tym nieszczęsnym dniu. Przymknęłam z niechęcią oczy, z zakłopotaniem zmarszczyłam nos.
Jakaś myśl mnie prześladowała, lecz nie wiedziałam zbytnio jaka. O czymś musiałam pamiętać, tylko za nic nie przypominałam sobie o czym... Wpatrzyłam się w jeden punkt przed sobą - a dokładniej w otwarte na oścież okno. Zamurowana jak posąg, rozmyślałam.
- Przymknąć? Nie za bardzo na ciebie wieje?..Haaaloooo! Słyszysz mnie w ogóle?
Ignorowałam wszelkie czynniki działające w tamtym momencie. Nawet słowa basiora się nie liczyły. Nagle drgnęłam, bardzo zaniepokojona.
- Co ? O co chodzi-poczułam mocny uścisk, który miał przykuć moja uwagę. Basior od dłuższego czasu próbował do mnie przemówić, bez rezultatu. Poddenerwowany szukał odpowiedzi na najprostsze pytania, których zaciekle starał się dowiedzieć za pośrednictwem mych ust.
Widząc w moim zachowaniu coś na kształt olśnienia, odparł na nie jednym dużym wytrzeszczem oraz miną mówiącą samą za siebie. Wcale nie okazywałam takiej reakcji większego zdziwienia. Trafić na wariatkę jak ja, co widzi dziwne stworzenia i słyszy tajemnicze głosy, nazwać można paradoksem.
- Cóż nie gra? - ponowił próbę złapania kontaktu, szturchając mnie.
- Czy mam złamane łapy? - wykrzyknęłam desperackim tonem.
- Jak na moje oko to nie tylko łapy... A uszkodzony mózg...
- Moja łapa! - zawołałam szaleńczo. - Musisz ją złamać!
Wilk spojrzał na mnie już jak na totalną idiotkę.
- Ach... - westchnęłam pod nosem - chodzi o to, że moje wszystkie moce są połączone z umysłem. Kiedy odzyskuje przytomność, mój organizm zaczyna się szybciej regenerować, czy tego chce, czy nie. To jednocześnie zbawienie, jak i przekleństwo. Tak więc teraz, wychodzę z założenia, że moje kości się krzywo zrastają i będą to robić nadal, chyba iż ty temu pomożesz zapobiec i na czas zrobisz wspomnianą przeze mnie niedawno prośbę - wytłumaczyłam najpoważniej jak w tamtej chwili potrafiłam.
Alpin z niechęcią zerknął na moją osobę, mierząc wzrokiem posturę. Zakładam nie za ciekawy widok; rozpłaszczony placek, któremu nie wiadomo, czy wierzyć na słowo, czy totalnie go zlekceważyć. Przełknął ślinę, po czym stanął za mym grzbietem. Spojrzał na chorą łapę i jak na typowego basiora przystało - w okolice ogona. Cicho warknęłam z tego powodu, na co jego wzrok, w ułamku sekundy powędrował bardziej okolice kończyn.
Muszę przyznać, cieszyło mnie moje szczęście, czyli natknięcie się na tegoż wilka. Cechowała go ogromna cierpliwość, której INNY mógłby mu pozazdrościć.
Delikatnie dotknął miejsca złamania.
- Auu... - syknęłam, z boleści. Czułam powolne spływanie potu z czoła. Odczuwałam wrażenie jakby ktoś mnie przywiązał łańcuchami, bo ani w jedną, ani w drugą stronę nie potrafiłam się przekręcić. Bezsilność. To ona właśnie tak bardzo mi wszystko utrudniała.
Wielce się postarawszy, odwróciłam się, o mniej więcej 40 stopni, aby utrzymywać kontakt wzrokowy z Alpininem.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł - skomentował. - Bardziej bym wziął pod uwagę żebra, łopatki i te okolice.
- Znam się na medycynie jak nikt inny! Musisz tylko wykonywać moje polecenia-właściwie nie miałam najmniejszego pojęcia o tej dziedzinie nauki. Najmniejszego. Choć kiedyś pomagałam pielęgniarce zmieniać bandaże, to chyba w niczym nigdy jakoś bardziej nie zabłysnęłam.
- Jeśli się nie uda, będzie to oznaczać tylko i wyłącznie twoją winę, a potem zadbasz o swoje zdrowie sama-stanowczo wypowiedział.-Żeby nie było-drugi raz nie będę ci pomagał!
Odetchnęłam z ulgą w duchu. Co prawda, było to nie na miejscu, bo nie liczyłam się z konsekwencji "jeśli coś pójdzie nie tak".
Mimo to w duchu radowała mi jedynie myśl "Zgodził się, zgodził!" Zamerdałam ogonem, który o dziwo wyszedł bez szwanku.
- To jak sie do tego zabrać na początek?-rzekł ton niżej.
Czułam w jego głosie niepokój, troskę. Jako jedna z niewielu osób spotkanych w moim życiu, pomagała mi. Ale nie z przymusu, nie z czyjegoś nakazu, nie w efekcie zbiegu okoliczności, bądź żeby wykorzystać mnie do jakiś niefortunnych celów. Uczynił to z dobroci serca.
W kącikach oczu już budowały kolejne i kolejne się łzy, które powoli spływały mi po poliku.
No wzruszyłam się, no.
- Zbyt często ryczę gdy natrafiam na basiorów w tej watasze-mruknęłam, pod nosem, prowadząc cichy monolog-Jak będę tak często beczeć to zamienię się w owce.
- Czy ty płaczesz?-usłyszałam głos dobiegający z drugiego końca izby.
Doszłam do wniosku, że Alpin poszedł w owym momencie sięgał po narzędzia lekarskie.
- Nie - zaśmiałam się sztucznie - tylko mnie bardzo boli. Mam nadzieje, ze długo ci to CAŁE przygotowanie nie zejdzie.
- Potrzebuje jedynie jakiegoś kija. Coś musi podtrzymywać łapę, a bandaże już mam, substancje do przemycia też i narzędzia, więc lada chwila będzie po wszystkim. Poczekaj chwilę-to powiedziawszy wybiegł z pracowni.
Przed nosem ujrzałam stosy kartek. Czysta ciekawość kusiła mnie aby przeczytać zapisy, lecz ciało nie pozwalało na żaden zamierzony ruch. W miarę silne mięśnie brzucha, umożliwiły mi wolniutkie przeczołganie się przed siebie. Już niewielka odległość oddzielała mnie od zaspokojenia ciekawości i częściowego przeczytania zapisów. Zgadując, na jednym stosie leżały dokumenty, za to na drugim coś w rodzaju dziennika. Wnet zjawił się Alpin. Jak poparzona zamarłam. Od razu udałam, iż przez cały ten czas tylko leżałam. Gra aktorstwa wcale nie szła mi tak źle. Poprzez udanie większego rozkojarzenia, nic nie wyglądało podejrzanie.
- Mam nadzieje, że zbyt długo nie czekałaś. Możemy zaczynać!-oznajmił.
- Wyśmienicie-szepnęłam jako dowód potwierdzenia.
Basior nie był przekonany czy w ogóle się opłaca działać na własną rękę, kiedy w watasze było mnóstwo medyków. Jednakże, z drugiej strony czuł się zobowiązany, skoro już powiedział „tak".
- Przygotuj się. Generalnie postaram się zrobić to szybko, ale nie mogę obiecać, że bezboleśnie - wypowiedź brzmiała, przynajmniej dla mnie, bardzo profesjonalnie.
- Przeżyje, nie takich operacji byłam świadkiem! - rzekłam z nutką fałszywej dumy.
Westchnienie. Wilk zebrał się krótką chwilę, aż zrobił to czego czuł przymus. Wpierw rozlał strumyczek wody utlenionej.
- Może szczypać, ale najgorsze dopiero przed tobą-motywacja zawsze mile widziana!
Z dwóch stron uchwycił łapę metalowymi narzędziami. Odliczył głośno: „3, 2, 1”, na co za pośrednictwem przyrządów kończyna „pękła” na pół.
Zacisnęłam ze wszystkich sił zęby. Poczułam nieunikniony dreszcz, który przebiegł przez całe ciało. No rzesz! Zapomniałam o jednej dość znaczącej rzeczy. Otóż takiej, iż w okolicznościach zagrożenia bez jakiejkolwiek kontroli obraniam się prądem. Przez co tak i się stało podczas operacji. Na dodatek wierzgnęłam jak rumak, przez co niestety przewróciłam swojego „lekarza".
- Nic ci nie jest? - zapytałam nieśmiało. Liczyłam się ze skutkami, ze wściekłością wilka, rozczarowaniem. Wszelka cierpliwość się kiedyś w końcu przecież kończy!
Ku zaskoczeniu i temu, iż najzwyczajniej w świecie miałam farta, elektryczny piorun nie poraził basiora.
- W sumie to nic, ale na przyszłość postaraj się nie kopać w sam środek łba, okay? Byłbym wdzięczny - chrząknął, jednocześnie wychodząc spod blatu.
Chwycił w pysk szmatę, a następnie związał ją w supeł i podłożył kij, przykrywając miejsce złamania.
- I gotowe! - zawołał zadowolony.
- Dziękuje - wdzięcznie odparłam - to co teraz chyba zamiana ról? Przyłożyć ci lód?
Sturlałam się ze stolika pracowni, zeskakując na cztery łapy.
- Co ty wyprawiasz?! - oburzył się.
- Jak to co? Żebra się zrosły, małe urazy też, podobnie rany. Godzina - może dwie i z łapą będzie podobnie!
Basior zmarszczył czoło. Jak w przeciągu niecałej pół godziny byłam w stanie wyzdrowieć? Po krótkim zastanowieniu przypomniał sobie moje wcześniejsze słowa.
- No tak... Wspominałaś coś o tej regeneracji, ale jestem w szoku. Już wyglądasz normalnie, a zostałaś staranowana!-rzekł, z podziwem, przeplatanym z oburzeniem.
- Zapewne ty też masz jakieś moce, których mogłabym ci pozazdrościć - powiedziałam, rozglądając się za czymś z rodzaju zimnego okładu.-Apropos, jak twoja głowa?

