31 maja 2017

Od Yoda CD Yoko

- Baran?! No nie wiem kto tutaj nie potrafi odróżnić zapachu jelenia od wilka. - przewróciłem się na bok nie tracąc uśmiechu. Wadera otrzepała się z piachu i odeszła kilka kroków. - Nazywam się Yord, a t-
- Yoko. - rzuciła nie patrząc w moją stronę, jakby się czegoś wstydziła. Wstałem i podszedłem bliżej niej.
- Coś taka spięta? Możemy szybko i przyjemnie rozluźnić atmosferę. - powiedziałem idąc w jej stronę. Yoko odwróciła się szybko i widząc mnie podkuliła ogon i położyła uszy.
- Nie, nie, nie. - wydusiła patrząc w piach.
- O co chodzi? - uśmiechnąłem się przybliżając do niej łeb. Była mniej więcej mojego wzrostu, co nie jest często spotykane u wader.
- Mi? Nie, nic, nic. Już sobie pójdę. - mruknęła tak, że ledwo usłyszałem, po czym odwróciła się i szybkim krokiem zaczęła iść w głąb ciemnego lasu. Teleportowałem się przed nią zagradzając jej tym drogę.
- Chyba nie chcesz spędzić sama nocy w tym strasznym, ciemnym lesie. - powiedziałem uśmiechając się, kiedy Yoko patrzyła na mnie lekko wystraszona.
- Poradzę sobie. - ruszyła przed siebie wymijając mnie. Przewróciłem oczami i wyrównałem jej kroku.
- Masz bardzo ładne oczy. - rzuciłem niedbale, pomimo tego, że w sumie słabo widziałem w nocy i nie wiedziałem dokładnie jakie ma oczy.
- Dziękuję... - znów utkwiła wzrok w trawie.
- Gdzie idziemy? - spytałem wesoło zamachując ogonem.
- W sumie... W sumie to nie wiem.
- To ja proponuję zostać tutaj i kimnąć się pod tym drzewkiem. - zagrodziłem jej łapą drogę, a pyskiem wskazałem na znajdujący się nieopodal rozłożysty dąb. - No nie daj się prosić. - spojrzałem na nią wymownym wzrokiem, samica westchnęła ciężko.

Yokuś? Co powiesz na taką propozycję?

Od Yoko

Leżałam właśnie spokojnie na trawie, daleko od jakiejkolwiek jaskini, jakiegokolwiek wilka. Nie miałam nawet na sobie żadnych talizmanów, z którymi reguły się nie rozstaję. Noc była wyjątkowo piękna i cicha. Czułam się cudownie mogąc odpocząć od hałaśliwej gromady wilków czy tez nieustannej pracy, którą w ostatnim czasie byłam trochę przytłoczona. Zerkałam na dalekie gwiazdy, a to znów przemykałam ślepia oddając się w nieskończoną krainę własnej wyobraźni. Jednak ten błogi stan niespodziewanie, minął. Zerwał się silny wiatr, którego chłód całą mnie przeżerał. Po chwili usłyszałam ciche kroki. Wstałam, a serce zaczęło mi odrobinę szybciej pracować. Kroki robiły się coraz wyraźniejsze i już wiedziałam, z której strony dochodzą - to coś musiało wybiegać właśnie z lasu na polankę. Byłam przekonana, iż to było jakiś jeleń, może sarna-w tych okolicach jest ich naprawdę pełno! Pomyślałam, że skoro już się nadążyła okazja, może upoluje co nieco! Co prawda nie jestem w tych sprawach najlepsza.., ale tym razem zdecydowanie miałam przewagę nad celem-element zaskoczenia. Kroki były coraz wyraźniejsze, aż w końcu z krzaków wyszedł mój przyszły posiłek! Oczywiście, trochę bezmyślnie, rzuciłam się na moją ofiarę. Skoczyłam przewracając "jelenia", teraz leżałam na nim i dopiero zrozumiałam, że to nie do końca oczekiwana dzika zwierzyna. 
- Hahaha, tak szybko?! Od razu przechodzi panienka do rzeczy? - powiedział wilk z ogromnym uśmiechem jak gdyby zadowolony ze swojej aktualnej sytuacji. Było ciemno, więc z ogromną trudnością przyglądałam się basiorowi. Na pewno był umięśniony, jego wzrok był bardzo ciepły i urokliwy, jednak co tu po wyglądzie przy takich docinkach? Zrozumiałam jednak, że znowu pogrążam się w myślach, i że dalej na nim leżę, dlatego szepnęłam:
- Przepraszam bardzo! Liczyłam, że trafie na jelenia, a tutaj zwykły baran... - wstałam i otrzepałam się, po czym zrozumiałam, że przecież nie mam na sobie całej biżuterii (nienawidzę się bez niej pokazywać) przez co poczułam się jeszcze bardziej niezręcznie.

Yord?

30 maja 2017

Od Issue CD Albi

Kryształy jakie trzymałem w schowku, nazywałem dla ułatwienia spirytystycznymi. Był to najlepszy materiał do zaklinania w nich jakiś dusz, więc (na potrzeby naukowe) miałem tego dość sporo. Problem w tym, że wszystkie były już puste. Po co komu pudło pełne niedziałających baterii? Chyba powinienem przestać zbierać tyle bezużytecznego szmelcu... W mojej jaskini byłoby o wiele czyściej. 
- Pip! - wrzasnąłem przez ramię, wychodząc na dwór. - Posprzątaj no ten syf, żyć się tu nie da!
Pierwszy problem rozwiązany. Ale co z drugim? No nic, chyba najwyższa pora uzupełnić zapasy. Aż taki leniwy to ja nie będę. 
***
Panorama banalna. Wrzosowisko, wielka równina, masa zajęcy, zero rosomaków. A ja siedziałem tu już z długo.Co mnie jeszcze tu trzyma? Miałem szukać drapieżników, a nie tępych trawojadów. Zastrzygłem uszami. Coś słyszałem. Ale to...
Nagle moje oko zaczęło przeciekać. Znowu to samo. Czy to nie mogło choć na chwilę zaczekać? Em,niedobrze mi. Chyba świadomość mi wariowała.
 Już nie pamiętałem co właściwe miałem do zrobienia. To chyba...nie przecież. Ałć, moje oko. Nieprzyjemnie piecze. Co ja miałem...no tak.
Sporzałem w bok i stanąłem jak wryty. Rosomak!? Tak, to rosomak. Młody, charczący i niezwykle głośny, w gęstwinie za mną. Chyba nie wie jak się zachować w mojej obecności. 
Achr, znowu piecze...
***
Skok,
wrzask,
upadek.
Zaczyna uciekać.
Nie pozwolę na to.
Drzewa po obu stronach świata biegły, a niebo i ziemia wraz z nimi. W tył, ciągle i nieprzerwanie, jakby przed czymś uciekały. Rosomak biegł, również uciekał, ale nie tak samo jak drzewa. On był głupszy od drzew.
Noga za nogą, ogon falował na wietrze, czasami łaskotał w nos. Ale te miodojady niepotrzebnie przedłużają. To przecież będzie tylko jeden, mały wgryz.
Pazury wyrywały płaty ziemi, zęby wbijały się w powietrze. Pierwszy raz, drugi, trzeci, w końcu czwarty. Nastał dziesiąty, ale tym razem to nie było powietrze. 
Wrzosy zmieniły kolor na wiśniowy.  
Skulił się,
zapiszczał
i już nie uciekał.
To dobrze. 
Zatrzymałem się, a oko przestało przeciekać. 
*** 
 - Albi! - krzyknąłem, nie ukrywając radości. Jednak ona nie była już taka wesoła
 - Co się stało? - dodałem nieco ciszej. 
- Pokłóciłam się z ojcem.
- O co, o ile mogę spytać? - Ściszyłem ton jeszcze bardziej. Jakiś gbur będzie mi szczeniaki straszył, pff!
- O to, że cały czas mnie wypytuje gdzie idę, z kim się spotykam. Mam tego dosyć! Dosyć! Dlaczego muszę tak żyć? 
Zaczęła płakać. Chyba to będzie dobry moment na okazanie odrobiny empatii. Objąłem ją, ale to nie było wszystko co zamierzałem dla niej zrobić. 
- Mam coś dla ciebie. -mruknąlem i zaprowadziłem ją do mojej jaskini.
***
- Tylko nie patrz! Zasłoń oczy, no już.
Podbiegłem do stołu z mechanicznym rosomakiem, nakryłem go płachtą i przyniosłem jej pod nos. Odsunąłem lekko materiał i odnalazłem otwór na karku maszyny. Wyjąłem pełny ducha kryształ w kształcie graniastosłupa po czym wsunąłem do dziury. Młody rosomak zaczął budzić się w nowym ciele.  
Po chwili wnętrze maszyny zaświeciło się  bladym światłem w kolorze pawiego turkusu, więc zdjąłem płachtę.
-Możesz już patrzeć. 
 Przekładnie zaczęły się kręcić, mechanizm zatrzeszczał. Małemu szopowi zalśniły lampki w oczodołach, po chwili podniósł trójkątną główkę. Sprężynowe wąsy poruszyły się niezbyt płynnie, a robocik przekręcił główkę na lewy bok. Chyba się nam przyglądał. 
Albi cofnęła się o krok, nie odrywając wzroku od rosomaka. Ten w odpowiedzi zamerdał ogonkiem.
- Podoba ci się? Skończyłem go dzisiaj rano. - Zapytałem, gdy zobaczyłem lekki uśmiech pod nosem wadery. Ten widok był moim ulubionym, wręcz rozgrzewającym serducho. Uwielbiam, jak moje wynalazki kogoś zachwycają. 
Jedna , nie pasująca do reszty myśl wdarła mi się do umysłu: Co z tymi dwoma z wczoraj? Chyba już się zorientowali, że ich ,,zaginionego'' rosomaka nie ma w górach. Czasu minęło wystarczająco by rozpocząć powrót z gór. Ale czy oni mogą być aż na mnie źli? Nieee...spokojnie Issue, są za głupi, żeby tu wrócić. Chyba.

Albi?

Od Nightshade cd. Aton

Przyglądałam się basiorowi uważnie.
- Tak jest. A co myślałeś?
Tym razem to on się zająknął.
- Eee.. to znaczy...
Roześmiałam się przyjaźnie. Nieznany mi basior nadal spoglądał na mnie.
- Jak brzmi miano szanownego pana? - spytałam go. - Mnie zwą Nightshade. Chyba.
- Jestem Aton i.. Zaraz. Chyba?
Przewróciłam oczyma. No, ale to się zdarzało. Wyjątkowo często.
- Amnezja - wyjaśniłam zwięźle. Moje spojrzenie odruchowo powędrowało ku kryształowi na mojej piersi. Stop, stop, stop..
Nim zdążyłam zresetować swój jakże przeciążony mózg, biała łapa należąca do mnie powędrowała do kryształu. Oczywiście kilka sztuk kłaczków, które ostatnio często gubiłam, spadło na ziemię. Świetnie, Nightshade. Właśnie zrobiłaś z siebie durnia do kwadratu. Jak można było być tak głupim? Nigdy nie lubiłam zbytnio wiosny. Wiecie, są ptaszki, kwiatki, ale i linienie. Linienie było moim wrogiem numer jeden. W górach wiosna nie była taka gwałtowna, linienie nie istniało, przynajmniej tego nie odczuwałam. Tutaj czułam się jakbym chodziła pod ciężką kołdrą rozpruwającą się i wypadającą po kawałku. Wprost idealnie.
- Halo? Ziemia do Nightshade! - Basior, znaczy się Aton, musiał dość długo czekać na to, aż przestanę gapić się w ziemię jak cielę w malowane wrota. Westchnęłam ponownie.
- Okej, na czym skończyliśmy?
- Na twojej amnezji.. - Aton nagle zagapił się w przestrzeń.
- Skąd się biorą te płatki śniegu?
- Z mnie - odpowiedziałam niemal natychmiast. Z figlarną miną stworzyłam lodowy słupek tuż za plecami Atona. Pisnął cienko, kiedy ten, wygięty do granic możliwości, dotknął go w plecy. Zachichotałam, a Aton z obrażoną miną spróbował pomasować plecy.
- Żywa klimatyzacja do usług - ukłoniłam się.

Aton? Wybacz, weny nie miałam...

