31 lipca 2017

Poród!

Rebeliah urodziła!



Jedyny z miotu - Horo!

Snow-Body
Świat jest dziwnym miejscem.

Imię: Horo
Pseudonim: Nie posiada
Wiek: 4 lata
Płeć: Basior 
Charakter: Cichy i spokojny basior. Prowadzi dość introwertyczny tryb życia, a jedyną osobą, która jest mu bliska to jego matka. Nigdy nie pociągały go bliskie znajomości, a przyjaciele nie są mu w gruncie rzeczy potrzebni. Umie doskonale chować swoje uczucia i emocje kiedy trzeba, ale nie jest nieczuły - wręcz przeciwnie. To emocjonalny wilk i nigdy nie jest obojętny na krzywdę innego członka watahy, lub też zupełnie przypadkowego osobnika. Można też o nim powiedzieć, że jest leniem i niechlujem, zawsze znajduje jakieś wymówki od obowiązków i zaniedbuje siebie, oraz otoczenie. Irytują go osoby wtykające nos w nie swoje sprawy, tak samo upierdliwe osobniki należą do grona niespecjalnie lubianych przez niego wilków. Również magia zawsze była mu zupełnie niepotrzebna, więc nabrał uprzedzeń do niej, widząc inne wilki posługujące się nią nawet w sprawach, które można wykonać samemu.
Wygląd: Trochę niski, lecz dobrze zbudowany basior o czarnym, lśniącym futrze. Ma długi, biały ogon i grzywę porównywalną do długich, ludzkich włosów. Jego oczy zdają się świecić białym blaskiem. W około łap ma owinięte wstęgi na kształt bandaży. Jego charakterystycznym elementem ciała są duże i szpiczaste uszy. Ogółem, to bardzo się zmienił po dzieciństwie.
Stanowisko: Omega
Umiejętności: Intelekt: 10 | Siła: 1 | Zwinność: 8 | Szybkość: 9| Magia: 7 | Wzrok: 5 | Węch: 5 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Nekromancji
Żywioły: Nerkomancja
Moce:
- przyzywa duchy zmarłych,
- rozmawia z nimi,
- może przybrać formę ducha,
- potrafi symulować śmierć przez ok. 36 godzin,
- może unosić się w powietrzu max. na 4 metry
Rodzina: Ma jedynie matkę - Rebeliah. O reszcie mu nie wspomina.
Partnerka: Nie jest aktualnie zainteresowany
Potomstwo: Jak na razie nawet nie ma co o tym myśleć
Historia: Urodzony w watasze.
Przedmioty: Kiedyś miał zabawkę, ale zgubił ją w lesie.
Właściciel: Zoyuma
Ocena: 0/3

Powitajmy - Liria De La Irian!

Snow-Body
Przedstawienie musi trwać.

Imię: Liria De La Irian
Pseudonim: Lubi, gdy używa się jej imienia razem z tytułem, ale możesz jej mówić Liria, jeśli się na to zgodzi.
Wiek: 12 lat
Płeć: Wadera
Charakter:
Przed przemianą: Liria miała dwa oblicza. To, którego używa na co dzień, jest odrobinę denerwujące, albowiem jak że poważna i wyrafinowana wadera, przygotowywana do objęcia władzy miałaby zachowywać się jak przeciętny wilk? Nie, ona zawsze dobiera odpowiednie słowa, które brzmią tak samo wzniośle, jak sama Liria De La Irian we własnej osobie jest. Uwielbia sarkazmy. Świetnie sprawdziłaby się jako władczyni ze względu na inteligencję, spryt, zdolności przywódcze i charyzmę. Gdyby wciąż dzierżyła władzę na Helipirze, zapewne bardzo angażowałaby się w sprawy swojego ludu i doskonale nim kierowała. Czasem niestety zapomina, że nie jest na swej wyspie i nikt nie ma tu obowiązku słuchać jej rozkazów. Wszystkich traktuje jak swoich poddanych, nawet własną siostrę. To drugie oblicze jest weselsze, jednak ujawnia je, gdy zaufa ci, polubi to, jaki jesteś i nie będzie w okolicy żadnych innych wilków. Jest wtedy wesoła i żartuje, ale nie dzieje się to często. Ukrywa to, że potrafi być czułym, kochającym wilkiem, aby wszyscy czuli, że jest inna, niezwykła, nadzwyczajna.
Po przemianie: To nie jest już Liria, to oszalały z żalu i bezradności potwór. Jest pod wpływem magii i biesów, przez to ma ochotę niszczyć wszystko i wszystkich na swej drodze, ale to tylko pozory, wewnątrz ciała ciągle zamknięta jest ta sama jej mość Liria, która czeka na uwolnienie spod czarnej mocy. Między innymi dlatego ma chwilowe przebłyski wyrzutów sumienia.
Wygląd: Liria to bardzo nie wyrośnięty, delikatny wilczek, często mylony ze szczeniakiem. Ma czekoladowe futro i szafirowe oczy. Na tylnych łapach nosi bransoletki, pod szyją niebieską apaszkę, a na głowie ozdobę symbolizującą pochodzenie i władzę.
Po przemianie Liria niewiele się zmieniła, jej futro jest ciemniejsze, a z oczu toczy się zielony ogień i dym.
Stanowisko: Wojownik
Umiejętności: Intelekt: 17 | Siła: 1 | Zwinność: 5 | Szybkość: 2 | Magia: 10 | Wzrok: 9 | Węch: 5 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Magii
Żywioły: Magia, Czas, Gwiazdy
Moce:
Czas:
- przewidywanie przyszłości,
- cofanie się w czasie i zatrzymywanie go.
Magia:
- różnego rodzaju zaklęcia,
- pomnażanie przedmiotów,
- teleportacja,
- potrafi narzucić komuś swoją wolę,
- potrafi tworzyć przedmioty (i nie tylko) z wiatru.
Gwiazdy:
- latanie dzięki gwiezdnemu pyłowi.
Inne:
- jako królowa Helipiry posiada w sobie „moc wyspy”, lecz nie odkryła jeszcze, na czym ona polega.
Rodzina: Imiona rodziców ktoś wymazał jej z pamięci. Podczas teleportacji dowiedziała się, od żyjącej jeszcze matki, że jej rodzice to Elora i Arcyklejnot De La Irianowie. Poza nimi ma jeszcze młodszą siostrę - Gwendolin De La Irian.
Partner: Miała jednego, Nicolaya, oszalała po rozstaniu z nim. Wątpi, czy kiedykolwiek zdoła obdarzyć kogoś tak wielkim uczuciem, jak jego.
Potomstwo: ---
Historia: Już od dziecka była przygotowywana go objęcia władzy po rodzicach. Uczyła się obcych języków, dobrych manier, studiowała prawo i podobne rzeczy. Było to spowodowane jej pochodzeniem. Liria wywodzi się bowiem z królewskiego rodu, dynastii Irian. W dzień jej koronacji napadnięto na ich zamek, jednak zdążyła zostać władczynią małej wyspy - Helipiry. Siostry zostały wsadzone przez matkę na łódź. Ich ojciec zginął, królową porwano i więcej ich nie zobaczyły. Po krótkim czasie trafiły tu, gdzie nikt nie zna ich pochodzenia, co niebawem się zmieni.
W WSO poznała wspaniałego basiora, dobrze się tu czuła do czasu rozstania. To wydarzenie zmieniło ją na zawsze. Stała się potworem i przez pewien czas mieszkała w złotej klatce w lesie. Wróciła siać zniszczenie.
Przedmioty: Kwiat Rodziny (użyty)
Jaskinia: Niczym komnata w jej pałacu, duża, bogato zdobiona złotem, srebrem i klejnotami.
Właściciel: szafirowka3@wp.pl

Ostatnia z miotu - Mizuki!

base by Sinasni
Boje się wszystkiego... Ale strach, przerodziłam w nienawiść.

Imię: Mizuki Draken
Pseudonim: Miz, Vileray, Demonica
Wiek: 9 lat
Płeć: Wadera
Charakter: Mizuki przez całą podróż z jej matką, stała się bezdusznym wilkiem. Nauczyła się nie kochać, żeby nie odczuwać tego samego bólu, co matka, po stracie jej ojca. Jest wredna i zamknięta w sobie. Nie potrafi kochać, boi się kochać, uważa to za słabość, której nie powinna nigdy okazywać komukolwiek. Potrafi doskonale kłamać, ciężko jej pokazać, jej prawdziwe oblicze. Potrafi się uśmiechać, ale nie przywiązuje się zbytnio do nikogo. Ciężko u niej ze współczuciem. Umie mówić, ale nie o sobie, przeżyła tyle zła, że została wypruta z emocji. Nie płaczę, nie krzyczy, nie rani, jest po prostu kamieniem, który w środku tętni ciepłą lawą, która gaśnie z każdym dniem. Vileray, opanowała maskę do perfekcji, ale... W głębi duszy szuka po prostu przyjaciela. Kogoś, kto ją zrozumie, pokaże, że warto nie tracić nadziei na życie innych osobników. Stała się demonem, który stara się samej sobie udowodnić, że warto jednak kochać, ale... Lęk jest zbyt silny. Tak, ona się po prostu boi wszystkiego, ale strach, przerodziła w nienawiść.
Wygląd: Mizuki jest dosyć zgrabna i chuda. Czarna grzywka, ombre na ogonie i niebiesko-fioletowe oczy. Na łapie ma księżyc od matki, który dostała w młodości. Plamki pod oczami.... Ma dość charakterystyczne poduszki na łapach.
Stanowisko: Strażnik nocny
Umiejętności: Intelekt: 10 | Siła: 6 | Zwinność: 4 | Szybkość: 5 | Magia: 10 | Wzrok: 5 | Węch: 5 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Elektryczności
Żywioły: Elektryczność, Pogoda, Cienie
Moce:
- umie się zmieniać w prąd elektryczny,
- manipulacja elektrycznością,
- jest świetnym przekaźnikiem prądu elektrycznego (dla niej to jest bolesne),
- umie czytać w myślach,
- pod wpływem mocnych emocji, może zacząć manipulować pogodą,
- zmiana w czarną panterę,
- widzi demony, a czasem ich krzyki i pokusy,
- manipulacja cieniami,
- teleportacja, ale w cieniu z max. dwoma wilkami.
Rodzina:
  • Rodzice - Asacrifice & Nocta
  • Dziadkowie - Zero Black Fire & Taravia
  • Ciotki - Serafina, Loedia, Kesame, Ingreed, Will
  • Wujkowie - Raiden, Nicolay
  • Rodzeństwo - Akamaru, April
  • Rodzeństwo cioteczne - Zefir, Rize, Hide
Partner: Jej marzeniem było poznać basiora, co będzie wiedział, jak szanować waderę i będzie gotów poświęcić dla niej swoje dobro materialne, tak samo, jak ona dla niego. Teraz? Boi się kochać bardziej niż śmierci.
Potomstwo: Marzyła jej się córka, żeby móc ją nazwać Xayse.
Historia: Mizuki, odkąd całe geny Blue Fire przepadło, odeszła z matką do świata demonów. Po wielu latach rozłąki i nauki panowania nad mocami wróciła z matką do domu. Zacząć wszystko od nowa, jako wadera bez uczuć. Była uodporniona na błędy swojej matki, dzięki czemu ma teraz pewność, że będzie twardsza i lepsza od niej.
Przedmioty: Wisiorek księżycowy od matki.
Właściciel: Renesme_Darkline | ravenislime@gmail.com
Ocena: 0/0