Alpin? Sorry, ze tak długo, ale nie potrafiłam się zebrać, to jedna rzecz, a druga: wypadłam z wprawy

Od Hiro do Kaylay

Siedziałem pod drzewem, patrząc ze spokojem na spacerujące wilki. Zdarzały się pary, czasem grupki, jednak przeważały single. Każdy gdzieś się spieszył, nie zwracał uwagi na mnie, czarnego basiora, ani na piękną pogodę. Upały, jakie towarzyszyły nam od paru dni, zostały na szczęście zakończone przez niewielką burzę i wiaterek, który przyjemnie schładzał nasze ciała.
Szczerze powiedziawszy, z niejaką zazdrością patrzyłem na patrole, które przemierzały las. Oni przynajmniej mieli co robić, a dla takiego kogoś jak ja, zwykłej eskorty, robota znajdywała się raz na dłuższy czas. Jedna wielka nuda.
- A co mi tam, przejdę się. - Mruknąłem do siebie. Wstałem i, nucąc pod nosem, ruszyłem w nieznanym mi kierunku. Szedłem dróżką, mijając niekiedy wilki.

***

Było już późno, gdy dostrzegłem piękną sarnę, skubiącą młode drzewko. Soczysty zad stworzenia aż krzyczał do mnie "Zjeeeedz mnie". Będąc szczerym, nie dałem się długo kusić.
Zakradłem się do zwierzęcia tak, aby wiatr wiał mi w pysk - nie mogła mnie wyczuć. Stąpałem ostrożnie, nad każdym krokiem myśląc dwa razy. Gdy byłem już blisko, skoczyłem na szyję zaskoczonej sarny i jednym potężnym kłapnięciem kłów niemal odgryzłem jej głowę.
- Mniam - oblizałem wargi - będzie pyszna kolacja. - Powiedziałem z zadowoleniem i odciągnąłem truchło między drzewa, aby w spokoju móc zjeść.
Gdy już zabierałem się za posiłek, dostrzegłem wystającą zza drzewa łapę.
- Co do cholerki? - Mruknąłem, podchodząc bliżej. Moim oczom ukazała się leżąca wadera. Przybrałem kamienny wyraz pyska, a moje oczy ponownie stały się barierą, oddzielającą Mnie od mojego rozmówcy. - Hej, żyjesz? - Zapytałem głośno. Wtedy oczy wadery otworzyły się, i rozejrzała się zaspana dookoła. Spojrzała na mnie i drgnęła. - Hej, spokojnie - zacząłem - jestem Hiro. Jesteś na terenach Watahy Smoczego Ostrza. Co tu robisz, jeśli mogę wiedzieć? - Z lekkim trudem przywołałem pogodny wyraz pyska, patrząc na nią i czekając. - Może chcesz coś zjeść, tak poza tym? - Wskazałem za siebie na truchło.

Kaylay? Może zjemy? :P

27 października 2017

Powrót!

Kianixie powraca do watahy!

Od Thanatosa CD. Kaylay

Leżałem w wejściu od mojej jaskini, obserwując powolnie zachodzące słońce. Wyczekiwałem odpowiedniej pory, żeby pod osłoną nocy udać się na dłuższy spacer. Księżyc piął się ku szczytowi nieba, które w połowie miało kolor dojrzałej pomarańczy, a w drugiej zachodziło granatem zmieszanym z fioletem. Drugi kolor powolnie pochłaniał „pomarańczę”... Po jakiejś godzinie niebo stało się całe granatowe i pokazywały się pierwsze, leciutko świecące gwiazdki. Była to odpowiednia pora, żeby wyjść. Powoli podniosłem się na łapach, lekko przy okazji przeciągając się. Moje kości przyjemnie strzeliły, ale ulga. Mimo że byłem dość młodym wilkiem, już miewałem problemy z kręgosłupem, szczególnie przy schylaniu i dłuższym leżeniu. Z łapami nie było lepiej, czasem drżały tak bardzo, że nie mogłem ustać na nogach. Jednakże starałem się to kontrolować i nie dopuszczać do takich sytuacji.
Wyszedłem z jaskini. Coraz więcej gwiazd pojawiało się na niebie. Pogoda odpowiadała typowej letniej pogodzie, czyli jak to zazwyczaj bywa wieczorami, było dość chłodno. Miła odskocznia od strasznie gorącego dnia. W sumie to lubię lato, ale czasami przytłaczają mnie tak gorące temperatury, jak w ostatnich dniach. I dlatego postanowiłem się trochę orzeźwić dzisiejszym nocnym spacerem. Wszedłem do lasu otaczającego moją jaskinię. O dziwo, wiał w nim lekki wiaterek. Drzewa, krzewy, a nawet krótka trawa poruszała się zgodnie z kierunkiem powiewów wiatru.
W sumie to nie wiem, czemu wszedłem do lasu, skoro chciałem pooglądać gwiazdy, tak jakoś wyszło. Chyba jednak nie jestem zbyt dobry w planowaniu, jednakże pomyślałem, że mogę najpierw pospacerować po lesie i dopiero później udać się na jakąś polanę, żeby móc poobserwować niebo. Napotkałem na rozwidlenie dwóch dróg. Poszedłem lewą, bardziej zarośniętą ścieżką bez większego namysłu. Mimo że las w tym miejscu był mocno zarośnięty, bardzo mi się podobał. Panowała różnorodność krzewów, wiele z nich było owocowych lub po prostu zdobiły je różne kwiaty. Drzewa za to były bardzo mało różnorodne. Tylko co jakiś czas bylem w stanie ujrzeć jakąkolwiek brzozę. Przeważały dęby, kasztanowce i buki.
Po pewnym czasie ujrzałem dość duże, o wiele większe w porównaniu do innych, drzewo. Postanowiłem podejść do niego, gdy byłem parę metrów od drzewa, przetarłem oczy, ponieważ na ziemi zobaczyłem wilka, dość małego. Wilk wyglądał mi na bardzo drobnej postury waderę. Ruszyłem w jej stronę szybszym niż wcześniej krokiem. Co, jeżeli potrzebowała pomocy? Albo coś jej się stało? Albo co najgorsze?.. Nie byłem w stanie dokończyć ostatniej myśli, ponieważ dzięki moim długim łapom, po paru krokach stanąłem naprzeciwko jej i zauważyłem, że śpi. Kamień spadł mi z serca. Widziałem już wiele śmierci wilków, ale każda była dla mnie tak samo nieciekawa, jak poprzednia. Nie przyzwyczaiłem się.
Schyliłem się lekko, ponieważ wadera ta była naprawdę mała w porównaniu ze mną, nie wiem, czemu wyrosła ze mnie taka wielka kreatura, skoro moi rodzice byli dość niscy i... Normalni... Potrząsnąłem łbem, odganiając od siebie te myśli. Postanowiłem obudzić waderę, przecież nie mogłem jej tak zostawić. Podszedłem jeszcze bliżej i lekko potrząsnąłem ją łapą.
- Hej, wstawaj – powiedziałem, a po chwili dodałem – las to niezbyt dobre miejsce na sen.
Nie musiałem długo czekać. Wilczyca lekko poruszyła się, powoli otworzyła oczy, spojrzała na mnie i zastygła w bez ruchu, wstrzymując oddech i wybałuszając na mnie oczy.
- Tak wiem, że dziwnie wyglądam. Nie, nie chce Ci nic zrobić – powiedziałem, robiąc dwa kroki do tyłu.
Widać było, że wilczycy trochę ulżyło i nie leżała tak skamieniała, jak wcześniej. Podniosła się do pozycji siedzącej, nadal bacznie mnie obserwując. Nie powiedziała jeszcze żadnego słowa, więc postanowiłem przejąć inicjatywę.
- Przepraszam, że Cię obudziłem, ale przechodziłem obok i postanowiłem sprawdzić, czy nic Ci nie jest – wytłumaczyłem jej, jak się tu znalazłem.
- Ehh, no okej – cicho odpowiedziała mi wilczyca.
Widać, że była dość zrezygnowana i nie miała za bardzo co ze sobą począć, ponieważ nadal siedziałam w miejscu, nawet lekko spuściła głowę. Wyglądała, jakby było jej trochę wstyd z tego powodu, że znalazłem ja śpiąca pod drzewem.
- A właśnie, nie przedstawiłem się. Nazywam się Thanatos, ale możesz mi mówić Than. A Ty? Jak masz na imię? - zapytałem.

Kaylay?

26 października 2017

Powitajmy Mirani!

stworzone przez właściciela
Żeby skończyć, trzeba zacząć.

Imię: Mirani
Pseudonim: Mir, Mira, Miran, chętnie przyjmę propozycje nowych.
Wiek: 6 lat
Płeć: Wadera 
Charakter: Mirani jest optymistką, lubi zawierać nowe przyjaźnie. Miła, czasem wrażliwa. Lubi żartować, ale czasem używa czarnego humoru. Delikatna, ale ruchliwa, lubi skakać, biegać i kręcić się. Jest odważna, ale nie lubi walk, choć może się to wydawać dziwne. Woli raczej odkrywać, niż walczyć. Często wyrusza na wyprawy, mimo, iż nie jest to jej praca. Poszukuje nowych roślin, czasem szuka zwierząt, poluje, lecz rzadko, tylko gdy musi. Jest zaskakująca, dla bliskich jej osób jest świetną przyjaciółką. Aspiruje na stanowisko odkrywcy.
Wygląd: Mirani ma gładką białą sierść. Jest na bardzo miła, lśniąca, i gładka, idealnie grzeje zimą. Jej oczy są intensywnie turkusowe, a znakiem charakterystycznym jest wyłamane w dół lewe ucho, i fiolka zawieszona na szyi z dziwnym niebieskim proszkiem. W zasadzie nie służy on niczemu, ale oświetla drogę w ciemności. Na ciele znajdują się niebieskie blizny, a na zadzie ma księżyc. Jej ogon jest praktycznie ciągle podniesiony, a blizna na nim świeci gdy używa czarów, tak samo jak księżyc, co ułatwia wykrycie.
Stanowisko: Ogrodnik
Umiejętności: Intelekt: 8 | Siła: 8 | Zwinność: 10 | Szybkość: 10 | Magia: 6 | Wzrok: 3 | Węch: 2 | Słuch: 3
Rasa: Wilk Wody
Żywioły: Woda
Moce:
- Strzela strumieniami wody
- W wodzie może się unosić ponad powierzchnię
- Nie może się utopić
- Umie tworzyć tarczę z wody
Rodzina: 
Okami - matka, nie kochała jej
Takeru - ojciec, miał do niej jakieś serce, ale też jej zbytnio nie kochał.
Siostra - ...
Partner: Poszukuje
Potomstwo: Brak, ale kiedyś na pewno.
Historia: Najpierw gnębiona przez rodzinę i okoliczne wilki ze względu na blizny, potem wyśmiewana. Uciekła do lasu w którym spędziła cały rok. Nie było to przyjemne, ale dało jej prawdziwą szkołę życia. Była sama, lecz dała radę: po kilku dniach głodówki spróbowała polowania, gdy coś ugryzło ją na dole, zaczęła sypiać na drzewach. Poradziła sobie, i choć nie było to przyjemne to nauczyła się przetrwania i nie żałuje tej decyzji. Pewnego dnia znalazła watahę, i spróbowała wejść. Udało się, i trafiła tam na stałe.
Przedmioty: Fiolka z świecącym proszkiem.
Właściciel: katja.beelund@gmail.com | Merik
Ocena: 0/0

Nowy basior - Makotoshi!

