29 kwietnia 2016

Od Zero Blackfire CD. Taravii

Uśmiechnąłem się ciepło i spojrzałem się na moją żonę (heheszky :D). Byłem chyba najszczęśliwszym wilkiem na ziemi. Właśnie w ten dzień, stałem się kimś bardzo ważnym dla naszej watahy. Nie mogę tego zepsuć. Po udanym ślubie, wybraliśmy się do jaskini alf, aby omówić ważne sprawy. Musiałem zajrzeć do kilku ksiąg, dowiedzieć się co nieco więcej o zasadach watahy, i Serafina nie odpuściła mi kilku początkowych zajęć. Rano, miałem iść z Cheroke na obchód granic, później iść na trening z mordercami, a pod koniec dnia miałem wykonać pewne zlecenie na szybką, cichą śmierć. Miałem co do tego zlecenia pewne plany. Nie dałem rady dalej żyć w tym ciele. Najlepiej by było, abym dostał własne, normalne ciało, a nie muszę kogoś opętywać. Ale dobrze, zrobię co trzeba.

*Następnego dnia* 

Obchód z Cheroke był naprawdę ciekawy. Wadera opowiadała mi o swoich sztukach walki , pokazywała mi swoją magię, i rozmawialiśmy o tym kim chce zostać w przyszłości. Cheroke to niezwykle utalentowana wadera. Widzę ją jako alfę, bądź dowódcę morderców. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, bo musiała iść . Pożegnałem ją i ruszyłem na trening. Moi zabójcy byli jak zwykle na czas. Verall, Oleander i Dante. Moi uczniowie. Ustawili się w rządku. Wyznaczyłem im dzisiejszy cel treningu, i wzięliśmy się do roboty. Verall i Dante mieli zapolować na dwa samce jelenia tak, aby reszta stada nie zauważyła zniknięciai nie spłoszyła się. Po udanej misji chłopcy wrócili z dorodną zdobyczą. Następnie Oleander zmierzył się ze mną.
- Za duży zamach. - Powiedziałem. - Rób mniejszy zamach, ale z większą siłą. Zrób to skutecznie.
Oleander posłusznie wykonał moje polecenie. Dostałem w pysk, lecz nie przejąłem się nawet cieknącą krwią.
- Zero, już wystarczy. - Stwierdził Oleander.
- Nie. - Warknąłem. - Dalej. Musicie być najlepszymi mordercami pod słońcem. Na trzy wszyscy mnie atakujecie. Do roboty! Jeden... Dwa... Trzy!
I cała trójka się na mnie rzuciła. Pomimo odniesionych z treningu ran, nie poddałem się. Pod wieczór poszedłem na misję. Droga była ciężka, ale udało się. Dotarłem do granic wrogiej watahy. Wyszedłem z ciała tego dupka. Upadł na ziemię bezsilny, a ja swoją mocą zepchnąłem go w przepaść. Jako demon wstąpiłem na chwilkę do wroga. Strażnicy nawet na mnie nie spojrzeli. Bali się mnie zaatakować. Myśleli, że to śmierć po kogoś idzie, i lepiej jej nie przeszkadzać. I mieli rację. Jeden ze strażników wrogiej watahy był moim celem. Stał przy drzwiach, ubrany w wieśniacki hełm i zbroję. Prychnąłem oburzony i opętałem go.
- Ach! - Otworzyłem szeroko oczy. - Co za ulga...
W nowym ciele czułem się świetnie. Byłem pełen sił. Zrzuciłem z siebie to pedalskie ubranko i podszedłem do okna, gdzie widziałem swoje odbicie.
- W końcu nie będę wyglądał jak czarno czerwony głupek. Jestem o wiele przystojniejszy. - Uśmiechnąłem się szyderczo i bez mniejszych problemów wyszedłem poza tereny. Wróciłem do Watahy Smoczego Ostrza. Można było poznać mnie w łatwy sposób. Wilk, którego miałem zabić nie nosił na ciele dziwnych znaków. A ja tak. Taravia od razu mnie poznała po głosie, ale dalej była zniesmaczona widokiem tajemniczego talizmanu.
- Sprawdź co to jest. - Powiedziałem siedząc na kanapie, i próbując to odczepić. Jednak na marne, bo okazało się, że to coś jest do mnie przyłączone.
- Tak! To ta księga! - Powiedziała.
- "Wisior może przywoływać i zamykać w sobie demony, dzięki którym pokona niemal każdego. Ale nie można go nadużywać, bo dokona samozniszczenia wraz z wilkiem." - Wyczytała.
- Nie jest mi potrzebny. - Założyłem łapy za głowę. - Czyż nie wyglądam przystojniej moja kochana żono? - Puściłem do niej oko.


Taravia? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Od Cavalerii CD Taravii

NIE, nigdy nie zgodzę się na to, że ten cały Romino ze mną pójdzie. Nigdy w życiu, wolę pójść tam sama i zostać zabita, choć w to wątpię. Za bardzo ich znam, za bardzo ich kocham... oni chyba również. Wyszłam z jaskini, miałam dość ględzenia Taravii. Idę sama i to jest postanowione. Nie interesuje mnie to, że mogę być wywalona z watahy. Wyruszam jutro o świcie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~
Świt, 5:40

Dobra, zwarta i gotowa do działania. Wszystko już spakowane, w końcu mogę wyruszyć w drogę. Zajmie mi ona tak trocheee, no tak ze 4 dni. Ajjj, chodziło się dłużej. Nie interesuje mnie zdanie Taravii, idę sama. Nie wiem jakby oni na nią zareagowali, obstawiam, że atakiem. Wyszłam z jaskini. Do zobaczenia jaskinio! ;3 Szczerze? Nie będę tęsknić. Chcę się chociaż na chwileczkę wyjść. Opuścić te znane mi tereny. I powrócić tam, skąd pochodzę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Granice watahy, 7:30

No i się zaczęło. Taravia! Ta to sobie ją tak trochę obejdziemy.
- Cavalerio! Widzę Cię - powiedziała ze spokojem.
- No i dobrze, bo widzisz też moją decyzję.
Zmierzyłam ją wzrokiem i ruszyłam przed siebie. Ołłłł jeah! W końcu smak przygody.
- Cavi!
- Tak?
- Uważaj na siebie - rzekła i machnęła głową na pożegnanie. Ruszyłam dalej przed siebie.

Taravio?

Od Natury CD Zero

Uśmiechałam się, ale tylko dlatego, że on się uśmiechał, a raczej śmiał. Najlepiej, żeby po niego muerte* przyszła i zabrała. Nie rozumiałam jego żartów, ale mówi się trudno...
- A może teraz ja-a-a opowiem jakiś żart. Co ty na to?
- Jasne! - Wykrzyczał świetlik. - Uwielbiam żarty! - Nagle skierował się w stronę tego... ym... tego basiora! - Ty się na żartach nie znasz! - Basior był trochę zdziwiony, więc wykorzystałam okazję i zaczęłam uciekać.
- Czekaj! - Krzyknął tamten Zero! No jasne! On się nazywał Zero Black Fire! Słyszałam jak za mną biegnie, ale nagle przestałam słyszeć, obróciłam się i zobaczyłam, że świetlik oślepia Zero.
- Dzięki! - Krzyknęłam i zmieniłam się w ptaka. Gdy świetlik to zobaczył, przestał oślepiać. Basior rozglądną się, ale mnie nie zauważył.
- Ach! Głupi świetlik! - Zero chciał walnąć świetliczka, ale mu się nie udało.
- HAHAHAHA! To się nadaje na żart! - Zaśmiał się świetlik. - Nie wiesz, że jestem nietykalny? - Spytał się świetlik podkreślając ostatnie słowo. Basior zawarczał.
- Hihihi... - Zaśmiałam się cichutko, ale basior Zero usłyszał. Popatrzył do góry.
- Od kiedy ptaki śmieją się?... - Chyba czyta w myślach, bo powiedział: - Ale to nie ptak! To Natura! - Zleciałam i zmieniłam się w wilka. Basior wystawił kły... nagle zza krzaków wyszła wielka wadera.
- Wiem, jesteś alfą, ale może ją zostawisz, co? - Powiedziała rozkazującym tonem.
- A ty to kto? - Wycedził basior patrząc do góry.
- Ktoś, kto nie lubi tych, którzy niszczą dzieciństwo.
- Ale czy jesteś w naszej watasze?! - Wykrzyknął zdenerwowany.
- Tak! - Tym samym tonem odpowiedziała wadera, tylko, że trochę głośniej.
- No dobra! - Znów wykrzyknął basior... Kłócili się ciągle, a ja wykorzystałam sytuacje i czmychnęłam razem ze świetlikiem

***
- A jak się nazywasz, świetliku? - Spytałam.
- Świetlik, ale możesz mówić Blue Fire. - Odpowiedział.
- Ja jestem Natura, ale możesz mówić Natu!

--------------
*muerte znaczy śmierć z hiszpańskiego.

28 kwietnia 2016

Od Elie

Sama nie wiedziałam czemu mogłam pomyśleć, że Dante mógłby być z Longmą.
Było mi z tym źle, ale gdy mówił, że nie kocha Longmy poczułam, że go nadal kocham.
Wróciłam do jaskini, ale nie mogłam zapomnieć o Dante. I bez zastanowienia pobiegłam go szukać.
Po dłuższym czasie poszukiwania poszłam odpocząć na łąkę i tam się go zastałam.
- Dante, jeszcze raz cię strasznie przepraszam.
- Po co tu przyszłaś ? Myślałem, że już wszystko jasne, nie jestem z Longmą i nigdy nie byłem.
- Już to wiem, ale wszystko nie jest do końca jasne.
- Jak to ?
- Bo wtedy gdy mówiłaś, że nie kochasz Longmy, to poczułam motylki w brzuchu.
- A co ma to wspólnego ze mną?
- Nadal nie ogarniasz?
- No właśnie, nie za bardzo.
- Próbuje powiedzieć Ci, że kocham Cię jak nikogo innego do tej pory.
Nagle nastała cisza. Cały czas po głowie chodziła mi myśl, że uzna mnie za wariatkę, więc uciekłam...
- Elie! stój!, Poczekaj! - bieg za mną cały czas, po długim biegu zatrzymałam się, żeby odpocząć i wtedy mnie złapał. Popatrzył się prosto w me oczy i widziałam, że chce coś powiedzieć, ale nie mógł się odważyć.
W końcu po pięciu minutach ciszy zaczął mówić, że jestem piękna, pomysłowa, kreatywna i bardzo odważna. Na koniec powiedział:
- Elie...

