28 lutego 2018

Od Nerona CD Shenemi

Zerwała się ostra burza. Deszcz walił zimnymi kroplami wody, która przy upadku rozpryskiwała się na ziemi. Zrobiło się tak ciemno, że ciężko było zobaczyć własne łapy, które aż prosiły się o ucieczkę. Co parę sekund niebo rozświetlało się jasnym światłem błyskawicy, by za moment pogrążyć się w mrocznej ciemni. Shenemi szybko spojrzała na niebo, a jej oczy powiększyły się do nienaturalnych rozmiarów. Wzięła rozpęd i z hukiem wskoczyła do pobliskiej jaskini. Mimo tak okropnej pogody wcale to nie wyglądało AŻ tak źle. Dało się żyć. Wesoło dreptałem, wpatrując się w jaskrawe zygzaki.
Nagle nastała chwilowa cisza, mogłem usłyszeć własne myśli. Wtem parę centymetrów od mojego futra rozległ się ogromny, ogłuszający trzask. Zobaczyłem nad swoją głową ogromną sosnę, zbliżającą się w zastraszającym tempie.
- Dobra, jednak nie jest tak fajnie - szybko odskoczyłem na bok, ratując swoje ciałko od totalnego zmiażdżenia. Jednym susem wskoczyłem do jaskini, lądując na zimnej podłodze ślizgiem.
- To wcale nie był zły pomysł - westchnąłem, a mokra grzywka opadła na mój pysk. Mozolnie wstałem, otrzepując futro z wody. Łapą odgarnąłem grzywkę, ukazując oczy.
- Adrenalina i te sprawy - zaśmiałem się donośnie, a moje oczy pogodnie się zmrużyły. Świetna zabawa, nie powiem, lekko się spociłem, widząc już moje odbicie na ziemi. Wadera usiadła naprzeciwko mnie, wpatrując się w moją sylwetkę.
- Wiem, nie wyglądam zbyt atrakcyjnie - zachichotałem, wiążąc czerwoną chustkę na szyi. Jeden demon mi kiedyś powiedział, że z taką grzywką na pysku to wyglądam jak Leonardo DiCaprio.
Samica nadal świdrowała mnie wzrokiem, a jej oczy błądziły jak zagubione.
- Haluu? - spytałem, machając łapką przed jej pyszczkiem.

Shenemi?

Od Lilith

Deszcz, grzmoty i piski. Białe szczenie biegło przez las uciekając przed czymś nieznanym. Czarna postać przedzierała się przez krzaki doganiając szczeniaka. Ciężkie łapy zatapiały się w błocie i zostawiały ślady. Nie dbał czy ktoś go znajdzie, on znalazł swój cel. - Lilith skarbie chodź tu - Niski ton głosu roznosił się echem miedzy drzewami...


Zerwała się z posłania z krzykiem i cała w łzach. Klatka piersiowa się rozszerzała i zwężała, chaotyczne emocje targały nią tak że zaczęła drżeć, wargi lekko odchylone po pysku ciekną łzy. Umysł zakrzątała tym co jej się śniło lecz im dłużej odtwarzała sen w swojej głowie tym bardziej on się wydawał komiczny i nieprawdziwy. Wadera wstała i otrzepała się z trawy. Rozglądnęła się w koło siebie, szum drzew środek nocy powodował wrażenie że jest sama w tym lesie lecz coś nie dawało jej spokoju. Uczucie że ktoś ją obserwuje
-Lili ochłoń - powiedziała sama do siebie po czym ruszyła w stronę strumyka. Przemierzała las nadal przytłoczona koszmarem. Położyła uszy wzdłuż czaszki i szła patrząc w niebo. Przystanęła na brzegu, spojrzała w tafle wody na swoje odbicie.
-Pokraka - mruknęła po czym sunęła łapą po wodzie westchnęła cicho. usłyszała trzask gałęzi. Szybko wstała i odwróciła się tyłem do wody.
-K-k-k-kto tu jest? - wyjąkała czując coraz bardziej strach.

???

Od Ariene CD Chaster Przywódcy #1

Opowiadanie jest jednocześnie kontynuacją dla Chastera jak i questem, bo chciałam zrobić i to i to, ale jestem leń, więc robię to w jednym.


Cisza. Tylko cisza. Trwała od paru dni. Żadnego śladu smoków. Aż do teraz. Spalona kotlina nie przypominała dawnego pola walki. Jakby, ktoś zrobił to specjalnie.
- Czy ktoś widział Zefira? - zwróciłam się do bardzo nielicznej grupki uskrzydlonych wilków.
Kilka z nich zaprzeczyło.
- Ostatnio jakiś tydzień temu. - mruknął Aiden - Dostaję pozwolenia na zbadanie kanionu? - zmienił temat.
Przytaknęłam lekko. Delikatny wiatr poruszył moją grzywką. Zapiszczało mi w uszach. Jak to się stało, że teraz tu jestem? Podczas poprzedniej wojny omal nie zginęłam. A teraz stoję nad kanionem, mając dowodzić.
- Wszystko w porządku, Ariene? - usłyszałam za sobą zaniepokojony głos Chastera.
Biały basior przypatrywał mi się uważnie. Jako błękitne oczy lśniły, zupełnie jakby woda odbijała się w jeziorze w letni poranek.
- Tak, w porządku.
Wymusiłam na pyszczku uśmiech, by uspokoić nieco wilka.
- Tu jest lód! - krzyknął duch.
Podleciałam do niego by przyjrzeć się temu z bliska. Były tu ślady wszystkich znanych nam smoków. Kilka odcisków łap nie pasowało nawet do opisów.
- One są inteligentniejsze niż nam się wydaje. - rzucił ktoś niedaleko.
- Więc sugerujecie, że one to...
- ... ustawiły. - dokończył za mnie Chaster.
Zadrżałam lekko. Najwyraźniej ich nie doceniłam.
- Chciały tylko odwrócić naszą uwagę... - mruknęłam sama do siebie - Wracamy! Już!
Było dla mnie jasne, że jako demon przydam nam się bardziej. Byłam szybsza i silniejsza... byłam inna.
Moja futro pokryło się czernią, skrzydła nieco wydłużyły, a oczy błysnęły niczym dwa rubiny.
- Nie patrz tak na mnie, tylko leć! - warknęłam do basiora o niebieskiej grzywce, który uważnie mi się przyglądał. Poderwałam się do lotu. Futro łopotało na wietrze. Pędziłam jak mogłam. Moja oczy w końcu dostrzegły bazę mojego oddziału. Trzy smoki, gordian, laden i jeden jak do tej pory mi nie znany. Niszczyły wszystko, co udało mi się osiągnąć podczas wojny. Rainbow posłała mi pytające spojrzenie. Przybyła tu pierwsza, jednak widząc wejście zagrodzone lodem, usiadła przed nim bezradnie. Utworzyłam ognistą kulę, która roztopiła w lodowej ścianie dziurę.
- Leć po pomoc - zwróciłam się do kolorowowłosej.
Wbiegłam do środka. Chciałam uratować swoje zapiski, plany działania... chciałam ocalić to wszystko, choć wiedziałam, że to już niemożliwe. Kawałek skały spadł mi na głowę, powodując silny ból. Kilka zmór leciało w moją stronę. Odpychałam je, walczyłam. Nie zastanawiałam się nad tym, skąd wzięły się w środku. Liczyły się tylko zapiski.
Poczułam w pysku metaliczny posmak krwi. Ktoś za ścianą krzyczał. Teraz jednak nie odróżniałam już słów, ani głosu. Rzuciłam się do stert papierów. Wiele z nich nie miało swoich kopii w innych bazach. Miałam się tym zając dzisiejszego wieczoru. Miałam...
Zwijałam najważniejsze z nich w rulony, pakowałam do skórzanej torby. W pomieszczeniu rozległ się huk. Część sufitu w jaskini zawaliła się na jedyne wyjście z pokoju. Zostałam jedynie ze z jedną, skuloną w kącie zmorą. Najwyraźniej była ranna.
Usiłowałam przesunąć skały. Musiałam pokierować grupą. Nic jednak nie drgnęło.
Jaki ze mnie przywódca...
Znów usłyszałam pisk. Rozsadzał moją głowę od środka, sieją spustoszenie.
Jaki ze mnie przywódca?
Poczucie bezsilności sprawiło, że moje futro zaczęło jaśnieć. Ubrudzone pyłem nie było jednak śnieżnobiałe, jak wcześniej. Smok leżący dotychczas w kącie obudził się. Spojrzał na mnie gadzimi oczami. Odwrócił głowę w stronę zapisków. Zaskrzeczał cicho i podleciał do nich. Zaczął je rwać. Niszczył moją pracę. Wstałam z zamiarem walki, jednak ból docisnął mnie znów do ziemi. Kilka łez spłynęło po moich policzkach. To przecież nie może się tak skończyć. Nie może.
Ostatkami sił, wpół w transie wytworzyłam dziwną siłę, której nigdy wcześniej nie udało mi się w sobie obudzić. Skały poruszyły się, tworząc szczelinę. Dużą na tyle, bym mogła się do niej zmieścić. Przeczołgałam się pod stertą gruzu, zostawiając wszystko za sobą.
- Chaster? - zapytałam cicho, widząc niewyraźną, białą sylwetkę.
Poczułam, jak ktoś mnie obejmuje.
- Już po wszystkim. Oddział II nam pomógł. - delikatny głos dotarł do moich uszu.
- Ktoś zginął? - szepnęłam, już prawie niesłyszalnie. Nikt nie odpowiedział.
Zamknęłam oczy, wtulając się w futro basiora. Delikatny dotyk gładził mnie po grzbiecie.
- Jaki ze mnie przywódca... - mruknęłam nie to do siebie, nie do niego.

Chaster?

<676 słów - 15 pkt.>

Nowa Funkcja

W zakładce "pary" została dodana nowa funkcja. Drobna, jednak wydaje mi się, że ciekawa. No i podziękowania dla Tęczeła, który to wymyślił. To chyba tyle. Pozdrawiam, Arienka.

Najaktywniejszy Wilk Lutego!

Najaktywniejszym wilkiem lutego zostaje...

Antilia! Z wynikiem siedmiu opowiadań, tak więc na jej konto wpływa 700 L. 
Za każde opowiadanie 100 L




27 lutego 2018

Stwórz Smoka!

Jak już zapewne wszyscy wiedzą, w naszej watasze trwa wojna. Pomyślałam, że fajnie by było zaangażować was jeszcze bardziej w jej przebieg. Dostajecie więc szansę, jedyną i niepowtarzalną, na stworzenie smoka. Nie każdy jednak znajdzie się na liście naszych wrogów. Jedynie trzy najlepsze otrzymają ten zaszczyt.

Formularz Smoka:

Zdjęcie: Link do obrazka. Musi przedstawiać smoka.
Autor: Nazwa autora obrazka.
Nazwa: Jak nazywa sie ta rasa? Liczę na kreatywność.
Agresywność: W skali 0/10.
Rozmiar: Podany w metrach (w tym przypadku osobny dla wysokości i długości) lub zblirzeniowo do jakiegoś zwierzęcia (np. wielkości przeciętnego tygrysa).
Działalność: O jakiej porze dnia możemy napotkać się na tego smoka? Jak atakuje? Ogółem czego możemy się po nim spodziewać.
Słaby punkt: Tego chyba nie muszę tłumaczyć.
Inne: [punkt nieobowiązkowy] Wszystko, co nie pasuje do pozostałych punktów.

A więc przejdźmy do chyba ulubionego punktu każdego uczestnika. Nagrody.
1. miejsce: 50 pkt do rozdzielenia między umiejętności, dowolny przedmiot ze sklepu, 1000 L
2. miejsce: 25 pkt do rozdzielenia między umiejętności, dowolny przedmiot ze sklepu, 800 L
3. miejsce: 10 pkt do rozdzielenia między umiejętności, dowolny przedmiot ze sklepu, 500 L
udział: (o ile nie zająłeś żadnego z powyższych miejsc) 500 L  +3 pkt do każdej umiejętności

Smoki wysyłajcie do mnie - Ariene - czas na to macie do 10 marca.

26 lutego 2018

Sojusz!

Podejmujemy współpracę z blogiem Akademia Artystów!

