Chodziłam spokojnie po lesie. Przełom jesieni i zimy dawał nowe warunki do polowań. Wszędzie nie nie było ani śladu czegoś nadającego się do zjedzenia. W krzakach coś zaszurało. Rzuciłam się naprzód. Machnęłam łapą na oślep, ta trafiła na coś miękkiego i ciepłego. Królik padł na ziemię, trafiony pazurami, uciekał w stronę krzaków. Dogoniłam go błyskawicznie i dopadłam jednym ugryzieniem. Weszłam dalej w głąb krzaków. W sumie mogło być tam więcej królików, a ja chętnie powiększyłabym zapasy mięsa. Z doświadczenia wiedziałam, że zimy są zazwyczaj bardzo głodne. Tu było łagodniej niż w górach, ale nie chciałam za bardzo ryzykować. Ujrzałam jamę, a raczej wejście do niej. Sprytne. Zaczęłam kopać. Z ziemi dobyły się ciche piski. Spojrzałam w tył i zobaczyłam, że dwa przerażone króliki wybiegają z drugiej dziury niedaleko. Obie dziury zatkałam szybko lodem i kilkoma susami dogoniłam króliki. Trójka chyba wystarczy. Odetkałam dziury i zauważyłam ruch. Coś czarnego szło nieopodal. Zamarłam. Niedźwiedź? Być może, ale nie chciałam ryzykować. Zaczęłam cofać się jak najciszej. Moja przednia łapa trafiła na suchą trawę, ta złamała się z głośnym trzaskiem. To-coś-czarnego zwróciło głowę w moją stronę. Znieruchomiałam. To coś dalej się na mnie gapiło.
- Wiem, że tu jesteś. Nie chowaj się jak tchórz - usłyszałam warknięcie. Odetchnęłam i wyszłam z krzaków. Moje oczy napotkały spojrzenie basiora. Jego pysk wyglądał dość dziwnie- z jednej strony biały, z drugiej czarny. Ciekawy wygląd, uznałam. Wypuściłam króliki z pyska.
- Wybacz - odezwałam się - polowałam, gdy przyszłeś.
Aron?