29 maja 2017

Od Frey'i CD Alpin

-Jak tam? - powiedziałam, po czym podeszłam do basiora. - Jesteś tu nowy?
- Tak...-  powiedział zaspany, po czym wstał.
- To super! Ja jestem Freya! - wykrzyknęłam dumnym, dziecinnym tonem - Według wierzeń nordyckich boginka magii! - basior dziwnie się na mnie popatrzył, ale zaraz odwrócił wzrok.
- To miło mi, Freya... - rzekł odrobinę ciszej. Nagle rozległa się niezręczna cisza. Wilk udawał, że szuka czegoś wzrokiem. Poszłam w jego ślady.
- To... Głodny? - zapytałam także odrobinę ciszej. Postanowiłam podzielić się z nim moim śniadaniem. Basior odwrócił się w moją stronę.
- Tak, bardzo — odpowiedział niedbale.
- OK, poczekaj tu — wybiegłam truchtem do swojej jaskini. W drodze miałam milion skarg do siebie typu „Idiotko! Przestraszyłaś go! No to na przyjaciółkę w jego oczach nie licz!!". Byłam na siebie bardzo zła. Okropnie zła. No, ale nie można, jak to mówią, odgrzewać starych kotletów i iść dalej, więc zaklęłam siarczyście i wróciłam z królikiem na plecach. Jednak nigdzie tego basiora nie mogłam znaleźć. Podeszłam pod wielki dąb, rosnący niedaleko strumyka, zauważając Alpina. Basior zapewne pił wodę, nie wiem, bo ze względu na moje wady trudno było się dopatrzyć, a zresztą już się odwrócił w moją stronę. Podeszłam, królika zrzuciłam, usiadłam.
- Więc... mogę wiedzieć, KIM jesteś?

Alpin?

Od Yorda CD. Niki

- Czyli wolisz płeć piękną, taak? - moje kąciki ust unosiły się do góry. Ciekawe, czy mówi prawdę, czy tylko mnie drażni.
- Zdecydowanie tak. - powiedziała nie patrząc na mnie. Podszedłem bardzo blisko niej.
- Hej. - szepnąłem jej do ucha, wzdrygnęła się. - Zapowiada się na deszcz, ciekawe co powiesz jak będziesz zmuszona spędzić ze mną kilka godzin w jednej jaskini. Sam na sam. - powiedziałem, po czym teleportowałem się 4 metry przed nią.
- Naprawdę sądzisz, że takim gadaniem coś na mnie zdziałasz? - przewróciła oczami. Zaśmiałem się cicho.
- Chyba nie chcesz zmoknąć? Przydałoby się poszukać jakiegoś schronienia, a przy okazji chętnie bym coś wszamał. - powiedziałem ruszając powoli przed siebie. Nika podbiegła i wyrównała mi kroku. Smukła niska panienka o ciekawym kolorze sierści, ale w jej wyglądzie intrygowała mnie jedna rzecz.
- Po kiego ci te kiczowate dodatki? - spojrzałem na nią, a ta zrobiła oburzoną minę, mrugnęła kilka razy. Oho, chyba zszargałem czyjeś poczucie stylu.
- Chyba mogę nosić to, co mi się podoba? Ja ci nie wytykałam tego wielkiego niebieskiego czegoś na czole. - spojrzała na mnie wrogo. Podszedłem bliżej niej i podstawiłem jej łapę tak, że się o nią potknęła i wywróciła. Nie powiem, udało mi się, to było śmieszne. Stanąłem nad nią i nachyliłem się, byłem bardzo blisko jej pyska.
- Jakbyś wiedziała, co dzięki temu czemuś mam sama byś chciała takie mieć. - powiedziałem patrząc jej głęboko w oczy. Samica szybko wstała i otrzepała się, była widocznie zakłopotana.
- Chodźże. - rzuciłem i ruszyłem przed siebie, zaczynało już powoli kropić. Żołądek bawił się dzisiaj w muzyka, przypominając mi o tym, że powinienem coś zjeść, nie miałem przecież nic w pysku od dwóch dni. Sam nie zapoluję, teraz pada, nie ma szans na to, że coś znajdziemy. Eh, jakoś trzeba przetrwać.
- Ej! - Nika swoim głosem wyrwała mnie z przemyśleń. Nawet nie zauważyłem, kiedy się na poważnie rozpadało. Wadera stała przy wejściu do jakiejś jaskini, nie dało się dużo zobaczyć przez strugi wody. Weszła do środka, a szybkim krokiem również do niej dołączyłem. Od samego wejścia do moich nozdrzy doleciał zapach padliny, a ciało przeszył nieprzyjemny chłód.
- Ktoś zostawił tu łanię! - ucieszyła się samica kierując się wesołym krokiem w stronę pożywienia.
- To musi być czyjąś jaskinia, jakiegoś innego wilka. - powiedziałem próbując wyczuć jakiś zapach, ale niestety mój zmysł węchu jest zbyt słaby, żeby odróżnić od siebie tyle woni.
- Nie mamy żadnego innego miejsca żeby się schronić, powiedzmy, że korzystamy z gościnności gospodarza. - uśmiechnęła się i zabrała za jedzenie, a ja niechętnie dołączyłem.
Z pełnym żołądkiem położyłem się nieopodal wejścia jaskini, wadera natomiast schowała się bardziej w jej głąb. Przeszedł mnie dreszcz, było tu naprawdę zimno, a burza rozpętała się na dobre.
- Zimno tu. - powiedziała Nika kuląc się w kłębek. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wstałem ze swojego miejsca i idąc w jej stronę powiedziałem:
- Razem cieplej. - po czym położyłem się obok niej, starałem się podsunąć jak najbliżej, otulając ją swoim ciałem. Wadera zerwała się na równe nogi i spojrzała na mnie zakłopotana. - O co chodzi? Mówiłaś, że ci zimno. - uśmiechnąłem się.

Nika?

Od Rebeliah CD. Lumy

Poszła. Obraziła mnie, a do tego poraziła prądem. Idiotka, która nie wie, co robić z życiem i uprzykrza je innym. I niby jaką przysługę mi wyświadczyła? To, że jej nie znam, nie znaczy, że od razu jestem głupia! W wyjątkowo paskudnym humorze poczłapałam do nikąd, jak niektórzy mawiają. W tym czasie zdążyłam przeanalizować zachowanie tej wielmożnej medyczki Lumy, oraz jej nastawienia do nowo poznanych osób. Phi! Najważniejsza i najmądrzejsza istota pod słońcem, idealnie pasuje do mojej powalonej rodziny. Matka pusta i dumna, ojciec obojętny na wszystko, a brat złośliwy i tępy. Tylko takiej egoistycznej i wrednej pachoły tu brakuje. Kiedy w myślach obrzucałam ją wyzwiskami i krytykowałam jej paskudną naturę, potknęłam się o kamień. Zaryłam pyskiem w twardą skałę. Rozcięłam sobie miejsce pod pyskiem (nie chodzi tu o szyję), do tego boleśnie wykręciłam łapę. Chciałam przemyć sobie ranę w pobliskim jeziorku, ale gdy tylko zanurzyłam łapę w wodzie zostałam ponownie kopnięta prądem.
- Ku*wa! - zaklęłam pierwszy raz od pamiętnych czasów życia z rodzinką. Rana okropnie mnie piekła, a do tego została osmalona przez prąd przeszywający moje ciało. Zarazem miałam satysfakcję z tego, że ta obeznana pani medyczka nie pomyślała o tym, że jej "lekarstwa" mogą kogoś w końcu zabić. Z tego co pamiętam, na moje lokum często chlasta woda... nie zdążyłam zareagować, a już fala wody zmiotła mnie z powierzchni ziemi. Zrobiłam sobie 3 dodatkowe rany, oraz zostałam już 3 raz porażona prądem. Pięknie. Toż się pani poszczyciła rozumem, pani Lumo. Teraz tu zdycham i się z ciebie śmieję, chociaż powinnam rozpaczać i próbować się dostać do twojej jaskini, ale moja duma nie pozwala mi na zaszycie choćby jednego rozcięcia przez twoje łapy.
- Halo! - krzyknęłam, a mój głos odbił się od ścian pobliskich skał.
- Halo... alo.. alo... o... o...
- No cudownie. - mruknęłam, a ściany odpowiedziały mi tym samym.
- O udownie... ownie... nie...
- Okej, życzę sobie ratunku, tak? Byle nie od Lumy! - wrzasnęłam i zaczęłam oczekiwać na pomoc.

Luma? Jeszcze nikomu nie udało się jej tak wkurzyć default smiley :)

od Lumy c.d. Rebeliah

- Eee... Halo? - usłyszałam pytanie. Ciekawe któż ośmiela się zakłócać mi mój beztroski wypoczynek w tych oto gęstych krzakach. Zła zaczęłam wygrzebywać się z chaszczy, z chęcią skonfrontowania się.
- Co? – mruknęłam pod nosem jednak na tyle głośno, by mój nieproszony towarzysz usłyszał.
- Nic ci nie jest? - w tym momencie wyłoniłam się z krzaków. Mój towarzysz okazał się być towarzyszką. Przyjrzałam się jej z lekko przekrzywionym pyszczkiem, zanim zdecydowała się odezwać.
- Mam kilka sińców, ale do wesela się zagoi – niezbyt chciało mi się z nią rozmawiać, więc zaczęłam spokojnie wyciągać pozostałości gałązek i liści ze swojego futra dając jej subtelny znak, żeby sobie poszła. Cóż. Nie zrozumiała przekazu.
- Co się właściwie stało? – ona tak na serio? Chyba nie wie, z kim właśnie rozmawia. Każdy normalny wilk, zwiewa ode mnie jak najdalej i przychodzi tylko wtedy, gdy naprawdę potrzebuje pomocy. A ona się prosi, aż mi się jej trochę szkoda zrobiło. Powinnam ją więc uświadomić, co zaraz może się wydarzyć.
- Ach... szkoda by tu gadać. A tak na marginesie, to Luma jestem – podkreśliłam swoje imię, co jak co, ale skoro nie wie, jak wyglądam, to z imienia powinna mnie kojarzyć. W innym przypadku odpowiednio zadbam o to, żeby raz na zawsze zapamiętała.
- Rebeliah
- A kto cię tak ochrzcił? – parsknęłam śmiechem. Trzeba było przyznać, że całkiem zabawne. Oczywiście nie tak jak Ciutroka, no ale z braku laku z niej też mogę się pośmiać.
- Rodzice – uua… zawiało chłodem. Czyżbym uraziła? Jakże mi przykro.
- Pff… byli pijani, jak ci nadawali imię?
- Może. Jeśli mam być szczera, to nie darzę mojej rodziny wielkim szacunkiem – no proszę, ładnie to tak? Czyli jednak nie jest ona taka nudna, jakby się na początku wydawało.
- W ogóle... to zabrać cię do medyczki? - no chyba sobie kpi. Właśnie straciła w moich oczach to, co przed chwilą udało jej się zyskać.
- Ja jestem medyczką - pierwsze słowo mocno zaakcentowałam. Żadna miernota nie będzie mi zarzucać, że do czegoś się nie nadaję. A już zwłaszcza miernota, która bez potrzeby miesza się w rzeczy jej niedotyczące. Mimo wszystko, z satysfakcją zaobserwowałam, że zdziwiła ją moja odpowiedź. Chociaż troszkę zrekompensowało mi to obrazę mojej skromnej osoby.
- Naprawdę jesteś medykiem? Bo jakoś nie wyglądasz - ach… głupota niektórych czasem mnie zadziwia i jednocześnie powala. Zwala z łap po prostu. To, że nie wyglądam jak medyk, wcale nie oznacza, że nim nie jestem. Informacja to cenna rzecz, nie każdy musi od razu wiedzieć z kim ma do czynienia. Mam wtedy nad nim przewagę, element zaskoczenia. Medycy bardzo często są potrzebni, jak i poszukiwani. Więc niby czemu mam ułatwiać innym to zadanie? Niech się sami namęczą, a gdy im się to uda, być może im pomogę. Z dobroci serca, gdyż do niczego mnie nie zmuszą. Wtedy usłyszałam chrząknięcie. Ach tak… ona nadal tu jest, jak mogłam o niej zapomnieć. Powinnam się wstydzić. Nie wiem czemu, ale tak nie jest. Chyba serio okropna jestem, no trudno.
- Sama się przekonasz, gdy przyniosą cię do mnie, bym cię poskładała – prędzej czy później do mnie trafi. No taka prawda, bo każdy ląduje u mnie co jakiś czas z mniejszym czy większym problemem. A ja jako przykładna pani medyk mam obowiązek im pomóc, mimo iż wielu z nich to zwykli hipochondrycy. No ale, wystarczająco długo byłam dla niemiła. Nadszedł chyba czas, żeby przekonała się na własnej skórze, kim jestem i by na długo zapamiętała tę lekcję. Uśmiechnęłam się kpiąco. Coś czuję, że wadera długo nie będzie mogła dojść do siebie po tym naszym przyjemnym spotkanku.
- Wiesz co? Nudna jesteś, ale masz szczęście, bo postanowiłam wyświadczyć ci przysługę i nieco cię
W tym momencie wytworzyłam wokół niej pole elektryczne, które natychmiast zaczęło działać te swoje cuda. Całe futro wadery stanęło dęba i przypominała ona teraz jedną, wielką szaro fioletową kulę. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie pozbędzie się pola elektrycznego, jak i swojej zabójczej objętości tak łatwo. Już ja tego dopilnuję.
- To cześć – zaśmiałam się i pobiegłam w swoją stronę.