Od Rize CD. Jeffrey'a

Więc szuka tej watahy. Wydawało mi się to dziwne, ale postanowiłam go zabrać do Taravii. Do swojej jaskini go nie przyjmę. Co to, to nie. Nie wiem, kim jest. Może to jakiś zabójca albo psychopata? Nie miałam zamiaru ryzykować, tak, jak mój brat. Spojrzałam za siebie. Basior szedł za mną. Postanowiłam zacząć rozmowę, by dowiedzieć się coś o nim.
- Mam na imię Rize, a ty? - zagadnęłam. Basior spojrzał na mnie.
- Jeffrey. - powiedział. Nawet ładnie.
- Ile masz lat? Nie wyglądasz na dużo starszego niż ja. - zadałam kolejne pytanie.
- Wątpię, że jesteśmy w podobnym wieku. - uśmiechnął się lekko. - Mam siedem lat.
Miał rację. Był starszy ode mnie o 4 lata.
- No, widzę, że trochę się pomyliłam. - odwzajemniłam uśmiech. - Żyję dopiero trzy lata.
I na tym rozmowa się skończyła, ponieważ doszliśmy do jaskini alfy. Taravia siedziała przed jaskinią, coś czytając. Spojrzała na mnie, po czym popatrzyła na basiora za mną.
- Coś się stało, Rize? - zapytała, wstając.
- Ten basior szuka watahy która by go przyjęła... przynajmniej tak to zrozumiałam. - odwróciłam głowę, posyłając niepewne spojrzenie Jeffrey'owi. Ten kiwnął lekko głową.
- No to witamy w watasze. - powiedziała Taravia.
- Babciu, mogłabyś coś dla mnie zrobić? - zapytałam.
- Jasne, o co chodzi? - Taravia popatrzyła na mnie.
- Widziałaś może ciocię Kaseme? - zapytałam. - Muszę coś od niej kupić.
- Niestety, nie.
- Jak ją spotkasz powiesz jej, że chciałbym ją zobaczyć? - popatrzyłam na babcię. Pokiwała lekko głową, po czym wróciła do swojej jaskini. Spojrzałam na basiora. Był lekko zaskoczony.
- Twoja babcia jest alfą? - popatrzył na mnie, unosząc pytająco brew.
- Tak.

Jeffrey?   

Od Chaster'a

Szedłem ścieżką donikąd. Łapy (należące do mnie) truchtały gdzieś w wolnym tempie.
Tup, tup, tup.
Tup, tup, tup.
Tup, tup, tup.
Tup, tup, BAM!
Zasłuchany w te tuptania nie zauważyłem żółtej wadery, wyłaniającej się gdzieś z krzaków. Oczywiście skończyło się to tym, czym powinno - wpadnięciem na tenże waderę. Po chwili wygrzebałem się z krzaków. Ta wadera poszła w moje ślady.
- Przepraszam! - uśmiechnąłem się lekko, starając się nie sprawiać wrażenia psychopaty.
Po krótkiej rozmowie z tą waderą - Taravią, alfą pewnej watahy, zostałem członkiem Watahy Smoczego Ostrza.

*Kilka godzin póżniej*

Szedłem sobie w tym samym tempie, jak wcześniej. Rzeka płynęła ot tak sobie. Trzymałem się starannie brzegu ścieżki oddalonego od wody. Wzdrygnąłem się. Gdybym tam wpadł, nie byłoby miło. Wręcz przeciwnie.
Wróciłem do tuptań.
Tup, tup, tup.
Tup, tup, tup.
Wszystko było prawie takie same jak teraz. Czyżby..?
Tup, tup, tup.
Nie, wszystko w porządku.
Tup, tup, BACH!
Na szczęście wpadłem jedynie na drzewo rosnące na środku ścieżki. Z drugiej strony, skąd wzięło się to drzewo? Westchnąłem z ulgą. Spodziewałem się czegoś gorszego.
I właśnie wtedy coś na mnie wpadło. Nienawidzę zbiegów okoliczności.
Przekoziołkowałem do rzeki. Woda była zimna, diabelsko zimna. Paliła niemalże jak kwas, a uwierzcie mi, widziałem i testowałem działanie kwasu. Pech chciał, że na sobie. Dobrze, że to przypalone futro odrosło.
Woda gnała szybko. Wirowały w niej jakieś czarne plamy - ryby? gałęzie? glony? A właściwie, po co mi to?
Zacząłem desperacko machać wszystkimi sześcioma kończynami, wliczając skrzydła, jednak brzeg miał chyba własny rozum, bo wciąż się oddalał. Uderzyłem w coś twardego głową. Zamroczyło mnie. Jak przez mgłę widziałem coś - jakąś biegnącą sylwetkę.. Potem wszystko się zamazało, i straciłem przytomność.

<Ktoś, coś? Kto uratuje Chaster'a?>

Powitajmy Kiiyuko!

Czasami brak jednej osoby sprawia, że wydaje się, że to na świecie nie ma już nikogo...

Imię: Kiiyuko
Pseudonim: Cóż, nie lubi zdrobnień. Dla przyjaciół robi jednak wyjątek i pozwala nazywać się Kii lub Kiia.
Wiek: 6 lat
Płeć: Wadera 
Charakter: Cóż... Na pewno nie jest to charakter idealny... Ale zacznę może od początku: wydaje się miła, o tak to może ujmę. I fakt, jest taka... Dla przyjaciół. Obce wilki są jej obojętne. Ma swoje zdanie, którego broni. Chce zawsze mieć racje, jednak dużą inteligencją nie dysponuje, rację ma więc w czterdziestu procentach przypadków. Zna swoją wartość - nie chce być zbyt traktowana byle jak, chociaż sama nie okazuje wielkiego szacunku innym. Stało się to jej główną wadą, jednak nie bardzo przejmuje się tym, co myślą, ale nie mówią inne wilki na jej temat. Jest prawdziwym osłem. W takim sensie, że jest niezwykle uparta - jej kolejna wada. Wydaje się, że zalety już nie ma, hę? Otóż nie. Wilczyca ta ma wiele zalet. Bardzo przejmuje się losem innych wilków, a zwłaszcza, jeżeli stała im się krzywda. Przejmuje się każdym takim przypadkiem: nawet osób, które ma ochotę rozszarpać. Zaleta numer dwa? Kocha szczeniaki. Spójrzcie na ich mordki. Jak można ich nie kochać? No, może dysponują one tak wielkim rozumem, jak wilki dorosłe, ale uwielbia się nimi opiekować. Kiiyuko nigdy nie oskarża bez mocnego dowodu - logiczne, że jeśli nie wie się, czy ta osoba nabroiła czy nie, nie powinno się narzucać zdania, które może być fałszywe. Pomimo wad wymienionych wyżej, wilczyca stara się poprawić swój charakter - czasem jej wychodzi, aczkolwiek poprawa trwa maksymalnie jeden dzień. Kii jest także niezwykle ambitna, co wiąże się z odwagą. Raz kozie śmierć, więc cóż, może warto zaryzykować? Ach, tak, czego się boi? Robali, pająków i innych brzydali.
Wygląd: Niektórzy, zamiast jej imienia wołają na nią "różowa lala". Jednak tego przezwiska nie toleruje, ale nie o tym teraz. Jest samicą o białym futrze - z różowymi detalami, takimi jak grzywa. Nie jest ona jednak całkiem kolorowa, różowy jest tylko pasek. Różowości dodaje jej wielka kokarda, którą nosi na ogonie - a na nim widnieją różowe serca. Uszy, jak łapy są czarne. Czarne są też pasy, jakie Kiiyuko posiada na grzbiecie. Ma znak diamentu w okolicach zadu - dokładniej diamentu ze skrzydłami. Być może wygląda to dziecinnie, ale nieważne. Oczy ma niebieskie: średnie, piękne oczka, które są nieco żółtawe. Cała Kii jest dobrej wielkości jak na wilka. Jednak niektórzy uważają że powinna być nieco brutalne grubsza...
Stanowisko: Opiekun
Umiejętności: Intelekt: 3 | Siła: 3 | Zwinność: 10 | Szybkość: 11 | Magia: 9 | Wzrok: 4 | Węch: 5 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Muzyki
Żywioły: Muzyka
Moce: 
Teleportacja - potrafi znaleźć się w dowolnym miejscu kiedy chce.
Latanie - ta moc umożliwia jej latanie.
Hipnoza głosem - swoim śpiewem potrafi zahipnotyzować drugiego wilka.
Odtwarzanie muzyki - potrafi wyczarować odtwarzacz muzyki i puścić taką muzykę o jakiej pomyśli.
Rodzina: Cóż, nie znała ich imion, ale mniej więcej to tak:
Ojciec: alfa innej watahy
Matka: alfa innej watahy
Bracia/siostry: potomstwo alf innej watahy.
Babcia: była alfa innej watahy
Dziadek: były alfa innej watahy
Partner: Szuka. Kiedyś pewnie znajdzie...
Potomstwo: Kiedyś...
Historia: Kiiyuko urodziła się jako jedna z potomków alf w innej watasze. Jako jedna z najważniejszych szczeniąt, nie wiodła królewskiego życia. Rodzina, ze względu na swoje stanowisko nie miała dla niej czasu. Waderze było źle - chciała bliskości matki. Pewnego dnia uciekła, usiłując znaleźć inną watahę. Niestety. Przez rok żyła jako samotnik, polując. Zaczęła powoli żałować swego wyboru. Zaczęła szukać watahy. Jakiejś dobrej. Lecz każda wataha która miała z nią zetknięcie, nie była dobra. Gdy Kii zaczęła tracić nadzieję, dołączyła do ostatniej watahy, jaką napotkała - Watahy Smoczego Ostrza. I tam została, ponieważ uznała, że to najlepsza wataha z tych wszystkich...
Przedmioty: ---
Właściciel: Endra
Inne zdjęcia: X | X | X | szczeniak
Ocena: 0/3

Nowy basior - Draxx!

Walcz do samego końca.

