- Po co to wiedzieć? Lepiej zobaczyć.- Zwróciłam się w stronę zejścia do wąwozu. Wilk podszedł nieco bliżej.
- Czyli rozumiem, że mogę.- Dodałam, słysząc kroki jego łap.- Świetnie. Wypatruj skał wapiennych podczas drogi, przydadzą się.
***
Na dnie wąwozu woda wydrążyła parę płytkich pieczar, podłoga w niektórych miejscach przypomina płytką zatoczkę, ale i tak da się w niej wytrzymać. Basior oddał mi kawałek wapienia, który trzymał w pysku, a ja pokruszyłam go na proszek.
- Można zapytać, po co ci tyle tego?- Wilk spojrzał na mnie z ukosa.
- Wiesz, ciężko jest malować czystym światłem. Teoretycznie mogłabym, ale i tak by z tego nic nie zostało. Wolę kolorować przedmioty, czy tam coś, co można nazwać ,,bazą" dla koloru.- Ułożyłam 6 wapiennych kupek proszku na podłodze, w równych odstępach, by się nie pomieszały.
Spojrzałam na wejście od pieczary- snop światła wpadał do środka, jednak nie sięgał moich kupek. Jedna prosta myśl sprawiła, że promień nieco zmienił kąt i poświecił na naszą dwójkę. Rozszczepiłam światło, a każdą z barw rozłożyłam na oddzielny wapień. 6 kolorów tęczy powinno wystarczyć. Dodałam do proszku nieco wody, aż zrobiła się papka. Chyba gotowe.
Podeszłam do basiora.
- Stój spokojnie.- Po czym wyrwałam mu kępkę włosów z ogona. Przywiązałam ją do długiego patyczka i miałam już pędzel.
- Więc...mówiłeś już jak się nazywasz?- Zaczęłam rozmowę, nabierając farbę na pędzelek.- Ustaw się jak chcesz
- Leloo.- Przybrał pozę lwa leżącego dumnie na skale.- Jesteś nowa?
- Tak jakby. - Musnęłam pędzlem gładką ścianę przed sobą.- Skąd znałeś moje imię?
- Plotki.- Zaśmiał się pod nosem.- Podsłuchało się tu i tam, to nie trudne.
Heh, mogłam się tego domyślić.
- Łapa na łapę. Wtedy wyglądasz na bardziej rozluźnionego.
Leloo spełnił prośbę. W takiej pozycji łapy wiszą bezwładnie i tworzą ten przepiękny łuk między nadgarstkiem a palcami, na który ja mogę gapić się godzinami. Jakim cudem kości mogą się tak wygiąć? Wygląda to co najmniej elegancko.
- Skąd jesteś?- Zapytał po chwili.
- Z południa. Bardzo daleko stąd.- Muskałam ścianę coraz to delikatniejszymi pociągnięciami.
- Od...dawna to robisz?- Oczywistym było, że chodzi mu o malowanie.
- Co? Głaszczę ściany? - Zaśmiałam się.- Odkąd tylko pamiętam.
Basior miał na tyle bujną sierść, że prawie niemożliwym było oddać wygląd każdego kosmyka w stu procentach. Cóż, mogę się trochę potrudzić.
- Kto cię...?
- Tego nauczył? Na pewno nie rodzina!- Parsknęłam.- Nie widziałam ich od wieków.
Leloo nawet się tak bardzo nie wiercił. Głowę zaprzątały mu inne myśli niż niewygodna skała. Praktycznie nie spuszczał wzroku z malunku oraz ze mnie, skaczącej jak głupia wzdłuż ściany.
- Pokaż no ząbki.- Odwróciłam się z lekkim uśmiechem na pyszczku.
Basior wyszczerzył się jak do zdjęcia.
- Otwórz paszczę.- Zaczęłam rzuć końcówkę patyczka w zębach.- Trochę szerzej....cofnij wargi. Świetnie!
Leloo wyglądał, jakby ryczał. I właśnie tak miał wyglądać na ścianie. Jak ma być lew to idziemy na całość!
- Długo taK mam stać?- Dopytał się po paru minutach z otworzonym pyskiem.
- To w sumie koniec.- Na moje słowa zatrzasnął zęby.
- O chłopie...- Nastawił sobie dolną szczękę. Chyba to nie była najwygodniejsza część pozowania.
Lwi Leloo był już prawie skończony. Nad głową miałam postać dumnego, silnego wielkiego kota, rozwalonego na skale, z głową uniesioną do ryku. Każdy ząb miał być jak najostrzejszy, bialutki i lśniący w blasku słońca, a różowy język był tłem dla całej tej bieli.
- Mam do ciebie takie jedno, małe pytanie.- Zamoczyłam pędzel w czarnej papce, by jako ostatnią część domalować pazury.
- Pytaj śmiało.
- Ten upadek w górach... to nie był wypadek, mam rację?
Leloo?