30 listopada 2016

Od Asacrifice - C.D Loedii

Przewróciłem oczami a na moim pysku pojawił się podły uśmieszek. Zaśmiałem się cicho, lubiłem się z nią sprzeczać. Pomimo tego, iż tak właśnie pogarszałem nasze kontakty, Loedia wyglądała prześmiesznie i przesłodko kiedy próbowała mi dowalić jakimś słabym tekstem, na który zawsze ja miałem jakąś odpowiedź, przy której jej pociski chowały się w ziemi. Podniosłem brew do góry i postawiłem obydwie łapy na ziemi. Parsknąłem kpiąco i usiadłem na zimnej, kamiennej posadzce. Nie miałem zamiaru jej odpowiadać, nie chciałem znów robić jej przykrości. Czekałem aż sama zaproponuje mi jakiś spacer czy coś. Eh..Dobra, Loedia była uziemiona, łapa nie dała jej ruszyć się z jaskini. Postanowiłem że z nią zostanę, popilnuję jej. Nie ufam temu Oracle. Ledi, bo właśnie takie złośliwe przezwisko w wolnej chwili jej wymyśliłem, położyła się na legowisku, i spojrzała na mnie oburzonym wzrokiem. 
- Czemu jeszcze nie poszedłeś? - Warknęła. 
- Siostrzyczko, jestem pewien, że gdyby znów wpadł tu głucholec zjadłby cię żywcem. Powiedz, co jest gorsze? Śmierć czy moje towarzystwo? Domyślam się iż wybierzesz to drugie, ale nie mam zamiaru cię tu zostawiać, chociażby dla tego, że gdyby jednak coś cię zaatakowało, i twoje życie wisiałoby na włosku, mógłbym cię dobić a później nie miałbym wyrzutów sumienia. - Wyszczerzyłem się do małego, podłego uśmieszku, i zająłem miejsce na legowisku obok siostry. 
- Będziesz musiała przeboleć to, że ze mną siedzisz. 


                                                                         Loedia? xD

Od Loedii cd. Asacrifice

Zamrugałam kilkakrotnie, podnosząc się. 
- Dziwię się, że jeszcze się nie śmiejesz. - mruknęłam, opierając się o ścianę - A nie, zapomniałam, że nigdy się nie śmiejesz. 
- Błyskotliwe. - zauważył, a ja posłałam mu chłodne, acz wdzięczne spojrzenie.
- Dzięki. - wybełkotałam cicho, zamykając oczy i odchylając łeb - Miałam chwilę słabości. 
Milczał, również opierając się o ścianę. 
- I co, martwiłeś się? - zapytałam z przekąsem, wiedząc, że i tak by mi o tym nie powiedział. 
Zero odzewu.
- Jesteś dziś wyjątkowo rozmowny. - prychnęłam.
Wciąż cisza.
- Oj, zamknij się wreszcie, bo pomyślę, że coś ci dolega. 
Uniósł brew, a ja spojrzałam na niego zmęczonym wzrokiem. 
- Weź coś powiedz, bo pomyślę, że ogłuchłam. 
- Loedio... - zaczął - Przymknij się. Nie chcę żałować, że ci pomogłem. 
- Dlaczego mówiłeś, że chcesz mnie mieć na oku, żebym nie została z demonem?
Westchnął, odwracając wzrok.
- Wiesz, jesteś moją starszą siostrzyczką. Młodą alfą.
- Doskonale wiem, że najchętniej chciałbyś mnie zabić. 
Znów nie odpowiedział. Nie wiedziałam do końca, czy to potwierdzenie czy zaprzeczenie, więc jedynie zaśmiałam się gorzko. 
- Właśnie. - wstałam i otrzepałam futro, tak profilaktycznie. Dopiero teraz zauważyłam bandaż na połowie długości łapy.
- Boli cię? - zapytał, widząc, jak się jej przyglądam. 
- Och, przestań, bo jeszcze pomyślę, że jesteś szczery. 

Asacrifice? Wiem, wiem, całość przegadana, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać od ich przekomarzanek xD

Od Zafiry

Podróżowałam już od bardzo długiego czasu. Codziennie pokonywałam duże odległości, z moim tobołkiem na plecach, zatrzymując się tylko po to, by nabrać sił. Piaskowa Róża spoczywała bezpiecznie w moim tobołku, żywiłam się małymi zwierzętami. Jak dotąd nigdzie nie zabawiłam dłużej niż dwa dni, tak miało być i tym razem. Przechodziłam właśnie po jakichś wyjątkowo pięknych i urodzajnych terenach, jednak nie mogłam tu zostać. Moim celem było dotarcie do Syrii, żeby sprowadzić pomoc i uwolnić moją rodzinę z niewoli. Moje łapy nie były długie, więc podróżowanie zajmowało mi trochę czasu. Postanowiłam, że nie dam się złapać mieszkańcom tych terenów, wyraźnie czułam zapachy obcych wilków. Jeśli tylko nie wejdę im w drogę, nie zobaczą mnie, będę się trzymać od nich z daleka - nic złego nie powinno się wydarzyć. Zastrzygłam uszami, dobiegł mnie jakiś trzask, potem chrobot... podejrzane. Odwróciłam się, akurat by zobaczyć monstrum, skaczące mi do gardła! Potwór nie miał uszu, a jego grzbiet był najeżony dziwnymi szpikulcami. Zadziałał we mnie instynkt. Machinalnie, nie myśląc o tym, przesunęłam łapą po ziemi. Użyłam mocy panowania nad piaskiem, sypnęłam nim bestii w oczy. To na moment ją zdezorientowało, ale ta chwila wystarczyła, bym nie oglądając się za siebie, popędziła byle dalej od potwora. No, długo tu nie zabawię!, pomyślałam z przekąsem. Ani myślę, skoro co rusz, trzeba walczyć z potworami! Biegłam co sił, gdy nagle potknęłam się o wystający korzeń i upadłam na ziemię. Boleśnie uderzyłam łapą o korzeń...
- عاهرة! - zaklęłam, nie mogąc powstrzymać gniewu
Zwijałam się na ziemi z bólu, z moją łapą na pewno nie było dobrze. No i jak ja teraz gdziekolwiek pójdę w takim stanie! A najgorsze, że ta bestia chyba zaczynała już przedzierać się przez zarośla... لعنة! Dlaczego ja! Potwór wylazł z krzaków, a ja postanowiłam, że tak łatwo mu się nie poddam. Ponownie użyłam mocy, przede mną powstał piaskowy mur. Chciałam jedynie odwrócić uwagę bestii, żeby zyskać więcej czasu na ucieczkę. Zerknęłam pod łapy, chciałam sprawdzić, która łapa została poszkodowana. Moja ucieczka nie była zbyt szybka. Okazało się, że prawa... Ufff! Gdyby złamała się lewa, ta na której nosiłam bransolety, oznaczałoby to pech do końca życia! Zobaczyłam przed sobą jakieś dziwne... Miejsce? Chyba tak, coś na kształt kryjówki, bazy czy schronienia. Pobiegłam, a raczej podpełzłam do tego miejsca i załomotałam w "bramę". 
- Otwierać! - krzyknęłam - OTWIERAĆ DO الجحيم!!
Zawsze tak reagowałam na stres, a aktualnie byłam bardzo zestresowana bo z zarośli wylazło TO-COŚ-BEZ-USZU i najwyraźniej zamierzało się ze mną rozprawić. Bosz, może oni są przyzwyczajeni do takich akcji, ja bynajmniej! Znów załomotałam z bramę. Pomału zaczynałam wpadać w panikę!

Hannibal?

