31 marca 2018

Od Loedii cd. Orbisa

Uniosłam brew, odsuwając się jeszcze kawałek.
- Tak będzie nam zimniej - wyszczerzył się, na co tylko warknęłam.
Wbiłam spojrzenie w tańczące płomienie i tkwiłam w tej hipnozie, dopóki jakiś szmer nie wybudził mnie z tego wpółprzytomnego stanu. Zerwałam się z miejsca i zaczęłam rozglądać na boki, próbując zlokalizować źródło hałasu. Basior siedzący obok również przetrzepał wzrokiem otoczenie, jednak zaraz ze spokojem wrócił do wpatrywania się we mnie.
- To chyba nic takiego, Loesiu.
Zmarszczyłam brwi i lekko zgarbiłam się, wciąż nasłuchując. Orbis nie spuszczał ze mnie wzroku, co zaczynało mnie coraz bardziej irytować.
- Mógłbyś się opanować? - mruknęłam, łypiąc na niego spode łba. - Przecież wiem, że ciągle mi się przyglądasz.
- Cóż - odchrząknął, prostując się - po prostu badam sytuację.
- Moją? - uniosłam brew.
- Wydajesz się całkowicie spięta. Rozluźnij się, jesteśmy wolni.
- Po pierwsze, jesteśmy na nieznanym terenie. Po drugie - odsunęłam się od niego jeszcze kawałek - nie ufam ci.
- Ałaaa - przeciągnął, udając obrażonego. - To było niemiłe!
- Nie wydurniaj się.
Uśmiechnął się pod nosem. Zdziwiłam się lekko, bo przez ułamek sekundy wydawał się smutny. Potem jednak jego złote oczy zalśniły zadziornym blaskiem.
Westchnęłam, znów kierując wzrok na ogień. Na moment moją głowę nawiedziła myśl o watasze, jednak szybko ją od siebie odsunęłam. Nie chciałam wracać i lepiej, żebym się teraz nie wahała. Może znajdę jakieś miejsce i nie będę musiała wracać?
- Co robimy? - wstał i spojrzał na mnie z góry. Ucieszyło mnie to, że się odezwał, bo zaraz zapewne zaczęłabym rozmyślać nad wszystkim, czego i tak nie dałabym rady zmienić. To zawsze kończy się źle.
- Ruszamy przed siebie - oznajmiłam i również wstałam, po czym otrzepałam futro z drobinek kurzu. - Miałam zaproponować wyścig, ale lepiej się nie przemęczać.
- Racja - przytaknął. - Poza tym wolałbym nie musieć znów za tobą skakać.
Zaśmiałam się krótko, na co Orbis zareagował entuzjastycznie.
- Ha! Zaśmiałaś się!
- Owszem - odchrząknęłam, wracając już do pełnego opanowania. Po chwili jednak znów się uśmiechnęłam. - Dobrze jest być na nieznanej ziemi.
- Wiesz... - zaczął - normalne wilki raczej wolą być na pewnym gruncie.
- Normalne - puściłam do niego oczko i ruszyłam do przodu. Słyszałam, jak gasił ognisko i później do mnie dobiegał.