Dante?

23 kwietnia 2016

UWAGA!

Wprowadzam do watahy bardzo istotną zmianę - ze względu na krótkie opowiadania, KAŻDE opowiadanie musi zawierać min. 200 słów. Żeby nie było nieporozumień - opowiadanie, które będzie zawierało do 199 słów nie zostanie opublikowane.

Aby Wam to ułatwić, poniżej zamieszczam licznik słów. Wystarczy wkleić tekst w pole do tego przeznaczone i kliknąć "Policz słowa". Po dostaniu opowiadania będę liczyć słowa właśnie tam.

Oleander cd. Longmy

- Longma? Stój.
- To... to ty?
- TAK. Dlaczego jesteś sama?
- Mam swoje powody... błagam powiedz, że jesteśmy już blisko.
- Chodź za mną, szybko.
Ruszyliśmy w stronę Tath. Zbliżając się do krainy powietrze zgęstniało. Robiło się coraz duszniej. Zaczęliśmy mijać powalone drzewa.
Niektóre się jeszcze paliły. Błoto na mojej sierści obeschło i zaczęło się powoli kruszyć. Teraz szliśmy na południe. Zaraz po wyjściu z Tath poczułem słodki zapach wody.
Kiedy na horyzoncie pojawiło się jezioro, od razu do niego wbiegłem. W jednej chwili woda ukoiła cały ból. Longma zrobiła to co ja.

Longma?

20 kwietnia 2016

AKTYWNOŚĆ

Jako, że bliżej do końca kwietnia niż do początku, postanowiłam zrobić małe podsumowanie - żeby łatwiej Wam było się zorientować, kto musi koniecznie napisać opowiadanie w najbliższym czasie.
Oznaczenia:
  1. data - ostatnie zamieszczone opowiadanie od danego wilka
  2. imię na zielono - opowiadanie zamieszczone nie wcześniej niż 14 dni temu
  3. imię na czerwono - opowiadanie zamieszczone wcześniej niż 14 dni temu
  4. imię na żółto - zgłoszona nieobecność

Alacartz De Immortal Nightmare | 17 marca 2016
Arise | brak opowiadania 
Ayra | 30 marca 2016
Cavaleria | 16 kwietnia 2016
Cheroke | 5 marca 2016
Dante | 10 kwietnia 2016
Darkna | 8 kwietnia 2016
Elie | 5 kwietnia 2016
Eskander | 18 kwietnia 2016
Hannibal | 26 marca 2016
Jax | 21 marca 2016
Katheryn | 1 kwietnia 2016
Longma | 3 kwietnia 2016
Lucy | 16 kwietnia 2016
Natura | 19 kwietnia 2016
Oleander | 23 kwietnia 2016
Pasmo | brak opowiadania od reaktywacji watahy
Serafina | 26 marca 2016
Sheedan | 3 kwietnia 2016
Sheena | 20 marca 2016
Taravia | 18 kwietnia 2016
Verall | brak opowiadania od reaktywacji watahy
Warrior | 5 kwietnia 2016
X | 17 kwietnia 2016
Zero Black Fire | 18 kwietnia 2016


Jak widzicie, sporo tu czerwonego. Więcej niż zielonego... Wnioski nasuwają się same przez się. 
Wszystkich, których imię jest na czerwono, proszę o napisanie opowiadania do KOŃCA KWIETNIA. Jeśli ktoś z "czerwonych" tego nie zrobi, zostanie wyrzucony z watahy. Myślę, że jest to wystarczająca ilość czasu. 


Pozdrawiam, 
Taravia  

19 kwietnia 2016

Od Natury CD Zero

Uśmiechałam się, ale tylko dla tego, że on się uśmiechał, a raczej śmiał. Najlepiej żeby po niego muerte* przyszła i zabrała. Nie rozumiałam jego żartów, ale mówi się trudno...
- A może teraz ja-a-a opowiem jakiś żart. Co ty na to?
- Jasne! - Wykrzyczał świetlik. - Uwielbiam żarty! - Nagle skierował się w stronę tego... ym... tego basiora! - Ty się na żartach nie znasz! - Basior był trochę zdziwiony, więc wykorzystałam okazję i zaczęłam uciekać.
- Czekaj! - Krzyknął tamten Zero! No jasne! On się nazywał Zero Black Fire! Słyszałam jak za mną biegnie, ale nagle przestałam słyszeć, obróciłam się i zobaczyłam, że świetlik oślepia Zero.
- Dzięki! - Krzyknęłam i zmieniłam się w ptaka. Gdy świetlik to zobaczył, przestał oślepiać. Basior rozglądną się, ale mnie nie zauważył.
- Ach! Głupi świetlik! - Zero chciał walnąć świetliczka, ale mu się nie udało.
- HAHAHAHA! To się nadaje na żart! - Zaśmiał się świetlik. - Nie wiesz, że jestem nietykalny? - Spytał się świetlik podkreślając ostatnie słowo. Basior zawarczał.
- Hihihi... - Zaśmiałam się cichutko, ale basior Zero usłyszał. Popatrzył do góry.
- Od kiedy ptaki śmieją się?... - Chyba czyta w myślach, bo powiedział: - Ale to nie ptak! To Natura! - Zleciałam i zmieniłam się w wilka. Basior wystawił kły... nagle zza krzaków wyszła wielka wadera.
- Wiem, jesteś alfą, ale może ją zostawisz, co? - Powiedziała rozkazującym tonem.
- A ty to kto? - Wycedził basior patrząc do góry.
- Ktoś, kto nie lubi tych, którzy niszczą dzieciństwo.
- Ale czy jesteś w naszej watasze?! - Wykrzyknął zdenerwowany.
- Tak! - Tym samym tonem odpowiedziała wadera, tylko, że trochę głośniej.
- No dobra! - Znów wykrzyknął basior... Kłócili się ciągle, a ja wykorzystałam sytuacje i czmychnęłam razem ze świetlikiem

***
- A jak się nazywasz, świetliku? - Spytałam.
- Świetlik, ale możesz mówić Blue Fire. - Odpowiedział.
- Ja jestem Natura, ale możesz mówić Natu!

--------------
*muerte znaczy śmierć z hiszpańskiego.

18 kwietnia 2016

Od Zero CD Natury

Wdech, wydech, wdech... Aaaa! Nie umiem się skupić. Wszystko mnie rozprasza. To motyl, to świszczący wiatr dookoła... ECh, nie idzie mi szpiegowanie. Może najlepszym wyborem byłby natychmiastowy atak i wygnanie zielono-białej wadery, której zapachu nie mogę rozpoznać. Wbiłem cicho pazury w ziemię, zniżyłem się i zgiąłem łapy, aby po chwili je wyprostować. Atak był udany. Wyskoczyłem niespodziewanie i wylądowałem nad samicą. Zmierzyłem ją wzrokiem i usłyszałem cichy, aczkolwiek wysoki skrzek. 
- NATURAA! 
Poznałem jej imię. To ta samica, której rzekomy krasnolud pilnował. Jednym zamachem ogona zgniotłem robaka. Wadera obudziła się i ponownie otrzymałem w pysk. Pazur samicy szybko szmernął po mojej sierści, przez co kępka czarnych włosków opadła na ziemię. 
- Puść mnie! - Darła się. 
- Spokojnie! - Krzyknąłem do niej, a ta natychmiast zamknęła pysk. Patrzyła się na mnie zdziwiona, i wystraszona. 
- NAŚLĘ NA CIEBIE KRASNOLUDY! - Warknęła, ale nie przejąłem się jej pogróżkami. 
- A ja je wszystkie wygnam. Poza tym, wszyscy już chyba wiedzą, iż piastuje wyższe stanowisko niż dotychczas, i wymagam większego szacunku. A ty, młoda damo nie powinnaś grozić starszym, tym bardziej mało zdolnymi stworzeniami nie potrafiącymi ruszyć dupy z grzyba. - Powiedziałem, i podkreśliłem ostatnie słowo, aby w tej samej chwili wybuchnąć zaraźliwym śmiechem. 
- Co pana tak śmieszy? - Zapytała, wyślizgując się. 
- Wy dzieci, nie macie chyba poczucia humoru. - Już praktycznie leżałem na ziemi, i trzymałem się z brzuch, bolący ze śmiechu. Ale pomimo tego, nie potrafiłem przestać się śmiać. Widok mojej ukochanej, nieco mnie uspokoił. Wstałem, wytrzepałem się z piachu, i wymieniłem kilka słów z żoną. Następnie ta zniknęła w krzakach, a ja ponownie zwróciłem się do Natury. 
- Masz ochotę na spacer? Może jakoś przekonam cię, że nie jestem takim złym zmiechem. - Znów zacząłem się śmiać, podkreślając ostatnie słowo. Wadera nie potrafiła powstrzymać tej fali śmiechu, nawet ja. Najpoważniejszy wilk na ziemi, nie mogłem się oprzeć. W końcu, Naturę także zaraził śmiech. 

Naturo?

Nieobecność

Wybaczcie mi tę już dość długą nieobecność. Jest ona związana z egzaminami i przygotowaniami do nich. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie ;) 


Serafia

Od Taravii

Wadera biegła, czując, jak krople deszczu spływają po jej jasnym futrze. Przyśpieszyła, a serce zadudniło w jej piersi. Przewróciła się, wykończona, wciąż próbując złapać oddech. Bała się. Mróz kuł ją w pysk i łapy, cała drżała. Zakaszlała, a brudnobordowa ciecz wypłynęła z jej pyska, tworząc na ziemi plamy. Wstała, kulejąc. Parła naprzód, ignorując pulsujący ból głowy i niepokojące, nierytmiczne dudnienie serca. Odwróciła łeb, by spojrzeć, czy za nią idzie. Ale nikogo tam nie było, jej wzrok napotkał jedynie burą mgłę. Znów upadła, a jej ciałem wstrząsnęły konwulsje. Zaczęła kaszleć, coraz bardziej krwawiąc. Miała dość. Ten jeden raz zapragnęła śmierci. Nagłej, bezbolesnej, kojącej. Chciała przestać uciekać, poczuć ulgę. Nie chciała się bać.

I ten jeden, jedyny raz, jej marzenie się spełniło.