Rebeliah? Wybacz, że tyle czekałaś ;-;

od Lumy c.d. Boomerang

Zima. Niby sama w sobie nie jest taka zła, no ale ten śnieg. Wszędzie śnieg, śnieg i jeszcze więcej śniegu. A ja zapadam się w nim właściwie po same uszy. I mam już tego serdecznie dosyć. Grzęzłam właśnie w kolejnej zaspie i już prawie udało mi się całkowicie wydostać, gdy poczułam, jak coś na mnie wpada. Przez to wszystko zaplątałam się w swój ogon i wpadłam pyszczkiem prosto w zimową wydmę. Jęknęłam cicho i zaklęłam pod nosem. Wygramoliłam się i już miałam zmieszać z błotem swojego towarzysza, gdy zobaczyłam Boomerang. Tsaa. I wszystko jasne. Co prawda nie znałam jej osobiście, ale słyszałam, że wadera nic nie widzi. Nigdy nie przyszła do mnie, żebym chociaż spróbowała jej pomóc, tak więc nie będę się wygłupiać i sama jej proponować. Może i jestem medykiem, ale nie jestem jakąś dobrą wróżką. Wadera leżała zagrzebana w śniegu i powoli się podnosiła. Oczywistym było, że nie odpuszczę jej ot, tak. Musiałam się odegrać za tą małą stłuczkę.
- Wiem, że jestem wspaniała, ale nie musisz padać przede mną na kolana - zaśmiałam się. Wilczyca zastrzygła uszami w moją stronę i instynktownie odwróciła pyszczek. Zupełnie jakby wszystko doskonale widziała. Muszę przyznać, że nieźle sobie radzi jakna ślepotę. Ciekawe nawet.
- Luma - ja to jednak jestem sławna w watasze. Nawet wilki, które właściwie nie miały nigdy ze mną kontaktu, po samym moim głosie potrafią mnie rozpoznać. W sumie to miłe i to nawet bardzo. A raczej łechtające moje, no cóż, dość wysokie ego.
- No co tam Boomerang? Jak Ci się wiedzie? Podoba Ci się zima? Skrzący śnieg, oszronione gałęzie drzew czy te misterne wzory na zamarzniętym jeziorze? Ach tak, nie możesz mi odpowiedzieć, bo nie widzisz - czy jestem okropna? Nie, wszystkim się to po prostu wydaje. W końcu jak taka niewinna istotka jak ja mogłaby być aż tak niemiła? No sama nie wiem. Jako odpowiedź zwrotną usłyszałam tylko prychnięcie. Od razu poczułam się lepiej, jak to miło czasem kogoś obrazić czy doprowadzić do płaczu. Urażone spojrzenia tak wspaniale poprawiają samopoczucie. Wadera w tym czasie zebrała się i ruszyła w nieznanym mi kierunku. Już chciała mnie opuścić? Szczerze mówiąc, nie bardzo mi się to podobało, dlatego żwawym krokiem ruszyłam za nią. W końcu to była pierwsza okazja, by się troszkę rozerwać jej kosztem, więc czemu miałabym nie korzystać? Lubię się tak bawić.
- Boomerang, Boom, czemu już mnie zostawiasz? Przecież tak miło się nam rozmawia - wyprzedzenie towarzyszki nie było proste, no ale jak się chce, to się potrafi. Przegoniłam ją i zatrzymałam się tuż przed jej nosem. Takim sposobem szłyśmy w dwójkę, ja tyłem a ona przodem.


Boom, wybacz za zwłokę ;3

Od Lumy CD. Chinmoku

Świetnie. Różowy pudel i latająca tęcza będzie nam towarzyszyć przez jakiś nieokreślony czas. Jupi, jak ja się niewyobrażalnie i obrzydliwie cieszę. Pełnia szczęścia po prostu. Końcem końców, z większą u jednych i mniejszą u innych werwą, oba kucyki zaprowadziły nas pod jakiś domek w drzewie. Musiałam przyznać, że wyglądał dość ciekawie. Potężny pień mógł skrywać naprawdę wiele. Już po chwili towarzyszący nam kuc pukał w drzwi. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, tuż przed nami pojawiła się fioletowa znajoma kopytnych. Nie była chyba zbytnio zadowolona z naszej obecności. Cóż, mówi się trudno, ona nie jest pępkiem świata, a ja dobrą wróżką, by spełniać jej zachcianki.
- Dzień dobry moja piękna – Ciućmok natychmiast złapał jej kopyto i pocałował. Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. O matko… takiej wazeliny z ust Ciutroka jeszcze nigdy nie miałam okazji słyszeć. Od kiedy to on taki dżentelmen? I od kiedy gustuje w fioletowych parzystokopytnych? Bo to, że zdecydował się poświęcić dla sprawy, jest bardzo wątpliwe. Taki egoistyczny palant jak on nie jest altruistą. Nie jestem pewna czy zna w ogóle takie słowo. Jednak reakcja kucyka jeszcze bardziej mnie rozbawiła. Zaczerwieniła się intensywnie, aż dziwne, że na tym jej fiolecie było to w ogóle widoczne. Dodatkowo zapowietrzyła się i zdębiała nie wiedziała, co ma zrobić. Prawie mi się jej żal zrobiło.
- Te, balon. Uważaj, bo jeszcze pękniesz - rzuciłam od niechcenia do niej. Natychmiast się otrząsnęła i popatrzyła na mnie. Nie widziała mojego kpiącego uśmiechu, gdyż zasłaniała ją moja maska. Czyli nie tylko w drażnieniu wilków jestem dobra. W gnębieniu innych stworzeń jestem równie dobra, od razu poprawiło mi to samopoczucie.
- Ona, on, oni...Kim jesteście? - klacz zdezorientowana rzucała każdemu z nas płochliwe spojrzenia. Ukradkiem obserwowała tego pchlarza, przez którego to wszystko się stało. Czyżby wpadł jej w oko? Czemu by tego nie wykorzystać, w końcu wykorzystywanie słabości innych to moja specjalność. Wystarczy tylko troszeczkę skorzystać z gry aktorskiej, a można uzyskać niezły efekt.
- Wybacz nam nasz nietakt. Jestem Luma, a ten tutaj to Chinmoku - w tej chwili odwróciłam się tyłem w kierunku Ciutroka. Nie chciałam, żeby widział to, co zamierzałam zrobić. Było to niestety konieczne, by choć trochę nam zaufała. A prawda była taka, że jak szybko uda nam się tu uwinąć, to już nigdy się nie spotkamy. Zapomnę o tym wszystkim, co się tu wydarzyło - Jesteśmy przejazdem, dosłownie chwilowo. Przyjechaliśmy, ponieważ szukamy pomocy. Czy mogłabyś nam jej udzielić? - konturowałam swoją wypowiedź i ściągnęłam spokojnie maskę. Patrzyłam z niemą prośbą prosto w oczy nowoprzybyłej.
- W ramach rewanżu - uśmiechnęłam się zadziornie - mogłabym szepnąć słówko komu, trzeba - mrugnęłam do niej i niby przypadkiem spojrzałam kątem oka na Ciutroka. Zrobiłam to tak szybko, że tylko ona zauważyła ten ruch. Kucyk natychmiast ponownie spłonął rumieńcem. Czyli jednak miałam rację. Jacy oni wszyscy są przewidywalni.
- Dobrze, pomogę wam. Co potrzebujecie? - jej głos lekko zadrżał pod wpływem emocji. Jakoś nie szło jej dobrze ukrywanie ich, co mogło działać na naszą korzyść. W tym samym czasie założyłam maskę na pyszczek i jakby nigdy nic odwróciłam się do reszty.


Ciutroczku? Wybacz za zwłokę i marną długość

28 maja 2017

Od Niki CD Yorda

- Yord, przepraszam madame, że od tego nie zacząłem rozmowy. - nie tracąc uśmiechu, ukłonił się - A panienkę wołają...?
- Nika... - rozluźniłam się i podeszłam bliżej basiora - lub jak kto woli, Kruszynka.
Wyszczerzyłam kły z swoim charakterystycznym, krzywym uśmiechu. Zamrugałam kilka razy i obraz nabrał maksymalnej ostrości. Było koło południa, wiec nie miałam problemu z patrzeniem. Wilk miał brązową sierść i jak na moje oko, bardzo miękką. Na jego czole błyszczał dziwny kryształ. Wyglądało to dość dziwnie, jednak powstrzymałam się od chamskiego komentarza na jego temat. Kręcąc się wokół niego, obwąchałam go dokładnie. Delikatny zapach dębu i trochę wyraźniejszy karmelu. W okolicach pyska czułam wyraźną miętę połączoną z zapachem ciasteczek z czekoladą. Zapowiadało się naprawdę ciekawie.
- Niech zgadnę... - zaczęłam - Nachalny wilk, nieprzywiązujący uwagi do słów, puszczający słowa na wiatr. Liczy że zdobędzie każdą, choć w głowie nie ma miłości. Widząc waderę myśli tylko o seksie. Egoista, ryzykant, innymi słowy, skończony debil.
Znów wyszczerzyłam ząbki, jednak znacznie szerzej i bardziej chamsko. Yord zaśmiał się. Jego oczy zabłysły szafirowym blaskiem.
- A za tymi bandażami ukrywasz stare blizny, tak?
Znów szybko zamrugałam, bo straciłam ostrość.
- Co ty tak mrugasz? Naćpałaś się czegoś? - zaśmiał się.
- A żebyś wiedział! - obróciłam się do niego tyłem, uderzając ogonem w twarz.
Usiadłam i ani zamierzałam wstać. Mógł mówić co chce, ale mój wzrok niech zostawi w spokoju.
- Bez łez, trzeba przeżyć tę noc bez łez... - znów zaczęłam śpiewać - Jak to? Jak to? Jak? To tak!
Basior zaczął nucić do śpiewanej przeze mnie piosenki.
- Jeśli myślisz że mnie poderwiesz to zapomnij. - uśmiechnęłam się kpiąco - Masz do czynienia z waderą, która woli wadery.
Nie tłumiłam śmiechu, gdy zobaczyłam jego zdezorientowaną minę.

Yord? Heh ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Od Niki

Powoli zapadał zmrok. Listki na drzewach błyszczały złotym światłem, które rzucało zachodzące słonce. Przyśpieszyłam kroku. Im ciemniej było, tym bardziej świat rozmazywał mi się przed oczami. Musiałam jak najszybciej znaleźć jakieś schronienie. Zaburczało mi w brzuchu. Przez cały dzień nie natrafiłam na trop ani jednego, głupiego królika. Podeszłam do niewielkiego strumyczka i napiłam się z niego. Wytarłam pysk łapą i ruszyłam dalej. Wolnym truchtem przemieszczałam się po gęstym lesie. Czułam delikatny zapach kilku wilków, jednak bardzo niewyraźny i trudny do namierzenia. Zwolniłam trochę. Musiałam się zastanowić, czy włażenie na tereny jakiejś watahy to dobry pomysł. Wydawało się to jedynym rozwiązaniem, jednak co jeśli wilki będą miały złe zamiary? Tego nie potrafiłam przewidzieć. Mimo to gdzieś w środku mnie tliła się mała iskierka nadziei, że przyjmą mnie do watahy.
Na chwilę obecną wszystko rozmywało mi się w jedną wielką plamę. Zaczęłam panikować. Zupełnie nie wiedziałam dokąd idę. W mocy byłam jak bezbronny, czteromiesięczny szczeniak. Wpadłam na drzewo. Zdezorientowana cofnęłam się kilka kroków. Przyłożyłam nos kilka milimetrów nad ziemię. Teraz jeszcze wyraźniej poczułam zapach stada wilków. Bez namysłu ruszyłam w tamtą stronę. Co jakiś czas uderzałam w pnie. Zapach stawał się coraz wyraźniejszy. W końcu znalazłam jakiegoś wilka. On znalazł mnie, dokładniej. Zamrugałam kilka razy, by trochę wyostrzyć sobie obraz. Minimalnie, ale się udało.
- Ślepa jesteś? - zaśmiała się.
- Nie śmieszne... - burknęłam - Po zmroku akurat tak.
Zaciągnęłam się jej zapachem. Chciałam go zapamiętać, by poznać ją gdy spotkam ją innym razem.
- Pachniesz bezami.
Wadera się zaśmiała.
- W czymś ci pomóc, Ślepa Kruszynko?
Uśmiechnęłam się krzywo.
- Przenocujesz mnie, Bezo? - teraz obie się zaśmiałyśmy.