Orbisku? :3

30 marca 2018

Harbinger Ghost cd. Kesame

...masz całkowitą rację, Kesame. Uciekamy przed sobą i znów na siebie wpadamy. To takie dziwne. Wiedziałem, że kiedy mnie zobaczyłaś, widziałaś również In u mego boku. Co z tego, że nie żyła. Nie chcę się z tobą wiązać z przyzwyczajenia. Nie zasługujesz na to. Chciałem jej powiedzieć wszystko, ale...
- Jakie sprawy ? - udawałem głupiego. Sam nie wierzę, że to robię.
Wadera westchnęła i z jękiem usiadła na brzegu drogi. W momencie, kiedy chciała się odezwać, dostrzegła Taravię.
- Więc, co u szczeniaków?
- Nie zaczyna się zdania od "więc". Bardzo dobrze, już zadałaś to pytanie.
- Nie rób ze mnie głupiej. - Skuliła uszy i pokazała swoje śnieżnobiałe zęby.
- Nie robię. Witaj Tav. - zwróciłem się do byłej alfy.
- Dzień dobry Harbingerze. Kesame — skinęła córce głową. - Co tu robicie?
- Rozmawiamy o przyszłości.
Ayame jeszcze chwilę rozmawiała z matką, a następnie zaproponowała, abyśmy poszli w bardziej ustronne miejsce.
~~~
W Lesie Magicznych Roślin panował mrok. Kesame szła teraz rozluźniona, lekko machając ogonem.
- Brakowało mi tej ciszy, wiesz? Od kiedy jestem alfą, nic nie jest takie samo. Ty również.
- Mógłbym powiedzieć to samo.
- W sensie? - Zapytała.
- Przed śmiercią Ingreed nie rozmawialiśmy zbyt często, ale cię lubiłem. Wydawałaś się energiczna, radosna, pełna chęci do życia. I wiesz co? Teraz jesteś taka sama jak In. Zadumana i smutna? Tak bardzo ją przypominasz. Macie podobne usposobienie.
W pewnym momencie potraficie się zmienić, a raczej ty potrafisz. Jakbyś miała dwie twarze, ale ukazujesz mi tylko tą pierwszą, kojarzącą się z cierpieniem.
Wadera posłała mi spojrzenie pełne żalu.
- Ja nie potrafię. Już nie. To wszystko mnie zaczyna przerastać — obróciła głowę — ale nie po to tu jesteśmy. Oboje bardzo dobrze wiemy, że między nami nie dzieje się dobrze. Nie wiem co mam robić. Mieszasz mi w głowie. Przyciągasz mnie do siebie, z każdym dniem coraz mocniej.
- Przynajmniej nie jestem sam.
Zaśmiałem się w duchu, a jednak. Wadera od początku mieszała mi w życiu.
- I co teraz?
- A co ma być — przewróciłem oczami.
- Po prostu to powiedz. Muszę to usłyszeć.
Pamiętaj, co było wcześniej idioto. Jedna ci wystarczy. Teraz jesteś wolny.
"Wolny, lecz z połową duszy, a gdzie podziała się druga część?"
- Zakochałem się. I?

Kesame?

Od Sunset CD Rainbow

Pani Słoneczko. Chyba nikt nigdy bardziej mnie nie skompromitował.
Widząc najgroźniejszego smoka jaki wlroczył na nasze tereny, w ułamku milisekund skoczyłam na wilczycę i obie spadłyśmy w krzaki.
- Co Ty wyprawiasz? - warknęła oburzona.
- Ratuję Ci życie, jakbyś chciała wiedzieć, paniusiu Wielce Niezadowolona. - powiedziałam szeptem, aby nie zwrócić uwagi bestii. - Masz pojęcie, jaki to gatunek?! Czaszkołazy to nie byle jakie smoki! Nie damy rady go zabić, potrzebnych jest minium dziesięć smoków ognia, aby to zrobić! - szepnęłam poirytowana.
- Ale da - przerwałam jej.
- Bez żadnego ale! Ja odwrócę jego uwagę, a Ty uciekaj i powiedz reszcie przywódców o naszym "znalezisku". Już! - popchnęłam ją w stronę lasu.
- A podobno to ja tutaj wydaję rozkazy. - mruknęła niezadowolona.
Miałam to gdzieś. Jako wilk czasu mogłam trochę namęcić mu w pustym łbie, póki pani Tęcza nie wróci z oddziałem. Właśnie, jak można do cholery zgubić oddział?
Zatrzymałam czas, i powoli wdrapałam się na kupę kości. Gdy byłam na grzbiecie, wcisnęłam się między żebra i zeskoczyłam na glutowate wnętrzności. Obnażyłam pazury, i przekechałam po powierzchni jego żołądka. Czas znów ruszył, a smok zaryczał pełny gniewu i bólu. Wiedziałam iż zaraz mnie zaatakuje, więc znów zatrzymałam czas i uciekłam. Smocze łapy stały w powietrzu, więc próbowałam je pokrzyżować, lecz bez skutku. Musiałam działać szybko, bo zaraz wyczerpią mi się siły. Czas już ruszył, a Czaszkołaz mocno odepchnął mnie łapą. Uderzyłam o ziemię, i złapałam łapę. Zauważyłam Rainbow z kilkoma wilkami.
- Nie czas na ból i płacz, muszę walczyć. - syknęłam sama do siebie.
Z podkuloną tylną łapą podbiegłam do agresora i krzyknęłam do przywódczyni oddziału:
- Otoczcie go, jeśli to wilki ognia, i atakujcie! Jeśli nie, ratujcie sobie życie!
Pani Tęcza patrzyła z rezygnacją, i szeptała coś do oddziału. Wilki otoczyły smoka, a ja biegłam w jego stronę. Ten jedną ze swoich "podpór" ozdobił mój łeb szramą przechodzącą przez prawe oko. Zatrzymałam się, i dyszałam od biegu. Spuściłam łeb. Nic już mnie nie powstrzyma.
- Pani Słoneczko, UCIEKAJ! - usłyszałam za sobą.
- Nigdy. - warknęłam sama do siebie. - ATAKUJCIE! - to było do oddziału.
Wilki zaatakowały ogniem. Chciałam uciec od płomieni, lecz złamana łapa zaczęła boleć coraz bardziej.
- Chole*a! - przeklęłam w myślach.
Płomienie odpadły mojego ciała.
Potem już nie pamiętam.
Zemdlałam.

Rainbow? Czy pokonacie smoka? Co z Tobą?

29 marca 2018

Odchodzą

Powód: brak chęci do pisania opowiadań postaciami.

Naviira

28 marca 2018

Od Kesame cd. HG

Wpatrywałam się w niewielki strumyk, który przeciskał się teraz pomiędzy głazami. W szumie wody odnajdywałam spokój i ukojenie nerwów, dlatego też stałam jak słup soli, obojętna na wszystko, co dzieje się poza mną. Mimo zewnętrznego opanowania w mojej głowie kotłowały się najróżniejsze myśli, zaczynając od wojny, na Harbingerze kończąc. Chciałam go teraz nienawidzić, ale coś sprawiało, że bałam się zerwania kontaktu. Bałam się tego, że jeśli kompletnie go odrzucę, to później nie będę miała szansy, żeby wszystko naprawić. Uniosłam łapę i położyłam ją na środku strumyczka, przez co woda rozdzieliła się na dwa pasma i dopiero jakiś odcinek później złączyła się w jedno.
Może i szukałam sensu w czymś, czego nie było, może byłam w tym momencie kompletną kretynką, ale to uświadomiło mi, że nawet rozdzielone ścieżki życia znów mogą się spleść. Czy warto więc tyle czekać?
Odwróciłam się i zdecydowanym krokiem ruszyłam przed siebie, zostawiając na ziemi pojedyncze, mokre ślady.

Harbingera spotkałam na ścieżce prowadzącej do mojej jaskini i choć wiedziałam, że mógł iść gdziekolwiek, coś podpowiadało mi, że chciał się ze mną spotkać. Nie, nie chciał. Musiał. Stanął z zaciętym wzrokiem naprzeciwko mnie i czekał bez słowa na mój ruch. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do niego, tłumiąc w sobie strach.
- Witaj - zaczęłam, nie za bardzo wiedząc, co jeszcze mogłabym powiedzieć. Dziwne było to, co jego obecność ze mną robiła. Kiedy patrzyłam w jego kierunku, widziałam obok Ingreed.
- Nie zasłużyła na taką śmierć - odezwał się, patrząc gdzieś w bok. Spuściłam wzrok i uśmiechnęłam się smutno pod nosem. Miał rację.
- Jak szczeniaki?
Uniósł na chwilę brwi, jakby zupełnie nie wiedział, o czym mówię. Potem jednak spoważniał i wzruszył spokojnie ramionami.
- W porządku. Tęsknią za matką, ale dają sobie radę.
Nie do końca wierzyłam jego słowom, lecz skinęłam na nie łbem, uśmiechając się znów.
- Cieszę się - odparłam. Potem nastała cisza, w której jedynie mierzyliśmy się spojrzeniem.
Byłam dla niego ciężarem, koszmarem, który nawiedzał go po śmierci żony i dodatkowo komplikował sprawy. Nie potrafił jednak do końca się mnie wyrzec, bo miałam w sobie tę cząstkę, którą posiadała Ingreed, ten narkotyk, od którego się uzależnił. Ja z kolei zapadałam się w jego zielonych oczach, tak, jak Ingreed, kiedy jeszcze żyła, i tak, jak grono innych wader, które w przyszłości oczaruje.
Nie powinniśmy się wiązać i nie chcieliśmy tego robić, ale ciągnęło nas do siebie, bo żyliśmy przeszłością.
- Harbingerze - zaczęłam, może zbyt oficjalnie. Czułam się, jakbym podejmowała ten temat tysięczny raz i jakbym wiedziała, że nadal nie jestem na niego gotowa. - Chyba czas raz na zawsze wyjaśnić sobie pewne sprawy.

Harbi? Tę trudną część zostawiam Tobie ♥

27 marca 2018

Od Inanis - Oddział II #2

Wraz z Nicylem i Neronem walczyliśmy przeciwko smokom ognia. Gorące płomienie były wszędzie. Niektóre drzewa znikały z powierzchni ziemi, zamiast nich unosił się pył. Zmęczona biegałam wokół intruzów i z resztek sił próbowałam zrobić cokolwiek. Pot spływał po mnie. Nicyl krzyczał, żebym się wycofała, ale uznałam, że nie mogę tego zrobić. Nathing liczyła na nas gdy walczyła z resztą z innymi smokami. Nie mogłam tak po prostu się poddać i odejść. Nagle rozpędzona wywaliłam się i turlałam się po ziemi w stronę kamieni, aż w końcu na zaspie spadałam w dół i uderzyłam w nie.
- Zamyśliłam się? Muszę im pomóc. Teraz! - Próbowałam wstać. Widziałam zamazany obraz. Czułam ogromny ból. Mój ogon palił się. Płonął. Sporo krwi znajdowało się na mojej sierści.
- Inanis! - Usłyszałam krzyk. Moi towarzysze jakby nagle dostali zastrzyk energii. Walczyli, aż do momentu, gdy smoki zaczęły się wycofywać. Nie wiadomo z jakiego powodu, ale to wydawało się dziwne. Jasna strona Nicyl'a biegła w moją stronę i skoczyła z zaspy prosto do mnie. Neron obserwował odlatujące jaszczurki.
- Chciałaś się zabić czy co to miało być! - Krzyczał zdenerwowany Nicyl.
- To że dowodzisz to nie znaczy, że masz wszystko robić sama! - Mówił gasząc płomień na moim ogonie.
- Nie jest dobrze. Szybko Neron, musimy ją zabrać do ukrytej bazy wśród liści.
- Zrozumiałeeem - Wilki podniosły mnie po czym ostrożnie zanieśli w bezpieczne miejsce. Na miejscu powoli zaczęli opatrywać moje rany. Każdy bandaż, nie wiedzieć dlaczego, dopasowywali ze starannością. Nie bolało. Nagle zrobiło się ciemniej. Jakieś stworzenie przecięło niebo i sprowadziło cień na nasze głowy.
- Sprawdzicie to? Zaraz do was dołączę - Moi towarzysze wybiegli szybko z krzaków. Ja opatrywałam swój ogon. On bolał mnie najbardziej. Lekko czerwona plamka krwi ukazała się na białym jak śnieg tworzywie. Przesiąkała, aż w końcu była krwistoczerwonego koloru. Zanim zdążyłam wstać oni wrócili.
- To smok. I...
- No słucham - Z ciekawością słuchałam. Zresztą musieliśmy szybko działać.
- Nie znamy tej rasy... Jest zupełnie inna. - Zdziwiłam się. Wyszłam z zarośli i zauważyłam krążącą nad nami istotę. Ogromny czarny smok z żółtymi pazurami nie tylko od łap, ale i od skrzydeł postanowił wylądować. Łuski na jego skórze przesiąkała żółta maź. Takiego samego były święcące oczy bez kłębki duszy. Miał długi pysk z również żółtymi zębami, które miały różne kształty i były dość spore. Miał długą szyję lecz 2 krótkie nogi, a poza tym - skrzydła z pazurami na końcówkach.
- Co to do cholery jest? - Spytał mnie cicho Neron.
- Sama nie wiem uwierz mi. - Wielkie bydle patrzyło na nas. Bałam się wykonać najmniejszy ruch. Nie wiadomo do czego była zdolna bestia. Ale w końcu trzeba było coś zrobić. Ruszyłam się krok do przodu. Smok zionął złotem, a ja oberwałam mocno. Przez chwilę tak jakbym nic nie widziała. Ale trwało to tylko chwilę. Rzuciliśmy się na smoka. Bestia rzucała się na boki i głośno ryczała. Nawet mimo to nie miała, ani małej ranki. Tak jakbyśmy nic nie robili. Ani chwili wytchnienia. Cały czas powtarzaliśmy ataki i robiliśmy wszystko co w naszej mocy. Kręcąc się wokół gada. Ten postanowił się odwrócić do nas plecami. Wykonał zamach jego długim kolczastym ogonem w kolorze złotym i uderzył mnie w brzuch. Poleciałam prosto na skały. Poczułam smak krwi. Było jej coraz więcej i więcej, aż w końcu postanowiła wypłynąć. Czas jakby zwolnił, ale wreszcie uderzyłam w skały i wszystko wróciło do normy.
- Co to było?
- Inanis, wszystko okey?
- Tak, tak. - Wstałam i spróbowałam wbiec po ogonie i zaatakować w czuły punkt smoków QAN, ale niestety to nie zadziałało. Zamiast tego z jego głowy wyłoniły się rogi i poleciałam w górę następnie upadając na kochaną, twardą ziemię.
- Trzeba spróbować wszystkiego! - Zaczęliśmy próbować wszystkiego, ale nie działało nic. Byliśmy już naprawdę zmęczeni, bo minęło parę dobrych godzin. Nagle Nathing z resztą oddziału przybiegła do nas jako wsparcie.
- Co to ulicha za smok? - Spytała mnie, a ja podbiegłam do niej i wszystko opowiedziałam, oczywiście w skróconej wersji. Nie wiedziałam co robić. Smok był niczym z żelaza, albo czegoś bardziej twardego. Woda również na niego nie działała.
Po pewnym czasie i po próbach unicestwienia intruza, nagle zaczął powolnymi, ale nie leniwymi krokami. Był tak jakby ostrożny i zmęczony walką. Zaczął padać deszcz, ale nie sądzę, żeby właśnie to było przyczyną powodu wycofania się gada. Nikt za nim nie gonił. Byliśmy zmęczeni i odnieśliśmy sporo ran. *Czy da w ogóle się coś z tym smokiem zrobić?* Zadawałam sobie te pytanie przez całą noc. Ciemną, bezgwiezdną noc... Wtuliłam się w moje lekko zabarwione czerwoną jak kwiat róży krwią futro po czym zamyślona wreszcie zasnęłam. Rano zobaczyłam wpatrzoną we mnie parę oczu.
- Wow co tak nagle? Wystraszyłeś mnie... - Zobaczyłam wilka z czerwonym uśmiechem na futrze. To był Nicyl.
- Smok wrócił... Nie chce być chamski, ale my walczymy, a ty śpisz... - Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem.
- Oh wybacz nie mam czegoś takiego jak budzik... - Popatrzył na mnie po czym odwrócił się i zaczął biec, a ja zaraz za nim.
- Słuchaj dużo nad tym myślałam... Można by było spróbować go tak jakby skruszyć. - Basior zatrzymał się i popatrzył na mnie z zainteresowaniem.
- Skruszyć?
- Jest podobny tak jakby do kamienia. Twardy i tak dalej... - Kontynuowałam.
- Myślisz, że to zadziała?
- Zawsze można spróbować. Z tego co widzę to pomysły się skończyły prawda?
- Ale teraz musimy czekać na jasną formę.- Skinęłam głową co miało oznaczać odpowiedź twierdzącą. - Albo poprosić skrzydlaty oddział V o pomoc - Nicyl zmienił kierunek ruchu. Ewidentnie poszedł prosić o pomoc oddział V. Ja w tym czasie poszłam zaprezentować plan reszcie z oddziału II. W czasie gdy nie było jeszcze pomocy musieliśmy zająć się smokiem. Było dość słonecznie i nie było w ogóle wiatru, a intruz był pełen energii. Po czasie oddział V wreszcie do nas dołączył.
- Co mamy robić?- Spytała Ariene.
- Spróbujcie skrzydłami wytworzyć wiatr. Podejrzewam, że ten gad może mieć wiele wspólnego z kamieniem. Wiem, że będzie ciężko, ale trzeba spróbować.- Po czasie smok zaczął panikować. Cofał się i jego łuski zaczęły się kruszyć.
- Działa! - Krzyknął Neron. W końcu smok spróbował wzlecieć. Miał on o dziwo skrzydła. Ale nie udało mu się to. Były one strasznie okurzone tak jakby nie używał ich od lat. Nawet one się kruszyły. Gdy ten próbował się wznieść nie zauważył coś na styl klifu. Oddział drugi zaczął próbować go spychać i w końcu się udało. Ryk, tyle po nim zostało. Podziękowałam Ariene oraz całej jej drużynie za pomoc. Przydała się ona. Nie zobaczyłam więcej takiego smoka. Może była to jedno razowa, wyjątkowa Hybryda? Nie wiem...

<1103 słów - 30 pkt.>

26 marca 2018

Od Orbisa CD. Loedia

Co się właśnie stało? Dlaczego Loedia zniknęła? Spadła z urwiska…? Podbiegłem do krańca osuwiska i ujrzałem waderę, która jakby czas się zatrzymał, spadała powoli w dół. Instynktownie wystrzeliłem jak z procy by ją ratować. Znalazłem bezpieczne zejście i wskoczyłem za nią do wody. Poczułem jak uderzam w chłodną taflę wody, która powoli poczęła moczyć moje ciało. Zanurkowałem na samo dno łapiąc waderę za grzbiet. Wynurzyliśmy się, była nieprzytomna. Co się dziwić – uderzyła w lód, a po drodze zapewne zahaczyła o jakieś gałązki. Nacisnąłem kilka razy łapą na jej klatkę piersiową. Za którymś razem wypluła wszystko, co siedziało jej w gardle. Na chwilę ociężale otworzyła oczy, jednak od razu po tym ponownie je zamknęła.
- Odpocznij…
Postanowiłem rozpalić ognisko, by ogrzać nas oboje. Przyniosłem kilka patyków oraz krzesiwo. Napotykając pewne trudności, udało mi się w końcu rozżarzyć płomień. Lekko przysunąłem Loedię bliżej ognia, a sam usiadłem obok. W końcu wadera, zaczęła się wybudzać. Spojrzała na mnie swoimi krwistymi oczyma z pytającym, a zarazem zmęczonym spojrzeniem. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Zabiliby mnie, gdybyś nie wróciła.
Zdawało się, jakby nie wiedziała, co ma odpowiedzieć.
- To głupie. Ktoś może nas zauważyć – mruknęła.
Postanowiłem w odpowiedzi powiedzieć coś, co mogłoby wprawić ją w zakłopotanie.
- Bez problemu mogłaś się wynurzyć. – odwróciłem się w stronę źródła ciepła.
Po paru sekundach usłyszałem odpowiedź.
- Owszem – przyznała – Ale po co?
- Może po to, żebym i ja nie musiał moczyć swojego futra, dla dobra niby to samodzielnej księżniczki. – wytknąłem język.
- Jesteś okropny. – odwróciła się z wyrzutem. – Skoro tak Ci szkoda swojego futerka, nie musiałeś za mną skakać.
- Jednakże, to zrobiłem. Chciałbym usłyszeć wyrazy wdzięczności.
- Zapomnij. – skrzywiła się.
- Loesiuuu~
Zrobiłem duże oczy.
- Odsuń się ode mnie. – odsunęła się.
- Jeśli już wydajesz komuś rozkazy, raczej nie powinnaś sama ich wykonywać. – uśmiechnąłem się. – Może to wprowadzić w zakłopotanie~
- Odsunęłam się, bo sam byś i tak tego nie zrobił.
- Zapewne nie. W końcu dalej się trzęsiesz, a nie mógłbym pozwolić, żebyś się przeziębiła czyż nie?

Loesia? Wybacz, wybacz, wybacz za dłuuuuugą przerwę T_T

Od Seele "Klucze"

Tym razem płonęła. Niczym spadająca gwiazda, ale nią nie była. Upadła obok mnie. Biła od niej dziwna, jasnoniebieska poświata. Spojrzała na mnie swoimi niejednolitymi ślepiami. Chciałem się odezwać, lecz nie mogłem. Matka podeszłą do mnie i lekkim skinięciem głowy wskazała las za mną. Gdy się odwróciłem, ujrzałem białego gołębia. Ingreed zniknęła, pozostawiła po sobie tylko głupiego ptaka. Dlaczego takie dziwne zwierzę zostało symbolem pokoju?
~~~
Otworzyłem oczy i od razu skierowałem się na zachód, w stronę, którą wskazała mi mama. Przebiegłem kilkaset metrów, zanim dostrzegłem ptaka. Biały gołąb siedział na najniższej gałęzi śnieżnobiałej brzozy. Kiedy mnie dostrzegł, delikatnie wzbił się w powietrze, a następnie usiadł na moim grzbiecie. Kolejny do kolekcji.
~~~
Jej oczy były czerwone, podobnie jak łzy, które uroniła. Tym razem osobiście przyniosła mi klucz. Była to harpia. Wielka, z ostrymi szponami. Wyglądała zwyczajnie, zdradzały ją jedynie oczy. Rzuciła mi się do gardła.
~~~
Ptak siedział na balkonie, wpatrzony w gołębia, który już dawno powinien być martwy. Sam bym go chętnie zjadł. Obrzuciłem, krótkim spojrzeniem resztę wieży. Była obwieszona przeróżnymi klatkami, każda z nich miała swojego lokatora. Sowy, gołębie, papugi, ptaki drapieżne, skowronki, sikorki oraz kruki, to tylko cząstka tego, co kryje się w starej wieży. Z dnia na dzień kluczy przybywa, rodzą się nowe pytania, a odpowiedzi na to nie zna nikt.

