31 października 2016

Od Painy cd. Laos

Spacer z Laos wprawił mnie w dobry nastrój i pełen optymizmu zwiedzałem tereny watahy. Jestem tu już od dość dawna, więc powinienem się trochę bardziej orientować gdzie co jest. Zwiedzałem najróżniejsze miejsca, gdy zobaczyłem Laos. Siedziała sama na dużym płaskim kamieniu nad rzeką. Podszedłem do niej jak najciszej, chcąc ją zaskoczyć. Podkradłem się jak najbliżej, stanąłem tuż za nią i wydałem z siebie okropny charkot. Miałem nadzieję, że moje charczenie, choć w najmniejszym stopniu przypomina zombi. Laos szybko się odwróciła i wtedy zobaczyłem, że jest nieszczęśliwa. Natychmiast się uciszyłem.
- Laos, co tu robisz? - pomyślałem, że to będzie dobre wstępne pytanie.
- Nic szczególnego. Dopiero co się obudziłam i tak sobie siedzę.
- Mogę się dosiąść?
- Jasne, siadaj - odsunęła się w bok, by zrobić mi miejsce
Bez słowa usiadłem obok niej. Moja mama zawsze powtarzała, że gdy ktoś jest smutny, wcale nie trzeba go pocieszać. Czasem wystarczy przy nim po prostu być. Siedzieliśmy w milczeniu, zaczęło kropić. Nadal siedzieliśmy. Przestało padać. Siedzieliśmy. Pojawiła się dobrze znana już tęcza. Siedzieliśmy wciąż, ale tym razem Laos się odezwała:
- Nauczyłam się wymieniać kolory tęczy.
- To dobrze - odparłem - Chociaż nie wiem do czego ta wiedza może się przydać. Tak samo jak gwizdanie, pstrykanie palcami czy choćby umiejętność dmuchania balonów nosem.
- Co? - zapytała Laos ze śmiechem
- Miałem kiedyś wujka, który to potrafił. On zawsze umiał wszystkich rozbawić, był wyluzowany i wiecznie uśmiechnięty.
Postanowiłem przemilczeć smutny fakt, że wujka zabił niedźwiedź, bo wlazł prosto do jego gawry. Nie zamierzałem psuć jej humoru. Wciąż wyglądała na trochę przygnębioną ale już nie tak bardzo. Cieszyłem się, że udało mi się chociaż trochę poprawić jej nastrój.

Laos? :)

od Laos cd Paina

Płynęłam chwilę, po czym stwierdziłam, że kawałek drogi przejdę obok Painy. W końcu kiedyś muszę się nauczyć chodzić. Wyszłam z wody i jak zwykle zachwiałam się na nogach. Na szczęście, udało mi się utrzymać równowagę. Chwilę stałam w miejscu, po czym ruszyłam za basiorem. Nagle na moim nosie usiadł owad o bardzo kolorowych skrzydłach. Odskoczyłam w tył.
- Paina... co to jest? - spytałam trochę przerażona. W odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech. - No co? - zamrugałam powiekami dwa razy, próbując zrozumieć zachowanie wilka. On aż położył się na ziemi ze śmiechu. - Wszystko w porządku? - podeszłam do niego trochę zaniepokojona.
- Ta... tak. Po, po prostu... je, jesteś... za, zabawna. - powiedział powstrzymując śmiech.
- Dlaczego? - przechyliłam głowę w bok.
- To był tylko motyl. Zupełnie nie groźny. - wyjaśnił, wciąż się trochę śmiejąc. Poszliśmy dalej. Gdy rozbolały mnie już łapy, postanowiłam wypróbować jedną ze swoich mocy. Stworzyłam kulę wody, mniej więcej mojej wielkości. Potem do niej weszłam i usiadłam. Kierowałam nią, dokładnie tam, gdzie chciałam. Było to dla mnie o wiele mniej męczące, niż chodzenie. Paina, który też wydawał mi się zmęczony, patrzył na mnie z zazdrością. Gdyby umiał oddychać pod wodą, lub usiąść na jej powierzchni, to dla niego też bym taką stworzyła. Ale niestety, nie umiał tego robić.

[ w domu Painy ] 

- Nie wejdziesz na chwilę? - spytał basior
- Nie, mam jeszcze coś do zrobienia.
- To... widzimy się jutro?
- Jasne. - uśmiechnęłam się i odeszłam. Wyszłam z wodnej kuli i podreptałam w kierunku mojego ulubionego pagórka. Czując, że łapy odmawiają mi posłuszeństwa, przywołałam ogromną chmurę deszczową. Zakryła ona niebo, nie tylko na terenach watahy. Byłam z siebie dumna. To jak na razie największa chmura, jaką zrobiłam. Położyłam się na górce wpatrując się w las. Znów wróciły myśli o Eskanderze. Do oczu napłynęły mi łzy. Tak jak wcześniej, rzuciłam sobie kamieniem. Znów usłyszałam krzyk z bólu jakiegoś basiora. Hm, trochę dziwne. Zeszłam z górki i weszłam do rzeki. Popłynęłam do domu. Jak zwykłam to robić na wieczór, zapisałam w swoim pamiętniku:

Dzisiejszy dzień zapowiadał się bardzo dobrze. Nad wodospadem podziwiałam tęczę. Dzięki Painie w końcu potrafię zapamiętać kolejność jej kolorów. Jak to szło... Czemu patrzysz żabko zielona na grób faraona. Miałam też okazję udowodnić mu, że coś jednak potrafię. Skoczyłam z wodospadu robiąc salta. Heh, do końca życia będę pamiętała jego minę. Zdążyłam też się przed nim wygłupić. Uciekałam przed motylem. Właściwie, jak teraz na to patrzę, to na jego miejscu też bym się śmiała. Niestety cały ten dzień zepsuła myśl o Eskanderze. Czy on musiał pojawić się w moim życiu?

Na kartkę spadła moja łza. Zaklęcie nieprzemakalności działało tylko na wodę z rzeki, więc zostawiła mokry ślad. Tuląc zeszyt szybko zasnęłam.

Paina?

30 października 2016

ZMARŁA

Rochele De La Muncho Vente Diam, jedna z wader należących do naszej watahy, zmarła śmiercią naturalną, kończąc 20 lat. 
Na zawsze pozostanie w naszej pamięci.

Muncho Vente Diam
Autor nieznany

Rodzisz się po to by umierać. Umierasz po to, by żyć wiecznie.

Powitajmy Avalanche!

Aviaku
Życie spytało śmierć: Dlaczego wszyscy mnie kochają, a ciebie nienawidzą? 
A na to śmierć ze spokojem odpowiedziała: Bo ty jesteś pięknym kłamstwem, a ja okrutną prawdą.

Imię: Mówią, że owa wadera zawsze podawała się za kogoś innego, za kogoś, kim nie jest. W pewnym sensie mieli rację, jednak i tak nie zgadli o co chodzi. Pewnego śnieżnego wieczora, w górach urodziła się mała, biała wadera. Nie miała rodzeństwa, nikogo. Jaskinię zasypała lawina, i ona jako jedyna przeżyła. Od tamtego czasu, zwie się "Avalanche" - jak z języka angielskiego - "Lawina".
Pseudonim: Pozwala skracać jej imię do "Av"
Wiek: 6 lat
Płeć: wadera
Charakter: Avalanche to tajemnicza osoba. Jest z rodzaju tych wilków, które nie dają sobą od tak pomiatać. Nie lubi nikomu służyć, działa zawsze na własną rękę. Uważa, że wszystko co robi, robi najlepiej i nie potrzebuje niczyjej pomocy. Jest bardzo samodzielna, co doskonale widać. Poza tymi cechami fizycznymi, są jeszcze cechy psychiczne. Otóż tak się składa że Avalanche należy do zimnych, cichych wilków nie lubiących niczyjego towarzystwa. To rodzaj samotniczki, nie cierpiącej gadatliwych, aroganckich przedstawicieli jej gatunku. Pomimo tego wszystko traktuje z dystansem, każdy jest dla niej równy, Av jest tolerancyjna i lojalna, co inne wilki w niej cenią. Stara się być szczera do bólu, jednak przez to prawie wszyscy ją odrzucają...
Wygląd: Avalanche jest białą jak śnieg waderą, co pozwala jej się kamuflować w zimę. Podczas jesieni i latem jej sierść staje się szara, a znamiona na ogonie i reszcie ciała stają się czarne, a przy cieplejszych stopniach niebieskie. Zawsze przy uchu nosi wczepione pióro ze skrzydła smoka, którego kiedyś zabiła. Na pysku ma bliznę którą kiedyś zostawił na niej jej ojciec, próbujący ją zabić. Ma piękne, czarujące zielone oczy, w odcieniu trawy.
Stanowisko: Wojownik
Umiejętności: Intelekt: 5 | Siła: 5  | Zwinność: 5  | Szybkość: 5  | Magia: 5  | Wzrok: 10  | Węch: 5  | Słuch: 10
Rasa: Wilk Lodu
Żywioły: Lód, Światło, Magia.
Moce:
~ Za pomocą jednego zaklęcia potrafi stworzyć jakąś lodową rzecz, która znika po 20 sekundach. (Np. Schody, most itp. )
~ Gdy walczy, miota kulami światła, które są niczym granaty oślepiające, dzięki temu wilk nie widzi na minutę.
~ Nie ślizga się na lodzie, i tam, gdzie nie ma śniegu zostawia za sobą śnieżne ślady.
~ Umie dostosować się do obecnej temperatury.
Rodzina:
~ Matka - Winterice
~ Ojciec - Shelcotn
Partnerka: Och, miłość to ciężki temat dla Av. Już kiedyś zaufała pewnemu samcowi, który najpierw zrobił jej nadzieję, a później odrzucił, i właśnie od tamtego momentu Av przestała interesować się miłością. Brak.
Potomstwo: Brak, choć o mało by do tego nie doszło.
Historia: Jak już wcześniej się dowiedzieliście, Avalanche urodziła się w górach. Gdy jej ojciec dowiedział się, że jest to jedyna dziewczynka, postanowił ją zabić, i zdążył tylko musnąć ją pazurem po nosie, bo chwilę później zasypała ich śnieżna lawina. Av obudziła się w lesie, a obok niej, leżała ogromna, szara puma i jakieś dziwne, małe zwierze przypominające lisa, ale bez twarzy. Av wystraszyła się, i zaczęła uciekać, jednak odkryła, że ją i te dwa zwierzęta łączy dziwna lina. Niewidzialna, tajemnicza lina. W końcu wadera przyzwyczaiła się do nich, i dowiedziała się, że nazywają się Lambert i Maya. Podróżowali po świecie, przeżywając różne przygody. W końcu, Av poznała Mico, swojego pierwszego ukochanego, który okazał się być durnym basiorem który chciał ją tylko zranić. Jedyne co im pozostało to dalej podróżować, aż w końcu znaleźli Watahę Smoczego Ostrza i postanowili tu zostać.
Przedmioty: ---
Właściciel: Shairenn
Ocena: 0/0