Otwarłam oczy, dając sobie chwilę, aby przywyknąć do mroku panującego w jaskini. Kropelki potu spływały po mojej skórze, dając uczucie gorąca. Leżałam, wtulona w Zero, lecz po chwili podniosłam się, a chłód omiótł moje ciało. W głowie czułam pulsujący ból, ale zignorowałam go. Przeszłam obok śpiącego, jak mi się zdawało, Zero, jak najciszej kierując się do wyjścia. Ciszę przerywał jedynie mój oddech.
- Gdzie idziesz? - usłyszałam niski, zachrypnięty głos.
- Nie mogę spać. Boli mnie głowa, idę się przewietrzyć.
- Jest środek nocy.
- Właśnie. Myślałam, że śpisz.
- To nieistotne. Coś się stało, Tav? - uniosłam brew na przezwisko "Tav"
- Nic ważnego.
- Na pewno?
Skinęłam, a Zero nie drążył tematu. Bez ceregieli wyszłam z jaskini, od razu czując zapach nocnego powietrza. Zimny wiatr mierzwił moje gęste futro, a wilgotna gleba kuła w łapy. Księżyc rzucał bladą poświatę na tereny watahy, a drzewa powoli zrzucały rude liście, pokrywając nimi ziemię. Choć wokół panowała cisza, zakłócana jedynie przez wiatr, moja głowa pękała pod naporem dudniących dźwięków. Zamknęłam oczy, starając się zrelaksować, lecz ból skutecznie mi to uniemożliwiał. Przeklęłam pod nosem, opierając się o brudną ścianę jaskini. Wzięłam głęboki wdech, czując kłucie w gardle. Chwiejnym krokiem ruszyłam do przodu, nie wiedząc nawet, gdzie dokładnie zmierzam. Przeszłam przez cmentarz, który de facto nie posiadał wielu nagrobków. I dobrze. Nawet nie zorientowałam się, kiedy stałam zaraz obok granicy watahy. Spojrzałam w dal, w przestrzeń, starając się wyłapać jak najwięcej szczegółów. Lecz widziałam tylko burą mgłę. 
Usłyszałam głos. Niski, przyjemny dla ucha, rozniósł się po mojej głowie echem, rozrastając się w niej. Zmrużyłam oczy, lecz nikogo nie widziałam. Przez chwilę wydawało mi się, że to tylko złudzenie, ale znów go usłyszałam. 
Nie potrafiłam wyłapać ani jednego słowa. Słyszałam tylko cichy mruk, tylko jeden głos. Ruszyłam w jego stronę, choć powinnam zawrócić. Znalazłam się poza terenami watahy, na ziemi nie należącej do nikogo. Parłam do przodu, chcąc poznać źródło dźwięku. 
Siedział, odwrócony do mnie tyłem. Basior o jasnym futrze i naturalnym wyglądzie. Słyszałam jego oddech. Wiedział, że tu jestem. Zamilkł, podnosząc się. Przymknęłam jedno oko, czując, jak kropelki zimnego deszczu spływają po moim futrze. No proszę, nawet nie wiedziałam, że pada. 
- Kim jesteś? - zapytałam, przekrzykując narastający deszcz.
Odwrócił się, mierząc mnie wzrokiem. Przez kilka cennych sekund zauważyłam w jego oczach strach, lecz po chwili zmarszczył brwi, warcząc.
- Nie powinno cię to interesować. Za to ty znalazłaś się na moim terenie.
- Twoim? - parsknęłam, przejeżdżając językiem po zębach. Poczułam ciepły, metaliczny posmak.
- Mojej watahy. Watahy Perłowych Wzgórz.
Wyprostowałam się, podchodząc bliżej. 
- Boisz się mnie. - stwierdziłam, mimowolnie uśmiechając się kąśliwie. 
- Nie chcę, żebyś przyniosła mi pecha. 
- Nie jestem talizmanem. 
- Jesteś magiczna.
- O, dziękuję. - syknęłam - Mam to uznać za komplement, tak?
Warknął, obnażając kły, i napiął mięśnie. Poczułam dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Zmarszczyłam brwi i lekko obniżyłam pozycję ciała, gotowa do obrony. 
Skoczył na mnie. Przez chwilę straciłam świadomość, machinalnie parując jego ataki. Po chwili jednak otrzeźwiałam, czując, jak szkarłatna posoka spływa z ran po kłach wilka. Odwróciłam się gwałtownie, odskakując w bok. Naprędce omiotłam otoczenie wzrokiem, wyłapując jedynie siną mgłę. A może to ja traciłam wzrok? Zacisnęłam zęby, skupiając się na wilku, którego po chwili uwięziły pokryte stalowymi łuskami szpony. Miotał się, lecz niewiele mógł zdziałać. Odkaszlnęłam, a z pyska pociekła mi krew. Podeszłam do niego, lekko się zataczając. Wyciągnęłam łapę w kierunku basiora, z zamiarem zabicia go, lecz wtedy upadłam, rozluźniając przy okazji trzymające go szpony. Wilk, napinając mięśnie, rozszerzył je i rzucił się na mnie. Przygwoździł mnie do ziemi, zbliżając pysk do mojego ucha.
- To koniec. - szepnął.
Coś poszło nie tak. To ja miałam wygrać, miałam po swojej stronie magię. Miałam moce, on jedynie siłę - imponującą, lecz niewystarczającą. 
Zacisnęłam oczy, ostatkami sił odpychając go Czarną Magią. 
Usłyszałam kroki. Ich dźwięk przebijał się przez deszcz. 
Wrogi basior również je słyszał, więc nie zwariowałam. Zaczął cofać się w cień. 
Niepewnie odwróciłam łeb w kierunku kroków. 
- Zero... - szepnęłam. 
Podbiegł do mnie. Całe jego futro było w błocie. Zmierzył mnie wzrokiem, marszcząc brwi na liczne ślady krwi.
- Czuję wrogiego wilka. Kogo mam zabić? - zapytał, posyłając mi zmartwione spojrzenie.
- Nikogo tu nie było, zapewniam cię. Po prostu źle się czuję, coś jest nie tak.
- Nigdy nie umiałaś kłamać. - stwierdził, pomagając mi iść. On i tak wiedział swoje.
Kątem oka spojrzałam na drzewo, do którego mówił tamten basior. Widziałam jego oczy, odróżniały się na tle cieni. Nie wiedziałam, czy nadal tam jest, czy to ze mną jest coraz gorzej, ale z jego oczu dałam radę odczytać jedynie jedną rzecz. "To jeszcze nie koniec."
Później oczy zaszły mi mgłą. Obudziłam się w jaskini medyka, obandażowana. Nade mną siedział Zero. 
- W porządku? Ponoć już nic ci nie powinno być. Dopiero nieleczona choroba mogłaby spowodować śmierć. 
Skinęłam łbem. Czyli miałam szczęście, tak?
- Zero... Chyba mamy wrogów. - przyznałam niechętnie, wzdychając.

Od Eskandera

Przekręciłem łebek, przyglądając się kolorowemu motylowi. Jego skrzydła mieniły się złotopomarańczowym blaskiem, a odwłok przechodził w seledynowy.
- Co robisz?
Odwróciłem się na dobrze znany mi głos i skoczyłem ku niemu, zawieszając się na szyi braciszka.
- Czemu Cię tak długo nie było?! - zapytałem, lekko oburzony.
Ten tylko zaśmiał się w odpowiedzi, sadzając mnie na chłodnej ziemi.
- Długo? - uniósł brew, nadal się uśmiechając.
- Pół dnia!
- Przesadzasz. Byłem tylko na treningu.
- Czemu mnie ze sobą nie zabrałeś? - mruknąłem, wydymając policzki
- Jesteś za mały. - poczochrał mnie po głowie, a ja zmarszczyłem brwi
- Niedługo będę dorosły!
- Jeszcze pół roku.
- Cztery miesiące. - poprawiłem go, dumnie unosząc łebek.
- Tak, tak. Zabiorę Cię jutro, może być?
Skinąłem ochoczo głową i spojrzałem w kierunku motyla.
Odleciał...
- Pobawimy się? - zapytałem z nadzieją w głosie
- Nie mam teraz czasu. Trenuję.
- Znooowu?
- Znowu. Idź się pobaw ze szczeniakami.
- Jest tylko jeden szczeniak...
- Idealnie. Leć już.
Westchnąłem i potruchtałem w kierunku Doliny Engethreen.
Była tam. Siedziała, rozmawiając z kwiatkiem. Skrzywiłem się. Kwiatek?
- Natura! - krzyknąłem, biegnąc w jej kierunku
Podskoczyła, przestraszona, po czym odwróciła się w moją stroną, lekko się garbiąc.

Naturo?

17 kwietnia 2016

Od X cd. Ayry

Uniosłem brew i położyłem się na trawie, obok Ayry. Dobrze wiedziałem, co powiedziała.
- Przejdziemy się gdzieś? - zapytałem, a ona zgodziła się. 
Ruszyłem do przodu, rozkoszując się przyjemną ciszą i zapachem jesieni. Pierwsze liście spadły na ziemię, powoli ścieląc ją złotoczerwoną kołdrą. 
- Opowiedz mi coś o sobie. - zagaiła, a ja uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Obawiam się, że będzie to niemożliwe...
- Dlaczego?
- Sam nie wiem o sobie zbyt wiele. - mruknąłem pod nosem, lekko spuszczając łeb w dół.
- No tak, amnezja. - westchnęła
Przytaknąłem i zamyśliłem się. 
- Chciałabyś odwiedzić Skałę Rijj?
- Hm... Chyba tak. Ne wiem, nie byłam tam. 
- To dobrze, ja też nie. - uśmiechnąłem się i lekko przyśpieszyłem. - Słyszałem jednak, że jest to bardzo ładne miejsce. 
- Wilki mówią różne rzeczy.
- Mimo wszystko trzeba przyznać, że na terenach naszej watahy jest bardzo dużo ładnych miejsc, żeby nie powiedzieć pięknych. 
Zgodziła się ze mną. Po chwili byliśmy na miejscu. Pozwiedzaliśmy, pooglądaliśmy, a na koniec odprowadziłem Ayrę do jej jaskini. Kiedy wróciłem do siebie, padłem na posłanie, obok śpiącego już Eskandera. Mimo ogólnego zmęczenia nie mogłem zasnąć. 
Myślałem tylko o niej. 

Ayra?
Przepraszam, że tak długo. :(
Do tego to opowiadanie też kiepskie, bo pisane o północy ;__;

16 kwietnia 2016

Mamy Samca Alfę!

Uwaga, uwaga! Z racji tego, że Zero Black Fire "ożenił" się z Taravią, zostaje on alfą. Gratulujemy!

Małżeństwo!

Może i dziwnie mówić o ślubie pomiędzy wilkami, ale w końcu to urok naszego świata, prawda? 
Pragnęłabym ogłosić pierwsze małżeństwo w naszej watasze!