Od Taiyō cd. Alpina

Poczułam się, jakby ktoś przeciął mnie na wskroś lodowatym mieczem, ale kiwnęłam głową. Jak najszybciej powinniśmy opuścić ten las, dopóki mgliste bestie nie wrócą.
Przed nami rozciągał się ciemny las. Alpin dziarsko szedł do przodu, co nie znaczy, że nie wyglądało to okropnie i wyraźnie widać było, że rana na łapie mocno boli.
Wracaliśmy pospiesznie, ale kolejne kroki stawialiśmy ostrożnie i cicho. Mgła zdawała się spowijać las, wyczuwalna była obecność czegoś... złego. I upiornego zarazem. Co to było? Miałam wrażenie, że Alpin to wie, tylko nie ma zamiaru mi powiedzieć. Może przez to bardziej bym się bała.
Tak, starałam się być dzielna, ale nie mogę przemilczeć, że faktycznie się bałam. Przerażające otoczenie i wspomnienie mrocznych istot zrobiły swoje. Chociaż usilnie stałam się tego nie pokazywać, to jednak wywoływało te czynniki u mnie strach.
Odetchnęłam, gdy wyszliśmy z tego mrocznego miejsca. Alpin odprowadził mnie pod samą jaskinię. Martwiłam się o jego nogę i było mi głupio, że wprosiłam się na jego wyprawę, co nie skończyło się zbyt kolorowo. Podświadomie byłam pewna, że wina leży po mojej stronie, choć Alpin nigdy by mi tego nie przyznał.
Zatrzymaliśmy się przed wejściem do jaskini.
- Napewno wszystko w porządku? - basior jeszcze raz zmierzył mnie od stóp do głów.
- Nawet draśnięcia, spokojnie. Ty za to powinieneś iść do medyków.
Mruknął coś w stylu: ,,Nic mi nie będzie".
- Wróć do mieszkania i nie wychylaj już się aż do poranka.
- Napewno sobie poradzisz? - odparłam, wchodząc do własnej jamy i spojrzałam na niego z troską.
- Tak. Nie wychodź z jaskini pod żadnym pozorem.
Coś w jego słowach sprawiło, że mimowolnie zadrżałam.
- Nie wyjdę. Tym się nie przejmuj.
Patrzyłam jeszcze, jak oddalał się w głąb watahy. Odwróciłam się do własnego łóżka. Nie paląc nawet w kominku, ległam na posłanie. Najwyższa pora spać.

***

Obudził mnie w środku nocy podejrzany dźwięk.
Tuż przy mojej głowie zauważyłam pysk Alpina. Zaskoczyło mnie to, ale natychmiast jego kontury rozwiały się w czarną mgłę. Jaskinię wypełniał mrok.
Z boku, gdzieś z głębi wydobywał się dźwięk kąpiących kropel. Najwyraźniej niedawno padał deszcz. Mogłam jednak przysiąc, że słyszałam coś jeszcze. Jakby czyjeś ciche kroki. Wyczuwałam wyraźną aurę innej istoty. Moje mięśnie mimowolnie się napięły. W środku ktoś był.
Powoli podniosłam się z posłania, podskórnie czując mgłę formującą się dookoła w wojowników. Wycofałam się w głąb jaskini. Dotarłam do skalnej ściany i potknęłam się o potłuczony wazon. Szybko odkryłam źródło dźwięku, który początkowo wzięłam za skapywanie deszczówki. W niszę pod naczyniem sączyła się jakaś ciecz. Spanikowałam, słysząc przybliżające się kroki, w tym samym momencie wpadłam w kałużę i zauważyłam przerażająco dziwaczny kolor substancji. Nagły odruch pchnął do ucieczki, gdy nagle tuż przede mną zjawiła się Chodząca Postać. Jej upiorne oczy świeciły prosto w moje ślepia; mimo to widać było, że zamiast pyska ma czaszkę. Na oślep odnalazłam wyjście i wypadłam z jaskini. Mgliste zmory czekały na mnie na zewnątrz i wtedy właśnie zaatakowały. Nie myśląc już o niczym, jak najszybciej biec.
Nie był to dobry moment, na wszystkie refleksje, które mnie dopadły. Nie chciałam widzieć, co mnie czeka, jeśli stwory mnie dogonią, one za to gorąco pragnęły mi to sprezentować. Bezładna mara z mgły i tupot nóg wciąż pędziła mnie do przodu, było źle, było bardzo, bardzo źle.
Nagle orkiestra ucichła, wiatr nie szumiał mi w uszach; straciłam słuch, wolałam jednak udawać, że otacza mnie cisza.
Minęła długa chwila, zanim odważyłam się obrócić. Wycieńczone gwałtownie zmusiły mnie do postoju. Chołota gnała za mną, jednak wyprzedziłam ją pewną odległość. Pamiętam masę łap, cieni i rozwartych szczęk z pożądaniem w ślepiach. Ten widok zmusił mnie do ponownej ucieczki. Nagle zauważyłam jednak coś, przez co natychmiast się potknęłam i upadłam. Byłam cała we krwi; NIE MOJEJ krwi. Zaczęłam staczać się w dół. Impet moje ciało straciło tuż przed czyjąś jaskinią. Była to jama Alpina; on sam stał przed nią. Podbiegłam do niego, ruchy warg wskazywały na to, że coś mówił. Chciałam mu powiedzieć, że nic nie słyszę, kiedy nagle zamienił się w Chodzącego Stracha. Krzyknęłam i odskoczyłam w głąb ciasnej pieczary. Zza pagórka wypadła ciemna masa mgły, nóg i krwiożerczych głów. W panice wycofywałam się aż dotarłam do ściany. Rozejrzałam się w panice. W ścianie była tam wąska nisza. Wepchnęłam się w nią jak najgłebiej. Otoczyły mnie zjawy, sytuacja stała się tragicznie bez wyjścia. Koniec zbliżał się nieuchronnie...
Obudziłam się zlana potem. Kant łóżka boleśnie wpijał mi się w bok.
Spojrzałam na mroczny kąt, w którym tkwił nietknięty wazon. Nie mogłam już więcej zasnąć.

***

W kolejnych dniach zaczęła się wojna.
Straszne jest, ile okropieństw skrywa w sobie świat.
W ostatnim czasie zdarzyło się dużo, może aż za dużo.

- Czytam zastępców przywódców: Harbinger dla oddziału I, Kianixie oddział II Ii, dla oddziału III April, dla oddziału IV Taiyo, dla oddziału V Zefir, dla oddziału VI Zero, dla oddziału VII Reyley i Englie dla oddziału VIII.
Dookoła panował szum, tak, że nie słyszałam dalszych słów. Nie musiałam. Ja... zostałam zastępcą oddziału?

Od tamtego momentu miałam łapy pełne roboty. Brałam czynny udział w planowaniu, i to bardzo szczegółowym, wszelkich wypraw dostarczających pożywienie; opatrywałam rannych, tak że przyzwyczaiłam się już nawet do widoku krwi. Nie czułam się dobrze w trakcie tej wojny. Byłam wycieńczona i miałam dość tych wszystkich okropieństw które się działy. Świat - jak widać - nigdzie nie jest idealny.

Aż pewnego razu znów natknęłam się na znajomą twarz.
- Hej - odezwałam się, myjąc łapy w misie z czystą wodą.
- Cześć - przywitał się - Ty trafiłaś tutaj?
- Z braku lekarzy nanoko lekarzem - przetłumaczyłam stare przysłowie. - A jak Twoja łapa?
- Już zapomniałem.
Podeszłam do wilka i przyklękłam przy nim, żeby przyjrzeć się świeżej ranie na łopatce.
- Nie wierć się... Muszę to obejrzeć.
- To nieistotne.
- Każdy tak mówi.
- Nie - podniósł się. - Wiesz, ile trwa już wojna?
Zaskoczyło mnie to pytanie. Jeszcze bardziej zaskoczyła mnie odpowiedź.
- Trzy dni.
Dopiero trzy dni? Czy te trzy dni naprawdę były aż trzema dniami? Jakim cudem zdążyło tyle się wydarzyć..
- Czyli za ile jest pełnia?
- Za cztery - odparłam automatycznie.
- No właśnie... - westchnął. - Posłuchaj, nie prosiłbym cię o pomoc gdybym nie musiał. Ale taka jest sytuacja...
- Połóż się z powrotem i daj mi zabandażować tę ranę. Wtedy wszystko mi opowiesz. Nie chcesz chyba (podobnie jak i ja nie chcę) zwracać na nas niepotrzebnej uwagi.

<Alpin? Trochę przyspieszyłam akcję cx >

Od Antilii - oddział V #1

Dlaczego teraz...? Dlaczego tutaj…?
Myślałam intensywnie. Siedziałam w swojej jaskini i czuwałam. Obserwowałam nocne życie lasu, wypatrując wroga. Nie mogłam znaleźć sobie miejsce… Szczerze mówiąc, chciałabym być teraz w powietrzu; lecieć przed siebie i szukać podejrzanych rzeczy. Czuć wiatr we włosach, słyszeć cichą melodię szeptaną przez wiatr… Walczyć, a nie siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak te okropne stworzenia rujnują mój dom. Nie tylko mój; wilków z mojej watahy, zwierząt, które w miarę spokojnie egzystują… To efekty wojny - jeden traci, aby ten drugi zyskał. Taka kolej rzeczy… Spojrzałam w niebo. Ciemne chmury zbliżały się w szybkim tempie. Po drodze zauważyłam też kilka rozbłysków. Zbliżała się burza. Mimo że mamy dopiero wiosnę, takiego typu zjawiska pogodowe są teraz możliwe. Patrzyłam jak zahipnotyzowana w ciemniejące niebo. Księżyc zaczął ukrywać się, więc teraz panowały egipskie ciemności. Mnie to nie przeszkadzało. Wiele razy podczas patroli zdarzały się tego typu sytuację. Miałam dosyć okazji, aby przyzwyczaić się do ciemności podczas pełnienia mojej warty. Przyglądałam się, jak czarne, ciężkie chmury nadciągają, by przynieść obfity deszcz oraz nieco wyładowań atmosferycznych. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Poczułam jak zimne, rześkie powietrze wypełnia moje płuca. Otworzyłam oczy i na nowo spojrzałam na świat, ale ze starymi obawami.
Ta wojna trwa o wiele za długo. Westchnęłam. Miałam nadzieję, że młody będzie dorastał bez konieczności walki o kolejny dzień. Zresztą, poza wojną są inne zagrożenia… Takie, jak chore pomysły Białego Oka. Wzdrygnęłam się na wspomnienie o tamtych momentach. Mimo, że minęło już dostatecznie dużo czasu aby zapomnieć, ja często miałam przed oczami ten widok. Czasami chciałabym… wymazać swoją pamięć i po prostu o tym zapomnieć, ale nie mogę. Muszę pamięć, żeby wiedzieć komu ufać i wiedzieć, jakich błędów nie popełniać. Poza tym, wolę nie ryzykować. Mogłabym usunąć wszystkie moje dotychczasowe wspomnienia, a drugi raz nie mam zamiaru przez to przechodzić.
Nagle usłyszałam jakiś łoskot w sypialni. Zerwałam się na równe nogi i szybko pobiegłam do pokoju. Tam zobaczyłam małego leżącego na podłodze. Po policzkach spływały mu łzy, a na czole miał rozcięcie, z którego spływała krew. Natychmiast do niego podeszłam i obejrzałam ranę. Nie była poważna; niemniej jednak będę musiała użyć dwa czy trzy szwy. Mały spojrzał na mnie swoimi załzawione oczy i przytulił się do mojej łapy. Ja pogłaskałam go po główce i ułożyłam go na łóżku. Mały ułożył się i zaczął powoli się uspokajać, a ja szybko skoczyłam po narzędzia do pokoju zabiegowego. Po chwili rana została zszyta a ja z małym leżałam na łóżku. AJ schował się pod moim skrzydłem i opowiadał mi co się stało.
- ...wtedy zobaczyłem coś dziwnego… Coś, co przypominało jajka. Było ich kilka; każde różnych rozmiarów, ale nie większe od czaszki wilka. Były w różnych kolorach…  -mówił, cały roztrzęsiony. -I… I wtedy pojawił się jakiś cień… A… potem… widziałam coś… czerwonego… jakąś plamę… -łkał cicho. Przytuliłam go do siebie, pozwalając mu się wypłakać. W takich chwilach nie warto dusić emocji w sobie. Pogładziłam go po główce i pocałowałam w czoło.
- To tylko sen… - powiedziałam cicho. Młody spojrzał na mnie i zaciągnął się smarkami.
- A… co jeśli… jeśli… - jąkał się. Wiedziałam, co chce powiedzieć.
- To nic takiego. - spojrzałam w jego niesamowite oczęta. - Zaśniesz? - zapytałam. Nie chciałam męczyć Ayoko. Powinien już spać, aby rano być w pełni sił. Ten w odpowiedzi kiwnął głową. Po chwili jednak zapytał:
- Zostaniesz ze mną?
Uśmiechnęłam się i nakryłam go kołdrą.
- Oczywiście. Tak długo jak będziesz chciał…
- A ty też będziesz spała? - zapytał po chwili. To pytaniem zbiło mnie z tropu.
- Dopiero wtedy jak ty zaśniesz - odpowiedziałam. Nie chciałam go kłamać. Tak naprawdę nie zasnę. Od pewnego czasu cierpię na bezsenność. Na razie nie odczuwałam braku snu, ale za kilka dni może się to zmienić. Po prostu nie mogę zasnąć; ani za dnia, ani w nocy. Mam nadzieję, że niedługo mi to minie. Mały zaczął delikatnie chrapać. To dobrze. Przynajmniej on się jakoś wyśpi…
A na razie muszę czuwać.