Od Soturi

Przeciągnęłam się leniwie i wstałam ze swojego legowiska. Co mogłabym dzisiaj robić? W pierwszej kolejności pójdę na polowanie. Wyszłam z jaskini i przywitałam się z paroma wilkami. Weszłam do lasu, nie patrząc nawet dokąd idę, upolowałam sobie małego jelonka i się nim posiliłam. Potem usiadłam bezczynnie pod drzewem. I co dalej?, zadźwięczało mi w głowie. No właśnie. I co dalej mogę robić? Nic jakoś nie przychodziło mi do głowy. Westchnęłam ciężko i wstałam. Dawno nie miałam porządnej walki, no chyba, że w snach. Nie było też żadnej wojny, ani żadnych wrogów. Nie żebym za tym tęskniła, ale ponieważ byłam strategiem, nie miałam teraz nic do roboty. Postanowiłam trochę pobiegać, żeby nie wyjść z formy. Pobiegłam przed siebie, uważając by nie wpaść na żadne drzewo. Biegłam dość wolno jak na moje możliwości, ale nie chciałam się przemęczać, więc oszczędzałam siły. Zobaczyłam przed sobą jakiegoś wilka. Był biały i miał długie uszy. Zwolniłam by się przywitać i porozmawiać. Tamten basior też się zatrzymał i na mnie spojrzał, lekko się uśmiechając.
- Witaj! - przywitałam się - Jak Ci na imię?
- Paina - odrzekł przyjaźnie - A tobie?
- Soturi.
Poszliśmy razem przed siebie, gawędząc wesoło. Dowiedziałam się, że Paina należał dawniej do innej watahy, ale podczas wojny jego rodzice zginęli i wataha się rozpadła. Zrobiło mi się przykro, więc opowiedziałam mu swoja historię:
- Wiesz, moja historia jest bardzo podobna do twojej. Ja też miałam kiedyś inną watahę, a właściwie to klan. I też wybuchła wojna i moi rodzice zginęli. A potem klan przestał istnieć. Właściwie to miałam tak samo jak ty.
- Racja! Dokładnie tak samo! Ale zbieg okoliczności. A do jakiego klanu należałaś? W sensie, jak się nazywał twój dawny klan?
- Klan Sokolich Skrzydeł.
Paina gwałtownie się zatrzymał, a jego oddech przyśpieszył. Zadrżał lekko i cofnął się o krok.
- Paina, co jest? - zapytałam
- N-nic naprawdę. P-po prostu, muszę j-już iść.
Odwrócił się na pięcie i szybko odszedł, nawet się nie żegnając. Stałam jak głupia, patrząc za nim. Byłam, oszołomiona i zdziwiona jednocześnie. Dlaczego tak się zachował? Co go ugryzło? Czy powiedziałam coś, co go uraziło? Nie miałam pojęcia.

Od Kaza cz. 2

Wadera miała futro w kolorze kawy i bardzo długi ogon. Patrzyła na mnie ze złością i powarkiwała cicho. Tylko co ja mam z nią teraz zrobić?, zachodziłem w głowę. Przedstawić ją alfą? Porozmawiać? Dowiedzieć się co tutaj robi? To ostatnie zwyciężyło.
- Co tutaj robisz? - spytałem.
Nie odpowiedziała, tylko spojrzała na mnie z pode łba. W końcu wywarczała:
- A na co Ci ta wiedza?
- Muszę powiedzieć alfom, że na naszych terenach pojawił się intruz.
- Jaki znowu "intruz"! Przecież nic wam nie zrobiłam! - oburzyła się wadera.
- Tak, wiem - odrzekłem ze spokojem - Ale zrozum, że gdybyśmy pozwalali każdemu wilkowi przechodzić przez nasze tereny, to prędzej czy później, źle by się to dla nas skończyło.
- A więc, są tutaj jakieś alfy? Zaprowadź mnie do nich, albo najlepiej, puść wolno. Obiecuję, że więcej nie będę was nękać.
Zastanowiłem się przez chwilę, ile warta jest jej obietnica.
- Nie. Alfy już zdecydują, co z tobą począć! Nie do mnie ten obowiązek należy.
Spojrzała na mnie chmurnie, i odrzekła:
- Jak pan sobie życzy! Proszę mi tylko powiedzieć, gdzie te alfy się obecnie znajdują.
- Możesz iść za mną, tylko żadnych gwałtownych ruchów!
Podniosłem się z ziemi i to samo uczyniła wadera. Stąpała niepewnie, na trzęsących się lekko nogach. Wciągnęła ze świstem powietrze i zamarła w bezruchu. Cierpliwie czekałem, zastanawiając się po co odczynia ten cyrk. W końcu wadera podeszła do mnie. Potem szliśmy razem, co jakiś czas przystając, by nieznajoma mogła powęszyć i po nasłuchiwać. Czułem się skrępowany tym milczeniem i postanowiłem je przerwać:
- No... A jak ci w ogóle na imię?
Spojrzała na mnie jak na głupka, unosząc jedną brew. Trochę mnie to zirytowało.
- Pytam się tylko z grzeczności. Tak naprawdę to wcale mnie to nie obchodzi.
Jej wargi zadrgały lekko.
- Takie wilki lubię - powiedziała - Nie oszukujmy się, wiem, że to cię nic a nic nie interesuje.
Zrobiło mi się trochę przykro, że mnie przejrzała. Mimo, że nie powinno mnie to obchodzić, w końcu nie spotkam więcej tej wadery. Widzę ją tylko teraz, jutro o niej zapomnę. Szliśmy dalej w kompletnym milczeniu. Niespodziewanie wadera się odezwała:
- Boomerang.
- Słucham?
- Boomerang - powtórzyła - To moje imię.
Przez chwilę nie rozumiałem co właśnie powiedziała. A potem do mnie dotarło. Ona się przedstawiła! Boomerang? Dziwne imię, ale co tam! Grunt, że teraz znam jej imię. Wbiłem wzrok w Boomerang, przyglądając się jak robi kolejny postój i węszy dookoła. Po raz setny zastanawiałem się po co to robi. Ale tym razem postanowiłem się jej oto zapytać.

Boomerang?

29 października 2016

Powitajmy Boomerang!

Snow-Body
Niektórzy twierdzą, że nie da się żyć bez miłości, ja osobiście twierdzę, że nie da się żyć bez tlenu.

Imię: Boomerang
Pseudonim: Boom, Bang
Wiek: 10 lat
Płeć: wadera
Charakter: Boom jest właściwie miłą waderą. Czasem potrafi być zrzędliwa ale gdy ma lepszy dzień można z nią fajnie pogadać. Jej charakter i zachowanie pasują raczej do starego wilka niż do 2 letniej wilczycy, ale ona się tym nie przejmuje. Czasem jest trochę nieufna i uciążliwa, ze względu na liczne choroby. Gdy ma zły dzień, potrafi uprzykrzyć innym życie swoim marudzeniem.
Wygląd: Boomerang ma beżowe futro z białymi końcami łap. Jest wysoką i chorobliwie chudą waderą. Jej ogon jest bardzo gęsty i puszysty i tak długi, że ciągnie się za niż po ziemi. Ma długie i tępe pazury, ponieważ przez lekki przykurcz mięśniowy nie potrafi ich do końca chować. Jej sierść jest zmierzwiona na karku. Ma ogromne, ciemne uszy i dość krótki, zaokrąglony pysk. Jej oczy są jasno niebieskie i czasem sypie się z nich pył. Jest prawie ślepa, widzi rozmazane, niewyraźne, czarno-białe plamy zamiast zwykłego obrazu.
Stanowisko: Filozof
Umiejętności: Intelekt: 12 | Siła: 1  | Zwinność: 5  | Szybkość: 2  | Magia: 10  | Wzrok: 0  | Węch: 10  | Słuch: 10
Rasa: Wilk Materii
Żywioły: materia, ciała stałe, atomy,
Moce:
- tworzenie dookoła siebie ochronnej tarczy
- budowanie z atomów tego, co akurat potrzebne
- skupianie atomów w dowolne kształty
- mimo, że jest prawie niewidoma, nadrabia to słuchem i węchem
Rodzina: matka, ojciec, rodzeństwo - porzucili ją
Partnerka: ---
Potomstwo: Jest chora, więc i tak nie dałaby rady urodzić szczeniąt
Historia: Rodzice ją kochali i dobrze jej się żyło, dopóki nie ujawniły się jej przypadłości. Gdy miała rok, rodzice ją porzucili, bo przez choroby była ciężarem. Nie potrafiła nic sama upolować ale przyjęła ją Wędrowna Wataha. Niestety tu również była kulą u nogi, trzeba było ją karmić, spowalniała marsz i trzeba było się nią opiekować. W końcu oni również ją porzucili, w pobliżu Watahy Smoczego Ostrza. Przez kilka dni się błąkała, aż spotkał ją Kaz i dołączyła do watahy.
Przedmioty: ---
Właściciel: Bombciasty_Pies
Ocena: 1/3

Od Groźby cz. 2

Poszłam wraz z Smerte przez las. Upolowaliśmy królika i wspólnie się nim posililiśmy. Razem szliśmy wolno do centrum watahy i nagle JĄ zobaczyłam! Nie, nie, nie!, myślałam. To po prostu nie możliwe! Odwróciłam głowę i próbowałam wmówić sobie, że nic nie widziałam. Nie udało się. Myślałam tylko o jednym, "Co ona tu robi? Dlaczego nagle się pojawiła? Uciekła od ojca?". Yuko. Mogłabym przysiąc, że przed chwilą widziałam jak alfy prowadzą ją do centrum. Uratować ją? Trudne pytanie, kiedyś się przyjaźniłyśmy. Kiedyś. Zaczęła być wobec mnie nieufna i znalazłam sobie nowych przyjaciół. Eter, Evila, Elizję i Hereta. Przestałam się z nią zadawać i starałam o niej zapomnieć. Ale mimo moich starań, pozostało we mnie nieco sympatii do Yuko. Nie, nie mogłam jej tak zostawić. Stanowczo zawróciłam i pomaszerowałam w kierunku, w którym odeszły alfy. O mało nie zdeptałam przy tym Smerte, bo zupełnie zapomniałam o jego obecności.
- Gdzie teraz pójdziemy? - zapytał podekscytowany maluch.
- Uratujemy moją starą koleżankę - odrzekłam
Smerte przez chwilę nie odpowiadał.
- To fajnie! - powiedział
Stanęłam nieopodal alf, wzięłam głęboki wdech i podeszłam do nich.
- Witaj Groźbo! - przywitała się Taravia.
- Witaj - powiedział Zero.
Udałam, że niby "przez przypadek" wpadłam na Yuko.
- Och! - krzyknęłam przesadnie - A cóż to za wilk? Witaj. Nigdy Cię tu nie widziałam. Jak Ci na imię?
W odpowiedzi usłyszałam głos Zero:
- To jakiś intruz! Bezczelny intruz, na terenach watahy!
Smerte uznał za stosowne wtrącić się do dyskusji.
- Nie wygląda ona wcale aż tak groźnie. Nie moglibyście jej wypuścić?
- A ty kim jesteś? - zapytała go przyjacielsko Taravia
- Jestem Smerte, proszę pani.
Taravia zerknęła na mnie z uśmiechem.
- Groźbo, czy Smerte jest twoim szczeniakiem?
- Co? NIE! - krzyknęłam trochę zbyt stanowczo.
Smerte popatrzył na mnie z urażoną miną.

Yuko? :)

Od Painy cd. Laos

Siedzieliśmy sobie z Laos nad brzegiem rzeki i obserwowaliśmy kolorowe pasy na niebie, tworzące tęcze. Usłyszałem głos Laos:
- Paina? Lubisz tęczę?
Zastanawiałem się jakiś czas. Czy lubię tęczę? Trudne pytanie...
- Jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
- A zastanowisz się teraz?
Znowu się zamyśliłem.
- No... Ani ją lubię, ani jej nie lubię. Po prostu mi nie przeszkadza, ale jak tak teraz z tobą siedzę... Lubie ją. Tak.
Laos lekko się uśmiechnęła.
- Ja też lubię tęczę. Podobają mi się jej kolory, choć nigdy nie mogę ich spamiętać.
- O, Laos! Nauczyć Cię wierszyka? - zagadnąłem - Takiego, od którego zapamiętasz kolory?
- Zamieniam się w słuch.
Nabrałem powietrza:
- "Czemuś Poszła Żabko Zielona Na Grób Faraona."
Laos popatrzyła na mnie z lekkim zdumieniem.
- O co w tym chodzi?
Zacząłem jej tłumaczyć:
- "Czemuś" - czerwony, "Poszła" - pomarańczowy, "Żabko" - żółty, "Zielona" - zielony, "Na" - niebieski, "Grób" - granatowy, "Faraona" - fioletowy. Teraz już rozumiesz?
Laos się zaśmiała:
- Tak, teraz już rozumiem!
- Wiem, że jest może trochę idiotyczny ale...
- Już nie musisz się tłumaczyć, spoko.
Po krótkiej chwili ja również zacząłem się śmiać, nie bardzo wiedząc z jakiego powodu. Potem wstaliśmy i Laos wskoczyła do rzeki. Ona płynęła, ja szedłem i tak minęła nam drogą z powrotem do watahy.