Zero zostaje alfą, ale o tym w następnym poście...

Od Taravii cd. Cavalerii

- Nie możesz. - warknęłam, wytrącona z równowagi.
- A więc wytłumacz mi dlaczego!
Zacisnęłam zęby, z wściekłością wpatrując się w waderę. Miałam za dużo na głowie, by teraz przejmować się czymś takim.
- Dlatego, że możesz być szpiegiem. - wycedziłam przez zęby, próbując się uspokoić.
Licz do dziesięciu. Jeden, dwa, trzy...
- Nie jestem szpiegiem! 
Westchnęłam przeciągle, a było to westchnięcie przeładowane emocjami po same brzegi. 
- Nie ufam ci, Cavalerio! - zmarszczyłam brwi, a ta jedynie szerzej otwarła oczy. - A teraz wyjdź!
- Tak traktujesz członków swojej własnej watahy?!
- Tak. - warknęłam dobitnie, częściowo odzyskując nad sobą kontrolę. - Szczególnie tych, którzy łamią zakazy.
- Nie łamię zakazów. 
- Łamiesz. 
- Wychodzę. - oznajmiła, odwracając się.
- Krzyżyk na drogę. Tylko nie zdziw się, jeżeli nie dojdziesz tam żywa.
Wadera stanęła w miejscu, odwracając łeb w moją stronę. Przez chwilę, mogłabym przysiądz, spostrzegłam w jej oczach strach, lecz chwila ta była tak krótka, że wydawała się być nierealna.
- Grozisz mi?
- Nie grożę. Ostrzegam. - uniosłam wyżej łeb, mierząc ją wzrokiem. - Dobrze wiesz, że nie masz szans przeciwko całej watasze. 
- Moi przyjaciele nie podniosą na mnie łapy. - odparła, przesiąknięta pewnością siebie.
Podeszłam do niej, wwiercając w nią błękitne spojrzenie.
- Cavalerio. - zaczęłam - Jesteś cennym szpiegiem, jednak nie oznacza to, że możesz bezkarnie łamać reguły narzucone przez alfy. 
- Nie złamałam reguł.
- Kiedy je złamiesz, będzie za późno.
- Nie dbam o to.
- Ja z kolei nie mogę pozwolić na to, żebyś ot tak opuściła tereny watahy. 
- Jeśli to zrobię, nikomu nie stanie się krzywda.
- Pod jednym warunkiem. - zadudniłam pazurami o ziemię - Jeden z zaufanych mi wilków pójdzie z Tobą. 
- Kto?
- Romino.
Wadera wyglądała na naprawdę zdziwioną.
- A jeśli... Jeśli się nie zgodzi? - zapytała, wciąż zszokowana
- Zgodzi się. Jestem tego pewna.

Cavaleria?