•Rano•

Zaczęłam szykować się na poranny patrol. Przed chwilą była tu Ariene - dowódczyni mojego oddziału. Poprosiła mnie, żebym dziś wzięła teren kogoś z drużyny. Nie pytałam dlaczego; taka informacja nie była mi potrzebna. Zgodziłam się, bo dlaczego nie? Wzgórza Evedim są dosyć łatwe do patrolowania, ze względu na teren, ale to też mnie martwiło; jeśli spotkam jakiegoś smoka, nie będę miała gdzie się ukryć i będę zmuszona stanąć do walki. Nie wiem czy powinnam się cieszyć czy martwić. A może jedno i drugie? Sama nie wiem…
Przeczucie podpowiadało abym zabrała ze sobą pojemną torbę. Wzgórza budzą się do życia, co oznacza, że mogę znaleźć kilka ciekawych ziół. Część zachowuję dla siebie, a część oddaje zielarzom. Dzięki temu mam zniżki na ich eliksiry czy inne cuda-nie cuda. Poza tym część ziół, które znajduję, nie są dla mnie przydatne… Czyli korzyść dla wszystkich. Przy okazji wzięłam coś na ząb, żeby nie wrócić głodna. Zapięłam torbę i ruszyłam na zwiad. Wydawało się, że to będzie kolejny, rutynowy lot. Pozory mylą.
Zauważyłam zmiany po nocnej burzy. Powietrze było nieco bardziej wilgotne, ale czułam też ciepły i silny prąd, odrobinę wyżej od mojej obecnej pozycji. Postanowiłam, że wykorzystam go, dzięki czemu szybciej minie mi czas. Wiosna powoli budziła naturę na nowo. Pąki liści były coraz większe; niektóre drzewa miały już kilka garści liści na swoich gałęziach. Ptaki chowały się w swoich gniazdach i pilnowały nienarodzonego potomstwa, ale widziałam też kilka samotnych ptaków, szukających partnera czy partnerki. Zauważyłam też kilka lisów, zapewne matkę i jej szczeniaki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Sielankowy widok, który mógłby być codziennie…
Może tak kiedyś będzie?, pomyślałam z nadzieją. Byłam nieco rozkojarzona, więc nie zauważyłam, że wiatr przybrał nieco na sile. Zaczęło mnie delikatnie miotać, w końcu zdecydowałam lecieć o własnych siłach. Po krótkim czasie dotarłam na miejsce. Wzgórza Evedim tętniły zielonym życiem. Zielona trawa była bardzo miękka. Kwiaty dodawały atutów kolorystycznych, przez co łąka nie była tylko w odcieniu soczystej zieleni. Idąc, patrzyłam w dal i pod nogi; w dal, żeby w razie czego pierwsza dostrzec wroga, a pod nogi, aby znaleźć jakieś rośliny o właściwościach leczniczych. Tutaj spokój. Trzeba ruszyć dalej. Myślałam przez chwilę czy iść piechotą czy użyć skrzydeł. Droga przy użyciu skrzydeł jednak wygrała. Leciałam na niewielkiej wysokości, aby niczego nie przegapić. Nic tylko trawa i inne rośliny. Monotonny krajobraz. Już chciałam wracać, kiedy coś zauważyłam…
W cieniu pod jednym z drzew dębu co się znajdowało…
Tylko co to jest? Lecieć tam czy to zostawić i zapomnieć? Biłam się z myślami… Jeśli do tego polecę, może się to okazać czymś bardzo niebezpiecznym, co może mi zagrozić. Jeżeli natomiast to zostawię, może się potem okazać, że ten przedmiot mógł by nam bardzo pomóc; jeśli zostanę tu przysłania po to coś, możliwe, że już tego tu nie będzie… Miałam mętlik w głowie. Zaryzykować czy odlecieć…? Nie cierpię podejmować decyzji; tym bardziej w takich chwilach. Koniec końców, wybrałam ryzykowniejszą decyzję - postanowiłam sprawdzić co to takiego. Wylądowałam niedaleko starego dębu, pod którym znajdował się nie przedmiot, a przedmioty. Uważnie rozglądałam się i upewniłam się, że nikogo, poza mną, tutaj nie ma. Na razie spokój. I oby tak zostało… W końcu dotarłam do drzewa, pod którym znajdowały się coś, co przypominały jajka... Z każdym krokiem zauważyłam, że każdy z nich różni się na swój sposób; każdy miał inny… kolor, ale każdy był mniej więcej wielkości… czaszki… wilka… Zmroziło mnie. Sen Ayoka…
O nie…
Nagle pojawił się jakiś cień. Był duży. Nie zaskoczyło mnie to, ale bardziej utwierdziło, że sen młodego to była jednak przepowiednia. Wszystko na razie wszystko się spełniło - znalazłam jaja wielkości naszej czaszki oraz pojawił się ogromny cień. Niespodziewanie rozległ się donośny ryk dużego, latającego gada. Teraz pytanie: kto zginie? Na moje pytanie pojawiła się rosła smoczyca Dero. Niedobrze. Samice z jajami czy młodymi są bardzo agresywne. Smok wylądował i natychmiast ruszył w moją stronę. Ja wykonałam szybki unik w bok. Przeciwnik z początku był lekko zdezorientowany, ale już po chwili mnie znalazł. Odwróciła pysk w moją stronę, przy okazji odsłaniając swój słaby punkt- maleńką fioletową kropkę na czole. Tylko jak do niej się dostać? W tej chwili na razie muszę unikać ciosów ze strony przeciwnej. Muszę coś wymyślić i to szybko… Postanowiłam ukryć się, żeby obmyślić plan działania. Co wiemy o Dero? Działają za dnia, są przywiązane do rodzin i bywają mściwe. Jedyny sposób aby pokonać smoka to ogłoszenie go. Pomóc może kropka na czole, ale jak się do niej dostać? To jest główny problem. A może by tak odwrócić jej uwagę? Tylko jak? Wtedy przypomniałam sobie pewne zaklęcie, które jest w stanie stworzyć iluzję mojej postaci. Wtedy mogłabym zaatakować z góry i pokonać samicę. To może się uda… Warto spróbować. Zamknęłam oczy i skupiłam się. Wyobraziłam sobie swoją postać w formie realistycznej iluzji. Po kilku chwilach poczułam delikatnie ciepło. Otworzyłam oczy i zobaczyłam kopię samej siebie. Podniosłam łapę, ale iluzja nie wykonała gestu. No tak, muszę wysyłać polecenia telepatycznie. Pomyślałam, żeby podniosła łapę i tak też zrobiła. Uśmiechnęłam się. Usłyszałam za sobą zbliżające się kroki smoka. Rozkazałam mojej kopii aby się ujawniła, co zrobiła niemal natychmiast. Smok ruszył w “moją” stronę, a przynajmniej tak mu się to wydawało. Ja tymczasem ruszyłam za smoczycą, lecz nadal trzymałam się w ukryciu. Kazałam klonowi zatrzymać się, a ja wzniosłam się w powietrze aby zaatakować z góry. Gad rozszerzył paszczę i już chciał ugryźć drugą mnie, kiedy moja kopia pękła jak bańka mydlana. A ja za to uderzyłam z całą siłą w fioletową kropkę na czole smoka. Przez uderzenie w czuły punkt smok zaczął się zataczać. Jednak ciągle trzymał się na nogach. Postanowiłam to skończyć raz na zawsze. Przywołałam wodę z podziemnych źródeł i związałam ją z zaklęciem mrożącym, tworząc coś w rodzaju lodowych kolców. Zaczęłam celować je w przeciwniczkę. Smok zaczął boleśnie ryczeć, aż w końcu umilkł. Spojrzałam na jej ciało. Było całe podziurawione jasnoniebieskimi szpikulcami. Dostrzegłam, że krew Dero powoli zaczęła spływać na polanę, tworząc jeziorko z krwi.
Przepowiednia się spełniła.
Tylko co teraz? Ech, chyba będę musiała wracać. Mogą zainteresować się moim zniknięciem… Już chciałam odlecieć, kiedy zrodziło się pytanie: co z jajami? Spojrzałam na nie. Prawdopodobnie zabiłam ich matkę. Najchętniej bym je tutaj zostawiła, ale pojawiło się kolejne pytanie: a co, jeśli te jaja… te małe smoki… mogą nam pomóc? Mielibyśmy potężnych sprzymierzeńców. Może warto spróbować? Nie wiem co na to powie Kesame ale zapewne by mnie wysłuchała… Spojrzałam na ciało smoczycy. Było całe przebite lodowymi ostrzami a po lodzie spływała smocza krew. Nie było mi jej szkoda. Jeśli już, to jej nienarodzonych dzieci. Takie jest życie; raz nam daje a raz zabiera… Może nawet to i lepiej?
Potrząsnęłam głową. Muszę się spieszyć, inaczej będzie małe zamieszanie dlaczego tak długo mnie nie było. Pobiegłam do drzewa i zaczęłam ostrożnie wkładać jaja do mojej torby. Przeczucie mnie nie myliło. Teraz mam w czym przetransportować nienarodzone smoki ale zostaje problem samej drogi- czy dam radę w ogóle je przenieść i jak to zrobić, aby ich nie uszkodzić. W końcu włożyłam ostatnie jajo do torby. Ciągle głowiłam się nad tym, jak je przenieść. W końcu zaryzykowałam i uniosłam się na niewielką wysokość. Było mi nieco ciężko, ale dawałam radę. Spojrzałam na pakunek. Nie usłyszałam żadnych podejrzanych dźwięków ani nie czułam żadnej wilgoci. Westchnęłam i ruszyłam szybko w stronę domu, cały czas kontrolując czy właśnie w tej chwili, w mojej torbie którą mam na sobie, nie wykluwa się maleńki smoczek…

•Potem•

Natychmiast obrałam kurs na jaskinie Alfy. Oby tylko Kesame była w domu… Dziś szczęście niesamowicie mi dopisywało. Akurat rozmawiała z dowódcą oddziału III, Nicolay’em. O ile się nie mylę, to jej brat… Wylądowałam ostrożnie i spojrzałam na oba wilki. Zdecydowałam się dyskretnie wycofać, ale Alfa mnie zauważyła i kazała wejść do środka jaskini. Posłusznie wykonałam zadanie, jednocześnie zerkając na ekwipunek. Wadera zauważyła mój bagaż i przyglądała mu się uważnie, ale nadal rozmawiała ze swoim bratem. Ja czekałam, choć delikatnie się denerwowałam. W końcu zauważyłam, jak rodzeństwo się żegna, a basior wychodzi. Alfa kazała mi się zbliżyć, więc tak też zrobiłam. Najpierw bardzo ostrożnie zdjęłam torbę z pleców i równie ostrożnie ją postawiłam na ziemi. Wilczyca była zaskoczona tym zachowaniem, ale wiedziała, że miałam swoje powody aby tak postępować, tak więc czekała, aż skończę.
- Więc… Co cię do mnie sprowadza? - zapytała.
- Zacznę od początku. Ayoko miał sen, w którym znalazłam jakieś dziwne przedmioty a następnie stoczyłam walkę.
Dziś rano Ariene przekazała mi patrol nad Wzgórzami Evedim. Tak więc zgodnie z wytycznymi wyruszyłem na wyznaczony mi teren. Tam znalazłam to, co znajduję się teraz w torbie - wskazałam na pakunek. - Następnie stoczyłam walkę z dorosłą samicą Dero. Była bardzo agresywna, więc pewnie broniła młodych. Walczyliśmy i to ona poniosła śmierć… - mówiłam w miarę spokojnie, a przynajmniej tak mi się wydawało. - Znalazłam jej gniazdo oraz smocze jaja wewnątrz niego. Wtedy wpadłam na pomysł… Możemy spróbować wychować i wytrenować jej młode aby mogły nam pomagać - zakończyłam, czekając na odpowiedź ze strony Alfy. Kesame myślała, ponieważ pocierała podbródek o swoją lewą łapę. Dla mnie ta wadera była istną zagadką. W końcu powiedziała:
- Pomysł jest ryzykowny i niebezpieczny, ponieważ inne smoki mogą się o tym dowiedzieć i spróbować odbić młode. Mówiłaś, że walczyłaś z matką… Możliwe, że i ojciec zginął, ale nie mamy takiej pewności. Smoki, a tym bardziej Dero są bardzo mściwe. Sama nie wiem… -
Ja tymczasem spojrzałam na jaja. Coś zauważyłam… Wyciągnęłam delikatnie jedno z jaj, było średniej wielkości. Z tego co pamiętam, miało odcień mocnego granatu, a teraz… Skorupka była teraz cienka jak papier i miała równe podobny odcień. Widziałam delikatne pęknięcia a w dotyku jajo było zimne. Obróciłam je. To samo. Przetarłam je łapą, szukając jakiegoś źródła ciepła. Było zimne jak lód. Wiedziałam co to oznacza.
- Cokolwiek zdecydujesz, nic z tego nie będzie… - powiedziałam bardziej do siebie niż do wadery siedzącej naprzeciw.
- Dlaczego? - zapytała, zbita z tropu.
- Jaja są martwe.
Wilczyca westchnęła. Wyglądało na to, że mój pomysł przekonał ją. Teraz było jednak za późno. Możliwe, że matka przyleciała tylko po to aby ogrzać jaja, a zabijając ją, przyczyniłam się do ich śmierci. Zapomniałam, że smocze jaja wymagają stałego źródła ciepła, ponieważ ich nienarodzone młode są bardzo wrażliwe na zmianę temperatury. Mogłam pomyśleć wcześniej i użyć specjalnych zaklęć rozgrzewających…
Mimo to, czułam pewnego rodzaju ulgę. Nie wiem czemu. Może tak po prostu tak miało być…? Miałam mieszane uczucia. Jednak teraz muszę wracać do rzeczywistości. Wraz z Alfą postanowiliśmy zniszczyć jaja, aby zniszczyć dowody. Ale samą egzekucję miałam wykonać ja. Wadera zapytała mnie, czy jestem w stanie to zrobić. Zgodziłam się bez wahania. Stworzyłam białą kulę o średnicy mojego tułowia, tak aby wszystkie jaja były zniszczone równocześnie. Kesame zrobiła dwa kroki w tył, pewnie dlatego, żeby mnie nie dekoncentrować. Ja jednak nie zwracałam na to uwagi. Chwilę przed wypuszczeniem kuli przez głowę przepłynęła mi myśl, że matka teraz nie będzie samotna… Po chwili rozbłysło maleńkie światło a potem jaja zniknęły. Nie żadnych dziur czy pęknięć; brakowało tylko niewyklutych smoków. I już.
Rozmawiałam jeszcze z Kes na kilka innych tematów a następnie wróciłam do domu. Pierwsze co to poszłam do sypialni i położyłam się spać. Zanim sen zawładnął moim ciałem, poczułam jak Ayoko się we mnie wtula.