28 października 2016

Od Laos cd. Nathing

(Nathing zażartowała, że w tym tempie nie dojdziemy do jaskini alf przed zmrokiem.)
- Masz rację. - powiedziałam. - Może popłynę rzeką?
- Jasne, ale i tak kawałek będziesz musiała przejść. - odpowiedziała wadera.
Powoli doszłam do brzegu. Gdy byłam już na tyle blisko, wskoczyłam do wody. W końcu! Nie wytrzymałabym tam ani chwili dłużej. Wynurzyłam głowę i spojrzałam na Nathing.
- To którędy do tych alf?
- To tam. - wskazała łapą gdzieś na północ. Popłynęłam rozmawiając z waderą. Rozmawiałyśmy o wielu rzeczach. W końcu zebrałam w sobie odwagę i zapytałam:
- A znasz takiego wilka... Miodowe oczy, czarno-szara sierść. Raczej nie wysoki...
- Tak, mówisz o Eskanderze?
- Więc tak ma na imię... - rozmarzyłam się patrząc w przestrzeń. Dalej szłyśmy w milczeniu. Nagle rozpadał się deszcz. Wadera lekko się zmartwiła, ale mi to nie przeszkadzało. Na miejscu poznałam alfę o imieniu Taravia. Była bardzo miła. Nathing wytłumaczyła jej, skąd się tu wzięłam i po co przyszłyśmy. Alfa przyjęła mnie do watahy z radością. Powoli wracałyśmy. Teraz chciałam przejść kawałek na nogach. Jak się zmęczę, to wskoczę do wody. Duże krople spadały na moją sierść. Nathing poszła do domu, a ja postanowiłam trochę pozwiedzać. Była na to idealna pogoda. Nie, deszcz wcale nie przestał padać. Deszcz jest idealną pogodą. Weszłam na jakąś skałę. Był z niej świetny widok na las. Położyłam się. Śledziłam wzrokiem bieg kropel po skale. Do mojej głowy zawitały myśli, o których chciałam zapomnieć.
~ A co jeśli nigdy go nie poznam? Jeśli on mnie nie pozna? Co on teraz może robić... ~ do moich oczu napłynęły łzy. Cisnęłam jakimś kamieniem. Spadł gdzieś w las. Usłyszałam jak ktoś mówi ała. To był raczej głos basiora. Na pewno nie był to Paina. On miał zupełnie inny głos. Hm... nie wiem kto to mógł być. Podreptałam do rzeki. Wskoczyłam do wody i popłynęłam w kierunku mojej jaskini. Otworzyłam małe drzwiczki. Usiadłam na łóżku i zapisałam w swoim pamiętniku:

Dzisiaj poznałam Nathing - betę tej watahy i Taravię - alfę. Od dziś oficjalnie należę do tej watahy. Zostałam też uzdrowicielką. Kiedyś bawiłam się w alchemię i troszeczkę w chemię, więc na lekach się znam. Myślę, że z tą wiedzą i moimi mocami uzdrawiania dam sobie radę. Myślałam trochę o Eskanderze. Chciałabym go w końcu spotkać.

Zamknęłam zeszyt i zasnęłam. Spałam do rana. Jak zwykle poszłam się przepłynąć i zjeść rybę na śniadanie. Chciałabym kiedyś spróbować zająca, albo sarny. Niestety na razie nie jest mi to dane. Ledwo chodzę, więc nie myślę nawet o bieganiu. Udałam się do wodospadu. Jak co dzień, skoczyłam z niego w prawie najgłębszą dziurę w rzece. Postanowiłam, że trochę poćwiczę swoje wodne moce.

Nathing?

27 października 2016

Od Yuko CD Duch

- Ładnie to tak uciekać? - Spytał basior.
- Wiesz... A ładnie to tak gonić? - Spytałam uśmiechając się tak, jakbym chciała powiedzieć: "Bawisz mnie koleś, jesteś ŻAŁOSNY". On jedynie przewrócił oczami.
- Cóż, nie widziałem cię nigdy w naszych terytoriach, więc wniosek jest prosty - jesteś intruzem. - Kiedy to usłyszałam zakrztusiłam się własną śliną.
- Może mnie nie widziałeś dlatego, że jestem tu od DWÓCH DNI. - Ostatnie słowa podkreśliłam. Basior zdawał się być przez chwilę zdziwiony, ale zaraz ze mnie zszedł i powiedział:
- Przepraszam. Jednak pójdziemy do alf. Dla wszelkiego bezpieczeństwa. - Teraz to ja przewróciłam oczami.
*Denerwuje mnie.* - Usłyszałam w głowie głos Hikaruch, mojej nieodłącznej drugiej połówki.
~ Ciebie każdy denerwuje, Hikaru. ~ Stwierdziłam.
- Chodźmy. - Usłyszałam głos niedawno poznanego basiora. Ruszyłam za nim.
*Ale ten jest wyjątkowo podejrzany! Popatrz na jego znamię!* - Moja druga połówka była trochę poddenerwowana, ale zawsze taka jest, kiedy poznajemy kogoś nowego. Zerknęłam na basiora, faktycznie, miał znamię.
~ Ej, ja znam to znamię! ~ Krzyknęłam w myślach.
*Ja też.* - Odparła obojętnie Hikaruch.
~ To znamię jest zostawiane zawsze przez Zjawę. ~ Stwierdziłam.
*A dokładniej przez Darkness Whillow'a* - Powiedziała.
~ Darkness... co?
*Darkness Whillow'a!*
~ Ok, nie znam.
*Ale ja znam*
Zaczęłam się nad czymś zastanawiać. Basior nie zadał ani jednego pytania w czasie podróży. Tym lepiej!
~ A możesz mi powiedzieć, kto to, lub co to ten Darkness Whillow?
*Chyba już nie...*
~ Ale dlaczego? ~ Zapytałam i wtedy usłyszałam głos basiora.
- Jesteśmy. - Powiedział. Zapukał, a z jaskini wyszedł Zero Black Fire, czyli pierwszy basior, którego poznałam w tej watasze, no i chwilowo jedyny.
- Czego? - Spytał Zero. Już chciałam rzucić ripostę, kiedy basior jeszcze niepoznany basior przemówił.
- Czy ta oto wadera jest z naszej watahy? - Spytał. Alfa popatrzył na mnie.
- Dzień dobry Yuko. Czy nie mogłaś mu jakoś powiedzieć, że jesteś z tej watahy, oszczędził bym sobie trudu otwierania drzwi. - Powiedział, ale w cale nie był to żartobliwy ton, lecz bardzo poważny.
- Czyli jest?
- Tak. - Kiedy Zero odpowiedział od razu zamknął drzwi.
- Czyli nazywasz się Yuko? - Spytał patrząc na mnie.
- Yhy, a ty jak się nazywasz?
- Harbinger Ghost, ale większość mówi mi Duch.
- Rozumiem. A kiedy Zjawa cię naznaczyła? - Wypaliłam prosto z mostu. Wyglądał na trochę zmieszanego.
- Skąd wiesz, że Zjawa mnie naznaczyła?
- Mam swoje sposoby. - Uśmiechnęłam się tajemniczo wpatrzona w tylko dla mnie znany punkt. Nie chciałam mu mówić, że nie jestem zwykłym wilkiem.
- Ach... Ok, dobrze.
- Mogłabym ci coś o niej opowiedzieć, ale mi się nie chcę. Chodźmy lepiej do biblioteki i znajdźmy jakąś książkę o Zjawie.
- Ym... - Duch popatrzył na mnie trochę zmieszany. Zaczął padać deszcz. Lubiłam deszcz, ale tylko w formie człowiek, więc się zmieniłam. Harbinger Ghost wyglądał na jeszcze bardziej zdziwionego, a ja tylko wciągnęłam nosem zapach petrichoru*. Ach... uwielbiam ten zapach.
------------------------------------------------------------------------------
Darkness Whillow - nazwa wymyślona przeze mnie.
petrichor - zapach ziemi po deszczu.

Harbinger Ghost?

Od Two-Faced

Asacrifice odszedł, znikając bezszelestnie w zaroślach. Ja i Soturi wolno ruszyłyśmy naprzód. Soturi co chwila rozglądała się niespokojnie, łypała na wszystko w okół, cała spięta. Trochę mnie to irytowało.
- Soturi, wszystko gra. Jesteśmy na terenach watahy, a Asacrifice to w końcu tylko szczeniak. Młody alfa, ale szczeniak. Nic nam się tu nie może stać, naprawdę.
Soturi wzdrygnęła się lekko, ale odpowiedziała:
- Tobie to łatwo mówić. Gdybyś przeżyła wojnę to wiesz mi, inaczej byś teraz śpiewała.
Zastanawiałam się co to oznacza "przeżyć wojnę". Czy to by mnie w jakiś sposób zmieniło? Nie miałam o tym pojęcia.
- No nie wiem co bym zrobiła, ale chyba... bym walczyła...
Reakcja Soturi na moje słowa bardzo mnie zdziwiła. Moja brązowa towarzyszka, wybuchnęła śmiechem.
- Nie wiesz tego - uśmiechnęła się lekko - Każdy reaguje inaczej, nie można stanąć sobie na bezpiecznych terenach watahy i powiedzieć: "Ja to bym walczył z wrogiem, na pewno!". Tego się nigdy nie wie. Nie wie się, dopóki nie doświadczysz tego na własnej skórze. Jedni ruszą do walki, drudzy spakują się i wyjadą, a jeszcze inni usiądą pod stołem i będą płakać. Ja byłam tego bliska...
Milczałyśmy przez dłuższy czas, idąc ramię w ramię, a ja trawiłam usłyszane słowa. W końcu nie wytrzymałam.
- Jak to "byłaś tego bliska"? Nie rozumiem.
- Byłam bliska siedzenia i płakania. Nie miałam pojęcia co robić, gdy nadeszła wojna. Ale mnie przekonali, a właściwie nie przekonali. Zmusili mnie do walki. A przekonałam się później.
Wciąż tego nie rozumiałam, ale może Soturi ma rację i trzeba tego doświadczyć na własnej skórze? Usłyszałyśmy jakiś szelest w krzakach. I znowu. Przed nami wyrósł Asacrifice. Uśmiechnął się z lekką kpiną i rzekł:
- Wspaniała opowieść Soturi, doprawdy, wspaniała. Jaka wzruszająca i pouczająca opowieść, nie mogę wyjść z podziwu. Brawo, brawo!
Westchnęłam cicho. A więc śledził nas, to pewne. Soturi patrzyła na niego kamiennym wzrokiem, jakby cała ta sytuacja ją nudziła. W końcu Asacrifice dał nam spokój i rzuciwszy nam jeszcze jedno pogardliwe spojrzenie, odszedł w tylko sobie znanym kierunku.

26 października 2016

Od Ducha

Gołe drzewa. Wiatr i deszcz. Moja sierść od dłuższego czasu jest cała posklejana. Nie wiem już dlaczego. Gdzieniegdzie jest we krwi, a miejscami jest posklejana od brudu. Leżałem nad rzeką i czekałem. Nie wiem na co. Zwierzynę? Intruza? Wilka? Miłość? A może śmierć? Leniwie ziewnąłem i zatopiłem się w myślach. Od kilku dni nie jadłem, ale jakoś nieszczególnie chciałem pokazywać się teraz reszcie. Wytrzymam jeszcze trochę.

