29 czerwca 2015

KONKURS!

UWAGA, UWAGA!
Z racji, że jedyną osobą, która przesłała pracę na KONKURS [KLIK] jest Zero Black Fire, więc ocenianie nie miałoby sensu. Dlatego też, razem z drugą Alfą, Serafiną, postanowiłyśmy przedłużyć termin zakończenia konkursu.

CZAS MACIE DO...

14 LIPCA!
[miało być 20, ale skróciłyśmy czas ;)]

PS. Znów proszę o większą aktywność. Jeśli nie wyślecie zwykłych opowiadań do 05.07, wyślę do Was wiadomość z ostrzeżeniem. Dalsza zwłoka skutkować będzie wyrzuceniem z watahy. 

Od Taravii CD. Zero

Trzepnęłam go w łeb i warknęłam.
- Bardzo śmieszne. - syknęłam - Jeszcze nigdy się tak nie uśmiałam.
- No dobra, dobra. - zaśmiał się - Chodź, odprowadzę Cię do Twojej jaskini.
- Dam sobie radę. Jeszcze umiem trafić do własnej jaskini, idąc przez teren własnej watahy. - podkreślałam słowo "własnej".
- Po prostu chciałem być miły...
- Miły? A od kiedy to jesteś miły?
- Chciałem powiedzieć uprzejmy. - warknął
- Nie potrzebuję Twojej uprzejmości, uwierz na słowo. - bąknęłam i zaczęłam wychodzić.
- A tak w ogóle, to czemu przyszłaś do mojej jaskini? - zapytał.
- A niby skąd mam to wiedzieć? Zero, ja spałam! A teraz żegnam, dobranoc.
Zaczęłam wychodzić z jego jaskini. Na początku posłusznie w niej siedział, ale, jak można przewidzieć, po chwili zerwał się i do mnie dołączył.
- Mimo wszystko Cię odprowadzę.
- O, troskliwy się znalazł. - prychnęłam
- Czy Ty kiedykolwiek używasz czegoś innego od sarkazmu?
- Przecież ja nie używam sarkazmu, Zero!
Westchnął. Szliśmy teraz w kompletnej ciszy. Byłam śpiąca i zmęczona, a tu jeszcze taki kawał! Ziewnęłam, chwiejąc się.
Mimo wszystko fajnie, że Zero idzie ze mną. Czuję się tak jakoś... Bezpieczniej?
- Zero, mogę Cię o coś zapytać? - spojrzałam na niego zaspanym wzrokiem.
- Hm? - spojrzał na mnie wyczekująco.
- Po cholerę ze mną idziesz?
- Spodziewałem się czegoś głębszego. - skrzywił się.
- A ja spodziewam się odpowiedzi. - ziewnęłam, mrużąc oczy.

Zero? Nie miałam pomysłu, wybacz xD

Od Eskandera CD. Cheroke

Schowałem się za pniem ogromnego drzewa i zacząłem liczyć. Słyszałem jak Cheroke odbiegała, ale później poruszała się bezszelestnie.
Wyczuwam od niej potężną magię; braciszek mnie tego nauczył.

Coś jest nie tak... 
Tylko co?

"Nie czas teraz na to!" - skarciłem się w myślach - "Muszę ją znaleźć!"

A przez to wszystko pogubiłem się w liczeniu!
Zmarszczyłem brwi i mocniej zacisnąłem oczy.
- Dziesięć... Dziewięć... [...] Dwa... Jeden! - wykrzyknąłem.
Wyskoczyłem zza pnia drzewa i zacząłem się rozglądać. Przyłożyłem nos do ziemi i zacząłem węszyć, ale nic mi to nie dało. Szukałem jej bardzo długo, ale nie mogłem znaleźć.
- Cheroke! - zawołałem, zrezygnowany - Poddaję się!
Odpowiedziała mi głucha cisza. Usiadłem i czekałem, ale nic się nie działo.
- Cheroke! Chodź już! - zawołałem jeszcze raz.
Znowu nic. Po chwili usłyszałem krzyk. Zerwałem się na równe łapy.
- Eskandeeer!

To głos Cheroke!

Ruszyłem w stronę, z której dobiegało wołanie. 
- Cheroke! Gdzie jesteś?! - zawołałem.
- Pomoooocy! 
Przyśpieszyłem. Po chwili zobaczyłem Cheroke, była przywiązana do drzewa. Skulona wyglądała na dwa razy mniejszą niż tak na prawdę jest. Podbiegłem do niej.
- Nic Ci nie jest?! - zapytałem
- Nie, ale... Uważaj! - krzyknęła.
Odwróciłem się. Stało za mną ze sześć wilków. Warczały. Skuliłem uszy. Wstrzymałem oddech. 
Po chwili jednak, jak na filmie, coś przysłoniło słońce. 
- Braciszek! - zawołałem, kiedy X skoczył pomiędzy nas a obce wilki. Pani Serafina i Pani Taravia zaczęły z nimi walczyć, a braciszek odwiązał Cheroke i złapał mnie za kark, po czym wrzucił mnie na swoje plecy, a Cheroke złapał w zęby. Skinął porozumiewawczo do Pani Taravii. Widziałem tylko, jak Pani Serafina obrzuca braciszka wrogim spojrzeniem i znowu walczy. A braciszek zaczął uciekać.

*Po chwili*

Braciszek wparował do jaskini alf i odłożył nas na stertę liści. Spojrzał na nas troskliwie. 
- W porządku? - zapytał.
Skinąłem łebkiem i spojrzałem na zdezorientowaną Cheroke.

Cheroke? 

Od Zero Black Fire

Ostatnio w watasze jest więcej wilków. Takich bardziej Macho (Maczo). Same samce. Oglądają się za samicami, a ja? Mi dobrze bez rodziny. Z nikim się nie kłócę... bo nikogo nie mam. Każdy jest na romantycznych spacerkach. Ja leżę sobie w jaskini i właśnie morduje królika. Lubię brutalność. Po ostatniej aferze, mało co widzę Taravię. Kogokolwiek! Nie mam żadnych misji od niej...To zaczyna się robić nudne. Wstałem i się przeciągnąłem, co poskutkowało krótkim bólem pleców. Wyszedłem z jaskini. Napotkałem Seven. Ale... Z Jax'em. No kurde! Nie mam do kogo się odezwać. Pomaszerowałem do jaskini Brata. Widniał tam napis "Verall wyjechał". I nic nie wiem? No cóż, nie muszę w końcu. Idę do alf. One na pewno są.
- Cześć. - Powiedziałem do Taravii.
- Hejka, Zero. - Uśmiechnęła się.
- Gdzie Serafina?
- Nie wiem... Decimate też zniknął.
- Może poszli na... - Nie dokończyłem.
- Taaaa, na pewno. Zboczeńcu ty. - Zaczęła się śmiać.
- Jestem tylko dla alf miły, nie zauważyłaś?
- Zauważyłam. - Powiedziała sarkastycznie. - Bo się mnie boisz.
- Wcale nie! Dlaczego mam się bać? Nasze moce są równe. Ale ja znam ich więcej. - Popatrzyłem się na nią wrednie.
- Oj, chyba nie uwierzę. - Przekręciła oczami.
- Masz jakieś misje dla mnie?
- Nie za bardzo...
- To chodźmy się przejść... Cokolwiek. - Powiedziałem wzdychając.
- Okej..

*Po drodze* 

Szliśmy spokojnie, gadając o różnych rzeczach. Nagle zobaczyłem obok jezioro i podbiegłem do niego.
- Lubisz pływać?
- No lubię. - Powiedziałem.
- To uważaj!! - Krzyknęła i wepchnęła mnie do wody.
- Ty też... Uważaj! - Warknąłem i zaraz Taravia wylądowała w wodzie.
Całkiem fajnie było. Zimna woda, a gorąco było!

*Wieczorem* 

- To do jutra? - Powiedziałem.
- Do jutra.
W nocy spałem niespokojnie. Mój sen, przerwała lunatykująca wadera.
- Taravia? Co ty do cholery wyprawiasz? - Zapytałem.
Ocknęła się.
- Nie wiem... Lunatykuję?
- Chyba tak. - Zacząłem się śmiać.

Taravia? Lunatyczko moja xd

27 czerwca 2015

SOJUSZ!

Mamy pierwszy sojusz!

Jest to...