.Shining. by RatShark
RatShark
Jedna księga nie kryje w sobie wszystkiego, tak samo jak jedno życie.

Imię: Makotoshi
Pseudonim: Mako, Makoto, a u bliskich Makoś. Jednak zdarza się też jak inni nazywają go Czarną Bestią
Wiek: 6 lat
Płeć: Basior
Charakter: Mako to spokojny basior, który lubi posiedzieć z nosem w książce. Najczęściej siedzi w bibliotece, którą nazywa swoim drugim domem, chociaż nie poleca tam chodzić, ponieważ często czyta różne zaklęcia nocy, które mogą źle wpływać na emocje innych wilków. Czarna bestia lubi czasem też bawić się w nietoperka lub po udawać małego brzdąca biegającego po ścianach oraz suficie, jednak ma też swoją ciemną stronę. Posiada różne napady agresji i potrafi wtedy przywołać mroczne stwory, a nawet swojego ,,przyjaciela". Przy okazji za pewne teraz chcecie wiedzieć kto to ten ,,przyjaciel". Jest to duch, który towarzyszy mu do dnia dzisiejszego, zwie się Hitoru - jest najlepszym jak i jedynym przyjacielem wilka z czachą. Niebieskooki duch nie troszczy się za bardzo o basiora, jednak nie ma go też gdzieś. Kiedyś stwór znalazł Makotoshiego w mrocznych dolinach jak był malutkim ,,szczurkiem" i zabrał do swojego domu, biblioteki nocy.
Wygląd: Makotoshi to dwu ogonowy wilczur o granatowo-szarej sierści z jasnoniebieskim brzuchem. Zamiast normalnego pyska posiada czaszkę, a nad nią średniej długości uszy. Długie nogi z puszącą się sierścią, a na łapach dwa, jasne pazury i kolce na tylnych łapach oraz grzbiecie. Często można zauważyć, że na szyi Makoto posiada dziurę, pomarańczową dziurę przypominającą portal, hmm w sumie to prawda. Jest to portal dzięki któremu on lub ktoś inny może się teleportować. Jego ogon też jest pożyteczny, posiada kolce, jak już wcześniej było wspomniane, które pomagają mu w obronie lub ataku.
Stanowisko: Bibliotekarz
Umiejętności: Intelekt: 12 | Siła: 10 | Zwinność: 5 | Szybkość: 6 | Magia: 11 | Wzrok: 5 | Węch: 6 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Nocy
Żywioły: Noc, cień, harmonia
Moce: Nie jest to moc, ale w nocy ma o wiele więcej siły
*Noc:
- Może zmienić dzień w noc
*Cień:
- Przenoszenie się w cieniu
- Zmienianie się w postać mglistą
*Harmonia:
- Może unosić kilka rzeczy na raz, kiedy to robi można zauważyć jasną aurę wokół
*Inne:
- Potrafi się przenieść do krainy wiecznego snu i z niego wyjść
- Może mieć sny prorocze, ale w większości będzie widział przeszłość innych wilków
- Leczenie przez napicie się krwi
- Wyssanie krwi z przeciwnika, może spowodować utratę przytomności przez wroga
Rodzina: Rodzina Makoto raczej nie jest jakaś cudowna, większość nie żyje, albo nie wie o istnieniu basiora

Rodzice, nie wiadomo co u nich
Matka Xinomi, Ojciec Dexss - Troszczyli się o syna, jednak w wieku 6 miesięcy Makotoshi uciekł i już nigdy nie został znaleziony przez rodziców

Ojczym, niebieski duch, Hitoru - Znalazł Makotoshiego w dolinie i stał się jego drugim ojcem

Rodzeństwo, żyje
Brat Harukoshi - Haru był bardziej lubianym dzieckiem, ale i tak rodzeństwo nigdy się nie rozłączyło

Dziadkowie od strony ojca, nie żyją
Dziadek Chess i babcia Inomi - Basior ich nigdy nie poznał, ale miał kiedyś sen o tym, że z nimi rozmawia - mówili, że są zadowoleni z takiego wnuka

Dziadkowie od strony matki, tylko dziadek żyje
Dziadek Helios - Może i jest przeciwieństwem wnuka, ale bardzo go kocha i jest z niego zadowolony. Często czytają różne książki lub zaklęcia, spotkają się też w bibliotece nocy.
Partnerka: Raczej nie teraz
Potomstwo: Marzy o synu, zobaczymy co los przyniesie
Historia: Makoto urodził się w ubogiej rodzinie. Był pierwszym potomkiem Dexssa i Xinomi Sanoko. Po 3 miesiącach życia narodził się jego młodszy braciszek, Harukoshi. Rodzina była dumna oraz zadowolona, szczeniaki codziennie się bawiły, chodziły do szkoły, jednak... nadszedł smutny czas, Makotoshi się zgubił. Cała rodzina go szukała, a on był w mrocznej dolinie.. dlatego nigdy nie został znaleziony, chociaż.. nie takie nigdy, znalazł go niebieski duch, który zwie się Hitoru. Teraz jest jego drugim ojcem i opiekunem. Potem duch zabrał go do nowego domu, do watahy, do.. do przyjaciół czyli do watahy smoczego ostrza. Teraz spokojnie żyje, ale może coś się zmieni.
Przedmioty: Maskotka Szczurka, Eliksir Żywiołu (do wykorzystania)
Właściciel: Szlajmik20@gmail.com | Slajmii | Slajmii 
Ocena: 0/0

Od Ariene CD Akkyachiego

Otworzyłam powoli oczy. Zamrugałam kilkakrotnie, by przyzwyczaić się do ciemności panującej w jaskini. Już na początku mogłam stwierdzić, iż nie jest ona moja, ponieważ nie dostrzegłam kryształowego żyrandolu zawieszonego pod sufitem. Półmrok panujący dookoła przytłaczał mnie odrobinę. Przez krótką chwilę nie miałam pewności, czy wczorajsza noc nie była tylko snem, gdy poruszyłam się odrobinę poczułam piekący ból na plecach. W uszach ponownie zagościł nieprawdziwy świst bata, tworzącego czerwone linie. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, tworząc niewielkie korytko krwi. Przypomniało mi to o tym, jak mężczyzna zlizał słoną kroplę z mojego policzka. Zastanawiało mnie, jakim sposobem sprawił, że ta go nie zraniła. Szybko jednak odbiłam myślami do innych zdarzeń. Podniosłam się, mając zamiar wstać. Ostatecznie wróciłam do poprzedniej pozycji, nie mając sił na utrzymanie się na nogach.
Błądziłam szmaragdem moich oczu po pomieszczeniu. Dostrzegłam wilczą sylwetkę, sunącą ku mnie. Ślepia basiora błysnęły wyłaniając się z ciemności. Pamiętałam je dobrze, jako jedyne. Wygląd oprawcy całkowicie wypadł mi z głowy. We wspomnieniach pozostała tylko postać, w jakiej oboje byliśmy, oraz oczy. Jednak nie ich kolor, wielkość, czy jakakolwiek inna fizyczna cecha. Pamiętałam sposób, w jaki patrzył. Zimny dreszcz przebiegł przez moje ciało. Nie miałam pewności, czy dane mi będzie przeżyć to spotkanie.
I wtedy coś się zmieniło. Mimowolnie przybrałam postać czarnej istoty, mieszkającej głęboko w moim sercu. Skrzydła wydłużyły się i ściemniały. W ułamku sekundy stałam się demonem. Silniejszym i szybszym od śnieżnobiałego aniołka.
Podniosłam się bez większego problemu. Machnęłam czarnym ogonem i uśmiechnęłam się w stronę wroga. Powaliłam go na ziemię. Zauważyłam jego kpiące spojrzenie, jednak gdy spróbował zrzucić mnie z siebie, okazało się, iż nie jest w stanie tego uczynić.
- Teraz ja ustalam zasady gry. - szepnęłam mu do ucha.




Akky? Pamiętasz jak mówiłam, że nie powinnaś się bać? Kłamałam 
i mam nadzieję, że dasz się trochę zabawić Ariensi. Ładnie proszę *robi maślane oczka*

P.S. Sorka, że tak zmieniam osobę, w której piszę, ale stwierdziłam że w pierwszej lepiej mi to wychodzi. I nie krzycz, że krótkie, ale mam jeszcze kilka innych opek do napisania, a czas nie jest moim przyjacielem.

Od Kaylay

Biegłam. W zasadzie nawet nie wiedziałam w jakim to celu. Biegłam. Pomimo tego cały czas zostawiłam w tyle. Biegłam, ale nie nadążałam nad wszechświatem, który biegł razem ze mną - przewróciłam się. ~ obudziłam się. Byłam cała spocona.
- No cóż chyba pora wstawać ...- oznajmiłam sobie. Promyki słońca delikatnie zajrzały do środka mojej jaskini. Stwierdziłam, ze wypadałoby udać się na małe polowanie.
Juz chwile po samym wyjściu zdążyłam potknąć się o głaz leżący na mojej drodze oraz nadziać się na gałąź drzewa, a gdy w końcu ujrzałam potencjalne śniadanko, zaplątałam się o własne łapy. Przeklęte lasy mnie nienawidzą! Po dłuższym czasie, zrezygnowana, zdecydowałam wrócić do domu.
- ZARAZ ZARAZ - krzyknęłam na cały las, uświadamiając sobie iż nie mam zielonego pojęcia, skąd przybyłam. Wybuchnęłam śmiechem i zaczęłam turlać się po ziemi.  Wczoraj wybrałam sobie dom-dzisiaj go zgubiłam, normalnie nowy rekord. Mój śmiech nie trwał jednak długo. W momencie kiedy zaczęłam się dławić, otrząsnęłam się.
- Jesteś sama w lesie, jest już popołudnie, nic nie jadłaś - podsumowałam swoją aktualna sytuacje. Prawdopodobnie nie był to wymarzony scenariusz dnia, aczkolwiek zdecydowanie bywało gorzej. Najgorsze jednak nie były wymienione wcześniej fakty, a wrażenie bycia obserwowaną, które towarzyszyło mi już od pewnego czasu.
- No pięknie! Kompletnie oszalałam! Zaraz ktoś na mnie napadnie i przynajmniej będzie święty spokój - Kroczyłam tak samotnie przez las,  nie mając pojęcia gdzie zmierzam. Całe szczęście los się do mnie uśmiechnął, albo raczej trochę mniej się wykrzywił w moją stronę i ofiarował mi padlinę, w zasadzie były to chyba pozostałości czyjegoś obiadu, ale w obecnej sytuacji, zdecydowanie taki posiłek mi odpowiadał. Nie byłam pewna ile dokładnie wędrowałam, jednak zaczęło już się zaciemniać. Zerwał się delikatny wiatr, który sprawił, iż las wydawał się tańczyć, czy tez świętować zakończenie kolejnego dnia. Znalazłam niewielki kącik pod drzewem, w którym to zdecydowałam się przenocować. Położyłam się, a las śpiewał mi na dobranoc. Jakoś tak przestałam się o cokolwiek martwić i myśleć o przyszłości. Zdziwiłam się, ze osiągnęłam taki stan bez jakichkolwiek używek, po czym spokojnie zasnęłam.