Swift?

Od Yorda

Przechadzałem się jak co dzień wśród drzew, szukając czegoś smakowitego na śniadanie. Moje zmysły niestety nie są zbyt dobrze wyrobione, przez co od zawsze mam problemy w samodzielnym polowaniu. Trąciłem kamyk, który stanął mi na drodze i zrezygnowany usiadłem pod drzewem. Przyroda budząca się do życia zawsze mnie zadziwiała. Po ciężkiej i mroźnej zimie rośliny potrafią odżywać w tak miły dla oka sposób, zadziwiające. Wziąłem głęboki oddech, napawając się zapachem lasu, lubiłem go. Położyłem się leniwie na mchu i delikatnie zmrużyłem oczy. Pomimo tego, że mój brzuch grał marsza żałobnego, udało mi się na chwilę przysnąć.
Usłyszałem czyjś głos. Momentalnie zerwałem się z ziemi i zacząłem słuchać. Niedaleko mnie ktoś był. Wilk. Kiedy ja ostatnio widziałem jakiegoś wilka? Wstałem i ostrożnie, żeby pozostać niezauważonym, zacząłem iść w stronę źródła dźwięku. Głos był coraz wyraźniejszy, mogłem już wyłapać pojedyncze słowa. Śpiewa, to wadera. Uu i to ładnie śpiewa, miejmy nadzieję, że będzie równie piękna, co jej głos. Byłem już na tyle blisko, że wychylając się lekko zza drzewa, mogłem ją zobaczyć. Siedziała pod drzewem i śpiewała nieznaną mi piosenkę, która mimo tego szybko wpadła w ucho. Otrzepałem się, wziąłem głęboki wdech, a na moim pysku pojawił się szarmancki uśmiech.
- Pięknie śpiewasz. - powiedziałem, idąc lekkim krokiem w jej stronę. Wadera momentalnie zerwała się z miejsca i wyszczerzyła w moim kierunku rzędy białych zębów. - Hola, hola panienko. Ja tu z miłym słowem do ciebie, a ty mi dziękujesz w taki sposób? Niewiarygodne. - przewróciłem oczami.
- Kim jesteś? - warknęła, nie tracąc swojej bojowej postawy. 
- Ja? Yord, przepraszam madame, że od tego nie zacząłem rozmowy. - nie tracąc uśmiechu, ukłoniłem się. - A panienkę wołają...?

Chętna jakaś Pani na pogawędkę? ^^

Powitajmy Nikę!

http://sodabuttles.deviantart.com
=^.^=


Imię: Nika
Pseudonim: Niektórzy mówią na nią Kruszynka.
Wiek: 4 lata
Płeć: wadera
Charakter: Dość złośliwa oraz opryskliwa. Sarkastyczna, jednakże nie jakoś często, czasami. Odważna i lojalna. Często strzela fochy i obraża się o byle co, zawsze przy tym obserwuje wilka który ją zdenerwował irytującym wzrokiem. Dla nowo poznanych jest naprawdę niemiła, później jednak staje się milsza. Potrafi żartować, jednakże w odpowiednich sytuacjach. Należy do zdyscyplinowanych wilków, słucha się wyższych stanowisk, jednakże często musi dodać coś od siebie przed wykonaniem polecenia. Jest bardzo inteligentna oraz mądra. Strasznie uparta, nigdy nie odpuszcza. Nie rozumie podłych wilków oraz tych których krzywda innych cieszy, nawet nie chce ich rozumieć. Trzyma się z dala od takich. Lubi nowości, nigdy nie przyzwyczaja się do niczego, bo wie, że prędzej czy później ktoś jej to odbierze. Uwierz mi na słowo, wolisz jej nie denerwować, potrafi odpyskować oraz wyprowadzić z równowagi. Szczera do bólu, mówi to co myśli nie zważając na to, że może zranić tym rozmówcę. Może i jest trochę naiwna, lecz nie zawsze oszukanie jej przychodzi z łatwością. Czasem staje w obronie słabszych, jednak nie zawsze. W większości przypadków martwi się własnym ogonem. Można by powiedzieć, że jest egoistką. Rzadko kiedy dzieli się czymś z innymi lub zrobi coś bezinteresownie. Właściwie to nie rzadko, a nigdy. Wilki ocenia po wyglądzie, dlatego też tak dużą uwagę poświęca temu swojemu. Większość osób stwierdziłoby, że lepiej trzymać się od niej z daleka, jednak jednego nie można jej zaprzeczyć. Jest bardzo tolerancyjna i szanuje cudze wybory.
Wygląd: Jest to waderka raczej niska. Ma bardzo puchaty ogonek, jaśniejszy niż reszta jej brudno-fioletowej sierści. Posiada ciemne, długie, gęste głosy, w które w okolicach ucha wczepioną na różową kokardkę. Na plecach nosi zawiązaną w dziwny sposób niebieską wstążkę, zakończoną piękną kokardą. Tak, ta wadera bardzo lubi kokardki, ale właściwie nie tylko. Kocha również bransoletki. Jej łapy zdobią aż trzy. Pod jej błękitnymi oczami widnieje kilka kolorowych plamek, od niebieskiego, przez fiolet, aż po róż. Poduszeczki jej łapek są bardzo charakterystyczne, ponieważ nie mają jednolitej barwy, a różowe i czarne łatki.
Stanowisko: Mentor Magii 
Umiejętności: Intelekt: 8 | Siła: 1 | Zwinność: 10 | Szybkość: 9 | Magia: 10 | Wzrok: 2 | Węch: 4 | Słuch: 6
Rasa: Wilk Magii
Żywioły: magia
Moce: Przeróżne zaklęcia o przeróżnych właściwościach.
Rodzina: Wydziedziczyła ich. 
Partnerka: Zaciekle szuka wadery, która chciałaby się z nią związać.
Potomstwo: Nigdy o tym nie myślała. Przynajmniej nie na poważnie. 
Historia: Jako mała, urocza kuleczka miała przyjaciół. Właściwie nie było osoby, która by jej nie lubiła. Wszystko się zmieniło, gdy wyszła na jaw jej orientacja. Zakochała się w pewnej waderze. Długo się wahała, jednak w końcu opowiedziała jej o swoim uczuciu. Następnego wieczoru miału uciec, ponieważ w watasze w której żyły, związki homoseksualne groziły śmiercią. Gdy już miały przekroczyć granicę, wadera wydała ją strażnikom. Wcześniej ją okłamywała, by zdobyć jej zaufanie. Nika, odurzona miłością nie wykryła jej fałszywości. Strażnicy pojmali ją, a ów waderę wynagrodzili. Ze złamanym sercem została wtrącona do lochu. Gdy przesiedziała okrągłe dwie doby w zamknięciu, podano jej śmiertelną dawkę trucizny, po czym związali łapy i porzucili z lesie daleko od granicy. Znalazła ją stara szamanka. Podała jej odtrutkę w ostatnich chwilach życia wadery. Zajęła się nią, nie pytając o historię. Gdy odzyskała siły, wyruszyła na wyprawę. Nie musiała szukać długo, aż znalazła Watahę Smoczego Ostrza. Tu nikt nie jest w stanie stwierdzić, że była kiedyś otruta, jednak od tamtej chwili Nika miewa problemy ze wzrokiem.
Przedmioty: brak
Właściciel: git 5/Siwiergotka
Ocena: 0/0

Od Chinmoku CD. Shada

Co proszę? Czy ona? Co….?
- Że słucham? – posłałem szczeniakowi groźne spojrzenie.
Ta jedynie odwzajemniła to uśmieszkiem.
- No tak. Czy nie widzicie jak cudowną tworzylibyście parę?
Puchatek aż się najeżył.
- Nawet o tym nie myśl! To przecież chodząca pchła! Nie mam nawet zamiaru inwestować w głębsze uczucia poza nienawiścią do tego palanta.
- I nawzajem, dzikunie. – wytknąłem język.
- Nie wytykaj języka, bo Ci krowa nasika!
- Takich tekstów używają przedszkolaki. Widać na jakim poziomie jesteś.
- Mowę należy dostosowywać do odbiorcy. Niedorozwoju.
- Bardzo śmieszne. Bardzo.
- Tak jak ty.
Zawarczeliśmy na siebie. Shadzie zaiskrzyły oczy.
- Cudownie, cudownie, cudownie! – wykrzyczała z zachwytem. – Jesteście razem cudowni!
Obróciliśmy się zaskoczeni w stronę Shady. Co za bezczelność.
- Posłuchaj mnie pannico. – Luma podeszła podirytowana do szczeniaka. – Jeszcze raz rzucisz coś na temat łączenia nas w parę, a dostaniesz ostrego klapsa. Takie dzieciaki jak ty, nie powinny zawracać sobie głowy takimi rzeczami. Jest to bardzo nieodpowiednie i niestosowne! Poza tym, mówiąc o nas w ten sposób bardzo ranisz moje ego.
Shada nie wyglądała na wystraszoną. Wręcz przeciwnie. Promieniowała swoją radością.
- Liczę, że Wam się uda. – rzuciła odchodząc.
Rety, mieszanka Madness i Scrafa naprawdę nie przyniosła nic dobrego. Aż się boję myśleć co ta mała musi mieć teraz w głowie. Wzdrygnąłem się.
- No Puszku, nie mam ochoty z tobą rozmawiać więc żegnaj. Obyś zdechła szybko.
- I nawzajem. Ciućmoku.

Shado przedziwna? Opowiadanie krótkie i dziwne ale nieważne xd

Od Atona

POCZĄTEK WIOSNY - zatytułowałem -
Wiosna-Pora, w ciągu której tereny naszej watahy prezentują się wyjątkowo nieziemsko (napisałem, pomimo tego, że była to moja pierwsza wiosna na terenie watahy), a i w tym roku zaskoczyła nas pejzażem przy którym określenie raju, jakoś nieszczęśnie blednie, nie oddając ani trochę wyglądu tego miejsca.-zmoczyłem pióro w atramencie i kontynuowałem. W zasadzie to chciałem kontynuować. Momentalnie jednak zrobiło się jakoś chłodniej. Fakt-miałem otworzone drzwi na oścież, ale mieszkam na obrzeżu watahy, więc nikt i tak tędy nigdy nie przechodził. Lubiłem miejsce mojego zamieszkania, ponieważ spokojnie mogłem recytować tutaj wiersze i nikt mnie nie podsłuchiwał [nie to co w np w lesie (pozdrawiam Ravennaha Hahah)]. Wyszedłem z mojej jaskini, aby zobaczyć czy to możliwe. Czy pogoda może się tak diametralnie zmienić? Zdziwiło mnie to co zauważyłem. Przed moim domem słońce świeciło w pełni, ale to nie było najistotniejsze. Przede mną znajdowała się wadera o śnieżnobiałym futrze.
- Dzień dobry - powiedziałem z delikatnym zdziwieniem w głosie.
- Dzień dobry. Znaczy cześć - odpowiedziała troszkę nerwowo nieznajoma.
- Przepraszam, ale zgubiłaś się? Należysz do naszej watahy? - zapytałem spokojnie.
- Nie, nie zgubiłam się, ale jestem tutaj dopiero od niedawana, chciałam się przejść i zobaczyć trochę teren. No i poznać sąsiadów, chociaż prawie nikt tu nie mieszka... - tłumaczyła.
- Sąsiadów? - przełknąłem ślinę.

Nightshade?

