30 sierpnia 2017

Od Delphine el Mare

Rześkie promyki słońca i tak dalej. Bla bla bla. No to skoro już wiemy, że przedwczesną i nieprzyjemną pobudkę zafundowało mi światło perfidnie świecące w moje oczy, możemy przejść do kolejnego dnia funkcjonowania jako członkini watahy. Hura! To dopiero trzeci dzień odkąd przyłączyłam się do tutejszych wilków, a ja już nie rozumiem co mogło mnie skłonić do takiej decyzji. Nie różnią się niczym od innych, a przynajmniej nie na taką skalę bym to zauważyła. Nie są więc gorsi od watah, do których miałam okazję dołączyć, a są lepsi od mojej poprzedniej, jak to większość wilczych społeczności. Ale skoro w moich oczach nie różnią się od innych, to nie rozumiem czemu są na tyle inni, że do nich przystałam? Myślę, że po prostu pojawili się na mojej drodze w odpowiednim momencie. Swoją drogą ich system okazał się być bezlitosny, już na wstępie stałam się jego częścią, czas przyzwyczajania się do watahy nie istniał... Nie w godzinach pracy. Jest to skuteczna metoda, którą popieram z całego serca, jednak mój leniwy procent cierpiał katusze po przywitaniu słysząc od razu:
- Tak więc, jakie zajmiesz stanowisko?
Przeglądając listę zawodów zwróciłam uwagę na ten numer któryś tam, który był istnym spełnieniem moich marzeń. Właśnie dlatego teraz przed moją jaskinią leżały cztery kamienie. Zebrałam w sobie całą siłę, której rankiem każdy ma niewiele i ruszyłam się zobaczyć co los zgotował mi na dziś. Najpierw podniosłam kamień pomalowany na zielono, każdy kto chciał abym rozszyfrowała mu coś musiał to zostawić pod moją jaskinią i przykryć zielonym kamieniem. Ujrzałam trzy kartki różnych rozmiarów i kolorów, które bez oglądania włożyłam do torby.
- Nie można sobie psuć niespodzianki.
Następnie podniosłam skałkę pomalowaną na błękitno, każdy kto chciał abym zaszyfrowała mu wiadomość, musiał pozostawić ją pod kamieniem w tym kolorze. Znalazłam tam trzy kartki, jeden pergamin i dwa zwoje, które również umiejscowiłam w torbie. Jako ostatni podniosłam kamień w granatowej barwie. Znalazłam tam jedną, niezapisaną kartkę sporych rozmiarów, która raziła mnie neonowym odcieniem zieleni. Jej pustota nie zadziwiła mnie, pod takim kamieniem zostawiało się zlecenia na wytworzenie nowego szyfru. O to prosili najczęściej szpiedzy, wojownicy, stratedzy czy nawet Bety bądź Alfy. O zaszyfrowanie te same osoby + zakochani, którzy chcą urozmaicić listy miłosne. O rozszyfrowanie prosił każdy kto dostał bądź znalazł coś czego przeczytać nie umiał. Bardzo często listy od wilków, których kaligrafia była nie do rozczytania, co bardzo mnie rozśmieszało. Neonową kartkę również włożyłam do torby. Spojrzałam na żółty kamień, tam znajdować się miała poczta skierowana do mnie. Oprócz podziękowań pewnego stratega za pomoc nic się tam jeszcze nie znalazło. Nie było sensu patrzeć. Poczułam lekki smutek, ale zaraz otrzeźwiałam i zaczęła się zastanawiać, czy udać się w jakieś fajne miejsce czy wykonywać robotę w jaskini. Wygrało lenistwo czyt. zostałam u siebie. Najpierw łatwizna - odszyfrowywanie.
Pierwsza kartka była mała i dość stara, poplamiona malinami. Enigmatyczna treść głosiła: "EDVLSUB VD JOXTLH". Najtrudniejsze w rozszyfrowywaniu było i zawsze będzie ustalanie z jakim szyfrem mamy do czynienia. Dodatkowe, ewentualne utrudnienia to: każde zdanie/słowo/litera w innym szyfrze; zaszyfrowany szyfr; nieznany Ci szyfr. Tu jednak nie zajęło mi to długo. Wiadomość wyglądała na taką, w której zmienia się każda litera, a nie tylko niektóre jak na przykład w PO-LI-TY-KA RE-MU. Obstawiłam szyfr cezara. Zawsze miałam wrażenie, że jest dość znany, a do tego to mój ulubiony. Polega na tym, że każdą literę trzeba zastąpić literą która jest o trzy pozycje dalej w alfabecie. Na przykład zamiast a piszemy D, a skoro już to wiemy to wiadomość wygląda w naszych oczach tak: EAVLSUB VA JOXTLH. Ja jednak znam na pamięć kombinację liter, więc widzę w tym: BASIORY SA GLUPIE. Aż uśmiechnęłam się widząc to, nieczęsto dostaję feministyczne hasełka. Byłam bardzo ciekawa w jakim celu to zostało napisane. Dla żartu? Dla wyładowania emocji?
Wymyśliłam taką historię: Pewna wadera miała problemy ze swoim partnerem. Po pomoc udała się do psychologa. Opowiadała mu o ciągłych kłótniach, w których według niej zawsze miała rację. Ten jednak nieustannie przerywał jej, dopowiadał coś, a w końcu stwierdził, że wszystkie jej mankamenty są zupełnie naturalne, częściowo sama je powoduje, ale jeżeli tak jej przeszkadzają, może porzucić partnera. Bardzo się zdenerwowała i psycholog dał jej kartkę do wyładowania emocji, na której zapisała te słowa i wyszła. Lekarz nie mogąc powstrzymać ciekawości zostawił ją mnie aby dowiedzieć się, co chodziło po głowie jego pacjentce.