Ktoś może chciałby mnie znaleźć?

25 października 2017

Od Layer C.D. Ayoko Sato

Wadera dalej stała i tylko patrzyła się na mnie, jak ciele na malowane wrota. W sumie to muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie byłam w tak dziwnej sytuacji. Zazwyczaj od razu zostałam informowana, czy druga osoba chcę kontynuować rozmowę ze mną, czy nie. W tym przypadku było zupełnie inaczej. Wadera tylko stała jak wryta. Nie wiedziałam co mam robić. Może przez tego guza coś jej siadło na mózg?.. Nie no, bądźmy dobrej myśli. Postanowiłam znowu zagadać. Cisza ta była strasznie długa, żadna z nas w ogóle się nie odzywała. Musiałam przerwać to milczenie, bo owa wilczyca chyba mogłaby stać tak do rana, patrząc się na mnie.
- Powiesz coś wreszcie? Pomóc ci wrócić do domu? - spytałam, próbowałam brzmieć jak najcieplej, ale powoli traciłam cierpliwość.
Nagle stało się coś tak niespodziewanego, myślałam, że padnę. Wadera spojrzała się na mnie a następnie odwróciła się i po prostu poszła w drugą stronę. Ze zdziwienia aż otworzyłam pysk i siedziałam tak "zacięta" przez parę minut. Patrzyłam się na miejsce, w którym przed chwilą stał wilk.
- Co do?.. - powiedziałam cicho do siebie.
Rozejrzałam się po okolicy, potrząsnęłam łbem, gdy dotarło do mnie w końcu, co się stało. Wstałam, lekko otrzepałam się z ziemi. Zaczęłam iść żwawym krokiem w stronę mojej jaskini. Na szczęście nie znajdowała się ona daleko. Dlatego udało mi się do niej dotrze jeszcze przed totalnym zmrokiem. Weszłam w głąb mojego mieszkanka, doszłam do mojego legowiska i rzuciłam się na nie. Byłam naprawdę zmęczona po dzisiejszym dniu. Rano małe polowanie, w południe trening a na wieczór, eee... Spotkanie?.. Nawet nie wiedziałam jak to nazwać, dlatego postanowiłam iść spać i nie zawalać tym sobie głowy. Przewróciłam się na drugi bok, delikatnie się pokręciłam i w końcu usnęłam...

***

Rano obudziły mnie promienie słoneczne padające prosto na mój pysk. Lekko otworzyłam oczy i od radu ja przymrużyłam, bo oślepiło mnie światło. Przeciągnęłam się na leżąco i ziewnęłam. Przewróciłam się na drugi bok, chciałam iść spać dalej, ale... Przypomniała mi się wczorajsza sytuacja. Otworzyłam nagle szeroko oczy i lekko spięłam mięśnie. Może była to tylko halucynacja? Takie sytuacje chyba się nie zdarzają. Nie, nie, nie.. Tak nie było... Ale...
- Nie wierzę - powiedziałam cicho wstając i siadając na posłaniu.
To zdarzyło się naprawdę, to nie był sen...
Postanowiłam znaleźć waderę, może jej się coś stało, może nie dotarła do domu? Nie mogę się tym męczyć. Muszę ja znaleźć. I jak pomyślałam, tak zrobiłam. Wstałam i jak wstałam, tak wyszłam. Nawet nie przygotowywałam się specjalnie. Po prostu opuściłam moją jaskinię i udałam się w stronę miejsca, w którym wczoraj ostatni raz widziałam wilczycę. Po jakichś dwudziestu minutach już byłam na miejscu. Rozejrzałam się po małej polance, na której wczoraj przebywałyśmy. Zauważyłam miejsce, w którym stała wadera oraz jej kroki. Zaczęłam podążać po śladach starając się nie zboczyć z nich. Starałam się robić jak najmniej hałasu, poruszałam się bezszelestnie, przeszłam już dość długą drogę, gdy nagle... Zobaczyłam ciało. Już myślałam o najgorszym, podeszłam bliżej. Na ziemi leżała wilczyca, którą wczoraj spotkałam. Na szczęście żyła. Postanowiłam ją obudzić, nie będzie spała jak jakiś bezdomny w lesie, w przypadkowej kałuży...
- Halo, pora wstawać - lekko potrząsnęłam wilkiem, przyglądając mu się uważnie.
Długo nie musiałam jej budzić, po chwili otworzyła ona oczy i szybko poderwała się do pozycji siedzącej.
- Co, zgubiłaś się jednak? - spytałam.
- Nie - odpowiedziała mi dość chłodno.
Trochę się zdziwiłam oraz jednocześnie lekko się zdenerwowałam, bo próbowałam dowiedzieć się czegokolwiek o tej waderze, proponowałam jej jakąkolwiek pomoc, poradę, rano poszłam jej szukać a ona nadal zachowuje się jak... Nie powiem co?! O nie, tak nie będzie, ja sobie w kaszę dmuchać nie dam. Powoli zaczęło się we mnie budzić moje gorsze "Ja", ale starałam się to opanować.
- Niech ci będzie - rzekłam z rezygnacją, jednakże próbowałam dalej. - A może pomóc ci w polowaniu?
- Nie jestem szczeniakiem! - odwarknęła mi wadera.
- Taaa, jasne. Może nie wiekowo, ale mentalnie jak najbardziej - odgryzłam się jej.
Popatrzyłam się waderze głęboko w oczy, wiedziałam, co stanie się dalej, przewidziałam to. Jednakże nie próbowałam uciekać. To byłoby bez sensu... Nagle wadera rzuciła się na mnie, wiedziałam, że tak będzie. Przewróciła mnie i stała nademną. Widziałam w niej żądze śmierci, mojej śmierci. Jednak nie obawiałam się, tylko zawadiacko się uśmiechałam. Wadera była lekko zdziwiona moją miną... W tym momencie coś zrzuciło ją ze mnie. Niestety mogę się tylko domyślać kto to, mam parę pomysłów, ale to nie czas na rozmyślanie. Od razu po tym incydencie poderwałam się i odeszłam parę kroków dalej. Chciałam dać sobie z nią spokój i po prostu odejść, ale oczywiście nie było to tak łatwe, jakbym chciała.
W momencie, w którym zrobiłam parę kroków w tył, wilczyca szybko wskoczyła na gałąź najbliższego drzewa. Myślała chyba, że nie umiem poradzić sobie z lodem, haha, śmieszne. Usłyszałam charakterystyczny odgłos, towarzyszący zamrażaniu przedmiotów. Gruba warstwa bardzo twardego lodu zbliżała się do mnie po ziemi niesamowicie szybko. W tym samym momencie za pomocą telekinezy uniosłam większy, nieoblodzony konar nad ziemię i teleportowałam się na niego. Wilczyca przez chwilę nie wiedziała, gdzie jestem. Uniosłam w górę parę konarów i teleportowałam się z jednego na drugi przy okazji skacząc po nich. Wadera próbowała dogonić mnie wzrokiem, ale było to wręcz niemożliwe. Po paru minutach takiego skakania poczułam już lekkie zmęczenie. Chciałam to jak najszybciej zakończyć. Teleportowałam się razem z moimi "platformami" jak najbliżej wilczycy. Spojrzałam jej głęboko w oczy. wydawało mi się, że czas się zatrzymał. Lód rozchodził się coraz wolniej, zaczął powoli dosięgać moich platform, które powolutku zaczynały pokrywać się szronem... Wdarłam jej się do umysłu pokonując wszystkie "zabezpieczenia". Pokierowałam waderą tak, że udało mi się nakłonić ją do przerwania zamrażania naszego otoczenia. Widać, że była tym dość mocno zmęczona.
Świat wrócił do normalności, opuściłam głowę wilczycy. Przestałam unosić "moje" konary, lód zatrzymał się i nie pochłaniał już ziemi, drzew i innych rzeczy. Unosiłam się na jednej z moich platform idealnie na przeciwko wadery, która ciągle siedziała na gałęzi. Byłam zmęczona. Ona również, było to widać.
- To jak, możemy już skończyć? - westchnęłam mając nadzieję, że to już koniec.

Ayoko Sato?