***

Obudziło mnie coś mokrego. Spadło na mój nos. I kolejna kropla. Błagam o to, żeby to był deszcz. Nie chcę mieć nad głową zaślinionego wilka. Otworzyłem powoli oczy i ujrzałem... Tak! Deszcz!
Wstałem i powoli otrząsnąłem z siebie wodę. Po drugiej strony jeziora zobaczyłem jakiś cień. Głód dawał o sobie znać podobnie jak pragnienie. Cofnąłem się do brzegu o kilka kroków, a następnie wziąłem rozbieg. Bez problemu zatopiłem swoje ciało pod wodą. Nie wiem, ile czasu minęło, lecz kiedy się wynurzyłem, cień nadal tam był. Jednak po chwili wszystko zniknęło i moim oczom ukazała się ciemna wadera. Kiedy mnie zobaczyła, zaczęła biec. Nie miałem ochoty na takie zabawy, ale jeśli to był intruz?
Goniłem ją. Była szybka, nawet bardzo. Jednak starego wygi nikt nie wykiwa. Udało mi się ją złapać na ostrym zakręcie. Rzuciłem się na nią i wylądowaliśmy w kałuży.
- Ładnie to tak uciekać?

Yuko?

Od Yuko

Szłam sobie najspokojniej w świecie, kiedy tak z niczego poczułam ogromne pragnienie, musiałam je ugasić.
~ To mój szczęśliwy dzień! ~ Pomyślałam widząc w oddali jeziorko. Podeszłam, ale wtedy poczułam, poczułam zapach, którym odznacza się terytoria, a tamto jeziorko właśnie się znajdowało na obcych terytoriach. Mogłam zostać przyłapana na piciu wody, a co mogło by się wydarzyć później to chyba wie jedynie Bóg. Jednak pragnienie nasilało się z każdą sekundą. Trudno, raz kozie śmierć. Weszłam na obce terytoria, a raczej wbiegłam, bo już umierałam z pragnienia.
*Wiesz, że może się to dla ciebie źle skończyć?* - Ech... Odezwała się pani "mądra", czyli moja druga połówka.
~ Wiem. ~ Odpowiedziałam w myślach. ~ Możesz dać mi spokój "druga połówko"? ~ Spytałam.
*Może mnie jakoś nazwiesz? Znudziła mi się "druga połówka". Ale nazwij mnie oryginalnie!* - Ychy, zaraz ją nazwę tak, że nikt by się nie domyślił. Może Kunegunda? Albo Genowefa? Dobra, nie będę zła! Nadam jej jakieś ładne imię.
~ Ok, nazwę cię Hikaruch*. ~ Odpowiedziałam.
*Jakie piękne!* - Zachwyciła się Hikaru. Hikaru to będzie skrót od Hikaruch. Zaczęłam pochłaniać wodę z jeziorka.
- Kim jesteś? - Usłyszałam nieznajomy mi głos, rozglądnęłam się. W wodzie był jakiś wilk! Ale jak?! Przecież bym słyszała, kiedy ktoś wszedł, lub wskoczył do wody. Jednak musiałam być miła, uprzejma i sprytniejsza. Musiałam ją jakoś przechytrzyć, by nie iść do alf. Cóż... Chyba moim atutem nie jest uprzejmość, ani bycie miłym, ale sobie poradzę!
~ Poradzę sobie, poradzę! Poradzę i już! ~ Myślałam gorączkowo.
*Nie, nie poradzisz sobie.* - Usłyszałam w mojej głowie ukochaną Hikaruch. Skrzywiłam się.
- Byłam bardzo spragniona, potrzebowałam się czegoś napić, a akurat jeziorko było w pobliżu więc... No wiesz. - Powiedziałam.
- Ok. Ale dlaczego nie napiłaś się na terenach swojej watahy? - Zapytała.
~ Ku... Nie! Nie będę przeklinać! Żarłam cytrynę, żarłam! ~ Pomyślałam, tak kiedyś bardzo przeklinałam, chciałam się oduczyć, więc za każdym razem kiedy przeklęłam, musiałam zjeść cytrynę. OHYDA!
- Moja wataha wysłała mnie w podróż, by podpisać pakt pokoju z inną watahą... - Hm... Kłamstwo na poczekaniu zawsze dobre. Chyba zmienię swoje motto na: Małe kłamstwo zawsze dobre. Nie, żartuję.
- Och, to dobrze. To do widzenia! - Uśmiechnęła się miło. Ja nie wierzę, łyknęła to!
*Nie jest zbyt spostrzegawcza.* - Stwierdziła Hikaru.
~ Nom. ~ Odpowiedziałam w myślach. Nagle na kogoś wpadłam.
- Patrz, jak leziesz! - Krzyknął.
- Wiesz, co, też byś mógł patrzeć, ślepcu! - Odezwałam się.
- Kim ty w ogóle jesteś?! - Spytał krzycząc.
- Magicznym wilkiem. Nie widać? - Teraz zmieniłam swój ton na sarkastyczny.
- Wiesz, ja też! - Odkrzyknął. - A teraz idziesz ze mną!
- A niby czemu?
- BO JESTEM ALFĄ! - Wypiął dumnie pierś.
~ K***a. ~ Przeklęłam w myślach.
*Podpisuję się pod tym.* - Powiedziała Hikaruch. Katem oka zobaczyłam jakąś wilczyce. Wydawała mi się znajoma, ale nie to było najważniejsze, ale to, że muszę wymyślić sposób na przechytrzenie alf.
----------------------------
*Hikaruch - czytaj: Hikarucz.

Groźba? Uratuj mnie od alf!

Od Laos CD. Paina

Płynęłam rzeką podążając za Painą idącym przy brzegu. Nagle w oddali ujrzałam wodospad. Pewnie większość wilków by się przeraziła, ale ja się bardzo ucieszyłam. Gdy byłam już na skraju urwiska zleciałam razem z wodą w dół. Leciałam głową w dół, czekając aż zetknę się z wodą. Miliony małych kropelek zraszało moje futro. Kochałam to uczucie. Zamknęłam oczy. Skierowałam się w to samo miejsce, co zawsze. Wpadłam do wody robiąc ogromny plusk. Znałam te wody na pamięć. Wiedziałam dokładnie, gdzie są najgłębsze i najpłytsze miejsca. Wiedziałam też, gdzie rosną lecznicze wodorosty. Wiedziałam wszystko, co związane było z tą rzeką. Wynurzyłam się głowę z wody i zobaczyłam przerażonego Painę, biegnącego w moją stronę.
- Nic... nic ci nie jest? - spytał zdyszany basior.
- Nie. - Zaśmiałam się pod nosem. - Robię to codziennie. Kocham to. - spojrzałam w jego zdziwione oczy.
- Naprawdę? Nie boisz się? - spojrzał na mnie krzywo.
- Miałabym się bać swojego żywiołu?
- Ach, racja.
Poszliśmy dalej z nurtem rzeki. Znaczy on poszedł, a ja popłynęłam. Nagle z nieba zaczął padać deszcz. Przez małą dziurę przedzierało się słońce. Stworzyła się piękna tęcza. Stanęłam w wodzie patrząc na rozmaite kolory. Paina, widząc że się zatrzymałam również stanął.

Paina? Lubisz tęczę?

Od Kaza cz. 1

Siedziałem bezczynnie na moim kamiennym bogactwie, ale jak na złość nikt nie przychodził. Żaden wilk nie raczył się tu zjawić, bezczelność. W końcu zdecydowałem, że sam pójdę po jakiegoś wilka. Pierwszy, którego spotkam zostanie wybrany i wtajemniczony w moje bogactwo. Pełen nowych chęci, sprężystym krokiem, ruszyłem w kierunku watahy. Szedłem i szedłem, nikogo nie napotykając przez bardzo długi czas. Zaczęło mi się już przykrzyć, gdy nagle dobiegły mnie jakieś sapania i szuranie z zarośli. Podekscytowany do ostatnich granic, przybrałem jak najbardziej dostojną pozycje. I oto spotkam tego wybranego przez los wilka. Nagle z krzaków wyszło coś, co wyglądało jak rozczochrany, parchaty i wychudły worek starych kartofli. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to wilk. Niestety zorientowałem się trochę zbyt późno. Dobiegł mnie stłumiony warkot, narastający z każdą chwilą. Zanim się obejrzałem worek rzucił się na mnie. Zareagowałem instynktownie. Podskoczyłem, obróciłem się w powietrzu i wylądowałem na plecach worka, przygwożdżając go do ziemi. Poczułem jak coś okropnie ostrego i tępego wżyna się w mój bok. Okazało się, że to worek wyciągnął pazury i wbija je we mnie z całych sił. Krzyknąłem mimo woli. I ta jedna chwila nieuwagi wystarczyła by worek wykonał zwinny piruet, przeturlał się po mojej głowie i wylądował tuż za moimi plecami. Myślałem, że może ucieknie, ale ten tylko przygwoździł mnie do ziemi i szykował się by poderżnąć mi gardło. Leżałem jak sparaliżowany, czekając na śmierć, gdy nagle zdałem sobie sprawę z tego, że worek właściwie nic nie waży. Z dziecinną łatwością zrzuciłem go z siebie a potem chwyciłem pod odpowiednim kontem tak, żeby nie mógł się wyślizgnąć. Teraz dopiero mogłem lepiej przyjrzeć się nieznajomemu.

C.D.N.

Od Painy cd. Laos

Pochyliłem się nad taflą wody, chcąc się napić. Skończyło się na tym, że czubek mojego kaptura zrobił się cały mokry. Po krótkim namyśle, ostrożnie zdjąłem z głowy kaptur i w spokoju się napiłem. W tym momencie spadł na mnie deszcz kropelek wody. Szybko podniosłem głowę i ujrzałem Laos, która beztrosko chlapała się nieopodal. Coś mi tu brzydko pachnie, pomyślałem w zamyśleniu przyglądając się waderze. Podpłynęła nieco bliżej i wtedy... chlapnąłem na nią wodą. Otrzepała się, choć nie było to potrzebne, bo była mokra już wcześniej i zerknęła na mnie chytrze. Pomyślałem, że każdy wilk, który by nas zobaczył zdumiałby się na nasz widok. Musieliśmy tworzyć zaiste dziwną scenę. Wilk snów próbujący umknąć w płytkiej wodzie, przed niebieską waderą, która rzetelnie i dokładnie go ochlapując deptała mu po piętach. W końcu Laos użyła swoich "wodnych" mocy i zostałem, niemalże dosłownie, zmieciony z powierzchni ziemi przez ogromną falę. Zacząłem kaszleć i krztusić się wodą, więc zabawa musiała zostać przerwana.
- Jejku... ahrr... To było naprawdę... hrahrr.. super.
- Właśnie - odrzekła Laos, raz po raz uderzająca łapą w moje plecy - Będziemy musieli to kiedyś powtórzyć.
- Nie wiem tylko czy rzeka przeżyłaby to drugi raz. Wychlapałaś chyba ze 3/4 całej wody.
- No co? Musiałam Ci przecież oddać!
Zaśmialiśmy się zgodnie i poszliśmy przed siebie, nie bardzo za bardzo patrząc dokąd. Ja wzdłuż brzegu, ona płynąc w rzece.