<2502 słowa - 65 pkt.>

Od Alvarian CD Naxeta oddział IV #1

Niepewnie stawiałam drobne kroki idąc za dopiero co poznanym basiorem. Wszystko co przed chwilą się wydarzyło jeszcze nie do końca do mnie dotarło. Nieomal straciłam życie, a dodatkowo znajdowałam się na terenie obcej watahy pogrążonej w wojnie. Czyli innymi słowy zajebiście. Mój niezbyt szybki chód i błoto, które przylgnęło do mojej białej sierści sprawiły, że znacznie oddaliłam się od Naxeta. Nie zauważył tego. Nabrałam powietrza, aby krzyknąć by zwolnił, ale moją głowę przeszyła pewna myśl, myśl o ucieczce. Jednak po dłuższym zastanowieniu wydała mi się ona zbyt bezsensowna, mój towarzysz zapewne by mnie dogonił, a jak na razie nie sprawiał wrażenia wrogo nastawionego. Pogrążona w rozmyślaniach stałam w miejscu, a Naxet zniknął mi z pola widzenia. Tym razem postanowiłam go zawołać, jednak po kilku próbach bez odpowiedzi zrezygnowałam i poszłam w kierunku, w którym ostatni raz widziałam basiora. Po przejściu kilkudziesięciu metrów trop się urwał, a ja lekko zmieszana usiadłam na wilgotnej ziemi. Nie mogłam poddać się kolejnemu atakowi paniki, ostatni nie skończył się dla mnie zbyt pomyślnie. Po chwili namysłu postanowiłam zapytać o odpowiedź fauny, która mnie otaczała, choć wymagało to głębokiego skupienia, o które w moim stanie było dość ciężko. Wbiłam pazury w glebę, aby poczuć każdą moją komórką. Wszystkie myśli odeszły, a ja uniosłam pysk ku niebu. Straciłam poczucie czasu, jednak nagle z zewnątrz zaczął docierać do mnie głos, z początku niewyraźny i odległy, przemieniał się w coraz bardziej doniosły i wyraźny.
- Alvarian… Alva, obudź się…- nawoływania, które docierały do mnie przez dłuższą chwilę, wreszcie odniosły zamierzony skutek.
Nagle poczułam, że ktoś mną potrząsa, powoli otworzyłam oczy i gwałtownie odskoczyłam. Siedziałam na wprost Naxeta, a zaraz za nim dostrzegłam sylwetki siedmiu wilków.
- Gdzie się podziewałaś? - Zapytał przejęty. – Szukam cię od dobrych kilku godzin!
- Kim oni są? – Powiedziałam oszołomiona, spoglądając w kierunku pozostałych wilków.
- No tak, zapomniałem. To jeden z oddziałów, do którego należę, kiedy straciłem cię z oczu, właśnie wybierali się na wschód od Wodospadów Drimrill, aby pomóc zaatakowanym wilkom. Pomogli mi w poszukiwaniach, jednak to bardzo opóźniło ich wyprawę. Zlekceważyłem wystarczająco mój obowiązek odłączając się od oddziału, więc teraz muszę iść razem z nimi - wytłumaczył się spuszczając głowę.
- Wilków do pomocy nigdy za wiele – wtrąciła dumnie strojąca wadera, najprawdopodobniej przywódczyni oddziału. – Jeśli chcesz możesz iść z nami – w odpowiedzi skinęłam głową, a wszystkie wilki ruszyły.
Szłam w milczeniu, błoto dawno już zaschło i teraz strasznie się ze mnie sypało. W końcu doszliśmy do brzegu rzeki, o której wspominał wcześniej Naxet. Choć słońce zaczynało chylić się ku zachodowi postanowiłam w końcu się oporządzić, jednak zanim zdążyłam wejść do wody, wadera, która pozwoliła mi się przyłączyć znów zabrała głos:
- Nie czas teraz na kąpiele, musimy się spieszyć - powiedziała ostro i odwróciła się w kierunku marszu.
Pośpiech był uzasadniony, a ja nie miałam ochoty znów się zgubić więc zrezygnowałam i poszłam za oddziałem.
  Dotarliśmy po zmroku. Przywódczyni pierwsza dostrzegła przyczynę naszego przybycia,  wszyscy otoczyliśmy nieruchome wilki. To był makabryczny widok, jeden z nich miał rozszarpane gardło, a pozostałe nie miały ran, jednak leżały nienaturalnie powykręcane, a z ich pysków i oczu sączyła się zielonkawa ropa. Nagle podszedł do mnie Naxet i wytłumaczył, że wilki te nie należą do naszej watahy, zanim skończył przywódczyni przemówiła podniesionym głosem:
- Nie ma wątpliwości, jednego z wilków zabił smok, jednak dla dobra watahy musimy znaleźć przyczynę śmierci pozostałych… Dlatego też musimy się rozdzielić się i przeszukać teren.
Zaraz po tym pogrupowała nas w pary, ponieważ nikogo nie innego nie znałam przyłączyłam się do Naxeta, polecili przeszukać nam obszar bagien w dole rzeki. Mój towarzysz poszedł przodem, ja zaraz za nim, kiedy straciliśmy z oczu pozostałych dorównałam mu kroku.
- Chyba nie myślisz, że znowu będę tarzać się w bagnach? – Powiedziałam lekko poirytowana całą sytuacją.
- W sumie przydałaby ci się kąpiel – powiedział zadziornie.
Nie zamierzałam odpowiadać, przewróciłam tylko oczami, a basior cicho się zaśmiał.  Przez chwilę szliśmy wąską ścieżką, w końcu naszym oczom ukazała się rzeka. Zmęczona wędrówką niezgrabnie poczłapałam do jej brzegu, ale najwyraźniej Naxetowi podróż nie odebrała zbyt wiele energii, wziął rozpęd i skoczył do wody ciągnąc mnie za sobą. Oszołomiona zaczęłam płynąć w kierunku brzegu, a kiedy w końcu udało mi się wyjść, wyczerpana i ociekająca wodą położyłam się na ziemi. Na ten widok basior zaniósł się doniosłym śmiechem, po chwili siedział obok mnie. Wstałam i otrzepałam się z wody, a liczne krople spadły na mojego towarzysza.
- A więc to tak? – Powiedział z przebiegłym uśmiechem i ochlapał mnie z wodą z jeszcze większym rozmachem.
Odpowiedziałam lekkim uśmiechem. Szczerze? Nie miałam siły na takie zabawy, więc w milczeniu ułożyłam się na mchu. Wokół było ciemno, oczy zaczęły mi się zamykać… Nagle poczułam w pobliżu istotę, która silnie emanowała nieznaną mi energią. Zerwałam się na równe nogi, ale nim zdążyłam cokolwiek zrobić, staną przede mną nieznany mi dotąd gatunek smoka. Łuski miał czarne jak smoła, odbijały blade światło księżyca, głowa przyozdobiona długimi rogami niespokojnie poruszała się na wszystkie strony, a długie i ostre pazury wbijały się w ziemię. Z pyska smoka zwisała zielonkawa, bijąca słabym światłem substancja, podobna do tej, która wypływała z martwych wilków… Stałam sparaliżowana strachem, szukałam wzrokiem Naxeta, jednak nigdzie nie mogłam go dostrzec. Nieumyślnie skierowałam swoje spojrzenie ze smokiem, a wtedy stało się coś niezwykłego. Cały świat wokół jakby się zatrzymał, byłam tylko ja i smok, jego spojrzenie przeszyło mnie do głębi. Czułam się jak w ciężkim transie, powoli świadomość zaczęła ze mnie odpływać…

Naxet?

<904 słowa - 25 pkt. - quest niedokończony, punkty zostaną dodane do licznika po zakończeniu>

25 lutego 2018

Harbi cd. Kesi

Mam jej już dość. Mam dość tej całej, chorej rodziny. Mocno ją szarpnąłem. Obróciła się w moją stronę i posłała przenikliwe spojrzenie. Mimo to mogłem dostrzec w nim... Iskrę?
- W co ty grasz — Ingreed. Zawiesiłem się na chwilę. Już jej nie było. - W co ty grasz Kesame?
- Mogę zadać dokładnie to samo pytanie Harbingerze. Im dłużej cię znam, tym częściej zastanawiam się, jak to z tobą jest? Przez te wszystkie lata nie rozmawialiśmy zbyt często, ale obserwowałam cię. Niby nic nie robisz, ale kleisz się do każdej wadery. Prawie każdej. Wszystkie muszą mieć jakąś wspólną cechę. To są twoje koła ratunkowe?
Zagięła mnie. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek poruszy temat, który był dla mnie właściwie niczym. Ruszyłem truchtem w stronę bazy głównej.
- Widzisz. Powiedzmy, że tak, ale nie zgodzę się, że to koła ratunkowe. Każda z moich przyjaciółek ma moc, której nie posiadam ja, a jest mi w pewnych momentach życia potrzebna.
Wadera prychnęła.
- Wykorzystujesz je.
- Nie. Zresztą, dlaczego się tym interesujesz?
- Cóż, wydaje mi się, że jestem jedną z nich.
- Vielleicht.
Zapadła cisza. Zastanawiam się, czy zrozumiała, liczę na to, że nie. Szliśmy ramię w ramię. Moje ciało przenikał nieprzyjemny chłód. Ay tępo wpatrywała się w przestrzeń przed sobą.
- Kes?
- No.
- Potrafisz zmienić się w kreta lub smoka?
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- Żartujesz sobie?
- Nie.
- Może kiedyś się przekonasz.
- Czyli już nie jesteś zła?
- Jestem okropnie zła, ale to ukrywam. Zakładam maskę tak jak ty. I jestem głodna.
Zdecydowanie trzeba już stąd wyjść.
***
Obserwowałem, jak wadera pochłania swój posiłek.
- Nic nie zjesz? Jesteś chorobliwie chudy.
- Jem tyle, aby zaspokoić głód. Nic więcej mi nie potrzeba. Stąd chyba już sama trafisz do pałacu?

Kesame? Wyszło 2/10. ;(

Odejście

Zgodnie z życzeniem właścicielki, Romeo trafia do adopcji.
Powód: decyzja właściciela. (Liria: oszalała po rozstaniu z Nico i uciekła).


Od Lirii CD Nicolaya

C-co? Co właściwie się stało? I jak? Nie... na pewno nie... a jednak to prawda. To wszystko to była bujda... Jak mogłam być tak głupia, tak zaufać basiorowi. Mea culpa. Byłam zbyt dobra, za bardzo się starałam. Niepotrzebnie kisiłam w sobie wredotę.
Przystanęłam wreszcie. Rozpacz rozsadzała mnie od środka i odbierała wszelkie siły. Łapy chwiały się pode mną, a ból i zawroty mieszały mi w głowie. Pokładałam się z bezsilności. Padłam prawie nieżywa na kwiecistą murawę i zawyłam. Wszystko zepsułam!
Zaczęłam szlochać. Chłodny wiatr muskał ledwie moją sierść, a czułam jakby tysiąc wichrów zbierało się, żeby ostatecznie mnie złamać.
~ To uczucie, kiedy jedynym marzeniem jest bycie dywanem pod galopującymi słoniami.