Zapraszam do oglądnięcia bloga, wataha jest warta uwagi ;)

26 czerwca 2015

Od Serafiny CD Decimate

O matko... Ale boli mnie głowaa. W ogóle jakoś tu zimnoo i ciemnooo... 
- Zaraz! Gdzie ja jestem?! I w ogóle dlaczego jestem człowiekiem?!  - krzyknęłam, ale odpowiedziało mi tylko echo. Nie mogłam obie niczego przypomnieć. Co to za miejsce? Jak ja się tu znalazłam? Zaczęłam się rozglądać... to chyba jakaś jaskinia, ale jakby nie... Co to jest?! O Fenrirze gdzie ja jestem? Wstałam i zaczęłam chodzić wzdłuż ścian "jaskini" dotykając ich palcami. Jeszcze trochę bolała mnie głowa. Nic tylko zimne, twarde skały. Nagle...
BĘC! 
- Co jest? Chyba straciłam oparcie, a to znaczy, że tu nie ma ściany - powiedziałam cicho. 
Nie no, żeby to wymyślić trzeba być geniuszem - pomyślałam sarkastycznie. Zaczęłam iść w tamtą stronę. Próbowałam się zmienić w wilka, ale mi nie wychodziło. Moja magia jest tu bardzo ograniczona - przeszło mi przez myśl, choć miałam nadzieję, że to przejściowe. Szłam wąwozem w zupełniej ciemności, czasem słychać było przeraźliwe krzyki i rzężenia. Wytężałam wzrok, ale nic nie mogłam dojrzeć. 
Gdzie jesteś Deciamate?

~~ 20 minut później ~~

Ile jeszcze? Idę już prawie pół godziny. Chyba nigdy się stąd nie wydostanę. Znowu próbowałam użyć magii, wyprostowałam rękę i próbowałam wystrzelić niebieski płomień. Ale nic się nie wydarzyło. Popatrzyłam na dłoń - zrobiła się w kilku miejscach błękitna, pojawiły się słabe znaki, ale nic poza tym... Przynajmniej to już jakiś postęp. No przecież! Zupełnie zapomniałam o moim kontakcie telepatycznym z Taravią. Taravio, odezwij się! To ja, potrzebuje twojej pomocy! Ale nic z tego, nie udało się. To nic, będę próbować dopóki się nie uda. Ufff... za trzecim razem się udało. Usłyszała mnie. No cóż kiedy ona będzie próbować mnie ratować, ja pójdę dalej. Nagle zobaczyłam delikatne światło. Nie wiedziałam czy to faktycznie światło czy mam już omamy. No cóż zawsze lepiej sprawdzić. Tak, okazało się, że to faktycznie było światło i w miarę, gdy się zbliżałam jaśniało. Kolejna mądrość - skarciłam się. Podchodziłam cicho, skradanie było moją mocna stroną. Podeszłam już bardzo blisko - moim oczom ukazał się dziwny pokój, coś jakby jaskinia i komnata w jednym. Była pusta, więc powoli wyszłam, ale nadal trzymałam się ściany. Zaskoczyło mnie to, że stało tam łóżko, lustro, a na podłodze leżał dywan. Tu się robi coraz dziwniej...
- Oho obudziła się nasza księżniczka. Jak tam? - odezwał się męski, gruby głos. 
- Aaa! Co to ma by... - słowa ugrzęzły mi w gardle - Kim jesteś?! Co zrobiłeś z Decimate?! - krzyknęłam ze strachu. Był okropny - nie miał oczu ani nosa, a z pleców wyrastało co dziwnego i nieokreślonego.
- Nie ważne, uznajmy, że jestem demonem. Nie powinno cię to zbytnio interesować. Zdradzę ci tylko, że lubię dostawać nagrody i polowanie. Decimate to ten wilk, który ci towarzyszył? Jeśli tak to jemu nic nie jest. 
- Jesteś dziwnie miły jak na demona i trochę upiornie uprzejmy.
- Jestem miły do czasu, więc lepiej mnie nie denerwuj. Cieszę się z polowanie i nagrody. 
- A ja? Do czego jestem ci potrzebna? 
- Jesteś moją nagrodą. 
- Co?! Nie jestem niczyją własnością, a na pewno nie twoją! A poza tym co to znaczy nagrodą?! - byłam wściekła, co on sobie myśli?!
- Jesteś pyskata, powinnaś być mi wdzięczna, że pozwoliłem ci żyć. Nie życzę sobie żadnych krzyków. A co do gry, bardzo lubię polowania, dlatego wymyśliłem pewną grę i ty jesteś nagrodą. 
- Chyba sobie żartujesz? O co w niej chodzi?
- Ooo to takie trudne? Twój wilk musi znaleźć 5 kartek, na których są napisane wskazówki jak znaleźć kolejną kartkę. Na ostatniej kartce będzie znajdowała się wskazówka dotycząca twojego położenia. A utrudnieniem będzie to, że będę na niego polował, do tego jego moce będą bardzo ograniczone. Jeśli go zabiję - skończy się jego czas, nie zdąży cię uratować i wtedy zostaniesz ze mną na zawsze. Proste?
- Oszalałeś?! Jesteś nie sprawiedliwy, nikt nie ma z tobą szans! - krzyknęłam. Nagle w mojej głowie zrodził się plan - Jesteś taki słaby, pozbawiłeś Decimate mocy, a sam chcesz jej używać? Hahaha to ma być straszliwy, potężny demon? Założę się, że nie potrafiłbyś go pokonać bez użycia magii!
- Co?! Kpisz sobie ze mnie?! Bez problemu pokonam takiego słabiaka! A ty uważaj jesteś na mojej łasce. 
- Jeśli jesteś taki wspaniały to udowodnij to!
- Oczywiście! Udowodnię ci to bez problemu! Będę walczyć z wilkiem bez magii. 
- Jakiś ty szlachetny - powiedziałam sarkastycznie - Trzymam cię za słowo.
- Więc ruszam na polowanie, za to ty tu zostaniesz. Możesz obserwować nas przez to magiczne lustro, wystarczy, że powiesz co chcesz zobaczyć i to się w nim pokaże. Nie próbuj żadnych sztuczek, bo i tak nie masz szans żeby się stąd wydostać. Żegnaj.
Co za dziwaczny demon. No cóż, muszę się jakoś stąd wydostać. Niestety tu nie ma żadnych drzwi, ani nic co by je przypominało. Dla pewności jeszcze raz zbadałam wszystkie ściany.
Nic... Pozostało mi tylko czekać na ratunek...

Decimate? 




Od Roni'ego CD. Serafiny

Jak to możliwe. Idąc ścieżką natknąłem się na szczeniaka.
- I co mała? Powiesz mi coś?
- Co?
- Chyba tracę zmysły, wszyscy są pewni, że nie mówisz...
- Rozmawiam tylko z wybranymi.
- Aha, a dla czego nie ze swoją matką?
Nie odpowiedziała i poszła do Taravii.
Musiałem z kimś o tym porozmawiać, właściwie nie z kimś tylko z Serafiną, znalazłem ją nad rzeką.
- Wiem, że mi nie wierzysz, ale na prawdę z nią rozmawiałem...
- Masz rację, nie wierzę ci.

Serafina?

25 czerwca 2015

Od Decimate CD Serafii

- Niech Ci będzie - kąciki moich ust podniosły się lekko, tworząc niemrawy uśmiech - Tak w ogóle, to się nie przedstawiłaś - dodałem, patrząc na waderę. Strasznie przypominała mi Shiru. Te futro i oczy... Nawet głos. Ale nieee... Nie czas na romanse, trzeba skorzystać z życia. Energia powoli do mnie wracała, ponownie odżywałem.
- Jestem Serafina. A tamten stwór, to pewnie wiesz.- tygrys zamruczał cicho.
- Taa... Więc jak się nazywa ta wataha?- spytałem, podnosząc prawą brew. Serafina podeszła bliżej mnie. Staliśmy naprzeciw siebie, a wiatr kołysał trawę, na której była jeszcze poranna rosa. Przypomniałem sobie o moim pierwszym spotkaniu z Shiru... Tylko wtedy czas stawał w miejscu.
- Wataha Smoczego Ostrza - odparła dumnie. Rozłożyłem skrzydła i klęknąłem przed Serafiną. Wydała się lekko zdumiona.
- Jakiego rozkazy wydasz, Alfo? - ta, zachowuję się teraz zbyt elegancko...
- No ej, bez takich mi tu. To że jestem Alfą nie znaczy, że masz się aż tak...- przestała. Stanąłem na równe nogi.
- No dobra dobra. Choleera, nie moja wina - w tym momencie wyglądałem jak naburmuszony szczeniak. I pewnie tak było. Serafina zaśmiała się cicho.
- Chodź, oprowadzę Cię.- rzuciła nagle. Skierowała swój wzrok na północ.
- Rozumiem, że będzie daleko?- zauważyłem. Wadera kiwnęła głową na "tak". Westchnąłem głośno, dając jej znak, że jestem niezadowolony. Aleee jakoś to wytrzymam.

