24 sierpnia 2017

Od Nerona cd. Shante

Sylwetka wadery powoli znikała za grubymi pniami drzew. Po chwili zupełnie zniknęła, odchodząc w swoją stronę. Czyli przynajmniej Shante nie przeszkadzam, to mi wystarczy. Delikatnie podniosłem kąciki ust, wpatrując się w las. Zerwałem się w bieg i szybko pobiegłem w odwrotną stronę. Doskonale wiedziałem, gdzie poza terenami watahy znajduje się osoba, która pomagała mi okiełznać demona. To mój wybawiciel, który powstrzymywał mnie od różnych głupich pomysłów. Nauczył mnie życia z zupełnie inną formą mnie i uświadomił mi, że nigdy się tego nie pozbędę, a kluczem do sukcesu jest umiejętność panowania nad mrocznymi mocami. Droga krótka nie była, ale myślę, że z rana będę już na miejscu. Biegłem przed siebie, by jak najszybciej dotrzeć do mojego drugiego domu.
~~~PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ~~~
Zmęczony dotarłem do już dobrze znanego mi miejsca. Złocista plaża, oblewana turkusowymi falami ogromnego jeziora. Wschód słońca dodawał całemu krajobrazowi niesamowitego uroku, dodatkowo okraszając to miejsce promieniami ciepłego, pomarańczowego słońca. Skierowałem się na północ, tam znajdowała się chatka mojego przyjaciela. Po paru minutach wolnego spaceru dotarłem do domu. Chata wcale nie zmieniła się od mojego ostatniego pobytu tutaj. Nadal słomiany, zeschnięty od słońca dach, drewniane, lekko popękane ściany i małe okienka przyozdobione wysuszonymi ziołami i kwiatami. Zaciągnąłem powietrze nosem, by jeszcze bardziej wczuć się w klimat tego miejsca. Cichutko podszedłem do drzwi i zapukałem.
- Kto zaś?! - usłyszałem zachrypnięty głos wydobywający się z wnętrza domku. Znałem go idealnie. Lekko surowy, ale zarazem ciepły głos umiejący każdego pocieszyć i postawić do pionu. W moim sercu poczułem ciepełko jak za dawnych lat.
- Demon Neron we własnej osobie - warknąłem, chcąc troszkę poudawać demona, ale pękłem ze śmiechu.
Drzwi otworzyły się z impetem, a zza nich wyszedł niski, lekko zgarbiony staruszek utrzymujący równowagę dzięki bambusowej lasce.
- Żaden demon - zaśmiał się, a jego oczy zaszły się łzami. Po jego policzku spłynęła łza szczęścia. Wtulił się w moją szyję, a ja przysiadłem i objąłem go całego. Tyle dla mnie zrobił, był moim drugim tatą, który zawsze zrobiłby dla mnie wszystko. Kiedy już skończyliśmy uściski, razem zawędrowaliśmy do chaty. Simon zaparzył herbatę z leśnych kwiatów i postawił na małym, trzcinowym stoliku.
- Co się dzieje? - doskonale wiedział, że tym razem nie przyszedłem w odwiedziny. Potrafił po moich oczach rozpoznać moje uczucia.
- Jest taka wadera... - powoli zacząłem, popijając herbatkę.
- Wszystko wiem - zaśmiał się. Myślałem, że już wyczytał w moich myślach, o co chodzi, ale nie, myliłem się.
- Jaki lubi kolor? Srebro czy złoto? A może coś naturalnego? Z drewna akacjowego? - wstał i podszedł do szafki, grzebiąc w starych pudłach. Przechyliłem głowę, próbując odgadnąć, o co mu chodzi.
- No co tak patrzysz? Nie wiesz, nawet co lubi? Współczuje jej takiego męża - zrobił skrzywioną minę, piorunując mnie wzrokiem. Mąż?! Ja chyba czegoś nie wiem.
- Nie, nie, nie o to chodzi - mruknąłem, spuszczając głowę. Simon wrócił na swoje miejsce, wpatrując się w moje oczy.
- Nazywa się Shante. Kiedyś straciła pamięć, nie pamięta nic ze swojego dzieciństwa. I właśnie po to tu jestem. Wiem, że potrafisz wszystko, więc może znasz coś na przywrócenie wspomnień? - zrobiłem maślane oczy. Błagam, miej coś.
- Zależy Ci na niej - posłał mi oczko i zatopił wzrok w zakurzone księgi.
- Zależy, ale wiem, o czym myślisz - szepnąłem, odwracając głowę w stronę jeziora.
- Nie okłamuj się. Coś o tym wiesz - wskazał na szkic demona w księdze. Wcale się nie okłamuje, nie...
- Simon, wiem, że coś masz. Ja wrócę tu jutro już z waderą. Dziękuje - wybiegłem z chaty jak poparzony. Udałem się w drogę powrotną, wprost do jaskini Shante.

Shante?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template