*wojna*

Pięknie, tego mi teraz brakowało. Nie dość, że wszyscy najbliżsi mnie opuścili, to jeszcze przybyli nieproszeni goście. To takie miłe, kiedy w twoim życiu wszystko wali się w jednym czasie. Gdybym tylko mogła, uciekłabym, uciekłabym do mamy. Chciałabym wrócić tam, gdzie przynajmniej lud mnie lubi.
Jest tylko jeden problem... nie mogę. Ta wataha mnie potrzebuje, nie mogę zbiec. NIE JESTEM TCHÓRZEM.
- Liria! Oddział III pod dowództwem Nicolaya.
Wiadomość o przydzieleniu do obozu zwaliła mnie z nóg po raz kolejny.
- Pięknieś trafiła, lepiej się nie dało! Po tym wszystkim mam z nim pracować? świetnie! Ja się nie poddam. Pokażę mu, że jestem silna! Straciłam wiele, ale on stracił starą, miłą Lirię, teraz będzie się męczył z oziębłą! albo... nie? Nie wiem, co ze mną jest nie tak?!
O świcie następnego dnia miałam pojawić się w oddziale, miałam, bo... od rana czułam się inaczej. W głowie mi huczało, całkiem jakby dzięcioł wiercił mi dziuplę. Jakaś wewnętrzna siła pchała mnie naprzód.
Idąc brzegiem rzeki, spojrzałam w lustro wody i zobaczyłam, jak moje oczy płoną zielonymi płomieniami, a sierść stopniowo przechodzi w ciemniejsze tony. To pewne, oszalałam.
- Stąd nie ma już odwrotu - usłyszałam głos za sobą. - Jesteś naszą ofiarą.
Odwróciłam się. Z nieba sfrunęły cztery biesy. Wyglądało, jakby te cieniste przezrocza śmiały mi się w twarz.
- Porzucił cię, a ty nie jesteś tak silna jak ci się zdaje, nie potrafisz udawać - ciągnęły. - Wystarczyło trochę pomieszać ci myśli, a resztę zrobiłaś sama.
- Nie rozumiem, co zrobiłam?
- O Lady Makbet, to, co czujesz, twoja przeszłość, twoje sumienie, to wszystko zgubiło cię, oddałaś się nam nie wiedząc o tym.
Poczułam, jak krew napłynęła mi do zmarszczonej twarzy, gotując się do ataku. Skoczyłam, próbując przegonić szkaradne duchy. Z każdą kolejną próbą traciłam siły. Za piątym razem upadłam twardo na ziemię, łamiąc kilka zębów. Półprzytomna usłyszałam szept.
- Nie masz szans, już zawsze będziesz naszą niewolnicą dopóki nie uwolni cię ten, kto przywiódł cię do...
Obudziłam się, podeszłam do rzeki i spojrzałam raz jeszcze. Moja sierść była już całkiem czarna i sztywna, na dodatek posklejana kroplami krwi, której nie dało się zmyć.
Zupełnie nie przypominałam dawnej siebie, a raczej senny koszmar, szkoda tylko, że to koszmar na jawie. Nie mogłam znieść widoku samej siebie. Stałam się istnym potworem. Ja, Liria, jestem potworem, nie mogę wrócić do watahy, bo jestem potworem.

Uciekłam. Uciekłam daleko, daleko w las. Zamknęłam się w złotej klatce. Czekam na śmierć albo wybawienie.
Uciekłam stąd, ale ani ja, ani TY nie uciekniemy od przeszłości.

Od Shenemi cd. Neron

Ruszyłam w inną stronę.
- Okej, przejdę się z tobą - uśmiechnął się i potruchtał za mną.
- Dobrze, skoro się uczepiłeś - Przewaliłam oczami. Czułam, że zaraz będzie jakieś pytanie. I tak było.
- Od kiedy tu jesteś? Nie widziałem cię tutaj wcześniej - spytał
- Po pierwsze, też cię wcześniej tu nie widziałam, ale to dlatego, że nie kręcą mnie pogaduszki, a po drugie, tak, nie jestem tu długo, ale umiem se poradzić w terenie. - rzekłam pewnie.
- Rozumiem, ale już mniej więcej wiesz coś na temat terenu watahy? - rzucił pewnie.
- Nie, zresztą i tak lubię SAMA odkrywać nowe miejsca. - rzekłam nieco ciszej. Dalej szliśmy w milczeniu. Neron parę razy chciał coś powiedzieć, lecz chwilę potem zabrakło mu słów. Sama też nie byłam dziś skora do rozmowy.
- Gdzie tak właściwie idziemy? - bąknął w końcu
- Eeeee… Chyba wszędzie, albo nigdzie - zaczęłam się rozglądać.
- To znaczy? - powiedział zmieszany
- Znaczy to, co znaczy, czyli w sumie to nic nie znaczy - basior spojrzał na mnie jakby chciał powiedzieć ‘’Eeee… What?’’
- Lubisz deszcz? - zadał pytanie, jak dla mnie bez sensu.
- Nie - odparłam krótko.
- No to nie będziesz zadowolona - spojrzał w górę. Uniosłam łeb i dostrzegłam szare gęste chmury.
- Świetnie. Chodź za mną - ruszyłam szybko do miejsca z którego zaczęliśmy wędrówkę. Tam, gdzie znalazłam czerwoną chustę Nerona.
- Oszalałaś?! W lesie?! W trakcie burzy?! - krzyknął
- Jak chcesz - wbiegłam do boru.
- Ja zostaję - powiedział, a po tych słowach grzmotnęło i zaczęło lać. Ja w tym czasie szybko wbiegłam do jaskini ze zdechłym myszami, w której znalazłam się wcześniej. W samą porę weszłam do jamy. Dosłownie chwilę później błyskawica walnęła w drzewo, które zawaliło się na skały. Na szczęście nie zablokowało wejścia. Krzyknęłam słysząc huk zawalającego się drzewa.

Neron? Sorki za długość, ale dopadł mnie wenos brakus :3

Nowy basior - powitajmy Aserana!

Autor nieznany, edytowany przez właściciela

Świat nie dzieli się na ludzi dobrych i złch bo wszyscy mają w sobie tyle samo dobra co zła. To od nas zależy, którą drogą pójdziemy
Imię: Aseran
Pseudonim: As, Asi
Wiek: 5 lat
Płeć: Basior
Charakter: Basior ten jest spokojny i opanowany, skupia się na swoich obowiązkach. Lubi spędzać czas z innymi, lecz nie podardzi też samotnymi spacerami w nocy. Odwaga natomiast nie jest jego dobrą stroną, ponimo tego, że ma skrzydła nigdy nie latał (nie potrafi).  Zawsze jest chętny do pomocy, jednakże trudno zdobyć zaufanie, ponieważ wszyscy w dzieciństwie wykorzystywali jego dobroć. Ma on realistyczno-optymistyczne podejście do życia.
Wygląd: Dość wysoki basior o krotkim, lecz miękkim futrze. Na końcu  długiego ogona jak i włosia na klatce piersiowej  sierść przyjmuje niebieską barwę. Na końcu przednich łap jest niebieskie wykończenie, a na tylnich widnieją białe skarpetki.  Na końcach uszu futro także jest białe, a trochę pod białym jest niebieski. Ma on piękne, głęboko lazurowe oczy, pod którymi są niebieskie plamy jak i  od zewnętrznej strony głowy. centralnie na  środku pyska od czoła prawie aż do nasa jest biała odmiana, która ma dwie półobręcze na pysku. Pragnę też wspomnieć o białym futrze cągnącym się od szyi od strony spodniej aż do tylnich kończyn.  A na grzbiecie są dwie niebieskie pręgi.  Z pleców wyrasta para dużych, czarnych skrzydeł, z powodu ich nieużywania nie są one zbyt umięśnione.
Stanowisko: Tropiący (myśliwy)
Umiejętności: Intelekt: 8 | Siła: 6 | Zwinność: 7| Szybkość: 6 | Magia: 5 | Wzrok: 6 | Węch: 6 | Słuch: 6
Rasa: Wilk Cienia
Żywioły: Mrok, telepatia
Moce:
- powiedzmy, że latanie (no cóż skrzydła są)
- czyta w myślach wilkom jak i zwierzyniec lecz tego nie lubi robić
- perfekcyjny mysliwy/ zabija bezlitośnie
- wtapia się w cienie
- bezszelestne poruszanie się co czyni go dobrym myśliwym
- jest w stanie na jakieś 6 sekund zatrzymać ofiarę na łowach, wilków nie jest w stanie kontrolować
Rodzina:
Matka Elisses - nie żyje
Ojciec - imie nie warte uwagi
Przybrana matka borsuczyca - Allenee - zmarła śmiercią naturalną.
Partnerka: Narazie brak
Potomstwo: ---
Historia: Przyszedł na świat na wiosne w małej wiosce osadzonej wysoko w górach. W wiosce tej mieszkały tylko wilki nie latające (bezskrzydłe). Jego matka jak i ojciec spodziewając się potomstwa byli bardzo zadowoleni, niestety to co dobre nigdy nie trwa wiecznie, tylko jedno szczenie w miocie, a na dodatek ojciec się załamał, gdyż młode w żaden sposób nie przypominało żadnego z rodziców, ponad to posiadało ono skrzydła. Matka natomiast kochała je całym swoim sercem. Gdy stał się dość samodzielny i nabierał sił stała się rzecz straszna, w nocy obudziły go krzyki. Przerażony wyszedł w swojego kąta gdzie miał łoże i pobiegł do rodziców. Zobaczył tam ojca stojącego nad zamordowaną matką. Gdy żyjący rodzic zaczął iść w jego stronę z bardzo niepokojącym uśmiechem nie wiedział, co robić, dopiero jak usłyszał krzyk na całe gardło: ,,Pora na ciebie ty mały demonie wszystko zniszczyłeś, mieliśmy być normalną rodziną taką jak inne!!". Zrozumiał o co chodzi i zaczął uciekać jak najdalej od domu, wioski, świata który do tej pory znał. Jako szczenie nie miał zbyt dużych szans na przeżycie w okrutnym świecie, włócząc się po górach starał się zejść na niziny, cały czas w pośpiechu, bo był pełen strachu, że ojciec go dogoni. Schodząc w końcu z gór był wycieńczony, szukał schronienia, na jego szczęście stara borsucza wdowa widząc młode otworzyła swoje serce jak i próg nory. Wychowywała go, a pod koniec swojego życia nie chcąc, by ten widział jej śmierć, kazała mu iść i szukać swojeo miejsca na świecie, innych wilków, przyjaciół. Gdy to się stało miał 2,5 roku. Ruszył na  południe szukając nowej rodziny. Po około miesiącu dotarł do watahy a mianowicie do ,,watahy gwiezdnego niedźwiedzia" przyjął się tam na stanowisku łowcy, gdzie uczyli go i szkolili. Był on najlepszy w swoim fachu. Już w wieku 3 lat był w stanie sam wytropić a z niewielką pomocą zabić dorosłego byka jelenia. Niestety rozpętała się wojna i pod przymusem alfa rozwiązała watahę i nikt jej więcej nie widział. Znów był bez nikogo, aż po dość długiej tułaczce znalazł się tutaj i odnalazł swoje prawdziwe miejsce do końca swojego życia.
Właściciel: [H] Wiczka20,   e-mail: infwkaczmarek09@gmail.com
Ocena: 0/3

