11 sierpnia 2017

Od Taravii cd. Will

Wzięłam głęboki wdech, starając się opanować drżenie łap. To wszystko było niesamowicie nierealne, tak, jakby było złym snem, który omamił mój umysł, ale który niedługo się skończy, pozostawiając po sobie jedyne zamglone wspomnienie. 
Podeszłam do wadery, powoli, niepewnie, kątem oka przyglądając się szczeniakom. Małym, zbyt chudym, mokrym kulkom, ślepym i bezbronnym. Czy to możliwe, że przez nie zabił się mój syn? 
Warknęłam pod nosem, upominając się w myślach. On je kochał, tak, jak Will. 
- Cześć, maluszki - szepnęłam, chwytając dwa za kark. I wtedy ją zobaczyłam.
Biała, w kolorowe plamki, nie ruszała się. Jej pierś nie unosiła się, nie oddychała. Jęknęłam, przymykając oczy. Zbyt szybko dołączyła do Raidena...
Delikatnie uniosłam szczeniaki, zostawiając martwą w kącie jaskini. Wrócę po nią. 
Po chwili Will już leżała na moim grzbiecie, nadal nieprzytomna. Ruszyłam w stronę jaskini medyków, obładowana szczeniakami i ich matką. 

Wadery pomogły mi ułożyć Will na macie, po chwili odbierając ode mnie szczeniaki. Zaczęły mnie wypytywać o szczegóły, więc odpowiadałam. Mechanicznie, bez zastanowienia. Wbiłam wzrok w przeciwległą ścianę i czekałam, aż będę mogła wyjść. 
- Kiedy będę mogła je odwiedzić? - zapytałam w końcu, powoli kierując się na pole. 
- Na pierwszy rzut oka wszystko z nimi w porządku, więc myślę, że już jutro. 
Skinęłam posłusznie łbem, podziękowałam i wyszłam. 

Wcześniej nawet nie zauważyłam, że pada. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem mokra i ubłocona. Usiadłam obok jednej ze skał, potężnej i całkowicie już mokrej. Przylgnęłam do niej bokiem, opierając o nią łeb. Jej chłód przeszedł na mnie, ale, choć wiał mocny wiatr, a w oddali jarzyły się błyskawice, cieszyłam się z tej namiastki zimna. Przymknęłam oczy, nie bacząc na to, czy jestem sama. Moją głowę zaprzątały najróżniejsze myśli, kręcące się jednak wokół tego samego. Raiden i Loedia. Czy on mógłby...? Czy ona mogłaby...?
Warknęłam, a rozjuszone, zgromadzone wokół mnie atomy uderzyły w skałę, częściowo ją rozkruszając. 
Śmierć Raidena, to, w jaki sposób ze sobą skończył. Jego wspomnienia, w których zalegało tyle agresji i żalu. Jego nowo narodzone szczeniaki i słowa, które wypowiedziała Will. Loedia
Kiedy odzyskałam panowanie nad sobą, a oddech wrócił do normy, skuliłam się i opadłam, przylegając do ziemi. Krople zimnego deszczu spływały po mnie, tak, jakby chciały zmyć ze mnie wszystkie zmartwienia. Czułam się winna, jakbym mogła temu zaradzić, jakbym popełniła gdzieś ogromny błąd i za wszelką cenę starała się go ignorować. A teraz nie umiem go znaleźć. 
Pojedyncza łza skapnęła na ziemię, znikając w rozmokłej ziemi. Za nią druga, potem trzecia, a potem kolejne, znów przepadając pomiędzy kępkami trawy. 


Kiedy się ocknęłam, byłam w swojej jaskini. Zero przyglądał mi się kątem oka i wiedziałam, że to on mnie tu przyniósł, jednak nie odezwałam się ani słowem. Przeszłam obok niego ze spuszczoną głową, lecz ten zatrzymał mnie wpół kroku, zagradzając mi drogę. 
- Will wróciła do swojej jaskini. 
Popatrzyłam na niego. Nigdy nie okazywał zbytniej miłości Raidenowi, ale wiedziałam, że też mu ciężko. Jego spojrzenie było twarde, ale gdzieś z tyłu czaiło się zmęczenie całą tą sprawą. 
- Dziękuję - szepnęłam i ruszyłam do Will. 
Kiedy weszłam, ona wtulała nos w trzy małe ciałka. 
- Co z czwartym szczeniakiem? - zapytałam, widząc, że nie ma tu martwego ciałka. 

Will? ;-;

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template