23 października 2017

Od Lirii CD Nicolay'a

Zupełnie nie spodziewałam się Taravii. Jej widok sprawił, że spięłam wszystkie mieśnie, właściwie nie wiem dlaczego, być może z zaskoczenia.
Taravia rozejrzała się wokół. Wyglądała, jakby chciała mnie przejrzeć na wskroś.
Przygryzłam wargę. Zupełnie nie wiedziałam jak się zachować. Skinęłam znacząco na Nicolaya. Widziałam, że też się trochę speszył. Wymieniliśmy po kilka niewerbalnych słów ruchem głowy. Mama Nico przyglądała się temu z zaciekawieniem. Po chwili wyraźnie zaczęła się niecierpliwić.
- Droga mamo, oto moja ukochana Liria De La Irian - Nico przejął inicjatywę. - Lirio, to moja mama, nasza sławna alfa, chociaż... już się znacie.
- Miło cię widzieć, moja droga - zaczęła z całym swym przywódczym dostojeństwem. - Chętnie poznam bliżej wilczycę, którą - jak się dowiaduję - mój Nico darzy uczuciem.
- Ja również nie pozostaję mu dłużna, pani - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Widzę, że czujecie się razem wspaniale. Jakie to dla mnie szczęście widzieć radosnego najmłodszego syna!
- To prawda, mamo - powiedział Nicolay i chwycił moją łapę jeszcze mocniej niż wcześniej.
Oczy Taravii roziskrzyły się serdecznością.
- Chciałabym poznać twoją rodzinę, Lirio - zwróciła się. - Czy jakiś twój krewny jest gdzieś niedaleko?
Nastała chwila ciszy. Przez mój umysł przepłynęło tysiąc myśli. Co odpowiedzieć? Z mojej rodziny nie umarła jedynie moja mama Elora, w dodatku nie wiedziałam, czy zechce tu przybyć. Co najważniejsze, jak zareaguje na to, że w moim życiu pojawił się basior.
Taravia kiwneła głową na znak oczekiwania odpowiedzi. Westchnęłam.
- Moja mama, królowa Helipiry, tylko ona żyje i nie jestem pewna, czy zgodzi się tu przybyć.
Odsunęłam się trochę i zaczęłam kreślić list do mamy. Teoretycznie, sama mogłam teleportować się na wyspę, ale uznałam, że korespondencja będzie bardziej taktowna. Tak brzmiała treść listu:


Wasza Mość, Kochana Mamo!
Piszę do Ciebie, ponieważ chcę Ci oznajmić, że nie jestem już sama. Pewien wilk sprawił, że jestem szczęśliwa, że czuję się w Watasze Smoczego Ostrza jak w domu. Bardzo Cię kocham i mam nadzieję, że przybędziesz do mnie, by go poznać i jego rodzinę.
Twoja Córka
Liria De La Irian


Przywołałam odpowiednie zaklęcie i posłałam list na Helipirę w obecności Nico i Taravii.
Odpowiedź nadeszła prędko.

Nicolay? A może Taravia?

22 października 2017

Powitajmy Kaylay!

Purrchinyan

Imię: Kaylay
Pseudonim: oprócz określeń „niezdara”, „chodzący chaos”, „idiotka”, „kto to rodzi?”, chyba nie dostała żadnych miłych pseudonimów
Wiek: 4 lata
Płeć: Wadera 
Charakter: Kaylay jest hmm... specyficzna? Tak, to zdecydowanie dobre określenie.
Kaylay jest specyficzna. Nigdy nie była lubiana i nie miała wielu przyjaciół. Kogo mamy tu oszukiwać? Ona nie miala żadnych przyjaciół. Jest wyjątkowa niezdarą i mistrzynią nietaktu. W żadnej watasze nie zatrzymali jej na długo. A to powiedziała coś niestosownego do nieodpowiednich ludzi, po czym wywołała wojnę domową, a to znowu przywołała niechcący potwora z innego wymiaru. Jest chodzącym pasmem nieszczęść i inne wilki często ją o tym uświadamiają. Pomimo tego, stara się wciąż uśmiechać i jakoś brnąc przez życie. Specyficzne ma również poczucie humoru, co także jest prawdopodobnie czynnikiem wpływającym na jej relacje z innymi. Często zdarza jej się mówić do siebie (komuś się w końcu musi wygadać!). Ma bujna wyobraźnie, czym wynagradza sobie brak znajomych.
Wygląd: Wadera jest dość niska i szczupła. Jej futerko, w odcieniach beżu, jest wyjątkowo mięciutkie. Włosy na jej głowie niedbale opadają na jej pyszczek, a w uszach ujrzymy sporo podobnych kolczyków. Na policzkach ma charakterystyczne dwa krzyżyki, nikt do końca nie wie skąd takie umaszczenie, ale mniejsza z tym. Jej duże żółte oczy, często zerkają daleko w obłoki, a jej dusza jest w innym wymiarze.
Stanowisko: Zielarz
Umiejętności: Intelekt: 8 | Siła: 6 | Zwinność: 1 | Szybkość: 7 | Magia: 9 | Wzrok: 10 | Węch: 3 | Słuch: 6
Rasa: Wilk Lodu
Żywioły: Śnieg, lód, chłód
Moce:
- potrafi tworzyć co tylko zapragnie z śniegu i lodu (i nie mówię tu o budowaniu bałwana)
- w ogóle potrafi stworzyć lód oraz śnieg
- bije od niej chłód (ale czy ja wiem, czy to moc?)
- potrafi nie tylko sprawić aby komuś było zimno, ale również jest w stanie kogoś rozgrzać
Zapewne ma jeszcze jakieś zdolności o których nie wie.
Rodzina: Rodzina się do niej przestała przyznawać już jak była malutka.
Partner:
Potomstwo:
Historia: Była to ciężka burzliwa noc. Kaylay wędrowała samotnie poprzez jakieś tajemnicze lasy. Dlaczego? Poprzednia wataha doszła do wniosku, ze jest ona jakimś złym duchem czy innym demonem, i po prostu przynosi pecha. No cóż, da się przyzwyczaić. W końcu dotarła do terenu jakieś watahy, o której jeszcze nie słyszała. Dostała pozwolenie (jakimś cudem) żeby rozmawiać z alfą. Opowiedziała skad przybywa i dlaczego opuściła poprzednie stado. Jako tako ją przyjęto, jednak dostała stanowisko w którym nie będzie w stanie wyrządzić innym za dużej krzywdy.
Przedmioty:
Właściciel: Pomidorkalarepa@gmail.com
Ocena: 0/3

Odchodzi

Z lekkim [mhm...] opóźnieniem usuwam z watahy Xarath.
Powód: decyzja właściciela.

Pixel blood by RaveFear

21 października 2017

Od Ayoko Sato C.D. Layer

Stałam dalej i gapiłam się na nią jak ciele na malowane wrota. Z resztą co miałam robić innego? Było słychać szum wiatru.
- Powiesz coś wreszcie? Pomóc ci wrócić do domu? - spytała znowu wadera.
Popatrzyłam się na nią odwróciłam się i poszłam nie wiem w jakim kierunku. Ciemna noc i pełnia księżyca. Wadera wziąż patrzyła się na mnie jak na głuchą. W końcu poszła. Ja szwędałam się samotnie przez całą noc. Nastawał gorący ranek, a mnie zmożył głęboki sen. Położyłam się z łapami zamoczonymi w wodzie i usnęłam. Po kilku godzinach zbudził mnie wilk. Okazało się że tym wilkiem była wadera mtórą spotkałam wczoraj.
- Co, zgubiłaś się jednak? - spytała
- Nie - odpowiedziałam chłodnie.
- Niech ci będzie. Pomóc ci w polowaniu?
- Nie jestem szczeniakiem!
- Taaa. Może nie wiekowo, ale zapewne ze stanowiska!- zaczęła się śmiać i wyśmiewać mnie od szczeniaka.
Rzuciłam się na nią przewracając ją. Już miałam ją zabić, ale jakiś wilk podczas mojej nieuwagi odepchnął mnie od niej. Rozpłynął się w powietrzu więc żadna z nas go nie widziała.Wstałam i poszłam se w inną stronę a ona w inną.
Weszłam na drzewo i położyłam się obserwując waderę. Oczywiście nie do końca opanowała moc zamrażania dotykiem spowodował że gałąź zamarzła i się złamała. Wadera się odwróciła i zaczęła na mnie się gapić. Ziemia szybko zaczęła zamarzać i gruby, mocny i śliski lód zbliżał się w mgnieniu oka do wadery.

Layer?

Od Layer CD. Ayoko Sato

Był wieczór. Siedziałam w mojej małej, przytulnej jaskini i spożywałam królika upolowanego parę minut temu. Nie lubię jeść na dworze. Po spożyciu mojego jedzenia wstałam i postanowiłam, że udam się na krótki spacer po okolicznym lesie. Wiedziałam jednak, że nie skończy się tylko na spacerze. To dlatego, że kocham biegać, kocham pokonywać różne przeszkody terenowe. Dzięki temu większość niby zwinnych i szybkich wilków nie ma szans w starciu ze mną. Wiem, jestem dość pewna siebie, ale tylko w tym temacie. Oprócz tego moja samoocena jest bardzo niska...
Czas bardzo szybko mi minął, przeszłam przez jakąś łąkę i stałam już na skraju lasu. Bór ten był bardzo gęsty, ciemny i wyglądał dość złowrogo o tej porze dnia. Oczywiście nie zniechęciło mnie to do wejścia w puszczę. Powoli zagłębiałem się w odmętach lasu. Mimo, że szłam coraz głębiej, nie stawał się on coraz gęstszy. A raczej na odwrót. Był on dość mało porośnięty drzewami, krzewami czy inna roślinnością. Idąc, co jakiś czas spotykałam małe jeziorka i inne tego typu malutkie zbiorniki wodne.
- Idealnie... – powiedziałam do siebie cicho z zawadiackim uśmiechem.
Chwilkę namyślałam się, jak mogę to rozegrać. Nagle wyrwałam z miejsca bardzo szybkim biegiem. Przebiegłam najpierw pod wysokimi krzewami, kuląc się, by kolce owych krzewów mnie nie dosięgnęły. Następnie tuż po nich przeskoczyłam przez wielki zwalony, porośnięty mchem pień. Po drugiej stronie wylądowałam idealnie w środku jednego z małych jeziorek, nawet nie wiem czy to było jeziorko... Wyglądało trochę bardziej jak kałuża... Ale nie było czasu by się nad tym rozwodzić, bo wybiegając z jeziorka musiałam przeskoczyć mały krzew.
Przez pewien czas biegałam tak pokonując różne przeszkody, aż w końcu zwolniłam do bardzo wolnego truchtu i wywiesiłam jęzor ze zmęczenia. Bardzo głęboko oddychałam. Starałam się jak najszybciej ogarnąć. Było to dość trudne, ponieważ serce przez tą aktywność fizyczną biło jak oszalałe a futro było całe mokre od wody i potu. Wyglądałam okropnie, dlatego też, udałam się do najbliższego, czystego jeziorka z prawdziwego zdarzenia i obmyłam swoje futro oraz łapy. Mimo tego, że byłam cała mokra od wody było mi ciepło. W końcu jest lato.
Była już dość późna pora a księżyc wspinał się powoli ku szczytowi nieba. Szłam spokojnym krokiem w stronę mojej jaskini, gdy nagle usłyszałam szelest, co było dość dziwne, bo mam bardzo słaby słuch. Jednakże wzrok mam wybitny, a moje turkusowe oczy, lekko świecące neonową poświatą były w stanie dojrzeć nawet najmniejszy szczegół w dzień, jak i w nocy. Odwróciłam łeb i w świetle księżyca ujrzałam posturę jakiegoś wilka, wyglądał on na waderę.
- Hmm, kto oprócz mnie szwenda się po tym lesie... – cicho mruknęłam pod nosem do siebie.
Podeszłam parę kroków bliżej. Tak, była to wadera na sto procent. Ujrzałam również więcej detali jej wyglądu. Jej futro było koloru czarnego z lekkim grafitowym połyskiem a pysk zdobiły kremowo-beżowe kropki nad dwukolorowymi, przenikającymi oczami. Podeszłam jeszcze bliżej, dzieliło nas tylko parę metrów. Wadera wpatrywała się we mnie i stała jak słup soli. Nie wyglądała jakby chciała pierwsza coś powiedzieć, dlatego ja przejęłam inicjatywę.
- No siema, co się taki patrzysz? Języka w gębie ci zabrakło? – zapytałam, po czym dodałam już trochę milej – nie stój jak słup soli, przecież i tak już z Tobą gadam, więc wypadałoby coś powiedzieć.
Powiedziałam to przewracając oczami i przy okazji siadając.
- Nie zabrakło mi języka w gębie – odwarknęła mi.
- O, widzę ostra babka, wydaję się być spoko, trzeba trochę milej w takim razie – pomyślałam i powiedziałam – dobra, luz. Żartuje sobie trochę. Lepiej powiedz czy dojdziesz sama do domu, bo ten guz na Twojej głowie, nie wygląda dobrze.
Powiedziałam to patrząc się ciągle prosto w jej oczy, nie odrywając od nich wzroku. Przeszywałam ją moim wzrokiem na wskroś i próbowałam się czegoś dowiedzieć, bo wadera dalej milczała
- Nie udane polowanie? – powiedziałam wiedząc, czym spowodowana jest rana na jej głowie.