Od Asacrifice - C.D Loedii

Podniosłem jedynie brew, i zaśmiałem się kpiąco.
- Żadna opcja współpracy z tobą mi nie odpowiada. - Mruknąłem. - Ale wolę mieć cię na oku, nie mam zamiaru znów zostawiać cię z tym demonem. Wiesz do czego są zdolne.
Loedia momentalnie się zatrzymała.
- Czekaj. Nie. Wierzę. Ty się o mnie martwisz? Ha, zabawne. - Ruszyła za mną. Wiedziałem że ta odpowiedź ją zdziwi i zdenerwuje, ona mnie nie cierpi, i wie że takie samo uczucie żywię do niej. Szedłem nie odzywając się, chciałem ją jeszcze bardziej zdenerwować. Obracałem miecz w łapie zastanawiając się nad swoją drużyną. Z zamyśleń wyrwała mnie siostra chwytając mocno za kark i kładąc się na ziemi. Obróciłem łeb i spojrzałem na nią zirytowany. Leżała przyczepiona do podłoża, i wgapiała się w niebo. Także spojrzałem w górę, nie wiedziałem co takiego mogła tam zobaczyć. Powiem wam, że mnie też zgięło. Jakiś wielki latający czarny lew unosił się w powietrzu, i wlepiał wzrok w leżącą Loedię.
- Ani. Mi. Się. Waż. Walczyć. Z . Tym. Czymś. - Wydukała cicho nie odrywając wzroku od bestii. Chwyciłem w pysk swój miecz i spojrzałem na te latające g*wno z kpiną. No dawaj włochaczu, pokaż na co cię stać - Pomyślałem.
- Na trzy zaczniesz uciekać. - Powiedziałem cicho do swojej siostry.
- Nie mam zamiaru. To coś jest szybkie i lata, więc ma nad nami przewagę. Lepiej rób rachunek sumienia bracie. - Warknęła cicho, a moje nogi samoczynnie się ugięły. Przylgnąłem do podłoża, i wgapiałem się w bestię. Trzy...Dwa...Jeden... I puściłem się pędem w las. Odwróciłem się na chwilę aby zdiagnozować gdzie jest czarna bestia. Leci za mną, to to co chciałem zrobić. Schowałem się pod drzewem, i wspiąłem się na nie. Czarny zleciał na ziemię i zaczął mnie szukać wzrokiem po krzakach. Chwyciłem mocno swój miecz i zeskoczyłem najciszej jak mogłem z drzewa. Bestia spojrzała na mnie ostatni raz, kiedy wbiłem jej jaskrawo-czerwone ostrze w plecy. Domyślam się, że miecz przebił go na wylot trafiając przy tym w serce. Przez chwilę bestia stała nieruchomo, aby po chwili paść na podłogę. Rozległ się krzyk Loedii. Wyciągnąłem miecz z martwej zmory i ruszyłem w stronę źródła dźwięku. Jakiś wychudzony, mały stworek gonił Loedię w kółko. Wycelowałem mieczem wprost w jego łeb. Trafiłem, na szczęście to nie był łeb Loedii, miałbym w tedy przesrane. Siostra momentalnie przestała krzyczeć i spojrzała na mnie wystraszona. Po chwili podbiegła do mnie i mocno przytuliła coś mrucząc. Zdziwiłem się, ale to w końcu moja siostra...Objąłem ją łapą, i zrobiłem poważną minę.
- Musimy iść ogłosić, że są już na naszych terenach. - Mruknąłem odsuwając od siebie szarą wilczycę. Spojrzałem na nią. Miała poranioną łapę, jej oczy szkliły się od łez. - Loedio? Ty płaczesz? Oh, przestań, bądź twarda.
I znów pomimo tego że ją odsunąłem, wtuliła się w moje futro. No cóż, nie miałem już siły aby ponownie ją odsuwać. Obejrzałem spokojnie jej łapę, po czym wziąłem ją na swoje barki i popędziłem w stronę jaskini matki. Jej łapa była w opłakanym stanie, i pomimo tego że jej nie cierpię...Szczerze? Martwiłem się o nią. Gdy tylko położyłem ją na legowisko i przyszła mama, Loedia otworzyła oczy, i spojrzała na mnie zdezorientowana.


                                             Loedio? <Oh, jak oni mogli się polubić? xD > 

Od Ingreed cd. HG

Wrzasnęłam, kiedy ciało basiora zsunęło się do wody wraz z tym bliżej nieokreślonym czymś. Mama wspominała coś o nich. Rozejrzałam się nerwowo i, upewniając się, że Leloo wciąż jest z Boom, wskoczyłam do wody. 
Zacisnęłam szczęki na szyi basiora, uważając, aby go nie uszkodzić. 
Zaczęłam powoli się wynurzać, lecz bezwładne ciało basiora niezwykle mi ciążyło. Energicznie machałam łapami, uparcie walcząc. 
Łapczywie zaczerpnęłam powietrza i oparłam łeb basiora na brzegu. Spojrzałam w kierunku stojącej obok Boom i małego. 
- W porządku? - zapytała wadera. 
- Tak. Nie ruszajcie się, zaraz was stąd zabiorę. 
Skinęła łbem, a ja z powrotem zanurkowałam. Omiotłam głębiny wzrokiem, zauważając pióra, które wolo opadały na dno. Podpłynęłam do nich i złapałam je, kątem oka wychwytując ruch po prawej. Wcześniejszy potwór poszedł na dno, lecz teraz w moją stronę płynęło coś, co przypominało sporych rozmiarów rybę. Było szybkie. Za szybkie. 
Poczułam ogromny ból w łapie i falę paniki rozlewającej się po moim ciele. Energiczny ruch łapą chwilowo otłumił przeciwnika, a ja ruszyłam w górę, czując, że opadam z sił. Wypłynęłam, błyskawicznie wyszłam z wody i zaczęłam ciągnąć Harbingera w stronę Boom, byleby tylko wyciągnąć go z wody. 
- Boom - wycharczałam - Ile to jeszcze będzie działać na Leloo?
- Zaraz powinno przestać. 
- Pilnuj go, błagam. Ja zajmę się Duchem, jest nieprzytomny. 
Usłyszałam ciche "Dobrze, In." i delikatnym ruchem łapy odwinęłam powiekę HG, wpływając na jego sny. Chciałam, by myślał o czymś przyjemnym. 
Zamknęłam oczy i skupiłam się na bolącym miejscu. Prawdopodobnie zostałam zatruta, więc muszę usunąć truciznę z ciała. Mocniej zacisnęłam oczy, wiedząc, że nie mogę teraz zemdleć. Po raz pierwszy jestem naprawdę potrzebna. 
Kiedy poziom trucizny w mojej łapie znacznie zmalał, a ja byłam pewna, że już się nie rozprzestrzenia. Przyłożyłam więc łapy do ciała basiora, a one zalśniły zieloną aurą. 
- Ingreed, już widzę. - usłyszałam 
- Dzielny chłopak. - uśmiechnęłam się, nie odwracając jednak wzroku od Ducha - Teraz musisz zaprowadzić Boom do jaskini. Kilkanaście kroków na północ, później w lewo. Tam będziecie bezpieczni. 
- Dobrze. - wiedziałam, że się uśmiecha.
Odeszli, a ja zostałam sama. Niemal czułam obecność potworów, które zaraz na nas napadną. 
- Harbinger, idioto, obudź się. - szepnęłam. Miałam mało czasu. 
- Skoro prosisz. - zamrugał i spojrzał na mnie - Ale dlaczego od razu idioto?
Uśmiechnęłam się, pomagając mu wstać. Kilka głucholców zaczaiło się za krzakami. Czułam je. 
- Musimy uciekać. - zauważył. Wciąż był słaby.
- Chodź. - ruszyłam do przodu, a on za mną. 

W ostatnim momencie wpadliśmy do jaskini. 

Harbinger? Boom? :)

Od Loedii cd. Oracle i Asacrifice

Przytaknęłam Oracle. Noc spędziłam w pół śnie, czując narastający niepokój. 

Poranek nie należał do najmilszych. Wokół panował chłód, a jaskinia wcale nie należała do najcieplejszych. Zazgrzytałam zębami, wstając. 
- Oracle... Ktoś się zbliża. - poinformowałam.
Basior, leżąc z łbem na łapach, zastrzygł uszami i otwarł jedno oko, przyglądając się mi. 
Nie myliłam się. Już po chwili stanął przede mną mój brat, Asacrifice. Uniósł brew na mój widok i posłał wrogie spojrzenie w stronę mojego towarzysza. 
- Czego chcesz? - prychnęłam, prostując się. 
- Nie wyprężaj się tak. I tak nie urośniesz. - rzucił As, a ja jedynie wbiłam w niego swoje zażenowane spojrzenie. - Co tu razem robicie?
- A co cię to obchodzi? - syknęłam - Polowaliśmy. 
- Zaczęła się wojna. 
Powiedział to tak, jakby mówił o swojej kolacji. A ja otwarłam szeroko oczy. Nic nie mówił, ale ja poczułam coś dziwnego. Tak, jakbym to ja była odpowiedzialna teraz za każdego wilka. 
Skoczyłam ku niemu, łapą przyciskając go do ściany. 
- Kto? - zapytałam chłodno. 
- Puść mnie. - warknął. 
Oracle stał obok nas, przyglądając się nam. Nie reagował, jedynie nas obserwując. 
Mierzyłam się z bratem spojrzeniem, wciąż przyciskając go do ściany. Wiedziałam, że jeśli by chciał, od razu mógłby z łatwością mnie powalić. Był silniejszy, znacznie silniejszy. 
Choć w jego oczach nie było śladu wściekłości, to wiedziałam, że właśnie planuje moją śmierć na 20 sposobów. 
Puściłam go, odsuwając się. 
- Po prostu to przeczytaj. - wysunął w moim kierunku łapę ze zwiniętą kartką. Nieufnie zmierzyłam ją wzrokiem i rozwinęłam. 
- Oddziały? - zmarszczyłam brwi - Och, jaka szkoda, że nie jesteśmy razem. 
Prychnął. Spojrzałam na Oracle, który do tej pory nic nie mówił. 
- Przepraszam, Oracle, spotkamy się kiedy indziej. Teraz musisz udać się do swojego oddziału. 
Podałam mu kartkę, a ten skinął łbem. 
- Do zobaczenia, Liro. - uśmiechnął się i zniknął. 
- Liro? - zakpił As.
Zmierzyłam go jednak jedynie wzrokiem. 
- Mój kochany braciszku - mruknęłam z podłym uśmieszkiem na pysku - To co, idziemy się rozglądnąć, czy już zbieramy oddziały?

Asacrifice? :D

Powitajmy Zafirę!

- Na pustyni jest się trochę samotnym.
- Równie samotnym można być wśród ludzi...