Laos? :)

25 października 2016

Od Laos cd. Paina

Pływałam w oczku wodnym w mojej jaskini, gdy przybył do mnie chudy wilk. Wynurzyłam głowę z wody i się przywitałam:
- Hej, jestem Laos. A ty? - uśmiechnęłam się do basiora, wciąż pozostając w wodzie.
- Paina. Zastałem uzdrowiciela?
- Tak, to ja. - powiedziałam wychodząc z jeziorka. Lekko zachwiałam się na nogach, ale na szczęście się nie przewróciłam. - Więc... jaki problem?
Wilk opowiedział o swoich kłopotach ze słońcem i liniejącym futrem. Zadałam mu parę pytań, obejrzałam dokładnie jego sierść i skórę.
- Liniejesz przez nadmiar słońca. U wilków snów i nocy, a czasem też ciemności jest to normalne. Na szczęście jest na to rada. - rzuciłam się do poszukiwania po szafkach jednej z mikstur mojej roboty. - Aha, jest! - wyjęłam fiolkę z czarnym płynem w środku. - Jeśli będziesz pił po jednej szklance na wieczór, to powinno na jakiś czas pomóc. Niestety zacznie działać dopiero po trzech dniach stosowania. A na razie, możesz nosić to. - założyłam mu czarną pelerynę z kapturem.
- A skąd ten kolor? - powiedział basior, krzywo patrząc się na fiolkę.
- Dodałam jagód. Będzie o wiele lepiej smakowało, a nie zmienia to działania eliksiru. - powiedziałam uśmiechając się do niego.
- Dziękuję. - powiedział. Zauważyłam teraz jego wielki uśmiech.
- Nie ma za co. Gdybyś miał jeszcze jakiś problem, to przychodź śmiało! - pożegnałam się z Painą. Gdy wyszedł zachwiałam się na nogach. Jeszcze tego do koca nie wyćwiczyłam. Teraz nie miałam ochoty męczyć się z chodzeniem, więc wskoczyłam z powrotem do wody. Och, od razu lepiej. Popłynęłam na swoje podwodne łóżko i położyłam się. Wzięłam swój pamiętnik. Przeleciałam po wszystkich kartkach. Dobrze, że znałam to zaklęcie, dzięki któremu nie przemókł. Złapałam za niebieski długopis i zaczęłam pisać:

Dziś miałam swojego pierwszego pacjenta. Nie wiem jak mi poszło, ale basior wydawał się być zadowolony z mojej pomocy. Lubię tę pracę, ale szkoda że wymaga ona chodzenia. Tak tego nienawidzę... Może kiedyś się do tego przekonam, ale jeszcze nie dziś. Na razie daję sobie radę. To na razie tyle, płynę poszukać muszelek do dekoracji mojej jaskini.

Odłożyłam gruby zeszyt i otworzyłam drzwi, łączące moją jaskinię z rzeką. Przepłynęłam przez tunel i byłam już w rzece. Płynęłam sobie dnem. Nie widziałam ani jednej muszli, więc wynurzyłam głowę z wody. Rozejrzałam się po okolicy i zobaczyłam Painę.

Paina?

Od Asacrifice C.D Two Faced

Zmierzyłem obie wadery zimnym spojrzeniem. O tej porze, nikogo się tu nie spodziewałem, zazwyczaj nikt tędy nie chodzi, więc mogę tu poćwiczyć. No cóż, dziś mogę sobie odpuścić. Chrząknąłem, aby dać znak że zaraz coś powiem. Samice patrzyły się na mnie zdziwione.
- Two-Faced, Soturi...- Mruknąłem podnosząc jedną brew w górę. Po minie Soturi widać było, że się przestraszyła, postanowiłem więc, że trochę pobawię się tymi nic nie znaczącymi wilkami.
- Asacrifice, nie powinieneś być teraz na obchodzie z ojcem? - Zapytała Two-Faced.
- A co cię to obchodzi? Pff, mój stary i ja jesteśmy pokłóceni, nie wiesz o tym? - Warknąłem.
- Wiesz, nie wtrącam się w czyjeś sprawy, więc mogłam nie wiedzieć.
Spojrzałem się na nie kpiącym wzrokiem.
- Żegnam. - Warknąłem i wycofałem się.
- Ej! Wracaj! - Usłyszałem Soturi.
- Przybywam, i znikam, jak wasz najgorszy koszmar..- Powiedziałem chowając się w krzakach. Obserwowałem je, i postanowiłem, że będę je śledził.

Two-Faced?

Powitajmy Yuko!

autor niznany

Życie nauczyło mnie: raz pod górkę, a raz nie.

Imię: Yuko (czytaj: Juko)
Pseudonim: Yo (czytaj: Ju)
Wiek: 3 lata i 10 miesięcy
Płeć: wadera
Charakter: Yuko jest dość tajemniczą waderą. Nie lubi towarzystwa, jest typowym samotnikiem. Ciężko o rozzłoszczenie jej, jest opanowana i spokojna. Jednak, kiedy już się ją zdenerwuje, lepiej uciekać i nie oglądać się za siebie, ponieważ kiedy przyjmuje formę demona jest bardzo ciężka do pokonania (więc nie daj się zwieść jej wyglądzie, kiedy jest demonem), mówi się, że pokonać ją może tylko diabeł. Ona w to jednak nie wierzy, uważa, że każdy, jeśli tylko się zaprze, będzie mógł ją pokonać. W sumie, to ona chyba w nic nie wierzy, tyle razy ją okłamywali, ale tego dowiecie się już w historii. Teraz wróćmy do charakteru. Yo jest bardzo mądra, w swoim życiu przeczytała dużo książek i ciągle chce więcej. Brzydzi się nadużywaniem władzy oraz ciągłego pragnienia krwi. Yuko jest niepewna, nie można powiedzieć, że jest pewna sienie, oj nie, nie. Hm... To co na pewno lubi najbardziej to dokuczanie innym. Lubi się drażnić i jest chamska. Jest mistrzynią ciętych ripost. Trudno zdobyć jej zaufanie, ale łatwo je stracić. A, zapomniała bym, jako demon jest straszliwie szybka, tak szybka, że aż ciężko zobaczyć jej ruchy.
Wygląd: Yuko wygląda dość... męsko. Jest wysoka i szczupła. Sama ma 1 metr i 25 cm, czyli tyle, ile normalny człowiek, więc patrzy na inne wilki z góry. Yo jest również dość podłużna. Uwagę przyciągają jej niebieskie oczy. Futro ma koloru czarnego, a gdzieniegdzie białe. Nie raz zadziwiły innych jej niebieskie pazury, tak, niebieskie.
Stanowisko: Atakujący
Umiejętności: 
Intelekt: 13 | Siła: 5 | Zwinność: 5 | Szybkość: 13 | Magia: 5 | Wzrok: 3 
Węch: 3 | Słuch: 3
Rasa: Demon
Żywioły: cienia, śmierci, snu
Moce: 
- Zmiana w człowieka (Jako człowiek nadal może używać swoich mocy oraz stać się demonem.)
- Stanie się cieniem (Może sama z siebie stać się cieniem, dzięki temu może dojść do każdego zakamarku.)
- Widzenie w ciemnościach
- Wchodzenie w czyjeś sny
- Teleportacja
- Wywołanie u kogoś koszmaru lub pięknego snu
- Wywołanie u kogoś wykrwawienia (tylko się na niego patrząc. Moc działa tylko kiedy jest demonem!)
- Ranić kogoś wzrokiem (Moc działa tylko, kiedy jest demonem!)
- Super szybkie poruszanie się (Moc działa tylko, kiedy jest demonem!)
- Bezszelestne poruszanie się
Rodzina: Ech... Dziwnie o tym mówić, ale ona nie ma rodziny, powstała przez uformowanie cienia. (Cień uformował diabeł.)
Partnerka: Wątpi, by ktoś ja pokochał, więc się nie rozgląda.
Potomstwo: ---
Historia: Historia jest krótka i wcale nie taka smutna. Pewnego dnia diabeł umyślił sobie, że z cienia stworzy wilka, ale da mu rasę demona, no bo powstał dzięki diabłu, a diabeł uważa, że co powstało dzięki niemu jest demonem. Chciał, żeby powstał basior, (dlatego Yuko wygląda jak basior) ale pod koniec coś mu nie wyszło i powstała wadera. Diabeł jednak wiedział, że wadera może być równie dobra, ale chciał dać jej... Hm... Jakby to powiedzieć? "Drugą połówkę"? Nie ważne! Ważne było to, że chciał, aby była jego najlepszą wojowniczką, kiedy wyszkolił ją, a miała wtedy 6 miesięcy (już była istną machiną zagłady) poznała pewną waderę - Groźbę. Dowiedziała się, że została zepchnięta do jej świata. W tedy zaczęła być okłamywana przez swojego "ojca". Mówił jej, że wszyscy udają jej przyjaciół, że nikt oprócz go jej tu nie chce. W tamtym czasie straciła pewność siebie, ale zyskała chęć do mordu. Kiedy już bardzo chciała zabijać diabeł posłał ją na ziemię. Tam miała zabijać, ale od razu trafiła do watahy, która nie zraziła się nią, ale jej pomogła. Yo przestała chcieć zabijać, zaczęła czytać książki. Długo, naprawdę długo była w tej watasze, jej "druga połówka" zawiadomiła szatana, że Yo już kompletnie nie chce zabijać. On się zdenerwował, zaatakował watahę, jednak nie był w stanie dorwać Yuko, zbyt dobrze ją wytrenował. Kiedy uciekła z alfą, alfa dała jej amulet w znaku krzyża. Miał on powstrzymać "drugą połówkę" przed dalszym informowaniem diabła. Alfa jednak zginęła z wykrwawienia. Yuko znalazła schronienie w Watasze Smoczego Ostrza.
Przedmioty: Medalion w kształci krzyża - powstrzymuje informowanie szatana przez "drugą połówkę".
Właściciel: GoodAngela
Inne zdjęcia:   <KLIK> 
Jako demon:   <KLIK> 
Jako człowiek:    <KLIK>
Jako człowiek oraz demon w jednym:   <KLIK>

Od Groźby cz. 1

Przedzierałam się przez gęste krzaki i zarośla. Jakieś miejsce gdzie mogłabym w spokoju pomyśleć, pobyć sama ze sobą. Takie miejsce było mi potrzebne właśnie teraz. A może by tak... Biegłam jak najszybciej się dało. Stanęłam. Przede mną rozciągała się ponura przestrzeń pokryta obumarłymi roślinami i najeżona ostrymi skałami. Dolina Mrocznej Strugi. Miejsce to było raczej przygnębiające i nie napawało otuchą. Ale mi to odpowiadało. Usiadłam na twardej ziemi i zaczęłam grzebać w niej łapą. Nie mogłam się skupić. Coś mnie rozpraszało. Dziwne wrażenie, że jestem obserwowana...
Odwróciłam głowę w prawo akurat by zobaczyć przemykającą po ziemi postać. Był to...
Szczeniak.
Zwykły, najzwyklejszy w świecie szczeniak. Zmarszczyłam czoło w zamyśleniu. O ile dobrze wiedziałam to w Watasze Smoczego Ostrza nie było takiego szczeniaka. Basiorek był naprawdę nieduży. Cały ciemno-szary o czerwonych oczach. Przypominał Loedie, choć z postury bliżej mu było do Ingreed. Miał krótkie łapy. Najdziwniejsze w nim były maleńkie skrzydła przyczepione do łopatek. Skrzydełka były tak małe, że z pewnością nie dałby rady wznieść się w powietrze.
- Ej! - zawołałam do niego - Co tu robisz?
Nie odpowiedział. Obejrzał się tylko na mnie po czym usiłował czmychnąć.
Nie pozwoliłam mu na to.
- Wracaj tu natychmiast!
Rzuciłam się za nim w pogoń. Właściwie "rzuciłam" to dość mocno powiedziane. Był szczeniakiem. A jak wiadomo szczeniaka łatwo jest dogonić. Szybko go dopadłam i szturchnęłam łapą, tak, że stracił równowagę i upadł.
- Zostaw mnie w spokoju! - pisnął - Ratunku! Zostałem wykryty! Pomocy!
- Ty! - przerwałam mu - Mów mi zaraz coś ty za jeden i skąd żeś się tu wziął! Gdzie twoja wataha? Gdzie twoi rodzice?
- Nic ci nie powiem, zdrajco!
- Zdrajco?- mój głos przybrał niebezpieczną nutę - A więc to tak? Ty mały...
Urwałam. Nie powinnam się tak do niego zwracać. To raczej niezbyt odpowiedni sposób zaprzyjaźniania się.
- Proszę powiedz mi, - zaczęłam uprzejmie - gdzie są twoi opiekunowie? Zgubiłeś się?
Popatrzył na mnie z pode łba. A potem prychnął:
- A co ci do tego? Kim ty niby jesteś, że tak tu przychodzisz i się panoszysz, co?
- Tak się akurat składa, że jestem wilkiem. Dorosłym, groźnym, niebezpiecznym, pomału zaczynającym wkurzać się na takiego małego uparciucha wilkiem. A musisz wiedzieć, że ja bardzo, ale to bardzo nie lubię takich małych uparciuchów jak ty.
Zamilkł na chwilę. Spuścił wzrok i wymamrotał coś pod nosem. Zrobiło mi się go trochę żal.
- Już się nie smuć. Ja tylko żartowałam. No... a jak ci na imię?
- Smerte. - odparł krótko.
- Smerte - powtórzyłam - Co tu robisz, sam?
- Siedzę sobie.
Zanim zdążyłam ugryźć się w język, moje płuca już opuszczały takie oto słowa:
- Nie chciałbyś może pójść ze mną na polowanie? Przejdziemy się trochę?
- Och, tak, tak! Bardzo chcę! Dziękuję!
No nie, pomyślałam, i teraz będę mieć na głowie o jeden problem więcej. Ale wbrew sobie naprawdę cieszyłam się, że będę mieć towarzystwo.