C.D.N.

Powitajmy Aimer!

Lepszy jeden mały czyn, niż tysiące planów.
Imię: Aimer
Pseudonim: Aim, Aimie? Nie zwraca na to szczególnej uwagi.
Wiek: 7 lat
Płeć: Wadera
Charakter: Aimer to radosna wilczyca, która zawsze stara się być optymistką. Lubi przebywać w towarzystwie innych wilków lub, jak uważa, w towarzystwie Wilczych Dusz. Czasami nawet próbuje z nimi rozmawiać. Zawsze trzyma się z dala od walki. Nie przepada za rozwiązaniami siłowymi. Woli rozmawiać. Uważa, że w każdym drzemią dwie dusze, dobra i zła, ale nakarmić można tylko jedną...
Wygląd: Aimer jest śnieżnobiałym wilkiem. Ma jasne zielone oczy. Końcówki uszu są czarne, jak również koniec ogona. Jest ona dość chuda i wysoka. Jej futro jest bardzo miękkie i ciepłe.
Stanowisko: Uzdrowiciel
Umiejętności:
Intelekt: 8 | Siła: 5 | Zwinność: 6 | Szybkość: 6 | Magia: 10 | Wzrok: 5 | Węch: 5 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Duszy
Żywioły: Dusza & Sny
Moce:
- możliwość leczenia ran,
- rozmowa z duszami,
- manipulacja uczuciami duszy wilka,
- możliwość manipulacji snami.
Rodzina: Matka i ojciec ze starej watahy, w której się urodziła.
Partner: ---
Potomstwo: ---
Historia: Aimer miała szczęśliwe dzieciństwo. Otoczona ciepłem matki odkrywała świat. Odkryła dar leczenia, dzięki któremu mogła natychmiastowo leczyć rany następnie, go opanowała. Gdy trochę dorosła wataha, do której należała, została zaatakowana przez wilki z innego stada. Aimer wtedy uciekła. Przemieszczała się tak po świecie przez dość sporo czasu i znalazła watahę zwaną Watahą Smoczego Ostrza. Trochę zajęło jej opanowania się po śmierci rodziców, ale może ona rozmawiać z ich duszami.
Właściciel: DarkStormFT
Ocena: 0/0

Quiz!

Spóźniłam się, wiem, ja zawsze się spóźniam. W zeszły czwartek WSO obchodziło swoje trzecie urodziny. Z tej okazji mam dla was quiz o blogu i jego członkach. Zasady są dość proste. Aby odpowiedzieć na pytanie, w wiadomości prywatnej (czyli na howrse, doggi lub mailu) wpisujemy kolejno numerki pytań, a obok nich odpowiedź. (przykładowe rozwiązanie quizu) Każde pytanie ma określoną liczbę punktów. Na koniec zdobyte punkty można wymienić na Lupus (1 pkt = 2 L) lub przedmiot ze sklepu o danej wartości (czyli jeśli posiadamy np. 250 pkt możemy kupić Naszyjnik Telepatii, który kosztuje 500 L lub wymienić punkty na 500 L). Jeśli nie znamy odpowiedzi na pytanie, możemy poprosić o podpowiedź. Dostaniemy wtedy o połowę mniej punktów. Nie zapominajmy jednak, że większość rzeczy znajdziemy na blogu. Dodatkowo, osoby, które odpowiedzą poprawnie na wszystkie pytania, otrzymają jednorazową zniżkę -50% na wszystkie przedmioty ze sklepu.
Pytania zawierające podpowiedzi oznaczone są gwiazdką (czyli tym symbolem *)



nr. 1
Pytanie: Jak nazywała się druga alfa watahy, gdy ta została otworzona?
Punkty: 80 pkt

nr. 2*
Pytanie: Jaka emotka została zawarta w pierwszym opowiadaniu, jakie pojawiło się na watasze?
Punkty: 70 pkt

nr. 3*
Pytanie: Jak miał na imię pierwszy wilk, jakim Ariene - obecnie administratorka - dołączyła do WSO?
Punkty: 100 pkt

nr. 4*
Pytanie: Ile przymiotników ma post, który opublikowany został 1.04.2016?
Punkty: 100 pkt

nr. 5*
Pytanie: Kto został czwartym "najaktywniejszym wilkiem"?
Punkty: 70 pkt

nr. 6*
Pytanie: Jak nazywa się trzynasty blog, widniejący na liście współprac?
Punkty: 70 pkt

nr. 7*
Pytanie: Ile lat miał Beast, gdy został wyrzucony?
Punkty: 100 pkt

nr. 8
Pytanie: Którą ręką pisze Kesame - właścicielka bloga?
Punkty: 100 pkt

nr. 9*
Pytanie: Jak wyglądały włosy Yeager?
Punkty: 50 pkt

nr. 10*
Pytanie: kto jest autorem obrazka Rammstein'a?
Punkty: 100 pkt

nr. 11
Pytanie: Jaki kolor miały słuchawki Corners?
Punkty: 80 pkt

nr. 12
Pytanie: Kto jako pierwszy zgłosił się do portalu randkowego?
Punkty: 100 pkt

nr. 13
Pytanie: Do czego służy Różdżka Astrei?
Punkty: 100 pkt

nr. 14
Pytanie: Jakimi żywiołami włada Varen?
Punkty: 50 pkt

nr. 15
Pytanie: Jak nazywała się pierwsza postać, jaka odeszła z WSO?
Punkty: 100 pkt


Odpowiedzi wysyłać do mnie do 10 kwietnia. - Ariene.

25 marca 2018

Od Rainbow cd. Sunset - Przywódcy #3

Niewiele myśląc, wymierzyłam Pani Słoneczko porządnego kopniaka prosto w brzuch. Odskoczyła na kilka metrów, krzywiąc się z bólu. Ja tymczasem błyskawicznie wstałam.
- Człowiek szuka oddziału, a tu się taki gniot napatoczy, co nie odróżnia mnie od smoka! - Odeszłam dalej z obrażoną miną. Wadera wpatrywała się w mnie dziwnie.
- Zgubiłaś swój oddział?
- Nie, świętego Mikołaja. Oddział. Szósty. - parsknęłam i przyspieszyłam kroku.
- Jak?
- No właśnie - zaczęłam aroganckim tonem - nie wiem, jakim cudem całkiem spory oddział zniknął z cholernej bazy! Poleciłam im wyraźnie i jasno - mieli zostać w miejscu, wracam z zebrania przywódców - wszyscy znikli. Rozpłynęli się w powietrzu, trafił ich szlag?! Nie wiem, cholera! Szukam ich od dwóch godzin, a tutaj jakieś nieogarnięte słonko wpada i mnie atakuje! Ty wiesz, jak to jest zgubić dwudziestoosobowy oddział?! - ryknęłam wściekle, drepcząc w miejscu. Pani Słoneczko stała, cierpliwie słuchając wszystkiego.
- Yy.. - przerwała monolog - ale jak to się w ogóle stało?

*kilka godzin wcześniej*

- I nie ruszajcie mi się tu. Jak poleziecie w jakieś inne miejsce, będziecie wstawać dwie godziny wcześniej. Cały miesiąc - ziewnęłam apatycznie, po raz kolejny upominając oddział. Nadal nie miałam pojęcia, po kiego licha na przywódczynię wybrano mnie, ale to nie był czas na rozmowy. Należało się spieszyć. Zebranie przywódców było lada chwila. Jeszcze raz upomniałam Zero (uczucie, gdy samiec Alfa słucha się ciebie i tylko ciebie - niezapomniane) i podążyłam szybko.
Zebranie minęło bez dalszych niedogodności. Droga powrotna również. Większą niespodzianką okazało się..
- Jak to pustka? - zapytałam siebie samą. Tymczasowa kwatera była pootwierana na wszystkie spusty. Ziemia była zdeptana przez wilcze łapy. Rzeczy porozrzucane. Wszystko wskazywało na to, ze uciekli. Tylko przed czym?
- Co tu się właściwie stało?

*teraz*

- Powiedzmy, że poleciałam na zebranie, a gdy wróciłam, cały oddział znikł. Rozpłynął się w powietrzu, dopadła ich Wróżka Zębuszka - tego nie wiem i próbuję zgadnąć. A teraz dziękuję, miłego dnia. - Zanim zdezorientowana wadera zdążyła się odezwać, byłam już daleko.

*pózniej*

Dreptałam zaciekle wzdłuż tropu jednego wilka z oddziału. Chyba. Równie dobrze mógł to być zupełnie inny wilk, który nic nie wiedział.
Zatrzymałam się nagle, tkwiąc w miejscu. Trop urwał się. Tuż pod skrajem polany. W powietrzu niemal wyczuwało się grozę.
- Taak, boję się - parsknęłam i ruszyłam naprzód. Wyszłam z cienia na łączkę
W przeciągu kilku milisekund wydarzyły się dwie rzeczy. Pierwsza - znajomy żółty błysk mignął koło mnie. Pani Słoneczko. Skąd się tu wzięła?
Druga. Ogromny smok, złożony z kości i jakiejś galaretki, wylazł z cienia i najwyraźniej chciał zrobić z mnie burrito. Wspaniale. Ryknął głośno, opluwając mnie przy okazji swoją śliną. Jeszcze lepiej. Wyśmienicie. Zapanowała chwilowa cisza.
- O cholera.

Sunset? Co się stanie? Możesz uszkodzić Rainbow, spokojnie xd

<punkty zostaną wpisane po zakończeniu questu>

Aktywność

Znów przyszła ta pora, kiedy to muszę opublikować długą listę wilków, które to nie napisały nic od dwóch tygodni:


  • Akkyachi
  • Annabell
  • April Black Fire
  • Armin von Belver
  • Asacrifice la Blue Fire
  • Aseran
  • Bellona
  • Carfid?
  • Chaster
  • Destynea
  • Emily
  • Englie
  • Haxemon
  • Hesher
  • Humphrey?
  • Inveth
  • Jinny
  • Kalista Laguna Merlin
  • Kelly
  • Kesame
  • Kiara
  • Lilith
  • Millie
  • Naomi
  • Nathing
  • Neron?
  • Oblivion
  • Odrzucona
  • Orbis
  • Rachel
  • Rainbow
  • Rena
  • Reyley
  • Sanguis 
  • Sapphire
  • Seele
  • Sinustria
  • Sussano
  • Symonides
  • Taiyō Dihibatan
  • Taravia
  • Tera
  • Terra
  • Will
  • Ysquel
  • Zack
  • Zefir
  • Zero Black Fire
  • Zoe
Tak więc czas na przesłanie opowiadań macie do siódmego kwietnia. Wilki, które opowiadań nie wyślą (również te należące do adminów) zostaną wyrzucone.
Pozdrawiam moją żonę, która zrobiła aktywność za mnie.

~ Ariene

Aktualizacja Formularzy

Do formularzy wilków dodane zostały dwa nowe punkty. Są to:


  • Głos - Nie, nie link do piosenki na YouTub'ie, a opis jego brzmienia.
  • Jaskinia - Opis wyglądu mieszkania naszego wilka. Niekoniecznie musi on zamieszkiwać jaskinię. Może to być także suchy pień drzewa, nora, czy co tam wymyślicie. Wedle uznania, mieszkanie może mieć meble (takie jak szafa, komoda...) a może ich nie mieć. Wybór należy do was.
Nie są one punktami obowiązkowymi. Jeśli jednak ktoś zechce je wypełnić, odsyłam na prywatną pocztę któregoś z adminów (niech mi tylko ktoś spróbuje na chacie przesłać to zabiję xd po coś te prywatne poczty jednak są).