Imię: Zafira
Pseudonim: Zafi, Zaf
Wiek: 4 lata
Płeć: Wadera
Charakter: Zafira jest sympatyczną i miłą waderą, trochę nieśmiałą, ale przyjazną. Czasem trudno znaleźć z nią temat do rozmowy, niekiedy jest zamknięta w sobie. Pochodzi ona z Syrii, przez co czasem mówi coś po arabsku (najczęściej gdy bluźni) lub gdy po prostu nie chce by ją zrozumiano. Tęskno jej do swojego kraju, dlatego nosi liczne ozdoby, które jej o nim przypominają. Jest raczej typem wykonawcy, niż przywódcy, czasem daje sobą pomiatać. Zafira lubi przebywać w towarzystwie, ale rzadko się odzywa, woli słuchać innych. Jest bardzo inteligentna, choć czasami nie daje po sobie tego poznać. Lubi rozwiązywać problemy innych oraz przechodzić labirynty, nie tylko te narysowane na kartkach. Jest również kolekcjonerką kamieni, zarówno tych szlachetnych, jak i zwykłych, szarych. Widzi dobro we wszystkim, co żywe, więc zabija tylko w ostateczności. Zazwyczaj jednak załapie się na posiłek któregoś z jej znajomych lub odbiera od myśliwych.
Wygląd: Futro Zafi jest w kolorze piasku, beżowe. Ma długi i puszysty ogon, na który ma nałożone pierścienie. Ogólnie, te pierścienie mają mnóstwo innych znaczeń. Od zawsze jej towarzyszyły. Ma złote pierścienie na łapie i ogonie, jest ich razem 11. Gdy zebrała 12 (ten na końcu ogona) oznaczało to, że skończyła rok, drugi pierścień oznacza, że ma 2 lata. Jej wymyślne przywieszki i wisiorki, które nosi na szyi, oznaczają z jakiej rodziny pochodzi, a pióra i kolczyki to już zwykła ozdoba. Ma duże uszy z niebieskim wnętrzem i tak samo niebieski nos oraz pazury. Jest bardzo niska, niewiele większa od szczenięcia, uwielbia swoje ozdoby! Ma ich mnóstwo, kolczyki, pióra, bransolety, naszyjniki, wisiorki i obręcze na ogon... sporo tego jest. Jej oczy mają hipnotyczną, złotą barwę.
Stanowisko: Psycholog
Umiejętności: Intelekt: 15 | Siła: 1 | Zwinność: 9 | Szybkość: 5 | Magia: 10 | Wzrok: 5 | Węch: 0 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Piasku
Żywioły: Piasek, burze piaskowe, pustynia
Moce:
Piasek:
- tworzenie piasku,
- tworzenie z piasku czego tylko zapragnie,
- budowanie z piasku muru.
Burze piaskowe:
- tworzenie burz piaskowych na zawołanie,
- panowanie nad burzą piaskową,
- kierowanie burzy na przeciwnika.
Pustynia:
-  gdy jest na pustyni warunki jej sprzyjają,
- potrafi bardzo długo wytrzymać bez wody,
- ma moc tworzenia źródeł czystej wody na zawołanie.
Rodzina:
Matka - Aje
Ojciec - Burhan
Rodzeństwo - Dawud, Jahja, Hajam, Malak
Partner: Jak na razie czeka na kogoś, kto rozgrzał by jej serce. Może to być zarówno basior, jak i wadera. Tak, Zafira jest biseksualna.
Potomstwo: ---
Historia: Zafira urodziła się w Syrii, wychowywała się tam przez rok, ale później musiała uciekać, nie lubi o tym rozmawiać... Przez rok podróżowała z rodziną, ale trafili do niewoli. Zafi udało się uciec, a potem błąkała się po świecie. Była w bardzo wielu miejscach, jednak gdy odnalazła Watahę Smoczego Ostrza, postanowiła zostać tu na trochę dłużej.
Przedmioty: Posiada Piaskową Różę, którą zawsze nosi przy sobie.
Właściciel: ---
Inne zdjęcia: Jej Piaskowa Róża | Ulubiony widok

Harbinger CD. Ingreed i Boomerang ;D

Czy Ingreed wiedziała o czyhającym niebezpieczeństwie? Czy Leloo był teraz bezpieczny z Boom? Czy Boomerang nic się nie stało? Zacząłem biec, nie jestem pewny czy Ingreed nadążała. Jednak teraz Gavin był najważniejszy. Po kilku minutach byłem już przy jaskini Boom.
- Matko! Nic Wam nie jest?
- Nie, ale no cóż, średnio widzimy.
Nawet w takiej chwili zaczęła żartować. Uśmiechnąłem się.
- Idziemy. Ile to działa?
- Jeszcze około pół godziny.
- Gavin, idziesz z Ingreed. Słuchaj się i nie panikuj. Pamiętaj, koncentracja i spokój. To jest twoja pierwsza próba, jeśli coś usłyszysz, działaj. Bądź pewny siebie. Idziemy w kilku metrowych odstępach.
Po tych słowach od razu ruszyliśmy. Droga była kręta, słychać było tylko raz na jakiś czas pisk. Leloo odzyskał wzrok. To dobrze.
- Boom?
- Tak?
- Jak ty to wszystko znosisz?
- W sensie?
- Ogółem. Niemoc to, że czasami inni cię źle traktują, myśl o tym, że w każdej chwili możemy wszyscy zginąć?
- Nie myślę o tym, żyje się tylko raz.
Zamilkłem, a wtedy odezwała się In.
- Jesteśmy na miejscu, chodźmy do centrum.
Tak też zrobiliśmy. Jednak wyglądało na to, że się spuźniliśmy, bo reszta watahy już nas opuszczała. Na samym końcu siedział Zero.
- Witaj Zero, miło cię znowu widzieć wśród żywych.
- Ciebie też Harbinger. Widzę, że przyprowadziłeś resztę, więc powiem tak. Należysz do drugiego oddziału. Oprócz ciebie są w nim jeszcze Ingreed i Revenge.
- Aha. Miło mi było cię znów zobaczyć.
Odszedłem. Ummm.... Z tego, co wiem, miałem należeć do uzdrowicieli, ale czy się do tego nadaję? Usiadłem nad rzeką. Zaraz za mną słyszałem przyśpieszony oddech Ingreed.
- Zapomniałem. Nie Ingreed, nie uważam, że jesteś dzieckiem. Po prostu to ja mam 10 lat. To dużo nie uważasz?
- Czy dla ciebie liczy się tylko wiek?
- W sumie... Nie. Ale mimo to jestem od ciebie dużo starszy, więc jeśli coś mówię, patrz też na to. Nie sugeruję ci, że zachowujesz się jak dziecko, tylko jesteś młoda.
- Aha.
- Nie złość się.
Spojrzała na mnie spode łba.
Jednak w tej chwili wytrzeszczyłem oczy, a zaraz potem się na nią rzuciłem. Wydała z siebie okrzyk. Nieopodal stał Fung. Musiał się zgubić. Teraz albo nigdy. Rozbiegłem się i skoczyłem na niego. Złapałem za wielki, kościsty wachlarz na głowie i pociągnąłem go do ziemi. Zacząłem go szarpać, nie byłem pewien czy to coś da. Z oddali dobiegły mnie krzyki Ingreed i ... Boomerang?
Dalej nie słyszałem nic, ostatnią rzeczą, jaka się wydarzyła to moje ciała spadające wraz z Fungą do wody, zęby Ingreed na mojej szyi i trzask liny, przy której były przywieszone pióra, od Gavina.

Ingreed i Boom? Nadal lecimy na dwa fronty. :D

Od Ariene CD Beast

Gdy basior zdjął zaklęcie, zwiesiłam głowę z pokorą. Cokolwiek bym zrobiła, on i tak mnie powstrzyma. Nagle usłyszałam cichy, nieznany mi dźwięk. Beast patrzył na mnie dziwnie. On chyba ich nie słyszał... zastrzygłam uszami. Potem jeszcze raz i kolejny. Przez okno wleciał spory kawałek skały. W ostatniej chwili odepchnęłam wilka. Obydwoje wyszliśmy przed jaskinię, by obadać sprawę. Zauważyliśmy dziwną kreaturę czającą się w krzakach. Rzuciłam na to coś zaklęcie paraliżujące. BB powoli podszedł to stworzenia i po chwili namysłu zabił. Na pewno nie miało dobrych zamiarów, skoro rzuciło w nas głazem. Z oddali niosło się wycie Taravii. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i pobiegliśmy w jej stronę. Na miejscu były już wszystkie wilki. Po wypowiedzi alfy wszystko było jasne. Mieliśmy wojnę... Zostaliśmy podzieleni na oddziały. Zostałam zastępczynią dowódcy swojego oddziału... Nie będę ukrywać, bałam się. I to jeszcze jak! Jednak starałam się tego nie okazywać. Udałam się na indywidualne zebrania. Najgorsze było to, że nie znałam wilków, z którymi miałam współpracować. Co prawda o alfie słyszałam, ale nie miałam okazji z nim rozmawiać. Zapoznałam się z krótkimi, lecz przydatnymi opisami wrogów. Potem wyczarowałam sobie nóż i ruszyłam na zwiady. Przechadzałam się niedaleko wodospadów. W pewnym momencie usłyszałam jakieś szelesty. Byłam gotowa, by atakować. Czekałam tylko na pierwszy ruch wroga. No i zza krzaków wyskoczył Beast z jeleniem w pysku.
- Zwariowałeś! Nie strasz mnie tak! - krzyknęłam
- Przepraszam... - powiedział odkładając zdobycz. - Jesteś głodna?
- Nie.
Mój brzuch zaburczał z głodu.
- Na pewno? - powiedział podnosząc jedną brew. - Jedz.
Więc zjadłam. Postanowiliśmy, że gdy on będzie polował, ja będę go osłaniać przed ewentualnym niebezpieczeństwem. Nagle przypomniałam sobie o fiolce żywiołu. Pobiegliśmy do mojej jaskini. Rzuciłam się do poszukiwań eliksiru.
- Jest! - powiedziałam wyjmując z szafki niebieski płyn.
- Jesteś pewna, że użyjesz tego teraz?
- Beast, mamy wojnę. Jak nie teraz, to kiedy?
- Racja...
Wypiłam wszystko za jednym razem. Smakowało dziwnie. Jakby... truskawka, jagoda i odrobinka cytryny...
- Jak to właściwie działa? - spytał wilk.
- Nie wiem.
- Czujesz coś... że coś się zmieniło? Jaki żywioł?
- Wydaje mi się że... woda.
- Skąd to wiesz?
- Czuję to...