Imię: Draxx
Pseudonim: Draxi, Draxer
Wiek: 1 rok
Płeć: Basior
Charakter: Draxx jest wilczkiem nieco zagubionym przez swoją amnezję. Mimo to stara się żyć jak gdyby nigdy nic nie chcąc smucić tym innych. 
Jest spokojnym osobnikiem lubującym się w ciszy co nie oznacza, że nie lubi towarzystwa czy zabaw. Wręcz przeciwnie - uwielbia je i kocha cieszyć się każdą chwilą. 
Często mówi to co ślina mu na język przyniesie co często żałuje i chce poprawić. 
Jest bardzo słaby jeżeli chodzi o walki, często się plącze w rozmowach i nie jest dobrym rozmówcą mimo to nadrabia zapałem i wielkim sercem. Większość wilków go lubi choć są tacy co uznają go za upierdliwego i nieco głupiego co jest po części prawdą.
Często roztargniony, nierozgarnięty i niezdecydowany. Łatwo o czymś zapomni (być może ma to związek z amnezją).  Wielu uznaje go za nieszkodliwego i mięczaka ale gdy się potężnie wkurzy potrafi być groźny. 
Wygląd: Draxx jak na swój wiek jest wysoki i bardzo chudy. Ale nie aż tak, że widać mu szkielet. Na jego pysku zawsze gości uśmiech, oczy ma koloru morskiego, nos ciemno granatowy. Posiada długi, puszysty ogon. Jego sierść jest koloru morskiego z ciemniejszymi plamami.  Brzuch, pysk, środek uszu i część ogona jasno zielona. Na głowie ma dość pokaźną czuprynę. Uszy ma postawione i szpiczaste. Jego cechą charakterystyczną jest granatowy, długi język i ogon, a dokładniej jego końcówka zawinięta w coś przypominające hak.
Stanowisko: Szczenię 
Umiejętności: Intelekt: 6 | Siła: 3 | Zwinność: 6 | Szybkość: 11  | Magia: 6 | Wzrok: 6 | Węch: 6 | Słuch: 6
Rasa: Wilk Wody
Żywioł: Woda
Moce: 
Związane z żywiołem:
1. Kontrola wody - może zmienić bieg rzeki, stworzyć nowe jeziora
2. Oddychanie pod wodą.
3. Wodna bariera - tworzy barierę stworzoną z wody.
4. Pobieranie energii z cieczy - gdy jest blisko wody może pobierać z niej energię wzmacniając się.
5. Szybkość w wodzie - gdy przebywa w wodzie staje się szybszy i zwinniejszy
6. Morskie kule - potrafi tworzyć kule wody i ciskać nimi w przeciwnika
7. Wodna broń - umie stworzyć miecz z wody albo zwierzę z wody które pomaga mu w walce
Niezwiązane z żywiołem:
8. Trzęsienie ziemi - potrafi wywołać trzęsienie ziemi
9. Wysoki skok - potrafi skakać na parę metrów w górę. 
10. Podnoszenie przedmiotów - umie podnosić przedmioty.
Rodzina: Niestety to akurat jest dosyć skomplikowane. Pamięta matkę. Jak go przytulała. Zajmowała się nim i jego siostrą. Bo miał siostrę. Problem w tym, że nie pamięta imion ani jej ani matki. A tym bardziej ojca. On wie, że był, że nie miał swoich dzieci gdzieś. Ale nawet jego wygląd zamazał się Draxxowi w pamięci.
Zauroczenie: brak
Historia: No właśnie... i tu pojawia się problem. Na pewno miał mamę, siostrę i pewnie tatę. Wie, że byli mu bliscy. Ale tylko tyle... nie pamięta ich imion, głosu, dokładnego wyglądu. Prawdopodobnie to amnezja. 
Pewnego dnia Draxx obudził się nieprzytomny przy złamanym drzewie. Cud, że przeżył. Nie wiadomo dokładnie co się stało ale prawdopodobnie stracił pamięć i oddzielił się z rodziną. Jedyne co pamiętał to swoje imię. O tyle dobrze.
Wilczek nie wiedział co zrobić. Zaczął się przestraszony błąkać po tym niebezpiecznym świecie aż w końcu odnalazł WSO. Został tu bo lepszego wyjścia nie było.
Przedmioty: Brak. Na razie.
Właściciel: 4167asia | dybzuzanna@spoko.pl
Ocena: 0/0

Od Destynei cd. Issue

Wilk nalewał parującą ciecz do kubków. Miała kolor krowiego łajna, ale nie smakowała najgorzej, chociaż nie wiem jak to coś miało smakować, bo nigdy niczego takiego nie piłam. Błękit otworzył oczy i zawarczał. Zajął się obszczekiwaniem niespodziewanego gościa. On zdawał się tego nie zauważać. Po wypiciu płynu zaczął beztrosko przechadzać po mojej jaskini. Jego wzrok padł na moją torbę.
- Ładna torba- powiedział- Co tam masz?
- Nie twoja sprawa- warknęłam
On rzucił okiem do wnętrza torby.
- Ładna rzeczy- powiedział
Co dziwne, wyglądał na zawiedzionego. Odwróciłam się na chwilę by uspokoić psa. Usłyszałam dziwny dźwięk jakby ktoś kopał. Moja skrytka w podłodze. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego niewinnie basiora. 
- Yyy...Ja już pójdę- wymamrotał i wyszedł z jaskini.
Wiedziałam co zaszło. Rzuciłam się w pogoń za tym okropnym basiorem. Jego odciski łap było widać na ścieżce. Ruszyłam dalej. Moja wściekłość nie miała granic. Za mną wisiały burzowe chmury, wytworzone moją mocą. Uformowałam sztylet z powstałej kałuży. Biegłam dalej. Z rozpędu rąbnęłam głową w drzewo. Rozmasowałam łeb i biegłam dalej.Jak odbiorcę mu mój szlachetny kamyczek to zamorduję. Z satysfakcją będę słyszeć jego przerażona krzyki. Dobiegła na polanę. Basior stał niedaleko. Rzuciłam się na niego. Niedaleko trzasnął piorun. Podpalił kępy trawy wokół nas. Zostaliśmy zamknięci w kręgu ognia.

Issue? Robimy pianki?

Od Glimmer

Zamachnęłam się mocno skrzydłami i w sekundę znalazłam się w powietrzu. Przez dłuższą chwilę rozkoszowałam się poczuciem pełnej swobody i wiatru targającego moje futro. Zachowywał się jakby chciał mnie porwać i unieść daleko stąd, ale ja nawet nie starałam się z nim zmagać. Poczułam jak gwałtowne podmuchy opływają gładko pierzastą powierzchnie moich skrzydeł. To właśnie dzięki nim wiatr był moim przyjacielem. Bez nich nie byłabym sobą. Dziwiłam się wszystkim stworzeniom, które były zmuszone przemieszczać się po lądzie, marnowały w ten sposób mnóstwo czasu. Wzniosłam się jeszcze wyżej, ponad chmury. Przymknęłam oczy rozkoszując się ostatnimi ciepłymi promieniami zachodzącego słońca, ślizgającymi się po moim futrze. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, była idealna. No prawie, bo zmartwienia najwidoczniej uznały, że za bardzo się odprężyłam. Jakie to zmartwienia? Głównie fakt, że po stracie ostatniej watahy nie zadomowiłam się nigdzie na stałe. Trwałam w niekończącej się podróży, odpoczywałam jak najrzadziej, wolałam pozostawać pod osłoną chmur. Poza tym w powietrzu zawsze czułam się pewniej i sprawiałam wrażenie, że z każdym machnięciem skrzydeł pozostawiam za sobą odrobinę strachu. Przecież nie mogę wiecznie uciekać, unikać innych wilków. W końcu będę musiała dołączyć do jakiejś watahy... Z niewesołych rozmyślań wyrwał mnie odgłos cichego szumu skrzydeł. Dużych, zdecydowanie nie ptasich skrzydeł. Błyskawicznie otworzyłam oczy, szykując się do ewentualnego uniku lub nawet walki.


Corners?

Od Boom cd Kesame

Co ona właśnie powiedziała? Mam piękne oczy..? Zdziwiła mnie tym nieoczekiwanym komplementem tak bardzo, że zaczęłam zastanawiać się czy przypadkiem nie mówiła do kogoś innego. Problem w tym, że nikogo tam nie było. Rzadko kiedy słyszałam komplementy pod moim adresem. Takie, które nie byłyby oznaką litości. Litość. Uczucie pojawiające się, gdy nie ma już siły na wzgardę. Zastanawiało mnie czy Kesame naprawdę uważała tak, jak mówiła. 
- Jesteś niewidoma od szczeniaka? Wiesz jak wygląda świat? Znasz kolory? - dobiegł mnie gdzieś z boku głos Kesame.
Te pytania nieszczególnie mnie zdziwiły. Wiele wilków się o to pytało, przeważnie zbywałam je krótkim warknięciem lub wymownym milczeniem. 
Nikogo nie powinno to obchodzić! To moja sprawa, i tylko moja!, odezwał się głos w mojej głowie. Zawsze się odzywał, gdy padały pytania o mój wzrok i zawsze odzywał się tymi samymi słowami. Tym razem usłyszałam też drugi głos. Cichszy, ale równie natarczywy. Spierały się przez chwilę, w końcu jeden zwyciężył.
- Straciłam wzrok jako szczenię - zaczęłam, patrząc pusto przed siebie - Kolorów nie widziałam tak dawno, że nie potrafię stwierdzić, czy nadal bym je rozpoznała. Co do tego, czy wiem jak wygląda świat... Chyba tak. Ale jest to mój świat, ten który powstał gdy straciłam wzrok.
Kesame przysłuchiwała się w milczeniu moim słowom. 
- A jaki to świat? - jej głos był spokojny
- Jednym słowem? Szary - uśmiechnęłam się lekko - Najpierw był przerażający, bałam się każdego spędzonego w tym świecie dnia. Potem go poznałam, nauczyłam się tolerować. W miarę możliwości. Myślę, że każdy ma swoją wersję z pozoru tego samego świata. Dla każdego wygląda nieco inaczej...
- Nie dziwię się, że jesteś filozofem - zaśmiała się Ayame
- Masz piękny śmiech - stwierdziłam

Kesame? c:

30 lipca 2017

Od Jeffrey'a cd. Rize

- Biała, jak śnieg, kto jak kto, ale Północny akurat wie, jak biel wygląda. Na pewno poznasz.
Kiwnąłem powoli głową na znak zrozumienia. Zlecenie nie było najprostsze, cel znajdował się na cudzych prawdopodobnie pilnie strzeżonych terenach. Ale za to się opłacało. Uniosłem delikatnie łapę gotów zatwierdzić umowę, jednocześnie wgapiając się w oczy masywnego basiora. Nie zwlekał. Ledwie się styknęliśmy, wróciłem na cztery łapy i spokojnie rozejrzałem.
- Nie interesuje cię, dlaczego chcemy jej śmierci?
- Nie. - odparłem.
- Dziwni jesteście. Im mniej wiecie, tym dłużej żyjecie?
- Nie.
Odwróciłem się w stronę terenów owej Watahy. Zdążyłem zapomnieć jej pełną nazwę, miała bodaj coś wspólnego z ogniem i mieczem. Szybko dotarłem do lasu. Rozejrzałem się profilaktycznie, gdy stawiałem pierwszy krok na obcym terenie. Z krzaków nic nie wyskoczyło, atak powietrzny odpadł, tyły puste. Ruszyłem truchtem, jako że zaczynało się ściemniać. Nie wiem, w jakim stopniu ta wataha funkcjonuje w nocy, a wolałbym nie spać przed zamkniętą recepcją. Jesienny las pełny był mdłych kolorów — brązów, żółci i beżów. Jako że, nareszcie, robiło się chłodno, nie dokuczała mi nadmierna ilość owadów. Jeden wyjątkowo natrętny komar dostał się do mojego karku, ale szybko pozbawiłem go życia, skupiając energię w punkcie, w który wbił mordkę.
Wędrówka nie miała końca, dopóki nie nastała całkowita ciemność. Przez korony drzew przebijało się niewiele światła. Usłyszałem trzask z lewej strony, więc uskoczyłem, ale nie udało mi się całkowicie uniknąć zderzenia. Rozpędzona szara masa otarła się o przednią część mojego ciała. Przysiadłem nieco na tylnych łapach, gdy poczułem, jak jej nos niebezpiecznie zbliżył się do mojego. Zmysłowo musnęliśmy się koniuszkami. Wadera zatrzymała się tuż przede mną. Wstała i zaczęła się otrzepywać z upadku, a jej twarz zalał rumieniec. Pokręciłem kilka razy głową, aby przywrócić swój mózg do normalnego działania. Uśmiechnąłem się lekko. Zabawna sytuacja.
- Przepraszam... Zagapiłam się - zaczęła cicho.
Głęboko odetchnąłem.
- Nic się nie stało.
Przez chwilę patrzyliśmy przed siebie bezmyślnie.
- A właściwie, co ty tu robisz? - nagle przybrała ofensywną postawę, aż drgnąłem. - To tereny Watahy Smoczego Ostrza!
- Właśnie jej poszukuję. Nie wiesz, czy poszukujecie zmęczonych życiem podróżników, chcących znaleźć sens istnienia?
Zastanowiła się chwilę.
- Chodź.

