Podeszłam do wadery, powoli, niepewnie, kątem oka przyglądając się szczeniakom. Małym, zbyt chudym, mokrym kulkom, ślepym i bezbronnym. Czy to możliwe, że przez nie zabił się mój syn?
Warknęłam pod nosem, upominając się w myślach. On je kochał, tak, jak Will.
- Cześć, maluszki - szepnęłam, chwytając dwa za kark. I wtedy ją zobaczyłam.
Biała, w kolorowe plamki, nie ruszała się. Jej pierś nie unosiła się, nie oddychała. Jęknęłam, przymykając oczy. Zbyt szybko dołączyła do Raidena...
Delikatnie uniosłam szczeniaki, zostawiając martwą w kącie jaskini. Wrócę po nią.
Po chwili Will już leżała na moim grzbiecie, nadal nieprzytomna. Ruszyłam w stronę jaskini medyków, obładowana szczeniakami i ich matką.
Wadery pomogły mi ułożyć Will na macie, po chwili odbierając ode mnie szczeniaki. Zaczęły mnie wypytywać o szczegóły, więc odpowiadałam. Mechanicznie, bez zastanowienia. Wbiłam wzrok w przeciwległą ścianę i czekałam, aż będę mogła wyjść.
- Kiedy będę mogła je odwiedzić? - zapytałam w końcu, powoli kierując się na pole.
- Na pierwszy rzut oka wszystko z nimi w porządku, więc myślę, że już jutro.
Skinęłam posłusznie łbem, podziękowałam i wyszłam.
Wcześniej nawet nie zauważyłam, że pada. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem mokra i ubłocona. Usiadłam obok jednej ze skał, potężnej i całkowicie już mokrej. Przylgnęłam do niej bokiem, opierając o nią łeb. Jej chłód przeszedł na mnie, ale, choć wiał mocny wiatr, a w oddali jarzyły się błyskawice, cieszyłam się z tej namiastki zimna. Przymknęłam oczy, nie bacząc na to, czy jestem sama. Moją głowę zaprzątały najróżniejsze myśli, kręcące się jednak wokół tego samego. Raiden i Loedia. Czy on mógłby...? Czy ona mogłaby...?
Warknęłam, a rozjuszone, zgromadzone wokół mnie atomy uderzyły w skałę, częściowo ją rozkruszając.
Śmierć Raidena, to, w jaki sposób ze sobą skończył. Jego wspomnienia, w których zalegało tyle agresji i żalu. Jego nowo narodzone szczeniaki i słowa, które wypowiedziała Will. Loedia.
Kiedy odzyskałam panowanie nad sobą, a oddech wrócił do normy, skuliłam się i opadłam, przylegając do ziemi. Krople zimnego deszczu spływały po mnie, tak, jakby chciały zmyć ze mnie wszystkie zmartwienia. Czułam się winna, jakbym mogła temu zaradzić, jakbym popełniła gdzieś ogromny błąd i za wszelką cenę starała się go ignorować. A teraz nie umiem go znaleźć.
Pojedyncza łza skapnęła na ziemię, znikając w rozmokłej ziemi. Za nią druga, potem trzecia, a potem kolejne, znów przepadając pomiędzy kępkami trawy.
Kiedy się ocknęłam, byłam w swojej jaskini. Zero przyglądał mi się kątem oka i wiedziałam, że to on mnie tu przyniósł, jednak nie odezwałam się ani słowem. Przeszłam obok niego ze spuszczoną głową, lecz ten zatrzymał mnie wpół kroku, zagradzając mi drogę.
- Will wróciła do swojej jaskini.
Popatrzyłam na niego. Nigdy nie okazywał zbytniej miłości Raidenowi, ale wiedziałam, że też mu ciężko. Jego spojrzenie było twarde, ale gdzieś z tyłu czaiło się zmęczenie całą tą sprawą.
- Dziękuję - szepnęłam i ruszyłam do Will.
Kiedy weszłam, ona wtulała nos w trzy małe ciałka.
- Co z czwartym szczeniakiem? - zapytałam, widząc, że nie ma tu martwego ciałka.
Will? ;-;