C.D.N.

Od Two-Faced

Dzień jak każdy inny. Właśnie taki dzień się zaczynał. Miły, dosyć ciepły, niezobowiązujący i pod każdym względem przyjemny. Był to taki właśnie dzień, w którym nie można robić nic nieprzyjemnego. Tak po prostu czułam. Więc co by tu przyjemnego zrobić?, zastanawiałam się. Skoro mam już taki dzień wolny, czemu by nie zaprzyjaźnić się z innymi członkami watahy? Dawno do nikogo nie wychodziłam, a przydałoby się zdobyć kilka nowych znajomości. Śmiało wyskoczyłam z jaskini, rozglądając się za wilkami. A traf chciał, że naprzeciwko mnie stała jak gdyby nigdy nic... Soturi!
- Hej! - zawołałam - Cześć, Soturi! Co porabi... Czy ty krwawisz?
- Słucham? A tak... trochę. Szłam właśnie do Rochele albo Laos.
- Szybko, musisz iść! Naprawdę mocno krwawisz. Co ci się stało w łapę?
- Nic takiego. Jakoś sama sobie pogryzłam.
- Jak to sama?
- Tak. We śnie.
Nie tracąc czasu na zbędne pogadanki podeszłam do Soturi i spróbowałam ją zaciągnąć w stronę "gabinetu" Laos.
- Puszczaj! - wrzasnęła Soturi - Nigdzie nie idę!
- Jak to "nie idziesz"? - zapytałam
- Ja idę zapolować i nic nie odwiedzie mnie od tego zamiaru. Kropka.
Patrzyłam na nią zdezorientowana całą tą sytuacją. Miałam ją do tego zmusić? Przecież Soturi to dorosła Wadera, a nie szczeniak, który odmawia pójścia do lekarza. Więc nie mam nad nią władzy.
- Chodź, pójdziemy zapolować razem. - powiedziała Soturi
- Co? - zapytałam tępo, myślami będąc gdzie indziej.
- O, nie! - powiedziałam stanowczo - Ty idziesz do Laos. Nie możesz chodzić z tą łapą, a już tym bardziej polować.
Soturi wzruszyła lekko ramionami i oddaliła się w kierunku lasu. Westchnęłam i poszłam za nią. Szłyśmy obok siebie w milczeniu, przez dłuższy czas. Nagle pobliskie krzaki zatrzeszczały i zaszumiały.
- Kto tam? - zapytałam niepewnie
Zdumiałą mnie natomiast reakcja Soturi. Całe jej ciało napięło się jak struna, oddychała szybko, nierównie i płytko, Rozglądała się na boki wypatrując zagrożenia. Zachowywała się tak, jakby spodziewała się, że z krzaków wyjdzie jakiś potwór i się na nas żuci. Ja natomiast zachowywałam się spokojnie, sądziłam, że to po prostu jakiś wilk z watahy. I nie myliłam się. Z zarośli wynurzył się jak cień Asacrifice La Blue Fire.

La Blue Fire? :)

24 października 2016

Od Nathing cd. Laos

- Pomóc Ci? - spytałam, kiedy wilczyca potknęła się i znów runęła jak długa. Dość niezręcznie czułam się w tej sytuacji.
- Nie... - zaczęła, chwiejąc się na boki i westchnęła - Tak, proszę - a ja podparłam ją swoją łopatką. Ruszyłyśmy powoli w stronę jaskini alf.
Żeby przerwać niezręczną ciszę odezwałam się:
- Przedstawię cię tutejszym alfom. Chcesz dołączyć, prawda?
Wadera zamiast odpowiedzi wysapała:
- Zróbmy... Przerwę - i dosłownie opadła na ziemię, dysząc ciężko. Chwilę odzipnęła, zanim wyjaśniła - To przez to, że długo nie chodziłam. To... Jakie są te tutejsze alfy?
- Są miłe - powiedziałam, a przed oczami stanął mi Zero Black Fire. On bynajmniej nie sprawiał wrażenia przyjaznego.
- To co, ruszamy? - zawołała ochoczo Laos, w którą jakby wstąpiły nowe siły po tym krótkim odpoczynku - Sama spróbuję chwilkę przejść - zaproponowała, gdy zamierzałam ją podeprzeć.
Ruszyłyśmy w dalszą drogę. Uszłyśmy ze sto metrów, kiedy znów zaczęła się gibać na boki. Nogi jej się plątały, z trudem utrzymywała pion, ale wytrzymała jeszcze pięćdziesiąt metrów, zanim poprosiła o chwilę odpoczynku. Tym razem nie przyjęła mojej pomocy.
- Nie zamierzam cię kłopotać - zapewniła - Już sobie dobrze radzę. Ale dziękuję za chęci.
- W takim tempie nie dojdziemy do jamy alf przed zmrokiem - zażartowałam.
< Laos? Dojdziemy w końcu czy wypatrzysz zająca lub motylka w trawie? (; >

Od Painy

Musiałem to zrobić. Po prostu musiałem. Nabrałem w płuca haust powietrza. Nie mogę wiecznie przed tym uciekać. Nie mogę wiecznie kryć się w grocie. MUSIAŁEM się w końcu z kimś zapoznać. Tak. Muszę tak do tego podejść, że nie mam wyboru. Postąpiłem krok na przód. Zalała mnie fala słońca. Zapiekło. Bardzo. Syknąłem z bólu. Bo to bolało, naprawdę, i to szczególnie w tych miejscach, w których moja skóra nie była osłonięta przez futro. Nie miałem pojęcia dlaczego tak się stało. Dlaczego moja skóra zaczęła linieć w pewnych miejscach? Byłem z tym kiedyś u uzdrowiciela, powiedział mi, że linieję wokół oczu, pod szyją, w dolnej części pyska, w zgięciach łap i na brzuchu, ponieważ brak mi jakiś witamin czy składników odżywczych. Powiedział też, że powinienem częściej wychodzić na słońce i lepiej jeść. Nie posłuchałem. Dlatego nic się w moim wyglądzie nie zmieniło. Piekło jak nie wiem co. Z przymrużonymi powiekami, tak, że ledwo widziałem, przebiegłem do najbliższego cienia. Tutaj słońce mi już nie dokuczało. Odetchnąłem z ulgą i ruszyłem przed siebie. Byłem podekscytowany, tym, że wyszedłem i być może znajdę sobie jakiegoś przyjaciela. No nie, tylko nie teraz!, pomyślałem gdy z mojego pyska, kącików oczu i nozdrzy, polał się gęsty jak smoła, czarny płyn. Taki widok raczej nie przyciągał przyjaciół. Skupiony na mojej smolistej "ślinie", nie zauważyłem granicy między cieniem, a słońcem. Nim się obejrzałem, stałem już w pełnym słońcu, które niemiłosiernie prażyło i przypiekało moja skórę. Tym razem nie powstrzymałem się od wrzasku. Kilka wilków się na mnie obejrzało. Były zdumione. Bo niby dlaczego jakiś wilk miałby wrzeszczeć się z powodu słońca? One nie miały takiego problemu. Wciąż co jakiś czas wydzierając się i dygocząc, ruszyłem przed siebie na ugiętych łapach. Dotrzeć do cienia! Dotrzeć do cienia!, kołatało mi w głowie. Otworzyłem oczy i spostrzegłem, że najbliższa przestrzeń, jest całkowicie pozbawiona jakiegokolwiek cienia. A na mojej skórze zaczęły się pojawiać czerwone plamy. Pędem ruszyłem do uzdrowicielki, w nadziei, że znajdzie sposób na moją nadwrażliwość.

Laos?

Od Nathing cd. Taravia

Taravia pochyliła się nade mną. Kontury były rozmazane, a wszystkie kolory pastelowe. Alfa, obecnie jasnobeżowa, pytała się o coś, ale jej słowa odbijały się w mojej głowie zbyt dużym echem, żebym mogła ją zrozumieć.
- Nic mi nie jest... - powiedziałm niemrawo - Jedynie zużyłam sporo energii naraz... - dodałam, ale tak cicho, że raczej nie uszłyszała.
Zmrużyłam oczy i zamrugałam, żeby przestać wpatrywać się tępo w dal. Przetoczyłam się na brzuch motywując ciało do działania, lecz moja dolna warga nie chciała się odrywać od ziemi. Nie miałam siły jej do tego zmuszać, więc odczekałem jeszcze chwilę, aby otrzeźwieć. Dopiero wtedy powoli się podniosłam. Taravia przyglądała się całej scenie z troską. Znów zadała to pytanie. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak brzmiała jego treść: ,,Nic ci nie jest?" Pokręciłam głową. Nie spotkałam się jeszcze z takimi objawami wykończenia przez użycie zbyt wielkiej ilości mocy i z początku zastanawiałam się, czy nie wstałam za szybko, ale w końcu zrozumiałam, że to magia złocistego basiora musiała tak na mnie zadziałać.
- Zazwyczaj nie jestem tak długo niedysponowana - uśmiechnęłam się, żeby pokazać jej, że już wszystko ze mną w porządku.
Taravia odwzajemniła uśmiech i jeszcze raz mi się przyjrzała. Potem jej wzrok powędrował w stronę ciała basiora.
- Nie żyje? - spytała.
- Nie wiem - odparłam - To zbyt delikatna sprawa, żebym mogła sprawdzić. Nie podobało mi się jego zachowanie. W ostatnich chwilach sprawiał wrażenie jakby oszalał albo... działał według ustalonego planu, od którego my za bardzo go odwodziłyśmy.
Wilczyca milczała przez jakiś czas, zanim zadała pytanie, które nam obydwu chodziło po głowie.
- To czego mógł chcieć?
Westchnęłam, patrząc w dal. Ja też nie znałam odpowiedzi.
- Powinnyśmy stąd iść. Jak najszybciej.