<Rize?>

29 lipca 2017

Od Kalisty Laguny Merlin cd. Nightshade

W ciągu ostatniego tygodnia niezliczoną ilość razy wpadłam do tutejszej rzeki, Valar, przez co zdążyłam się przyzwyczaić do jej chłodu. Niestety nie mogłam się przyzwyczaić do tego iż ciągle wpadam do niej z czyjegoś powodu... Tym razem przez biało- niebieską waderę. Nawet nie musiałam patrzeć przez kody aby dostrzec, że źle się poczuła po naszym "pływaniu". Przede mną tego nie ukryje. (Chociaż spróbowała) Dyszała ciężko po wypluciu cieczy (chyba więcej niż ja się nałykała) i nogi jej się trzęsły gdy stanęła przede mną. Ktoś tu ma słabszą kondycję, ale cóż, ja ciężko trenuję mięśnie nóg od dzieciaka, ona... raczej nie. Trochę bardzo wzięła sobie do serca, że mnie wepchnęła, bo jedyne co powtarza to "przepraszam". Ach skąd ja to znam? Ma szczęście, że dziś mam dobry humor. Teatralnie, jak fontanna wyplułam ostatnią porcję wody
z pyska, po czym posłałam waderze słaby uśmiech. - Mam nadzieje, że chłodny prysznic dobrze ci zrobił.
W dzisiejszym skwarze wczesnojesiennym nigdy nic nie wiadomo. Mogłaś zemdleć gdzieś
w lesie. Na szczęście na siebie wpadłyśmy haha. - Zakończyłam. Wycisnęłam łapami moje mokre, długie loki. Na ziemi powstała kolejna kałuża. Białowłosa zamrugała wielkimi oczami. Chyba nie ogarniała mojego podejścia do sytuacji. (Słusznie. Nie musi mnie rozumieć) Na pewno spodziewała się jakiejś obelgi typu "Ej idiotko, uważaj jak chodzisz!" - Ja... - Nie miała pomysłu co odpowiedzieć.
- Luzik, połóż się tu obok mnie. Odpocznijmy po tej szamotaninie
z falami. - Poklepałam miejsce na mchu, obok siebie. Nieznajoma po krótkiej chwili powoli podreptała we wskazany kącik. Przygryzała nieśmiało wargę, ale patrzyła mi w oczy. Co za paradoks... Przez dłuższy czas panowała niezręczna cisza. Wierciłam się na prawo i lewo. Potem, jak znalazłam wygodną pozycję, suszyłam się na słońcu, ona zaś chłodziła się w cieniu dziwnego drzewa. (Skurczybyk od razu wygodnie się pod nim ułożyła...) Zaczęłam gapić się na roślinę. (Deża Vi?) Było ono dość wysokie, z cienkim pniem i odchodzącą na boki, kruchą,
zielonkawą od porostów korą. Dopiero na jednej trzeciej wysokości drzewo to było oplecione gałęziami. Wyglądało niczym nałożone na patyk koło zębate... To nie wszystko. Gałęzie miało na tyle długie, że odchodzące od nich pomniejsze, giętkie gałązki opadały w dół jak
u wierzby płaczącej. W ogóle drzewko to było jakby miksem sosny oraz wierzby. Ah i miało igiełki, które przy mocniejszym powiewie opadały mi na futro. (Aż dziwne, że mnie nie drażniły) Nagle zastrzygłam uszami, bo usłyszałam charakterystyczny trzepot piór o powietrze. Propo ptaków, gdzieś w pobliżu dalej kręciły się te brązowe bestie...
- Przepraszam, jak masz na imię? Ja jestem Nightshade. - Odezwała się w końcu przerywając (albo nie) moje fantazyjne obserwacje.
- Wredne kanibale... - Wymamrotałam krzywiąc się ,bo zobaczyłam z daleka dwie spore kaczki szarpiące pieroga. Skąd one w ogóle wzięły pieroga?!
- Słucham? Możesz powtórzyć? - Zapytała Night spokojnie.
- Co? Aaa jestem Kalista. Miło mi. - Nerwowo podrapałam się za szyją. Nie odwróciłam się, bo teraz patrzyłam jak trzeci osobnik kradnie tamtym dwum sprzed dzioba kawałek ciasta z mięchem. Gdzie dwóch się kłuci tam trzeci korzysta. Zaburczało mi w brzuchu. Nightshade wstała
i uśmiechnęła się szeroko. - Kalisto, czy myślisz o tym co ja? - Wskazała na te pierzaste potworki.
- Erm. Nie. - Rzuciłam prosto z mostu. - Więęęęc ruszamy upolować kaczuchy. Nie wiem jak ty, ale ja bym zjadła taką przypieczoną na ogniu.
Odleciałam myślą do pełnego talerza. Brzuszek znowu cicho dał mi znać o pustce. - Zgoda.- Oblizałam się.

<Nighty, to jak? Zapolujemy na te małe kanibale ? :3>

Powitajmy - Chaster!

Nic nie jest niemożliwe, trzeba tylko się postarać.

Imię: Chaster. Nie jest to jego prawdziwe imię, ale tak się przedstawia.
Pseudonim: Nie posiada.
Wiek: 17 lat
Płeć: Basior
Charakter: Przede wszystkim muszę zaznaczyć - Chaster jest dość.. dziwny. To żywe wcielenie optymizmu. Jego zachowanie jest zmienne, raz może być dziecinny, a raz zupełnie poważny. Uwielbia szczenięta, sam chciałby je mieć, jednak nie nadaje się na "typowego" ojca. Jest wrażliwy, ale łatwo przebacza i równie łatwo zapomina. Pod żadnym pozorem nie idź do niego, jeśli nie masz czasu, i tak zaprosi ciebie na herbatkę i poczęstunek. Łatwo zagada ciebie, i jeszcze nie będzie miał o tym pojęcia. To pocieszny, czasem wręcz rozczulający szczeniak umieszczony w ciele dorosłego wilka. Wejdzie wszędzie, gdzie tylko zechce. Nawet nie spróbuj go zatrzymać, naburmuszy się tylko, wysunie dolną wargę i wrzaśnie "Nie chcę!". Ogółem cały jego charakter można sprowadzić do jednego zdania: "Nie jesteś cierpliwy? Bardzo przepraszam, ale ze mną musisz być".
Aha, i jeszcze jedna ciekawostka: Chaster nienawidzi pływania. Dlaczego tak jest? Cóż, nawet on sam tego nie wie..
Wygląd: Szary, skrzydlaty basior. Ogon, i niektóre pióra w skrzydłach mają kolor niebieski. Na głowie wyrosła mu rozczochrana, błękitna grzywa, którą za bardzo się nie przejmuje. Jasnoniebieskie oczy nie mają w sobie nic specjalnego. Zresztą niewiele można powiedzieć o jego wyglądzie w tej formie.
Stanowisko: Opiekun
Umiejętności: Intelekt: 6| Siła: 2| Zwinność: 10| Szybkość: 10| Magia: 5| Wzrok: 7| Węch: 6| Słuch: 6
Rasa: Demon
Żywioły: Głównie ogień, trochę panuje nad życiem.
Moce: 
- przemiana w swoją demoniczną wersję,
- kontrola nad ogniem,
- ognioodporność,
- wskrzeszanie roślin i małych zwierząt, np. myszy, króliki. Nie używa tego za często, bo to go wyczerpuje.
Rodzina: Wątpi, by o nim pamiętała.
Partnerka: Znalazł w końcu swoją drugą polówkę pomarańczy. Z dumą muszę przyznać, że zakochał się w Ariene, i to z wzajemnością ♥
Potomstwo: Nie ma jeszcze, choć bardzo tego pragnie.
Historia: Zacznijmy od początku..
..Piekło, a właściwie to, co nazywacie piekłem. Chaster urodził się tam, jako najmłodszy z rodzeństwa. Cała rodzina była czymś w rodzaju pomniejszych demonów, nigdy niewychodzących z piekła, wiecznie służącym wyższym od ciebie. Chaster, jako najmłodszy, był oszczędzony od tej pracy. Wałęsał się cały czas po piekle, wiecznie ciekawy wszystkiego. Raz zauważył inne demony wychodzące gdzieś. Jako ciekawy świata szczeniak czaił się tam godzinami, aż w końcu czmychnął.
Zgadnijcie, gdzie się znalazł? W ogródku starego ogrodnika. Staruszek, wyszedłszy z domku, znalazł się oko w oko z demonem piekielnym. Jak myślicie, co zrobił? Nawrzeszczał na niego za zniszczenie grządki bratków. Przerażony Chaster uciekł. Jednak nie uczył się na błędach i wrócił. A potem jeszcze raz i raz..
Jednak czwartego roku ich znajomości, gdy ziemia się zazieleniła, stary ogrodnik już nie wrócił. Chaster musiał się nauczyć, że wilcze życie jest znacznie bardziej kruche, niż myślał. Przybrał postać, która nikogo nie przerażała, nauczył się nie zdradzać od razu swego pochodzenia (doprawdy, kto czułby się bezpiecznie wiedząc, że zostawia dzieci pod opieką demona?), zmienił imię i po okresie tułaczki trafił tutaj.
Właściciel: ria.sellene@gmail.com, Thalia na doggi
Inne zdjęcia: W formie demona: KLIK

Powitajmy - Alshi!

J-C
Jeśli coś się złego stanie, nie przejmuj się, wstań i idź dalej ^^

Imię: Alshi
Pseudonim: Al
Wiek: 4 lata
Płeć: Wadera 
Charakter: Jestem z natury łagodna. Często jednak wybucham agresją kiedy ktoś mnie wkurzy lub skrytykuje bezpodstawnie. Umiem się uspokoić kiedy słucham muzyki. Relaksuje się lecąc przed siebie bez wyznaczonego celu. Po prostu kocham latać! Staram się nieść wszystkim pomoc kiedy trzeba, czasami zapominając o swoich. Uwielbiam kiedy mogę sprawić, że przeze mnie wilk się uśmiecha. Nie daje się zmanipulować przez złe wilki, które umieją wykorzystywać dobre duszyczki, wręcz takimi gardzę...
Wygląd: Mam białe futro, moje oczy są krwisto czerwone. Moim zdaniem wyglądają pięknie (wiem przechwalam się). Na czole mam dziwny "znak", sama nie wiem co oznacza. Wyróżniam się od większości wilków tym, że mam ładną linię i jestem lepiej zbudowana(ponownie się przechwalam) oraz (co najdziwniejsze) bardziej silna. Moje skrzydła, po wydorośleniu są idealnej wręcz wielkości.
Stanowisko: Atakujący (myśliwy)
Umiejętności: Intelekt: 7 | Siła: 15 | Zwinność: 4 | Szybkość: 4 | Magia: 3 | Wzrok: 3 |
Węch: 6 | Słuch: 8
Rasa: Wilk Ciała
Żywioły: Ogień, ziemia
Moce:
- Latanie (bo mam skrzydła)
- Kule ognia, które mogą trafić na odległość 100 metrów. Przy moim słuchu i węchu, bez pomocy sokolego wzroku jestem najlepsza w trafieniu na dany obiekt nie pudłując
- Kiedy się wkurzę, moje łapy i ogon płoną. Oznacza to chęć do walki i samoobrony. Przy uderzeniu płonącą częścią ciała w odpowiedni punkt(np. na karku) mogę nawet kogoś zabić
- Trzęsienie ziemi. To znaczy, że np. wykonując wzlot i wyląduję na danym terenie, mogę wywołać  na razie 10 sekundowe trzęsienie ziemi
Rodzina: Nie mam rodziny... Ale ma świetnych przyjaciół! :D
Partner: brak
Potomstwo: brak
Historia: Ostatnie co pamiętam to krzyki, takie jak: "Nie rób tego!" i nic więcej... Wychowałam się sama z pomocą przyjaciół
Przedmioty: naszyjnik z czerwonym kamieniem i kłem wilka, który wypadł mojemu przeciwnikowi >:D
Właściciel: Agata Trylewska
Ocena: 0/3

Powitajmy - Naomi!