Beast?

Od Asacrifice do Loedii

                                                                   ***SEN***

Czarne chmury sunęły niezatrzymanie w stronę centrum watahy. Zapach zgnilizny zawisł w powietrzu, a wilki z niesmakiem wyszły ze swoich jaskiń. Stałem na skale, wiedziałem że nadchodzi zło. Moja matka wskoczyła na najwyższy klif z którego było widać całe tereny, i rozejrzała się dookoła. Zaśmiałem się cicho, i zniknąłem w ciemności. Wiedziałem, że kiedyś nadejdą. Nawiedzały mnie w moich koszmarach...

                                                                         *~~~* 

Podniosłem leniwie prawą powiekę. Odetchnąłem z ulgą, że obudziłem się odpowiednio wcześnie, aby przygotować się na odbicie pierwszego szturmu. Dziękować bogom, że obdarzyli mnie żywiołem czasu. Kocham wiedzieć co zdarzy się w przyszłości. Moje futro było całe potargane, nieco zmierzwione. No cóż, to wszystko przez ten sen. Zaświeciła mi lampka nad głową. Zamiast rozmyślać o głupotach, powinienem iść się uzbroić, za godzinę ruszą. Pobiegłem truchtem do swojej kryjówki. Przecisnąłem się przez szczelinę, i w końcu byłem na miejscu. Moja jaskinia znajdowała się w skałach odgradzających centrum od reszty terenów. Stok góry, w której miałem siedzibę, był usiany milionem wielkich kamieni. Pomiędzy dwoma największymi, była niewielka dziura, która prowadziła wgłąb góry. Aby dotrzeć do celu, trzeba przecisnąć się przez wąskie szczeliny, później umiejętnie wdrapać się po lodowych schodkach, a tam, na górze, miejsce miała moja skromna jaskinia. Może nie była za duża, ale miałem w niej trzy pokoje. Moją sypialnię, gdzie "łóżkiem" było legowisko zrobione z siana, liści i lnu. Jest tam jeszcze "główna sala" , jak ja to nazywam. Znajduje się tam moja mini "kuchnia", a po środku stoi sofa i mały stoliczek (Nie pytajcie jak tam to wniósł xD) . W trzecim pokoju, w tym do którego właśnie wchodziłem, znajdowały się skrzynie i pojemniki. Podszedłem do wielkiej pojemnej skrzyni, na której widniał napis "w razie ataku" , i pchnąłem górę skrzyni tak, aby się otworzyła. Chwyciłem za uchwyt mojej broni i wyciągnąłem ją ze skrzyni. Zacisnąłem zęby i zamknąłem futerał. Z mieczem trzymanym w pysku jakoś udało mi się zawiązać na ogonie swoją magiczną wstęgę. Chwilę później, wydostałem się na zewnątrz. Czarne chmury spowiły całe terytorium watahy. Przymrużyłem oczy. Byłem przygotowany, pozostaje mi jedynie czekać, aż bestie wtargną na nasze ziemie. Usiadłem na klifie, i obserwowałem centrum watahy. Moje uszy niespodziewanie zastrzygły, a chwilę później w oczy rzuciła mi się wilczyca o złocistej sierści, wskakująca na najwyższy punkt. Podniosłem się z miejsca, i  ruszyłem w stronę centrum. Z mieczem w pysku biegłem pomiędzy drzewami. W końcu dotarłem na polanę, gdzie zawsze wszyscy się zbierają. Było tam dużo wilków, ale brakowało mojej matki i innych, mniej ważnych dla mnie osób. Wyłoniłem się zza krzaków na tyle cicho, iż nikt nie zauważył mojego nagłego przybycia. Niczym mgła sunąłem pomiędzy członkami watahy. Niepostrzeżenie wślizgnąłem się do jaskini mojej matki. W tym momencie, moje serce stanęło. Przez dłuższą chwilę nie oddychałem, bo to co zobaczyłem, całkowicie zwaliło mnie z łap. Obok leżącej na legowisku  matki z moim młodszym rodzeństwem stał on. Wyglądał tak realistycznie, że prawie uwierzyłem, że udało mu się uciec z piekła. Zrobiłem wielkie oczy, i obróciłem miecz kilka razy w łapie, aby zwrócić na siebie uwagę. Jednak byłem nie zauważony przez nich. Matka przyłożyła ojcu w pysk, i w tedy zorientowałem się, że ten stary idiota żyje, stąpa po ziemi. Położyłem po sobie uszy, ale postanowiłem nie robić niczego podejrzanego. Na moim pysku zawitał mały, udawany uśmieszek. Zaśmiałem się cicho, i wbiłem miecz w kamienną podłogę, w której momentalnie zrobiła się dosyć spora dziura. Naprawi się...  - Pomyślałem, i wypiąłem dumnie pierś.
- Ekhem. - Chrząknąłem aby zwrócić na siebie uwagę. - Matko, dostarczono już tobie wieści, prawda?
Taravia spojrzała na mnie, pokazując przy tym swoim wyrazem pyska, że boi się basiora który stoi obok niej. Dziwne, ona i strach? No cóż, każdy ma swoje lęki. Ja na przykład wystraszyłem się właśnie tego, że ten potwór stoi tuż obok niej. Sierść zaczynając od karku poczynając na końcówce ogona stanęła w górze. Byłem morderczo nastawiony do ojca. Trzeba będzie znów odesłać cię do piekieł.  - Warknąłem w myśli. "Zablokowałem" dostęp do swoich myśli już dawno temu, aby matka nie dowiedziała się o popełnionym przeze mnie morderstwie. Spojrzałem samcowi w oczy. Płonęły one nienawiścią. Z resztą jak zawsze, Zero nigdy mnie nie lubił. Powoli wyciągnąłem z ziemi swój blado-czerwony miecz i mocno zacisnąłem go w łapie. Wiedziałem że nic nie może się wydać, nie będę go teraz atakował. Musiałem się skupić na wojnie, nie na głupim ojczulku, którego ktoś ożywił. Głośno parsknąłem i wyszedłem z jaskini. Na zewnątrz panowała niewzruszona cisza. Najwidoczniej wszyscy się schowali. Jeszcze na chwilę złapała mnie matka, i dała mi jakąś kartkę. Powiedziała, abym znalazł Loedię i Oracle, którzy o niczym nie wiedzą. Szczerze? Z jednej strony miałem gdzieś moją starszą o kilka minut czy tam godzin siostrzyczkę, ale z drugiej strony, nie pozwolę jej od tak zabić. I nie mogę też zostawić jej samej z tym Oracle, w końcu to demon, a po takich to się wszystkiego można spodziewać. Zerknąłem na kartkę. Matka dała mi ją, i po prostu sobie poszła. Były na niej wypisane oddziały i ich kryjówki. Mam być dowódcą jednego z oddziałów ? Super, w końcu będę mógł kimś pokierować, mówię wam, dzięki mnie odniesiemy zwycięstwo. Dobra, koniec marzeń. Zwinąłem kartkę w rulon i pobiegłem przed siebie. Miałem nadzieję, że uda mi się znaleźć moją przemądrzałą, aczkolwiek czasem przydatną siostrę.


                                                                      Loedia ? 