Następnie sięgnęłam po kolejną karteczkę, była mała i pierwszej świeżości. Napisane na niej zostało: 44 33 5 55 2. Cyfry podsunęły jej pomysł szyfru komórkowego, opartego o ludzkie telefony. Nie szło mi tak gładko, więc dla pewności odszukałam w torebce starą komórkę, którą niegdyś ukradłam ludziom. Treścią okazało się zwykłe: HEJKA.
Zastanawiał mnie powód szyfrowania czegoś tak prostego. Tu znów fantazja wzięła górę: Dwa szczeniaki pod wpływem młodzieńczego buntu postanowiły wysłać sobie liścik podczas lekcji. Jednak chcieli być bardziej James Bondowi i ją zaszyfrować. Dlatego nauczycielka, która przechwyciła list chce wiedzieć, co na nim napisano.
Ostatnia wiadomość była ewidentnie czekoladką. Lubiłam ją odszyfrowywać. Spojrzałam na średniego rozmiaru, podstarzałą kartkę z rozmazaną pieczęcią.
Pod spodem rozrysowałam sobie szyfr aby się nie pomylić, a następnie ze złością spojrzałam na pieczęć. Może i nadawała listu wagi, ale zasłaniała poniekąd ostatnią literę. Cóż, dla mnie nie był to wielki problem, ale powód do irytacji już tak. Lekko zaniepokoiłam się gdy odkryłam tekst ZŁY OMEN podbity niezidentyfikowaną pieczęcią. Tym razem zamiast wymyślać historie postanowiłam poczekać, aż zleceniodawca przyjdzie tu z kopią szyfru, który ma być dowodem, że to on mi go dał i to jemu należy go oddać.
Mimo iż rozpraszała mnie treść, którą przyszło mi rozszyfrowywać musiałam zająć się zaszyfrowywaniem. Zaczęłam od pergaminu. Był bardzo ładny i przepięknym pismem zapisano na nim sporej długości list z przeprosinami. Wylewnymi, ale wspaniałymi. Chciałabym dostać coś takiego, nawet jeżeli musiało by mnie wcześniej spotkać coś strasznego, ale to bardzo, bardzo strasznego. Sam list był tajemniczy i niejasny. Jego lektura sprawiała mi przyjemność, ale nachodziła mnie myśl, że moja interpretacja jest błędna. Nic dziwnego, skoro mimo iż wylewny, to bardzo oszczędny w wyjaśnieniach. Treść jego wyglądała następująco.
Droga.
Oczekujesz tego, więc otrzymasz, gdyż taka moja powinność wyznaczana wszechstronnie ze źródeł wszelakich, które piękne bywają bądź koślawe jakieś i nieciekawe. Nie rozumiem ja twojego podejścia, żądnego źródła przede wszystkim takiego, z którego zdrowy rozsądek nie pozwolił by przyjąć niczego. Nadziwić się nie mogę twym oczom widzącym podstęp i nieszczerość we wszelkich darach składanych przez obowiązek wobec źródeł pięknych, a również doskonale Ci znajomych i ufnych. Drażni Cię to niesłychanie i wykrzykujesz tylko jaki to ja zakłamany. Mimo iż i ja nie widzę sensu w działaniu z powinności źródła paskudnego najbardziej i ja nie chcę sam aby ono me działania determinowało, kolejnym mym zadaniem wyznaczonym przez źródło najpiękniejsze jest tego właśnie dokonać. Co je z kolei nakłoniło do tego zapytuję Ciebie i odpowiedzi się spodziewam słusznej, brzmiącej źródło najpaskudniejsze, co nie tylko prawdą będzie, a i zaspokoi twoim pragnieniom. Przepraszam. Twój.
I nie ukryłam tu imion, a dokładnie zacytowałam treść. Nie zdziwiłabym się znajdując to pod zielonym kamieniem. Zaczęłam zastanawiać się, czym to zaszyfrować. Jeżeli użyję cezara słowa będą wyglądać niedorzecznie i zniechęcą do czytania. Robienie tego czekoladką to zwiastun męczarni. Na cyfry też nie zamierzam zmieniać, gdyż list utraci swój enigmatyczny klimat, na ułamki tym bardziej. Morsa również nie mam zamiaru zastosować. W grę wchodziły szyfry w których zmieniało się niektóre, ale nie wszystkie litery, jednak i one źle komponowały się z treścią. Nie chciałam kalać tak pięknej wiadomości. Wśród sześciu wiadomości do zaszyfrowania, cztery miały podobną długość, jednak z nimi tak jak i z krótszymi poradziłam sobie szybko. Tylko ten list pozostawał w mojej głowie. Byłam zła na autora. Czy on nie widział szyfrów? Nie zdawał sobie sprawy z tego, że zniszczy swój twór? Na pewno super będzie się czytało tajemnicze, poetyckie słowa w postaci ułamków z podręcznikiem do matematyki na wypadek gdyby się było z niej kiepskim. Skarciłam się w głowie, że nie mogę podejść do tego bez uczuć i zniszczyć piękno tak jak zażyczył sobie zleceniodawca. To w końcu moja rola, gdyby wilki nie miały swoich roli, wataha by upadła, a ja przejmowałam się głupim liścikiem sto razy bardziej niż "złym omenem" z pieczęcią. On mógł nieść zagrożenie, mógł być tajemnicza wiadomością do wrogów. Ja praktycznie o nim zapomniałam. Czemu nie mogę tego samego uczynić gdy chodzi o ten list? Wtem, wpadł mi do głowy świetny pomysł. Miałam jedno zlecenie na wymyślenie nowego szyfru. Stworzę taki, który nie oszpeci pięknej wiadomości.

Ciąg dalszy nastąpi xD

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template