~~Godzinę później~~

- Dobra, teraz wiesz, co gdzie jest mniej więcej?- spytała Serafina. Zwiedziliśmy wszystkie zakątki Smoczego Ostrza, a ja nie byłem już od dawna tak wymęczony jak teraz.
- R-raczej tak.- wydukałem. Jednak zauważyłem czarną smugę na horyzoncie. 
- Co to tam?- dodałem, pokazując łbem na to "coś".
- Dolina Mrocznej Strugi. Jak chcesz, możemy się tam wybrać. Chociaż tam podobno grasują demony... - odpowiedziała, ale już bez takiego entuzjazmu jak przedtem.
- Co, boisz się, co? - na mój pysk wkradł się szyderski uśmieszek. Wadera przewróciła oczami.
- Wcale nie, nie chcę po prostu tam iść za bardzo...- broniła się.
- Cykor - prychnąłem, idąc w stronę tej doliny.
- Ha ha, bardzo śmieszne.... Ale czekaj! - wrzasnęła za mną, po czym pobiegła w moim kierunku. Jakieś dziesięć minut później znaleźliśmy się przed wejściem do lasu. Dolina i reszta lasów różniły się od siebie, i to jak. Wielkie, czarne drzewa, mgła unosząca się nad trawą... Tak mroczno i w ogóle... Lubię to. Serafina stała obok mnie, wpatrując się w zadziwiający widok.
- Jesteś pewny, że chcesz tam wejść?- jej głos lekko drżał.
- Jestem pewny, że chcemy tam wejść.- mój ton głosu zmienił się na taki bardziej... Wredny? No, coś w tym stylu.
- Jak to, "chcemy"? Czekaj, cooo...?!- nie dokończyła. Złapałem ją za fraki i zniknęliśmy w "mhrocznym lhesie". Wszędzie rosły ciernie, latały czarne ptaszyska, a mgła była tak gęsta, że można było ją kroić widelcem. Znaczy nożem, pfu... Łyżką?
-Decimate, weź mnie puść!- nakazała Serafina. Przewróciłem oczami i puściłem ją, ale i tak znajdowaliśmy się już pośrodku lasu.
- Fajnie tu, tak tajemniczo...- rozmarzyłem się. Lubiłem takie klimaty. Bardzo. Ale Serafinie najwidoczniej nie przypadły do gustu.
- A okej... Tylko... Co to tam łazi?- zauważyła biały dym, przemieniający się w coś... Nie wiem co. Odwróciłem gwałtownie łeb i ujrzałem czarnego wilka, bez oczu, nosa, a z jego tułowia wyrastało coś.
- Co to k***a...- przekląłem cicho, za co dostałem od Serafiny.
- Weź nie przeklinaj - syknęła na mnie, pokazując kły, jednocześnie wpatrując się w tamtego wilka.
-Eh... Wiesz... Spać mi się chce... - ziewnąłem, ponieważ poczułem nagłą chęć na spanie.
-Lepiej... Nie... Zasy...Piaj...- Serafina również odpłynęła. Oboje padliśmy na ziemię, a stwór powolnym krokiem zbliżył się do nas. Jedyne, co później zobaczyłem to to, że wilk miał narysowane markerem oczy i usta...

~*~

Obudziłem się w jakimś innym miejscu. Obok mnie nie było alfy, ale za to mała karteczka.
- Chleb, masło, pół litra mleka...- przeczytałem głośno.
- Szlag, to lista zakupów na jutro! Tuuu masz drugą! - usłyszałem donośny głos, a kartka poczęła lewitować, a chwilę później zniknęła. Na jej miejscu pojawiła się druga, bardziej poszarpana. Zamieniłem się w człowieka i wziąłem ją do ręki. Jej zawartość była następująca:
"Pobawimy się w grę.
Ty znajdziesz tamtą samicę na czas.
Ona jest bezpieczna.
Znajdź pięć kartek.
A przeżyjesz."
- Okej... Tylko... Gdzie ona jest? - mruknąłem. Na odwrocie był rysunek dużego drzewa. Jakby go dziecko rysowało...

Serafina? Gdzieś ty jesteś? Może się wylegujesz na poduszkach, karmiona winogronami? XD

24 czerwca 2015

Od Cheroke CD Eskandera

Popatrzyłam na Eskandera zdziwiona. Nie widziałam nikogo innego oprócz "mamy", żółtej wadery i tygrysa. On był inny - taki dziwnie mały. Ale chce się bawić to dobrze, lubię zabawę. Jednak była trochę zdziwiona - rzadko ktoś się ze mną bawi.
- Ty chcesz się ze mną bawić? - zapytałam 
- No tak, a ty nie chcesz? - odpowiedział zdziwiony 
- Nie no jasne, że chce. Ale kim ty właściwie jesteś? Nigdy cię nie widziałam.
- Eee jestem Eskander, moim braciszkiem jest X
- Dziwne imię - odpowiedziałam trochę opryskliwie 
- A co? według mnie fajne. To co bawimy się?
- Dobrze ale w co?
- Może w berka albo w chowanego?
- W chowanego.
Nagle usłyszałam, że ktoś idzie. To ta żółta wadera przyszła sprawdzić czy wszystko w porządku. 
- I jak? Dobrze się bawicie? - zapytała
- Tak jest świetnie, będziemy bawić się w chowanego - powiedział uradowany Eskander
- Okey, jakby coś to ja jestem tutaj obok.
- To ja szukam pierwsza - powiedziałam, gdy wyszła
Zaczęłam liczyć. 
- 18, 19, 20! Szukam! - krzyknęłam
To nie będzie trudne. Czuję jego zapach, słyszę oddech... Wyszedł na dwór... Idę prosto, nawet nie muszę mieć otwartych oczu. Widzę wszystko. Ha! Siedzi tam za krzakiem. Co to za zabawa kiedy wiem gdzie się schowa? Muszę ograniczać użycie magii.
- Mam cię! 
- Skąd wiedziałaś?
- Mam swoje sposoby.
- Teraz ja się chowam
Muszę znaleźć jakąś łatwą, ale i zarazem trudną kryjówkę. Chyba już mam, ale nie nie mogę przecież używać magii. To będzie trudniejsze niż myślałam. 


Eskander?

AKTYWNOŚĆ

Postanowiłam podsumować aktywność. Dlaczego? - Ostatnio otrzymujemy mało opowiadań, a wakacje tuż tuż. Jeśli gdzieś wyjeżdżacie wystarczy zgłosić - to chyba nie jest taki wielki problem. Sporządziłam dla Was małą listę, żebyście łatwiej się połapali. ;)

[IMIĘ WILKA >> OSTATNIE UMIESZCZONE OPOWIADANIE (data) >> UWAGI]


ARISA | 12.06 | PROSZĘ O WYSŁANIE OPOWIADANIA
AYRA | 14.06 | NIEOBECNOŚĆ
BLACK MOON  | brak pierwszego opowiadania | PROSZĘ O WYSŁANIE OPOWIADANIA
CHEROKE | 24.06 | DOBRZE
DECIMATE | 21.06 | TAK TRZYMAJ!
DESTINY | 31.05 | NIEOBECNOŚĆ
ESKANDER | 21.06 | DOBRZE
JAX | 05.05 | NIEOBECNOŚĆ
KIKARU | brak pierwszego opowiadania | NIEOBECNOŚĆ
LEA | brak pierwszego opowiadania | NIEOBECNOŚĆ
REMUS | 12.06 | PROSZĘ O WYSŁANIE OPOWIADANIA
RONI | 26.06 | TAK TRZYMAJ!
SERAFINA | 21.06 | DOBRZE
SEVEN | 04.06 | PROSZĘ O WYSŁANIE OPOWIADANIA
SHEEDAN | 08.06 | NIEOBECNOŚĆ
SILVER | brak pierwszego opowiadania | NIEOBECNOŚĆ
TARAVIA | 21.06 | DOBRZE
VERALL | 07.06 | PROSZĘ O WYSŁANIE OPOWIADANIA
X | 21.06 | DOBRZE
ZERO BLACK FIRE | 29.06 | TAK TRZYMAJ!

JAK WIDZICIE, JEST ŹLE, A NAWET FATALNIE. PROSZĘ O PRZESŁANIE OPOWIADAŃ, INACZEJ BĘDZIE OSTRZEŻENIE, A PÓŹNIEJ WYRZUCENIE. 

21 czerwca 2015

Od Taravii CD. Serafii

Na początku Serafina prowadziła, lecz po chwili dogoniłam ją. Biegłyśmy tak, ramię w ramię, przez dłuższy okres czasu. Kiedy tylko przyśpieszałam, Serafina robiła to samo. 
Resztę energii zostawię na sam koniec... 
Kiedy byłyśmy już kilkadziesiąt metrów od celu, przyśpieszyłam. Biegłyśmy z górki, więc wystarczyło odbijać się tylnymi łapami. Mój oddech stał się szybki i płytki. Nie męczył mnie bieg, przynajmniej na razie. 
Już prawie meta, przyśpieszam, spinam mięśnie do skoku...
I wtedy...
BĘC!

Moja łapa zahacza o mały kamyk, a ja z hukiem ląduję na ziemi, pociągając za sobą Serafinę. 
Zaczynamy się toczyć; lecimy w dół jak dwie strzały. 
Tyle, że bezradne, żałosne i przerażone strzały.

W końcu, bezpiecznie, wylądowałyśmy na płaskiej polanie. Wstałam i otrzepałam swoje futro z kurzu. Przeciągnęłam się, dochodząc do wniosku, że jednak nic mi nie jest. 
No, może tylko wszystko mnie boli.
Spojrzałam na swoją siostrę. Uniosłam brew do góry.
- Żyjesz? - zapytałam
Ta jedynie spiorunowała mnie wzrokiem i bąknęła coś pod nosem.
- No co, obrażona? - zaśmiałam się

Serafina?