Z czasem, cierpienie łagodnieje. Ale ja wcale nie chcę marnować czasu, by je wyleczyć. Nawet jeśli chcemy uciec od bólu i zapomnieć o wszystkim, czekają na nas przeszkody, które nas zwolnią w dążeniu naprzód.


Imię: Naomi
Pseudonim: Nao
Wiek: 6 lat
Płeć: Wadera 
Charakter: Nao jest spokojną i opanowaną Waderą,ale gdy ktoś z nią zadziera, potrafi być naprawdę groźna. Nie lubi okłamywać innych, że wszystko w porządku, że życie jest piękne, bo tak po prostu nie jest. Lubi posiedzieć w samotności i popłakać. Nawet bez powodu. Gdy nie uda jej się uronić łez, pogrąża się w głębokim myśleniu. Odpływa do zupełnie innej krainy, krainy bez smutku, bez żalu, bez złości... Nie jest ufna innym, przez sytuację z dzieciństwa, przez to nie lubi zawierać nowych kontaktów. Jednak jeśli znajdzie tą osobę, której naprawdę może zaufać, może powierzyć sekrety bez strachu przed wygadaniem, może w nocy przyjść i zyskać schronienie, to znaczy, że znalazła tego jedynego wilka na świecie, który jest jej wart...
Wygląd: Naomi jest szczupłą i wysoką suczką i rudo - złotym futrze. Niebieskie wąskie oczy iskrą delikatnie nocą. Przy oku i na brzuchu ma ciemniejsze znaki. Jest ona wyjątkowa, ponieważ posiada grzywę i ogon o ciemno złotym kolorze. Ogon i kosmyk grzywy związane są niebieskimi gumkami, pozostała jej część powiewa delikatnie na wietrze.
Stanowisko: Wojownik
Umiejętności: Intelekt: 4| Siła: 10 | Zwinność: 5 | Szybkość : 9| Magia : 10 | Wzrok : 5 | Węch : 5 | Słuch : 2
Rasa: Wilk Ognia
Żywioły: Ogień
Moce: Opanowywanie ognia, rozpalenie płomienia za pomocą wzroku, walka ognistymi kulami, czytanie w myslach.
Rodzina: Anabella - Matka (nie żyje)
Armin - Ojciec (nie żyje )
Nana - siostra (nie żyje)
Matt - brat (Nie żyje)
Partner/ka: Szuka kogoś kto spełni jej wymagania...
Potomstwo: Brak
Historia: Gdy Naomi była mała utraciła swoją rodzinę. Utraciła ją w lesie, w miejscu w którym się wychowała. Matkę - Anabellę i ojca - Armina postrzelił myśliwi. Naomi, jako najstarsza siostra opiekowała się swoim młodszym rodzeństwem - bliźniakami o uroczych imionach Matt oraz Nana. Pewnej nocy Nao została porwana, to jedyne zdarzenie które pamięta z tamtych czasów, stało się to, gdy bliźniacy spali. Wpakowano ją do klatki i wywieziono do tajemniczego budynku, w którym wszystkie wilki czekała śmierć. 3 dni po porwaniu dowiedziała się, że bliźniacy nie żyją. Dni mijały a ona już czuła że jest jej koniec, nagle właściciel odszedł, zapominając zamknąć klatkę. Z nowymi siłami do życia Naomi wybiegła z budynku i zaczęła biec w nieznaną stronę,aż znalazła jakąś watahę do której zdecydowała się dołączyć, i to właśnie tu dowiedziała się o swoich umiejętnościach.
Przedmioty: Brak.
Właściciel: juliaimagic@gmail.com
Inne zdjęcia: ---
Ocena: 0/3

Powitajmy - Xarath!

Pixel blood by RaveFear
Miłość tylko rani, a jeśli cię nie zraniła... to pomogę twojemu sercu się złamać >:3

Imię: Xarath

Pseudonim: Xar, Niszczyciel uczuć
Wiek: 5 lat
Płeć: Basior 
Charakter: Xarath to pesymista. Nienawidzi przeszkód w życiu i widzi same złe rzeczy, dlatego też uprzykrza innym wilkom życie. Jeśli nie wychodzi mu jakaś rzecz, a drugiemu wilkowi tak. Zniechęca go do tego, mówi że jest beznadziejny itd. Xar lubi oglądać inne stworzenia kiedy są krzywdzone, jest to dla niego jak naprawdę dobry film. Jeśli chodzi o jego sprawy sercowe, nigdy nie udało mu się mieć długiego związku. Raz miał związek z jedną waderą, ale porzuciła go przez jego charakter... wtedy stał się ,,niszczycielem uczuć". Uczucie, które najczęściej niszczył była miłość, przez tą jedną chwile.. rozpada się każdy napotkany przez Xarath’a związek. Często zamiast ,,niszczyciel uczuć” nazywany jest jako ,,łamacz serc”. Jeśli chodzi jakim typem jest to można powiedzieć, że jest samotnikiem, który jest zamknięty w sobie, ale co do samotności... to nie przeszkadza mu czyjeś towarzystwo.
Wygląd: Xarath w normalnej postaci
Xar jest koloru bardzo ciemnego brązu, może się wydawać, że jest to czarny i brąz w jednym. Ma długą szyję, na której trzyma się nieduży łeb z długim pyskiem. Posiada także długie uszy, a pomiędzy nimi grzywę w kolorze jasnej czerwieni. Oczy są żółte z czerwonymi tęczówkami i źrenicami. Pod lewym okiem posiada znaki w tym samym kolorze co tęczówki. Jego łapy są długie, przez co jest wysokim i wytrzymałym wilkiem. Jego ogon jest długi, lecz chudy, więc do puszystych nie należy. Jego znakiem rozpoznawczym jest bandaż na przedniej lewej łapie.
Xarath w postaci demona
Xar zmienia kolor na bardzo jasny brązowy, a na jego futrze pojawiają się czarne znaki, które kryją w sobie moc "śmierci", lecz tylko nieliczni potrafią jej użyć. Jego uszy robią się dłuższe, tak samo jak pysk, a kły robią się o wiele ostrzejsze. Z łapy znika bandaż, a pazury robią się tak samo ostre jak kły. Brzuch robi się jaśniejszy, ma to taki kremowy kolor. Na tylnych łapach można zauważyć pazury. Ostatnie dwie rzeczy to skrzydła oraz 2 ogony. Wielkie skrzydła są w tych samych kolorach co sam Xar, lecz można tam zauważyć kości dłoni człowieka, a ogony są jeszcze chudsze niż zwykły ogon wilka. Można pomyśleć, że się rozdzieliły na dwa.
Stanowisko: Omega
Umiejętności: Intelekt: 6 | Siła: 9 | Zwinność: 6 | Szybkość: 5 | Magia: 7 | Wzrok: 7 | Węch: 5 | Słuch: 5
Rasa: Demon
Żywioły: Cień, Mrok, Chaos
Moce: Cień
Xarath może zniknąć w cieniu lub przejść do innego miejsca gdzie jest cień. Jeśli jednak wilk użyje tej mocy w świetle zacznie pojawiać się czarna mgła, a proces ten będzie dało się przerwać. Może też spowodować walkę cieni lub przekierować cień przeciwnika na swoją stronę, czyli będzie mu pomagać.
Mrok
Może tworzyć kule mroku lub tarczę ochronną, lecz nie potrafi dużo tą mocą, musi się jeszcze wiele nauczyć.
Chaos
Może podnosić różne rzeczy do góry (np. drzewa, skały itd) i rzucać nimi w przeciwnika lub tworzyć różne figury. Jeśli Xar popadnie w furię dostaje o wiele więcej siły i może zrobić lawinę.
Moc krwi
Jeśli napije się krwi.. rany zaczną się szybciej leczyć. Może też dzięki furii wyssać krew z innego wilka, ale nie tak, żeby umarł tylko zemdlał.
Demon
Może zmienić swoją postać na demona i mieć więcej siły.
Rodzina: Może kiedyś miał, lecz jednak sobie o niej nie przypomina.
Partner/ka: Nie posiada, ale gustuje w waderach jak i basiorach, w skrócie jest bi. (Zeruś, musiałem! xD)
Potomstwo: Raczej by nie chciał, ale może..
Historia: Xarath pojawił się w piekle, nie wiadomo czy został urodzony czy może stworzony, nie powiedziano mu. Został wychowany przez ,,piekielnego wilka". Kiedy skończył rok i opiekun Xar'a był pewny, że jest gotowy pozwolił mu wyjść na ziemie. Po prostu wyszedł z ziemi na zieloną trawę. Na początku był dobrym i uczciwym wilkiem, zyskał miłość pięknej wadery, lecz w pewnym momencie ona go zostawiła, bo był zbyt... ...miły. Ciemno brązowy wilk się załamał i popadł w ,,depresje", więc postanowił, że jego celem w życiu będzie: Niszczyć wszystko co dobre u innych.
Przedmioty: Miecz zgrozy.
Właściciel: Szlajmik20@gmail.com ; Doggi: Slajmii
Inne zdjęcia: x
Ocena: 0/0

28 lipca 2017

NIEOBECNOŚĆ

Będzie krótko i na temat - chwilowo (jak już pewnie zauważyliście ;-;) nie wstawiam opowiadań, wilków i wszystkiego innego. Dziękuję za wyrozumiałość i, jeśli zależy komuś na szybkim wstawieniu, proszę o wysłanie opowiadań do innych administratorów. 

Taravia

Od Kyomu CD. Hide

Spacerowałam po lesie, wsłuchując się w melodyjne pieśni ptaków. Rosa, osadzona na trawie, łapała się pojedynczych włosków na mojej sierści.
- Jaki piękny poranek - powiedziałam sama do siebie. Zaczęłam biec przed siebie. Liście spadały z drzew i robiło się coraz zimniej. Zawędrowałam z powrotem do swojej jaskini. Nagle brzuch zaburczał mi jak jakieś organy. Postanowiłam udać się na polowanie. Namierzyłam królika i już miałam skoczyć na niego, ale poczułam w nodze okropny ból. Upadłam. Obejrzałam się za siebie. Niedźwiedź. Przygotowywał się do kolejnego ataku. Wyczarowałam rośliny, które splotły ciało niedźwiedzia. Spojrzałam na swoje rany. Moja noga krwawiła, a skrzydło było zwichnięte. Zaczęłam biec i kuleć jednocześnie. Szukałam pierwszego lepszego wilka. Upadłam po raz kolejny. Usłyszałam, jak ktoś podśpiewuje. Głos dobrzmiewał za krzaków. Szybko wstałam i weszłam w nie, a ogon zaplątał mi się w głupie ciernie. Wilkiem, który głos słyszałam wcześniej, był Hide. Mój przyjaciel, którego poznałam, jak byłam mała. To był ten mały biszkoptowy basiorek - zbieracz piórek.
- Hide? - zapytałam, z niedowierzaniem. Tak był to Hide.
- A kto inny? - uśmiechnął się serdecznie. - Oczywiście, że ja, Kyo.
- Mógłbyś mi pomóc? - zapytałam, bo przypomniałam sobie, po co ja tu przyszłam.
- Jasne - odpowiedział. Wyszłam cała z krzaków. Oprócz zwichniętego skrzydła i krwawiącej nogi miałam jeszcze ciernie wbite w resztę ciała.
- Kto ci to zrobił? - spytał Hide, którego wzrok spoczywał na mojej nodze.
- Niedźwiedź - powiedziałam. Uchodziło ze mnie coraz więcej krwi. Zemdlałam.