~ Ariene

Od Zafiry CD Nurii

Przyjrzałam się uważnie brązowo-szarawej waderze. Jej jasne, błękitne oczy błysnęły w słońcu.
- Jesteś nowa, prawda? Nie widziałam cię tu wcześniej. - powiedziałam spokojnie przekrzywiając głowę na bok, by lepiej przyjrzeć się nowej znajomej.
- Tak, zgadza się.
Uśmiechnęła się w moją stronę, podnosząc się z trawy. Zielone źdźbła zaszeleściły, gdy to zrobiła. Sprawiała wrażenie istoty dość długiej, niczym wilcza wersja jamnika, otulona gęstszym futrem. Może było to jedynie zasługą połączenia smukłej sylwetki z długim ogonem, a może faktycznie była ponad przeciętnej długości. Moja aparycja była jednak równie dziwna, bowiem krótkie łapki wyglądały co najmniej śmiesznie, dlatego też skupiłam się raczej na czułkach. Nie miałam jeszcze okazji spotkać się z czymś podobnym.
- Powiedzieli ci, że trwa tu wojna? - mój głos w dalszym ciągu był nadzwyczaj spokojny, nawet, gdy wspominałam o trwającym tu ataku smoków - Po twoim spokoju wnioskuję, że nie. Mam rację?
Zaskoczone spojrzenie wilczycy badało mnie dokładnie, nie do końca wierząc w to, co właśnie usłyszała.
- Wojna? - zapytała dalej nie dowierzając moim słowom.
Przytaknęłam lekko.
- Ze smokami. Ale ja nie walczę...
Tu ponownie pojawiło się zaskoczenie ze strony nieznajomej.
- Nie możesz? - usłyszałam.
- Nie chcę. - i nastąpiła chwila ciszy, jakby żadna z nas nie wiedziała, co zrobić dalej - Jestem Zafira, tutejszy psycholog. - przedstawiłam się, wyciągając łapę w stronę wadery.

Nuria?

20 marca 2018

Powrót!

Do watahy powraca Alpe-lusja! Powitajmy ją ciepło!



19 marca 2018

Od Naxeta cd. Alvarian

Czując, że na policzki wypływa mi szkaradny rumieniec, obróciłem łeb na zachód. W milczeniu wpatrywaliśmy się w czerwone słońce.
Scena była tak magiczna, że nawet ja nie odważyłem się odezwać. Oglądaliśmy ten magiczny zachód zupełnie niepomni na to, że jeszcze przed chwilą nas i naszych współbraci gonił przerażający potwór. Istniało jedynie słońce i my.
Gdy różowa łuna nikła daleko na horyzoncie, wargi białowłosej poruszyły się w takt słów:
- I tak kończy się dzień.
- Niezwykły dzień - dodałem cicho, jakby w obawie, żeby nie zniszczyć tej cudownej atmosfery. Ona spojrzała mi w oczy i w zamyśleniu pokiwała głową.
W chwilę póżniej dotarło do nas jednak, że należy wspomóc - może walczących już resztkami sił - towarzyszy.
Ostatnie promienie ginęły za naszymi plecami, gdy pędziliśmy z powrotem w stronę moczarów. Los ironicznie się do nas uśmiechał; od samego rana ganialiśmy w jedną i drugą, gonieni bądź goniący - przy czym częściej gonieni. Non-stop w opałach, niemalże bez wytchnienia. Nie szukaliśmy naszego oddziału - bo też tym akurat razem nie trzeba go było szukać. Już z daleka było słychać niezłą rozrubę.
I tak oto - jako czyn powinności, czy może już bohaterstwa (łuna blasku wręcz lśniła w futrze Alvarian, gdy stanęła na nieszczęsnej tej polanie) wypadliśmy z zarośli na pole bitwy.
Wszystkie oczy skierowały się na nas, nieszczęśliwie z winy niezapomnianego wejścia - na sam środek sceny, tuż obok łap smoka. Starczy mi widoku jego cielska do końca życia.
Nim Rena zdążyła zawołać cokolwiek w naszą stronę, bestia pochyliła swój łeb i spojrzała prosto na nas, tak, że nasz wzrok utkwił w jej ślepiach. Zrobiło mi się dziwnie niedobrze, w chwilę później świat zaczął się nieprzyjemnie rozmywać...
Wtem Alva chwyciła mnie za pysk i przekręciła go w swoją stronę. Jak przez mgłę dotarły do mnie jej słowa...
- Nie patrz mu w oczy.
Nie patrz mu w oczy.
Powoli zacząłem się otrząsać.
- Dzięki - zdążyłem wymamrotać, zanim szarpnęła mnie mocno w jakąś stronę, instynktownie zacząłem biec razem z nią.
Podjęła mądrą decyzję: niedługo byliśmy nie bardziej zagrożeni niż reszta oddziału. A to już coś.
Walczyliśmy czym się dało, rzucaliśmy kamienie, drewno, używaliśmy mocy - to jest, chciałem powiedzieć, oni używali. Nikt nie zbliżał się do poczwary, bo podobno ostro poparzyła któregoś z wilków kwasem.
Ale dalsza walka była bezcelowa; chociaż potwór nie zbliżał się do nas, my nie zbliżaliśmy się do zwycięstwa.
- Jak długo już się znamy? - zwróciłem się w pewnym momencie do Alvy.
- Dwa dni?
Chociaż tak realne i prawdziwe, było to takie nikłe i śmieszne.
,,Oby nasza znajomość nie zakończyła się w tym miejscu" pomyślałem. Spojrzałem jej w oczy - a ona wiedziała - to wszystko - tak samo dobrze jak ja.
Raz kozie śmierć. Spełniłem swój zamiar. Odwróciłem się od jej błyszczących ślepi i rzuciłem się do przodu - na smoka.
Plan zadziałał, gad nie spodziewał się ciosu, przeniósł na mnie swój koszmarny wzrok. Jak armia, której uda się przełamać szyk bojowy wroga, gromada wilków dopadła czarne monstrum - a ten, kto stałby z boku zobaczyłby, jak bestia, niczym zwierz ugodzony w najczulszy punkt, chwieje się, rzuca, aż w końcu upada - i już nie wstaje. Już jest martwy.
Smok, po tylu trudach, był martwy. Nie żył.

*****

Jak dobrze było w końcu odpocząć, po trudach dnia codziennego.
- Możnaby w sumie uznać, że znamy się od dwóch lata - zwróciłem się do Alvarian.- Nie byłoby to do końca kłamstwo.
W odpowiedzi na jej pysku zamajaczył uśmieszek, tak subtelny i delikatny, jak cała ta figura.
- Nadal nie zostałam przyjęta do watahy.
- No cóż, sądzę, że teraz zostaniesz przyjęta z wszelkimi honorami - odparłem.
W uszach rozbrzmiał mi jej delikatny, perlisty śmiech.

Alva? Może pora żebyś w końcu została przyjęta? c;

Nowa wadera - Soraya!

Rune by kalambo
kalambo
Jeden dzień, jak jeden rok.


Imię: Soraya
Pseudonim: Sori, Roy, Raya, bez różnicy.
Wiek: 9 lat
Płeć: Wadera 
Charakter: Soraya jest niepoprawną romantyczką, lecz stroni od basiorów. Od wielu lat była ślepo zakochana w tym, który nie powinien istnieć. Uwielbia marzyć, często wyobraża sobie swoją przyszłość. Z wiekiem nauczyła się odróżniać dobro od zła, mimo to wielokrotnie wpada w tarapaty. Miewa dni, kiedy jest całkowicie zamknięta w sobie. Powracają wspomnienia, a z nią mroczna przeszłość. Czasami ma ataki paniki, płacze bez powodu. Lubi słuchać, nie znosi mówić. Boi się chorych, choć z powodu tego, że mało je, sama często choruje. Roy ma wiele twarzy, ale nie jest w stanie skrzywdzić kogoś, kogo kocha. Jest sentymentalna. Nałogowo spełnia swoje marzenia oraz wszystkie zachcianki. Zazwyczaj jest przyjazna, ale tworzy wokół siebie niewidzialną granicę. Gdy ktoś ją naruszy, wadera płoszy się i znika. Uwielbia faunę i florę. Potrafi całe dnie spędzać w lasach lub w morzu. Lubi również czytać stare legendy, zatapiać się w świecie idealnym.
Wygląd: Wadera jest wysoka i wygląda jak najzwyklejszy wilk. Wbrew pozorom jest bardzo chuda. Szata jej jest bardzo gęsta, koloru biało-szarego, tylko pysk i końcówka ogona są dodatkowo naznaczone rudymi włoskami. Teraz przejdźmy do łap, a są one długie i bardzo umięśnione. Zakończone, czarnymi, krótkimi i niestety tępymi pazurami. Brzuch jest mocno podkasany. Mankamentem urody Ray według niej samej jest głowa. Niewielka, lecz zakończona zbyt długim pyskiem. Wadera uwielbia za to swoje oczy, są one koloru morskiej zieleni, niektórzy określali je mianem lodowej pustyni. W wieku dwóch lat wpadła w zasadzkę. W walce straciła kawałek lewego ucha.
Głos: Soraya ma cichy, delikatny głos. Jest czysty. Nie wyróżnia się niczym szczególnym.
Stanowisko: Bibliotekarz
Umiejętności: Intelekt: 15 | Siła: 10 | Zwinność: 3 | Szybkość: 5 | Magia: 5 | Wzrok: 5 | Węch: 2 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Nieba
Żywioły: Woda, Metal
Moce: Tworzenie burzy, zazwyczaj dzieje się to samoczynnie podczas zmiany nastroju. 
Swoją obecnością wpływa na humor wilków przebywających w jej towarzystwie.
Potrafi formować chmury w przeróżne kształty oraz wywoływać deszcz. Moc, która ją chroni to deszcz piorunów. Oddychanie pod wodą.
Rodzina: Była i się zmyła.
Partner: Nie uważa się za zbyt atrakcyjną, ale wie, że gdzieś tam czeka na nią ten jedyny, być może nawet o tym nie wie. Jeśli nie to zostanie sama, nieszczęśliwie zakochana.
Potomstwo: Może kiedyś.
Historia: Urodziła się w odległym królestwie. Jako dwuletnia waderka zakochała się w basiorze z opowieści starszyzny. Nikt o tym nie wiedział. Zresztą historia była mitem, a słynny Duch nie miał prawa żyć, a jednak. W feralny dzień, kiedy niemalże została zabita, ktoś przybył jej na ratunek. To był on. Słynny Duch. Wyrwał ją ze szpon zła, nie tylko tego, które jest widoczne dla oka. Samiec o intensywnych, zielonych oczach i granatowym futrze rozkochał ją w sobie bez pamięci. Zdradził sekret. Nagle wszystko runęło. Jedna iskra i już. Zniknął, a wraz z nim wszystko, co dobre. Pozostawił po sobie tylko pytania. Soraya opowiedziała o tym starszyźnie. Uznano ją za obłąkaną. Wadera ze strachu przed światem zamknęła się w bibliotece. Minęło wiele lat, zanim odważyła się wyjść i nie wrócić nigdy więcej. W podróży, która trwała trzy lata urodziła się na nowo. Pozostawiła przeszłość za sobą. Codziennie budziła się i dorastała. Nigdy nie znalazła swojego miejsca, ale pewnego dnia znów spotkała swojego Ducha, który doprowadził ją tutaj.
Przedmioty: ---
Jaskinia: Sorr mieszka w centrum. Jej mieszkanko jest zwykłe i małe. Posiada w nim kominek, w którym zawsze się pali, aby w domu było ciepło. Nie licząc tego, posiada łóżko i stolik.
Właściciel: Fever