29 listopada 2016

Od Yuko CD Uro

Dowiedziałam się, że rozpętała się wojna. Nie podejrzewałam "ojca", nie wie gdzie jestem, a do tego były to jedynie potwory, a nie potworo-demony lub demony. Byłam dość opanowana, ale w środku jednak miałam trochę niepewności, a to dlatego, że zostałam przywódcą grupy VI i musiałam zarządzać polowaniami. Urządziłam zbiórkę przed bazą. Jeden wilk ze skrzydłami wylądował na ziemi przede mną, a drugi przyszedł na nogach. Obaj byli najwyraźniej trochę zdziwieni całą całą sytuacją.
- Jestem Yuko i będę was nadzorowała oraz planowała polowania. Precyzując jestem atakującym oraz mogę władać snem, śmiercią oraz cieniem, ale głównie to cieniem. Teraz wasza kolej na przedstawienie się. - Powiedziałam władczym tonem.
- Uro i również atakujący, mam moc zniszczenia, chaosu oraz cierpienia. Głównie jednak posługuję się skrzydłami i ogonem.
- Beast, ja akurat jestem tropiącym i władam śmiercią i cieniem tak jak ty, Yuko, no i jeszcze zniszczenia, jak Uro.
- Rozumiem. Chodźmy do bazy i zapoznajmy się z nią. - Zaproponowałam, znaczy rozkazałam.
- Masz racje. - Poparł mnie skrzydlaty wilk. Weszliśmy do środka i zaczęliśmy zwiedzać pomieszczenia, nie było ich dużo. Mała, prowizoryczna sypialnia, jeśli w ogóle można było tak nazwać. Wyglądało to bardzo źle, ale może z czasem coś w niej poprawimy. Inne, duże pomieszczenie bez żadnych mebli, było w nim chłodniej niż w poprzednim pomieszczeniu.
*Tutaj było by dobrze składować jedzenie.* - W końcu odezwała się Hikaruch. Szczerze mówiąc, to trochę się o nią martwiłam, była zdecydowanie za cicha.
~ Coś się stało? ~ Zapytałam w myślach.
*Potem ci powiem.*
~ Ok.
- Najlepiej byłoby, gdyby to tu składować jedzenie. - Powiedziałam do moich...ech...poddanych? Nie, to złe słowo. Podopiecznych? Teraz brzmi lepiej, ale nadal nie tak, jak bym chciała.
- Dużo mówisz, ale nie wyglądasz na takiego, co odzywa się dużo. - Zauważył Uro.
- Tak, jestem typem samotnika, ale jako głowa drużyny, muszę mówić o wiele więcej, gdyż o wszystkim muszę was informować. Nawet jeśli nie lubię mówić. - Beast i drugi basior pokiwali głowami na znak, że rozumieją. Przeszliśmy do następnej części skrytki. Było tam widać nieco świat przez korzenie, ale z zewnątrz tego wcięcia w ogóle nie było widać.
- Tu chyba jest takie coś, do patrolowania, czy nikogo nie ma w pobliżu. - Odezwał się Beast.
- Też tak uważam. - Moje słowa idealnie zgrały się ze słowami Uro. Usłyszałam chichot Hikaru, ale postanowiłam nie zaczynać z nią rozmowy. Kolejny pokój był wielkości sypialni, mieściła się tam mała szafeczka nocna, tak samo mały stolik, no może trochę większy i coś w rodzaju poduszek na podłodze. "Poduszki" były tylko dwie.
- Miało najpewniej zastąpić krzesła. - Powiedziałam.
- Zapewne. - Odparł mi Uro.
- Dobra, teraz już się udomowiliśmy, więc lecimy na polowanie. Potwory jeszcze nie znają terenów watahy dobrze, więc będą bardziej bezpieczne i do tego na pewno jeszcze nie ma ich tak dużo, więc lepiej dzisiaj upolować bardzo dużo. Może potem zawiadomimy Taravię, że mamy pożywienie i trzeba je rozdać innym grupom. - Powiedziałam stanowczym tonem.
- Nie boisz się, albo chociaż nie jesteś trochę zdezorientowana, tym co się dzieje? - Zadał pytanie Beast.
- Gdzieś głęboko jestem, ale nie możemy się tym uczuciom poddać, aby nie przegrać walki. - Odpowiedziałam. - A teraz ruszajmy.

Uro?

Od Aris

Patrzyłam za Silence`m, zdumiona jego zachowaniem. Czy powiedziałam coś nie tak i go uraziłam? Poszłam za nim, starając się by mnie nie dostrzegł. Nagle zobaczyłam jakieś niewielkie poruszenie w zaroślach, odwróciłam się akurat by zobaczyć wybiegającego mi na spotkanie potwora. Wyglądał jak mieszanka lwa i dinozaura, był szybki, a z pyska kapała mu ślina. Zobaczyłam leżący obok toster (jej wymyślony przedmiot) szybko go złapałam i wycelowałam w potwora, nie bardzo wiedząc dlaczego. 
- Co to jest?!... - usłyszałam czyjś krzyk, to był Silence
- Mam swój toster! - odkrzyknęłam
"Mam swój toster!"? 
- Em... Cokolwiek robisz, przestań! - Silence pociągnął mnie za sobą przez las
Po chwili oboje uciekaliśmy ile sił w łapach przed lwo-dinozaurem, który bynajmniej się nie poddawał, wciąż za nami biegł. W końcu udało nam się go zgubić, kiedy przeskoczyliśmy nad głęboką rozpadliną, bestia na moment się zatrzymała, ale było wiadomo, że długo go to tam nie zatrzyma. Pomyślałam o tosterze, który został gdzieś tam, daleko... Później po niego wrócę. Dobiegliśmy do centrum watahy, a potem dotarliśmy do jaskini alfy. 
- Taravio! - zawołał Silence - Widzieliśmy potwora i...
- Wiem - ucięła Taravia
Potem wszystko nam opowiedziała, nie mogłam w to uwierzyć. Jakieś potwory, wojna, oddziały... Byłam sparaliżowana strachem! 

Silence? Zakończysz to? :)

Od Dirty White

Nie wiem dlaczego, ale polubiłam tego basiora. Przynajmniej takie miałam uczucie. A utrwaliłam się w nim gdy zaatakował nas jakiś paskudny stwór bez uszu. Gdy miałam wyciągać z jego truchła strzałę (no bo one nie rosną na drzewie! No chyba że gdzieś jest jakieś strzałkowe...) nadbiegło ich jeszcze więcej. Więc nie czekając na zaproszenie, wzięliśmy łapy za pas i ruszyliśmy pędem przed siebie. Przez chwilę biegłam równo z nim, ale gdy uświadomiłam sobie, że nie mam zielonego pojęcia gdzie tak właściwie się udajemy, zaczęłam trzymać się lekko za nim. Delikatnie obróciłam łeb do tyłu. Bestie najwyraźniej podjęły za nami pościg, ale jakoś straciły impet i zostały ostro w tyle. Wtedy sobie uświadomiłam, że to na pewno jakieś nocne stwory.
- To co, u was codziennie są takie napady? - zapytałam z nutką ironii w głosie.
- Taaak. Popijamy sobie z nimi herbatkę o czwartej. - odpowiedział tak, jakby od dawna miał ułożoną w głowie odpowiedź. Teraz dopiero dokładniej przyjrzałam się wilkowi. Miał czerwone oczy i ostre zęby.
- Więc... Jak masz na imię? - zapytałam.
- Kaz. - odparł krótko. Po chwili ciszy dotarliśmy do jakiejś jaskini. - Tu mieszka Alfa, Taravia. Wchodź, ja zaczekam na zewnątrz. - Jakoś niezbytnio odpowiadało mi takie spotkanie w cztery oczy z przywódczynią watahy. Trochę obawiałam się, że palnę jakieś głupstwo albo coś.
- A emm... Nie powinieneś pójść jako członek i zgłosić istnienie tego-czegoś-obrzydliwego? - zapytałam z lekkim uśmieszkiem tryumfu na pysku. 

Kaz?

Od Ingreed cd. HG

Zmarszczyłam brwi i odwróciłam łeb. 
- Pójdę już. - oznajmiłam cicho i zaczęłam powoli odchodzić. 
Basior nie odezwał się słowem. Czekał cierpliwie, aż zniknę mu z oczu. 
Westchnęłam ciężko i udałam się do swojej jaskini, żeby oddać się w objęcia błogiego snu. 

Obudziłam się, słysząc krzyki dochodzące zza ściany. To Raiden znów kłócił się z którymś z domowników, zapewne Loedią. Przeciągnęłam się, kładąc po sobie uszy. Ciekawe, czy dziś znów go spotkam... 
Wyszłam z jaskini. Omiotłam wzrokiem poranny krajobraz i ruszyłam do przodu, przedzierając się przez ciemną mgłę. 
Pomimo dość ograniczonej widoczności już z oddali zauważyłam jego ciemne futro. Stał i wpatrywał się w jeden punkt. Podeszłam do niego z położonymi po sobie uszami i uśmiechnęłam się nieśmiało. 
- Cześć. - zaczęłam, wyrywając go z zamyślenia. - Harbinger, posłuchaj... Ja przepraszam, że tak niespodziewanie wczoraj poszłam...
- Ciągle tylko przepraszasz - zauważył, nadal zerkając w tamtą stronę.
- Nie! Wcale, że nie! - warknęłam, po chwili jednak kuląc się - Em, przepraszam, masz rację...
- Właśnie. - uśmiechnął się triumfalnie i wreszcie spojrzał na mnie na dłużej niż kilka sekund. 
- Gdzie Leloo?
- Zaraz po niego idę. 
- Mo... Mogę iść z Tobą? - zapytałam
Skinął łbem w kierunku dróżki, więc w podskokach ruszyłam u jego boku.
- Naprawdę myślisz, że zachowuję się jak dziecko?
- Hę? - spojrzał na mnie, zaskoczony - Skąd ci się to wzięło?
- No bo... Bo kiedyś tak powiedziałeś. 
Obok nas przebiegł zaniepokojony wilk, a w oddali dało się usłyszeć krzyk. 
Basior nie odpowiedział, jedynie przyśpieszając. Zacisnęłam zęby, mając nadzieję, że to poruszenie nic nie znaczy. 
- Boomerang, Gavin! - zawołał, a ja dopiero wtedy dostrzegłam sylwetkę wadery z małym u boku. 