Ayoko Sato?

Od Shante CD Neron

To był moment...
Jeden moment w moim życiu, kiedy naprawdę poczułam swoje bicie serca. Lekko się przybliżyłam, czując jak... Moje życie się zmienia. Oddaliłam się od jego ust i spojrzałam na bukiet, który widniał pod moją łapą.
- Piękny...
- Jak ty - gdy usłyszałam od niego te słowa, zrobiłam się czerwona jak burak. Wyjął jeden z kwiatów i dał mi go za ucho. Uniosłam ponownie uszy, bardziej się rumieniąc. Zaśmiał się lekko, pozwalając mi się wtulić w jego futro. Moment... To był jeden, piękny moment.

SHANTE OBIECAJ ŻE ZAPOMNISZ

W tym momencie moje oczy się rozszerzyły. Skąd ja znam ten głos...? I tak się nie dowiem. Ale nie znaczy, że nie będę o tym myśleć... Nie będę tym martwić Nerona, nie chce, by się w ogóle o mnie martwił.
- Neron...
- Hm? - spojrzał na mnie.
- Zostaniesz u mnie...? - spytałam, wtulając się w jego ciepłe futro. Chciałam aktualnie być tylko przy nim. Jego serce, dusza i uczucia, należą do mnie... Wtulił mnie w swoje futro.
- Jasne... - uśmiechnął się i zamknął oczy, kładąc się ze mną na ziemi. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

*****

To był moment...
Jedyny moment w moim życiu, kiedy miałam wszystko...
Dom
Rodzinę
Przyjaciół.
Wszystko zostało mi odebrane, właśnie tego dnia, którego nie pamiętasz, moja droga. Dzień, w którym musiałaś zmienić bieg wydarzeń...


Otworzyłam oczy, budząc się w jaskini. Lecz nie byłam otulona przez nikogo, ani nie czułam tego ciepła... Czułam chłód.
- Gdzie ja jestem...? 
- Musiałaś tego dokonać, Shante...
- Skąd wiesz, jak mam na imię? - cofnęłam się, słysząc głosy. Rozglądałam się - Kim jesteś?!
- Jestem kimś, kogo nie pamiętasz... Jestem twoim ciałem, duszą, sercem. - prze de mną  wyłoniło się światło - przewodnik.
- O czym ty...
- Pamiętasz.
- Ale o co...
- Pamiętasz, po co tu przyszłaś. Wiesz, po co. Pamiętasz, co miałaś znaleźć... - światło zmieniło się na chwilę w dziwną mapę - pamiętasz. Tylko nie chcesz sobie przypomnieć.
- Jaki to jest sens?! Zaakceptowałam, że nic nie pamiętam!
- Nie pamiętasz, bo chcesz, czy się boisz? - zamilkłam. O co jej może chodzić? Nic nie rozumiem...
- To był moment - mój wzrok zrobił się nie osiągalny. Pamiętam te słowa... - Moment, kiedy widziałam i dzień i noc.
- Moment w moim życiu, który zmienił bieg czasu...
- Jedyny moment w moim życiu, kiedy miałam wszystko - światło się zmieniło w posturę wadery - kiedy czułam swoje własne serce.
- Kiedy miałam dom - zaczęłam razem z nią.
- Rodzinę, która kochała mnie.
- Przyjaciół, co mogli stanąć w mojej obronie.
- Watahę, co zawsze była przy mnie, aż do śmierci mojego ojca.
- Samca, co widział we mnie więcej niż słabeusza.
- Serce, dumne niczym pawia.
- Miłość, większą od jakiejkolwiek innej.
- A to wszystko... Był to moment. Moment w moim życiu, który zmienił bieg czasu...
- Wszystko zostało mi odebrane.
- Właśnie tego dnia, którego nie pamiętasz moja droga. Dzień, w którym musiałaś zmienić bieg wydarzeń i wziąć los w swoje ręce.
- Kim jesteś? - spojrzałam na światło. Ta uśmiechnęła się i lekko mnie otuliła.
- Aiua. Twoja... - w tym momencie światło mnie oślepiło.
Nie...
Nie.
NIE! Nie chcę się budzić! ZOSTAW MNIE W ŚNIE! NIE CHCE SIĘ BUDZIĆ! AIUA!
****

Gwałtownie się obudziłam, zauważając, że Nerona nie ma obok mnie. Agresywnie się rozglądałam, zauważając, że na jednym z pergaminów, mam narysowaną mapę. Wzięłam ją i zaczęłam szybko się pakować. Cokolwiek to jest, gdziekolwiek to jest, muszę odkryć prawdę. Wzięłam torbę, zaczynając się pakować. Szybko usłyszałam kroki.
- Shante? Dokąd idziesz?
- Muszę na chwilę wyjść w podróż.
- Dokąd?
- Nie wiem.
- JAK TO NIE WIESZ?!
- NERON, NIE WIEM! Muszę w końcu odkryć kim jestem. Miałam sen. Dziwny sen... Nie mogę stracić okazji. Możesz to pochwalać, możesz mnie próbować powstrzymać, ale nie zrobisz tego. Równie dobrze wyjdę siłą. - skończyłam się pakować i spojrzałam na Nerona. W moich oczach było widać determinację i odwagę, na którą rzadko jest mi zebrać.

Neron? Wybacz, że tak długo :c

Od Akkyachiego CD Ariene

Zrzucił z ramion jasną koszulę, tym samym w pełni odsłaniając swoje silne ciało, pozbawione jakiegokolwiek odzienia, a mimo to wciąż ubrane w wymyślne tatuaże, tak bardzo kontrastujące z bladą skórą ich właściciela. Każdy z tych ciemnych wzorów posiadał inną historię, został zrobiony z innego powodu, ale dopiero wszystkie razem nabierały prawdziwego znaczenia, były częścią Akky'iego i dawały mu poczucie wyjątkowości. Stanowiły swego rodzaju wizytówkę, dzięki której każdy, kto choć raz miał do czynienia z tym mężczyzną, mógł go rozpoznać jedynie po dłoniach. Czarnowłosy chciał, by ofiary pamiętały swojego oprawcę nie tylko dzięki cierpieniu czy przyjemności, nie tylko przez chłodny głos czy szare oczy przesiąknięte władczością. Tatuaże też miały ogromne znaczenie i dlatego właśnie Akkyachi tak chętnie rozebrał się przed obrzydzoną tancerką. W rzeczywistości wcale nie zamierzał jej zgwałcić, bowiem był homoseksualistą, przez co, nawet gdyby chciał, nie miał jak spełnić swojej groźby. Większość kobiet go po prostu nie podniecała, choć musiał przyznać, że torturowanie ich też sprawiało mu jakąś przyjemność. Patrzenie na ból, łzy, słuchanie próśb, błagań. Nawet błahe wiązanie ludzi zwykłym sznurkiem wydawało się być dla Akky'iego bardzo fascynujące. Był po prostu typem człowieka, który nie wstydzi się swojego ciała, a w pełni je akceptuje, swoje marzenia chce spełniać niezależnie od tego jak wysoką cenę za to poniesie, zupełnie jak swoje fantazje.
Wszystkie emocje malujące się w zielonych oczach Ariene tak zainteresowały mężczyznę, że ten teraz stał nad dziewczyną, nie mogąc oderwać od nich wzroku. Jego klatka piersiowa unosiła się powoli, spokojnie, w równych odstępach czasowych, będąc jednocześnie chyba jedynym, oprócz pozycji, w jakiej się znajdował, dowodem na to, że czarnowłosy nadal żyje.
Zachowywał się, jakby w ogóle nie było go w tym pomieszczeniu, taki nieobecny, cichy, że aż przerażający. Nic nie mogło wyrwać go z tego dziwnego transu, nawet uderzające o parapet krople deszczu, pioruny za oknem oraz wiąrzący się z nimi huk.
Dopiero gdy wisząca u sufitu żarówka, dająca słabe światło zgasła, Akky potrząsnął głową, wracając do rzeczywistości. Rozglądnął się nieprzytomnie po całym pomieszczeniu, lecz panująca w nim ciemność okazała się być tak nieprzenikniona, że nie potrafił nawet wskazać gdzie znajdują się drzwi. Prychnął na głos, zchodząc z łóżka, tym samym uwalniając ofiarę od ciężaru swojego ciała, po czym podszedł do okna. Całe miasto wciąż błyszczało od kolorowych, oświetlonych bilbordów, świateł samochodów i latarni. Czarnowłosy warknął wściekle, bo naprawdę nie miał teraz cierpliwości ani ochoty, by wymieniać uszkodzoną żarówkę, a jednak było to nieuniknione. Przecież nawet on nie posiadał zdolności widzenia w kompletnych ciemnościach, mimo światłowstrętu.
Męska, zwinięta w pięść dłoń uderzyła z hukiem o twardy parapet, chcąc rozładować złość. Szare, wściekłe oczy zmierzyły wzrokiem najbliższy budynek, na który chwilę później spadł piorun, całkowicie oślepiając mężczyznę. Ten wrzasnął, zasłaniając twarz dłonią, przyciskając palce do powiek, by choć trochę złagodziń pulsujący ból gałek ocznych.
- Ugh... - mruknął niewyraźnie, prostując się i odwracając plecami do okna. - Ku*wa mać... - syknął, nagle zdając sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie będzie musiał przerwać zabawę z tancerką, która nadal próbowała się uwolnić, szarpiąc za więzy. - No trudno. Może następnym razem się uda - po tych słowach otworzył oczy, mrugając kilkukrotnie, by znów przyzwyczaić się do ciemności.
Wziął do ręki niezidentyfikowany ciężki przedmiot, zacisnął na nim mocniej palce i uderzył w tył głowy Ariene, pozbawiając ją przytomności.
Nad ranem wrócił razem z dziewczyną na teren watahy, przemieniając ich oboje w wilcze postacie. Akky zaciągnął zielonooką do swojej jaskini, gdzie cierpliwie czekał, aż ta wreszcie się obudzi.