Od Nicyl'a Odział II #1

*Ciemna Forma*
Nathing poinformowała nas o tym, że Miejsce Kultu zostało zaatakowane przez smoki. Zrozumiałe było, że mamy tam natychmiast ruszyć. Wszyscy się zebrali i pełni gotowości ruszyliśmy. W pierwszym momencie byłem zdziwiony, bo było bardzo cicho. Żadnej oznaki życia. Tylko wrota co jakiś czas skrzypiały, a poza tym nic. Totalna cisza. Nie tylko ja się zastanawiałem dlaczego nie ma smoków. Resztę również.
- Co się dzieję? Czyżby "alarm" był fałszywy? - Zapytałem ze zdziwieniem. W końcu miało tu być pełno smoków. Od kogo w ogóle była ta wiadomość?
- Wydaje mi się, że nie. Mam złe przeczucia. Lepiej będzie jak przeszukamy teren. - Nathing wydawała się być zdenerwowana, ale też nie do końca. Jej mina była również trochę wystraszona. Chociaż i tak mimo to zachowywała swoja "żelazna minę".
- No to zaczynamy. - Wypowiedział się wilk stojące gdzieś w gromadzie. Zaczęliśmy uważnie, ale ostrożnie penetrować wzrokiem Kult. Po przeszłej godzinie wszyscy uznali, że tu po prostu nic nie ma.
- W takim razie wracamy. Nie widzę sensu marnowania czasu na pobyt tu skoro i tak raczej nic nie znajdziemy.
- Ale przecież nie wszystko przeszukane... - Nathing widocznie zmarszczyła czoło i popatrzyła na mnie.
- Ale większość tak. Smoki nie są miniaturowych wielkości, aby móc, aż tak dobrze się schować. - Nie zważając na słowa Nathing zacząłem wpatrywać się we wszystko głębiej. Po chwili zdołałem zauważyć smukłą sylwetkę. Natychmiastowo podszedłem do przywódcy i wyszeptałem mu, że mamy gościa. Zbliżyłem się i sprawdziłem ostatni ołtarz. Za nim stała dość wysoka wadera. Jej niebieskie oczy spoglądały na mnie jak na jakiegoś dziwaka. Futro było brązowe, a na końcu ogona lśniła żółta część włosów układająca się w kształt liścia. Tak również było z jej kolczykiem w uchu. Zapatrzony nie zorientowałem się jak zaczęła uciekać, a moi towarzysze za nią krzycząc, abym się ogarnął i wreszcie ruszył. Po paru sekundach ruszyłem. Wilczyca pędziła prosto na centrum. Co mi się nie podobało. Byłem stosunkowo w tyle, bo bieg to nie moja specjalność. Gdy dotarłem moim oczom ukazała się Diathesis wraz z Kesame, Haxemonem i Kalistą. Intruz leżał na ziemi.
- Dobry wieczór. - Przywitałem się po czym dostrzegłem niepokój Kesame.
- Nie przypominam sobie ciebie. Nie należysz do naszej watahy prawda? - Wilczyca nie odpowiedziała na pytanie Alfy naszej watahy. Zamiast tego z ironią patrzyła na nas wszystkich.
- W zasadzie to mógłbym z nią porozmawiać. - Podszedłem do Kesame i dokończyłem...
- Aby odpowiedziała na twoje pytanie. - Przez całą wojnę widać było, że Kesame się bardzo stresuje. Nie chciałem, aby ta wadera dołożyła jej nerwów.
- No dobrze... Mam nadzieje, że nie jest ona szpiegiem. Jeżeli jakakolwiek wataha planuje w ciężkiej dla nas sytuacji zaatakować to wiedz, że to wasz błąd. - Kesame spojrzała na waderę po czym z resztą poszła w stronę jaskini. Ja pomogłem waderze wstać i poszedłem z nią w przeciwną stronę w miejsce z którego raczej nie da rady uciec. To była taka stara nora do której weszła samica, a ja zaraz za nią.
- Co cię do nas sprowadza? Czyżbyś szpiegowała nas? - Wadera popatrzyła na mnie i gdy już otwierała pysk, zniechęciła się i odwróciła wzrok.
- Chciałbym, abyś jednak odpowiedziała na moje pytanie. Oszczędzisz sobie tylko stresu. - Wadera ponownie na mnie popatrzyła.
- Nie chciałam uciekać, ale się wystraszyłam. Naprawdę nie wiedziałam, że to wasz teren! - Z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Sam nie wiedziałem czemu, bo przecież nie miałem zamiaru jej nic zrobić. W zasadzie to nikt jej nic nie zrobił. Poza tym, że Kesame przeleciała ją wzrokiem, co dla mnie jest straszne, nic się nie stało.
- Spokojnie.. Nic się przecież nie dzieje. Kim jesteś? - Zareagowałem.
- Czy to ważne? Pewnie i tak mnie zabijecie czy coś w tym stylu. - Z niedowierzaniem patrzyłem na waderę. Moja wataha nie była tak okrutna. Mimo iż nie jestem w niej niedługo wiem, że reszta ma dobrą duszę.
- Nie. Dlaczego? Nie mamy do tego podstaw. Co innego gdybyś szpiegowała. Z twojej odpowiedzi na moje pytanie wnioskuje, że tego nie robiłaś. Generalnie nie mamy żadnego konfliktu z innymi watahami.
- Ja nie należę do żadnej watahy. Nigdy więcej nie będę. Wolę chodzić swoimi drogami.- Po tych słowach ona posmutniała, a mnie masakrycznie zaczęła boleć głowa. Chwyciłem się za nią mocno.
- Wszystko gra? - Spytała, a ja nie wiedziałem co powiedzieć. Szybko wybiegłem po jakiegoś wilka, aby jej przypilnował.
*Jasna Forma*
Bylem niedaleko od mojego oddziału. Tak jak bym szedł w ich kierunku. Za moimi plecami usłyszałem kroki. Gdy się odwróciłem zauważylem nie znana mi waderę, która szybko przemieszczała się i była coraz dalej.
- Hey Nicyl! - Krzyknął Neron.
- Coś mi się wydaje, ze ciemna strona miała pilnować naszego "szpiega". To rześ se wybrał moment na zmianę.- I zachichotał pod nosem.
- Wiesz ze ja nad tym nie panuje. Pojmujesz jakie takie życie jest ciężkie? Żadna wadera cie nie polubi. - Chociaż podoba mi się taka jedna to i tak nie mam szans. Przez ciemna stronę..
- Wspaniała...
- Mówiłeś coś? - Wilk popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Nie, nie wszystko gra.
- Ci w głowie same wadery... Haha! Dobra chodźmy, bo my tu śmiechy, a reszta walczy ze smokami.- Po walce z wrogami czułem się zmęczony. Bylem trochę ranny, ale nie przeszkadzało mi to. Zaczęła mnie boleć głowa. Podeszła do mnie Nathing i przeleciała mnie wzrokiem. Widać było, że oczekiwała na ciemna formę...
*Ciemna Forma*
Gdy się obudziłem, ewidentnie byłem w innym miejscu. Nathing patrzyła na mnie, a ja wraz z nią w jednym momencie spytałem:
- Gdzie jest wadera?
- Nie wiem. Nie byłem sobą. Wiem tylko, że nie należy ona do żadnej watahy. Poza tym biegłem po kogoś, ale chyba nie zdążyłem... - Wilczyca patrzyła mi w oczy.
- Trzeba ją znaleźć. Nie mamy pewności czy kłamała, ale mam wrażenie, że wie coś więcej.
- To będzie ciężkie. Ona jest szybka, może być już daleko, a my mamy wojnę na głowie. W każdym momencie mogą przybyć smoki. Nie możemy zamartwiać się waderą... - Nathing odwróciła wzrok i popatrzyła w niebo.
- Wiem, że zawiodłem.. W pewnym sensie... Ale przecież nie zaszkodzi nam ona bardziej prawda?
- Wiesz o niej cokolwiek?
- Mówiła, że nie wiedziała, że to nasz teren po czym zaczęła przepraszać i płakać. Powiedziała też, że nie należy do żadnej watahy i że nigdy więcej nie chce należeć.- Odpowiedziałem i wpatrywałem się w Nathing, mimo iż myślami byłem daleko stąd. Myślałem właśnie o niej.
- Możemy wywnioskować, że była kiedyś w jakiejś watasze. Powiedziała jak się nazywa? - Po chwili rozmyśleń odpowiedziałem.
- Niestety nie. Nie zdążyłem jej o to zapytać. - Moja przywódczyni wstała i rozglądała się jeszcze przez chwile po czym powiedziała, że mam wracać do swoich obowiązków. Wstała i poszła w kierunku centrum. Oczywiście w głębi chciałem odnaleźć waderę, ale obecna pozycja watahy mi na to nie pozwalała. W zasadzie to nie jestem otwarty na nowe znajomości, ale nie wiem dlaczego, miałem ochotę z nią rozmawiać. I nie tak krótko, ale trochę dłużej. Można powiedzieć, że ta istotka mnie zwiodła, ale to tylko to, że zaczęła płakać. Wtedy zrobiło mi się jej szkoda. Wstałem i ruszyłem w stronę towarzyszy. Trzeba było wspomóc resztę oddziałów walczących. Trzeba było zapomnieć o tej waderze...wracać do swoich obowiązków. Wstał i poszedł w kierunku centrum. Oczywiście w głębi chciałem odnaleźć waderę, ale obecna pozycja watahy mi na to nie pozwalała. W zasadzie to nie jestem otwarty na nowe znajomości, ale nie wiem dlaczego, miałem ochotę z nią rozmawiać. I nie tak krótko, ale trochę dłużej. Można powiedzieć, że ta istotka mnie zwiodła, ale to tylko to, że zaczęła płakać. Wtedy zrobiło mi się jej szkoda. Wstałem i ruszyłem w stronę towarzyszy. Trzeba było wspomóc resztę oddziałów walczących i dodatkowo zapomnieć o tej waderze... Teoretycznie nie była ona dla nas ani wrogiem, ani przyjacielem.

*Jeżeli źle ujęłam charakter, bądź zachowanie jakiegoś wilka proszę o wybaczenie!*

<1296 słów - 35 pkt.>

Powitajmy Sun!

Hakaishi
Przyjaciele są jak ziemniaki, jak ich zjesz - umierają.

Imię: Sun
Pseudonim: ---
Wiek: 7 lat
Płeć: Wadera 
Charakter: W moim wnętrzu mieszka koza, która podpowiada mi różne rzeczy, a ja z chęcią przyjmuje jej rady. Miewam prorocze sny ale zwykle śni mi się pies (który czasem jest mikserem). Lubię inne wilki, chociaż one czasami mnie nie rozumieją. Mieszkam w dziupli w drzewie, z której co rano wykręcam się niczym wąż. Uwielbiam sok z pomidorów, ale on brudzi mi pysk i łapy. Kocham wisieć do góry nogami, trzymając się gałęzi drzew moim długim, lecz silnym ogonem. Często można mnie spotkać w bibliotece, gdzie czytam książki o medytacji transcendentalnej, którą praktykuję w wolnych chwilach.
Wygląd: Mam długie, gibkie ciało i silny, chwytny ogon. Mój pysk jest smukły, a z czoła wyrasta mi para małych, zakręconych różków. Dobry słuch zawdzięczam pokaźnym uszom. Moja jasna skóra porośnięta miłym w dotyku meszkiem ciasno opina się na wystających żebrach. Jestem wyjątkowo urodziwą waderą, przyciągam mnóstwo adoratorów.
Stanowisko: Alchemik
Umiejętności: Intelekt: 9 | Siła: 8 | Zwinność: 10 | Szybkość: 5 | Magia: 2 | Wzrok: 5 | Węch: 1 | Słuch: 10
Rasa: Pół Anioł, pół Demon
Żywioły: cień, sny, pomidory
Moce: Umiem wchodzić w sny wilków, a medytując prowadzę długie rozmowy z kozą mieszkającą w moim wnętrzu, wchłanianie cienia i wykorzystywanie go do obrony. Moce związane z moim trzecim żywiołem pozostają nadal nieodkryte.
Rodzina: Moi rodzice zarazili mnie miłością do pomidorów, które uprawialiśmy na rodzinnej farmie.
Partner: Nie mam nikogo na oku.
Potomstwo: brak
Historia: Dorastałam na rodzinnej plantacji pomidorów, moje dzieciństwo było bardzo szczęśliwe. Kiedy dorosłam wybrałam się w podróż w poszukiwaniu szczęścia. W mojej podróży tylko koza była mi towarzyszką. Zawędrowałam do tej watahy i postanowiłam się tu osiedlić.
Przedmioty: Długi kij.
Właściciel: Omletus
Ocena: 0/3

Powitajmy Inanis!

Sinasni
Co ma być, to będzie. A jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.