Harbinger? Połącz te dwa opowiadania :D

Od Groźby

Poszam wraz z Yuko, żeby oprowadzić ją po terenach watahy. Z jednej strony nie chciałam się z nią zadawać, choć z drugiej, cieszyłam się, że znowu ją widzę. 
- Chcesz być świadkiem czegoś wspaniałego? - zagadnęłam Yuko
- A czego? - zapytała
- To się okaże... - odpowiedziałam
Poprowadziłam Yuko do mojej jaskini i wyciągnęłam coś z szafki:
- Proszę! Nieużyta fiolka czasu, zielona. Zaraz się odmłodzę, a ty będziesz tego świadkiem!
Przechyliłam butelkę i wypiłam jej zawartość jedynym łykiem.
- I co? Zmieniłam się? - spytałam
- Em... - Yuko się zamyśliła - Chyba nie...
Wzruszyłam ramionami. Nawet jeśli nie było tego po mnie widać, to odmłodziłam się o rok, i dobrze. Wyszłyśmy z jaskini i już miałam zacząć oprowadzanie Yuko, gdy zobaczyłyśmy, że wśród wilków panuje zamieszanie. 
- Co się stało? - zapytała Yuko jakiegoś wilka
Tamten nie odpowiedział tylko popędził dalej.
- Co tu jest grane? - powiedziałam do Yuko zdumiona i lekko wystraszona tą sytuacją
Poszłam ją oprowadzać, gdy nagle z nieba spadły na nas jakieś bestie!

Yuko?

Od Boomerang

Leloo podszedł do mnie a ja dałam mu do zjedzenia odpowiednie zioła. Po chwili szczeniak zaczął mrugać oczami:
- Rety, nic nie widzę! - powiedział trochę zaniepokojony
- Spokojnie, to nic strasznego, pochodź tak chwilę to się przyzwyczaisz.
Chodził po jaskini, macając wszystko po drodze a ja postanowiłam, że opowiem mu filozoficzną bajkę:
- Gavin, opowiedzieć ci coś? - spytałam
- Dobrze - odparł
Zaczęłam opowieść...

- Było sobie raz dwóch kupców, szli ulicą i zobaczyli żebraka, siedzącego na rogu ulicy, jeden z nich mówi do drugiego:
- Biedny człowiek! Gdybym miał dwa domy, to jeden dom bym mu dał za darmo! I gdybym miał dwa ogrody i dwie szopy i dwa konie, krowy, kozy, świnie i gęsi. To dałbym mu po jednej!
Drugi kupiec pyta się:
- A kury?
- Kury?! Nigdy, kury nie!
- Ale dlaczego, skoro dałbyś mu te wszystkie inne rzeczy?
Na to tamten, zakłopotany:
- No bo widzi pan... Ja mam dwie kury.

- I co o tym sądzisz? - spytałam Gavina
Nagle usłyszałam jakieś krzyki na zewnątrz, zaniepokojona podeszłam do wejścia jaskini.
- Gavin! - zawołałam - Zostań tu, a ja pójdę sprawdzić co jest grane!
Wyszłam ostrożnie i zobaczyłam wilki biegające w popłochu po terenach watahy... "Co jest do cholery?!", pomyślałam. 
- Ej, co się dzieje? - zapytałam ostro jakąś waderę
- Wojna z potworami! - odpowiedziała tamta, zdyszana - Jak nic nie wiesz, to lepiej idź dowiedzieć się w jakim jesteś oddziale. 
Stałam osłupiała a potem tak szybko jak mi na to pozwalały schorzenia, pobiegłam do Gavina.
- Słuchaj, zabieramy się stąd, szybko! Idziemy do HG!
- A-ale co? - zapytał oszołomiony
Nagle zdałam sobie zprawę z tego, że Gavin też jest aktualnie ślepy, tak samo jak ja. Super! Po prostu świetnie, teraz muszę znaleźć w tym chaosie drogę, jeszcze ze ślepym Gavinem, po co dawałam mu te zioła?! Wzięłam szczeniaka w pysk i wyszłam z jaskini. Dookoła panował chaos, usłyszałam czyjś znajomy głos:
- Boomerang, Gavin!
To był HG. 

Harbinger Ghost?

Od Kaza

- Hejka! - przywitałem się z waderą, która właśnie spadła mi pod łapy
Miałem dzisiaj bardzo dobry dzień, udane polowanie, dosyć ładna jak na jesień pogoda. Wszystko idealnie. Uśmiechnąłem się do wadery. Miała czarno-białą sierść i trójkąt na czole.
- Jak ci na imię? - zagadnąłem
- Dirty White, możesz mówić mi Dir - odparła 
- Aha, to fajnie. Wstaniesz?
- Jasne.
Dir wstała i oboje ruszyliśmy przed siebie, nawet nie wiedząc dlaczego, gdy odezwała się wadera:
- Wiesz, zbliża się zima i poszukuję watahy, jest tu jakaś?
- No pewnie! Należę do Watahy Smoczego Ostrza, Taravia z chęcią cię przyjmie! - Ucieszyłem się, że do watahy dołączy ktoś nowy
Dir się uśmiechnęła gdy nagle coś uderzyło w mój bok, tworząc na nim ranę. Syknąłem z bólu, co to mogło być?
Błyskawicznie się odwróciłem i to co zobaczyłem, przerosło moje najśmielsze przypuszczenia... Stało tam zwierzę, pozbawione uszu, mniej więcej mojej wielkości, choć ja byłem wyższy, dzięki moim długim łapą. To zwierzę, a raczej to coś ponownie ruszyło na mnie i Dir. Wadera szybko wyciągnęła łuk i strzeliła w potwora. Poza tym, bardzo dobrze strzelała i była zwinna, po chwili Dir użyła swoich mocy i zatamowała krew, wyciekającą z mojej rany. Ani ona, ani ja nie zachowywaliśmy się tak jakbyśmy byli wrogami, albo jakby Dir była intruzem, w obliczu zagrożenia współpracowaliśmy ze sobą i dobrze nam to wychodziło. Stworzeń było jednak coraz więcej i musieliśmy uciekać. Szybko pobiegliśmy w kierunku centrum watahy. 

Dirty White?

Od Taravii

Zastrzygłam uszami, czując wszechobecny niepokój. Coś było nie tak, coś się stanie...
Wtuliłam nos pomiędzy moje dwa szczeniaki, zamykając oczy. Westchnęłam głęboko, kiedy moje myśli powędrowały w stronę Zero. 
- Matko. - ostry głos mojego syna przeciął powietrze. Uniosłam łeb, posyłając mu pytające spojrzenie. 
- Musisz to zobaczyć. - dodał, podchodząc. 
- Tak, Raidenie? - wstałam, lecz ten wciąż jedynie czekał - Dobrze, idę. 
Rzuciłam jedynie okiem na szczeniaki, upewniając się, że śpią. 
- Tylko szybko, nie chcę, żeby się obu...
- Matko. - wzdrygnęłam się, słysząc tak poważny ton. 
- Ktoś umarł? - mruknęłam, niby to żartem, niby to ze smutkiem. 
Zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem i z uniesionym łbem wyszedł z jaskini. Sunęłam za nim. 
Moim oczom ukazała się gęsta, szaroczarna mgła, która spowiła okolicę. Zmarszczyłam brwi, czując jej nieprzyjemną aurę. 
- Ktoś idzie. - zauważył.
Wtem zza gęstych krzaków wypadł zdyszany X. W jego oczach zatańczyły iskry przerażenia. 
- Alfo... - wycharczał, biorąc głęboki oddech - Atakują. 
Zacisnęłam zęby, wiedząc, że nie jest to kiepski żart. 
- Prowadź. - nakazałam - Synu, zajmij się szczeniakami. 
Skinął łbem, choć niechętnie. Ja ruszyłam za X'em. Inne wilki odprowadzały mnie zaniepokojonym wzrokiem. 
Wbiegliśmy na jedno ze wzniesień w górach. 

I wtedy ich zauważyłam. Armia olbrzymich stworzeń pod nami. Obślinione i zakrwawione, ale nie ranne. Nie była to ich krew. 