< Taravia? Żyję, acz ledwo ledwo :3 >

23 października 2016

Od Taravii cd. Zero

Zacisnęłam zęby, ale nic nie powiedziałam. Trudno, najwyraźniej muszę dać mu szansę.
- Dobrze, mała, tylko uważajcie. - powiedziałam do In, muskając ją nosem w jej mały pyszczek i spojrzałam na białego basiora.
Teraz dokładnie widziałam jego podobieństwo do Zero. Oboje wysocy, szczupli i wyraźnie umięśnieni. Ich oczy miały ten sam wyraz, jednak Thomas zachował w nich choć odrobinę wesołości, której tak próżno szukać u mojego męża.
- Proszę, uważaj na nią. - spojrzałam na białego wilka i zmusiłam się do ciepłego uśmiechu.
- Oczywiście. - skinął łbem i razem z wesołą Ingreed wyszli, kierując się do świątyni.
Westchnęłam i oparłam się o chłodną ścianę jaskini, posyłając mężowi zmęczone spojrzenie. Spokojnym krokiem podszedł do mnie, siadając obok i przyglądając mi się.
- I jak? - zapytał, unosząc brew - Dasz mu szansę?
- Dam mu szansę. Ale pod jednym warunkiem. - mruknęłam, przymykając oczy - TY oznajmisz naszym dzieciom kim on jest, TY będziesz za niego odpowiedzialny i... - uśmiechnęłam się podle - TY weźmiesz jutro na trening całą naszą wesołą gromadkę.
- To więcej niż jeden warunek... - zauważył, lecz ja puściłam tę uwagę mimo uszu - O co chodzi z tym treningiem?
- Zbierzesz wszystkie nasze dzieci i przeprowadzisz z nimi trening, wycieczkę czy co tam chcesz. Tylko mają być grzeczne.
- Czy...
- Tak, Asacrifice też ma z Tobą iść.
- Ale on mnie nie słucha...
- Trudno - zaśmiałam się cicho - Będę z boku obserwować Twoje zmagania. Coś czuję, że się uśmieję.
- Jesteś okropna. - warknął, opierając pysk na moim łbie. Skurczybyk wie, jak zaznaczyć, że jest sporo wyższy.
- Ty też. Dlatego się pobraliśmy, prawda?
- Prawda. - westchnął - Thomas też ze mną pójdzie na ten trening, dobrze?
- Przecież mówiłam, że wszystkie nasze dzieci. - odwróciłam wzrok, wydymając policzki niczym niesforny szczeniak.
Odsunął się, mierząc mnie wzrokiem. Po chwili jednak znów się przysunął, obejmując mnie łapą. Wtuliłam się w jego czarne futro, wdychając jego zapach.
- Jak ten czas szybko mija. Już mam dorosłego syna... - zaśmiałam się, przymykając oczy.

Zero? Wybacz, nie miałam pomysłu xD

Konkurs!

Kochani, ogłaszam nowy konkurs, tym razem plastyczny!

Kategorie będą trzy, w każdej udział można wziąć jeden raz. A więc do dzieła :3
Jakiekolwiek pytania bądź zastrzeżenia przesyłajcie w wiadomości na Howrse! [Ktosicek]
I nie bójcie się pytać czy zgłaszać nieprawidłowości - popełniam mnóstwo błędów, więc możliwe, że i teraz palnęłam coś bezsensu :D

WYMAGANIA|INFORMACJE:
a) Czas na przesłanie prac macie do 13 listopada br.
b) Każdy wilk - nie osoba - może przesłać jedną pracę z każdej kategorii.
c) Praca musi być wykonana na kartce, a jej zdjęcie przesłane na mój email (damaszek2001@gmail.com).
d) Musi być to praca w 2D (musi być płaskie), czyli nie można używać plasteliny i tym podobnych.
e) Technika może być przeróżna - farby, kredki, pastele, długopis, ołówek, cienkopisy, pisaki... Możliwości macie naprawdę wiele!
f) Każda praca musi zawierać imię wilka i datę wykonania.
g) Praca nie może być odwzorowaniem któregokolwiek ze zdjęć w formularzu wilka!
h) Przy ocenianiu zwracam uwagę głównie na pomysł, ale także na estetykę, jak i wykonanie,

KATEGORIE:

1. Narysuj swojego wilka, kiedy używa jednej z jego mocy! 
2. Narysuj swojego wilka, kiedy walczy!
3. Narysuj swojego wilka w halloweenowym przebraniu!

NAGRODY:
(Każda kategoria ma odrębne podium)
1. miejsce - 700 L, + 4 pkt. do każdej umiejętności, 2x Eliksir Żywiołu
2. miejsce - 500 L, + 3 pkt. do każdej umiejętności, Czerwona Fiolka Czasu
3. miejsce - 300 L, + 2 pkt. do każdej umiejętności, Eliksir Mocy
Pozostali uczestnicy - 100 L, + 1 pkt. do każdej umiejętności, Eliksir Odporności

Jeżeli nie wiesz o co chodzi z punktami umiejętności - zapraszam do lektury.

Od Zero - "Nowy władca" cz.2

Ciemność. Ostatnimi czasy, te jedno słowo chodzi mi po głowie. Słyszę jakieś głosy, mówiące że niedługo poniosę klęskę. Chodź sam nie chcę w to wierzyć, coraz bardziej odczuwam że Hades ponownie rośnie w siłę. Jego moce są niewyobrażalne, i chodź wiem, że jestem w stanie im dorównać, nie mogę uwierzyć, że to się stało. Gdyby nie Taravia, pewnie bym rozszarpał Asacrifice . No ale cóż, to mój syn, przecież nie mogę go zabić. Usiłowałem dać mu szlaban, ale ten bachor się mnie nie słucha. Nawet Taravia nie jest już w stanie przemówić mu do rozsądku. [...] Siedziałem właśnie w jaskini licząc swoje Lupus. Nagle doszedł mnie dźwięk pobitego wazonu. Podniosłem się z ziemi i rozejrzałem dookoła. Niczego nie byłem w stanie zauważyć, jedyne co zwróciło moją uwagę, to znikający ogon za ścianą. Już się domyśliłem że to mój demoniczny syn, tylko on nosi czerwoną wstęgę zawiązaną na ogonie.
- ASACRIFICE! - Krzyknąłem. Cisza. Stałem dobre pięć minut i czekałem aż przyjdzie, jednak na marne, bo w końcu wiadomo - on nikogo nie słucha. Wyszedłem szybkim krokiem z jaskini, a moje oczy zapłonęły żywym ogniem.
- Gdzie się chowasz ty mały gówniarzu! - Syknąłem rozzłoszczony. Doprawdy, ten dzieciak już naprawdę mnie wkurzał, miałem dość jego wybryków. Postanowiłem, że nauczę go dyscypliny. I zobaczyłem go wreszcie, skaczącego z drzewa na drzewo, i postanowiłem to wykorzystać. Zakradłem się na drzewo, i podążałem tuż za nim. Może i ma dobry słuch, ale moje umiejętności skradania są na tak wysokim poziome, że nawet gdybym spadł z tej głupiej gałęzi nic by nie usłyszał. Po cichu stanąłem za nim, i patrzyłem, jak rozgląda się w poszukiwaniu następnej gałęzi. W końcu złapałem go za kark i zeskoczyłem na ziemię.
- PUŚĆ MNIE! - Wydarł się i zaczął wariować.
- Ogarnij się mały psychopato, i słuchaj, bo nie powtórzę. - Odezwałem się zimno. - Jeżeli nie będziesz wykonywał moich i mamy poleceń, obiecuję ci, że wygnam cię z watahy, a potem jeszcze zabiję za terenami za to co zrobiłeś.
As patrzył się na mnie nie dowierzając. Nagle usłyszałem Taravię. Stała tuż za mną, i prawdopodobnie wszystko słyszała.
- Zero, przesadziłeś. - Warknęła Taravia odpychając mnie od syna.
- Asacrifice, tatę poniosły emocje. A teraz, marsz do jaskini sprzątać ten wazon. Już! - Krzyknęła na niego, a ten wykorzystał moją chwilę nieuwagi i zniknął za krzakami.
- Oszalałeś? - Warknęła Tavi. - Jesteś zbyt surowy, już wiem dlaczego dzieci się ciebie boją.
- On uwolnił Hadesa, a to oznacza, że bogowie znów zaczną ze sobą wojnę. Chcesz tego? Albo będę musiał zmierzyć się z Hadesem i go pokonam przy farcie, albo zginę i już mnie nie zobaczysz. - Warknąłem. - To nie jest wilk. Nie wiem po kim jest taki bezczelny, ale wiem, że nie możemy pozwolić mu na takie zachowanie.
Taravia położyła uszy po sobie.
- Zero, ja ci nie pomogę. To twój świat, ja nie chcę w tym wieku pchać się do zaświatów. - Westchnęła. - I przemyśl to, w jaki sposób się do nich odzywasz, uwierz mi, powinieneś być milszy.
Wiedziałem że moja żona ma rację. Zawsze umie mi dowalić, ma zbyt dobre argumenty. [...]


                                                                 C.D.N

22 października 2016

Zmiany!

Moi drodzy! 

Postanowiłam dodać do formularza nowy punkt - umiejętności.
Będzie on dokładnie określał umiejętności naszego wilka (czego nietrudno się domyślić). Punkt "Specjalizacja" zostanie usunięty. Edit: pozostanie jedynie w formularzu dla postaci pobocznych!

Nowe pole będzie prezentowało się tak:

Umiejętności: 
Intelekt: ?? | Siła: ?? | Zwinność: ?? | Szybkość: ?? | Magia: ?? | Wzrok: ?? | Węch: ?? | Słuch: ??

Do rozdania każdy z wilków będzie miał 50 punktów. Rozłożenie dowolne, możecie mieć w miarę równomierne, ale także bardzo zróżnicowane, np. 40 w sile i 10 we wzroku, a reszta po 0...

Proszę o przesłanie wypełnionego pola w wiadomości na Howrse [Ktosicek]!!

Powolutku będziemy wprowadzać nowe możliwości podwyższenia ilości punktów. Już mogę powiedzieć, że na pewno będzie można kupić takie "doładowania" w sklepie :D

Proszę również o pamiętanie, że będzie to miało wpływ na opowiadania - wilk, który ma jedynie 2 punkty w słuchu nie będzie mógł usłyszeć czegoś z odległości 100 metrów!!

Dodatkowo zajdą zmiany w przydziale Lupus, naszej waluty. Na początku wilki będą otrzymywać jedynie 500 L (obecne wilki utracą 1 500 L), a co tydzień otrzymywać 100 L. Dzięki temu stanie się ono cenniejsze.

Pozdrawiam, Taravia :3


Od Zero C.D Taravii

- Słuchaj. - Złapałem waderę w pasie i przybliżyłem do siebie. - Nie mam żadnej innej żony, ani więcej dzieci, Louis jest moim jedynym synem którego urodziła inna wadera, fakt, kiedyś miałem żonę, ale ona już nie żyje. Zapewniam ci.
- Zero, puść mnie. - Mruknęła Taravia. Na prawdę była na mnie zła, co było widać. - I idź do swojego syna, już ci mówiłam.
- On jej nic nie zrobi. Proszę, zaufaj i daj mu szansę, a zobaczysz, jaki z niego dobry wilk. - Puściłem jej oko. - A, i jeszcze jedno. Nawet gdyby się zmienił, na gorsze oczywiście, nie pozwoliłbym mu skrzywdzić Ingreed. To w końcu moja córka...
- Dobrze, pomyślę, ale w zamian za to, ty musisz poprawić swoje stosunki z naszymi dziećmi. In się ciebie boi, zresztą Raiden i Loedia też. A na Asacrifice nie ma co patrzeć, on ma wszystko gdzieś, podejrzewam że odziedziczył charakter po tobie. - Położyła uszy po sobie. - Ja nie widzę w nim nawet iskierki dobra.
- Oj nie przesadzaj, zobaczysz, jeszcze wyrośnie z niego porządny wilk. - Uśmiechnąłem się sztucznie i wszedłem po cichu do jaskini. Obawy Taravii w ogóle się nie potwierdziły. Ingreed zdążyła wstać, i rozmawiała z Thomas'em. Szturchnąłem Taravię w bark, aby pokazać jej, że  myliła się co do mojego syna. Ona tylko podniosła jedną brew w górę i spojrzała na mnie lekceważącym wzrokiem. Przewróciłem oczami i podszedłem do dzieci.
- Cześć In, jak ci się spało? - Uśmiechnąłem się.
- Dobrze tatusiu, masz bardzo miękkie futro.  - Zaśmiała się. - A kim jest ten pan?
- Oj Ingreed, to nie żaden pan. Może tego nie zrozumiesz, ale to twój starszy braciszek. - Poklepałem Thom'a po plecach.
- I co z tym kwiatkiem dla Astrei ? - Mruknęła Taravia patrząc na mnie, to na In.
- Właśnie tatusiu, mieliśmy zanieść bukiet. - Skrzywiła się Ingreed.
- Racja, całkiem zapomniałem! - Złapałem się za głowę, bo prawda, w ogóle nie pamiętałem o podarunku. - Musimy iść nazbierać nowe...
- Tato, to ten bukiet ? - Zapytał Louis wyciągając zza pleców bukiecik niebiesko-białych kwiatów.
- Tak ! Tak ! To ten! To Ten! - Cieszyła się Ingreed. Kiba wręczył jej bukiet.
- Może mógłbym iść z tobą zanieść ten piękny bukiet? Chętnie poznam Astreję. - Uśmiechnął się mój syn. Taravia przybrała złą minę, i już chciała coś powiedzieć, gdy ja się wtrąciłem.
- To bardzo dobry pomysł, może po drodze kogoś spotkacie? - Zaśmiałem się i spojrzałem na Tavi, która prawie mnie nie rozszarpała.
- W takim razie chodźmy. - Uśmiechnęła się In i złapała za łapę Thomasa. - Będziemy przed wieczorem!