Od Kesame cd. Harbingera

Wpatrywał się we mnie. Wyglądał normalnie, tak, jak zwykle, jakby nic się nie stało. Jakby moja siostra wcale nie umarła na jego oczach. Coś jednak różniło go od jego wcześniejszej wersji i teraz tylko ja to zauważałam. Miał wyniszczony wzrok, jego oczy - wciąż tak samo zielone, hipnotyzujące - były bez wyrazu. Stał prosto, dumnie, ale wiedziałam, że gdzieś w głębi duszy kuli się w sobie i sam nie wie, co robi.
- Kim jesteś? - powtórzyłam, tym razem łagodniej i już bez pretensji.
To nie była jego wina. Świat zawinił. Bogowie. Chociaż... może on też? I ja?
- Nikim.
Bezsilnie skinęłam łbem, łzy skapywały mi po pysku. Tak bardzo bolało.
Straciłam ich. Straciłam Raidena, straciłam Ingreed. Straciłam też Loedię, która odgrodziła się ode mnie murem ze wspomnień. Jako alfa straciłam też wiele innych wilków. Niektórych imion nawet nie pamiętam, ale każda strata pozostawiała jakiś ślad.
- Byłeś przy niej?
- Do końca.
Znów skinęłam łbem. To dobrze, chociaż tyle. Zaciskałam zęby i zaczęłam się trząść, więc jedynie oparłam się o ścianę korytarza. Była zimna i lekko wilgotna, lecz teraz nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Przymknęłam oczy i skuliłam się, czując się po tym bezpieczniej. To trochę tak, jakbym swoje uczucia chowała do wewnątrz i nie dawała im uciec, szczelnie owijając je ciałem.
Harbinger jedynie stał i cierpiał. Nie wyglądał na to, ale ja wiedziałam. Czułam.
- Przepraszam - wybełkotałam, nieprzytomnie otwierając oczy. - Po prostu nie wiem co robić.
Podszedł i bez słowa mnie przytulił. Przez głowę przemknęła mi myśl o tym, jaką mnie teraz widzi. Całą we łzach, kruchą i kompletnie bezbronną - przed chwilą chciałam mocno go uderzyć, teraz się rozpadałam. Ponoć jestem alfą. To uwłaczające.
Wyprostowałam się i odepchnęłam go od siebie. Spoglądał na mnie ze zdziwieniem, po jego nerwowych ruchach widziałam, że miał tego dość. Chciał odwrócić się i wyjść, bo sam miał już za dużo swoich problemów. Przybrałam maskę obojętności, chcąc odciąć się od szlochu, który przed chwilą mną targał. Na moment przymknęłam oczy. Wdech, wydech. Uspokój umysł, ciało, nie myśl o niczym.
Już dobrze.
- Co to było? - zapytał beznamiętnie.
- Chwila słabości - uśmiechnęłam się krzywo i skupiłam się tylko na tym jednym basiorze, żeby nie myśleć o niczym innym.
- Jesteś nienormalna.
Wiedziałam, ma mnie za wariatkę. Może to i lepiej. Odwróciłam się i bez słowa ruszyłam przed siebie, ale gwałtowne szarpnięcie na powrót mnie cofnęło. Spojrzałam w jego stronę.

Harbinger? 
Wiem, nienormalne. Kesia właśnie zaprezentowała istny wachlarz emocji :p

24 lutego 2018

Od Nerona CD Shenemi

- Powinieneś bardziej uważać. W końcu... nie zawsze w lesie jest ktoś kto może ci pomóc. Zresztą i tak niewiele wilków lubi pomagać. Ja też nie przepadam. Ale mogę zrobić wyjątek - odparła łagodnie, a jej oczy bacznie obserwowały moje ruchy w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Fajnie być wyjątkiem, któremu pomogłaś - mruknąłem, obdarzając waderę pogodnym uśmiechem.
- Czy mogę to odzyskać? - spytałem, wyciągając łapę, by odebrać swoją zgubę. Musiałem gdzieś zahaczyć podczas polowania, nigdy nie zdarzyło mi się zgubić jakiejkolwiek mojej rzeczy, tym bardziej tej chustki.
- Możesz - odparła, ostrożnie wyciągając chustę z pyska. Obejrzała ją dokładnie, obracając ją w łapie. Zerknęła na mnie i rzuciła chustę w moją stronę. Ta, z pomocą wiatru, wylądowała na moich oczach, kompletnie zasłaniając mi pole widzenia.
- Dziękuje - westchnąłem, ściągając zgubę z oczu i przewiązując nią grzywkę.
Chwilę patrzyłem na samicę, dokładnie badając szczegóły jej sierści. Wreszcie dotarło do mnie, że nawet się nie przywitałem.
- Jestem Neron, przepraszam, zapomniałem się z Panią przywitać - mrugnąłem, ozdabiając pyszczek delikatnym, stonowanym uśmieszkiem. Wyciągnąłem łapę z gestem powitania w jej stronę, lecz został on zignorowany.
- Shenemi - szepnęła cicho, odwracając się do mnie ogonem.
- Miło mi Cię poznać, Shenemi - próbowałem jakoś zwrócić na siebie uwagę. Bezskutecznie. Wadera dalej podążała w swoją stronę, nawet nie patrząc za siebie.
Podbiegłem truchtem do samicy. Zwolniłem niedaleko niej, by nie narzucać jej swojego towarzystwa.
- Oprowadzić Cię? - spytałem żywiołowo. Chciałem ją poznać, wydawała się bardzo interesującą postacią.
- Nie ma takiej potrzeby - usłyszałem.
- Okej, przejdę się z Tobą - zaśmiałem się, podbiegając do Shenemi. Obdarowałem ją cichym chichotem. Tak, wiem, jestem lekko natrętny, no ale, taki mój charakter.

Shenemi? Przepraszam, że tyle czasu musiałaś czekać :/

Od Naxeta cd. Alvarian

Hm. Smoki to smoki, wojna to wojna, ale jakoś zasady w naszym oddziale działały dość luźno. Niby miałem pozostać w miejscu, w którym zostawiła mnie dowódczyni - swoją drogą specyficzna wadera  - ale że nie miało to jakiegoś głębszego sensu, a nikt nie wydawał się mną specjalnie interesować, postanowiłem zrobić sobie zasłużoną przerwę i wymknąłem się na spacer w las.
Panował pozorny spokój. Wolałbym słyszeć czyjś głos, ale akurat w tej chwili znaczyłby on, że ktoś zauważył moją dezercję, więc może lepiej obędzie się bez innych stworzeń. Zaraz... innych stworzeń? Gdzieś niedaleko jakby mignęło mi coś jasnego. Po chwili odgłosy przedzierania się przez puszczę upewniły mnie, że nie jestem sam. Jednak istota nie wydawała się mnie gonić, wręcz przeciwnie; ona uciekała przede mną. Zaintrygowany ruszyłem za nią. Nie spieszyło mi się. Jeśli będzie mi dane odkryć kto jest tajemniczym towarzyszem, to i tak go dogonię, jeśli nie, to nie.
Śledziłem go bardziej przy pomocy słuchu niż wzroku, bo na twardej ziemi nie zostawały śladów. Na niektórych etapach wędrówkę utrudniała wybujała roślinność lub jeszcze inne typowo leśne przeszkody; z pewnym opóźnieniem dotarłem więc na miękkszą, wilgotną glebę, gdzie w końcu zauważalne były odciski mniejszych nieco od moich, wilczych łap. Ziemia była mokra i śliska, po czym domyśliłem się, że grunt był tutaj wyjątkowo zdradliwy. Ślady wskazywały jednak na to, że mój towarzysz nie orientował się tak dobrze w otoczeniu.
Szybko odnalazłem miejsce, w którym obcy osobnik zapadł się w mule. Mogłem dostrzec jeszcze szczątki zabrudzongo futra i wydobywające się na powierzchnię malutkie bąbelki powietrza. Bez chwili namysłu zanurzyłem kły w miejsce, gdzie powinien znajdować się kark wilka i wyciągnąłem jego ciało na powierzchnię. Był cały pokryty błotem. Poza tym dało się jeszcze zauważyć drobną, typowo waderzą figurę i pysk o ładnych, szlachetnych rysach. Wilczyca gwałtownie zaczął łapać powietrze i prychać, równocześnie uniósł się do pozycji leżącej. Otworzyła swoje jasne ślepia o niezwykłej głębi.
- Poczekaj, powinnaś usiąść - zwróciłem się do niej i pomogłem waderze odpowiednio się ułożyć. Posłusznie zrobiła to, co mówiłem. W tej pozycji zaczęła dochodzić do siebie. Wstała i zrobiła parę nieznacznych ruchów, jakby sprawdzając, czy wszystko z nią w porządku.
- Dziękuję za ratunek - odezwała się w pewnym momencie, unosząc delikatnie łeb - Gdyby nie ty, zapewne zostałabym tutaj na wieki.
- Nie ma za co - odparłem. Spodobało mi się w jaki sposób opisała swoją niedoszłą śmierć. Miała też intrygujące, subtelny sposób poruszania się. - Nie widziałem Cię dotąd na naszych terenach.
- Waszych terenach? - spłoszyła się lekko - Nie chciałam nikomu przeszkadzać, nie jestem z tych okolic...
- Nie no, spokojnie. Naxet jestem.
- Alvarian.
- Obowiązek każe mi spytać, co robisz na terenach watahy etc., czy może chcesz porozmawiać z alfą i dołączyć do naszego skromnego grona.
Zastanowiła się.
- Chyba najlepiej będzie, jak porozmawiam z alfą - w jej ustach to zdanie zabrzmiało niezwykle wdzięcznie.
- Zanim jednak staniesz przed miłościwie panującą nam Kes mądrze byłoby przedtem oczyścić sobie nieco futro.
- Rzeczywiście - zaśmiała się lekko.
- Mogę zaprowadzić Cię nad rzekę. Tylko uważaj - stawiaj łapy dokładnie tam gdzie ja, dookoła jest dość grząsko.
Wadera zgodziła się i ruszyliśmy w kierunku rzeki Valar.
- Powiedziałbyś mi coś więcej na temat tutejszego przywódcy? Kes, tak?
- Właściwie to Kesame. Jest alfą właściwie od dość niedawna. Teraz jest strasznie zabiegana, w związku z tą wojną.
- Wojną?
- Tak, trwa wojna ze smokami. Nie spodkałaś żadnego dotąd? - obróciłem się w stronę wadery. Wydawała się być dość mocno zaskoczona. - W każdym razie teraz już wiesz.

Alvarian? Żeby było jasne, nie przeszłam kursu pierwszej pomocy dla osób, które wyciągnie się z bagna cx

Informacja - postarzanie

Uawga, następuje drobna zmiana w postarzaniu - od teraz wilki starzeją się 15. dnia każdego nieparzystego miesiąca, a nie tak jak poprzednio w miesiące parzyste. Czyli kojenie postarzanie odbędzie się 15 marca, potem 15 maja, 15 lipca etc. Przybywa im 1 rok, to się nie zmienia.

Pozdrawiam,
         Nathing

23 lutego 2018

Zakochani!

Oficjalnie ogłaszamy, że mamy nową parę! Są to...

Antilia i Symonides!

