- O tej godzinie nie mam zamiaru - mruknęłam, powoli mijając wilka i kierując się w stronę jaskiń.
- Proszę, pomóż mi - szepnął, spuszczając głowę. No dobra, coś tam mi jeszcze pompuje tę krew, prawda? Przynajmniej mam taką nadzieję.
- Nie bądź ciućmok, chodź - zaśmiałam się z ironią, odwracając głowę w stronę Pluviama. Na jego pysku pojawił się uśmiech, a jego chód stał się sprężysty i energiczny. Podbiegł do mnie, delikatnie przymykając oczy z zadowolenia. Z czego on się tak cieszy? Po prostu dzisiaj zostanie u mnie, nie ma się tak co radować.
- A ty jak się nazywasz, wybawicielko? - zaśmiał się, puszczając do mnie oczko.
- Sierra - rzuciłam od niechcenia, brnąc przez śnieg. Samiec musiał mieć kiepską orientację w terenie, zważywszy na to, że siedział tu już zapewne dużo czasu. Moja jaskini znajdowała się parę kilometrów od innych domostw. Nie lubię sąsiadów, a tym bardziej takich, którzy zatruwają ci życie.
- Właź - wskazałam na małą szczelinę w skale, stanowiącą moje ala wejście do domu. Miałam dwa wejścia, ale to było wejście awaryjne, z którego korzystałam nawet częściej, niż z głównego. Mimo że Pluviam był wysoki, bez żadnych problemów poradził sobie z wejściem, przez lekko już oblodzoną szczelinę. Mimo że w jaskini było parę szczelin, zimno nie dostawało się do środka.
- Siadaj - rzuciłam mu koc na ziemię. Nie miałam w domu żądnych kanap, dywaników i innych pierdół. Spędzałam w niej zazwyczaj tylko noce, więc po co mi jakieś luksusy. Podałam mu kubek z ciepłą wodą, by trochę mógł się rozgrzać. Tak, Sierra i dobre serduszko. Usiadłam od niego w dość dużej odległości, opierając się o ścianę i wpatrując się w basiora.
Pluviam?