– A, tak po prostu.. – Odwróciła wzrok.
– A Ty? Masz rodzinę? – Na moje pytanie, wadera się zestresowała. Zaczęła błądzić wzrokiem po jaskini. Uniosłem jedną brew do góry. Zaczęła nerwowo ocierać się łapami. – Jeśli to dla Ciebie trudny temat, nie musisz opowiadać.. – Uśmiechnąłem się lekko.
– Jeżeli Ci to nie przeszkadza.. – Szepnęła, a w jej oku dostrzegłem kręcącą się łezkę. Spojrzałem na nią, zmartwiony.
– Ej, Miśka, co jest? – Zapytałem, a ona zerknęła na mnie przelotnie, i odwróciła łeb w drugą stronę.
– N-nic, nic.. – Szepnęła jeszcze ciszej, a łza spłynęła po jej policzku.
Przysunąłem się bliżej Misi, obejmując ją łapą. Nie musiała nic mówić. Rozumiałem, że w jej życiu musiało dojść do czegoś strasznego. Nie będę na nią naciskać, niech się nie drąży we wspomnieniach. Wadera w odpowiedzi wtuliła się w mój bok. Czułem się jako przyjaciel, który miał obowiązek wesprzeć ją w tej chwili. Nienawidziłem, kiedy było komuś smutno. Nigdy nie doświadczyłem uczucia takiego, jak brak rodziny. A najbardziej boli mnie to, że nie mam JAK takiej osobie pomóc. No, bo co, powiedziałbym „Wszystko będzie dobrze”? Nic nieznaczące słowa. Jedyne, co mogę zrobić, to przytulić. Przynajmniej to, chociaż by trochę pomoże. Uśmiechnąłem się do wilczycy, co nieśmiało odwzajemniła. Wziąłem swoją łapę i wstałem. Misia zaraz po mnie.
– Kurcze, trzeba jakoś rozpędzić te smutki! – Stwierdziłem, tupiąc łapą.
– A co proponujesz? – Zaśmiała się lekko, patrząc w deszcz zlewający się z wybrzuszeń jaskini.
– Hmm... – Zamyśliłem się, patrząc w burzową pogodę. – Wygląda na to, że jesteśmy skazani na bycie w jaskini. Raczej w burzę nie będziemy latać między drzewami.. – Zaśmiałem się.
– Odkryłeś Amerykę, Kolumbie. – Walnęła mnie lekko w bok, na co parsknąłem śmiechem.
– Nadal jestem mokry po tej „kąpieli”. – Westchnąłem, patrząc na swoje potargane, wilgotne jeszcze futro.
– Zauważyłam. – Wskazała łebkiem na mokry placek po lewej stronie jej ciała. Wyszczerzyłem ząbki w uśmiechu. – Ty głupi jesteś. – Zaśmiała się.
– Wiem. – Wypiąłem dumnie pierś, śmiejąc się z samego siebie.
– Pff.. – Westchnęła, chichocząc. Chwilę później, poczłapała w głąb jaskini. Nie było jej trochę. Zacząłem gwizdać, przeskakując z jednej łapy, na drugą, z nudów. Po chwili przyniosła...
Misiu? Co przyniosłaś? :P