Hide? Przepraszam, że tak długo, ale czasu nie miałam.

Od Sirel cd Kivui'ego

Spojrzałem tylko za nim. Jego wrzask aż ukłuł mnie gdzieś tam w środku. Było mi go szkoda, jak można mieć w sobie tyle smutku, przecież od magazynowania tego w sercu można eksplodować. Czarny basior zdążył już odlecieć, przeniosłem wzrok na moją róże. Co za ignorant, jak mu się nie podobała mógł powiedzieć a nie od razu deptać. Taki ma się szacuneczek do czyjejś pracy? Dobre sobie, pf. Nie podoba mu się róża? A może jej znaczenie? W sumie… Taka róża oznacza miłość. Kurde, mogłem pomyśleć wcześniej. Jaki ja jestem lekkomyślny, ale nie moja wina, że te kwiaty skradły moje serce aż do tego stopnia. Wziąłem kilka głębszych oddechów, przy każdym się krzywiąc. Koleś ma siłę, będę miał siniaki co najmniej miesiąc. Ugryziona łapa również bolała, ale przynajmniej nie krwawiła, z drugiej strony jednak wypadałoby ją przemyć, chociaż wodą. Westchnąłem, naprawdę chciałem by poczuł się lepiej, a wywołałem odwrotny efekt. Uniosłem się do góry i sunąc w powietrzu skierowałem się do pobliskiej rzeki, była to Valor. Usiadłem na jej brzegu, spojrzałem w toń wody. Jak zawsze przejrzysta i rześka. Delikatnie zanurzyłem w niej łapę by mogła obmyć bolące miejsca. Zimny strumień od razu przyniósł ulgę. Na około było ciemno, jedyne światło dawał księżyc przeglądający się subtelnych falach Valor. Zacząłem śpiewać cichutko pod nosem, potem troszkę głośniej, aż w końcu się nie krępowałem, Musiałem obudzić kilka ptaków bo słyszałem ich poćwierkiwanie w rytm mojej nuty. Ta piosenka nie była szczególna, była jedynie upustem uczuć kłębiących się w moim wnętrzu, trochę skołowania, trochę żalu i wspomnienie oczu basiora. Były głębokie, skrywały jakąś tajemnicę. Umilkłem na to wspomnienie. Nie zapytałem go o imię. Co prawda sam mogłem to sprawdzić, ale nie lubię grzebać w czyiś myślach bez zgody właściciela. Uh, mogę o nim mówić jedynie „on” albo „ten basior”. A to z pewnością istota, która zasługuje by odpowiednio ją nazywać. Ciekawe jakie miano nosi, pewnie do niego pasuje… Moje rozmyślania przerwał nagły plusk wody dość niedaleko. Ktoś postanowił wziąć zimną kąpiel, było słychać agresywne rozbryzgi wody jakby ktoś się na niej wyładowywał. Wyczułem aurę tej osoby, tak bardzo podobną do czarnego basiora. Podszedłem o kilka kroków, zmysły mnie nie myliły, to był on. Spuściłem lekko uszy. Obiekt moich rozmyślań miotał się w wodzie jakby z nią walczył, był cały skołowany i wkurzony, co najgorsze z mojego powodu. A przecież powinienem przynosić radość, a nie takie okropne uczucia. Poczułem ukłucie w sercu. Zawiodłem. Ale może jeszcze dałoby się to naprawić. Skoro nie spodobała mu się róża, może in ny kwiat go przekona. Zastanowiłem się chwilę który miałby odpowiednie przesłanie. I wtedy na myśl przyszła mi lilia, biała, nieskazitelna lilia. Kilkoma nutami delikatnej piosenki wyczarowałem na powierzchni wody właśnie taki kwiat. Pluskanie wody ucichło. Czerwone oczy były skierowane na mnie, a ich właściciel aż się trząsł. Czyżby mój widok był dla niego takim ciosem? Zrobiłem krok do tyłu i popchnąłem nosem lilie po powierzchni wody w jego stronę. On również się cofnął.
- Czy wiesz co oznacza ten kwiat? - zapytałem cicho, choć nie wątpię, że mnie usłyszał, wokół panowało napięcie tego pokroju, że można by usłyszeć rośnięcie trawy. - Ten kwiat mówi „Mam czyste intencje, życzę ci jak najlepiej”
Basior zastrzygł uszami i zmierzył mnie spojrzeniem pełnym pasji, ale nie takiej którą wolałbym zobaczyć. Czuło się jego tętniące mieszane uczucia. Czyżby aż tak nie lubił kwiatów? Cofnąłem się jeszcze o krok. Byłem gotowy na kolejny cios.
- Przepraszam – wyszeptałem.

Kivui? Przyjmiesz ten kwiat?

27 lipca 2017

Od Niffelheima cd. Layry

Usłyszałem, że Layra już rodzi, więc czym prędzej ruszyłem w stronę jaskini medyka. Wypadałoby, żeby ojciec szczeniąt był przy tym jakże brutalnym dla przyszłej matki czasie. Nie liczyłem na romans rodem z baśni, ale nie spodziewałem się, że rodzicielką moich szczeniąt będzie właśnie taka wadera jak nasza wyrocznia. To nie tak, że żywię do niej nienawiść, ale na pierwszym spotkaniu nie wyobrażałem sobie, żeby była z kimkolwiek. Przekroczyłem próg jaskini i usłyszałem rozmowę dwóch wader. Niepewnym krokiem ruszyłem w stronę głosów, by następnie zobaczyć noworodki. Mimowolnie uśmiechnąłem się i podszedłem do wadery, która wylizywała futerka naszych dzieci. Podszedłem do nich i usiadłem naprzeciwko, łapą zgarniając swoją jedyną córeczkę.
– To Amulette Talismane, w skrócie Amutali.
– Ładne imię. – Odłożyłem szczeniaka do boku Layry. – Mam dwóch synów?
– Mamy! – warknęła. – Nie zapominaj o mnie.
Przeprosiłem ją za to, w sumie nie dowierzałem, że to się właśnie stało. Teraz będę musiał ich pilnować, bo nie sądzę, żeby ich mamusia miała rezygnować z "wolności", no nie do końca. Córeczkę miałem przeuroczą i już miałem nadzieję, że nie sprawi mi zawodu, kiedy stanie się pełną wdzięku waderą. Z kolei moi synowie... Ojej. Oni to mi się jednak nie udali do końca, chociaż byli odrobinę do siebie podobni. Mieli prawie identyczną gamę kolorów i kształt ich czaszki był podobny. Czaszka...
– Mały defekt – powiedziała wyrocznia, – ale wciąż uważam, że jest moim słodkim synkiem. Geny po tatusiu. – Zarumieniła się przy tym nieznacznie.
– Wybacz, nie spodziewałem się, że mam takie geny... Nadałaś im imiona? – Pokręciła głową. – W takim razie ten będzie Rammstein.
– Rammstein?
– Kojarzy mi się z katastrofą, no trochę trafnie, jeśli odniesiemy się do jego wyglądu.
– Jesteś okropny... A co z naszym najstarszym?
– Najstarszy? Nie wygląda... – Ach, chyba będzie dominować nad resztą rodzeństwa, że pierwszy. – Zeth... To z kolei imię dzielnego wojownika, który był zaraz po Devonte wielką legendą moich stron, poza tym też był najstarszy z miotu.
Wadera pokiwała głową, powtarzając cicho imiona wszystkich szczeniąt. Widziałem, że jest zmęczona, więc nie chcąc jej przeszkadzać, zapowiedziałem, że jutro pomogę się jej przenieść do jaskini. Ku mojemu zdziwieniu, zapragnęła udać się do mnie. W takim wypadku uzgodniliśmy, że szczenięta będą mieszkać u mnie. No cóż, ona nosiła i urodziła, to ja mam się nimi zająć...
~Tak trochę miesiąc później czy coś.~
Otworzyłem oczy, jednak ciemność mnie nie opuściła. Na moim pysku rozgościła się Amulette, na brzuszku bojował Zeth. Och, jak dobrze już rozpoznawać swoje maleństwa po wadze. Moje kochane grubaski.
– Pokonaliśmy potwora! Nasi obywatele będą nam wdzięczni! – zakrzyknęła wojowniczo waderka.
– Księżniczko, powinnaś uważać! Nigdy nie wiadomo, czy potwór nie przyszykował dla nas zasadzki.
– Pokonam go, dla dobra narodu! Dziękuję za troskę generale Pączek!
Ruszyłem się, co sprawiło, że postacie księżniczki i generała straciły równowagę, co przyczyniło się do tego, iż opuściły moje ciało w trybie natychmiastowym. Zacząłem się bawić z Amutali i Zethem, odpychając ich od siebie, kiedy już do mnie dobiegli. Było to piekielnie męczące, a czasami nawet bolało. Łapali za moją sierść i szarpali, jakby chcieli mi ją zerwać. Harcowanie skończyło się, kiedy przyszła Layra.
– No to możemy zasiadać do obiadu – rzuciłem, wołając jeszcze Ramma.

Layra?
Jakieś skargi co do wychowania Niffelheima, o którym nie masz zielonego pojęcia? 8]