Od Cavalerii

Nie chcę, nic już nie chcę, chcę zginąć, chcę umrzeć, chcę do dawnego domu...
Zakon śmierci, moja rodzina... moi bracia i siostry.
Dlaczego odeszłam? Nie wiem, nie chciałam już zabijać nałogowo. Nie chciałam widzieć cierpienia w oczach żony Calcaria. Nie potrafiłam się mu przeciwstawić, był za silny, jest za silny i będzie za silny... już zawsze. Ale chcę tam wrócić, zobaczyć czy zmienili się członkowie. Jeśli tak to na kogo. W sumie to ja też jestem członkiem, jednym z ważniejszych... Doradcą Calcaria. Wszystkie jego plany trafiały na samym początku do mnie. Byłam jedynym członkiem zakonu, któremu ufał. Dobra koniec rozmyślania. Muszę tam się wybrać. Nawet dziś...

~~~~~~~~~~~~~~

W jaskini Taravii, 16:30

- No ale dlaczego?! Dlaczego nie mogę odwiedzić mojego domu?! - Krzyczałam w stronę Taravii. Dyskusja trwała od ponad godziny. 
- Nie rozumiesz słowa NIE? - Wycedziła przez zęby wadera. 
- Nawet gdy się nie zgodzisz... i tak tam pójdę.

Taravio?

od Lucy cd. Kate

Opowiedziałam Kate całą moją historię. Trochę dziwiłam się, że się nie nudzi. Słuchała mnie z ciekawością.
- Nie wiedziałam o tym - powiedziała, kiedy skończyłam
- Skąd miałabyś wiedzieć... - odparłam
Westchnęłam... Cały czas myślałam o Magnusie...
- Otrząśnij się, Lucy! - myślałam
Kate widocznie zauważyła moje dumanie.
- Nadal o nim myślisz?
- T-tak.
- Żyj pełnią życia - odpowiedziała Kate
Posłuchałam jej, już nie myślałam o Nim tak dużo. To przeszłość... Kate stała się moją najlepszą przyjaciółką.

Kate? Przepraszam, że tak długo.

Od Taravii cd. Zero

Leżałam na grzbiecie, tępo wpatrując się w strop jaskini. I pomyśleć, że już niedługo mól luby będzie mieszkał tu oficjalnie, nosząc dumny tytuł alfy. Moje myśli krążyły wokół Zero, nie pozwalając mi na normalne funkcjonowanie. Niby zwykły ślub, a jednak może zamącić w głowie. 
Usłyszałam kroki dochodzące z zewnątrz. Wstałam, otrzepując futro z kurzu i mozolnym krokiem ruszyłam w stronę Serafiny, która od progu raziła mnie szerokim uśmiechem.
- Wstawaj, ofermo! To już dziś! - oznajmiła wesoło
- Och, doprawdy? Masz mnie za taką ofermę, że Twą powinnością jest informowanie mnie o moim ślubie? - syknęłam, akcentując przedostatnie słowo.
- Ktoś wstał lewą łapą, tak? - uniosła brew.
- Jesteś podejrzanie wesoła, czyżby jakiś basior zawrócił Ci we łbie? 
Parsknęła, udając obrażoną, po czym podeszła do mnie i zmrużyła oczy.
- Tara, jak Ty wyglądasz?! 
- Wyglądam tak, jak chc... Zaraz, jaka Tara?! 
- No już, ogarnij się. Przygotowań żadnych nie było, tak, jak chciałaś. Wryłam przysięgę na pamięć, ale na wszelki wypadek będę miała księgę. Wszyscy, którzy mają przyjść, przyjdą. 
- To świetnie. Zero zapewne zaraz tu będzie. A co do mojego wyglądu, nie Twoja sprawa. Przecież to tylko ślub. Zero wie jak wyglądam, a teraz wcale nie jest najgorzej. 
Przewróciła oczami i wpięła czarne pióra w mój kark, mierzwiąc moje złoto-kremowe futro.
- I pomyśleć, że moja mała siostrzyczka bierze ślub... - zaśmiała się gardłowo i zmierzyła mnie troskliwym wzrokiem (jak to wadera może się zmienić dla swojej młodszej siostry...).
- Nie przesadzaj. To tylko ślub, poza tym było to dość przewidywalne.
- Po prostu chodź, Zero pewnie czeka przed jaskinią.
Skinęłam łbem i wyszłam z jaskini. Zero czekał już na zewnątrz, opierając się o zimną ścianę i nucąc coś pod nosem. Podeszłam do niego i cmoknęłam go w czoło, wyciągając szyję. Basior spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem, lecz zaraz otrzeźwiał i chrząknął. 
- Gotowa? - zapytał, lekko stukając pazurami o ziemię.
- Tak. Gotowa. - uśmiechnęłam się krzepiąco - Denerwujesz się?
- Boję się, że zwiejesz sprzed ołtarza, a ja nie zostanę alfą. - mruknął sarkastycznie, a ja zachichotałam cicho.
- Zawsze byłeś milutki. - parsknęłam pod nosem i ruszyłam, miękko stąpając obok basiora. Po chwili dołączyła do nas również powtarzająca pod nosem przysięgę Serafina. Kierowaliśmy się w stronę Świątyni, która de facto nie posiadała formalnej nazwy. Kiedy dotarliśmy na miejsce, "goście" już tam byli. Verall, Cheroke, Shikanro, Racolo i Romino. Uśmiechnęłam się pod nosem, a zebrane w Świątyni wilki powitały nas serdecznie. Przedstawiłam Racolo i Romino, notabene wciąż kryjących się w cieniu, innym zebranym. Cała nasza grupa weszła do Świątyni, ze mną i Zero na czele.
Już po chwili moje łapy dotknęły zimnej posadzki, a do nozdrzy wpłynął zapach trawy, wanilii i stęchlizny. Wokół panowała grobowa cisza, a nasze oddechy roznosiły się echem po ogromnej, opustoszałej budowli. Rozejrzałam się dookoła, wyłapując wzrokiem stare, kamienne posągi bogów. Ołtarz zdobiły dwa największe, przedstawiające Theris i Fenrira. Cała nasza nasza ósemka pokłoniła się, wedle tradycji, przed każdym z bogów, a ja, Zero i Serafina stanęliśmy przed ołtarzem, po czym reszta ustawiła się dwa metry przed nami, w półkolu. Jeszcze raz omiotłam wzrokiem całą tę ogromna powierzchnię - zniszczoną, pokrytą mchem i grzybem, po czym przeniosłam wzrok na wilki. Wpatrywały się we mnie i choć ich usta pozostawały bierne, z ich oczu bił uśmiech. 
Poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła (i to wcale nie z powodu nieprzychylnego otoczenia).
Serafina ukradkiem posłała mi krzepiący uśmiech, zapewne zauważając krzywy grymas na moim pysku. Odpowiedziałam jej uniesieniem brwi - nawet nie wiem, co miało znaczyć. Moja siostra odchrząknęła, a ja byłam wdzięczna bogom, że choć przez chwilę wszyscy odwrócili ode mnie wzrok. 
- Zebraliśmy się tu wszyscy, aby powiązać tych dwóch węzłem małżeństwa na oczach wszechobecnych bogów. - zagrzmiała, a jej głos rozniósł się po całej konstrukcji. Zwróciła się do nas. - Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?
- Chcemy. - zabrzmieliśmy razem, a Zero, chcąc mnie wesprzeć, położył łapę na mojej i nieznacznie uniósł kąciki ust.
- Czy przysięgacie wytrwać w tym związku w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia?
- Przysięgamy.
- Czy przysięgacie wychować swe potomstwo w szacunku dla dobra watahy i miłości do bogów?
- Przysięgamy.
- A teraz złóżcie przysięgę. 
- Ja, Zero Black Fire, ślubuję miłość i wierność, a także, że Cię nie opuszczę aż do śmierci, Tobie, Taravio, przed bogami i wszystkimi tu zebranymi.
- Ja, Taravia, ślubuję miłość i wierność, a także, że Cię nie opuszczę aż do śmierci, Tobie, Zero Black Fire, przed bogami i wszystkimi tu zebranymi.
A teraz złóżcie pocałunek tu, przed bogami, aby upieczętować wasze przysięgi. 
Zbliżyłam się do Zero, a ten pocałował mnie bezceremonialnie. 
Mój żołądek zaraz eksploduje. Najwyraźniej nie wyjdę za mąż, a w objęcia Serir. 
- Zero Black Fire. - zaczęła Serafina, omiatając nas wzrokiem - Po tej ceremonii zostaniesz uznany za alfę. Czy przysięgasz bronić Watahy Smoczego Ostrza, jej sekretów, dóbr i ziem, a także wszystkich jej członków do ostatniej kropli krwi?
Zero dumnie uniósł łeb, patrząc Serafinie prosto w oczy.
- Przysięgam.
- Czy przysięgasz nigdy nie zdradzić Watahy, jej bogów i członków?
- Przysięgam.
- Więc witamy na pokładzie, alfo. - dodała pod nosem tak, aby tylko Zero ją usłyszał. 


Zero? 
Lepszy rydz niż nic XD



11 kwietnia 2016

Od Natury CD Zero

Byłam wkurzona na tego, jak mu tam było?... Zero Black Fire! Chciałabym go walnąć, ale jestem za słaba... Ach!

***

Szłam, szłam i szłam aż wreszcie dotarłam do mojego kwiatuszka.
- Wiesz kwiatuszku? Miałam dziś przygodę, zaraz ci o niej opowiem. A więc to było tak... - Opowiadałam, nic mnie nie krępowało, bo myślałam, że nikogo w pobliżu nie ma... Gdy skończyłam opowiadać ktoś powiedział:
- Ładnie opowiadasz. Nie pomyślałbym, ale dlaczego akurat do kwiatu? Umiesz rozmawiać z roślinami? - Od razu rozpoznałam ten głos, był to Zero... Byłam przestraszona, więc nie świadomie użyłam mocy Plączy wyrastających z ziemi. Zero Black Fire był zaskoczony.
- Z-z-zostaw m-m-mnie...
- Jak opowiadałaś nie jąkałaś się. - Stwierdził. Wykopałam kwiatka z ziemi, wzięłam go na kawałek kory, popuściłam liany.
- Zostaw mnie. - Wyszeptałam i poszłam. Doszłam do innego miejsca w którym dałam kwiatka.
- Zaśpiewać ci coś?... Tak?... Chcesz "Aaaaa... kotki dwa"?... Świetnie! - Śpiewałam, gdy skończyłam był już zmrok.
- Dobranoc kwiatuszku.... Aaauu - Ziewnęłam. Nagle obudziłam się. Poparzyłam zaspanym wzrokiem i zauważyłam... świetlika!
- Cześć!... - Powiedział. - Widziałem aferę z tamtym wilkiem... Chcę ci pomóc! Będę mógł zostać twoim pomocnikiem?
- Oczywiście... - Patrzyłam zachwycona na świetlika.
- Świetnie! Będę przy tobie czuwać.
- Dobrze. A tak w ogóle, obudź mnie jak jakikolwiek wilk tu przyjdzie...

Zero?

10 kwietnia 2016

Pierwsi Wrogowie!

Uwaga, uwaga! Mamy pierwszych wrogów! Co więcej, prawdopodobnie szykuje się wojna!

Od Zero CD Natury

- Pff... - Mruknąłem z niesmakiem, i zmierzyłem wzrokiem krasnoluda. Moja łapa samoistnie się zrosła, w ciągu 2 sekund. Stworzenie było zdziwione, i zaskoczone tym widowiskiem.
- Jak Ty to... - Szepnął.
- Twoja strzała nic mi nie zrobiła, pacanie. - Warknąłem.
- To niemożliwe!! - Krzyknął.
- Lepiej odsuń się, zanim rozerwę Cię na strzępy.
- Nie możesz. - Uśmiechnął się pewnie.
- Mogę wszystko. - Warknąłem.
- Nie masz uprawnień alfy, futrzaku. - Zagroził.
- Niedługo będę miał, i uwierz mi, że długo nie pożyjesz jeśli zaraz się nie odsuniesz!!! - Zapłonęły mi łapy, a krasnolud ponownie naciągnął strzałę. Przeskoczyłem nad nim, od razu odpychając go. Wylądowałem za waderą, i złapałem ją za ramię.
- Idziesz ze mną, panienko. - Warknąłem. Doprowadziłem samicę do jaskini alf.