Imię: Inanis
Pseudonim: Osoby, które poznały ją bliżej mówią na nią Nani lub In.
Wiek: 4 lata
Płeć: Wadera 
Charakter: Inanis ciężko opisać. Zazwyczaj jest spokojna, trzyma się gdzieś na uboczu i w cieniu obserwuje inne wilki. Można ją zdenerwować bez większego trudu, jednak równie łatwo ją uspokoić. Lubi robić innym nazłość, ale tylko w nieszkodliwy, zabawny dla obu stron sposób. Ogólnie dla wilków, które lubi, jest bardzo miła. Lubi pożartować i opowiadać różne historie, o ile te nie dotyczą jej rodziny. Co innego, gdy cię nie lubi. Potrafi być wtedy wredna. Bardzo wredną. Jeśli należysz do grona wilków, za którymi nie przepada, na pewno będziesz o tym wiedzieć. Dla obcych stara się być neutralna, jednak lubi oceniać innych po ich zachowaniu i wyglądzie. W słoneczne, upalne dni raczej jej nie spotkasz. Siedzi wtedy w swojej jaskini, czekając, aż słońce zniknie za chmurami lub zniży się ku horyzontowi. Czasem w nocy wychodzi przed jaskinię i ogląda gwiazdy. Potrafi znaleźć na niebie każdy gwiazdozbiór, oraz wskazać i nazwać jego najjaśniejszą gwiazdę. Ma dobrą orientację w terenie, rzadko kiedy się gubi.
Wygląd: Inanis to czarnoszara wadera. Jej futro jest bardzo miękkie, zwłaszcza na ogonie. Pysk wadery ma jaśniejszą barwę, niż sierść w innych miejscach. Zdaje się lekko białawy, jednak to tylko jasny szary. Ma lekko przyduże uszy i długą, czarną grzywkę, którą zakrywa jedno oko. Barwa jej oczu jest nieokreślona. Każdy widzi je inaczej, zależnie od tego, co najbardziej lubi. Jeśli wilk kocha miód, będą miały złocisty, miodowy odcień. Jeśli kocha ocean, zobaczy je jako morskie, a nawet dostrzeże w nich delikatne fale, jakby patrzył na taflę wody. A taki wilk, który najbardziej na świecie lubi wygrzewać się na trawie, w słoneczne dni? Zobaczy je jako łąkę, na dole zielone, wyżej niebieskie, niczym niebo. Jeśli się w nie wpatrzy, może nawet zobaczyć, jak źdźbła trawy poruszają się lekko na wietrze. Gdy sama Inanis patrzy na nie, kiedy jej oblicze się w czymś odpija, widzi je jako dwa księżyce w pełni. Jasne, mieniące się i delikatne. Niezależnie od tego, kim jesteś, ile masz lat i co przeżyłeś, w jej oczach możesz się zatracić, patrząc, na swoje pragnienia.
Stanowisko: Zabójca
Umiejętności: Intelekt: 6 | Siła: 5 | Zwinność: 5 | Szybkość: 8 | Magia: 9 | Wzrok: 6 | Węch: 5 | Słuch: 6
Rasa: Wilk Nocy
Żywioły: Cień & Grawitacja
Moce:
- zmiana położenia cienia,
- telekineza,
- tworzenie dymu,
- wtapianie się w tło,
- niewidzialność w cieniu,
- tworzenie bariery ochronnej,
- chwilowe ożywianie cieni.
Rodzina: Sprawa jest prosta. Inanis nienawidzi jak wspomina się przy niej o rodzinie i jej historii. Jedyną osobą z którą ma miłe wspomnienia był'a jej siostra - Neither, która zginęła przez jej ojca.
Partner: Brak, ale brakuje jej tego.
Potomstwo: Brak.
Historia: Gdy Inanis się urodziła jej ojciec był zawiedziony. Zawsze chciał, aby jego córka była podobna do niego. By miała brązowy odcień sierści i zielone oczy. Przez ten fakt nie interesował się on nią wcale. Cały czas na nią krzyczał, czasami nawet bił. Raz doszło to do tego stopnia, że złamał jej łapę. A matka? Nie obchodziło ją szczenię tak samo jak ojca. Nigdy nie chciała mieć szczeniąt. Inanis miała również siostrę. Którejś nocy wadera usłyszała krzyki i warczenie. Przeraziło ją to. Nagle do nory wbiegła jej siostra - Neither i dała jej naszyjnik z plakietką, na której widnieje napis, który rozumie tylko Inanis. Dzięki niemu może ona panować nad grawitacją . Neither powiedziała jej też, że ma jak najszybciej stąd uciec, po czym wyszła. Mała czarna kulka poszła za nią. Wtedy właśnie widziała jak ojciec rozszarpuje jej jedyne oparcie. Jedyną, najlepszą siostrę jak i przyjaciółkę. Wtedy uciekła. Błąkała się tak i trafiła do Watahy Smoczego Ostrza.
Przedmioty: Naszyjnik.
Właściciel: git 5
Ocena: 1/0

Harbinger cd. Diathesis

- Masz rację, ale jeśli się wycofamy, a smoki zaczną się panoszyć wszędzie? Co, jeśli przypadkiem zjedzą bliską tobie osobę? Nadal będziesz tylko obserwować?
- Nie, ale to niemożliwe. Przepraszam, muszę już iść.
- Diathesis...
- Spotkamy się niebawem.
Posłała mi blady uśmiech i prześlizgnęła się obok. Niczym łasica ominęła wszystkich, którzy krzątali się po bibliotece i wybiegła na zewnątrz. Chyba oszalałem. Na dworze szalał wiatr. Wadera powolnym krokiem szła przed siebie. Jej czerwona grzywa tańczyła na wietrze. Podbiegłem do niej. Nie zwracała na mnie uwagi.
- Pozwól, że cię chociaż odprowadzę.
- Dobrze. - zgodziła się bez zająknięcia. To dziwne, ale zrobiło mi się lżej na sercu.
Uśmiechałem się pod nosem. Nagle Diathesis się zatrzymała. Spojrzałem na nią. Patrzyła się w ciemną przestrzeń. Myślałem, że upadnie, lecz ona tylko pokręciła głową, jakby chciała się obudzić.
- Harbingerze musisz iść do miejsca kultu. Teraz. Szczeniętom grozi niebezpieczeństwo.
Te trzy słowa mną wstrząsnęły. Moja towarzyszka miała wizję, złą wizję.
~~~
Zniknęły. Ich schronienie płonęło, a w środku nikogo nie było. Czy to dobry pomysł, aby stracić całkowitą wiarę w istnienie? Jeśli naprawdę je straciłem? Ostatnie cząstki Ingreed właśnie spłonęły? Ostatni raz spojrzałem na palącą się budowlę i ruszyłem w stronę lasu. Szedłem przed siebie bez większego celu. Wokół panował przyjemny mrok. Niebo błyszczało od miliona gwiazd. Moją uwagę zwrócił głuchy szelest, który przerodził się w hałas. Podniesione, lecz cienkie głosy. Tylko jeden był spokojny. Wytężyłem wzrok. W ciemnościach lasu zauważyłem czerwoną, falującą grzywę. Diathesis i... szczenięta?
~~~
- Przepraszam, że cię nie uprzedziłam, ale następna wizja pojawiła się tak nagle, nim się obejrzałam, już zniknąłeś.
- Gdyby nie ty... Pozwól mi się jakoś odwdzięczyć. Jest coś, o czym zawsze marzyłaś? Chciałaś coś zdobyć, dostać? Z wielką przyjemnością spełnię twoje marzenie moja Lasair.
Uniosła głowę i popatrzyła na mnie z zaciekawieniem. Przez jakiś czas przyglądała mi się. Również wykorzystałem tę chwilę. Wadera miała zamglone spojrzenie. Śnieżnobiałe futro kontrastowało z czerwonym pasem przebiegającym przez jej grzbiet, mimo to przyprawiało mnie o dreszcze. Przypominało krew, która powoli zabarwiała śnieg. Jej długie łapy wyglądały na stworzone do biegania, a mimo to były kruche i bardzo delikatne tak jak ona sama.

Dinah? Myślę, że jest lepiej, ale nadal źle. Masz jakieś marzenie, które mogę spełnić?

Od Nuri

Szybko utwierdziłam się w przekonaniu, że dołączenie do watahy było słuszną decyzją. Nie musiałam już się niepokoić, że znajduję się na nie swoich terenach i w każdej chwili mogę z nich zostać po prostu wygnana. Teraz, jak każdy z członków, miałam zapewnioną jaskinię, do której mogłam się wprowadzić, jednak wolałam nie przenosić się i pozostać w grocie, powstałej pomiędzy korzeniami drzewa. Była ona nieco oddalona od hałaśliwego Centrum, a ja bardzo ceniłam sobie spokój i ciszę, jak i prywatność.
Teraz jednak, gdy leżałam na plecach w wysokiej trawie, pomimo prażącego letniego słońca, wciąż chłodnej dzięki padającemu na nią cieniowi korony rozłożystego drzewa, wiele oddałabym za możliwość otworzenia do kogoś pyska. Brak towarzystwa zazwyczaj mi nie przeszkadzał, czasem jednak potrzebowałam kogoś, komu mogłabym się tak po protu wygadać. Przewróciłam się leniwie na drugi bok i obserwowałam wspinającą się po długim źdźble trawy czerwoną biedronkę.
- Spijałaś kolor z makowych płatków tak długo, że aż sama się zabarwiłaś - przemówiłam do owada niczym do wilka, westchnęłam - Niemądra biedronko, teraz każdy drapieżnik będzie mógł Cię łatwo wypatrzeć z powietrza - zbeształam ją - Po co Ci to było? Czy piękno warto jest przypłacić własnym bezpieczeństwem? To dla Ciebie aż tak istotne?
Biedronka dotarła na czubek źdźbła, po czym rozłożyła przezroczyste skrzydełka i wzbiła się w powietrze. Uśmiechnęłam się do samej siebie, bez żadnego konkretnego powodu.
Usłyszałam cichy szelest trawy za swoimi plecami. Wykręciłam szyję by móc spojrzeć w oczy niskiej waderze o piaskowym futrze i złotych oczach.

Zafira? ^^

18 marca 2018

Od Loedii - oddział VI #2

Wzięłam głęboki wdech, starając się uspokoić walące serce. Ostatnie starcie było dość niebezpieczne, a sprawy skomplikował dodatkowy smok, który pojawił się znikąd. Uśmiechnęłam się do jednego z wilków stojących obok mnie. Złote oczy wyróżniały się na tle szarego krajobrazu i po prostu przyciągnęły mój wzrok.
- Czas na odpoczynek - rzucił ktoś z tłumu, a wszyscy entuzjastycznie przytaknęli. Aby się nie wyróżniać, zrobiłam to samo. Ruszyłam w stronę bazy, powoli, bez pośpiechu, zachowując jednocześnie trzeźwy umysł i rozglądając się na boki, aby w razie czego jak najszybciej zauważyć wroga i móc ostrzec innych.
Oddział wyprzedził mnie, przez co teraz wlokłam się na końcu i obserwowałam ich zachowania. To, jak rozmawiali i śmiali się, choć przed chwilą narażali życie po to, by ratować zwykłe tereny. Uniosłam nieco głowę i wpatrywałam się w niebo pokryte szarymi chmurami. Będzie padać.

Z widocznym na pysku grymasie kończyłam właśnie zaszywać ostatnie rozcięcie, kiedy do niewielkiego pomieszczenia wszedł ojciec. Wbił wzrok w igłę, która teraz, lewitując, przebijała mi skórę.
- Musisz coś zjeść - oznajmił, tak po prostu, a potem zamilkł, jakby były to jedyne słowa, które miał mi przekazać. Skinęłam łbem i przegryzłam szarą nić, która odstawała od rany. Basior wciąż nie odrywał wzroku od tej czynności i powoli zaczynało mnie to irytować.
- Tyle chciałeś mi powiedzieć?
Przez moment zawahał się, ostatecznie odpuszczając. Pokręcił nieznacznie łbem i z zamyśloną miną wyszedł, zostawiając mnie samą. Westchnęłam i skinięciem łba odłożyłam igły na miejsce, po czym udałam się w stronę magazynu, aby napełnić pusty żołądek i w razie potrzeby pomóc innym.
Zaraz po zjedzeniu dość nieświeżego posiłku, tak, jak przypuszczałam, zostałam poproszona o pomoc w rozładunku niewielkich skrzyń. Mięso? Chyba tak. Bez ociągania zgodziłam się i od razu podeszłam do sterty ładunków, aby stworzyć metalowe stelaże i ułatwić pracę. Dzięki pomocy innych nie trwało to długo i już chwilę potem mogłam wrócić do poprzedniego pomieszczenia, które, przez minimalistyczny wystrój i tajemnicze, zakurzone księgi, przypadło mi do gustu. Ominęłam zgromadzenie kończących posiłek postaci i bez słowa wparowałam do pokoju, zamykając za sobą skrzypiące drzwi. Oparłam się o ścianę i usiadłam, przymknęłam oczy, by pomyśleć. Zwiesiłam łeb i mocniej zacisnęłam powieki, kiedy ostry ból ukuł moje płuca. Widocznie oberwałam mocniej niż sądziłam. Ostrożny, powolny wdech i wydech, potem kolejne, równie powolne, aby nie rozerwać żadnych naczynek. Potem wstałam i zaczęłam rozglądać się po popękanych ścianach, nie do końca wiedząc nawet, czego szczególnego szukam. Już miałam się położyć, kiedy jakaś wadera stanęła w progu, obrzucając mnie wyprutym z emocji spojrzeniem.
- Dowódca cię wzywa.
Skinęłam łbem, na znak, że przyjęłam i że może już pójść. Ona wciąż tam jednak stała, więc z cichym warknięciem, przypominającym pewnie rozzłoszczonego szczeniaka, wyszłam z pomieszczenia i ruszyłam do ojca.
- Przybył posłaniec z informacjami dotyczącymi nowej misji - oznajmiła Rainbow, patrząc mi prosto w oczy. Bez słowa słuchałam jej dalszych słów. - Tutaj - kartki papieru rozsypały się po posadzce, kiedy starała się wyjąć jedną spomiędzy nich. Zaklęła i schyliła się, by je zebrać. Później miałam je już przed sobą, rozłożone i uporządkowane - są raporty z ostatnich kilku godzin.
- Masz dosłownie chwilę na przygotowanie, potem wyruszasz - dodał ojciec, spoglądając na mnie z góry. Zazgrzytałam zębami, lecz nie protestowałam. Rozkaz to rozkaz.
- Smoki poruszają się szybko - kontynuowała przywódczyni - więc nie możesz się ociągać.
Miałam zapytać dlaczego to ja zostałam wybrana, lecz jedynie znów skinęłam łbem i oddaliłam się, w zębach niosąc zwinięte reporty.
Nie potrzebowałam długich przygotowań. Praktycznie od razu wyruszyłam, nie biorąc ze sobą nic. Bo po co? To tylko zwykłe zbieranie informacji...