26 lipca 2017

Od Rammsteina

Zmęczonym już krokiem szedłem obok ojca, z jego pyska można było łatwo wyczytać, że jest umordowany. Całe futro miał w kurzu i piasku, ja chyba lepiej nie wyglądałem. No tak, powinienem na początku nakreślić, co się stało przed chwilą. Wracamy właśnie z treningu, jakże wymagającego i nudnego treningu. Moce szczeniaków są wielką tajemnicą na początku, nigdy nie wiadomo jak potężne się wykształcą i czy ich posiadacze dadzą radę ich okiełznać. Nie rozumiałem tatka, który nalegał, żebym regularnie ćwiczył. Coś nam nie wyszło i na raz przywołaliśmy te same dusze, te nie wiedząc czyich rozkazów słuchać, zaczęły świrować i nas zaatakowały. Byłem przeciwny tym ćwiczeniom, ponieważ wilki tak naprawdę rzadko używają swoich mocy, mocy takich jak moje. Jeśli przyjdzie czas, żeby ich użyć, użyję, a równie dobrze taka sytuacja może nigdy się nie wydarzyć i wszystko pójdzie na marne. Wyglądało na to, że jemu nie zależało, aż tak bardzo na "treningu", a na spędzaniu czasu ze mną. Po chwili zauważyłem, jak się zatrzymaliśmy. Przed nami stał duży czarny wilk oraz liliowa kulka, która okazała się szczenięciem. Spojrzałem na pysk ojca, nie potrafiłem stwierdzić czy lubi tego osobnika, czy nie. Westchnąłem, a Niffelheim jak wytrącony z transu pokiwał głową do nieznajomego mi wilka.
– Widzę, że nie tylko ja mi się ostatnio pojawiły szkrabiki – zaczął nasz wataszkowy egzorcysta. – Kim jest ta młoda dama? – Zauważyłem, że tatuś nie miał wcześniej jako takiej styczności z tym osobnikiem, a jedynie o nim słyszał. Och, czyli mój rodziciel nie jest towarzyski.
– No, przedstaw się – czarna łapa delikatnie pchnęła do przodu kulkę, która zamiast się przytoczyć, podreptała do nas. Posłała swojemu ojcu błagalne spojrzenie, a następnie nieśmiało odwróciła głowę w naszą stronę. Tatko spojrzał na mnie tak, bym ja coś zdziałał, kiedy zobaczył jak waderka miota się z własną nieśmiałością.
– Eh... – westchnąłem na głos, a następnie podszedłem do swojej rówieśniczki, wyciągając do niej łapę. – Rammstein, a ty?
– A...April. – Nieśmiało mnie uścisnęła, a następnie schowała się za łapami swojego towarzysza.
– Urocza z wyglądu i charakterku – zaśmiał się na szybcika ojciec, by poklepać mnie po grzbiecie. Chciał mnie zabić, nie ma mowy o pomyłce, gdyż przyległem do ziemi z bólem. – Mój ma pewne defekty. – Obrażany przez własnego ojca, miłość nie zna granic. – Może twoja mała chciałaby się z nim pobawić? Jako jedyny z rodzeństwa nie odnajduje się wśród rówieśników i stoi z boku, tak z boku na dwa kilometry.
– Moja to też nie jest za towarzystwem, widzisz Niffelheime, że jest nieśmiała i sądzę, że odrobinkę, ale tak tyćko się przeraziła wyglądem twojego, ale to tak naprawdę tyćko!
– Idealnie, niech pobędą w swoim towarzystwie, myśląc, że są sami.
– Nie naróbcie kłopotów.
Dorośli jedynie nas upomnieli, po czym w mgnieniu oka nas opuścili. W pojedynkę chciałem się potajemnie udać nad rzekę Valar, ale nic z tego. Nie bez powodu zabraniają nam tam się wypuszczać, a martwienie się o własny tyłek jest na tyle zajmujące, a co dopiero by zajmować się jeszcze kimś. Cóż, skoro rodzic tej całej April jest synem obecnego alfy, mam do czynienia z "lepszą" krwią. Nie wypada mi jej zostawiać, ponieważ nie świadczyło by to o mnie źle, a o moim ojcu.
– Lubisz kwiaty? – zapytałem. – Na wzgórzu widziałem jak ostatnie powoli umierają, a są całkiem ładne.

April? Next będzie lepszy 8]

Od Zefira CD. White Silence

Więc ma na imię White Silence. Moim zdaniem pasuje do niej to imię, a poza tym, bardzo mi się podobało.
- Ja już się przedstawiałem, ale dla przypomnienia: jestem Zefir. - uśmiechnąłem się lekko. Gdy mój kawałek mięsa już się upiekł, usiadłem obok białej wadery i zacząłem powoli jeść. Wadera spojrzała na mnie. Obserwowała każdy mój ruch, tak jak bym zaraz chciał się na nią rzucić i zabić. Oczywiście, nie miałem takiego zamiaru. Po paru minutach skończyłem jeść i spojrzałem waderze w oczy. Teraz wiedziałem, że może mi czytać w myślach. Zrobiłem to po to, żeby wiedziała, że nie chcę jej skrzywdzić. Chwilę później odwróciłem wzrok.
- Masz już własną jaskinię? - zapytałem. White Silence pokręciła głową. Namyśliłem się. Nie ma jeszcze sił by wstać, więc raczej nie damy rady załatwić tego dzisiaj.
- Jak chcesz, możesz mieszkać u mnie, dopóki nie odzyskasz sił. - zaproponowałem. To było bardzo ryzykowne. Spojrzałem w stronę wyjścia z jaskini. - Zaraz wracam.
Wyszedłem z domu. Wziąłem głęboki wdech. Co się działo? Nie do końca wiedziałem. Moim zdaniem, relacje moje i Corners znacznie się pogorszyły. Słyszałem także, że zabrała jakiemuś szczeniakowi obrożę. Nie znałem jej od tej strony. Core jako demon była dla mnie zupełnie obcą osobą. No i dzisiaj rano zjawiła się White Silence. Tak znikąd pojawiła się w moim życiu. Nie wiem, czy na długo, ale ona także jest dla mnie tajemnicą. Wiem tylko, że umie czytać w myślach. Parę minut siedziałem przed jaskinią, po czym wróciłem do wadery. Leżała, opierając głowę o posłanie.
- To jak, zgadzasz się na bycie moim gościem? - spojrzałem na nią, uśmiechając się serdecznie.

White Silence? ^^

Od Kivui'ego CD Sirel

Cofnąłem się o krok.
Co to było? Co to było za spojrzenie? Nigdy na nikogo tak nie spojrzałem. To do mnie nie pasuje. Ja... Nie mogę.
Warknąłem głośno i zacząłem się cofać.
Przez sekundę chciałem ukazać skruchę, jaką czułem po zranieniu go. Ale należało mu się przecież, ja nienawidzę róż. Nigdy, powtarzam, nigdy nie żałowałem zranienia kogoś. Ale teraz... Ten basior coś w sobie miał. Coś takiego, przez co chciałem wiedzieć o nim jak najwięcej. Kim jest, skąd się wziął... Czy ma kogoś...
Nie. Stop. Nie ma mowy! Nie jestem gejem. Gardzę homoseksualistami. To panienki w męskich ciałach. A ten biały na pewno był gejem.
Ale i tak chcę o nim wiedzieć najwięcej, jak się da.
Zerknąłem w jego oczy i zatopiłem się w jego umyśle.
Sirel, pięć lat, swatka (a ja myślałem, że tylko wadery mogą być swatkami), nazywany Amorem, jest... Aniołem.
Pf, Aniołem? To te wilczki z aureolkami, które biegają po łączkach krzycząc "miłujcie się, kochajcie się, koniec z nienawiścią"? Żałosne. A ten biały od początku wyglądał mi na takiego, co to tylko będzie latał za mną gadając o szczęściu i...
Moje warczenie zmieniło się we wrzask.
Upadłem na ziemię, skowycząc z bólu, który rozsadzał mi czaszkę od wewnątrz. Za długo siedziałem w jego głowie, teraz będę za to płacić...
Szybko zerwałem połączenie łączące nasze umysły. Oddychałem głęboko, głowa przestawała mi tak bardzo dokuczać, ale teraz rozpaczliwy ból przeszedł na moje kończyny.
Biały basior podszedł do mnie, ale odpędziłem go warknięciem.
— Słuchaj kochasiu — odezwałem się, przywołując na pysk sarkastyczny uśmiech.— Spadaj, może jakieś zakochane wiewiórki potrzebują twojej pomocy.
Wstałem, starając się nie krzwić z bólu i stworzyłem sobie skrzydła. Startując, czyli biegnąc przez chwilę, zdeptałem tę jego różę. Wzbiłem się w powietrze i wrzasnąłem niczym smok, dając upust emocjom.

Sirel?

Od Sirel do Kivui

Noc. Pora w której każda chwila może zamienić się w tą romantyczną. No powiedzcie komu nie marzy się mega romantyczna randka w świetle księżyca, lub spacer gdy wkoło latają urocze świetliki nadające tego magicznego klimatu. Na prawo i lewo kwiaty, roznoszący cudowny zapach. O tak, takich chwil nie dałoby się zapomnieć. Jakiż to piękny widok, dwójka dusz, które łączą się w jedną. Jej zamglone spojrzenie, jego maślany wzrok, zbliżające się pyski. Tak, tak, tak tak! O tak! Miłość to piękna rzecz, a ja ją uwielbiam. O rany, jakbym ja chciał oglądać takie sceny codziennie!
Ale okey, okey. Sirel ogarnij się i oddal powoli, powiedziałem sobie. Dwie zakochane w sobie wiewiórki. No urocze. Ale na mnie pora, więc zwinne zeskoczyłem z drzewa obok rozgrywającej się cudownej sceny. Co prawda z niechęcią, ale parce należy się prywatność, ja już zrobiłem swoje.
Tak, takie właśnie było moje zadanie. Roznoszenie szczęścia, a miłość to szczęście prawda?
Zadowolony z siebie ruszyłem leśną ścieżką skocznym krokiem podśpiewując pod nosem, melodie dość żwawą o przyjemnym tonie. Pogoda jak na jesień była wręcz wzorowa. Liście u większości drzew zaczynały już zmieniać koloru dodając otoczeniu blasku żółci i czerwieni. Jak tylko spadną jakże będzie przyjemnie się w nich wytarzać. Kto by nie chciał? Ja na pewno nigdy bym z tego nie zrezygnował. Tak rozmyślając podążałem gościńcem na skraju lasu. Wiał przyjemny wiaterek i niósł moje delikatne nutki. Większość ptaków już spała, więc nie miał kto ich powtarzać. Na około było ciemno, i choć może nie byłem najbardziej spostrzegawczym wilkiem w okolicy moje oczy zarejestrowały przebłysk futra ciemniejszego niż sama noc. Od razu też wyczułem aure, ponurą, smutną. Może w sumie skupioną, ale na pewno nie wesołą. O nie nie nie, nie na mojej zmianie! Kiedy Sirel się pojawia, nikt nie może być smutny! Podleciałem więc do przodu by bliżej przyjrzeć się smutnej istotce. Okazał się to, tak jak wcześniej zauważyłem, czarny basior, z czarną peleryną i miną co najmniej nie wesołą. Chyba musiał mnie wyczuć, bo postawił uszy do góry, zatrzymał się i zaczął się baczniej rozglądać. Uśmiechnąłem się sam do siebie i delikatnym skinieniem łapy sprawiłem, że przed jego przednimi łapami wrosła piękna czerwona róża. Czy już wspominałem, że róże to moje ulubione kwiaty? Szczególnie te soczyście czerwone, wręcz wchodzące w purpurę, są takie zmysłowe. Czarnofutry ze zdziwieniem zrobił kilka kroków do tyłu, wtedy wylądowałem przed nim z najpiękniejszą mina jaką tylko byłem w stanie przywołać.
- Witaj! - przechyliłem łeb delikatnie w dół wskazując na kwiat między nami. - Uśmiechniesz się? - zapytałem.
- Em.. kim jesteś? - nastroszył się basior. Dopiero teraz zauważyłem jego czerwone oczy. Może większość by przeraziły, ja jednak doszedłem do wniosku, że cudownie komponują się z wyczarowaną przeze mnie różą. W sumie to była moja pierwsza myśl. On miał cudne głębokie oczy o wyjątkowym kolorze, nigdy taki nie widziałem. Zafascynowały mnie. On jednak nie był chyba zachwycony, że mnie widzi, musiałem mu się wydać wrogi.
- A przeprasza, gdzie moje maniery, mów mi Sirel – przedstawiłem się z ukłonem on jednak jedynie warknął w odpowiedzi. Chyba nigdy mnie nie widział w pobliżu. No tak, musiał należeć do stróżów nocnych. Kurde. - Spokojnie jestem tutejszy, nie chciałem przeszkadzać ci w obowiązkach. Po prostu wydałeś mi się smutny, a ja chciałbym byś się uśmiechnął, szczególnie w noc taką jak ta.
- A w czym ta noc jest taka wyjątkowa? - zapytał prostując się ale nadal mierząc mnie podejrzliwym wzorkiem. Ja odgarnąłem przydługą grzywkę i spojrzałem na niego.
- No spójrz, przecież tu jest tak pięknie – zrobiłem krok ku niemu i machnąłem łapą by wyczarować kolejną róże, najpiękniejsza jaką byłem w stanie, by on też dostrzegł jej wspaniałość. Patrzenie na piękne rzeczy powinna wywoływać uśmiech. On chyba jednak inaczej odebrał moje zamiary. Może pomyślał, że tylko próbuje go zwieść, albo, że tak naprawdę podstępem zaatakować. Jeszcze dobrze nie wykonałem magicznego gestu a poczułem kły na łapie i jak moje żebra promieniują bólem, a ja w następnej sekundzie zatrzymałem się na pobliskiej brzozie, między krzakami jagód. Uderzenie spowodowało opadnięcie paru liści i moje oszołomienie. Osunąłem się na ziemie starając złapać oddech. Ile ten basior ma siły. Ledwo podniosłem na niego wzrok, z niedowierzaniem i szklistymi oczami. W miejscu gdzie przed chwilą stałem pojawiła się róża jakiej nigdy jeszcze nie widziałem. Była dziełem sztuki, moim cudem, w życiu nie zdołałem takiej wyczarować. Nasze spojrzenia skrzyżowały się nad kwiatem, zakręciło mi się w głowie. Jego oczy naprawdę pasowały do koloru mojej róży, były jej idealną parą. Zrobiłem kilka ciężkich oddechów, na około latały przestraszone świetliki, zapewne mieszkające w pobliskich krzakach. Zrobiło się jeszcze piękniej, spojrzałem na niego, on patrzył na mnie. Ale już nie tym mrocznym spojrzeniem, to było coś innego. Czyżby nie to chciał zrobić? Czy może ten kwiat mu się spodobał? Może był z siebie dumny? Nie byłem w stanie tego wyczuć, przed oczami miałem lekkie mroczki. Miałem nadzieje, że jednak nie postanowi mnie dobić. Ten kwiat był dla niego.