Od X

Promyk słońca wdarł się do jaskini przez małą szczelinę w suficie, rażąc mnie w oczy i grzejąc w pysk. Mruknąłem i podniosłem łeb. Był wczesny ranek, co można było poznać po barwie śpiewu ptaków. Ziewnąłem i spojrzałem na Eskandera, który, wtulony w moje futro, smacznie spał. Uśmiechnąłem się na jego widok. Lekko, uważając żeby go nie obudzić, wysunąłem się spod niego i zasłoniłem szczelinę małym liściem. Nie chciałem, żeby mały został obudzony w tak brutalny sposób jak ja. Wyszedłem z jaskini, wcześniej upewniając się jeszcze, czy Esk śpi. 
Spał.
Zacząłem biec polną dróżką. Było jeszcze chłodno, ale słońce raziło po oczach. Wiatr delikatnie muskał moją sierść. Cała wataha jeszcze spała, więc towarzystwa dotrzymywały mi jedynie ptaki. Zatrzymałem się przy wodospadzie. Piękne miejsce. 
Moje myśli zawędrowały do Eskandera. Nie chciałem, by się o mnie martwił. 
Schyliłem się nad wodą, po czym upiłem kilka łyków. Nie zdążyła się nagrzać po nocy, więc była chłodna i orzeźwiająca. Zanurzyłem w niej cały łeb, po czym gwałtownie nim potrząsnąłem, strzepując z siebie większość wody. 
Dyskretnie nastawiłem uszu. Ktoś się zbliżał. Sądząc po krokach był to basior. 
Nie myliłem się. Po drugiej stronie coś czarnego mignęło pomiędzy zaroślami. Zmrużyłem oczy i wyprostowałem się; do tej pory byłem schylony nad wodą, co jakiś czas pochlipując rześki napój. 
- Wiem, że tam jesteś. - krzyknąłem, marszcząc brwi - Pokaż się. 
Przede mną, a dokładnie po drugiej stronie wodospadu pojawił się ów basior.
- Jak Cię zwą? - zapytałem.
- Black Moon. - odparł
- X, miło mi. 
Basior uniósł jedną brew do góry. Uśmiechnąłem się lekko. No tak, przecież imię X nie jest normalne.
- Długa historia. - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem

Black Moon?

Od Serafii

"O jest. Taki duży, tłusty... wspaniały zając. Jeszcze kawałeczek, wejdę na głaz i... teraz". Skoczyłam w stronę grupki zająców. Byłam okropnie głodna - dawno nie polowałam. Zające rozproszyły się we wszystkie strony, ale ja biegłam za jednym - największym, najdorodniejszym samcem. Moje ciało przecinało powietrze jak strzała, powietrze było wilgotne (co bardzo utrudniało mi pościg). Zając był szybki, ale kiedyś musiał się zmęczyć. Gdy tylko zauważyłam, że traci siły - przyspieszyłam. Już prawie miałam go złapać, gdy nagle wpadła we mnie jakaś wadera. Byłam zaskoczona i wściekła - w końcu uciekło mi moje śniadanie. 
- Co ty robisz?! Nie umiesz chodzić? Jesteś ślepa?! - krzyczałam
- Ppp-przepraszam, nie chciałam. Ja naprawdę cię nie widziałam, biegłaś tak szybko - dukała przestraszona wadera. Nie dziwię się jej - kiedy jestem wściekła jestem nieobliczalna. 
- Nie, nie szkodzi. Nie bój się. Nie chciałam być taka ostra, po prostu jestem głodna. Nie potrzebnie tak na ciebie nakrzyczałam. - powiedziałam - To ja cię przepraszam.
- Nic się nie stało - odpowiedziała śmielej wadera - Jesteś bardzo szybka i zwinna
- Dzięki - uśmiechnęłam się - A tak w ogóle kim jesteś?
- Jestem Lea, a ty?
- Serafina, należysz do Watahy Smoczego Ostrza?
- Tak, a co?
- Jestem jej Alfą. Nie ma co, świetne pierwsze wrażenie, co nie? - zaśmiałam się - Normalnie jestem milsza. Opowiedz mi trochę o sobie, skąd się tutaj wzięłaś? 


Lea?


Od Eskandera

X szedł obok mnie, z poważną miną patrząc przed siebie. Był zamyślony, lekko zmartwiony. Coś wyraźnie go trapiło. 
- Coś się stało, braciszku? - zapytałem, tuląc się do jego łapy
Zatrzymał się. Spojrzał na mnie, na początku gniewnie i poważnie. Położyłem po sobie uszy i cofnąłem się o krok. 
   Czy zrobiłem coś źle?
Po chwili jednak braciszek uśmiechnął się lekko i musnął moje ucho nosem. Rozpromieniłem się. 
- Przepraszam, mały. Ostatnio mam dużo na głowie. 
- Nic się nie stało, braciszku. - znów przytuliłem się do łapy X; byłem zbyt mały, żeby złapać go za szyję. 
- Jesteś głodny? - zapytał, a ja uśmiechnąłem się szeroko
- Oczywiście!
- W takim razie zaczekaj tutaj, a ja zaraz wrócę. Tylko nigdzie nie idź!
- Dobrze. - uniosłem dumnie łeb. 
Braciszek odszedł, wcześniej uśmiechając się do mnie. Usiadłem pod drzewem. Po chwili coś mignęło mi przed nosem. Coś kolorowego... Motyl!
Skoczyłem za nim. Nim się obejrzałem, biegłem za kolorową plamą, którą teraz zdawał się być właśnie on. Biegłem jeszcze przez chwilę, ile sił w łapach. Niestety po chwili odleciał, a ja zostałem sam. 
Tylko gdzie?!
Braciszek miał rację... Mogłem tam zostać. Skuliłem uszy.
- Braciszku! - zawołałem, lecz odpowiedziało mi jedynie echo, rozchodzące się po lesie.
Po chwili jednak dostrzegłem wejście do jaskini. Skoczyłem w jego kierunku, z impetem wpadając do środka.
- Dzień dobry! - zawołałem, a dwie wadery spojrzały na mnie jak na ducha - Panie są alfami, tak? - zapytałem z wielkim uśmiechem na pyszczku
- Tak, jesteśmy. - odpowiedziała żółta
- Jestem Eskander - powiedziałem dumnie - Mogę tu zostać? 
- Tak, znaczy... Skąd się ty wziąłeś? - zapytała czarna
- Wbiegłem. Jak się nazywacie?
- Taravia. - odparła z niesmakiem żółta - A to Serafina - wskazała na czarną.
- Mój braciszek poszedł na polowanie, a ja się zgubiłem. Mogę tu zostać, aż mnie znajdzie?
- Ten Twój braciszek to X, tak? - zapytała Taravia
- Mhm. - przytaknąłem - Macie coś do jedzenia? 
- Tak, proszę. - westchnęła Serafina, podając mi kawałek mięsa, który zacząłem łapczywie jeść - Właśnie jadłyśmy.
- Dziękuję. - powiedziałem z ustami pełnymi mięsa 
Po chwili usłyszałem ciche skomlenie.
- Co to? - zapytałem
- Cheroke. Mała waderka, właśnie się obudziła. 
- Idź do niej. Ja pójdę poszukać X. - powiedziała Taravia, wychodząc
Pobiegłem za Serafiną, która patrzyła się na Cheroke. 
- Mogę się z nią pobawić? 
- Tak, chyba tak. Tylko uważaj, jest bardzo delikatna. - uśmiechnęła się Serafina i westchnęła cicho. Po chwili wyszła do drugiego pomieszczenia. 
W wejściu pojawiła się Taravia, a z nią braciszek. Podbiegłem do niego i skoczyłem w jego stronę, rzucając się mu na szyję. 
- Braciszku! Przepraszam! - krzyknąłem, a łapa braciszka wylądowała na moich plecach, przyciskając mnie do siebie
- Nic się nie stało, mały. 
- Szybko poszło. - powiedziała Serafina i zmierzyła braciszka wzrokiem. Skrzywiła się, a oczy zmrużyły się. Przez jej gardło przeszło ciche warknięcie. Po chwili zniknęła w drugim pomieszczeniu.
- Mogę jeszcze tu zostać? - zapytałem braciszka - Chciałbym pobawić się z Cheroke.
- Może? - zapytał Taravii, uśmiechając się lekko.
- Tak, pewnie. W sumie potrzebujemy kogoś, kto zajmie się małą. - wymusiła lekki uśmiech. 
- Dziękuję! - wykrzyknąłem i pobiegłem do Cheroke. 
Była mniejsza ode mnie. Patrzyła na mnie pytająco. 
- Cześć! Jestem Eskander, a Ty to Cheroke. Pobawimy się?! - zapytałem uśmiechając się szeroko.

