- Taravia, myślisz że wróciliśmy? - szturchnąłem ją w bok.
- Wygląda na to, że jesteśmy z powrotem. - powiedziała, lecz lekko zdziwiona. Postanowiliśmy wrócić do naszej jaskini, aby lekko odpocząć. Po drodze nie spotkaliśmy ani jednego wilka, co trochę nas zdziwiło. Stanęliśmy w progu naszej jaskini i zmęczeni wszystkim zamieżaliśmy się trochę przespać. Jednak coś nas zatrzymało. Z głębi jaskini dało się usłyszeć krzyk. Asacrifice'a?
- Oni żyją! Tato! Mamo! - podbiegł do nas i przytulił mocno. - Gdzie tak długo byliście? Martwiłem się o was.
Uniosłem brew w górę i lekko go odepchnąłem. On się tak nie zachowuje. To na pewno nie on. Usiadłem na kanapie. Albo może mi się wydaje? Może za długo nas nie było i po prostu zatęsknił? Dziwne. Do jaskini przyszła Loedia, i uśmiechnęła się do Taravi tuląc ją lekko.
- Myślałam, że zginęliście. - mruknęła, spoglądając na mnie zrobiła pogardliwą minę i poszła w stronę kuchni. Spojrzałem na Taravię kątem oka, która również była nieco zdziwiona, ale starała się to ukryć. Do jaskini przyszedł Raiden. Raiden. Co? Moja żona oniemiała. Stanęła jak wryta, widząc naszego syna żywego. Przełknąłem ślinę.
- R...Raiden. - szepnąłem.
- Mama? Tata? - spojrzał na nas zdziwiony a po jego policzkach zaczęły ciec łzy. - Tęskniłem za wami!
Taravia wciąż stała nieruchomo, dając się przytulić synowi. Zmarszczyłem czoło. A...Co z Ingreed?!
- Raidenie? - zwróciłem się do niego. - Gdzie jest wasza siostra?
- Loedia? Powinna być w kuchni. Zawołać ją?
- Nie, nie o nią mi chodzi. Ingreed.
- I..Ingreed...Nie pamiętasz? Ona..Nie żyje. - spojrzałem na Taravię, która zaczynała płakać. Wstałem i podszedłem do niej aby ją przytulić.
- To nie jest nasz świat, wszystko jest tu na odwrót. Trzeba coś zrobić. - szepnąłem jej na ucho.
Taravio?