Od Symonidesa cd. Antilii

Przymknąłem oczy, uśmiechając się pod nosem gorzko. Jak zwykle - najlepsze momenty są przerywane. Antilia wstała i wpatrywała się niespokojnie w niebo, zapewne czekając, aż ukaże się na nim cień smoka. Już miałem podnieść się i dołączyć do tego absurdalnego oczekiwania, jednak jeszcze przez chwilę tkwiłem w bezruchu i wpatrywałem się w jej sylwetkę. Jakoś nie mogłem uwierzyć w to, co działo się przez ostatnie kilka miesięcy. Porządkowałem myśli i po prostu się jej przyglądałem.
Poczułem ostry ból w kręgosłupie, jednak nie na tyle silny, abym zaczął martwić się na poważnie. Odskoczyłem w bok, unikając kolejnego ciosu i przekląłem w myślach za to, że właśnie teraz zebrało mi się na wspominki. Antilia zniknęła z mojego pola widzenia, co początkowo mnie zaniepokoiło - po chwili jednak zdałem sobie sprawę, że po prostu wzleciała w górę i teraz zaatakowała napastnika. Znów uniknąłem ciosu i kilkoma długimi skokami wycofałem się na tyle, aby przeanalizować sytuację.
Dero, samiec, szczęśliwie niewielki. Rany Antilii jednak nadal są poważne i nie powinna nawet latać, nie mówiąc już o walce. Podskoczyłem do smoka i krzyknąłem, zwracając na siebie całą jego uwagę. Spojrzał na mnie groźnie i ukazał swoje pożółkłe zęby. Skupiłem wzrok na fioletowym punkcie na jego czaszce, a kiedy lekko się pochylił, już zupełnie swobodnie mogłem go obejrzeć. Na razie nie atakowałem. Antilia wiedziała o jego słabym punkcie. Świadczyły o tym całkowicie świeże rany - nie głębokie, jednak bardzo precyzyjne - zaraz przy nim. Zmarszczyłem brwi i szybko spojrzałem na waderę, która teraz wylądowała i oddychała głęboko. Odbiegłem w odwrotnym kierunku, a smok podążył za mną.
Spoglądała na mnie i wiedziałem, że się waha. Chciała podbiec i mi pomóc, ale doskonale zdawała sobie sprawę ze swojego aktualnego stanu zdrowia i z tego, że jakikolwiek błąd może skończyć się tragicznie. Jej mięśnie drżały z nadmiernego wysiłku spowodowanego lotem.
Obrót i uderzenie w bok, potem uskok. Powtórzyłem to już trzeci raz i choć skutkowało zachwianiem równowagi, nie dawało szans na ucieczkę. Ruchem głowy poleciłem Antilii, aby się ukryła. Sam też nie miałem zamiaru walczyć, nie teraz, nie z tymi ranami i nie bez broni. Prawdziwym celem była teraz kropka na czubku głowy bestii.
Rzut okiem w kierunku wadery. Nie ma jej, ukryła się. Bardzo dobrze.
- Dero - syknąłem, chcąc, aby lekko zniżył łeb celem spojrzenia na mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem i skoczyłem, wbijając pazury w jego lewe oko. Ryknął i zarzucił łbem, jednak udało mi się utrzymać. Kiedy wysunął łeb naprzód, ja odbiłem się od brunatnych łusek i opadłem zaraz przed upragnionym celem.
Niewielkie draśnięcie. Tyle powinno zadziałaś.
Zatoczył się i przymknął oczy, a dokładnie prawe oko i to, co zostało z lewego. Wziąłem głęboki oddech i zeskoczyłem, zanim ten opadł z hukiem na ziemię. Moje lądowanie nie należało do tych najprzyjemniejszych, lecz zaraz po tym, jak znalazłem się obok smoka, rzuciłem się przed siebie. Nie może oprzytomnieć do momentu, w którym stracę go z oczu.
Wpadłem do jaskini, robiąc przy tym niezłego zamieszania. Wziąłem głęboki wdech i później odetchnąłem z ulgą, widząc spoglądającą na mnie Antilię.
- Zgrywasz bohatera - stwierdziła z lekkim uśmiechem.
- W końcu trzeba pokazać się z jak najlepszej strony - odparłem nonszalancko i skrzywiłem się chwilę później, kiedy ból w boku dał o sobie znać. - Dobrze, że adrenalina trochę pomogła.
Podeszła do mnie i chciała pomóc, jednak ja zatrzymałem ją, blokując jej łapę. Zbliżyłem się jeszcze bardziej i chwilę tkwiliśmy w pocałunku, a potem oparłem czoło ojej szyję i uśmiechnąłem się półgębkiem.
- Teraz przynajmniej nikt nam nie przeszkodził.
Chwyciła za mój podbródek i lekko go uniosła, przez co teraz patrzyłem w jej oczy. Była zmęczona, obolała i zakrwawiona, ale i tak uśmiechnięta. No i wyglądała zabójczo.
- Już za kilka dni wrócę do siebie. Nie będziesz musiał walczyć sam - powiedziała cicho. Pokręciłem na to łbem.
- To nawet nie była walka. Po prostu musiałem coś zrobić, żeby wreszcie w spokoju cię pocałować.
Prychnęła i zaśmiała się krótko. Pierwsze zakłopotanie minęło i teraz czułem się zupełnie swobodnie.
- Chodź, przemyjemy rany, zanim ktoś znowu nas zaatakuje.
Skinąłem łbem i podążyłem za nią. Miska z w miarę ciepłą wodą, pudło z bandażami i jakiś specyfik do odkażania wystarczyły. Znów byłem cały owinięty i znów czułem się przez to nienaturalnie. Bandaże zawsze w jakiś sposób krępują ruchy.
Z moimi obrażeniami poszło szybko, więc pomogłem Antilii przy jej ranach. Niektóre przez lot ponownie otwarły się i trzeba było je przemyć.
- Boli? - zapytałem, przykładając nasączoną przeźroczystym płynem ścierkę do jej łapy. Siedziała naprzeciwko mnie i czułem na sobie jej wzrok, kiedy schylałem się, by odkazić kolejną ranę.
- Nie. Bywało gorzej.
- Ty też zgrywasz bohatera - zaśmiałem się cicho i zacząłem bandażować. - Poza tym mam coś dla Ciebie.
Zawiązałem całość, aby bandaż nie zsunął się podczas marszu. Wyprostowałem się i wyjąłem z torby pozostałości tego, co kupiłem jakiś czas temu w sklepie.
- Leczniczy Proszek i dwa Kwiaty Chetris. Pomogą ci wylizać się z ran - puściłem do niej oczko i podsunąłem przed nią podarunek.

Antilio? :3

Wojna - questy

!BARDZO WAŻNY POST!
Drogie wilczki!
Aby urozmaicić wojnę, postanowiłam wprowadzić questy, od których wykonania będzie zależeć... wynik wojny! Tak, dobrze rozumiecie! Możemy wojnę wygrać, a wtedy wszystko wróci do normy, lub też przegrać, po czym czekać będzie niemiła niespodzianka >:D
Jak to działa? Bardzo prosto. Aby wygrać wojnę, uzbierać musimy tysiąc punktów. Każdy oddział, a także sami przywódcy, ma po 3 questy do wyboru. Nie trzeba ograniczać się do jednego z nich, lecz należy pamiętać, że wilk może wykonać questy tylko tego oddziału, do którego należy. Co więc z przywódcami? Oni mogą wykonać questy zarówno dla oddziału, jak i przywódców. Pokażę to na przykładzie Taravii (Oddział I) i Kesame (Oddział I; przywódca):
 > Taravia, jako, że należy do oddziału I, może wykonać trzy questy (ale nie musi!)
 > Kesame, jako, że jest także przywódcą, może wykonać trzy questy dla oddziału I i trzy dla przywódców - czyli razem aż sześć. 
Zastępcy są tu traktowani tak, jak sami przywódcy. 
Jakie nadajemy tytuły? Bardzo logiczne, np.:
 > Od Taravii - oddział I #2
 > Od Kesame - przywódcy #1
Punkty przyznajemy w zależności od liczby słów. Punktacja poniżej. 
Należy także pamiętać, aby trzymać się opisów questów, ponieważ za niezgodność z treścią tracimy 5 punktów! 
Pod każdym wykonanym questem administrator zapisze, ile punktów uzyskało opowiadanie, a także dopiszemy to do licznika poniżej.
Aktualizacja: questy mogą być prowadzone pomiędzy kilkoma wilkami, jednak ich fabuła musi zmieścić się w maksymalnie 4 postach (łącznie, niezależnie od liczby wykonujących je wilków). Wtedy za każde opowiadanie punkty przyznawane są osobno.

Cóż, może troszkę skomplikowane - wszelkie pytania piszcie w komentarzach do tego posta lub w wiadomości prywatnej do mnie.
PS. Byłoby miło, gdyby ktoś się tym zainteresował, bo długo nad tymi questami siedziałam ;-;

Miłej zabawy!,
Kesame 

LICZNIK PUNKTÓW: 555/1000


PUNKTY ZA OPOWIADANIE [liczba słów]:
350 - 500  =  10 pkt.
501 - 700  =  15 pkt.
701 - 800  =  20 pkt.
801 - 1000  = 25 pkt.
> 1000  =  30 pkt.
* każde dodatkowe 200 słów powyżej 1000  =  dodatkowe 5 pkt.



PRZYWÓDCY

NUMER: #1
DLA: Przywódca | Zastępca
TREŚĆ: Ciemność. Nic nie widać, światło nagle przestało tu docierać. Słyszysz za ścianą huk i głos któregoś wilka, ale pulsujący ból głowy skutecznie uniemożliwia zrozumienie słów. Coś uderzyło w bazę oddziału, gruz zasypał drogę ucieczki. W pysku czujesz smak krwi, ale nie jest to teraz największe zmartwienie. Musisz się wydostać i poinstruować inne wilki, aby jak najszybciej przeprowadzić ewakuację i uratować najważniejsze przedmioty.
WYKONANE PRZEZ: Ariene

NUMER: #2
DLA: Przywódca | Zastępca
TREŚĆ: Obce wilki dostały się na teren watahy, jednak nie są wrogo nastawione. Odnajdujesz je przemieszczając się z całym oddziałem - po krótkiej rozmowie okazuje się, że szukają schronienia. Wysyłasz jednego wilka z wiadomością do alfy, ale zanim otrzymujesz jakąkolwiek odpowiedź, cały oddział zostaje zaatakowany. Dwa smoki, Gordiany, atakują nieznane wilki. Wiesz, że będzie to trudna walka i możliwe, że poniesiecie duże straty. Wykorzystasz szansę i wraz z oddziałem wycofasz się, czy zaryzykujesz życie towarzyszy i pomożesz obcym?
WYKONANE PRZEZ: Nathing

NUMER: #3
DLA: Przywódca | Zastępca
TREŚĆ: Wracasz z zebrania przywódców - wybrałeś dłuższą, lecz bezpieczniejszą drogę, ponieważ od ostatnich kilku dni zaobserwowano wzmożoną aktywność smoków. Twój oddział miał czekać w bazie i nigdzie się nie oddalać, jednak kiedy docierasz na miejsce, nikogo nie ma. Pozostały jedynie rozrzucone rzeczy i ślady walki. Znaczna ilość krwi jeszcze bardziej Cię niepokoi. Co stało się z oddziałem i gdzie teraz się znajdują?
WYKONANE PRZEZ: ---


ODDZIAŁ I

NUMER: #1
DLA: Oddział I
TREŚĆ: Od jakiegoś czasu żaden oddział nie daje znaku życia. Nie otrzymaliście również ani jednej wiadomości zwrotnej, co poważnie martwi alfę. Dwójka wilków zostaje wybrana do specjalnej misji mającej na celu rozeznanie się w terenie i zdanie szczegółowego raportu - w tej dwójce znalazłeś się Ty. Alfa zaznaczyła, żebyście za wszelką cenę unikali walki. Wraz z towarzyszem zaplanuj trasę i sprawdź, co jest powodem braku odpowiedzi. 
WYKONANE PRZEZ: ---

NUMER: #2
DLA: Oddział I
TREŚĆ: Smoki zaatakowały Centrum, przez co alfa wysłała prawie cały oddział I do walki - prawie, bo właśnie Tobie kazała zostać i pilnować mapy i planów dotyczących wojny. Ciężko jednak jest bezczynnie siedzieć w bazie i obserwować, jak budynki naokoło walą się, a smoki robią z oddziałem co chcą. Dodatkowo jeden ze smoków ognia, co wnioskujesz po wyglądzie, odłączył się od bitwy i zmierza w Twoją stronę. Dołączysz do bitwy i wspomożesz towarzyszy, czy posłusznie wypełnisz rozkaz i uciekniesz z planami w bezpieczne miejsce?
WYKONANE PRZEZ: Taravia, Sun

NUMER: #3
DLA: Oddział I
TREŚĆ: Pomagasz ustalić nową trasę, którą przejdzie oddział wybrany przez alfę. Słuchasz o najważniejszych punktach na terenie watahy i wpatrujesz się w kolorowe pinezki wbite w rozłożoną na stolę mapę. Kiedy już macie kończyć, słyszysz czyjś krzyk, a potem widzisz stado Zmór wlatujących do pomieszczenia, w którym się znajdujecie. Lecz jak się tu znalazły? Alfa w pośpiechu powierza Ci zbadanie tej sprawy i wyznacza jednego wilka, który razem z Tobą ma pozbyć się uciążliwych smoków.
WYKONANE PRZEZ: ---

ODDZIAŁ II

NUMER: #1
DLA: Oddział II
TREŚĆ: Oddział otrzymuje wiadomość o licznej grupie smoków, która zaatakowała Miejsce Kultu. Jako oddział walczący od razu ruszacie do walki. Co dziwne, gdy docieracie na miejsce, nie zastajecie żadnych smoków. Panuje względny spokój, co jakiś czas jedynie zaskrzypią stare wrota. Przywódca daje sygnał do odwrotu, jednak Ty, pchnięty intuicją, sprawdzasz ostatni ołtarz i... spotykasz tam obcego wilka. Co się za tym kryje? Obcy jest przyjacielem, czy może wrogiem?
WYKONANE PRZEZ: Nicyl


NUMER: #2
DLA: Oddział II
TREŚĆ: Wraz z grupką trzech wilków oczyszczasz teren, który wyznaczył Wam przywódca. Zabijacie ostatniego przeciwnika i wycofujecie się w bezpieczne, ukryte wśród liści miejsce, aby opatrzyć rany towarzysza. Kiedy niebo przecina kolejna istota, Ty kończysz bandażować największą ranę, więc zlecasz wilkom rozpoznanie smoka. Po pewnym czasie wracają z wiadomością, że nie potrafią rozpoznać jego rasy. Wychodzisz więc z kryjówki i dyskretnie przyglądasz się wrogowi. Czy to nowa rasa? Zaczniecie walczyć? Jeśli tak, to jak go pokonacie?
WYKONANE PRZEZ: Inanis


NUMER: #3
DLA: Oddział II
TREŚĆ: Cmentarz zdecydowanie nie jest najprzyjemniejszą kryjówką. Kończysz posiłek w jednej z krypt i zgłaszasz się do dowódcy po nowe rozkazy. Akurat Ty zostałeś wybrany, co lekko Cię dziwi, do dostarczenia wiadomości o postępach w walce. Otrzymałeś kopertę z zaszyfrowaną wiadomością i wyruszasz sam, pod osłoną nocy, aby zwracać na siebie jak najmniejszą uwagę. Jesteś już w połowie drogi, kiedy atakuje Cię smok - Tsao-shin. Zna wilczą mowę i nakazuje Ci oddanie koperty, a także informuje, że na cmentarzu ukryte są malutkie bomby, które zdetonuje, jeśli odmówisz. Co zrobisz?
WYKONANE PRZEZ: Zack