Cheroke? :D Cóż, szczeniaki... :D

Od Serafii CD Taravii

- Myślisz, że ja nie? Chętnie bym gdzieś teraz poszła, ale muszę zawołać tygrysa - odpowiedziałam
- No to na co czekasz? - zapytała Taravia
- Eee... już to zrobiłam, zapomniałaś, że komunikuje się z nim w myślach?
- A no tak, czasem gubię się w naszych umiejętnościach - uśmiechnęła się
"Już jestem, możecie iść. Jeśli nie macie nic przeciwko zostanę na zewnątrz i powygrzewam się na słońcu." - usłyszałam
- Jasne, tylko pilnuj, żeby Cheroke była bezpieczna - powiedziałam, gdy Shikanro stanął obok mnie.
Tygrys ułożył się przed jaskinią. Patrzyłam jak tygrys przymknął oczy, gdy słońce ogrzewało jego grzbiet. Był taki słodki, a jednocześnie dziki, piękny i dostojny... Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos siostry.
- To co, spędzimy cały dzień na gapieniu się na Shikanro? - zapytała sarkastycznie
- Nie, już idziemy. A tak w ogóle, to zauważyłam, że ostatnio stałaś się bardzo sarkastyczna.
- Powiedziała Serafia...
- O, i znowu.
- No dobra. Może troszeczkę - zaśmiała się - to co będziemy robić? Może małe polowanko, a potem trening?
- Z pyska mi to wyjęłaś - uśmiechnęłam się - Kto ostatni ten stary muł! - dodałam
- A więc tak się bawimy? - krzyknęła z radością Taravia i ruszyła za mną


Taravia?


Od Taravii CD. Serafiny

Westchnęłam i spojrzałam w niebo. Stałyśmy przed jaskinią, Cheroke spała w środku, a Shikanro... Gdzieś tam poszedł. Niebo było bezchmurne, więc słońce raziło po oczach, przygrzewając grzbiet. Przymknęłam oczy, czując, jak ciepło przyjemnie rozchodzi się po moim ciele, a lekki podmuch wiatru tarmosi złote futro. Serafina stało obok mnie, zamyślona.
- Siostrzyczko - zaczęłam, uśmiechając się do niej - Przejdziemy się gdzieś? Na spacer, trening?
Spojrzała na mnie z lekkim grymasem na pysku. Przewróciła oczami, głośno wzdychając.
- Ty jesteś niepoważna?! - warknęła nagle
- Ale o czym Ty mówisz? - uniosłam brew i niewinnie przekręciłam łeb
- Mamy na głowie małą, białą kuleczkę! Cheroke to nie jest zwykły wilk, nie może nim być! - zarzuciła łbem i spojrzała na mnie gniewnie - A Tobie jak zwykle trening we łbie!!
Usiadłam, naburmuszona.
- Po prostu uważam, że nie powinien to być dla nas koniec świata. Równie dobrze możemy ją zostawić pod opieką Shikanro; jemu akurat powinnaś zaufać. - uniosłam łeb do góry, znów patrząc w błękitne niebo. - Czyżbyś zbiła mnie na drugi tor tylko dlatego, że znalazłaś szczenię?
- Nie mów tak! - westchnęła - Po prostu jej trzeba poświęcaj więcej uwagi. Nie wiemy do czego jest zdolna... - wytłumaczyła i dodała ciszej; - W sumie po Tobie też można się wszystkiego spodziewać...
- Ej! Słyszałam! - zaśmiałam się - Ale w sumie to możesz mieć rację...
Puściłam do niej oczko. 
- No, to co robimy? Zaraz się zanudzę...

Serafina?

Od Serafii CD Decimate

- Co powiedziałaś? - mruknął Decimate
- Nie skacz! - krzyknęłam 
- Dlaczego? - zapytał zbijając mnie z tropu - Moje życie jest bezsensowne, potrafię je tylko zabierać...
- Nie rób tego, proszę. Na pewno są wilki, dla których jesteś ważny.
- Nie niema już nikogo... - odpowiedział i skoczył... Leciał bezwładnie z zamkniętymi oczami. Wiedziałam, że muszę go ratować. Zmieniłam się w człowieka i skoczyłam. Byłam tak blisko...już prawie...  Mam! Chwyciłam go za rękę.
- Odbiło ci?! Chcesz zginąć? - krzyknął
- A ty? - zapytałam
- Świetnie teraz umrzemy oboje - powiedział sarkastycznie
- Niekoniecznie 
- Jak t... Co to jest? - krzyknął przerażony 
- To mój przyjaciel, Shikanro
Smok chwycił nas i wylądował na łące. Decimate patrzył na niego ze zdziwieniem, a było ono jeszcze większe, gdy zobaczył, że Shikanro zmienił się w tygrysa.
- Gdzie go znalazłaś? Nigdy jeszcze nie widziałem prawdziwego smoka - zapytał - Mogę go dotknąć?
- Jasne - Decimate pogłaskał tygrysa po kosmatym łbie - Dostałam go od mojego przybranego ojca - ma mnie chronić przed niebezpieczeństwem. Dlaczego chciałeś się zabić?
- Nie ważne, jestem nikim, nie mam swojego miejsca na świecie, nawet rodziny i przyjaciół, nie mam nikogo - odparł smutno
- Przykro mi, ale nie mów tak, na pewno jest ktoś komu na tobie zależy. Może chciałbyś dołączyć do mojej watahy? 
- Naprawdę chcesz, żebym dołączył? Nie wiem czy to dobry pomysł, nie chciałbym nikomu zrobić krzywdy...
- No coś ty, chodź - powiedziałam wesoło 

Decimate?


Od Decimate CD


Sitryus wypuścił mnie po moim haniebnym czynie. Błąkałem się po Ziemi, szukając odkupienia. Nigdy jeszcze nie widziałem takiej masakry... W ogóle, były tam kryształy, które blokowały moce, ale ja jakoś przyjąłem postać demona... Czy to znaczy, że sam nim jestem? Przecież moi rodzice to były zwykłe wilki, nic nadzwyczajnego. Chciałem... Zniknąć. Nie mogłem się pogodzić z tym, że straciłem Shiru oraz Izayę i inne wilki z Obozów... Kiedyś byłem Alfą, teraz zwykłym wilkiem. Teraz nie widuję już Ygttril- po prostu zniknęła.


Znalazłem w końcu ciche miejsce. Woda.
Stanąłem nad brzegiem rzeki, a kilka metrów dalej znajdował się wodospad. Wciągnąłem powietrze, a wiatr delikatnie muskał moje futro. Uśmiechnąłem się niepewnie, po czym podszedłem do załamania. Wodospad był wysoki... Na dole kamienie zwiastowały koniec kogoś życia. To moja szansa. 
Złożyłem skrzydła i popatrzyłem się w dal... Zmieniłem się w człowieka i rozłożyłem bezradnie ręce. Chciałem już zakończyć swój nędzny żywot... Wystawiłem jedną nogę w przód, żeby skoczyć, lecz coś mi przerwało.
-Zaczekaj!- usłyszałem znajomy głos. Czyżby Shiru? Odwróciłem się gwałtownie, ale... To nie ona. Wilczyca przypominała jednak ją trochę... Serce zabiło mi szybciej.
-N-Nie skacz!- wyjąkała.

Serafina, lub inna wilczyca?