Nieobecność

Witajcie,
chciałabym przeprosić za moją wcześniejszą nieobecność, a także poinformować, że nie będę aktywna przez najbliższy czas - co najmniej do tego piątku. Będę odpowiadać na wiadomości i wstawiać wysłane do mnie opowiadania, jednak nie będę odpisywać swoimi wilkami.

Dziękuję za zrozumienie,
Taravia.

Powitajmy Yord'a!

s-alvatore
Wiem po co idę, co dlaczego robię.

Imię: Yord
Pseudonim: Często wołają na niego Nordy.
Wiek: 7 lat
Płeć: Basior
Charakter: Ogólnie rzecz biorąc Yord ma bardzo trudny charakter i potrzeba do niego mnóstwo cierpliwości. Jest opryskliwym młodzieniaszkiem, który nie przywiązuje dużej wagi do tego, co mówi. Pyskaty gbur to bardzo trafne określenie jego osoby. Nie licz na pomoc z jego strony, nie pomoże ci dobrą radą, nie wysłucha twoich problemów, może co najwyżej zarzucić jakimś czarnym żarcikiem. Jest typowym chłopczykiem, któremu strzela testosteron do łba. Kocha się popisywać, rywalizować i czuć pulsująca adrenalinę. Nie zważa na ból, dla niego liczy się tylko wygrana. Wbrew pozorom, bardzo lubi przebywać w towarzystwie, a zwłaszcza pięknych pań. Chociaż jest w stosunku do nich zwykle wyjątkowo chamski i nietaktowny, nie narzeka na brak powodzenia. Przecież one kochają złych chłopców. Nordzik nie da sobie w kaszę dmuchać, zawzięcie trzyma się swojego zdania. Niezły też z niego krętacz, robi wszystko żeby się nie narobić. Marny z niego materiał na przyjaciela, czy męża, ale przynajmniej jest ktoś kto potrafi nieźle wnerwiać.
Wygląd: Yord jest szczupłym, wysokim samcem, a jego ciało pokrywa błyszcząca i miękka grafitowa sierść. Uwagę przyciągają białe pręgi na tylnych nogach, grzbiecie i pysku. Znakiem charakterystycznym są dla niego na pewno niebieskie małżowiny, oczy i błyszczący kryształ na czole. Jego prawe oko zostało w młodości poparzone, przez co ma teraz mocno widoczną, duża bliznę. Zazwyczaj z przednich łap Norda nie znikają bandaże, woli ukrywać ślady przeszłości.
Stanowisko: Eskotra
Umiejętności: Intelekt: 10 | Siła: 5 | Zwinność: 2 | Szybkość: 5 | Magia: 20 | Wzrok: 1 | Węch: 2 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Chaosu
Żywioły: Ogień, ziemia, wiatr
Moce:
- całkowite panowanie nad ogniem
- wywoływanie nagłych porywów wiatru, huraganów
- tworzenie trzęsień ziemi
- robienie w ziemi dziur, szczelin, kotlin
- przyśpieszona regeneracja
- telekineza
- teleportacja
Rodzina: Wszyscy nie żyją, zginęli podczas wojny. Może poza jednym z braci, który podobno przeżył i tuła się gdzieś po świecie.
Partnerka: Nigdy nie wszedł w poważny związek, woli "przygody na jeden wieczór".
Potomstwo: Brak i niech tak lepiej pozostanie.
Historia: Yord urodził się w stadzie liczącym 8 wilków. Przez pierwsze miesiące jego życie było cudowna sielanką, jednak po pewnym czasie zaczęły ujawniać się jego niszczycielskie moce. Jako szczeniak nie umiał nad nimi panować, często ranił swoich bliskich. Kiedy podczas jednego treningów zabił swojego mentora został wysłany na wygnanie. Odtrącony przez swoją rodzinę nie wiedział co ma ze sobą zrobić i tułał się po obrzeżach swojej dawnej watahy. Jako półtora letni basior opanował w pełni magię, postanowił wrócić do stada. Jedyne co tam zastał, to zniszczone jaskinie i zapach świeżej krwi. Przy głazie leżał konający ojciec basiora, to od niego dowiedział się co tu się wydarzyło. Wroga wataha najechała jego rodzinę szukając wilka, który dzierży "śmiercionośną moc".
I wtedy Yord rozpoczął swoją wędrówkę, żyjąc samotnie czuł się najlepiej. Aż pewnego razu wyczuł na swojej drodze tropy obcego wilka.
Przedmioty: ---
Właściciel: Rukh [H]
Ocena: 0/3

27 maja 2017

Od Hope CD Rogacza

- Rogacz - przedstawił się z zawadiackim uśmiechem - Mogę prosić o nocowanko na parę dni? Nie mam gdzie się podziać. Poratujesz nieznajomego, który włamał ci się na chatę i trzyma cię, żebyś nie mogła się wyrwać?
Spojrzałam prosto z jego niebiesko-złote oczy. Zauważyłam w nich iskierkę rozbawienia. Taka sama jak u mojego ojca, a jednak zupełnie inna. W moich oczach również taka się pojawiła. Chłopak ściskał mnie dość mocno, jednak nie na tyle, bym nie mogła się wyrwać. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech podobny do jego. Lekko kopnęłam go w nogę. Nie miało mu to zrobić krzywdy, a jedynie zdezorientować. Wyrwałam mu się, odskoczyłam za plecy nowo poznanego i jedną ręką pociągnęłam go za włosy, zbliżając do siebie. Drugą przystawiłam mu nóż do gardła. Byłam gotowa go zabić, jednak jak na razie się powstrzymywałam.
- Skąd się tu wziąłeś? - szepnęłam z delikatnym spokojem.
Przyciągnęłam go jeszcze bliżej siebie. Byłam niemal pewna, że Rogacz czuje mój oddech na szyi.
- Z pewnością nie jesteś tym, za kogo się podajesz. Niech zgadnę. Magiczny wilk, tak?
Zmieniłam się w swoją naturalną postać, a nóż rozpłynął się w powietrzu. Teraz zamiast chłopaka stał przede mną wysoki basior. Jego ubarwienie sierści bardzo przypominało te jelenie. Spoglądał na mnie złoto-czerwonymi oczami. Przyglądał się moim kolczykom, a ja jego rogom. Teraz już wiedziałam, skąd to nietypowe imię, aczkolwiek miałam wrażenie, że rodzice nazwali go inaczej. Moją uwagę przykuły sporych rozmiarów skrzydła. Nagle poczułam niewyobrażalny żal, zerkając ukradkiem na moje malutkie skrzydełeczka, które nie potrafiły unieść mnie nad ziemię nawet kilka centymetrów. W moich oczach pojawiły się łzy. Zacisnęłam powieki, by nie dać im wypłynąć, jednak niewiele mi to dało. Szybko wytarłam policzki, z nadzieją że nic nie zauważył.
- Możesz tu przenocować, ale nie ma nic za darmo. - powiedziałam wymuszając uśmiech.
Westchnął.
- Czego chcesz? Złota? Kamieni szlachetnych? - powiedział odrobinę zrezygnowanym tonem.
- Myślałam o czymś zupełnie innym...

~*~*~*~

- Naprawdę o tym marzyłaś? - spytał.
- Tak.
Złapałam się mocniej jego futra, by nie spaść z jego grzbietu. Wiatr targał moje włosy, gdy Rogacz robił w powietrzu przeróżne obroty. Lecieliśmy dość wysoko, lecz mi dalej było mało. Chciałam wyżej i wyżej. Zamachałam swoimi skrzydłami, udając, że lecę o własnych siłach.

Rogaczu? c:

Od Albi CD Issue

Był poranek, więc jak zwykle postanowiłam się przejść, choć dzisiaj planowałam spotkać się z moim nowy przyjacielem - Issue. Wtem drogę zagrodził mój ojciec.
- Albi... - zaczął poważnie.
- Hmm?
Po raz pierwszy zdarzyło mi się tak powiedzieć. Dragon stanął jak wryty i patrzył. Otrząsnął się jednak po chwili.
- Widziałem że jakiś basior Cię odprowadził. Kto to był? - podpytał. Co mu do tego?
- Znajomy. - rzekłam arogancko. Miałam już dosyć jego troski o mnie.
- Albi! - wrzasnął. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Nie możesz się spotykać z kimś kogo nie znam! - kontynuował. Miałam dość.
- Mam tego dosyć! - ryknęłam. - Ciągle mnie o coś wypytujesz! Z kim się spotykam, o czym z kimś rozmawiałam! Nie jestem małym szczeniakiem!
Pobiegłam ze łzami w oczach. Nie jestem małym szczeniakiem. Niedługo będę dorosła! Biegłam przed siebie wypatrując Issue'go.
- Issue! - krzyczałam próbując znaleźć go wśród skał, jednak po paru minutach musiałam przysiąść na chwilę. Zobaczyłam zająca.
Zobaczyłam.
Zająca.
Czy to nie podejrzane że zając biega sobie wśród skał? Może ktoś go gonił? Ukryłam się za skałą i czekałam aż zwierzak się zbliży i...

... - AGRH! - warknął ktoś. Spojrzał na mnie "spode byka" i jakby sobie coś przypomniał. - Albi! - krzyknął uradowany. Zrobiłam smutną minę. - Co się stało? - spytał troskliwie.
- Pokłóciłam się z ojcem.
Popatrzył na mnie z troską jakby mi współczuł.
- O co, o ile mogę spytać? - powiedział trochę nieśmiało.
- O to, że cały czas mnie wypytuje gdzie idę, z kim się spotykam. Mam tego dosyć! Dosyć! Dlaczego muszę tak żyć? - ryknęłam płaczem. Issue objął mnie łapą i przyciągnął na pocieszenie.
- Mam coś dla ciebie. - oznajmił poważnie.

Issue? Czekanie popłaca!

25 maja 2017

Od Nightshade

Minęło kilka dni, odkąd dołączyłam do Watahy Smoczego Ostrza. W tym czasie porządkowałam jaskinię, którą nie tak dawno temu obrałam sobie za siedzibę. Właśnie kończyłam wyrzucać z najgłębszych i najciemniejszych kątów pająki oraz rozmaite inne stwory, kiedy na dole coś zachrobotało. Odwróciłam się gwałtownie, żeby sprawdzić ten odgłos.
Jaskinia, którą wybrałam, miała dwa komory - jedna większa i jedna mała, znajdująca się niżej niż duża. Małą komorę zamierzałam przerobić na coś w rodzaju spiżarnio-piwnicy. Warunki były idealne - temperatura była na minusie, trochę z powodu głębokiego położenia, a trochę z powodu, że ja w tym pomogłam (patrz obniżanie temperatur), światło słoneczne tam nie docierało, ale bądźmy szczerzy, z czasem to miejsce zmieni się w rupieciarnię.
Chrobotanie nie cichło. Zeszłam ostrożnie do środka, starając się nie stąpać po małych kamyczkach, jak wcześniej, kiedy dranie potoczyły się w dół, a ja na nich byłam, co kosztowało mnie wywalenie na pysk. Wzdrygnęłam się i przyspieszyłam kroku.
Chrobotanie dochodziło od urokliwej rodzinki myszy, zjadającej właśnie swój obiad, złożony z bliżej nieokreślonych okruchów. Nie miałam pojęcia, co robią myszy w jaskini, spodziewałam się raczej pająków i innych takich, ale nieważne. Kłapnęłam paszczą w powietrzu i gromada myszy rozpierzchła się na wszystkie strony. Widok mięsa - dość miernej jakości, ale jednak mięsa obudził mój wygłodniały, pusty żołądek i sprawił, że dopiero teraz zauważyłam, że jestem głodna. Westchnęłam, i wyszłam z komory równie ostrożnie jak wcześniej.
Zachodzące słońce oświetliło mnie, oślepiając i pozostawiając powidoki. Skrzywiłam się i usunęłam w cień. Z mojego futra spadło kilka kropel wody, pochodzących z płatków śniegu, których było w nim pełno. Mimo chęci ucieknięcia na dół i pozostania tam aż do dnia, kiedy to wszystko zamarznie, zostałam w cieniu. Moje grube futro na te standardy było aż za grube, co sprawiało, delikatnie mówiąc, spore trudności. Podrapałam się tylną nogą w swędzący kark, po czym ją opuściłam. Na pazurach zostało naprawdę sporo sierści.
-  Och, super, znowu linienie - jęknęłam do siebie. Kątem oka dostrzegłam, że w krzakach coś się
poruszyło. Odwróciłam się ze zjeżoną sierścią i obnażonymi kłami. Przypadkowo wywołałam lodową iglicę, celującą prosto w gardło wadery. Zmuszona była teraz balansować na tylnych łapach, unosząc głowę, co zdecydowanie nie było najwygodniejszą pozycją.
 - Eee.. Mogłabyś ściągnąć ten lód? - Wadera właśnie zezowała ku iglicy.
 - Już się robi - powiedziałam, znacznie bardziej uspokojona, co sprawiło, że iglica zmniejszyła się o połowę, a w końcu całkowicie znikła. Czasami nienawidziłam tego, że lód reaguje na moje emocje.
 - Dzięki - powiedziała nieznajoma, otrzepując się z śnieżynek wirujących koło mnie. A no tak.. Odsunęłam się na bezpieczniejszą odległość i odpowiedziałam:
 - Nie ma sprawy. Ja jestem Nightshade, a ty?