ODDZIAŁ III

NUMER: #1
DLA: Oddział III
TREŚĆ: Ze zniecierpliwieniem czekałeś na rozkaz, lecz kiedy już go otrzymałeś, nie byłeś zadowolony. Po krótkiej wymianie argumentów utwierdzasz się w przekonaniu, że przywódca nie zmieni zdania i po prostu musisz to zrobić. Zgadzasz się więc, jednak po pewnym czasie znów targają Tobą wątpliwości. Jak brzmi rozkaz? Posłusznie wykonasz go i zignorujesz swoje przekonania, czy też odmówisz i narazisz cały oddział na niebezpieczeństwo? 
WYKONANE PRZEZ: ---


NUMER: #2
DLA: Oddział III
TREŚĆ: Ciepłe południe, promienie słońca ogrzewają zmarzniętą po nocy glebę. W ten słoneczny dzień musisz pełnić wartę na wyznaczonym kawałku wschodniej granicy. Otrzymałeś wiadomość, że zbliża się samica z gatunku Dero, jednak to nie ją widzisz. Kameleon spogląda na Ciebie zza zarośli i dokładnie analizuje Twoje ruchy. Nie stanowi większego zagrożenia, jednak wygląda, jakby czegoś bronił. Ruszasz w jego stronę, lecz wiesz, że nie możesz za bardzo oddalić się od stanowiska wartowniczego. Tak jak myślałeś, Kameleon pilnuje jakiegoś przedmiotu... Sprawdzisz, co to jest?
WYKONANE PRZEZ: ---


NUMER: #3
DLA: Oddział III
TREŚĆ: Wraz z towarzyszącym Ci wilkiem zmierzasz na jedną z plaż przy rzece Valar. Zgodnie z informacjami, znajduje się tam leże Smoka Ognia, a jako, że nie lubią one wody, wydaje się to dość podejrzane. Jest wieczór, więc smok nie powinien się w nim znajdować. Wasza dwójka ma zebrać informacje o tej rasie i zdać szczegółowe raporty. Kiedy docieracie na miejsce, okazuje się, że smok bez siły leży w swojej kryjówce... Nie trzeba długich obserwacji, by stwierdzić, że jest chory. Zbierzecie informacje, zaatakujecie, czy wycofacie się? 
WYKONANE PRZEZ: ---

ODDZIAŁ IV

NUMER: #1
DLA: Oddział IV
TREŚĆ: Cały oddział zmierza w kierunku Wodospadów Dimrill, a dokładnie punktu na wschód od nich. Otrzymaliście wiadomość, że znajduje się tam kilka wilków potrzebujących pomocy. Po dotarciu na miejsce okazje się jednak, że wilki nie należą do watahy i są już martwe. Jeden z nich jest rozszarpany i wygląda to na robotę smoka, jednak pozostałe nie mają żadnych ran. Przywódca wysyła jednego wilka z wiadomością do alfy, a resztę oddziału grupuje w pary i przydziela każdej dwójce obszar, który ta ma przeszukać. Co zabiło wilki?
WYKONANE PRZEZ: [Alvarian, Naxet]


NUMER: #2
DLA: Oddział IV
TREŚĆ: Zaplecze biblioteki powoli pustoszeje, więc przywódca wydaje rozkaz odebrania pożywienia i leków od innych, odpowiedzialnych za to oddziałów. Zgłaszasz się do tego zadania i po krótkich przygotowaniach i obmyśleniu trasy ruszasz w drogę. Wilki, które miały dostarczyć prowiant nie zjawiają się, co zaczyna Cię niepokoić. Choć wedle rozkazów masz unikać walki i nie zbaczać z trasy, postanawiasz na własną rękę poszukać śladów i zbadać, co jest tego przyczyną. 
WYKONANE PRZEZ: ---

NUMER: #3
DLA: Oddział IV
TREŚĆ: Opatrujesz rany wilków z oddziału VI, kiedy przybiega posłaniec z wiadomością, że potrzebna jest pomoc dla oddziału VIII, w którym znajdują się głównie szczeniaki. Jako, że nie jest to liczny oddział, a posłaniec donosi, że rany nie zagrażają życiu, przywódca wyznacza do zajęcia się tym Ciebie i drugiego wilka. Zabierasz potrzebne leki i bandaże i udajesz się w miejsce wskazane przez posłańca. Sytuacja okazuje się jednak bardziej poważna...
WYKONANE PRZEZ: ---

ODDZIAŁ V

NUMER: #1
DLA: Oddział V
TREŚĆ: Patrolujesz tereny watahy z powietrza. Znajdujesz się nad Wzgórzem Evendim, kiedy coś niewielkiego przykuwa Twoją uwagę. Zniżasz lot i lądujesz na polanie. Podchodzisz do tajemniczego przedmiotu i od razu uświadamiasz sobie, że są to smocze jaja. Jest ich kilka, mają niejednorodną barwę i wielkość wilczej czaszki. Cóż, z powietrza wydawały się mniejsze... Musisz działać szybko, ponieważ zaraz może przylecieć samica. Zniszczysz je, powiadomisz o tym alfę, czy może zatrzymasz?
WYKONANE PRZEZ: Antilia


NUMER: #2
DLA: Oddział V
TREŚĆ: Otrzymujesz polecenie odnalezienia zagubionego wilka z oddziału II. Nie widziano go od paru dni, nie odpowiada również na wiadomości. Jako, że posiadasz skrzydła, a także skończyłeś wykonywać poprzednie zadanie, alfa wraz z przywódcą Twojego oddziału zadecydowali, że to Ty się tym zajmiesz. Masz unikać walki i jedynie rozeznać się w terenie. Pamiętaj, aby najpierw udać się do alfy po potrzebne wskazówki. 
WYKONANE PRZEZ: Antilia


NUMER: #3
DLA: Oddział V
TREŚĆ: Cały oddział przemieszcza się nad Gondolin, patrolując teren z góry. Napotkany w powietrzu smok znacznie komplikuje sprawy, przez co zmuszony jesteś odłączyć się od towarzyszy i odlecieć na znaczną odległość. Zderzasz się z czymś i, nie mogąc złapać równowagi, upadasz, przez co tracisz przytomność. Kiedy się budzisz, jest już noc, a każda próba kontaktu z oddziałem kończy się fiaskiem. Nie jesteś pewny gdzie się znajdujesz - nie poznajesz otoczenia, zapachy też są zupełnie obce. Niezależnie co się stało, jedno jest pewne: musisz odnaleźć oddział. 
WYKONANE PRZEZ: Arksen

ODDZIAŁ VI


NUMER: #1
DLA: Oddział VI
TREŚĆ: Otrzymaliście pilny rozkaz walki. Co się stało? Para Gordianów zjawiła się niebezpiecznie blisko granicy Centrum. Walczycie z gadami, jednak coś idzie absolutnie nie tak... Jakie pojawiają się problemy? Jak udaje się pokonać Gordiany? 
WYKONANE PRZEZ: ---


NUMER: #2
DLA: Oddział VI
TREŚĆ: Wraz z kilkoma wilkami wracasz do tymczasowej bazy po skończonej misji. Posilasz się i odkażasz swoje rany, a także pomagasz w w przenoszeniu prowiantu. Łapiesz oddech po walkach i cieszysz się chwilowym spokojem. Wszystko jest tak, jak powinno, do czasu, aż zziajany posłaniec nie wbiega do bazy, od progu zasypując Was informacjami. Przywódca słucha w spokoju, a potem woła Cię i zaleca przygotowanie się do wyprawy. Musisz zebrać informacje o stadzie smoków, które w szybkim tempie zbliża się do Centrum.
WYKONANE PRZEZ: Loedia

NUMER: #3
DLA: Oddział VI
TREŚĆ: Podchodzisz do kilku wilków z Twojego oddziału. Grupka zebrała się przy grubej, wyraźnie starej księdze i przygląda się jej uważnie. Pytasz o co chodzi, lecz nie otrzymujesz odpowiedzi. Zaciekawiony dopychasz się do opasłego tomiska i przerzucasz strony, pobieżnie czytając tekst. Nie jest to żaden ze znanych Ci języków, ale jesteś w stanie zrozumieć, że chodzi o smoki. Zabierasz więc księgę i, w towarzystwie pomruków niezadowolenia, opuszczasz bazę, by nieco się o księdze dowiedzieć.
WYKONANE PRZEZ: ---

ODDZIAŁ VII

NUMER: #1
DLA: Oddział VII
TREŚĆ: Od paru dni oddział nie upolował ani jednego zwierzęcia, przez co spiżarnia jest niemalże pusta. Smoki pożarły praktycznie wszystkie potencjalne ofiary, a te, które pozostały, skutecznie odstraszają. Postanawiasz, wraz z grupką chętnych wilków, wyruszyć poza tereny, aby zdobyć pożywienie. Przygotowujesz niezbędny bagaż i ruszasz w drogę. Czy uda Ci się znaleźć i upolować zwierzynę? Jeśli tak, to jak ją przetransportujesz na tereny watahy?
WYKONANE PRZEZ: ---


NUMER: #2
DLA: Oddział VII
TREŚĆ: Przywódca nakazuje Ci zbadanie sprawy znikających zapasów. Wolisz działać sam, więc od razu przystępujesz do śledztwa. Już następnego dnia stajesz przed jaskinią, do której zaprowadziły Cię wszelkie ślady. Wchodzisz i ostrożnie badasz jej wnętrze. Okazuje się, że jest ona o wiele większa niż Ci się wydawało. Zamierasz, gdy Twoim oczom ukazuje się śpiący na stercie złota i mięsa Gordian. Teraz zostało tylko to wszystko odzyskać...
WYKONANE PRZEZ: Aimer


NUMER: #3
DLA: Oddział VII
TREŚĆ: Eskortujesz wóz z pożywieniem, który ma zostać przekazany oddziałowi IV, a potem rozesłany do wszystkich baz. Nagle coś przysłania słońce i wszyscy dobrze wiedzą, że jest to smok. Jako, że zostałeś wybrany do przywódca nad tą misją, rozkazujesz jak najszybsze wycofanie się, a sam postanawiasz odwrócić uwagę od niezwykle cennego w czasie wojny pożywienia. Wkrótce jednak pojawia się kolejny wróg, a Ty doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że sam nie dasz rady ich pokonać. Jak wybrniesz z tej sytuacji? 
WYKONANE PRZEZ: Aimer

ODDZIAŁ VIII

NUMER: #1
DLA: Oddział VIII (szczeniak)
TREŚĆ: Wojna nie jest czasem, w którym powinny dorastać szczeniaki, jednak czasem po prostu nie da się tego zmienić. Przywódcy, czyli w tym przypadku opiekunowie, zarządzili zebranie, na które właśnie zmierzasz. Coś jednak rozprasza Twoją uwagę i postanawiasz szybciutko sprawdzić, co tak kusząco świeci w zaroślach. Niestety, nie jest to nic do jedzenia, a kilka złotych monet odbijających światło. Okazuje się jednak, że strzeże ich malutki smok. Co zrobisz?
WYKONANE PRZEZ: ---


NUMER: #2
DLA: Oddział VIII (szczeniak)
TREŚĆ: Ukrywasz się pomiędzy skałami. Wstrzymujesz oddech, kiedy jeden ze smoków zaczyna się zbliżać, jednak ten i tak Cię zauważa. Zaczynasz uciekać, wspinasz się po skałach, kiedy nagle coś ściąga Cię w dół i przytrzymuje, uniemożliwiając Ci krzyk. Nie wiesz, czy ta istota, nie będąca na pewno wilkiem, chce Ci pomóc, czy zagrozić, więc od razu, kiedy Cię puszcza, wycofujesz się parę metrów. Zaczynasz uciekać, jednak to coś Cię łapie. Na szczęście smok sobie poszedł... Kim jest tajemnicza istota i czego chce?
WYKONANE PRZEZ: ---


NUMER: #3
DLA: Oddział VIII (dorosły)
TREŚĆ: Przeprowadzasz szczeniaki do bazy, aby tam w spokoju zjeść posiłek. Po dotarciu na miejsce okazuje się, że jednego z nich brakuje. Prosisz drugiego opiekuna o zajęcie się pozostałą gromadką i wyruszasz, aby znaleźć małego. Z pewnymi obawami kilkukrotnie przechodzisz drogę, którą wcześniej szliście, jednak nic nie zauważasz. Wiesz, że w takiej sytuacji powinieneś udać się do alfy i zgromadzić grupę poszukiwawczą, jednak nie chcesz zwlekać. Postanawiasz dalej poprowadzić śledztwo. 
WYKONANE PRZEZ: ---

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template