Od Decimate

-One tu... Są... Czuję... Je...- wyburczałem, patrząc nieprzytomny na Shiru, po czym zamknąłem oczy i sapnąłem głośno. Izaya popatrzył na mnie spode łba i powiedział śpiewająco do dziewczyny. Warto wspomnieć, że oba wilki były w postaci ludzkiej.
-Shiruuu, pora się zbieeerać. Twój kochanek naleeega! - zażenowana samica pewnie zarumieniła się, co okazało się jednak nieprawdą. Szybko podeszła do Izayi i przywaliła mu prosto w twarz. Syknął głośno, po czym nagle zapaliły się wszystkie pochodnie. Wilki w innych klatkach zaczęły świrować i wyć głośno. Wtem główna brama otworzyła się, a w jej wejściu stanął wielki, czarny stwór z czterema rogami, łysą czaszką, pozbawioną do reszty mięśni, skóry i gałek ocznych. Dokładniej miał ich trzy, na co wskazują puste miejsca. W pozbawionych oczu oczodołach zapaliły się czerwone ogniki.
-Witajcie, niedojdy...- jego głos był niczym grom z nieba. Zaśmiał się głośno, a następnie pstryknął kościstymi palcami. Ja padłem na ziemię, a Shiru i Izaya znaleźli się na trybunach, przykuci do nich kajdanami. Wokół nich poczęły pojawiać się nowe stwory; demony, demonice, czarty, diabły, wszystko co się rusza i żyje w najczarniejszych odmętach piekła. Wlepili swoje ślepia we mnie i dużego, nie zwracając uwagi na dwójkę pół ludzi, siedzących w ich gronie.
-I witajcie także moi drodzy podwładni!- dodał, podnosząc wysoko ręce. Wszyscy zaczęli wiwatować i gwizdać.
-To już setne igrzyska, więc trzeba to jakoś uczcić!- demony krzyczały i piszczały jeszcze głośniej. Trzyoki-bezoki diabeł, czy co to tam jest pokazał na mnie ręką.
-Dzisiaj nasza wierna Ygttril spełniła swoje obowiązki, przynosząc nam wilki. Ale nie byle jakie- przywódców Obozów, które mogą zagrozić naszemu współpracownikowi.- zza jego wielkiej nogi w kształcie kopyta wyjrzał... Sam Vertygun. Uśmiechnął się szyderczo, pokazując żółte kły. Język zwisał mu bezwładnie, przez co dużo śliny kapało na ziemię.
-Mamy także dzisiaj gości honorowych. Przywitajcie Shiru, "kumpelę" mojego starego znajomego, oraz mniej znanego wszystkim osobnika, Izayę. Ale ale. Zapomniałem o przyjacielu Verty'a. Przywitajcie gromkimi brawami Decimate!- demony poczęły posłusznie klaskać. 
-Drogi Sitryusie- odezwał się Vertygun. Teraz przynajmniej wiem, jak ma na imię ten kolos.- Mmmożemy www końcu zacząąąć?- kilka kropel czarnej mazi spłynęło mu po łapie na glebę. Znam ją bardzo dobrze...
-Tak tak! A więc, pojedynki czas zacząć! Może ktoś na ochotnika? Hmm?- począł szukać jakiegoś dużego basiora. Ja leżałem centralnie przed nim, ale widocznie nie moja kolej- padło na mojego znajomego, Veyera. Miał duże skrzydła, rogi oraz smoczy ogon. Popatrzył przestraszony na Sitryusa. Kolos klasnął ogromnymi dłoniami, a Vey pojawił się na środku areny. Sirtyus schylił się i wziął mnie na rękę.
-Decimate, przeniosę Cię na główną trybunę, żebyś miał doskonałe miejsce do oglądania.- oznajmił i postawił mnie w wielkiej klatce na najniższym stopniu trybuny. Tuż koło mnie stała Ygttril, ta anielica śmierci. Nie była już w kapturze; miała go na plecach. Ona również miała na sobie srebrne łańcuchy, tak jak i Shiru oraz Izaya. Zerknęła na mnie ostrożnie.
-Ja nie chcę tego robić.- szepnęła, a jej oczy błysnęły złotym blaskiem.
-Nie? To dlaczego mnie tu zaprowadziłaś? I pozostałych?- musiałem mówić coraz głośniej, ponieważ tłum demonisk darł się niemiłosiernie. Za parę sekund ma się zacząć walka. Sitryus i Verty siedzieli naprzeciwko mnie, jakieś sto dwadzieścia metrów ode mnie. Nie zwracali uwagi na nas, patrzyli się tylko na biegającego po całej arenie Veyera. Było mi go bardzo żal, znałem go od dłuższego czasu, i nie spodziewałem się, że spotkamy się w takich okolicznościach.
-Zabiłby mnie. Ja nie jestem prawdziwym aniołem śmierci.- jej głos posmutniał.
-Co?- nie dowierzałem. Jak anioł mógłby znaleźć się tutaj i nie zostać rozszarpanym na strzępy?
-Wilczy Bóg skazał mnie na potępienie. Służąc Sitryusowi, mogę przeżyć. Decimate, musimy stąd uciec.- oznajmiła.
Chciałem coś powiedzieć, ale dźwięk gongu mi na to nie pozwolił. 
-Wpuścić Koszmara!- wrzasnęły demony.- Wpuścić Koszmara!- powtarzały się.
Kilka sekund po uderzeniu gongu wrota otworzyły się. Wielki dym wyleciał z korytarza, z którego zaraz miał wyjść ten "Koszmar". Klatki z wilkami zapadły się pod ziemię.
-Spuścić pieska.- mruknął Sitryus, a na arenę wskoczył megamegamega wielki trzygłowy pies. Był co najmniej dwadzieścia razy większy od Veyera. Basior chciał zmienić się w swoje drugie ja, ale nie mógł. No tak, kamienie blokują te potężniejsze moce i zaklęcia. Trzęsąc się, pognał w kierunku wejścia, z którego wyszedł cerber. Kiedy chciał już przez nie przejść, brama runęła w dół, a Veyer został przepołowiony na dwie części. Demony zaczęły buczeć; widocznie nie to chciały zobaczyć. Sitryus pokręcił głową, a cerber zniknął z areny.
-Krótka przerwa.- ogłosił. Klatki ponownie powróciły na górę, a wilki wlepiły swoje ślepia w martwego Veyera.
-Decimate! Decimate!- słyszałem głos. To Shiru, siedziała kilka metrów ode mnie na prawo. Na moje szczęście demony nie przejęły się tym i poleciały gdzieś, przez co miejsce trochę opustoszało. Próbowałem jakoś poluźnić pręty klatki, ale nie udawało mi się.
-Shiru, nic mi nie jest!- odkrzyknąłem, a wadera uśmiechnęła się szeroko.
-Deci, ja muszę iść coś załatwić.- Ygttril wstała i odeszła w swoją stronę. Położyłem się na podłodze.
"I co? Mam czekać na swoją śmierć!? A co jeśli wezmą Shiru i Izayę do walki?"- pomyślałem. Do głowy przychodziły mi same nastraszniejsze scenariusze.

*10 minut później*

Gong ponownie zabrzmiał, a w tym samym czasie koło mnie pojawiła się znikąd Ygttril.
-Gdzie byłaś?- spytałem, a wadera przybliżyła się do mnie.
-Poszłam podsłuchać Sitryusa i Vertyguna, przez co mam dla ciebie dwie wiadomości.- szepnęła.
-Mów- nakazałem, przykładając ucho do prętów.
-To ta dobra: Masz być ostatni... A ta zła...- zacięła się.
-Co? Co się dzieje?... Co...- zamarłem na kilka sekund, przez to, co powiedziała później anielica.
-Masz walczyć z Shiru i Izayą. Nie ma forów, a ja nie mogę nic wymyślić.- położyła uszy po sobie. Usiadłem zrezygnowany, opierając się o pręty klatki.
-Nie wiem jak Ci pomóc.- powiedziała ze smutkiem.- Zależy mi na tobie. Kiedy jeszcze byłam "normalna", obserwowałam twoje dzieciństwo, dorosłość...
-Jesteś moim aniołem?- mruknąłem żartobliwie.
-Tak- odpowiedziała. Zamurowało mnie. Ona, ta która skazała mnie na śmierć moim aniołem?
-Jeżeli zrobię coś, co będzie naprawę dobre... Mogę spokojnie odejść tam, gdzie moje miejsce.- uśmiechnęła się niepewnie.
-A teraz, nasz ulubiony wojownik! Trygon!- oznajmił Sitryus. Wypowiedział jakieś słowa, po czym pojawił się ten jego wojownik. Wielki Czart, uzbrojony w miecz, zbroję i Ognisty Bicz. Na arenę został wprowadzony... Yozeu. Jego baza mieściła się kilometr od Radioaktywnych Łap. Mieliśmy bardzo dobre kontakty.
Kilka minut później Yozeu poległ. Walczył zaciekle, ale i on w nierównym boju przegrał życie. Czart śmiał się gromko, po czym oderwał jego łeb i zrobił sobie z niego medalion.
W przeciągu dwóch godzin wszystkie wilki zostały doszczętnie wytępione. Wprawdzie, nie byli to wszyscy przewodnicy Obozów; zginęło ich łącznie piętnaście z naszego rejonu, więc wraz z Łapami i innymi Obozami pozostało jeszcze osiem aktywnych watah, z czego po dwóch słuch zaginął.
-Teraz główny punkt rozrywki! Nasz dzielny Decimate, kontra... Nie, nie Koszmar i inni nasi ulubieńcy.- przerwał Sitryus targowania innych demonów.- Powracając, na arenę wkroczy Decimate oraz... Jego współbrateńcy, Shiru i Izaya.- na jego pysk wkroczył zdradziecki uśmieszek.
-To będzie piękna walka.- wymruczał Vertygun. Wtem niespodziewanie ja i moi przyjaciele, znaleźliśmy się na polu walki. Wszyscy byliśmy w wilczych postaciach.
-Wszelkie chwyty dozwolone, nawet te najbrudniejsze. Ten kto wygra... Przeżyje.- wytłumaczył Sitryus. Ygttril siedziała załamana na mojej klatce, przypatrując się mi z uwagą.
-Wybaczcie mi to, co teraz zrobię...- szepnąłem i pokazałem kły -Miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie...



Ciąg dalszy nastąpi....

Powitajmy Decimate!

Znalezione obrazy dla zapytania DeviantArt
hioshiru-alter

Życie to bajka. Jednak nawet najmniejszy błąd może zmienić ją w koszmar.