Wadera chętna mnie poznać? A może nowa przyjaciółka?

24 maja 2017

Od Frey'i do Rogacza

Był ciepły poranek. Byłam odrobinę głodna, ale postanowiłam najpierw się przebiec po terenie watahy. Wiedziałam już, że jest ogromny, ale co mi tam, hulaj dusza, jesteś wilkiem i dobiegniesz do jakiegoś krańca - powiedziałam sobie i tak zrobiłam. Biegnąc zauważyłam piękne, malownicze góry, tajemniczy i mroczny cmentarz i usłyszałam huk wodospadu. Postanowiłam biec dalej w stronę tego niesamowitego ale zachęcającego hałasu. Po chwili zauważyłam, że bagno zamieniło się w strumyk, dalej była już tylko rozległe koryto, a w nim krystaliczna woda i starorzecza tworzące malownicze stawy. Napiłam się wody. Po chwili zaburczało mi w brzuchu.
- No tak... - powiedziałam sama do siebie. - Głód powraca z podwójną siłą.Tym razem ulegnę. Postanowiłam najpierw zjeść jakąś polną myszkę, a później wrócić do jaskini. Jednak był problem (a raczej trzy): Mój wzrok, słuch i węch. Jestem co do tych trzech typowym niedorozwojem, no i żyć samotnie jako Freya jest wielkim błędem. No po prostu sama sobie bym nie poradziła. Ale było coś koło szóstej rano, z dala od jaskiń, więc musiałam zrobić pierwszy raz w życiu coś bez niczyjej pomocy. Najpierw było ciężko, po dziesięciu minutach wypatrywania jakiejkolwiek norki udało się. Poczekałam chwilę, "zawiałam" wiatrem, no i ku mojemu szczęściu niecny plan się powiódł - mysz wyjrzała, ja ją pacnęłam łapą odczekując chwilę. Następnie dumna z siebie jak (zapewne) Brutus z krwią Cezara na nożu, dokładnie ją przeżułam i połknęłam. Jednak wielmożny Pan Żołądek żądał więcej, nie nasycił się bowiem tą przekąską. Pobiegłam jednak według ułożonego wcześniej planu do jaskiń, jednak kiedy biegłam, zauważyłam plamę. Ciemną, ruszającą się plamę. Podbiegłam bliżej. No tak, plama ma rogi i brązowe ubarwienie.
- Jeleń! - zadowolona pisnęłam wbrew woli. Plama ruszyła się ożywiona. Podeszła do mnie. Przeistoczyła się w wilka.
- O, jednak nie jeleń... - powiedziałam bez namysłu, spoglądając przy tym głupkowato na wielki, najwyraźniej niezbyt zadowolony, pysk.
- Ych... Frryya... - wydyszałam przestraszona.

Rogacz?

OD Shante CD Sirius

Usiadłam nad wodą, patrząc na swoje odbicie. Złote oczy były najbardziej widoczne w tafli, natomiast białe elementy na futrze, były ledwo widoczne. Zamknęłam oczy, słysząc szelest ducha, stojącego obok mnie. Położyłam łeb na ziemi, patrząc jak woda lekko faluje. Ciepłe promienie słońca i lekki wiatr budziły we mnie uspokojenie... Rzecz, której mi ostatnio brakuje... Zamknęłam oczy.
- Kim jestem...? Skąd pochodzę? - zaczęłam zadawać pytania sama do siebie w myślach - Skąd mam wiedzieć? Nie wiem. Mam tyle pytań, tak mało odpowiedzi... - wstałam, spoglądając na tafle wody. Przypomniał mi się moment, gdy mogłam chodzić po tafli. Gdy duchy mi pozwalały po niej chodzić... Szkoda, że tego już nie powtórzą...
Spojrzałam na niebo. Jak to jest latać? Jakie to uczucie? Bycie nad niebem, czuć wiatr... jego kierunek. Wzięłam głęboki wdech, wpuszczając powietrze do swoich płuc. Przyjemne uczucie. Po chwili jednak poczułam mrowienie... jakby ktoś tutaj był. Lekko zaczęłam się rozglądać, machając jednym z ogonów. Odwróciłam się, zaczynając się rozglądać. Ruszyłam, mocząc lekko końcówki ogonów wodą. Weszłam do lasu, próbując coś wyczuć, lecz nie mogłam. Zapachy się mieszały, nie mogłam rozróżnić zapachów... Pokręciłam lekko głową jak i ogonami. Może mi się zdawało... A może jednak nie? Dużo rzeczy mi się może zdawać...
Wtedy poczułam szelest wiatru. Tylko jedna rzecz mogła tak nienaturalnie wytypować kierunek powietrza. Spojrzałam w górę. Nikogo nie było. Wskoczyłam na jedną z gałęzi, zaczynając się rozglądać. Wskoczyłam na następną, wciąż nikogo nie widziałam... Ale jestem pewna, że ktoś tu jest... teraz na pewno. Za sobą usłyszałam szelest. Odwróciłam się. Znowu nikogo nie było. Może mi się zdaję? Albo to duchy? Wróć, one mogą przenikać przez wszystko. Wskoczyłam na wyższą gałąź. Zrobiłam krok do przodu, by się rozejrzeć, ale... gałąź pękła pod moim ciężarem.
- O nie! - wycelowałam łapami do przodu, by chociaż złamać tylko łapy, nie głowę, gdy...
- Mam Cię! - usłyszałam głos basiora. Zobaczyłam, że jestem na grzbiecie białego basiora... Ten spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. Spojrzałam na boki... Jego skrzydła, były duże, silne i piękne. Dla mnie wszystkie skrzydła są piękne... Spojrzałam na cień. Wyglądało to, jakbym to ja miała te skrzydła. Piękny widok. Wylądowaliśmy na ziemi.
- Dziękuje - lekko się ukłoniłam. Ten lekko dał łeb na bok.
- Czemu mi się kłaniasz? - spojrzał na mnie - Nie widziałem Cię tu... Kim jesteś? - zaczął mnie oglądać.
- Jestem Shante... A ty?
- Sirius.




Sirius? Chciałeś, masz :D

Powitajmy Freye!

Snow-Body
Być może dziś spotkasz siebie z przyszłości. To zmieni przyszłość. Dlatego nie spotkasz siebie z przyszłości. To właśnie życie.

Imię: Freya
Pseudonim: --
Wiek: 5 lata
Płeć: Wadera
Charakter: Freya jest tolerancyjna.Nie widzi różnicy pomiędzy miłością a krótkotrwałym zauroczeniem. bardzo Lubi oszukiwać i jest naiwna. Los karcił ją za to drugie wiele razy, jednak ona nadal utwierdza się w przekonaniu, że świat jest piękny i uczciwy. Jest bardzo nieśmiała, i... może odrobinę dziecinna? Jest jeszcze młodą waderą, więc nie potrafi wyrazić siebie jednym zdaniem. Trudno nawiązuje kontakty, ale potrafi zakochać się po kilku słowach. Jest wirtuozem i raczej introwertykiem. Chociaż jest naiwna, kłamie. Zdarza jej się kłamać bardzo często, nie dlatego, że chce coś ukryć - To jej zwyczaj.
Wygląd: Ma dużą gamę kolorów na sierści-Od ciemno-kasztanowatego poprzez kasztankę kończąc na dymnej myszatce.Ma niebieskie linie pod oczami, oraz złoto-błękitne oczy.Posiada wielki, puszysty ogon koloru mysiego.Czasem zakłada złote bransolety.
Stanowisko: Goniący (myśliwy)
Umiejętności: Intelekt: 10 | Siła: 0 | Zwinność: 10 | Szybkość: 10 | Magia: 5 | Wzrok: 5 | Węch: 5 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Cienia
Żywioły: Powietrze, kłamstwo
Moce: 
- Kierowanie wiatrem
- Tworzenie wiarygodności niezdarzonych wydarzeń
- Manipulowanie temperaturą
Rodzina: Matka - Farjei; Ojciec - Odin
Partnerka: -
Potomstwo: -
Historia: Freya w dzieciństwie zagubiła się w lesie, poznając rodzinę wilków, które ją przygarnęły. Przezywano ją "Wilczą Głupotą" ze względu na jej wady zmysłowe. Po umiejętnościach można się dowiedzieć, że podstawowe zmysły są uszkodzone. Ma lekką wadę wzroku, jednak w nocy potrafi widzieć na 10 km ze szczegółami. Dorosła, opuściła ich i sobie w świat poszła poznawać innych, no i jest tu teraz.
Przedmioty: katana
Właściciel: ESAK.SKAM
Ocena: 0/0

OD Iben CD Swift

Czuję się trochę inna,nie znam tu nikogo i to mnie trochę przytłacza.Nie chcę wyjść na jakąś aspołeczną,więc chyba czas się z kimś zapoznać.Jestem trochę przewrażliwiona na punkcie zdania innych na mój temat i już szukałam osoby z którą mogłabym się w miarę dogadać.Miałam naprawdę wielkie pole do popisu,w końcu ile tu jest wilków!Mimo to naprawdę nie wiedziałam do kogo podejść,przedstawić się,pogadać może i nawet zaprzyjaźnić.Po moich przemyśleniach ustaliłam że chyba najlepszą opcją jest zapoznać się z wilkiem który również nikogo nie zna,podobno oprócz mnie do watahy wstąpiły dwie inne wadery.Pierwszą waderą jaką spotkałam była Ash,nie wyglądała na kogoś kto koniecznie chcę się z kimś aktualnie komunikować więc już sobie odpuściłam.Stwierdziłam że zajrzę do Centrum,może tam kogoś spotkam.Szłam i wpatrywałam się w ruiny które się tam znajdywały,nie skończyło się to najlepiej bo wpadłam na kogoś.
-Przepraszam,moja wina-powiedziałam zmieszana i chciałam jak najszybciej odejść z tego miejsca.
-Nic się nie stało,Hej a ty to...?-Powiedziała rudo-czarna wadera.Spojrzałam na nią i odowiedziałam.
-Iben,a ty?-powiedziałam cicho.
-Jestem Swift-odpowiedziała pewnie wadera.

Swift?