- Cześć kochanie. - Pocałowałem Taravię. - Masz czas?
- Ta, za chwilkę. Poczekaj. - Powiedziała, sprawdzając księgi.
Usiedliśmy z waderą na ziemi, i czekaliśmy na Taravię.
- Jak masz na imię? - Zapytałem.
Cisza.
- Słyszałaś?! - Warknąłem.
- Natura. - Jęknęła.
Przyszła Taravia. Wyjaśniła mi, że wadera należy do watahy, i nie powinna sprawiać kłopotów.
- Przepraszam. - Powiedziałem na pożegnanie Natury. Miałem nadzieję, że nie uznała mnie za wroga, albo jakiegoś potwora.


Natura? c:

Od Dante

Elie mnie nie usłyszała, niestety. Ciekawy jestem czemu tak szybko uciekła, przecież nic jej nie zrobiłem.
Wróciłem do watahy, myślałem, że znajdę tam Elie, ale się myliłem. Nie wróciła, zacząłem się coraz bardzie martwić. Minęła godzina, zacząłem jej szukać.
Wszedłem w jakiś ciemny las. Zatrzymałem się i zacząłem się rozglądać. Zauważyłem ją siedzącą pod spróchniałym drzewem.
- Bingo! - krzyknąłem
I ruszyłem w jej stronę.
- Elie, jesteś, a tak bardzo się o Ciebie martwiłem. Czemu uciekłaś?
- Moja sprawa, nie Twoja. Proszę Cię idź stąd i zostaw mnie w spokoju.
- Nie zostawię Cię w spokoju, dopóki nie dowiem się o co chodzi.
- Dobra, powiem Ci.
- No to słucham.
- Gdy Ciebie zobaczyłam, to zakochałam się, chociaż myślałam, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, ale to już nie ma większego znaczenia... Widać, że ty kochasz Longmę...
- Co?! Ja kocham Longmę??
- No tak mi się wydaje.
- No to źle Ci się wydaje...
- Bo widziałam jak na nią patrzysz, inaczej niż na mnie.
- Żeby było wszystko jasne, ja nie kocham Longmy i nawet nigdy nie kochałem.
- A no to przepraszam. Przyjmujesz moje przeprosiny?
- Nie wiem, zastanowię się.
- Ale Dante, ja nie chciałam...
I poszedłem, cały czas chodziła mi myśl, czemu Elie pomyślała że mógłbym być z Longmą...
Poszedłem na łąką pełną kwiatów, położyłem się i zacząłem rozmyślać.

Elie? Longma?

Od Natury do Zero

Byłam tu nowa. I czułam się nieswojo. Chodziłam, aż wreszcie natknęłam się na Zatokę Błękitnych Mgieł. Była ona "magiczna"! Na moim pyszczku pojawił się uśmiech. Zaczęłam mówić do roślin, żeby mnie ostrzegły, jakby ktoś był blisko. Gdy skończyłam usiadłam i zaczęłam śpiewać. Śpiewałam, śpiewałam i śpiewałam, lecz nagle jakieś drzewo powiedziało mi, że jakiś wilk się zbliża. Przestraszyłam się, więc zmieniłam się w ptaka. Szybko poleciałam na jakieś drzewo i nawet nie myślałam, by ruszyć się lub wydać z siebie najcichszy dźwięk. Obserwowałam uważnie... Nagle zza krzaków wyszedł basior. Był zabójcą, chyba, że tym razem moje oczy mnie zmyliły. Tego się nie spodziewałam, ale zaraz gdy go zobaczyłam, wyszedł inny wilk, a dokładnie wadera. Ta wadera to była... Taravia!. Rozmawiali, lecz byłam zbyt wysoko by usłyszeć o czym. Bałam się tego pierwszego wilka bardziej niż Taravii. Była ona przecież alfą... Poruszyłam się, bo chciałam odlecieć.
- Patrz, jaki piękny ptak! - Zawołała Taravia.
- Nawet, nawet... - Powiedział nieznajomy. Potem odleciałam...

***

Siedziałam i oglądałam zwiędniętego kwiatka.
- Ja ci pomogę... - Powiedziałam cichutko do kwiatuszka. Popędziłam nad mały strumyczek. Wzięłam jakiś kawałek kory i zapełniłam go woda. Poszłam w kierunku kwiatu. Gdy doszłam zobaczyłam tego samego wilka, którego widziałam z Taravią... Bałam się go, ale musiałam uratować kwiatuszka. Wilk jadł teraz coś. Podeszłam i podlałam kwiatka. Basior zachowywał się tak, jak gdyby mnie nie widział. Ale było to mylne...
- Co ty tutaj robisz? - Spytał niezbyt miło.
- O-o-o-o-opiekuję się ty-y-ym... - Nie skończyłam zdania, a już zaczęłam uciekać. Nieznajomy wilk zaczął mnie gonić. Biegłam aż dobiegłam do pięknego lasu. Wilk skoczył na mnie, trafił.
- Jesteś zwiadowcą złowrogo nastawionych watah do mojej, jak zgaduję. - Wycedził przez zęby, miał już mnie ugryźć, gdy nagle usłyszałam przeładowanie magazynku... Zza drzewa wyszedł krasnolud celujący w nieznajomego wilka.
- Zejdź z niej. - Powiedział rozkazującym tonem. Basior z kolei rzucił się na krasnoluda, zaś on strzelił w łapę zabójcy. Podbiegł do mnie i spytał się. - Nic ci nie zrobił? - Ja tak przestraszona zaczęłam się cofać, nie odpowiadając rzecz jasna nieznajomemu.
- Ach... - Basior zaczął się podnosić i szybko iść w stronę krasnoludka. On zaś wyjął z czegoś w rodzaju torebki jakieś kwiaty. Od razu poznałam, że to Kwiaty Chetrisu.
- Weź je, one ci pomogą. - Wyciągnął rękę w stronę basiora.

Zero?

8 kwietnia 2016

Powitajmy nową waderę - Naturę!


Autor nieznany

WSZYSTKO bierz pod uwagę.



Imię: Natura
Pseudonim: Natu
Wiek: 3 lata
Płeć: wadera
Charakter: Natura bardzo zmieniła się od szczeniaka. Jej strach przeobraził się w jedną wielką tajemnicę. Jest ukryta w sobie, prawie nikomu nie ufa. Jest małomówna, woli samotność i spokój. Wydaje się aniołem, ale w środku to istny demon. Czasami już nie może wytrzymać i wtedy ten "demon" wyskakuje. Jest lojalna, dobra, mądra i kiedy trzeba odważna. Nie jest optymistą, raczej pesymistą i możliwe, że ma depresję (O.o). Możesz jej powiedzieć tajemnicę, nawet gdyby miała umrzeć, nie wypowie jej. Jest opiekuńcza i troskliwa.
Wygląd: Natura jest jasno zieloną waderą. Ma biały brzuch, pyszczek, środki uszu i koniuszek ogona. Przednia prawą łapę ma białą. Ma zielono-błękitne oczy. W lewym uchu ma trzy bordowe kolczyki. Ma czarne końcówki uszu.
Stanowisko: Zielarz
Specjalizacja: Zioła
Rasa: Wilk Natury
Żywioły: Woda, natura
Moce: - Może zmienić się w wybraną roślinę. 
- Umie zmienić się w jelonka i ptaka. 
- Może zrobić kopułę ochronną z wielkiego liścia. 
- Może rozmawiać z roślinami. 
- Umie zatrzymać wroga lianą która wyrasta z ziemi i obejmuje nogi wroga. 
- Uzdrawia rośliny. 
- Uzdrawia (ukrywa) 
- Oddycha pod wodą. 
- Chodzi po wodzie.
Rodzina: Ojciec - Ziem (umarł). Matka - Gaja (umarła). Starszy brat - Roślin (umarł)
Partner: chciałaby mieć
Potomstwo: ---
Historia: Przeżyła powódź razem ze swoim bratem. Brat opiekował się nią. Natknęli się na smoka. Brat obronił młodszą siostrę. Został ciężko ranny, ale przeżył. Natknęli się na Watahę Smoczego Ostrza. Wstąpili do niej. Ale brat od razu po tym skonał. Natura została sama. Teraz kiedy ktoś obrazi Roślina od razu wyskakuje jej "demon".
Przedmioty: ---
Właściciel: GoodAngela 
Inne zdjęcia: 
Jako ptak:     <KILK> 
Jako jeleń:     <KLIK>
Jako szczeniak:    <KLIK>

Od Darkny do Ayry

Pokonałam koto-cośka. Wybrałam się więc nad Gondolin, poprosiłam wiatr, by sprawdził, co się dzieje, czy w pobliżu nie ma jakiegoś jelonka, i na moje szczęście był. Poszłam we wskazanym kierunku przez wiatr. Zauważyłam tam jelenia. Wielkiego jelenia. Rzuciłam się. Jeleń padł martwy...

***

Rozkoszowałam się smakiem, gdy nagle poczułam, że ktoś mnie obserwuje.
Pewnie jakiś wilk, który mnie jeszcze nie zna. - Pomyślałam. I moje podejrzenia sprawdziły się. Zza krzaków wyszła biała wilczyca.
- Czy w tej watasze są tylko białe wilki?! - Wykrzyknęłam, ponieważ chwilowo znałam basiora, który był biały.
- Nie. A tak w ogóle, kim jesteś? Należysz do naszej watahy? - Spytała nieznajoma.
- Nazywam się Darkna. W watasze jestem nowa. O, i nie przeszkadzaj mi w trakcie posiłku. - Powiedziałam z pełnymi ustami.
- Dlaczego mam Ci nie przeszkadzać? - Spytała. A ja na te słowa wstałam. Wadera otworzyła szeroko oczy.
- Bo się zdenerwuje. - Odpowiedziałam przez zęby. - I do tego, jak Ty się nazywasz?... - Powiedziałam już trochę milej.
- Ayra... - Wilczyca jeszcze chwile stała zdumiona moim wzrostem.
- Możesz się na mnie tak nie gapić?
- Oczywiście. - Ayra od razu zmieniła wzrok.
- Masz jakiś pseudonim?
- Nie...
- To ci wymyślę. Hm... Mogę na ciebie mówić Poduszeczka?
- Czemu?!
- Bo jesteś taka puchata!

Ayra?

6 kwietnia 2016

Sojusz!

Zawarliśmy sojusz z

Od Zero CD. Taravii

- Raczej nie. Może masz rację. Nie cierpię, gdy wszyscy się na mnie patrzą. To... Takie dziwne uczucie. - Mruknąłem, kończąc trzymaną w łapie truskawkę. - Więc oficjalnie zapraszamy tylko Veralla, twoich kolegów spoza watahy, Cheroke i Shikanro, tak?
- Tak.
Odetchnąłem z ulgą. Mam nadzieję, że Taravii się podobało. Po wszystkim, ruszyliśmy w stronę jaskiń. Odprowadziłem Taravię i poszedłem do swojej jaskini. Nad ranem, ruszyłem do jaskini alf.

Taravia?

5 kwietnia 2016

Od Elie

Nudzę się strasznie, nie mam pomysłu co z sobą zrobić... Mam pomysł, pójdę poszukać przyjaciół.
Myślałam, że miłość od pierwszego wejrzenia jest nie możliwa, ale jednak myliłam się.
Podeszłam do basiora i powiedziałam:
- Hej, jestem Elie, a Ty jak się nazywasz ?
- Hej?, znamy się ?
- Nie znamy się jeszcze, jestem nowa i nie mam znajomych.
- Aha, znam to, a tak w ogóle to jestem Dante.
Zakochałam się w nim, ale nie miałam odwagi powiedzieć mu tego..., więc uciekłam
- Elie, zaczekaj! - krzyknął Dante, ale byłam tak daleko, że nie usłyszałam.


Dante?

Od Warrior'a cd. Serafiny

Ku**a, dziękuję mózgu... akurat w tej chwili? Serio? A ona się zgodziła -,- Nie wierzę, charakter mi się zmienia? Nie, po prostu jestem zauroczony w waderze, jest piękna. Widać, że bawi ją moje zalecanie się do niej. Nie traktuje mnie na poważnie. Wszystko przeze mnie, nie jestem aż taki dobry dla niej. Zobaczy, że mi na niej zależy. Tak na prawdę. Poszedłem nad, do? Nie wiem. W każdym bądź radzie poszedłem nad Zatokę Błękitnych Mgieł. Jest tu tak pięknie. Mgła, która oplata skały jest taka niezwykła! Magiczna to ona nie jest, ale wygląda jak ciecz! CIECZ NIE GAZ! Ciecz, która ma zaraz spaść i roztrzaskać się o podłoże. Zabiorę tutaj Serafinę. Urządzę piknik, dam jej bukiet. Może zauważy...