Imię: Decimate
Ksywka: Activ, pieszczotliwie Deci - jeżeli chcesz go wkurzyć, to powiedz tak do niego.
Wiek: 7 lat
Płeć: Basior
Charakter: Activ to typ samotnika, jest także trochę chory psychicznie przez tragiczne wydarzenia. Miewa myśli samobójcze. Czasami widzi rzeczy których nie ma, mówi sam do siebie i czerpie radość z mordu. Woli wieść życie powsinogi niż siedzieć w miejscu. Uwielbia się ruszać i biegać. Basior ów jest poważny, chce mieć wszystko zapięte na ostatni guzik. Ale to nie znaczy, że nie umie się bawić! Od czasu do czasu wpadnie mu do głowy jakiś głupi, nienormalny pomysł. Lubi poczuć dreszczyk adrenaliny i ekscytacji, uwielbia wkurzać innych i dokuczać wszystkim bez wyjątku. Potrafi być dziki i szalony, nie mający nic poukładane w głowie. Nie ma przyjaciół i nie pali się do tego, aby ich mieć. Zawadzali by tylko, byliby kulą u łapy, za to cholernie trudno zdobyć u niego zaufanie. Mówi to, co wpadnie mu na język. Nie umie dobrze przemyśleć swoich czynów i nie popełni dwa czy trzy razy ten sam błąd. Popełni go siedem, osiem razy by upewnić się, czy to dobre wyjście. Niektórzy nie wierzą, że potrafi coś takiego zrobić, no bo przecież to taki "ekstrawagancki i elegancki wilk". A wcale że nie. Nie boi się walczyć, zabrudzić pazurka czy och, najgorsze... zabrudzić futerka. Oj. Jego futro zawsze jest w błocie, lub... we krwi. Jak wspominałem - nie boi się walczyć. Ale to pestka, w porównaniu z tym, co potrafi podczas tej walki robić. Nie zawaha się zabić. Dostaje wtedy szału. Chce poczuć smak zwycięstwa - nie ma mowy o przegranej. Ma wtedy tylko jedno w głowie - zatopić swoje kły w gardło nieszczęśnika, z którym właśnie się mierzy. Ale dość już o tym! Przejdźmy teraz do konkretów... Decimate, mimo iż nie doświadczył smaku przyjaźni, to i tak potrafi być wierny wobec innych, ale nie, że od razu są jego kumplami! Potrafi stanąć w obronie słabszych, potrzebujących i co najważniejsze - w obronie watahy. Zawsze posłucha się członków watahy, wypełni każdy rozkaz, nawet ten najbardziej krwawy. Decimate lubi wzbudzać strach, respekt lub podziw wśród innych wilków. Nie umie przyjąć smaku przegranej. Podsumowanie - Wilczy odludek, uważający się za bohatera. Ach, no tak. Nienawidzi gołębi. 
Wygląd: Decimate to dostojny basior o ponad przeciętnym wzroście. Posiada szramę na oku, dokładniej prawym. W ogóle na jego ciele znajduje się wiele blizn. Piękne, błękitne oczy potrafią zdradzić jego emocje, które dość często ukrywa. Na prawym uchu widnieje srebrny kolczyk, dokładniej pierścień, ale to inna historia. W futro ma powtykane pióra, a właśnie - jego umaszczenie jest szaro-brązowe, bardzo jasne. Zamiast zwykłych, przednich łap posiada czarne orle skrzydła. Są ciemne, a na końcówkach dłuższych piór gdzieniegdzie można ujrzeć białe kropki.
Stanowisko: Samiec Beta, Szpieg
Specjalizacja: Szpiegostwo, walka w ręcz, parkour
Rasa: Pół anioł pół demon
Żywioły: Życie i Śmierć
Moce: niekontrolowana zmiana w demona (jego drugie "ja"), kontrola umysłu, Furia Bitewna (jest nadzwyczaj silny, ma wyczulone zmysły), Two Life's (skoro jest pół demonem i aniołem, a one są nieśmiertelne, dostał coś w rodzaju medalionu. Jest nim pierścień, który pełni rolę kolczyka na jego uchu. Nigdy nie wiedział, dlaczego go ma aż od urodzenia. Dopóki się go nie zniszczy- będzie żyć. Wszelkie pociski i inne takie nic mu nie robią, ale blizny zostają. Na razie kolczyk jest w złym stanie- jeszcze kilka pęknięć, a Decimate kopnie w kalendarz), zmiennokształtność, rozmowa z duchami, widzenie ich
Rodzina: Decimate posiadał dość ciekawą rodzinę, dokładniej matkę anioła, a ojca demona. Nigdy ich nie poznał, ale wmawiano mu, że były to zwykłe wilki. Posiadał także siostrę, o której nie wiedział - ona również nie wiedziała, że posiada brata.
Partneka: Od dłuższego czasu poszukuje swojej jedynej, lecz coś mu nie wychodzi. Kiedyś posiadał swoją miłość... Lecz... Stracił ją w bardzo drastyczny sposób.
Potomstwo: brak
Historia: Decimate urodził się, po czym został porzucony. Wyniknął on z połączenia demona oraz anioła; matkę zabili, ojciec to po prostu Szatan (dosłownie). Potem spotkał się ponownie ze swoim ojcem oraz starym "przyjacielo-wrogiem" na igrzyskach. Stracił tam swoją jedyną oraz bliskiego kolegę, oraz znajome Alfy z watah. Kiedyś miał własną, nazywała się Radioaktywne Łapy, jedna z Obozów Życiodajni. Obóz ów to miejsce, w którym znalazły miejsce wilki takie jak on, a było ich wiele. Nie tylko on prowadził ten obóz - było ich jeszcze więcej. Sitryus - ojciec Decimate - wytępił je wszystkie, razem z Łapami podczas igrzysk. Tam też spotkał Ygttril - jego anioła stróża - zaginioną siostrę jednym słowem. I ona i on nie wiedzieli, że są rodzeństwem. Jeżeli chcesz wiedzieć więcej, spytaj się go, a bardzo szczegółowo Ci opowie.
Przedmioty: Eliksir Żywiołu (nieużyty)
Właściciel: Rad. [konto usunięte]
Inne zdjęcia: 
Demon:  <KLIK> 
Człowiek:  <KLIK>
Ocena: 2/3

20 czerwca 2015

Od Serafiny CD Taravii

- Nie ważne, myślisz, że ja mam do tego łeb?! Nie jestem prywatą niańką i mam dla ciebie ważną informację - zajmujemy się tym dzieckiem obie czy ty tego chcesz czy nie! - warknęłam. Byłam wściekła, Taravia chyba sobie myślała, że wciśnie mi dziecko, a sama nic z nim nie zrobi. 
- Dobra, uspokój się już - odpowiedziała lekko przestraszona Taravia (wiedziała do czego jestem zdolna, gdy jestem wściekła) - Będę ci pomagała, ale nie myśl sobie, że ją zaadoptuje. 
- Okey, ale teraz chodźmy stąd, bo Cheroke zasnęła. 

- Ta wadera nie jest zwykłym wilkiem - powiedziałam
- Co masz na myśli? - zapytała moja siostra
- Myślisz, że tamte wilki zadałyby sobie tyle trudu, żeby złapać byle jaką waderę? Do tego Roni usilnie twierdzi, że widział ją w lesie i z nią rozmawiał. 
- Przecież może to być kolejna historia walczących watah i dziecku udaje się przeżyć. Nic w tym nadzwyczajnego. A Roni mógł to wymyślić, żeby mieć pretekst do rozmowy z tobą.
- Tak, tak, a ja jestem żabka zaklętą w wilka - powiedziałam sarkastycznie, a Taravia popatrzyła na mnie z miną muła - Ja po prostu twierdze, że trzeba się coś o niej dowiedzieć.
- A jak niby chcesz to zrobić?
- Tego jeszcze nie wiem...


Taravia? Kiepskie, ale nie mam weny :/


19 czerwca 2015

Od Serafii CD Roni'ego

- Przecież to niemożliwe - powiedziałam
- Dlaczego? To takie dziwne, że ona mówi? - zapytał
- Tak jeśli Cheroke ma dopiero 3 miesiące i nie potrafi jeszcze chodzić, a co dopiero mówić.
- Co?! Ale przecież ja z nią rozmawiałem i opowiadała mi o tobie i w ogóle. Chyba sobie ze mnie żartujesz. 
- Nie, mówię serio. Jak chcesz to możemy iść do watahy i zapytać mojej siostry, która jej teraz pilnuje.
- Okey, ale dalej sądzę, że to była ona.
Ruszyliśmy w stronę watahy, w drodze dużo rozmawialiśmy. Roni wypytywał mnie o wiele rzeczy, na które nie zawsze odpowiadałam. Nie chciałam mówić o rzeczach, o których wiedziała tylko Taravia i ja. Ja również dowiedziałam się o nim wielu rzeczy.

Po kilku minutach byliśmy w mojej jaskini. 
- Cheroke nie było przez chwilę co nie? - wypalił Roni
- Co? Jak to jej nie było? - zapytała zdziwiona i lekko przestraszona Taravia
- Roni twierdzi, że znalazł Cheroke w lesie i z nią rozmawiał - wyjaśniłam
- Cheroke była w lesie? - zaśmiała się Taravia - Roni musiałeś ją z kimś pomylić, ona nie potrafi mówić, a co dopiero spacerować po lesie
- Mówiłam mu, ale on swoje - stwierdziłam
- Naprawdę to była ona, opowiadała mi o was. Patrzyłaś na nią cały czas? Może się wymknęła? - pytał Roni
- Na pewno nie wyszła. Byłam z nią cały czas, Shikanro zresztą też - odparła spokojnie Taravia
- Ale... To ja już nic nie rozumiem... - stwierdził zrezygnowany 


Roni? Sorry, że tak długo 

Powitajmy Leę!

autor nieznany

Carpe Diem.