Szybkim krokiem zmierzałam w kierunku, który kazano mi obrać. Powinnam się spieszyć, ale jakimś cudem czułam, że i tak wszystko będzie dobrze. Coś uspokajało mnie i nawet zastanawiałam się, czy to nie czyjaś moc, lecz nikogo nie było w pobliżu. Przymknęłam na chwilę oczy i stanęłam, by po ich otwarciu ruszyć przed siebie galopem. Zbiegałam z kamienistego wzgórza i obserwowałam otoczenie. Zbliżam się.
Gdy tylko poczułam ich obecność, ukryłam się w gąszczu traw. Czułam się niczym lew na sawannie, który czai się na swoje ofiary. Tyle, że teraz to ja mogłam zostać obiadem...
Przyglądałam się ciemnym łuskom stojącego blisko mnie smoka. Wydawał się spokojny, żuł teraz mięso rozpaćkanego na ziemi bobra. Mimo tego wstrzymałam oddech, aby nie narażać się niepotrzebnie. Rozglądałam się uważnie i liczyłam wrogów. Nie znałam tej rasy, ale wiedziałam, że ostatnio zostało odkrytych kilka nowych. Zmarszczyłam brwi i wycofałam się nieznacznie, kiedy jeden z nich wbił wzrok w punkt gdzieś obok mnie. Przeklęłam w myślach, kiedy powoli zaczął do mnie podchodzić i przygryzłam wargę, żeby nie wydać nawet najcichszego dźwięku. W końcu nasze spojrzenia skrzyżowały się i nie było już ucieczki.
Odskoczyłam, unikając jego ogona. Kątem oka widziałam, jak reszta gadów spogląda w moją stronę i rusza towarzyszowi na ratunek. K*rwa. Kolejny unik; wyciągnęłam ostrze i rzuciłam w jednego, raniąc jego bok. Nie czas na walkę, sama nie dam rady. Szybkimi skokami oddaliłam się na tyle, żeby żaden ogon mnie nie dosięgnął.
Sześć smoków, prawdopodobnie nowa rasa. Coś uderzyło mnie od tyłu, poleciałam kilka metrów dalej i z impetem uderzyłam w drzewo. Wrzasnęłam, a z kącika ust pociekła mi strużka krwi. Jednak siedem. Drugi z nich rzucił się w moim kierunku, a ja wiedziałam, że nie zdążę odskoczyć.
Ból przeszył moje ciało, ale nie był spowodowany przez upadek czy uderzenie. Żyły zapiekły, tak, jakby miały się zaraz oderwać, więc jedynie skuliłam się i zacisnęłam oczy. Nagle smok upadł na ziemię, praktycznie się w nią wbijając, a ból zniknął, pozostawiając po sobie dziwną pustkę. Gad wydał z siebie okrzyk i chciał wstać, lecz jakaś siła napierała na niego od góry. Wpatrywałam się w to szeroko otwartymi oczami i nie za bardzo wiedziałam co się stało. Chcąc wykorzystać sytuację wstałam i ruszyłam do przodu, ale poprzednie uderzenie było na tyle silne, że nie byłam w stanie za daleko uciec. Coś nagle wskoczyło i wślizgnęło się pod moją lewą łapę, po czym uniosło mnie na grzbiecie i wyskoczyło do przodu, zabierając mnie za sobą. Przez przytłumienie nie zareagowałam dostatecznie szybko i po chwili znajdowałam się w koronie drzew.
Zamrugałam kilkakrotnie i spojrzałam na postać obok siebie.
- Żyjesz? - zapytał, patrząc na mnie przenikliwym wzrokiem. Zmarszczyłam brwi i cofnęłam się o krok, tak, by nie spaść z gałęzi. Widział, w jakim jestem stanie, a mimo to milczał.
Nie odpowiedziałam i jedynie spojrzałam w dół, na zdezorientowane smoki, które teraz rozglądały się na boki. Uratował mnie i musiałam przyznać, że zrobił to w świetnym stylu. Spoglądałam na swoje drżące łapy, które jeszcze prze paroma chwilami były rozrywane od środka.
Jeden ze smoków, bacznie obserwowany przez mojego towarzysza, odłączył się od grupki i zmierzał w naszym kierunku. Poruszał się wolno, zaraz przy ziemi, rozglądał się na boki i szukał nas. Nie robiłam nic, jedynie czekałam na rozwój sytuacji.
Lód przebił ciało smoka od dołu, przebijając skórę brzucha, łamiąc kręgosłup i wybijając się w górę. Teraz ściekała z niego krew, a oczy gada zaszły mgłą. Bez słowa odwróciłam się w drugą stronę, bokiem do basiora, który teraz mi się przyglądał. Nie wiem czemu, ale skoczyłam do przodu, w dół, a potem bezwładnie leciałam, aż jakaś siła nie przytrzymała mnie nad ziemią, tak, bym delikatnie upadła na taflę lodu, który, o dziwo, nie był tak zimny. Spoglądałam na swoje łapy, sunąc do przodu. Odłożona zostałam dopiero w jaskini, gdzie smoki nie mogły mnie znaleźć. Wzięłam głęboki wdech i przyglądałam się, jak basior wchodzi do jaskini. Nie skomentował mojego zachowania, jakby było najnormalniejsze na świecie.
- Kuro - odezwałam się w końcu, bynajmniej nie po to, by podziękować. Choć powinnam. - Gdzie Ivash?
Wbił we mnie swoje bladoczerwone oczy i podszedł, zdecydowanie za blisko. Popchnął mnie na ścianę, co wywołało u mnie ból pleców. Skrzywiłam się, on zbliżył pysk do mojego ucha.
- Masz się nie narażać - wyszeptał. Wydawał się opanowany, ale wiedziałam, że w środku wrzał. Puścił mnie, a ja osunęłam się na ziemię.
- Gdzie Ivash? - postarzyłam, wstając i prostując się.
- Na misji.
- Kim jest cel?
Spojrzał na korony drzew, które majaczyły za wejściem jaskini. Byliśmy dość wysoko, lecz smoki w każdej chwili mogły tu wlecieć. Cierpliwie czekałam na odpowiedź.
- Alfą. Wataha jest nieistotna - odpowiedział po dłuższej chwili. Wciąż spoglądał na zewnątrz, więc miałam okazję bliżej się mu przyjrzeć. Warknęłam, spoglądając na niego spode łba.
- Alf mieliśmy nie zabijać.
- Zleceniodawca dużo płaci - odwrócił się, krzyżując nasze spojrzenia. Przez chwilę tak staliśmy, walcząc w bezruchu. - Potrzebuję tych pieniędzy.
Nie potrzebował słów, aby wiedzieć, o co zapytam. Uśmiechnął się smutno, co lekko zbiło mnie z tropu.
- Rita jest chora.
Zamurowało mnie. Kuro ruszył do wyjścia, a ja bez zastanowienia wyciągnęłam przed siebie łapę, aby go zatrzymać. Nie zdążyłam. Wyszedł i skoczył w dół.
- Kuro! - wrzasnęłam, wychylając się. Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo zniknął. Mocne uderzenie w tył głowy uświadomiło mi, że umie się także teleportować.

Otworzyłam oczy i zamrugałam kilkakrotnie, przy okazji próbując przypomnieć sobie jak się tu znalazłam. Całe moje ciało było obolałe, wliczając w to głowę.
No tak. Widocznie Książę wspaniałomyślnie przeniósł mnie pod bazę alfy i ułożył w bezpiecznym miejscu. A że byłam nieprzytomna, to nie mogłam zadawać pytań...
Wstałam i oparłam się o zimne, metalowe drzwi. Czas na raport.
Weszłam do sali wciąż lekko przymroczona. Kesame odwróciła się w moją stronę, a jej promienisty, wyuczony uśmiech od razu zbladł.
- Tak? - zapytała cicho, patrząc na mnie. Nie wyglądała jak alfa. Rozczochrana, zmęczona, ciągle w biegu, chaotyczna. Zupełnie jak matka. Skupiłam się i wlałam w nią falę informacji, którą przyjęła, krzywiąc się od natłoku myśli. Przez moment zachwiała się, ale zaraz potem odzyskała równowagę. Zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła, mnie już nie było. Wykonałam zadanie.