~~~~~~~~~~~~
Wieczór, 18:20

Stałem pod drzwiami jaskini, w której mieszka Serafina. Wahałem się, ale zapukałem. Cisza... cisza... i słychać trzask otwierającego się zamka. W drzwiach stanęła wadera, jej futro połyskiwało w delikatnych promieniach zachodzącego słońca. Trzymałem bukiet czarnych róż. Są wyjątkowe, na końcach są tak jakby podpalane czerwonym.
- Cześć... to dla Ciebie-  powiedziałem z uśmiechem.
- Hej, dziękuje! Są prześliczne! Gdzie je zebrałeś?!
- Sekretne miejsce, a teraz droga pani, dasz się zaprosić na spacer?
- Z miłą chęcią - odpowiedziała. - Tylko wejdź na chwilę, muszę coś dokończyć.
Skinąłem łbem i wszedłem do jaskini.

~~~~~~~~~~~~~
Wieczór, 19:00

Wyszliśmy. W końcu! Szliśmy gadając o wszystkim! Dosłownie! Zaczynając od grzecznych i kulturalnych rozmów, a kończąc na tych gorszych. Wadera mająca poczucie humoru. To jest to... Doszliśmy do Zatoki. Blisko urwiska rozłożony był czerwony koc. Na nim stał kosz, a obok dwa kieliszki i butelka... nie wina! Picolo!
- Co ty na to?
- Z miłą chęcią!

Serafino?

Od Dante cd. Longmy

- Okej.
Po chwili upolowaliśmy łanię.
- Zastanawiałaś się nad tym, czemu akurat Ty ?
- Tak, ale nie wymyśliłam nic.
- Ok .
- Jak już zacząłeś temat to powiedz czemu.
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.
- Powiesz?
- Powiedziałem, że dowiesz się w swoim czasie.
- No dobra, jak nie chcesz nie mów.
- Dobra idę... papa.
- Pa.

Longma? Kończysz? Czy ktoś tu jeszcze z nami popisze ^^

4 kwietnia 2016

ODCHODZI...

Z przykrością informuję, że Omega odchodzi z watahy.
Powód: założenie własnego bloga.



autor nieznany

Można być małym wzrostem. Ważne, by być wielkim sercem.

Od Darkny cd. Sheedan

Chodziłam i zwiedzałam tereny watahy. Nagle zobaczyłam małą waderę. Chyba trenowała lepsze latanie, ale nie wiem. Chciałam ją obejść, ale mój wzrost szybko przykuł jej uwagę.
- Cześć! Jesteś nowa? Takiego wielkiego wilka nie widziałam w naszej watasze. A co dopiero w życiu! A tak w ogóle nazywam się Omega, ale możesz mówić Oma! A jak Ty się nazywasz? - Powiedziała szybko, jak gdyby ktoś ją gonił.
- Tak, jestem nowa. Nazywam się Darkna. Moje przezwisko to Dziecko Mroku... - Odpowiedziałam cicho.
- Nie jesteś zbyt rozmowna, widać to. Dlaczego mówisz tak cicho? Myślałam, że tak wielki wilk mówi głośniej. - Ciągnęła rozmowę Oma.
- Zejdź mi z drogi! Chcę spokojnie pozwiedzać tereny watahy! - Powiedziałam już trochę poddenerwowana.
- Ja Cię mogę oprowadzić! I zapoznam Cię jeszcze z innymi wilkami!
- Nie! - Krzyknęłam na Omegę
- Ależ czemu?... - Spytała zdziwiona.
- Nie to nie! I wracaj teraz do zabawy! - Ten szczeniak naprawdę jest denerwujący!
- Ale ja chcę dobrze... - Oma podkuliła ogon, ale nie zsunęła mi się z drogi, więc przeskoczyłam ją jednym susem.
- Jak Ty świetnie skaczesz...- Powiedziała zafascynowana wadera. Jednak mnie to nie obchodziło.
- Ale może jednak Cię oprowadzę?
- DOBRA! TYLKO BEZ GADANIA! - Wykrzyczałam, bo miałam już dość tej wstrętnej Omegi.

***

Szliśmy, a ja dokładnie wszystko oglądałam, gdy nagle jakiś wilk na mnie wpadł. Ale nie jakiś pierwszy z brzegu! Był dobrze zbudowany, i miał coś w sobie takiego, że nie chciałam krzyczeć, "bił" takim dobrym nastawieniem. Zaraz potem zaczęło się "Przepraszam", "Nie, to moja wina" itp.
Nagle zza moich pleców wyłoniła się Omega.
- Darkna, poznaj Sheedana! - Powiedziała.
- Cześć Sheedan. Czym się zajmujesz? Ja jestem wojowniczką. - Powiedziałam nieśmiało.
- Jestem zwiadowcą. Jesteś tu nowa?
- Tak! Ona jest nowa! A obecnie oprowadzam ją po terenie watahy. - Nie pozwoliła mi dojść do słowa, więc się zdenerwowałam.
- A ktoś Cię prosił, żebyś odpowiadała za mnie? - Powiedziałam niemiłym tonem, i to chyba był błąd...
- Jak Ty się zwracasz do Omegi?! Przecież to jeszcze szczeniak! - Obronił Omę.
- To niech mi się nie wtrąca! W ten sposób będę dla niej miła! - Powiedziałam zdenerwowana i odfrunęłam. A mnie w locie ciężko dogonić... Ale co on sobie myślał? Nagle natrafiłam na las. Był... piękny, taki magiczny! Zauważyłam, że w lesie tym jest pełno magicznych roślin. Nagle usłyszałam znajomy głos.
- O! Darkna, Ty tutaj? - Obróciłam się i zobaczyłam... Ozgena!
- Ozgen! Tak dawno Cię nie widziałam! - Powiedziałam troszkę szczęśliwa. - Przynajmniej jakiś stary znajomy, a nie tylko wilki, które wyglądają na fajne, a w rzeczywistości takie nie są... - Powiedziałam ciszej zdenerwowana, ale Ozgen usłyszał.
- Hohoho! Czyżby natrafiłaś na jakiegoś miłego przystojniaka?
- Tak... Wpadł na mnie, a ja go przepraszałam!
- Hm... - Zamyślił się z wrednym uśmiechem. - Każ mu siebie przeprosić. To przecież jego wina, że na ciebie wpadł. I się jeszcze zdenerwował!
- Może masz rację. Ale później to zrobię, najpierw tu trochę pobędę... - Ledwie skończyłam mówić, Ozgen znikł, a ja poczułam, że ktoś lub coś na mnie patrzy.
- Wrałłł!... - Przecięło cisze. Zza krzaków wyszło coś... dziwnego! Był to kot ze skrzydłami, a jego futro sterczało i wyglądało jak gdyby miał kolce. Koto-ptako-coś rzuciło się na mnie, a ja na to coś i walka się rozpoczęła.

Sheedan?

3 kwietnia 2016

Od Sheedana do Darkny

Przechadzając się po swojej jaskini, zastanawiałem się, czy powiedzieć Cavi, co do niej czuję. W końcu chyba się zakochałem. Postanowiłem, że do niej pójdę. Pomyślałem, że zerwę dla niej jakąś różyczkę. Nie wiedziałem, jaka siła kazała mi dotrzeć do jakiś dziwnych odgłosów. Gdy wyszedłem zza krzaków zauważyłem ją. Z jakimś basiorem. Normalnie jadła mu z ręki. Coś tam gadał, a ona mu przytakiwała. Nie mogłem na to patrzeć. Chciałem zarazem udusić go i wydrzeć się na nią. Jak ona mogła! Tylko zakasłałem. Odwrócili się, a ja popatrzyłem na Cavalerię nienawistnym wzrokiem i odszedłem. Rzuciłem różę i pobiegłem w jakimś kierunku. Nie wiedziałem gdzie. Po dłuższej chwili wpadłem na czarną waderę. Miała przyjazny wzrok, a tuż po chwili zaczęła się fala "przepraszam, moja wina!" lub "Sorka, nie widziałem". Zauważyłem w niej radosne zamieszanie.


Darkna?

Longma cd.

Ciągle pada. Minął tydzień od wizyty Zakonu. Przez ostatnie dni pojawia się w mojej głowie dziwny sen. Las, góry, ciemna dolina której nie znam, a na końcu zatoka i wiele wież. Najwyższa z nich, położona na skarpie obrośnięta jest różowymi kwiatami. Pewnego dnia sen był dłuższy. Poza tym nie mogłam się obudzić. Kiedy Cavaleria odkryła, że coś jest nie tak, wezwała pomoc. Przez resztę dni zastanawiałam się o co chodzi. I w końcu do mnie dotarło. Słowa Hectora: "Jeśli będziesz gotowa na spotkanie wyślij kogoś do nas, na 100% znajdzie drogę." To byłam ja. Miałam już iść do Taravii, kiedy sama mnie zawołała.
- Longma, nie wiem jak to zrobisz, ale idź do nich. Znajdź ich i wezwij. Musimy się spotkać i to szybko.
- Sama?
- Błagam cię. Nie mamy czasu do stracenia.

***

Wlokę się już dwa dni. Powiedziałam Taravii, że nie wiem kiedy będę, ale w przeciągu dwóch tygodni. Nie miałam zamiaru się śpieszyć. Deszcz nie ustępuje, a ja idę dalej. Nucę sobie coś...

Przez noc drogą do świtania -
Przez wątpienie do poznania -
Przez błądzenie do mądrości -
Przez śmierć do nieśmiertelności.

Nagły trzask. Ktoś złamał gałąź. Było już dobrze po zachodzie słońca, kiedy odkryłam, że mam towarzystwo. Zza drzewa wyłonił się wilk. Był cały w błocie. Ale oczy zdradzały wszystko.

Oleander? Śledzisz mnie?! :D

Od Taravii cd. Zero

Uśmiechnęłam się lekko, omiatając otoczenie wzrokiem. Prędzej spodziewałabym się inwazji zombie niż czegoś takiego, ale byłam mile zaskoczona.
- To... - zamrugałam kilkakrotnie, nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć - Podoba mi się, Zero, ale...
- Ale...? - uniósł brew, przyglądając mi się
- Nie spodziewałam się tego... - mruknęłam i westchnęłam cicho - Wiesz, że mam dużo pracy.
- Wiem. Ale jest jeszcze Serafina, która obiecała zająć się chwilowo Twoimi obowiązkami.
- Wmieszałeś w to Serafinę? - otworzyłam szerzej oczy - Jesteś niemożliwy.
- Nawet jeśli, to...?
- Nic. Kocham Cię. - parsknęłam i cmoknęłam go w policzek (o ile wilki mają policzki...).
Zjedliśmy, rozmawiając. Pogoda dopisywała - promienie słoneczne przyjemnie grzały futro, a lekki wiatr owiewał świeżością. Można powiedzieć, że byłam szczęśliwa...
- Taravio... - zaczął, przyglądając mi się.
Uniosłam brew, przekrzywiając łeb. Zero zacisnął zęby.
- Coś Cię męczy? - zapytałam, marszcząc brwi. - Coś się stało?
- Nie. Nic się nie stało, tylko...
- Tylko co? - wtrąciłam, lekko zniecierpliwiona.
Westchnął, lekko kręcąc łbem.
- Hm... Bo wiesz, została jedna nierozwiązana kwestia.
Zmrużyłam oczy i, wciąż uparcie wpatrując się w basiora, zaczęłam stukać pazurami o ziemię, stwarzając pozory zniecierpliwionej.
- Ślub, tak? - mruknęłam, znów unosząc jedną brew.
- Mhm. - skinął łbem, a ja parsknęłam cicho.
- Nie przejmuj się tym. Jakoś się to zorganizuje. Myślałam o tym, żeby zrobić to nieoficjalnie, oczywiście w świątyni. Zaprosilibyśmy Twojego brata, Serafinę, Cheroke, Shikanro i moich dwóch przyjaciół spoza watahy, których notabene miałbyś szansę wreszcie poznać.
- Jesteś alfą. Taki ślub powinien być oficjalny, każdy wilk powinien się na nim znaleźć...
- Oj tam, przesadzasz. Myślisz, że wilki z entuzjazmem będą patrzeć, jak wymawiamy przysięgę? Po prostu po fakcie ogłosimy Cię alfą.
- Serafina udzieli nam ślubu, tak? - skinęłam łbem.
- Chciałbyś dodać kogoś do listy gości? - zapytałam, opierając się o szorstką korę drzewa.

Zero?

2 kwietnia 2016

Longma cd. Dante