Imię: Lea
Ksywka: Liluś, Lilu
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Charakter: Wszystko można opisać w dwóch słowach: Silly Teenager. Wesoła i lekkomyślna, w przeciwieństwie do swojego brata. Uwielbia pocieszać ludzi, jest prawie przez cały czas uśmiechnięta, lekkoduch. Uwielbia pomagać innym. Romantyczka, flirciara, wierna i oddana.
Wygląd: Lilu to zgrabna, zwinna i dobrze zbudowana wilczyca. Gdzie-niegdzie ma czarne "Ombre". Ma długie pazury, a jej niebieska sierść jest przystosowana do Zimy, gdyż Lea jest długowłosa.
Stanowisko: Uzdrowiciel
Specjalizacja: Lea najbardziej ze wszystkich specjalizacji, wykorzystuje tę:
- Potrafi zrobić duuużo eliksirów...
Rasa: Wilk Duszy
Żywioły: Woda, powietrze
Moce: Tsunami
Rodzina: Matka - Anthea, Ojciec - Silver Lord, Brat - Sheedan
Partner: Szuka
Potomstwo: ---
Historia: Wychowywały ją guwernantki, i tak przez 2 lata, lecz ojciec kiedyś jej oświadczył, że musi się kryć i, że ma brata - Sheedan'a. To ją trochę zdziwiło, gdyż jej matka nigdy nie opowiadała o żadnym Sheedan'ie. Lecz słowa Lorda to rzecz boska, więc uciekła. Kilka miesięcy później trafiła tu. Dalej szuka owego Sheedan'a.
Przedmioty: ---
Właściciel: CaCao [konto usunięte]
Ocena: 0/0

14 czerwca 2015

Od X CD. Verall'a

- Zaczekaj. - powiedziałem, a raczej krzyknąłem, do odchodzącego wilka.
Stanął w miejscu. Odwrócił się i uniósł brew do góry, kierując swoje spojrzenie na mnie. Podszedłem krok, a Eskander człapał za mną, najwyraźniej bojąc się ode mnie odejść. Rzuciłem w jego stronę krótki, zachęcający uśmiech. 
- Nie bój się. - szepnąłem do małego, a ten lekko skinął łebkiem. 
- O co chodzi? - zapytał basior
- Dziękuję, że nam pomogłeś. - lekko skinąłem łbem, a on odpowiedział tym samym
- Nie ma za co.
- Nawet nie znam Twojego imienia, zdradzisz je, czy to tajemnica? - zapytałem z lekkim, niezamierzonym przekąsem
- Verall, tutejszy zabójca. 
Uśmiechnąłem się grzecznie. Nie za bardzo wiedziałem co powiedzieć, żeby utrzymać rozmowę. Aktualnie myślałem tylko o tej watasze. 
- Nie masz przypadkiem porozmawiać z alfą o watasze? - zapytał, jakby odgadując moje myśli.
Zmarszczyłem brwi.
- Wszystkie formalności załatwię później. - odparłem, lekko unosząc łeb do góry.
Skinął łbem. Najwyraźniej Verall również nie za bardzo wiedział co powiedzieć...
- Pokażesz nam tereny? - zapytał Eskander, jakby się przełamując.
Spojrzałem na młodego, który stał obok mnie, całkowicie spokojny i rozluźniony. 

Verall?

KONKURSY!

Uwaga, uwaga! 
Na początku chciałabym poinformować, że zdecydowałam się zrobić dwa konkursy. Jeden plastyczny, drugi w formie opowiadania. Decyzję tą podjęłam ze względu na małą różnicę głosów w ankiecie. Udział można wziąć w obu, jednak nie można obu wygrać, ponieważ byłoby to bez sensu. Oceniam z drugą alfą, Serafiną. Razem podejmiemy decyzję o wygranej. Jeżeli nie będziemy mogły się zdecydować, rozstrzygniemy to w ankiecie. Nagrody takie same, ale dla pewności podałam dwa razy ;)
Po zakończeniu konkursu opublikujemy pracę, już z wynikami - nie chcemy, aby ktoś ukradł komuś pomysł, stąd też ta koncepcja :)
W OBU KONKURSACH DO WYGRANIA JEST STANOWISKO BETY - PO ROZSTRZYGNIĘCIU OBYDWU KONKURSÓW BĘDZIE DOGRYWKA POMIĘDZY ZWYCIĘZCAMI.
    Przejdźmy więc do konkretów:



KONKURS I
(OPOWIADANIE)

Wyczuwasz obce wilki. Ciekawość bierze nad Tobą górę i podchodzisz do nich, lecz po krótkiej walce zostajesz ogłuszony. No cóż, było ich zdecydowanie więcej. Budzisz się w innym wymiarze, nie wiesz gdzie jesteś, ani jak się tu znalazłeś. Spotykasz dziwne, tajemnicze istotki, które mówią w obcym, nieznanym Ci języku. Później spotykasz wilka, którego, o dziwo, rozumiesz, chociaż również posługuje się obym językiem. Zaczynasz mu ufać, a nawet się zaprzyjaźniacie. Dowiadujesz się od niego sporo ciekawych rzeczy na temat tego miejsca. Ale nadal nie wiesz jak wyjść. 
Twój nowy przyjaciel skrywa wielką tajemnicę - tak jak to miejsce.

Jak się stąd wydostaniesz? Jaką tajemnicę skrywa nowo poznany wilk?


WYMAGANIA|INFORMACJE:
   a) Czas na przesłanie opowiadania macie do końca czerwca (30.06.15r.) - w razie konieczności przedłużę termin, wystarczy napisać :)
   b) Minimalna ilość słów to 1 000. Wiem, że nie jest to mało, ale wierzę, że dacie radę. (LICZNIK SŁÓW: <KLIK>)
   c) W konkursie bierze udział wilk (jako jednostka), nie właściciel. Dlatego też, jeśli posiadacie np. dwa wilki, możecie wysłać dwie prace. 
   d) Każdy wilk może wziąć udział w tym konkursie jeden raz.
   e) Konkurs musi zmieścić się w jednym poście.
   f) Warunkiem jest wydostanie się z tajemniczego wymiaru i rozwiązanie zagadki.
   g) Proszę Was o trzymanie się opisu, a także nie popełnianie błędów ortograficznych i interpunkcyjnych - oczywiście wiem, że nie jesteśmy maszynami. 
   h) Przy ocenianiu zwracamy uwagę na:
              - treść; ciekawość,
              - spełnione wymagania,
              - długość opowiadania,
              - stylistykę (powtórzenia, sens).

NAGRODY:
1. miejsce - 1 000 L, Eliksir Żywiołu, MOŻLIWOŚĆ OBJĘCIA STANOWISKA BETY
2. miejsce - 700 L, Eliksir Żywiołu, Czerwona Fiolka Czasu (nieśmiertelność)
3. miejsce - 500 L, Eliksir Mocy, Zwierzęca Bransoleta
Pozostali uczestnicy - 200 L, Eliksir Szybkości

KONKURS II
(RYSUNEK)

Tutaj chyba nic nie trzeba tłumaczyć - masz narysować, namalować, wyciąć czy wyrzeźbić wilka. Technika jest dowolna - możesz zrobić to ręcznie, bądź na komputerze. Proszę tylko o podpis imieniem Twojego wilka (może być to Twój login na Howrse). Po co? Żebym była pewna, że nie skopiowałeś tego z internetu (pomysł możecie zaczerpnąć, mi chodzi o wykonanie), ale wykonałeś własnoręcznie. Praca ma przedstawiać wilka w ruchu, inaczej praca dynamiczna. 


WYMAGANIA|INFORMACJE:
   a) Tak jak poprzednio, czas na przesłanie opowiadania macie do końca czerwca (30.06.15r.) - w razie konieczności przedłużę termin.
   b) Proszę o wysłanie bezpośredniego linku do pracy.
   c) W konkursie bierze udział właściciel wilka/wilków, dlatego nagrody możecie rozdzielić pomiędzy swoimi wilkami.
   d) Każda osoba może wysłać max. 5 prac
   e) Praca musi przedstawiać wilka ("magicznego", lub też "zwykłego") w ruchu (np. bieg, skok, lot).
   f) Przy ocenianiu zwracamy uwagę na:
              - pomysł; oryginalność,
              - wykonanie,
              - ogólną estetykę pracy.

NAGRODY:
1. miejsce - 1 000 L, Eliksir Żywiołu, MOŻLIWOŚĆ OBJĘCIA STANOWISKA BETY
2. miejsce - 700 L, Eliksir Żywiołu, Czerwona Fiolka Czasu (nieśmiertelność)
3. miejsce - 500 L, Eliksir Mocy, Zwierzęca Bransoleta
Pozostali uczestnicy - 200 L, Eliksir Szybkości


~*~

POWODZENIA!!

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template