Od Swift CD Ash

- Kim jesteś? - zapytałam wadery - Znaczy... Wiem, że jestem czarująca i takie tam, ale żeby aż tak się narzucać? - dodałam z lekkim uśmieszkiem, w nadziei, że to chociaż trochę rozładuje napiętą atmosferę, lub w jakiś sposób ugłaska warczącą na mnie wilczycę
Przyjrzałam się jej nieco dokładniej. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy była jej wyjątkowo mizerna i wychudzona sylwetka. Szczerze mówiąc, dziwiłam się, dlaczego jeszcze nie padła trupem z niedożywienia. Fakt ten w pewien sposób maskowała gęsta, smoliście czarna sierść, ubrudzona gdzieniegdzie krwią. Skierowałam swój uważny wzrok na pysk nieznajomej, który okryty był kapturem. Jej przenikliwie żółte oczy wpatrywały się we mnie gniewnie, a z gardła wciąż wydobywało się warczenie, łapy i grzbiet ugięte były w gotowości do ataku. Nieoczekiwanie wadera skoczyła w moim kierunku i kłapnęła zębami tuż przy moim pysku.
- Hej, po co te nerwy? - rzuciłam luźno, jakbym wcale nie zauważyła, że nieznajoma przed chwilą próbowała odgryźć mi nos - Jesteś teraz na terenach Watahy Smoczego Ostrza, wcześniej cię tutaj nie widziałam i...
Nagle przed moimi oczami zaczęły się przewijać obrazy, jak w puszczonym w dużym przyśpieszeniu filmie. Na każdym z nich znajdowała się też wadera o czarnej sierści...
Cyrk. Przedstawienie.
Cyrk. Po przedstawieniu.
Cyrk. Wyjście. Coraz bliżej.
Na zewnątrz. Niebo. Gwiazdy. I księżyc.
Obrazy pędziły coraz szybciej i szybciej, teraz ledwo załapałam co przedstawiają, a już pojawiały się nowe wspomnienia zdarzeń.
Po skończonej "wycieczce" wiedziałam tylko tyle, że ta wadera ma na imię Ash, uciekła z cyrku, nie wie gdzie się znajduje i (jak sądziłam) musi być bardzo głodna. Mój wzrok prześlizgnął się po jej wychudzonych łapach i natrafił w końcu na krwawiące rany. Podeszłam do Ash, która odsunęła się gwałtownie i zawarczała, odsłaniając białe, ostre kły.
- Nie musisz aż tak się spinać, wszystko jest w porządku, choć lepiej ze mną. Opatrzysz się i coś zjesz, ale nie martw się, za jakiś czas znów zaszczycę cię moją osobą - uśmiechnęłam się z ironią, ale Ash nie zareagowała tak, jak się spodziewałam
Rzuciła się w kierunku przeciwnym, byle dalej ode mnie. Zniknęła w oka mgnieniu, warknąwszy na pożegnanie.
- Ej, wracaj! - wrzasnęłam, teraz naprawdę mnie wkurzyła
W jednej chwili skoczyłam za nią w gęsty las. Była szybka, ale do mojego tempa jeszcze jej brakowało, toteż dogoniłam ją po dłuższej chwili, powalając na ziemię.
Widzę, że zachowujemy formę, odezwał się przymilny głos w mojej głowie. Jednak nie był to czas na wręczanie sobie samej nagród, więc tylko pogratulowałam sobie krótko w myślach i zwróciłam pysk w kierunku Ash.
Ash? ;)

22 maja 2017

OD Shante

Siedziałam na jednej ze skał, spoglądając na tereny watahy. Ogony były ułożone, każdy w różną stronę. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w szepty duchów. Zaczęłam razem z nimi nucić, jakąś melodię...
- I'll be silver, i'll be gold. Have my heart, but leave my soul... - powiedziałam automatycznie. Otworzyłam oczy, patrząc na wadery, które rozmawiały w jakiejś grupie. Spojrzały na mnie, a ja szybko odskoczyłam, idąc w głąb lasu. Miałam tą chwilę, gdy mogłam poczuć każde źdźbło, mogłam usłyszeć każdy szelest trawy, drzew. Wskoczyłam na jedno z drzew, by się rozejrzeć. Chyba każdy tutaj ma od kogoś wsparcie. Ja jestem aktualnie sama... Bez nikogo. Bez pamięci... dużo rzeczy nie mam, a wiele chce. To chyba normalne. Cicho zaczęłam wzdychać. Tak... wiele chce. Chyba to widać. W ogóle to normalne, że wole towarzystwo basiorów, od wader? Mam nadzieję, że tak. Bo nie zdziwiłabym się, jakbym została wyśmiana. I tak mało mnie interesuje czyjeś zdanie, a przynajmniej tak mi się wydaję. Jeden z duchów usiadł obok mnie i spojrzał na mnie pytająco. Posmutniałam.
- No bo... Wiele tutaj ma kogoś. Może nie partnera, ale przyjaciela - zeskoczyłam - ze swoimi problemami nie są sami, bo wiedzą, że mają wsparcie. A ja nie mam... mam tylko was. Nie mogę was dotknąć, posłuchać. Czuje się samotnie, a doskonale wiem, że nie jestem. Czy to normalne...? - spojrzałam na ducha, a ten spokojnie przytaknął. Wzięłam lekko głęboki wdech. 
- Z kim rozmawiasz? - usłyszałam jakiś głos. Znowu był chyba basiora. Chyba często będę na nich chyba napadać... niczym klątwa. Ech... za cooo...? Chyba, że przez głosy duchów nie mogę go zrozumieć.. Lub jej.
Odwróciłam się do wilka. Ten podszedł do mnie, zaczynając oglądać.

- To ty jesteś, ta Shante? - spojrzał w moje złote oczy. Zawsze tylko na nie patrzą. Czasem mi mówili,  że hipnotyzują... nie dziwię się.
- Tak. To ja - machnęłam ogonami.
- Z kim rozmawiałaś? - powtórzył pytanie.
- Jak ci powiem, uznasz mnie za wariatkę, więc po co? - odpowiedziałam, pytaniem retorycznym. Ten parsknął śmiechem. Nie wiem, czy chce znać jego imię, ale to jest... kultura jak to się mówi.
- No. Ty znasz moje imię. A twoje to...?

Chętny basior?  A może nowa przyjaciółka?

Od Ash CD Swift

Wadera zgrabnie przemykała po kamieniach, odbijając się od nich poharatanymi łapami. Ale już się do nich przyzwyczaiła, więc nie sprawiało jej różnicy, czy zrani się jeszcze raz. Przecież i tak się zregeneruje.
Podniosła na chwilę wzrok w górę, żeby zobaczyć pozycję ognistej kuli, zwanej przez niektórych znanych przez nią ludzi słońcem. Kiedyś nauczyła się rozpoznawać po tym porę. Gdy słońce było wysoko, pora była idealna, dużo mięsa i światła. A gdy było ciemno, a słońce stawało się szare i zakrzywione, trzeba było iść spać, bo nie ma wtedy zbyt dużej ilości mięsa. Teraz był w miarę dobry czas. Było ciepło, co spowodowała zadowolenie Ash. Już nie musiała, jak parę tygodni temu, gdy z góry spadały białe istotki, które były za zimne i za mało tłuste, żeby je zjeść, chować się przed zimnem przenikającym jej kości. Wiatr, mimo wysokiej temperatury, wiał mocno, szarpiąc sierścią Ash i plując jej podmuchami w pysk. Kłapnęła szczękami na powietrze, ale wiatr ani myślał przestać. Wadera tylko prychnęła.
Nagle poczuła, że nie ma nic pod łapami. Nieopatrznie przeniosła cały ciężar ciała na nogę pozbawioną podparcia i poleciała w dół, starając się nie obijać o skały. Wylądowała na czterech nogach, co skończyło się w miarę dobrze.
— Kim jesteś? — usłyszała, więc odwróciła się w stronę głosu z warczeniem. Stała tam wadera.

Swift?

Od Shante CD Kiuvi

Gdy basior odszedł, odwróciłam wzrok, idąc w przeciwną stronę. Skoro był tu ON to musi być gdzieś tu jakaś wataha. Szybko złapałam czyiś zapach. Byłam pewna, że to wilka. Pobiegłam za zapachem. Szybko natrafiłam na gromadę wilków. Rozglądałam się spokojnie, szukając kogoś. Mój wzrok wbił się na czarnej waderze. Ta też na mnie spojrzała. Obie chyba poczułyśmy to samo... niepewność. Szybko ruszyłam w przeciwnym kierunku. To było co najmniej dziwne. Ruszyłam przed siebie, cicho chodząc. Wpadłam na żółtą waderę.
- Witaj. Nie widziałam Cię, tutaj - wadera się uśmiechnęła, a ja tylko machnęłam ogonami. Ta mnie okrążyła, patrząc na mnie - fascynujące... znam tylko jednego wilka z dziewięcioma ogonami. Jak cię zwą? - spojrzała na mnie. Lekko przymknęłam jedno oko, uspokajając swój oddech.
- Shante. Zwą mnie, Shante - spojrzałam na waderę, lekko machając ogonami. Ta zatrzymała na mnie swój wzrok.
- Przechodni? Masz gdzieś miejsce zamieszania? - stanęła prze de mną. Machnęłam głową na gest negatywny.
- Jestem podróżnikiem. Aktualnie szukam miejsca - zaczęłam się rozglądać. Było tu naprawdę sporo wilków.
- Ahaha! Mamy dobre miejsce! Akurat mamy nowe, wolne miejsca zamieszkania. Chcesz dołączyć?
- Jasne... Czemu nie - podniosłam łeb. Te lekko opuściła uszy.
- Nie jesteś zadowolona?
- To, że się nie uśmiecham, nie znaczy, że nie jestem zadowolona - machnęłam jednym z ogonów. Cicho fuknęłam, a ta się wyprostowała.
- Witaj w watasze Smoczego Ostrza! - uśmiechnęła się i pożegnała się ze mną. Ja spojrzałam na ducha, stojącego obok mnie. Ten duch jest dość specyficzny, bo zawsze przy mnie jest. Ten machnął głową i poszedł w jakąś stronę. Poszłam spokojnym krokiem za nim. Miałam chwilę, by odświeżyć swoją pamięć...

*Dwa lata wcześniej*

Lekko przez drzewa dobiły się do mnie promienie światła. Otworzyłam oko, spoglądając na teren wokół siebie. Pisnęłam, wstając. Poczułam ból w klatce piersiowej. Syknęłam. Moje futro było całe zabrudzone, a ja widziałam jak przez mgłę. Ledwo trzymałam się na łapach. Musiałam dojść do wody... Krokami poszłam w stronę wody. Cicho piszczałam, upadając na ziemię. Ledwo znowu wstałam, idąc w stronę zapachu wody. Otworzyłam szerzej oczy, a gdy zobaczyłam wodę, weszłam do niej, tylko mocząc łapy. Po chwili zobaczyłam, że woda odsącza ode mnie krew... Wtedy zdałam sobie sprawę, że krwawię. Upadłam na ziemię, kompletnie się poddając. Fala mnie zabrała, a ja opadałam powoli w toń oceanu. Zamknęłam oczy. Po chwili przez powieki przebiło się światło. Otworzyłam oko, spoglądając na... ducha? Ducha?! 
- Jestem... martwa? - spytałam samą siebie. Zdałam sobie sprawę, że mam wodną bańkę na głowię. Duchy mnie zaczęły okrążać. Rany mi się zregenerowały, a ogon... miałam ich już trzy. Wypłynęłam na powierzchnie, zauważając, że jestem na środku jakiegoś oceanu. Rozglądałam się gorączkowo. Wtedy duchy mnie podniosły i jeden z nich we mnie wszedł. Mogłam stać na wodzie. Dusze znowu mnie zaczęły prowadzić. Pobiegłam za nimi. Gdy byłam na lądzie, duch ze mnie wyszedł.
- Dziękuje... - odpowiedziałam, a te patrzyły na mnie. Wyglądały jakby mówiły, ale nie słyszałam ich głosu. Parę z nich zaczęło dziwnie tańczyć. Po chwili złączyłam się z nimi w taniec. Sama zmieniłam się w ducha... Byłam jakby jedną z nich. 
- Shante... musisz być dzielna...
- Kim jesteście? - spytałam jednego z duchów. Znowu cisza. Przestałam słyszeć ich głosy. Zmieniłam się w zwykłą formę. Poszłam w stronę... jakąś.

*Parę dni później. Teraźniejszość*

Przeszłam się po lesie. Wiosna... kocham tą porę roku, w szczególności, gdy jest tak ładna pogoda. Przymknęłam oczy, idąc przed siebie. Po chwili jednak poczułam wzrok Kiuvi'ego. Odwróciłam się, znów na niego spoglądając. Podeszliśmy do siebie, i zaczęliśmy sobie bardziej przyglądać. Byłam gotowa do ataku, jakby mnie chciał zaskoczyć.Wyglądał jednak na spokojnego.
- Dołączyłaś, jak widzę.
- Tak, owszem... - wyprostowałam się. Cicho przebiegłam obok niego, prawie wpadając na jakąś waderę.
- Kiuvi, a ta to kto? - spytała, patrząc na mnie podejrzliwie. Zgaduję, że to jego dziewczyna... Spojrzałam na niego, oczekująco.
- Nie znam jej nawet, oprócz imienia - podszedł do swojej partnerki i lekko przytulił. Gwałtownie zmieniłam się w ducha. Nienawidzę takich widoków... Jeden z duchów mnie przytulił, tak samo jak basior, swoją partnerkę. Miłość... piękna, czy zdradziecka?

Kiuvi?