- Co o nich wiemy? - zapytałam, starając się opanować drżący głos.
- Nic... Na razie nikt z nimi nie walczył.
Skinęłam łbem, ruszając w stronę centrum. 
- Mamy mało czasu. Zwołaj wilki, wszystkie, bez wyjątku. Będę czekać w centrum. 
Wypowiedział ciche "Dobrze." i ruszył, wyprzedzając mnie. Stałam tam jeszcze chwilę, drżąc na całym ciele. Wpatrywałam się w setki par oczu, które w szaleństwie mierzyły otoczenie. Było ich wiele, naprawdę wiele. Różne gatunki, rozmiary, barwy. Wisiała nad nimi aura mordu. Byli nastawieni na to, że nas zabiją, czułam to. Chciałam wejść w umysł kilku z nich, lecz nie mieli swojej świadomości. A może to dlatego, że byłam za daleko. Przecież kto niby miałby nimi kierować? To bez sensu. 
Dlaczego akurat teraz, kiedy tak wiele się wydarzyło?, przeszło mi przez myśl, I dlaczego od razu zakładam, że chcą nas zabić? Przecież ta krew nie musi o tym świadczyć... Może chcieli zaprosić nas na obiad? Tak, to na pewno to...
Parsknęłam cicho, pełna strachu i goryczy. Przeklęłam w myślach, podnosząc wzrok. 
Wzięłam głęboki oddech i pędem ruszyłam do celu. 

Eskander czekał na mnie ze smętną miną. 

- Znalazłem kilka odpowiednich miejsc na kryjówki. - zaczął, przyglądając mi się - Bo zamierzamy z nimi walczyć, prawda?
Potwierdziłam, podchodząc do mapy.
- Wszyscy czekają. - usłyszałam i nawet nie zadawałam sobie trudu, by rozpoznać ten głos. 
Ruszyłam, a za mną szedł Eskander. 

Niecałe trzydzieści wilków stało tam, patrząc na mnie. Byli zaniepokojeni, ale nie wystraszeni. 

- Posłuchajcie. - zagrzmiałam, tak bardzo nie chcąc tego mówić - Zapewne słyszeliście już o tym, co się stało. 
Przez tłum przebiegł cichy pomruk. 
- Musimy sobie z nimi poradzić. - zaczęłam, chcąc opanować głos. Jak mam ich pocieszyć, kiedy sama drżę? - Nie wiemy czego chcą, ile ich jest. Dowiemy się tego. Na razie jedynie ustalimy oddziały. Przetrzebimy ich trochę, ale musicie pamiętać o jednym - wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się - Najważniejsze jest to, żebyście wrócili w jednym kawałku. I nie jest to prośba. To rozkaz. Później, w zależności od tego, czego się dowiemy, podejmiemy odpowiednie środki. 
Mimo, że tego nie powiedziałam, oznaczało to jedno. Wojna. 


Osunęłam się na chłodną ziemię, opierając łeb o korę jednego ze starych drzew. Wszyscy odeszli, przygotowując się. Eskander ślęczał teraz nad mapą, zaznaczając kolejne czerwone kropki. 

Przylgnęłam do dwóch puszystych kulek. 
- Taravio... - usłyszałam tak znajomy mi głos i uniosłam gwałtownie łeb. 
Stał tam, w całej swej okazałości. 
- Ty... - zaczęłam, zasłaniając ciałem maluchy - Odejdź. 
Uniósł brew i uśmiechnął się krzywo.
- Nie poznajesz mnie?
- Oczywiście, że poznaję, durniu. - wybełkotałam, a z moich oczu zaczęły kapać drobne łzy - Ale to nie możesz być Ty. Nie żyjesz. Odejdź, zostaw mnie. 
Podszedł do mnie, obejmując mnie. Cała ta blokada w końcu pękła, a łzy kapały coraz szybciej. 
- Cholera, idioto. - odsunęłam się.  
I z całej siły przyłożyłam mu łapą w pysk. 

Zero? Masz za swoje!

WOJNA!

Chciałabym ogłosić, że Wataha Smoczego Ostrza rozpoczyna wojnę!

A także, że będzie duuuuużo czytania. 

Nie jest to jednak wojna z inną watahą - jest to wojna z... innym gatunkiem. Od tej pory każde opowiadanie musi uwzględniać to, że trwa wojna. W pierwszych dniach możecie się o tym dowiadywać, może trwać chaos, panika, poruszenie. Ograniczenie dotyczące pisania z jednym wilkiem zostało zniesione (od dnia 05.12.2016). Dodam także etykietę WOJNA, którą możecie odnaleźć w aktualnościach. Tak, jak ten post. 
A! I proszę o to, żeby nie wiązać tego wydarzenia z przeszłością wilków (żeby nie okazało się, że to stryjek ojca Twojego wilka to wszystko uknuł i zesłał potwory!).
Wydarzenie w założeniu ma trwać do końca 2016 roku, jednak zależne jest to od tego, jak się Wam spodoba :D

Wszystko zaczęło się niewinnie... Jak zwykle wzeszło słońce, pierwsze krople porannego deszczu spadały z nieba. Lecz wszędzie dało się wyczuć niepokój. Ziemia drżała niespokojnie, a drzewa, targane wiatrem, bezgłośnie niosły wieść o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Mniejsze zwierzęta zniknęły w swoich kryjówkach, a wilki, zaniepokojone, spoglądały po sobie, nie wiedząc co się dzieje. Ciemna mgła opadła na nasze tereny, wszystko ucichło. Nawet wiatr, do tej pory niepokonany, zamilkł, odpuszczając. 
I wtedy nadeszli. Z ich oczu biła nienawiść, z zakrwawionych warg kapała ślina. Nic o nich nie wiedzieliśmy. Oprócz tego, że nie są przyjaciółmi. 


Walczymy z potworami, które niepodziewanie napadły na nas, niosąc spustoszenie. Walczymy na terenach watahy i poza nimi. Poniżej (tak, to nie koniec) znajdziecie krótkie opisy naszych wrogów, które będą uzupełniane w miarę zdobywania o nich informacji (i to WY możecie je zdobywać, jednak musi być to wywnioskowane z opowiadania). Możecie także dodawać nowe potwory. Będą tu również rozkłady drużyn i rozmieszczenie baz, których także będzie przybywać. 
Cóż, miłego czytania!

1. Wrogowie:

Potwory, które nas atakują. Jest ich naprawdę wiele i wciąż przybywa. 
Potwory to NIE SĄ demony!


http://eclectixx.deviantart.com

Głucholce

Nazywamy je tak ze względu na to, że nie posiadają uszu. Są głuche, dzięki czemu mamy nad nimi pewną przewagę. Niestety ich węch i wzrok (szczególnie w nocy) jest niezwykle rozwinięty. Są wielkości przeciętnego wilka i dość łatwo je pokonać. Podróżują w grupach, najliczniejsze z potworów. 


http://eclectixx.deviantart.com

Fungi

Dość liczna grupa. Poruszają się w grupach, po ok. 5 osobników. Nie wiemy o nich zbyt wiele, jedynie tyle, że ich ślina potraf skutecznie sparaliżować. Z doświadczenia wiemy, że nie potrafią pływać i łatwo nasiąkają wodą, przez co szybciej opadają na dno. 


http://davesrightmind.deviantart.com

Ryszty



Osiągają do półtora metra wysokości. Są niezwykle silne i wytrzymałe, aczkolwiek powolne. Ich szczęki zaciskają się z siłą kilku ton. Poruszają się po 2, 3 osobniki. Mają ostre pazury i twardy pancerz. 


http://davesrightmind.deviantart.com

Potwory Wodne



Jest to grupa potworów, które - jak sama nazwa wskazuje - poruszają się w wodzie. Są szybkie i zwinne, lecz wywleczone na ląd nie pożyją długo. Ich rozmiar waha się od pół metra do pięciu metrów. Niektóre z nich posiadają silną truciznę. Bardzo liczna grupa.


http://davesrightmind.deviantart.com

Kejran



Ogromny potwór wodny (nawet do 15 metrów długości!!). Posiada niezwykłą siłę i długie, cienkie macki, którymi chwyta swoją ofiarę. Wyczuwa drgania wody i wtedy atakuje. Jest powolny, ale niezwykle wytrzymały. W danym akwenie wodnym może występować do 3 osobników (zależy głównie od wielkości akwenu).



http://davesrightmind.deviantart.com

Drageniry



Tym razem atak z powietrza. Tak, nigdzie nie możemy czuć się bezpiecznie... Drageniry są szybkimi i zwinnymi stworzeniami o rozpiętości skrzydeł do 4 metrów. Poruszają się w grupach. Atakują głównie swoim długim i ostrym dziobem, przebijając ofiarę. 


http://viergacht.deviantart.com

Kyon



Sporych rozmiarów dinozauro-lew. Jest czterokrotnie większy od przeciętnego wilka. Porusza się samotnie. Jego ślina jest silnie toksyczna, kilka kropel zabije dorosłego wilka. Silny i wytrzymały potwór, wcale nie taki powolny...


http://cbedford.deviantart.com

Czarny



Niezwykle rzadki i silny potwór. Nie mamy dla niego fachowej nazwy, wszyscy mówią na niego Czarny. Jeśli jesteś sam i go spotykasz - nie walcz, tylko rób rachunek sumienia. Atakuje z powietrza i lądu. Jedyny potwór, który kieruje się inteligencją. Mówią, że to właśnie Czarni kierują resztą. 


2. Drużyny:

Jak wiadomo, najlepiej walczyć w drużynach. Będzie kilka drużyn (oddziałów, grup, jak zwał tak zwał) pod dowództwem kilku wilków. Jedna będzie stałą grupą, w której znajdował się będzie m.in. strateg i szczeniaki. Od razu mówię, że brałam pod uwagę głównie stanowiska. 

