Assuvy nie ma... Mama już wróciła i każdy ma nowe łóżko oraz półki. Półkami i szafkami oczywiście nazywam wydrążone drewno lub skały. Za to łóżko... jest takie ciepłe i miękkie podobno ze skóry królików. Takich zimowych, bo są białe jak ja. Wstałem z miękkiego, puszystego posłania. Skierowałem się do kuchni, w której mama kończyła zszywanie łóżka Assuvy. Ciekawe co on teraz robi. Tata wyruszył wczoraj w nocy pomimo burzy śnieżnej. Wiatrem odganiał te fajne białe puchate drobinki zwane śniegiem. Mama nie chce, abyśmy się, zgubili więc nie, karze nam wychodzić. Podszedłem do niej, pomagając upychać liście pod zszyty z jeleni materac.
*time skip*
Po ubłaganiu mamy ja i Yuki oczywiście pod jej nadzorem wybiegliśmy na dwór. W pewnym momencie wsadziłem głowę w zaspę, leżąc na śniegu. Mama zaczęła mnie rozpaczliwie wołać a Yuki nagle, wpadł na mój tyłek. Mama szybko wyciągnęła mnie z zaspy, dorzucając do tego mocny ochrzan. Hatsuyuki śmiał się jak jakaś niedorobiona hiena, tarzając się w śniegu. Skoczyłem na niego i zaczęła się mini walka. Oczywiście cięższy ode mnie Yuki przygniótł mnie i teraz leżałem plecami na śniegu. Robiło mi się zimno, a Yuki'emu było nadal ciepło po godzinie tarzania się w miękkim puchu. Wstałem, otrzepując się. Mama także wyglądała, jakby było jej ciepło. Słyszałem przyjemny dźwięk skrzypiącego śniegu pod mymi łapami. Gdy wszedłem do domu, skierowałem się do kominka, by się ogrzać. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.