<1605 słów - 45 pkt.>

HG. CD. RF

Promienie popołudniowego słońca padały na nieprzytomną waderę. Samica otworzyła oczy, lecz zaraz potem je zamknęła. W świetle mieniły się wieloma kolorami. Odcień był tak głęboki, że nie byłem w stanie ocenić czy są, niebieskie, czy zielone. Powoli uniosła łeb, a następnie usiadła. Rozprostowała skrzydła. Dopiero po chwili zauważyła moje towarzystwo.
- Harbinger, tak?
- Tak. Mam przyjemność z Rainbow Fire?
- Wystarczy Rainbow i tak.
Wadera uśmiechała się przyjaźnie, nie była skrępowana, wręcz przeciwnie chyba się gdzieś spieszyła. Wyglądała na całkowicie zdrową, ale muszę się upewnić, że nic jej nie będzie.
- Wybierasz się gdzieś? Nie chcę naciskać, ale po tym upadku powinnaś iść do uzdrowicielki czy coś.
- Wszystko jest dobrze. Dziękuję za pomoc. Do zobaczenia.
Wzbiła się w powietrze niczym ptak.
~~~
Seele zdecydowanie przestawił mi szczękę. Z dnia na dzień szczenięta dają coraz bardziej w kość. Inveth pali wszystko, co się rusza, a Hesher coraz bardziej miesza mi w głowie. Nie robi tego celowo, ale czasem nie jestem w stanie z nim wytrzymać. Kiedy czas naszego spotkania dobiegł końca z wdzięcznością, udałem się nad brzeg jeziora. Padłem na brzegu i zamknąłem oczy. Wyciszyłem umysł. Lekki szum zaburzał moje myśli. Po chwili stawał się coraz głośniejsze. Coś przysłoniło promienie słońca.
- Śpisz? - Fire przysiadła obok mnie i głośno ziewnęła.
- Usiłuję. Co cię tu sprowadza?
- Nie dzielę się problemami z obcymi, a zwłaszcza z nieznanymi mi basiorami, lecz tym razem nie miałam innego wyboru. Pomożesz mi?
Jej głos był melodią, której brakowało mi już od jakiegoś czasu. Rozpłynąłem się.
- ...czyli, wchodzisz w to?
Zgodziłem się bez zastanowienia, mimo że kompletnie nie wiedziałem, o co chodzi. Co się stało?

Rainbow? To, co się stało? Harbi jest rozkojarzony. (Dziwne, ale nie jestem w stanie do końca się rozmarzyć i wykrzesać coś więcej.)

17 marca 2018

Od Nerona CD Shenemi

- Wszystko ok? -spytałem lekko zdziwiony jej zachowaniem. Wadera szybko odwróciła się w moją stronę, przygniatając moje łopatki do ziemi.
- Nie, nie jest ok! - wydyszała prosto w mój pysk. Poczułem, jak krew z jej pozdzieranych poduszek spływa po moim futrze.
- Jednak nie jest ok - westchnąłem, podnosząc wzrok na samicę. Popatrzyła wściekle, a jej oczy obserwowały mnie jak swoją ofiarę. Próbowałem ostrożnie pozbyć się łap Shenemi z mojej klatki piersiowej, jednak bezskutecznie. Samica w werwie nienawiści była znacznie silniejsza ode mnie, a ja czułem, jakby słoń usiadł na moich płucach.
Po chwili namysły użyłem magii, by wreszcie strzepnąć waderę z mojego ciała. Czarne obłoki oplotły ciało Shenemi i uniosły ją parę metrów nad ziemią. Ostrożnie postawiłem jej ciało na ziemi, by nie wzbudzać kolejnej złości ze strony płci pięknej.
Zerknąłem na samicę i posłałem jej znaczące spojrzenie.
- Jestem zupełnie inny, niż Ci się wydaje - mruknąłem, a na mój pysk wpłynął ledwie widzialny uśmieszek.
Ta popatrzyła na mnie już troszkę łagodniej, jednak w jej źrenicach nadal promieniował płomyczek wściekłości.
- Chyba się zraniłaś - stwierdziłem lekceważąco, strzepując zeschniętą krew z futra. Domyśliłem się, że Shenemi nie przepada za moim towarzystwem. Nic jej nie będę narzucał, nie to nie.
- No nic, ja spadam, skoro nie chcesz ze mną przebywać - odwróciłem się i wolnym krokiem ruszyłem w zupełnie odwrotną stronę. Ukradkiem zerkałem na waderę, licząc, że jeszcze zmieni zdanie. Ta jednak dzielnie zostawała przy swojej racji, twardo stojąc na podłożu.
- No nie żartuj - zawołałem, pędem odwracają się w jej stronę. Zaśmiałem się cicho, pogodnie mrużąc oczy. Ciągle kamienna mina, normalnie zaraz nie wytrzymam.

Shenemi?

Od Aidena CD Nathing

- Aiden? - usłyszałem za sobą głos. Odwróciłem się w jego stronę.
- Nathing! Szukałem cię.
- Nie było mnie przez chwilę.
- Zauważyłem. - przygryzłem lekko dolną wargę.
Przeniosłem wzrok na grafitowe oczy wadery. Wpatrywała się ze mnie, oczekując wypowiedzi. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, jednak ja robiłem to pierwszy.
- Zachowałem się jak idiota, wiem. Jestem idiotą. Nie powinienem... - przerwałem na chwilę - Chcę tylko powiedzieć, że przepraszam. Chciałbym odzyskać... przyjaciółkę?
Posłałem jej pytające spojrzenie.
Już miałem  uzyskać odpowiedź, gdy gdzieś za nami rozległ się ryk. Oboje spojrzeliśmy się w stronę źródła dźwięku. Olbrzymi gad wystawał ponad koronami drzew. Był stosunkowo daleko od nas, dzięki czemu mieliśmy czas na przeanalizowanie sytuacji. Był zbudowany jakby z samych kości. Penetrował teren czarnymi jak węgle oczami.
- Widziałaś już coś takiego? - zapytałem lekko przyduszonym głosem.
Wycie wilka rozległo się po lesie. Ktoś wzywał pomocy.
- Smok zmierza w stronę centrum. - zaczęła Nathing - Leć ostrzec innych, powietrzem jest szybciej prawda? Ja spróbuję pomóc temu wilkowi.
- Nie zostawię cię.
- Aidi, leć. Dam sobie radę.
Westchnąłem zrezygnowany. Rozłożyłem skrzydła. Chciałem jeszcze coś powiedzieć, ale wadera biegła już w stronę zagrożenia. Wzbiłem się w powietrze. Poczułem, jak wiatr targa moje futro.

Nathing? 
Chciałam napisać coś dłuższego, ale jeszcze parę odpisów czeka, więc musisz zadowolić się tym :\

Lekkość... Powitajmy Nurię!

kalambo
Nobody exists on purpose.

Imię: Nuria
Pseudonim: Możesz na nią mówić jak chcesz, lubi otrzymywać nowe ksywki.
Wiek: 8 lat
Płeć: Wadera
Charakter: Lekkość. To jedne z pierwszych słów, jakie nasunie Ci się na myśl, po spojrzeniu na Nurię. Lekkość stawianych przez nią kroków, jakby balansowała na linie nad przepaścią, w którą ześlizgnie się już za parę chwil. Lekkość spojrzenia i uśmiechu.
Zdaje się ona wręcz emanować przyjaznym usposobieniem i ciepłem. Zachowanie Nuri często wydać się może nieco ekscentryczne, więc jeżeli pewnego razu podczas rozmowy zmyje się nagle bez pożegnania, wiedz, że nie miała na celu urazić twojej osoby. Może po prostu przypomniała sobie o tym ciekawym kamieniu, który widziała wczoraj w trawie? Albo może właśnie miała to przeczucie w czułkach, że tej nocy gwiazdy świecić będą najpiękniej pół kilometra stąd? Nigdy nic nie wiadomo.
Muszę Cię powiadomić, że Nuria wprost uwielbia wszelkiego rodzaju opowieści, legendy czy choćby zmyślone na poczekaniu historyjki. Pod tym względem porównać by ją można do ufnego szczenięcia. Potrafi całymi dniami spekulować na najróżniejsze tematy, co jej tylko przyjdzie do głowy! A to, że może drzewa porozumiewają się między sobą w specjalnym języku, a to, że w gwiazdach zapisana jest wiedza całego świata.
Nuria odczuwa silną więź, łączącą ją z każdą istotą w tym wszechświecie, sprawiając, że jest jego nieodłączną częścią.
Ta wadera jest typem kolekcjonerki, toteż jej jaskinia, czy raczej graciarnia, pełna jest najróżniejszych dóbr materialnych, składających się głównie z ludzkich śmieci, takich jak popękane wazony, kolorowe szkiełka czy stare buty, w których Nuria hoduje najróżniejszego rodzaju rośliny. Komuś, kto nie przywykł do poustawianych jedna na drugiej w misterne konstrukcje książek w jaskini wadery, niezwykle ciężko będzie się pośród nich poruszać.
Kocha wszystko, co tylko związane z kosmosem; gwiazdy, planety, galaktyki. Ciężko jest przeoczyć ten fakt, głównie z powodu rozwieszonej na ścianie jej jaskini dużej, ciemnoniebieskiej mapy, na której zaznaczony jest multum przeróżnych gwiazdozbiorów. Każda z gwiazd na mapie jest podpisana swoim imieniem, a Nuria pilnie studiuje ją, gdy tylko ma sposobność.
Biblioteka należy do grona miejsc, w których najczęściej możesz ją spotkać, myszkującą pośród przykurzonych regałów i opasłych, odzianych w skórę tomisk.
Często możesz ją spotkać drzemiącą, w zależności od pory roku, to w opuszczonej dziupli dębu, w ostatnich ciepłych promieniach zachodzącego słońca, czy w cieniu rozpostartej nad nią korony drzewa. Musisz również wiedzieć, że Nuria do niczego nie będzie Cię zmuszać. Nie będzie Cię zobowiązywać do odpowiadania na jej powitania, do szczerych odpowiedzi, zwierzeń czy stawiania się na umówione spotkania.
Zachęciłam Cię do poznania Nuri? Mam nadzieję, że tak.
Wygląd: Nurię charakteryzuje ponadprzeciętnie długa szyja, pysk, tułów, jak i same łapy oraz ogon. Wychodzi na to, że jest ona po prostu... długą waderą? Jej miękkie futro układa się w brązowe pasmo ciągnące się od pyska, obejmujące całą szyję, poprzez grzbiet, aż do puszystego ogona, ciemniejszego na końcu. Na brzuchu rozjaśnia się z szarego w niemal biały odcień. Pazury ma długie, możesz też dostrzec błonę pomiędzy jej palcami. Oczy Nuri są jasnoniebieskie, tak samo jak opuszki łap i zakończenia jej długich, emanujących lekkim światłem czułków.
Stanowisko: Filozof
Umiejętności: Intelekt: 10 | Siła: 5 | Zwinność: 10 | Szybkość: 5 | Magia: 4 | Wzrok: 5 | Węch: 6 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Gwiazd
Żywioły: gwiazdy, kosmos
Moce: Jej moce nie są specjalnie widowiskowe, za to praktyczne. Potrafi wchłonąć gwiezdny blask, który ją wzmacnia i użyć go do obrony, choć sama z siebie przeważnie nie zaatakuje. Swoje moce wykorzystuje również do tworzenia pulsujących uspokajająco refleksów, które są po prostu miłe dla oka. Na co dzień przydaje jej się też zdolność do lewitacji na niedużych wysokościach oraz posługiwania się telepatią na lżejszych przedmiotach.
Rodzina: Jeżeli chcesz, możesz spróbować ją podpytać w tej kwestii.
Partner: Gdy spytasz ją o te sprawy, zwykle odpowie tylko, że jest zakochana w samej sobie. Platonicznie.
Potomstwo: ---
Historia: Na pytanie o jej historię tylko się zaśmieje i odpowie, że jest gwiazdą, która zaciekawiona, nachyliwszy się zbyt blisko Ziemi, ześlizgnęła się z nieba.
Czy to prawda? Sama nie wiem.
Przedmioty: Długo by wyliczać...
Właściciel: Waleczek (doggi)

Od Diathesis cd. Harbingera

Smok.
Skierowałam się do wody powoli i ostrożnie. Gorąco narastało. Miałam ochotę odwrócić głowę i spojrzeć wprost w oczy bestii. Ale nie mogłam.
Dotyk wody niemalże mnie uspokoił. Prawie. Gdyby nie odgłosy walki z tylu, byłabym całkowicie bezpieczna. Rzuciłam się do rzeki, przylegając płasko do piaszczystego dna. Woda nade mną zawrzała, a powietrze przeszył słup ognia. Nie ośmieliłam się wydać z siebie oddechu, z nadzieją, że smok uzna, że spłonęłam i mnie zignoruje. Drgania wody narastały, jakby gad postanowił walczyć z Harbingerem.
<i>Mam nadzieję, że nic poważnego mu się nie stanie. </i>
Oby, poprawiłam się prędko w myślach. Płuca pozbawione powietrza paliły żywym ogniem, błagając o tlen. Wiedziałam, że długo nie wytrzymam.
Drgania ustały.

*time skip*

Biblioteka. Jedyne miejsce, w którym mogłam poczuć się spokojnie. Teraz, gdy trwała wojna, na jej zapleczu kwaterował oddział. Mimo to nadal uważałam ją za swą samotnię. Nie wiedzieć czemu, lubiłam ten klimat starych pism, wyjątkową atmosferę tam panującą.
Weszłam ostrożnie do środka. Stare drzwi zaskrzypiały, jakby niezadowolone z tego. Na stanowisku bibliotekarza jak zwykle był Aiden.
- To ty, Diathesis? Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie - stwierdził. Uśmiechnęłam się.
- Przywódczyni mnie zwolniła. Ale za to jutro mam stawić się wcześniej na stanowisku. - Basior pokiwał głową. Zrozumiał. W ciszy zagłębiłam się w głąb biblioteki. Stare regały sięgały do wysokiego sufitu, czyniąc to miejsce jakby bardziej ponurym i tajemniczym. Nie martwiłam się o to, przemykając między półkami. Wiedziałam, gdzie co jest. Skierowałam się bardziej w lewo, do działu poświęconego faunie. Skręciłam w uliczkę istot legendarnych, odnalazłam regał demonów, by na piątej półce od góry znaleźć poszukiwaną książkę. Bestiariusz istot piekielnych. Uniosłam książkę delikatnie, używając telekinezy. Błękitna, skrząca się poświata otaczała opasły tom. Podążyłam do czytelni z lewitującą leniwie księgą. Ustawiłam tom na stoliku, siadając na krześle. Otworzyłam księgę, wyszukując indeks. Litera A, B, C, D.. H, I, J, K, L.. L. Przeniosłam się na wyznaczoną stronę, szukając danego hasła.
- <i> Licho - gatunek zmiennokształtnego stwora, żywiącego się szczęściem w obu jego znaczeniach (1. «powodzenie w jakichś przedsięwzięciach, sytuacjach życiowych itp.»
2. «uczucie zadowolenia, radości; też: to wszystko, co wywołuje ten stan») W przypadku, gdy licho wyssie z człowieka całe jego szczęście, ten zwykle umiera. Zwykle przyjmuje postać swoich rodzicieli, choć zdarzają się wyjątki. Nowonarodzone licho zazwyczaj nie jest w stanie panować nad swoim apetytem i pobiera coraz więcej szczęścia, doprowadzając do śmierci rodziców. Z wiekiem uczy się umiaru w pożywianiu się. Osobniki tego gatunku są bezpłodne. Licha powstają, gdy inne licho pożywi się szczęściem nienarodzonego dziecka. Występują praktycznie wszędzie - przyciągają je skupiska ludzi. Z natury nie są agresywne, choć zdarzają się wyjąt.. </i>
- Zawsze to czytasz na głos? - rozległ się inny głos, nieco kpiący. Zorientowałam się, że od dobrych paru minut odczytuję tekst na głos. Zaczerwieniłam się lekko i zamknęłam książkę.
- Nie zawsze. - Spojrzałam w oczy Harbingera. Wydawały się szczere. - Czasami lektura mnie wciąga i zapominam się. - Roześmiałam się lekko niepewnie i wstałam od stołu. - I tak miałam już kończyć.
- Zaczekaj! - usłyszałam za plecami. Odwróciłam się.
- O co chodzi? - Zacisnął wargi. Widać, że chciał coś powiedzieć.
- Nie widzisz sensu w prowadzeniu tej wojny, prawda?
- O czym mówisz? - Omiotłam wzrokiem pomieszczenie.
- Widać to. Nie garniesz się do walki, zwykle trzymasz się na uboczu. Kiedy spotkałaś smoka, wolałaś uciec niż walczyć - przypomniał.
- Racja - stwierdziłam smutno. Odłożyłam książkę na półkę. - Nie umiem walczyć. W starciu jestem bezużyteczna. Ale.. Mam też inny powód.
- Jaki?
- Ja.. - Zawahałam się. - Widziałam za wiele śmierci. Czytałam wystarczająco dużo, żeby wiedzieć, że taka wojna nie skończy się dobrze dla obu stron. Nawet jeśli wygramy, poniesiemy tak wielkie straty, że nie zdołamy szybko wrócić do dawnej liczebności. A smoki wydają się być nieśmiertelne. Zabijesz jednego - na jego miejscu pojawia się kilka kolejnych. Po co walczyć? Lepiej będzie się wycofać. Obie strony na tym zyskają.. - urwałam monolog. Przypomniałam sobie coś jeszcze.


Wojna! Ach, Boży anieli,
Sprawcie, niech ludzie nie giną!
Jest wojna, lecz byśmy nie chcieli

Obarczać się za to winą.
(fragment pewnego wiersza, nie pamiętam tytułu)


<Harbinger? Wena zagościła u mnie na dłużej C:>

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template