Od Niffelheima CD Scraf'a

Rozmowa ze Scrafem wydała się o wiele rozsądniejsza niż z Madness, która z pewnością by nie chciała, żeby się o nią martwić. Początkowo chciałem porozmawiać z samym basiorem, ale zrozumiałem, że, tak czy siak, wilczyca musi się o tym dowiedzieć. Dałem im chwilę, by sobie co nieco wyjaśnili. Czerwony osobnik wyglądał na złego z powodu wadery. Nie chciał, żeby tu była i próbował przekonać ją, by wróciła do domu i się położyła spać. Tutaj już pozwoliłem sobie się wtrącić. Mruknąłem niezadowolony, chcąc zabrać głos. Ich błyszczące od światła księżyca oczy zwróciły się w moją stronę i wpatrywały się we mnie, czekając, aż się odezwę. Zastrzygłem uszami, słysząc szelest liści kołysanych przez wiatr. Działało to uspokajająco, przynajmniej na mnie. Rozejrzałem się jeszcze wokół, po czym usadowiłem się wygodnie. Pozwoliłem jeszcze sobie uporządkować myśli i wyrzucić to, co niepotrzebne. Co teraz? Niby od początku, ale to zajęłoby za dużo czasu. Mlasnąłem i spojrzałem na swoje towarzystwo, które wciąż na coś czekało. Opowiedziałem im o dziwnym zdarzeniu, kiedy wróciłem do ciała potwora. Truchło wówczas wydobywało z siebie dziwną substancję, a po kontakcie z nią, zacząłem słyszeć głos osobnika, który za kimś wyglądał. Był stęskniony, pragnął miłości wadery, którą wcześniej zaatakował. Dopiero później wzrokiem napotkałem na wilczą postać, czającą się za drzewami. Chciała się ze mną spotkać, dlatego też wyruszyłem w podróż...
— Zaznajomiłem się z historią smutnego czarnoksiężnika, który nigdy nie zaznał prawdziwej miłości. Na początku zdobywał wiedzę, później pragnął osiągnąć sławę, na życie towarzyskie nie miał czasu. Żałował tego bardzo, ale czas, który poświęcał na czytaniu tajemnych ksiąg, odznaczał się na jego wyglądzie jak na żadnym innym. Był paskudny, a kiedy sobie to uświadomił, zobaczył Madness. Była to pierwsza wadera, którą zobaczył od wielu lat. Nie sprecyzowałem, kiedy dokładniej to się stało, ale zakładam, kiedy byłaś jeszcze małym ciapkiem.
— W takim razie, dlaczego czekał do tej pory? — zapytała zaciekawiona.
Wyjaśniłem jej, że czekał, aż dojrzeje, by móc w pełni czerpać z niej radości. Szczeniak był jej niepotrzebny, choć łatwiej byłoby mu ją sobie podporządkować. Nie chciał również wychodzić na brutala, ponieważ wiedział, jak silna jest więź Madness z jej bratem. Później cieszył się samym wyglądem wadery, kiedy patrzył do swojej kuli. Do działań pchnął go ich ślub. Pozwalał jej żyć bez niego, ale kiedy znalazła sobie partnera, nie mógł się z tym zgodzić. Nie zdążyłem go zlokalizować, miałem małe przeszkody...
— Madness, on nie skończy. Będzie wysyłać swoich sługów tylko po to, by cię zdobyć. Nie zaatakuje watahy, więc tu jesteś bezpieczna, ale trzymaj się z dala od granic i nie pałętaj się sama. Nie wiadomo, kiedy podejmie następne działania.
Opowiedziałem im pokrótce, czego się dowiedziałem. Następnie stwierdziłem, że ja już nie będę drążył tej sprawy. Nie czuję się z nimi specjalnie związany, a to nie jest mój obowiązek. Zresztą poinformowałem, że póki jest w stadzie, nic jej nie grozi, więc jeśli coś się jej stanie, to nie moja sprawa. Teraz chciałbym odpocząć. Podniosłem się z ziemi, rozciągając się. Powoli zacząłem od nich odchodzić, może chcą o tym porozmawiać między sobą.
— Basior kryje się pod ziemią, gdzie światło słońca go nie tknie. Wejście do niego jest pilnowane przez zgraje pająków, a ścieżka do niego prowadzi przez góry, gdzie śnieg pada nawet w najgorętsze dni — nie zapominając o najważniejszym, dodałem i truchtem ruszyłem do domu.


Madness? Scraf? Coś jest :D

Powitajmy Nightshade!

Dark-Rubine
Z czasem ból staje się znośniejszy. Nie mija, lecz robi się znośny.

Imię: Nightshade
Pseudonim: Nie posiada
Wiek: 8 lat
Płeć: Samica
Charakter: Cicha i spokojna. Wydaje się zimna i oschła, jak przystało na Wilki Lodu, ale pod tą maską kryje się przyjacielska wadera, która potrafi się cieszyć z drobnych rzeczy. Nie zdradzi żadnej z osób, które choćby trochę zna - jej największa zaleta i jednocześnie pięta achillesowa. W pewnych sprawach potrafi milczeć jak grób. Bibliofil, jakich mało. Nie ma pojęcia, skąd to się wzięło.
Wygląd: Biała wadera średniej budowy z futrem przetykanym szarymi włosami. Oczy i uszy w odcieniu głębokiego błękitu. Po obu stronach ciała od oczu do pazurów tylnych łap biegnie równie błękitna "linia". Na prawej stronie obok niej znajduje się swoisty znak, przedstawiający koło i półksiężyc. Coś, co wygląda jak druga "linia" jest w rzeczywistości blizną.
Stanowisko: Zwiadowca
Umiejętności: Intelekt: 7 | Siła: 5 | Zwinność: 6 | Szybkość: 6 | Magia: 9 | Wzrok: 4 | Węch: 5 | Słuch: 4
Rasa: Wilk Lodu
Żywioły: lód, śnieg, wiatr
Moce: 
    - Tworzenie zamieci,
- tworzenie i kształtowanie lodu,
- umiejętność zmiany na krótko w śnieżycę,
- pokrycie lodem i szronem wszystkiego w odległości kilku metrów, zdarza się, gdy się zdenerwuje,
- obniżenie temperatury w jej pobliżu o kilka stopni,
- oraz dziwna umiejętność, polegająca na zmianie właściwości ognia. Staje się on błękitny i zamraża zamiast palić.
Rodzina: Nie pamięta (patrz historia)
Partnerka: Podoba jej się jeden taki, ale za żadne skarby nie wygada, kto to.
Potomstwo: Nie ma.
Historia: Nie zna. Mniej więcej 2 lata temu obudziła się gdzieś w Północnych Górach z sporą raną na głowie i ciężkim przypadkiem amnezji. Rana się wygoiła, blizna znikła, ale pamięć nie wróciła. Night musiała się wszystkiego uczyć od nowa. Imię zna tylko z run wyrytych na krysztale, który od tej pory zawsze nosi ze sobą.
Przedmioty: Błękitny kryształ z wygrawerowanymi runami, zawieszony na naszyjniku.
Właściciel: ria.sellene@gmail.com
Ocena: 0/0

21 maja 2017

Powitajmy Swift!

Przegrywać też trzeba umieć z klasą.

Imię: Swift
Pseudonim: Swift
Wiek: 8 lat
Płeć: Wadera
Charakter: Przede wszystkim stanowczość. Tak, ta cecha zdecydowanie u niej przeważa, nie oznacza to, że Swift nie jest w stanie lekko się "ugiąć", ale pójście na kompromis przychodzi jej z trudem. Dba o swój honor jak o nic innego, uważa to za podstawę jej osoby. Dla każdego napotkanego wilka wymyśla jakieś przezwisko, w zależności od jego wyglądu czy charakteru. Jest waleczna, ale potrafi rozpoznać beznadziejną sytuację i w porę się wycofać. Swift jest odważna, trzeba to przyznać, jednak (jak jej samej często zdarza się mówić) granica między odwagą, a głupotą jest cienka. Chociaż istnieje pewien wyjątek, a mianowicie przyjaciele. Gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo ważnych dla niej osób, nic nie rządzi. Żaden honor, żadna duma, nawet jej własne życie przestaje się dla Swift wtedy liczyć. Skoro już jesteśmy przy jej relacjach z innymi wilkami, to poinformuję, że o jej pełne zaufanie dość trudno. Nie jest nieuprzejma, czasami troszkę sarkastyczna, ale na ogół panuje nad swoim temperamentem.
Wygląd: Swift jest dosyć wysoka, głownie dzięki smukłym łapą. Jej sylwetka jest szczupła i lekko umięśniona. To wadera o nietypowym futrze, przeplatają się tam kolory takie jak czerń, beż i odcienie rudawo-brązowego. Do tego żółte oczy, niezbyt duże uczy, dość puszysty ogon i sierść gęstsza na szyi. Cała Swift.
Stanowisko: Wojownik
Umiejętności: Intelekt: 9 | Siła: 10 | Zwinność: 10 | Szybkość: 7 | Magia: 3 | Wzrok: 5 | Węch: 1 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Magmy
Żywioły: Magma, ogień
Moce: Swift jest niewrażliwa na płomienie i gorąco, potrafi formować i panować nad rozgrzaną magmą oraz ogniem. Źle znosi niskie temperatury, wręcz przeciwnie ma z tymi wysokimi. Gdy chce, może rozniecić ogień od tak, z niczego (it`s a magic xD). Jednak rzadko używa swoich mocy, skupia się raczej na szlifowaniu walki wręcz i tym podobnych.
Rodzina: Raczej standardowo czyli: mamuśka i ojczulek + multum rodzeństwa.
Partnerka: Chciałaby znaleźć sobie kochającą partnerkę, więc pilnie wypatruje :3
Potomstwo: ---
Historia: Nic szczególnego. Mieszkała w innej watasze, ale jako, że wiało nudą postanowiła odejść i poszukać szczęścia gdzieś w świecie. No i trafiła tu.
Przedmioty: --
Właściciel: Bombkowy_Pies
Ocena: 0/3

Powitajmy Iben!

Capukat
Jedyną rzeczą jaką musimy się przejmować,to następna minuta.

Imię: Iben
Pseudonim: --
Wiek: 10 lat
Płeć: Wadera
Charakter: Iben jest dość  nieśmiała w towarzystwie nowych wilków.Otwiera się tylko wtedy gdy pozna się bliżej z drugim wilkiem, wtedy może stać się naprawdę inna niż się wydaje. Jeśli jej ktoś nie podpasuje,stara się go spławiać. Iben dość często wykorzystuje innych, nie mając wcale tego na celu,po prostu relacje według jej powinny przynosić korzyści. Czasami może się wydawać chamska i arogancka, za to następnego dnia może być sympatyczna-wszystko zależy od humoru. Iben jest trochę zagadką.
Wygląd: Iben ma biało, srebrne futro i jasne żółte oczy. Jest dość niska i zgrabna.
Stanowisko: Psycholog
Umiejętności: Intelekt: 10 | Siła: 5 | Zwinność: 10 | Szybkość: 5 | Magia: 3 | Wzrok: 6 | Węch: 5 | Słuch: 6
Rasa: Wilk Umysłu
Żywioły: Powietrze, Umysł, Sny
Moce: 
Iben ma zdolność czytania w myślach wilka z którym ma w miarę poprawne relacje,Potrafi przywołać wiatr, Miewa prorocze sny ale musi je poprawnie zinterpretować,Potrafi cofać się w czasie (jest tylko obserwatorem zdarzeń i nie może zmienić ich biegu). Ma własne królestwo które zaprojektowała w swoim umyśle i tam jej się najlepiej myśli.
Rodzina: Prawdopodobnie Iben jest sierotą którą adoptowali jej "rodzice".
Partnerka: Szuka,ale nic na siłę
Potomstwo: Nie ma
Historia: Odkąd pamięta należała do małej grupy wilków wraz ze swoją rodziną. Ojciec Iben był dowódcą grupy, która tak naprawdę się składała z samej rodziny i bliskich znajomych.Żaden z tamtych wilków nie posiadał mocy. Ojciec Iben gdy dowiedział się o jej mocy zakazał jej ich używać. Dopiero wtedy zrozumiała że tak naprawdę to nie są jej rodzice. Potem chciała jakoś porozmawiać ze swoimi przyszywanymi rodzicami,lecz ojciec od razu się oburzył i rozpoczął kłótnie, Iben ma słabe nerwy i powiedziała słowa których nie chciała powiedzieć i to samo jej ojciec. Jako że jest dość wrażliwa uciekła z domu i uparcie wmawiała sobie że tam nie wróci, znalazła tą watahę i chcę zacząć od nowa.
Przedmioty: --
Właściciel: Pan.komiczek
Ocena: 0/3

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template