Wilki, których imiona zaznaczone są na czerwono są dowódcami danej grupy, a których imiona zaznaczone są na niebiesko są zastępcami i prawą łapą dowódcy. W razie śmierci dowódcy przejmuje dowodzenie. 

To jest ten punkt, który wymagał ode mnie najwięcej... Pamiętajcie, że nawet, jeśli Wasz wilk należy do danego oddziału, może się od niego odłączyć (np. poprzez nieszczęśliwy wypadek). 

Możliwe, że popełniłam wiele błędów (chociażby wpisując wilka do dwóch oddziałów). Jeśli coś zauważycie, piszcie!

Oddział I

Stała grupa wilków o siedzibie w centrum. Przynajmniej dopóki nie będą zmuszeni się ewakuować. Tutaj również zbierane są informacje dotyczące potworów. 
Wilki: NathingZafira, Leloo, Nicolay, Kesame, Sunset, Luma, Miriyu, Verde, Ionede, Edeliene, Rivia, Fugacior, Flumina

Oddział II

Stosunkowo mały oddział krążący pomiędzy innymi oddziałami. Nie bierze czynnego udziału w walce, a jedynie wspomaga i leczy rannych.
Wilki: IngreedHarbinger Ghost, Lionell, Tander, Hija de la luna

Oddział III

Jeden z oddziałów czynnie walczących. Dowodzi nim alfa, Taravia, dlatego też znajduje się tu posłaniec, który może przekazywać wiadomości do Oddziału I. 
Wilki: TaraviaGroźba, Oracle, Kaz, Nocta Draken, Eris, Ines

Oddział IV

Kolejny oddział stricte walczący. Również posiada w swoich szeregach posłańca, aby ułatwić komunikację. 
Wilki: LoediaBi Onyinyo, Hannibal, Aredrox

Oddział V
Oddział wspomagający inne walczące grupy. Porusza się także po całym terenie, zbierając informacje na temat wroga.
Wilki: Asacrifice La Blue FireAriene, Moon, Itan, Hunter oscuro de la luna

Oddział VI
Oddział, którego zadaniem jest dostarczanie mięsa walczącym. Nawet nie tyle dostarczanie, co polowanie. Niezwykle trudne warunki sprawiają, że jest to bardzo wymagające zajęcie. Kiedy zgromadzona jest wystarczająca ilość zwierzyny, walczą. 
Wilki: BeastLouis Thomas Redgeed, Uro, Asher, Morro

Oddział VII

Walczący oddział, którego zadaniem jest również obrona terytorium. 
Wilki: Zero Black FireWill, Raiden, Avalanche, Max, Scar, Dark Rider, Mercury, Lira



3. Bazy:

Każdy z oddziałów ma swoją bazę - stałą czy zmienną. Wypisane są tu bazy, które zostały założone na potrzeby wojny. Wciąż można zakładać nowe. 
Jedyną grupą, której baza jest stała jest Oddział I. 
Jedynie dowódca oddziału może decydować o zmianie bazy!
[masz pomysł na nową bazę? - pisz!]

  1. Centrum - stała baza Oddziału I. Inne oddziały dbają, aby nie dostały się tam potwory. Jest to główny punkt całej wojny, to właśnie tutaj obmyślana jest strategia. 
  2. Wodospady Dimrill - za jednym z wodospadów, za ścianą wody, znajduje się tymczasowa kryjówka Oddziału III
  3. Góry Menegroth - w jednej z wysoko umieszczonych jaskiń rozpościera się widok na znaczną część pola walki, wodospady i rzekę. To tutaj chwilowo stacjonuje Oddział II
  4. Puszcza Nargothrond - w głębi puszczy, w jednej z zarośniętych grot przebywa Oddział VI. Gromadzi w niej zapasy. 
  5. Cmentarz - nietypowe miejsce Oddziału VII. Najbardziej oddalone od Centrum, na obrzeżach, jest idealnym miejscem dla patrolu granic. Stacjonują w jednej z krypt. 
  6. Miejsce Kultu - również nietypowe miejsce zebrań oddziałów. Kiedy zadecyduje o tym samica alfa, Taravia, spotykają się tu wszystkie (bądź wybrane) oddziały. Z racji, że jest tylko jedno wejście, jest stosunkowo bezpieczne. 
  7. Wierzba - poza terenami watahy, nieopodal jednej z większych wierzb płaczących stacjonuje Oddział IV
  8. Oddział V nie ma kryjówki. Porusza się po całym terenie, mogąc zatrzymać się w kryjówkach innych oddziałów.
  9. Złamane drzewo - nieopodal jednego ze złamanych drzew, poza terenami watahy, jest pusta kryjówka. Miejsce rezerwowe, w razie ataku na inną kryjówkę. 

Od Silence'a CD Aris

Aris zamyśliła się na chwilę. Nie rozumiałem zachowania wadery, osobiście mając okazję przyłączenia się do watahy tuż przed zimą na pewno bez zastanowienia podjąłbym decyzję o dołączeniu. Ciekaw jestem co zajęło jej myśli. Chrząknąłem, aby przypomnieć waderze o tym, że czekam na odpowiedź.
- Bardzo chętnie dołączę. - Odezwała się.
- Jak skończysz jeść udamy się do alfy. - Powiedziałem odchodząc od jelenia, zwyczajnie się już najadłem. Cały czas zachowywałem ostrożność, nie byłem pewien czy mogę zaufać nowo poznanej wilczycy, która właśnie zakończyła posiłek. - Chodźmy więc. - Po tych słowach zacząłem biec. Sytuacja była dość dziwna, ponieważ ja jak i Aris nawzajem próbowaliśmy dostosować się do tępa towarzysza, co skutkowało w częste zwalnianie oraz przyśpieszanie. Po pewnym czasie 'patrzyłem' w głąb jaskini alfy. - To tutaj. - Powiedziałem błądząc wzrokiem po kamieniach. Aris weszła do jaskini, postanowiłem się oddalić, słyszałem strzępki rozmów a nie chciałem wyjść na podsłuchiwacza. Los chciał abym wpadł na samicę ponownie, z tego co wnioskowałem została przyjęta do watahy. - Oficjalnie witam w Watasze Smoczego Ostrza. - Mówiąc to delikatnie się uśmiechnąłem co Aris odwzajemniła.
- Zajmujesz się może wyrocznią? Chciałabym dowiedzieć się nieco więcej na temat tego stanowiska.. W końcu w każdej watasze stanowisko to wygląda nieco inaczej. - Zapytała patrząc gdzieś w dal.
- Nie, jestem raczej od tych brudnych spraw. - W zdaniu tym zaakcentowałem wyraz 'brudnych'. Wadera posłała mi pytające spojrzenie, na co ja zareagowałem kpiącym uśmieszkiem w którym wyraźne widoczne było zduszenie słów jakie chciałem dodać. Prawdopodobnie myślała, że ma do czynienia ze zrównoważonym wilkiem, a tu niespodzianka.
- Bez obaw, nic Ci nie zrobię póki nie dostanę zlecenia, a żebym je dostał musiałabyś ostro komuś podpaść.. - Próbowałem uspokoić delikatnie przestraszoną waderę. Aris dalej milczała niczym ciało w kaplicy. Zdążyłem przyzwyczaić się do odrzucenia ze strony wilków, dlatego też bez większego przygnębienia ruszyłem bez słowa w stronę lasu.

Aaaaris?

28 listopada 2016

Od Beasta

Wyrwałem Ariene nóż z łapy, byłem wściekły. Jak mogła w ogóle pomyśleć o czymś takim!? Ale Ariene wyglądała na zdeterminowaną:
- Best przestań! - krzyknęła, od pewnego czasu zwracała się do mnie pseudonimem, lecz mi to nie przeszkadzało - Inne wilki naprawdę będą bezpieczniejsze, kiedy mnie tu nie będzie!... Ile wilków już zabiłam?
Ariene zaczęła płakać, otarłem jej łzy, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że na moich łapach powstają rany. Usiadłem obok wadery, a przeklęty nóż wyrzuciłem, żeby Ari znów nie warzyła się czegoś spróbować. 
- Best, ja nad tym nie panuję! - mówiła - Zniszczyłam już mój dawny wymiar a teraz jeszcze zabijam wilki... Proszę... Pozwól mi!
W powietrzu pojawił się nóż, tak szybko, że prawie tego nie dostrzegłem. To Ariene go wyczarowała, mogłem się założyć, nóż niebezpiecznie zbliżał się do szyi wadery. Zareagowałem instynktownie. Błyskawicznie użyłem moich mocy, patrząc Ari głęboko w oczy. Nóż, tak samo jak i sama wadera, zamarli w totalnym bezruchu. Zahipnotyzowałem ją. Czułem się przy tym podle, powinienem z nią pogadać... poza tym, trudno mi było utrzymywać ją w takim stanie. Ariene stawiała opór, a i ja sam tego nie chciałem. 
- Dobra - powiedziałem - Teraz zdejmę zaklęcie, ale masz PRZESTAĆ! 
Mówiłem zdecydowanym tonem.

Ariene?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template