Taravio ? <3 :D xD

Nowy basior - Paina!

http://safiru.deviantart.com

Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...

Imię: Paina
Pseudonim: Tak naprawdę "Paina" to już skrót
Wiek: 4 lata i 10 miesięcy
Płeć: basior
Charakter: Paina jest skrytym i cichym basiorem. Lubi samotność i cisze. Właściwie nie tyle "lubi", co "samotność mu nie przeszkadza". Jest sarkastyczny i nie lubi by nabijać się z jego imienia, więc skrócił je do "Paina". Noc jest jego porą, w dzień prawie nigdy nie wychodzi.    
Wygląd: Jego futro jest białe i zawsze w nieładzie. W niektórych miejscach jest ono tak rzadkie, że widać jego delikatną i jasno różową skórę. Ma bardzo długie i cienkie łapy. Wygląda jak sama skóra i kości. Paina ma czerwono-różowe oczy i uśmiech, który jest o wiele większy od uśmiechów zwykłego wilka. Gdy przeżywa silne emocje, z jego pyska, nozdrzy i oczu leje się podobna do smoły, czarna ciecz. Posiada nadnaturalnie długie i cienkie uszy, wychwytujące najlżejsze nawet dźwięki.
Stanowisko: Czarny mag
Umiejętności: 
Intelekt: 10 | Siła: 0 | Zwinność: 5 | Szybkość: 5 | Magia: 15 | Wzrok: 5 
Węch: 0 | Słuch: 10
Rasa: Wilk Snów
Żywioły: sen, koszmar, strach
Moce: 
- przywoływanie złych myśli
- panowanie nad czyimiś snami
- wywoływanie strachu
- usypianie wilków
- zakłócanie snu
- przemienianie się w koszmar
- potrafi wniknąć w czyjś sen
Rodzina: Matka, ojciec...
Partnerka: ---
Potomstwo: ---
Historia: Jego rodzice, tak samo jak on, byli wilkami snów. Należał do Watahy Sennych Mar, ale wybuchła wojna. Trafił do wojska i był zmuszony walczyć. Nie radził sobie dobrze w bezpośrednim starciu i rodzice bali się, że nie przeżyje. Powiedzieli mu, żeby uciekał. Tak też zrobił. Przez rok wałęsał się po świecie i postanowił wrócić do rodziców. Okazało się, że wilki z Klanu Sokolich Skrzydeł zabili jego rodziców i wataha się rozpadła. Potem znalazł ten watahę, ale i tak nienawidzi tych wilków za to, że ich zabili. 
Przedmioty: Posiada Księgę Koszmarów
Właściciel: Wałeczek
Inne zdjęcia: 
Ojciec i matka:   <KLIK> 
Jego księga:      <KLIK>

21 października 2016

Ankieta

Kochani! Serdecznie dziękuję za udział w ankiecie!

Jak mogliście zauważyć, przez ostatni tydzień możliwa była opcja zagłosowania w ankiecie dotyczącej tego, czy poleciłbyś/poleciłabyś watahę innej osobie, a dokładniej jaka jest na to szansa.
Wyniki są niezwykle zadowalające, a prezentują się tak:
 > żadna z osób nie zagłosowała negatywnie,
 > cztery osoby nie były pewne tego, co wybrać,
 > pięć osób stwierdziło, że jest dość duże prawdopodobieństwo, że to zrobią,
 > i AŻ DZIEWIĘĆ osób odpowiedziało, że jest na to ogromna szansa!

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam! :3  

Od Taravii cd. Nathing

- Dobrze, pójdę więc. - odparłam, podchodząc do wilka.
Kątem oka widziałam zszokowaną Nathing. Basior przybliżył się do mnie, wpatrując mi się głęboko w oczy.
Dobrze wiem, co knujesz. Nawet nie próbuj takich sztuczek. 
Zadrżałam, gwałtownie się odsuwając. Głos wciąż rozchodził się echem po całym moim ciele, plącząc mój umysł.
Nie, on nie powinien mieć dostępu do moich myśli. Zablokowałam je. Uniemożliwiłam mu to. Przecież jeszcze nikt tego nie złamał...
Najwyraźniej nikt nie chciał tego równie mocno, jak ja.
Poczułam, jak coś oplątuje moje łapy, każąc mi stać w miejscu. Coś zablokowało całe moje ciało, zaciskając mi gardło i wiążąc struny głosowe.
Chciałam się poruszyć, odskoczyć, zareagować. Żadna z moich mocy nie działała jednak, pozostawiając mnie w tym niemym stanie.
- Taravio! - usłyszałam krzyk Nathing, lecz nie mogłam nic zrobić, spętana niewidzialnymi nićmi, wytworem potężnego umysłu basiora.
Przez chwilę brakło mi powietrza, prze co zachwiałam się, nadal nie mogąc nic zrobi. Nici podtrzymały mnie, nie pozwalając mi upaść.
Nie wiem co się wtedy stało, bo wzrok przesłoniły mi złośliwe mroczki tańczące przed moimi oczami. Upadłam, a nici ustąpiły, pozwalając mi zaczerpnąć powietrza, co zrobiłam z nieukrywaną radością.
Wstałam, opierając cały ciężar ciała na drżących łapach i spojrzałam w tył, na Nathing. Basior wisiał nad nią, w powietrzu, a ona mówiła coś do niego, lecz mój słuch zagłuszał nieustający pisk, który teraz powoli cichnął.
Napięłam mięśnie, próbując zatrzymać targające mną konwulsje. Zamrugałam kilkakrotnie, chcąc odzyskać widzenie i zauważyłam, jak basior upada na ziemię, rzucając się na towarzyszącą mi waderę.
Przylgnęłam do niego, wbijając w jego brzuch krótkie ostrze, które uprzednio wytworzyłam.
Odskoczył, odpychając mnie przy pomocy czegoś, co przypominało niewidzialną barierę, przy okazji unosząc ku górze Nathing, w łapie trzymając zatrutą strzałkę.
Ponownie podniosłam się, kierując na waderę zaniepokojony wzrok i unosząc brew. Spojrzała na mnie znacząco, a ja, choć nie współpracowałam z nią jeszcze nigdy, doskonale wiedziałam o co jej chodzi.
Jej wisiorek zalśnił, wyłaniając się spod srebrzystej sierści, a oczy rozjaśniły się. Basior cofnął się o krok, choć na chwilę usuwając z pyska tę sztuczną maskę. Wokół mnie zaczęły wirować małe, czarne drobinki, tworząc ciemną, lekko przeźroczystą tarczę.
Poczułam falę uderzeniową odbijającą się od bańki, w której się znajdowałam, przy okazji wyłapując obraz upadającej Nathing. Spojrzałam w stronę leżącego nieruchomo basiora, unosząc do góry zakrwawiony kącik ust.

Nathing? Żyjesz? :D

Od Taravii cd. Zero

Zamrugałam kilkakrotnie, wpatrując się w basiora. Po chwili opamiętałam się, odwzajemniając uśmiech.
- Taravia, tutejsza alfa. - spojrzałam na Zero, kierując dalsze słowa do niego - Ingreed śpi?
Skinął łbem, więc podeszłam do niego, delikatnie chwytając małą za skórę na karku. Położyłam ją na legowisku, ponownie odwracając się do basiorów.
- Zero, możemy na słówko? - zapytałam z przyklejonym uśmiechem, nie zwracając uwagi na to, że moje słowa są niezbyt na miejscu.
Basior z ociąganiem zgodził się. Wychodząc z jaskini i prowadząc za sobą męża, lekkim ruchem łapy otoczyłam Ingreed niewidzialną dla wilków osłoną, która, po naruszeniu przez żywą istotę, zaalarmuje mnie poprzez dość mocny impuls nerwowy.
- Ta osłona nie była potrzebna, naprawdę... - mruknął basior, kiedy znaleźliśmy się już na zewnątrz
- Trudno, nie mogę tak po prostu zostawić obcego wilka z moją córką. - warknęłam, mierząc go wzrokiem - Zacznę od podstawowego pytania. Zebrałeś z In te kwiatki?
Uniósł brew, a w jego oczach zatańczyły wesołe - o zgrozo - ogniki.
- Naprawdę? To jest najważniejsze?
- Czyli nie. Mogłam się domyślić. - westchnęłam, wciąż spoglądając na niego spod lekko przymrużonych powiek - Zero, dałam Ci proste polecenie... Miałeś zebrać kwiatek. Jeden, cholerny kwiatek. A Ty mi tu przyprowadzasz jakiegoś basiora!
- Po pierwsze, te kwiatki...
- Oj, cicho! - wyprostowałam się, próbując dorównać wzrostem basiorowi, co nie było łatwe - Wiem, że zbieranie kwiatków to nie jest szczyt Twoich ambicji, ale Twoje dzieci się Ciebie boją! Chciałam po prostu, żeby relacje między Wami uległy chociaż małej poprawie!
Westchnął, nawet nie próbując się tłumaczyć. Najwyraźniej już sam się tego domyślił.
- A teraz powiedz mi kto to jest. Bo, o ile się nie mylę, jeszcze nie zdarzyło się, żebyś sam z siebie przyprowadził potencjalnego członka.
- To już nie jest potencjalny członek. Pozwoliłem mu zostać.
Zamarłam.
- Tak po prostu?
- Tak, tak po prostu.
- Zero! Nie możesz ot tak, bez pytania mnie, znajdować nowych członków!
- A czy ty zawsze pytasz się mnie, czy przypadkiem nie mam nic przeciwko innym wilkom?
- To inna sprawa. - odwróciłam łeb, patrząc na wejście jaskini i wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, znów patrząc na basiora - To ja jestem ta ważniejsza.
Westchnął, patrząc na mnie kpiącym, aczkolwiek troskliwym wzrokiem.
- No, dobra, kto to jest? - zapytałam.
- To... - zawahał się, jakby niepewny odpowiedzi - To mój syn.
Po raz kolejny zamarłam. Przez chwilę chciałam zapytać się, czy przypadkiem nie żartuje, ale doskonale znałam odpowiedź. Zero nigdy nie żartował.
- Aha. Fajnie. - wybełkotałam, starając się odzyskać pełną władzę nad głosem. - Cieszę się, że byłeś tak miły i nie powiedziałeś mi o tym, że masz jakieś dzieci, wcześniej, przed ślubem, bo przecież mogłabym na spokojnie sobie to przyswoić. W ogóle dziękuję, że kiedykolwiek mi o tym wspomniałeś. Przecież zawsze mogłeś zabrać to ze sobą do grobu.
- Taravio...
- Nie taraviuj mi tu. - warknęłam, obrzucając go zbolałym spojrzeniem - Przyprowadź tu swojego syna zanim cokolwiek zrobi małej, bo wtedy nie ręczę za siebie. Wiesz do czego jestem zdolna. Chcę wiedzieć wszystko. Na przykład czy przypadkiem nie masz jeszcze dwóch córek i żony, tylko zapomniałeś mi o tym wspomnieć.
Basior spojrzał na mnie trudnym do odczytania wzrokiem, lecz ja odwróciłam łeb. Czekałam, czując złość i gorycz.

Zero?? Tłumacz się >.<

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template