Kivui? Co to było za spojrzenie?

Od Ryouu CD Shady

Założyłem naszyjnik, patrzyłem chwilę na naszyjnik, a potem odwróciłem wzrok na waderę.
- Dziękuje za naprawienie naszyjnika, jest dla mnie... bardzo ważny – rzekłem z prawie niewidocznym uśmiechem – a i jestem Ryouu, ale większość mówi na mnię Szaman przez mój wygląd.
- Miło mi, jak już słyszałeś jestem Shada – odparła wadera połykając resztki mięsa.
Chwile tak leżałem rozglądając się po jaskini i myśląc czy moi bracia dotarli z jedzeniem do domu. Po chwili postanowiłem wstać i ruszyć do domu, więc wziąłem głęboki oddech, spiąłem się i powoli wstałem. Koniec, końców... runąłem na ziemie z wielkim hukiem. Shada do mnie podbiegła i rzekła.
- Nie powinieneś się ruszać, musisz odpocząć... – powiedziała z lekkim uśmiechem i dodała – najprawdopodobniej zostaniesz trochę u mnie.
- Kh.. super, muszę odpoczywać jak chory szczeniak.. – burknąłem.
Postanowiłem znowu wstać. Lekko się podniosłem, lecz wadera przycisnęła mnie łapą do ziemi, a jako iż byłem bezsilny po prostu się położyłem. Milczałem, a Shada odeszła w stronę jedzenia.
- To jak, chcesz jeść czy nie? – spytała znowu.
Ja się odwróciłem i milczałem, więc Shada już nic nie dodawała. W końcu tak leżałem, leżałem i usnąłem. Spałem ponad godzinę, więc nie wiem co robiła wadera. Kiedy się obudziłem poczułem znowu zapach mięsa, był on bardzo blisko. Odwróciłem głowę w stronę zapachu i okazało się, że mięso było obok mnie. Najwidoczniej Shada przysunęła je do mnie kiedy spałem, więc postanowiłem, że najwyższy czas na zjedzenie czegoś. Mięso było idealne, smaczne, nawet nie można było powiedzieć, że było dobre.. ono było znakomite! Zjadłem je, znaczy pochłonąłem i oblizałem się.
- Dziękuje za troskę.. – powiedziałem tak nagle i dodałem – ja bym pewnie nie potrafił się kimś tak zająć. Nagle na mojej twarzy ukazał się uśmiech co jest.. rzadkim zjawiskiem.
Shad?

25 lipca 2017

Od Shady cd. Ryouu

— Na twoim miejscu — odparłam z uśmiechem — zaczęłabym od "jak się tu znalazłem", " co się stało" czy "gdzie ja jestem", ale skoro wolisz tak...
Przyłożyłam mokrą szmatkę dl jednej z ran basiora i zajęłam się opatrywaniem jej.
— Jestem Shada, jestem białym magiem w Watasze Smoczego Ostrza i jesteś właśnie w mojej jaskini, bo pobił cię dzik — powiedziałam i zaśmiałam się cicho. "Pobił", to mało powiedziane. Basior jest tak poturbowany, że boli samo patrzenie na niego. Dobrze, że byłam w pobliżu. Zdążyłam powstrzymać i przy okazji zabić dzika. Teraz mam zapasy na jakiś tydzień, chyba że nawiedzą mnie robaki. Oby nie.
— Chcesz coś do jedzenia? — zapytałam, gdy skończyłam opatrywanie jego ran.— Mam dzika, zająca, jelenia, całkiem dorodego...
Nie przeszkadzało mi, że to głównie ja gadałam. Przynajmniej wiedziałam, że słuchał.
Położyłam przed nim mięso i usiadłam naprzeciwko, przeżuwając kawał jelenia. Był taki pyszny... Posypałam go wcześniej solą, więc teraz miał przyjemny, słony smak, zdecydowanie dodający mu uroku.
— A, i jeszcze jedno — wstałam i oddaliłam się na chwilę, ale szybko wróciłam z ptasią czaszką na sznurku.— Sznureczek się zerwał, gdy dzik cię uderzył, ale go naprawiłam.
Podałam mu naszyjnik i wróciłam do jedzenia.

Ryouu?

Od Ryouu do Shady

Obudziłem się w swojej jaskini. Przeciągnąłem się, lekko wbijając pazury w ziemie. Kiedy skończyłem się przeciągać podszedłem do swoich braci, patrzyłem jak bawią się przy ognisku.
- Ryouek! Chodź się z nami pobawić - krzyknął najmłodszy brat, Ryasu.
- Nie mam ochoty bracie, baw się dalej z Katasu - rzekłem z poważną miną i odszedłem.
Braciszek przekręcił jedynie łepek na prawo ruszając uszami, żeby mnie przekonać, lecz nie udało mu się to więc wrócił do zabawy. Chodząc po jaskini nie dostrzegłem swojej matki, zaciekawiło mnie to gdzie jest, lecz dalej nie pokazywałem uczuć. W końcu rzekłem.
- Ryasu, Katasu... chcecie wybrać się na jakiś spacer? - spytałem.
- Tak, tak, tak, tak..! - wykrzyczał Ryasu.
- Mogę iść... - powiedział Katasu nie okazując uczuć, był... podobny do mnie.
- To chodźmy, przejdziemy się do lasu, może znajdziemy też jakąś zwierzynę na kolacje - odparłem i szybkim krokiem wyruszyłem na miejsce, a bracia ruszyli za mną.
Kiedy tak szliśmy widziałem dużo ziół. Niektóre nawet zebrałem, żeby mieć z czego robić lekarstwa i opatrunki dla rodziny. Trzymałem zioła w pysku po czym zorientowałem się, że nie mam żadnego woreczka na nie, wtedy odwróciłem się do Katasu, ponieważ prawie zawsze ma jakąś torebke, woreczek lub coś innego. Tak jak myślałem, posiadał worek, więc zatrzymaliśmy się na chwile i schowałem zioła do jego woreczka.
***
Po jeszcze niedużej chwili dotarliśmy. Las był jakiś ciemny, mroczny. Nigdy taki nie był, jest dzień, a on wygląda jak opuszczony las w którym nigdy nie było życia. Może źle trafiliśmy? Nie myśląc weszliśmy, Katasu wziął Ryasu na grzbiet, żeby się nie zgubił. Prawie zawsze się nam gubił, ale wracał, lecz teraz jesteśmy bardziej o niego zmartwieni (ja jedynie w duchu), ponieważ jesteśmy w nieznanym nam miejscu.
- Ry-ouu... gdzie my jesteśmy? – spytał Katasu.
- Nie jestem pewien bracie, ale chyba w jakimś ,,mrocznym lesie”.. – odpowiedziałem nie wyglądając na przejętego, chociaż w środku cały drżałem.
Chodząc tak po tym lesie w końcu dotarliśmy do..... jakiegoś magicznego miejsca. Było inne od tego mrocznego lasu. Czuliśmy się jak w świecie jednorożców... chociaż tak mogło być. Widzieliśmy wielki wodospad, trawa była cała zielona oraz było dużo zwierzyny. Katasu i Ryasu oglądali tereny, a ja nie przejmując się widokami ruszyłem do akcji – polowanie. Pierwsze co zauważyłem to.. sarna! Idealna na każdą porę dnia, na śniadanie, obiad oraz kolacje. Nie ukrywając się ruszyłem w stronę sarny, na początek tupnąłem trzy razy prawą łapą, a za sarną pojawiły się trzy kamienne kolce. Kiedy zwierzyna usłyszała dźwięk kolców spłoszyła się i wbiegła do ciemnego lasu. A ja zaatakowałem sarnę, ona próbowała uciec, lecz poobgryzałem jej nogi i padła na ziemie. Bracia podziwiali jak poluje, potem dobiłem sarnę, żeby nie mogła się już całkowicie ruszać. Katasu z Ryasu na grzbiecie podbiegł do mnie i pomógł przysunąć sarnę bliżej drzew.
- Katasu, poradzisz sobie i zabierzesz to do jaskini? – spytałem.
- Jasne, czemu miałbym sobie nie poradzić? – odpowiedział po czym też zadał pytanie.
- Nie wiem... – burknąłem po czym dodałem – Po prostu chciałem być pewny.
Katasu zabrał sarnę z pomocą małego Ryasu do jaskini, a ja jeszcze zostałem. Rozglądałem się po tej łące z wodospadem.
- Może znajde coś ciekawego – pomyślałem po czym zacząłem węszyć po terenie.
Nagle coś usłyszałem. Szybkim ruchem podniosłem głowę i zacząłem się intensywnie rozglądać, ruszałem uszami, żeby też ustalić skąd dźwięk dobiegał. Po chwili zza krzaków wyskoczył.... ..dzik. Szarżował na mnie z niewiadomych mi powodów, próbowałem się bronić, ale dzisiaj byłem za słaby. Nic przecież nie jadłem od rana, więc dzik zrobił mi ranę na karku i lekką ranke przy pysku. Zerknąłem na dzika po czym zasłabłem i padłem na ziemię. Dzik już na mnie szarżował, ale nagle usłyszałem warczenie. Usłyszałem jedynie to i... straciłem przytomność.
***
Nie wiem niestety po jakim czasie, ale się obudziłem. Otworzyłem lekko oczy, były przymrużone. Jedyne co zobaczyłem to obrys drobnej wadery. Patrzyłem jeszcze przez chwile po czym otworzyłem szeroko oczy i wydusiłem z siebie.
- Kim... jesteś i jak się zwiesz? – odparłem.

<Shada? Zostawisz mnie.. czy może jednak pomożesz?>

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template