Ariene? /: Sorry, że takie beznadziejne ;_;

Od Valkoinena cd. Taravii

Z przyjemnością przystąpił na propozycję wadery. Spacer dobrze mu zrobi, później będzie mu się lepiej spało... Jak gdyby miał jeszcze z tym jakieś problemy. Zdziwił się, gdy mieli się już rozdzielić i pójść we własne strony, a Taravia zapytała o możliwość zadania kilku pytań. Nie spodziewał się tego, więc zamrugał kilkakrotnie, powoli analizując słowo po słowie w wypowiedzi alfy. „To nie przesłuchanie” – powiedziała, na co myśli Valkoinena w końcu się pozbierały i był gotów udzielać odpowiedzi.
– Nie, nie powiedział mi o watasze. Dziadek Botan mi o niej opowiadał, choć w jego historii... Nie dało się stwierdzić, czy ojciec dobrze ją wspominał, czy źle. Chociaż możliwe, że to wina jego krótkiego pobytu. Wielu rzeczy o was i waszym stadzie dowiedziałem się sam, przeszukując przeróżne biblioteki. – Na jego pysk wkradł się wymuszony uśmiech ze sztucznym śmiechem. – Raz byłem nawet u was, ale musiałem się szybko ulotnić, bo zostałem uznany za intruza.
– Rozumiem. – Ona również się uśmiechnęła, słysząc krótko o tym wydarzeniu. – Mam nadzieję, że przez to się do nas nie zraziłeś.
– Nie, nie. Później zdobytą wiedzę potwierdzałem obserwacjami... Trochę mnie zdziwiłaś, kiedy powiedziałaś, że tradycje to indywidualna sprawa każdego członka. Słyszałem, że macie własnych bogów, więc... Myślałem, że macie jakieś wspólne obrządki, kiedy gromadzicie się wszyscy i modlicie się razem. Pomyliłem się... Ale nie ukrywam, że dla mnie to dobra informacja.
Basior na chwilę przystanął, zastanawiając się, czy dobrze zbudował swoją wypowiedź, a następnie został poproszony o przybliżenie się do złotej postaci, która usiadła w cieniu dużego drzewa. Zbliżał się wieczór, powoli zapadł zmrok, ale póki słońce nie zeszło z nieboskłonu, jego promienie wciąż grzało wszystko, co się pod nim znajdowało. Znalazł sobie wygodne miejsce, a następnie spojrzał na Taravię, powtarzając mniej-więcej jej pytanie:
– Jak się trzyma? Co u niego? – Uniósł głowę, obserwując, jak liście delikatnie poruszają się przez mały wietrzyk. – Kiedy ostatnio go widziałem, wtajemniczał siostrę w tajniki swojej pracy, więc myślę, że powodzi mu się całkiem dobrze, a raczej powodziło. Przepraszam, ale większość życia nie spędziłem z nim, a z dziadkiem, który tak naprawdę nie należał do mojej rodziny. Rzadko się widzieliśmy, ale zawsze mówił, że wszystko w porządku, że mamy się o niego nie martwić. – Zauważywszy rozkojarzenie wadery, przerwał. Nie rozumiał, czy mówił tak nudno, że Taravia postanowiła odlecieć w myślową otchłań nicości, czy coś ważnego wydarzyło się tuż za jego plecami. – Coś nie tak? – zapytał.
– Teraz to ja przepraszam, ale zaczęłam się nad czymś zastanawiać. – Spuściła wzrok, a na jej policzki wdarły się rumieńce, które najpewniej symbolizowały rozbawienie, gdyż jej oblicze stało się łagodniejsze. – Raczej nie spodziewałam się, że Lavi doczeka się szczeniąt. Jeszcze masz siostrę, to całkiem dobrze, że mu się ułożyło, trochę szkoda, że nie kontynuował swojej historii u nas.
Valkoinen zaśmiał się, ale tym razem szczerze. Chwila minęła, zanim opanował swój śmiech. Czyli ojczulek od zawsze był postrzegany jako osobnik rozrywkowy i nieodpowiedzialny, cóż... tak to jest, kiedy kreuje się na zupełnie innego wilczka. Wyjaśnił waderze, że tak bardzo się nie zmienił, ale również zdradził prawdziwe oblicze Laviego, które było strasznie podobne do dziadka Pandy.
– Panda to ten Botan? – Pokiwał twierdząco głową. – Nie pamiętam go za bardzo, ponieważ unikał mojego towarzystwa. No dobrze... Nie każdy musi mnie lubić. Wiem, że nie powinnam pytać... Odrobinę ciekawość mnie zżera, jaką waderą była lub jest twoja matka i czy to do niej się wdałeś, bo to ojca to w ogóle podobny nie jesteś.
Biały wilk uśmiechnął się i bez chwili zastanowienia zaczął mówić. Na początku rzucił informacją, że nie jest podobny ani do ojca, ani do matki. Właściwie nie ustalili, do kogo jest podobny, ale najpewniej do dziadków od strony Laviego. Nie wiedzą, jak wyglądają, a do znanej części rodziny nie pasował wcale. Westchnął, wspominając, że raz nawet ojciec oskarżył matkę o zdradę, bazując na podstawie wyglądu szczeniaka. Przerwał na chwilę swój monolog.
– Chyba dość o mnie, nie jestem interesującą osobą... Nie powiedziałem o niej wiele, ale jeśli mam być szczery, nie pamiętam jej zbytnio... No, no, ale w takim razie... Skoro opowiedziałem nieco o sobie i o moim tacie, może ty powiesz mi coś o sobie? Nie musi to być cały życiorys. Słyszałem, że dorobiłaś się całkiem sporej ilości szczeniąt... Przepraszam, jeśli jest to nie na miejscu. Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała o sobie opowiadać.

Taravia?
Pewnie jakaś papka ze słówek, ale nic lepszego nie dam rady napisać. :/

Od Corners CD Romeo

Przystanęłam na chwilę, by zaczekać na basiora. Odwróciłam się w jego stronę. Zacisnęłam zęby widząc, jak ryje nosem w ziemi. Podeszłam do niego i podałam łapę, by pomóc mu wstać. Mimowolnie uśmiechnęłam się, widząc lekko wystający z ziemi korzeń.
- Choć, pokarzę ci coś. - pociągnęłam go lekko za sobą.
Wybrałam drogę przez las, ponieważ korony drzew skutecznie osłaniały nas przed żarem słońca.
- Dokąd tak właściwie idziemy? - zapytał omijając sterczącą gałąź.
- Zobaczysz. - odpowiedziałam nie odwracając się.
Poczułam, jak suche patyki łamią się pod moimi łapami. Było już niedaleko.

~*~*~*~*~

Przystanęłam przy niewielkiej polance.
- To tutaj? - zapytał rozglądając się uważnie.
Przytaknęłam. Na pierwszy rzut oka nie było tu nic niezwykłego. Zwykła polana, zesłana kwiatami w przeróżnych barwach. Wszystko delikatnie mieniło się w promieniach słońca.
- To tyle? - dopytywał się.
Westchnęłam cicho.
- Och, Romełciu, cierpliwości.
Uśmiechnęłam się do niego jak najpiękniej tylko potrafiłam.
Wodziłam wzrokiem między kwiatami, na których spoczywał srebrny pyłek. W końcu między nimi dostrzegłam ruch zwierzęcia. Wydałam z siebie odgłos przypominający piszczenie wiewiórki i mruczenie małego smoka za razem. Obok fioletowego kwiatka wyjrzały niebiesko-różowe ślepia. Stworzonko nieśmiało wyłoniło się nieśmiało i powoli zaczęło sunąć w moją stronę. Gdy zauważyło wilka stojącego obok zlękło się i odbiło bardziej w stronę, gdzie stałam ja. Podeszło do mnie niepewnie, a ja podrapałam je delikatnie pod bródką.
Stworzonko machnęło kilkakrotnie skrzydełkami, wprawiając w ruch srebrne drobinki wokół niego. Wyciągnęłam z małej sakiewki ukrytej za skrzydłem kilka kostek cukry. Stworzonko machnęło lekko ogonkiem, przypominającym ten wiewiórki, z tym, że w srebrnych barwach. Zbliżyło się do mojej łapy i powoli zaczęło lizać kostki.
- Co to tak właściwie jest? - zapytał basior.
- Sama właściwie nie wiem. Nigdzie nie napotkałam innych przedstawicieli jego gatunku. Możliwe, że jest on ostatni. Jak do tej pory, wiedziałam o nim tylko ja. Mam nadzieję, że potrafisz dochować sekretu.

Romeo? Potrafisz dochować sekretu, czy wolisz narazić się na gniew Cornesi?

Już Rok!

Wczoraj wybił mi równy rok od momentu, kiedy stworzyłam swojego pierwszego wilka na tą watahę. Była to Laos, jedna z moich nieudanych postaci, która zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Po niej była Ariene, którą piszę do dzisiaj.

