Wstałam i odeszłam parę kroków od leżącej Will, uspokajając oddech. W mojej głowie panował chaos, tysiące niepasujących do siebie kawałeczków wirowało wokół mnie, a ja czułam się wobec nich niesamowicie mała, tak, jak jeszcze nigdy. Skuliłam się w sobie, jednak stałam dumnie, odwrócona do wadery tyłem, z łbem zadartym ku górze.
Czułam pod powiekami nieznośne pieczenie, ale nie chciałam znów płakać. Kto wie, może to ja byłam przyczyną jego śmierci? Czy wtedy mogłabym szlochać?
- Chcesz zabić Loedię, prawda? - zapytałam, patrząc na nią ze smutkiem. Podniosła zmęczony wzrok znad szczeniaków i niepewnie skinęła łbem. Bała się do tego przyznać przy mnie, lecz w jej oczach lśniła determinacja.
Znów się odwróciłam, bezsensownie przygryzając wnętrze policzka. Wpatrywałam się w nierówną ścianę jaskini i krople, które się na niej zebrały.
- Nie rób tego - odezwałam się ostro, może nawet za bardzo. - Niezależnie od tego, co czujesz, masz tego nie robić.
Czułam na futrze jej zdziwione spojrzenie. Może była rozczarowana, a może przestraszona.
- Jeśli chcesz je wychować - kontynuowałam, czując przebijającą mnie gorycz - to tego nie rób.
Zapadła cisza, niemal namacalna. Will zamarła, wiedząc, że mówię zupełnie szczerze.
- To groźba? - mocniej przycisnęła do siebie szczeniaki.
Spojrzałam na nią, zaglądając w jej kolorowe oczy. Zwykle żywe i radosne, przepełnione miłością, teraz zmatowiały, skrywając w sobie niewyobrażalne pokłady smutku i żalu.
- To moja córka, Will. Straciłam syna - szepnęłam i mimowolnie napięłam mięśnie - i nie zamierzam stracić jej.
- Ty wiesz, że to ona - wstała chwiejnie, wbijając we mnie wściekłe spojrzenie. - Wiesz, że byłaby do tego zdolna, ale mimo tego jej bronisz.
- Nie dotkniesz jej dopóki nie będziemy mieć dowodów.
- Jesteś alfą. Jeśli nie będziesz chciała, nigdy nie znajdziesz dowodów!
Na to nie odpowiedziałam.
- Nieważne co myślisz - przesunęłam wzrokiem po futrzastych kulkach. Szczeniakach mojego syna. - Nie masz prawa jej osądzać i nie skrzywdzisz jej. Gwarantuję ci to.
Wyszłam, nie do końca wiedząc, czy robię słusznie. Przypomniałam sobie jednak moment, w którym Loedia przyszła na świat, jako pierwsza. Szaro-biała kreatura, część mnie.
Zdecydowanie nie dam jej zginąć.
Will? Wybacz...