Leżałam rozwalona nad jeziorem. Słońce ogrzewało moje futro. Kocham taką pogodę.
Nagle jasność zniknęła. Przyszedł wilk. Widzę go po raz pierwszy.
- Witam, jestem Dante, nie przeszkadzam?
- Nie, nie przeszkadzasz.
- Chciałem się zaprzyjaźnić, bo właściwie to nie mam tu żadnych znajomych.
- Nie mówisz zbyt wprost? - Zapytałam.
- Przepraszam, ale już taki jestem i nic nie poradzę.
Uśmiechnął się, jednak ja nie miałam zamiaru.
- No ok, trochę przeszkadzasz. Jeśli na serio chcesz pogadać to nie teraz. Jestem wykończona... A tak właściwie czemu ja?
- Zastanów się nad tym. - Powiedział to w dwuznaczny sposób. Rozbawił mnie.
Poszedł.

***

Słońce zaszło już na dobre, kiedy Dante znów się pojawił.
- Jesteś głodna? Może zapolujemy?
- Ok, czemu nie, co lubisz najbardziej?
- Bez różnicy.
- Więc polujemy na łanię.

Dante? Ktoś albo coś nam przeszkodzi czy będziemy się rozkoszować smacznym jelonkiem? ^^

Powitajmy Elie!

praca usunięta

Nie trać ani chwili, żyj teraźniejszością i poznawaj nowe rzeczy.

Imię: Elie
Pseudonim: Elika, Elsa, Elizabeth
Wiek: 7 lat
Płeć: wadera
Charakter: Elie to dobra wilczyca, której można zaufać. Jest miła i skromna. Również odwagą i zwinnością nie grzeszy. Jest ambitna i pomocna. Lubi wymyślać swoje własne pomysły, a także stara się je realizować. Elsa ma duży zapał do nauki nowych mocy. No, ale jak to ona nie słucha się rad innych wilków, wszystko chce zrobić sama. Czasem jej to nie wychodzi, ale szybko naprawia swoje błędy. Elizabeth ma swoje zalety, jedną z nich jest waleczność, ale jak zalety to i wady, jest uparta - za łatwo nie odpuści. Czasem czuje się samotna, no ale stara się to olewać. Nie pomaga nikomu, ale broni siebie jak też i inne wilki, bo po prostu ma taki zawód.  
Wygląd: Elie jest trzykolorowa. Turkusowy, czarny i biały. Futerko jest puszyste, lśniące i mięciutkie. Oczy szare, wyglądają tak jakby magicznie. Ma szczupłą i wysoką sylwetkę.
Stanowisko: Wojownik
Specjalizacja: Szybkość, Inteligencja, Skoki
Rasa: Wilk Wody
Żywioły: Woda, lód
Moce: Opanowała te dwa żywioły już jako szczeniak. 
Potrafi zrobić tylko pięć mocy, to nie wiele, ale Elie nadal uczy się czegoś nowego. 
- Fale - pierwsza moc.
- Lód - to woda, tylko w innym stanie.
- Śnieg - moc, którą ciężko było jej opanować. 
- Prądy morskie - potrafi panować nad zimnym jak i nad ciepłym prądem morskim. Jeszcze się doucza tej umiejętności.
- Wir wodny - dzisiaj odkryła w sobie tę moc. Nie umie do końca nią władać, tak jak innymi. Ale ma chęci i zapał do nauki nowych rzeczy. 
Rodzina: Elie pamięta tylko swoją matkę - Lakme i starszą siostrę - Nikre. Ojca nigdy nie widziała, jak i nie znała jego imienia.
Partner: Nie interesuje jej miłość...
Potomstwo: ---
Historia: Tak jak to ujęła w rodzinie to Elie miała matkę - Lakme i siostrę -Nikre. Ojca nie zna, nie widziała oraz nie znała jego imienia. Matka zmarła, gdy Elsa miała 3 lata, siostra nie chciała się nią opiekować, więc postanowiła ją porzucić i pójść w swoją stronę. Mała Elika nie wiedziała co ma z sobą zrobić. I zaczęła się błąkać po strasznym i ciemnym lesie. W końcu natrafiła na Watahę Smoczego Ostrza. I od tej pory jest w watasze.
Przedmioty: ---
Właściciel: trojer [konto usunięte]

Od Dante - "Poznanie"

Chciałem poznać i zaprzyjaźnić się z Longmą, więc poszedłem ją odwiedzić, a kiedy doszedłem spytałem:
- Witam, jestem Dante, nie przeszkadzam?
- Nie, nie przeszkadzasz.
- Chciałem się zaprzyjaźnić, bo właściwie to nie mam tu żadnych znajomych.
- Nie mówisz zbyt wprost? - Zapytała
- Przepraszam, ale już taki jestem i nic nie poradzę.
Odpowiedziałem i uśmiechnąłem się, niestety nie zobaczyłem uśmiechu na jej twarzy,
trochę się zawiodłem, ale po chwili odpowiedziała...

Longma?

Najaktywniejszym wilkiem marca zostaje...

Jak już pewnie zauważyliście, na Naszej watasze odbywa się konkurs, który wyłania najaktywniejszego wilka w danym miesiącu...


W marcu zostaje nim Cavaleria!! (13 opowiadań)

Gratulujemy!! Na jej konto wpływa 500 L!

Longma cd. Oleandra

Kiedy tylko wróciłyśmy, od razu poszłam do jaskini Taravii.
Trochę się na nią naczekałam, ale co się dziwić.
- Longma. Wiesz, że nie lubię takich przedstawień. Kto to był?
- Przecież Ci chyba mówił.
- Tak, ale... Mniejsza z tym. Nie mam czasu ani ochoty Ci tłumaczyć co wolno a co nie, po prostu uważaj, idę do biblioteki.
- Ja też.

***

Szłam w stronę działu z chorobami. Kiedy się tam znalazłam, wzięłam księgę o chorobach zakaźnych.
Trochę się naszukałam, zanim odkryłam, co dolega Oleandrowi.
Choroba zakaźna tylko, kiedy jest aktywna. Objawy: Wymioty krwią, ból kości i głowy, utrata świadomości, paraliż. Jest śmiertelna.
Zamknęłam książkę, mam tego dość.

***

Obudził mnie hałas. Nade mną stała Serafina.
- Dobrze, że wstałaś, chodź.
Nie wiedziałam o co chodzi. Kiedy wyszłyśmy na dziedziniec, moim oczom ukazało się dziwne zjawisko.
Taravia rozmawiała z Lwem. Za nim stał jeszcze kot, puma, pies i wilk? Nie byłam pewna. Słowa wyrwane z kontekstu fruwały mi w głowie.
- Jaki zakon? O co tu chodzi?

- Najpierw się przedstawimy. Jestem Hector, ta kotka to Gatta, pies Beantres, puma Deyli oraz Oleander - wilk.
- Musze wszystko przemyśleć, nie wiem o co chodzi.
- Rozumiem, polecam zajrzeć do najnowszych ksiąg prorocznych.
Jeśli będziesz gotowa na spotkanie wyślij kogoś do nas, na 100% znajdzie drogę.
Popatrzyłam na niego. Tak, to był Oleander. Ale był inny, poważny, bez błysku w oku. Podobnie jak pozostali był po łokcie w błocie. Moje spojrzenie skrzyżowało się z Beantres'em. Zaraz potem popatrzył na mnie Oleander. Pies coś do niego powiedział, za co wilk lekko go ugryzł. Nie słuchałam reszty rozmowy. Ostatnimi słowami Hectora było "Do zobaczenia".
Wtedy Zakon ustąpił mu miejsca i poszli za nim. Oleander i Beantres na końcu. Rozmawiali, albo kłócili się. Tak, na pewno. Padło jakieś ostre słowo ze strony psa. Tym razem wilk nie był łagodny. Od razu się na niego rzucił. Zaczęli walczyć ale w biegu. Nie byłam pewna o co chodzi. Kiedy zniknęli nam z oczu usłyszałam skowyt.

cdn.

Nowa wadera - Darkna!


Faeora

Zwycięzcą jest już ten, który staje na starcie.

Imię: Darkna
Pseudonim: Dziecko Mroku, Dana
Wiek: 4 lata
Płeć: wadera
Charakter: Małomówna, kiedyś mówiła więcej, dopóki nie zaczęła uważać, że mówienie jest niebezpieczne. Niebezpieczna, łatwo ją zdenerwować, a zdenerwowana jest bardzo niebezpieczna, nie wolno jej też podchodzić od tyłu, bo zaatakuje. Nie lubi żartów wszelkiego rodzaju. Ciężko ją rozbawić, niektórzy mówią, że uśmiech się tylko wtedy, kiedy ktoś, kogo nie lubi, cierpi. Lubi mrok, wręcz jest nim zachwycona! Uwielbia Serir. Bardzo ją lubi, a nawet uwielbia. Nie lubi być wysoka, chciała by być niższa. Lubi mroczne miejsca, czyli jej ulubionym miejscem jest Dolina Mrocznej Strugi. Nie lubi się rzucać w oczy. Dla Jokera jest miła, ale tylko dla niego.
Wygląd: Ma czarne, gęste futro. Jej skrzydła są duże, ale nie bardzo duże i w niektórych miejscach są posypane jak gdyby "brokatem". Jest chuda. Oczy ma jasno fioletowe. Jej brzuch, spód ogona oraz środki uszy są szare, reszta czarna. Jest wysoka, choć na obrazku tego nie widać, ma ona 1m w kłębie, a z głową osiąga wielkość 1 m i 30 cm, więc na większość wilków patrzy z góry.
Stanowisko: Wojownik
Specjalizacja: Umie bezszelestnie się poruszać, choć swoich rozmiarów może się wydawać bardzo widoczna, umie się wtopić w tło. Doskonale tropi.
Rasa: Wilk Śmierci
Żywioły: cienia, wiatru, snu
Moce: 
- umie zrobić potężny wiatr,
- bardzo szybko lata,
- może poprosić wiatr, żeby sprawdził co się dzieję o: 1 km, 2 km, 3 km, 4 km, 5 km dalej. O więcej km już nie.,
- może zrobić mrok dookoła kogoś/czegoś,
- umie widzieć w ciemnościach,
- umie zrobić koszmar,
- może wywołać kogoś/coś z koszmaru,
- umie uśpić spojrzeniem,
- umie zrobić postać z cienia/mroku (postać nie może skrzywdzić ani mówić, może tylko chodzić),
- jej dotyk może zamazać wspomnienie, ale nie usunąć (wspomnienie o którym pomyśli).
Rodzina: Jej matka zmarła przy rodzeniu najmłodszej siostry. Ojciec nie był dobry dla niej i jej 5 sióstr. Dwie z nich umarły, ponieważ ludzie napadli na ich watahę. Nie wie co się stało z jedną siostrą, która po prostu zniknęła po napadzie, a ostatnia poszła do innej watahy. Podejrzewa, że jej siostra która zaginęła nadal żyje, bo była ze wszystkich z rodziny najmądrzejsza i najsilniejsza.
Partner: Podoba jej się Sheedan
Potomstwo: ---
Historia: Nie byłam lubiana przez nikogo, to zrobiło mnie agresywną dla innych. Nie mówię zbyt dużo, bo uważam, ze mówienie jest złe. Uważam tak dla tego, że mój tata karała za odzywanie się bez pozwolenia. Wszyscy uważali, że jestem najsilniejsza z watahy, więc dawali mi najtrudniejsze prace, a to wszystko przez moją wielkość. Gdy ludzie napadli na watahę, nie broniłam nikogo. Sama uciekłam i chodziłam po świecie bez celu, mając nadzieje, że ktoś mnie wykończy, ale wtedy spotkałam alfę Watahy Smoczego Ostrza. Przyjęła mnie natychmiast, i to mnie uszczęśliwiło. Wiele zła spotkało mnie w moim życiu, ale nie chcę o nich zapomnieć, dzięki tym wspomnieniom jestem bezlitosna, a to mnie uszczęśliwia.
Przedmioty: ---
Właściciel: GoodAngela
Inne zdjęcia:
<KLIK>  - kiedy była młoda i chodziła po świecie bez celu (przez inaczej padające światło wygląda, jak gdyby miała żółte oczy)
<KLIK> - jako kruk
<KLIK> - jako kot
Ocena: 1/1

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template