Chciałabym podziękować wszystkim osobom, z którymi kiedykolwiek pisałam opowiadania, ale także tym, z którymi pisałam na chacie. Ciężko mi wyobrazić sobie, co bym teraz robiła, gdybym wtedy nie postanowiła stworzyć tej niebieskiej wadery. Poznałam tu naprawdę wyjątkowych ludzi i nie zamieniłabym żadnej chwili spędzonej tu na coś innego.

Korzystając jeszcze z tego, iż piszę już posta innego niż opowiadanie, chciałabym życzyć wszystkim wesołego halloween, które zbliża się wielkimi krokami!


pozdrawiam cieplutko, Ariene

20 października 2017

Od Ayoko Sato

Spokojnym krokiem, spacerowałam po lesie. Słońce miło przygrzewa, ptaki ćwierkają. Idealna pora na małe łowy. Brzuch powoli dawał znak, czego żąda. Trzeba się pośpieszyć. Uważnie obserwowałam każde drzewo i krzak. Nagle coś wyczułam. Pochyliłam głowę i spowolniłam krok. Jest! Średniej wielkości sarna, zajadała się liśćmi z krzaczka. Idealnie! Machnęłam ogonem podekscytowana. Przyczajona, zbliżałam się do niej. Gdy nagle ptak wydał z siebie skrzek, a sarna podniosła głowę, zauważając mnie. Zawsze! Co one się jakoś komunikują!? Sarna jak tylko mnie zobaczyła, przeskoczyła krzak, a ja rzuciłam się za nią w pościgi.
Oddech mi przyśpieszał, a serce biło coraz szybciej. Cóż za bieg, skręt po skręcie, skok za skokiem, ależ to jest uparte! Rozpędziłam się i już miałam skoczyć, by wgryźć się w jej tył, gdy nagle ostro skręciła, a przede mną pojawiło się drzewo:
-Jasna chole…!-Nie dokończyłam.
Drzewo lekko się zakołysało, a z niej uciekały ptaki, zakłócając cisze lasu. No i jeszcze ten jęk bólu.
Dotknęłam urazu na głowie. Syknęłam z bólu, zabierając łapę. Ukradkiem spojrzałam na uciekającą w oddali zwierzynie. Boże, co za wstyd. Uszy opadły, a ogon został podkulony. Jęknęłam, starając się wytrzymać ból:
- Spokojnie, zostanie tylko… Duży siniak, bardzo duży. - powiedziałam do siebie, z powrotem łapiąc się za obolałe miejsce.
Z trudem wstałam i po nieudanym polowaniu, postanowiłam wrócić do domu:
- Łał, ty zawodową łowczynią, normalnie szybka i… Obolała - jęknęłam.
Spojrzałam przed siebie, próbując znaleźć wyjście. Gdzieś jest. Znam prawie wszystkie ‘puszcze’ jak własną kieszeń… Której nie mam.
Oh najgorszym poniżeniem by było, gdybym się zgubiła, ale to niemożliwe! Wszystko, co ma początek, ma też i koniec wystarczy dobrze się rozejrzeć, a nie błądzić. Tak mawiał tata, wyuczył mnie wszystkiego! Tak jakby dawał całą swoją wiedzę mi, ale, po co mi teoria, skoro praktyka jest zupełnie inna, albo przynajmniej trudniejsza. Wyrwałam się z zamyśleń, gdy zobaczyłam koniec lasu. Uśmiechnęłam się, gdy promienie słońca dotarły do mojego futra. Nagle osłupiałam, byłam pewna, że widzę czubki góry. Gdzie ja jestem? Musiałam pobiec, za tą sarną na południe. Super! Teraz mam dwa razy większą drogę do domu! Oh, co ja pocznę! Obolała, głodna, zmęczona i zdenerwowana. To na pewno nie mój dzień! A mama mówiła. Zostań w domu, baraninę nam sąsiad upchnie! Nie zachciało się dziczyzny, a teraz nie mam ani tego, ani tego! Jeszcze po drodze, zeżrą mnie ptaki!
Schowałam się do lasu. Jeśli nagrzeje się na słońcu, to będę miała wielkie problem ze zdrowiem, a ciężko znaleźć w tych regionach dobrego medyka!
Szłam wolnym krokiem, a nad moją głową latała ‘czarna chmura’. Już zaczęłam obliczać czas, ile mi zajmie dojście do domu i czas mojego zgonu. Oj Kassi bądź bardziej optymistyczna! Wzięłam wdech:
- Jak tylko wrócę do domu. Położę się i tyle - jęknęłam.
Spajałam w głąb lasu i o dziwo widziałam posturę wilka, patrzył się na mnie. Zignorować go? Czy może podejść? A może, sam podejdzie? Nie ma mowy, że podejdę, co Oj już nie wymyślaj głupot!
- Hmmm... - mruknął wilk

Ktoś?

Powitajmy Layer!

Suck My Fuck V2 by Sassqueeen
Sassqueeen
Otoczenie nie wpływa na mój nastrój - to mój nastrój wywiera wpływ na otoczenie.

Imię: Layer
Pseudonim: Trudno będzie skrócić jej imię, jednakże dawniej znajomi mówili jej "Li"
Wiek: 7 lat
Płeć: Wadera
Charakter: Layer to mieszanka wielu cech charakteru, nawet tych, które są zupełnie sprzeczne. Wadera jest bardzo bezpośrednia. Nie znosi kłamstw. Według niej lepsza jest gorzka prawda, niż słodkie kłamstwo, które i tak w końcu wyjdzie na jaw. W związku z tym, gdy coś nie spodoba jej się od razu to komentuje. Nie potrafi w niektórych momentach ugryźć się w język, zazwyczaj dodaje od siebie parę słów za dużo.  Oprócz tego jest bardzo wulgarna, często przeklina i używa innych niecenzuralnych słów. Przez jej kulturę osobistą (a raczej jej brak) dużo osób ma do niej spore uprzedzenia i woli się z nią nie zadawać. Wilczyca często jest wredna. Docina innym wilkom, wkurza ich i nie kryję się z tym, że bawi ją to. Li uwielbia sarkazm. Bardzo często wypowiada się sarkastycznie. Czasem trudno odróżnić, czy mówi prawdę, czy nie. Uwielbia czarny humor. Śmieszą ją rzeczy, z których nie powinno się śmiać. Jest wieczną pesymistką. Zawsze myśli tylko o najgorszym wyjściu mimo, że większość rzeczy jej się udaje a jej przypuszczenia prawie nigdy się nie potwierdzają. Wadera jest oprócz tego bardzo odważna, zazwyczaj to ona pierwsza idzie sprawdzić ten dziwny szelest w krzakach, to ona pierwsza wchodzi w najciemniejsze zakamarki jaskini. Li to bardzo twarda wilczyca. Nigdy nie da sobie wejść na głowę. Jest bardzo silna psychicznie i trudno ją złamać.
Mimo tego z Layer da się żyć. Mimo tych niezbyt przyjemnych cech opisanych niżej jest również inteligenta. Potrafi udzielać innym rad. Jednakże nie jest zbyt otwarta wobec nowo poznanych. Dopiero, gdy spędzi z kimś trochę czasu potrafi pogadać na spokojnie. Wtedy staje się straszną gadułą i często się śmieje. Ogranicza wtedy również ilość docinków, wulgaryzmów i innych tego typu tekstów. Naprawdę, da się z nią dogadać.
Wygląd: Layer jest niską wilczycą. Ma chude, dość krótkie nogi. Łapy zakończone są bardzo ostrymi, srebrnymi pazurami. Sylwetka Li wygląda dość mizernie, ponieważ ma ona bardzo chude ciało. Można policzyć jej wszystkie kręgi piersiowe. Plecy przyozdobione są kolcami idącymi wzdłuż kręgosłupa. Ogon u nasady jest bardzo gruby lecz później zwęża się. Na końcu ma czarne włosy wyglądające trochę jak pióro. Sierść jest krótka, lecz w niektórych miejscach posiada dłuższe jej kępki. Ma ona wyblakły ciemno niebieski kolor. Na szyi ma znacznie gęstszą sierść. Wadera ma czarną, średniej długości grzywkę. Jej pysk jest smukły. Posiada ona dużo kolczyków takich jak septum, canine bites oraz dwa industriale. Ma również dwa tunele w każdym z uszu. W pierwszej, większej parze tuneli ma czarne plugi z białą kotwicą a w mniejszej zwykłe, czarne plugi. Li ma długie uszy i tak samo jak ogon zakończone są czarnym włosiem. 
Znakiem szczególnym Layer jest to, że jej białko ma czarny kolor oraz turkusową, neonową tęczówkę bez widocznej źrenicy oraz to, że jej język również jest mocno turkusowy.
Stanowisko: Szpieg
Umiejętności: Intelekt: 5 | Siła: 5 | Zwinność: 5 | Szybkość: 10 | Magia:  5 | Wzrok: 10 | Węch: 5 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Duszy
Żywioły: Materia, Chaos
Moce:
- Potrafi czytać innym w myślach oraz wyczytywać różne wspomnienia (itd) z duszy,
- umie blokować swoje myśli oraz wspomnienia,
- przewiduje rzeczy, które mogą zdarzyć się w przyszłości (w tym ma prorocze sny),
- potrafi teleportować się,
- może używać telekinezy,
- może "okaleczyć" duszę innego wilka, jednakże jest to bardzo skomplikowane,
- potrafi utworzyć "chaos" w innym wilku, skutki są bardzo tragiczne.
(Dwie ostatnie moce używa tylko w ostateczności, ponieważ wymagają bardzo dużej ilości energii)
Rodzina:
Blu - ojciec (nie żyje)
Xena - matka (żyje w innej watasze)
Ravler - brat (żyje w innej watasze)
Partner: -
Potomstwo: -
Historia: Jej historia nie jest tragiczna, ani szczęśliwa, ani nic innego tego typu. Jest po prostu przeciętna. Layer dorastała w małej watasze na obrzeżach lasu razem z matką i bratem. Bez ojca, ponieważ ten zginął przed przyjściem na świat wadery. Wilczyca po osiągnięciu trzech lat postanowiła wyruszyć w podróż. Przez dłuższy czas błąkała się po wielu, różnych terenach. Przeżyła po drodze dużo ciekawych i mniej ciekawych zdarzeń aż w końcu w wieku 5 lat dotarła do Watahy Smoczego Ostrza i postanowiła się w niej zostać.
Przedmioty: Różowy szalik z białym napisem "Suck my fuck" oraz brązowa obroża z kolcami.
Właściciel: szark | fayette903@gmail.com
Inne zdjęcia: x | x | x
Ocena: 0/3

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template