31 maja 2018

Od Kesame cd. Aan'a

Przez krótki moment, w którym moje ciało dryfowało bezwładnie w ciemnej otchłani, przyciskałam dłonie do twarzy. Zaraz potem poczułam zryw i jakaś siła wypchnęła mnie na zewnątrz, a portal zamknął się ze świstem, zanim zdążyłam do niego dobiec.
Moje kolana uderzyły o ziemię, a kiedy tylko jej dotknęły, ja odepchnęłam się od niej i odwróciłam, aby wrócić do Aan'a. Wyciągnęłam dłoń w stronę pomarańczowego okręgu, ale moje dłonie nie natknęły się na nic; przez palce przelało się powietrze.
Oddychałam głęboko. Powietrze pachniało wilgocią i mchem, inaczej, niż w mieście; tam duszący zapach spalin utrzymywał się między budynkami cały czas. Wstałam, przesuwając smukłymi palcami po ziemi, na której po chwili pojawiały się drobne krople. Najpierw kilka mniejszych, zaraz potem coraz więcej grubych kropli. Uniosłam spojrzenie w górę, na zszarzałe chmury. Ubranie już po chwili było mokre. Włosy przyklejały mi się do twarzy.

Nie zamieniłam się w wilka. Mogłam, ale tego nie zrobiłam; byłam przyćmiona i lekko otępiona. Szłam przed siebie z nieznanych mi powodów, nogi co jakiś czas zahaczały o drobne, wystające korzenie. Otępiały wzrok wbijałam w linię horyzontu nieśmiało migoczącą gdzieś w oddali.

Przykucnęłam, kładąc jedną dłoń na przesiąkniętej wodą ziemi. Plecy oparłam o skalną ścianę, od razu czując zimno rozchodzące się po całym moim ciele. Przymknęłam oczy i myślałam. Nacisk czerwonych oczu poczułam dopiero po chwili. Wadera wpatrywała się we mnie zza gęstej roślinności, będąc zupełnie niewidoczną; ja jednak nie straciłam swoich wilczych zmysłów.
- To ja, Kesame - uniosłam dłoń, witając się. Zrobiłam to apatycznie, nie patrząc nawet w jej stronę.
Podchodziła do mnie ostrożnie, dopiero po chwili się rozluźniając. Poznała mnie zapewne po oczach.
- Czemu tu siedzisz?
Jej ton był zupełnie obojętny, jakby to, że jestem człowiekiem, było zupełnie normalne.
- Potrzebuję twojej pomocy - zaczęłam, nie zważając na jej wcześniejsze pytanie.
- Dlaczego niby chcesz dostać się do świata ludzi?
Uniosłam brew, ale o nic więcej nie dopytywałam. Po prostu nakreśliłam całą sytuację.
- Tutaj tego nie zrobię.
- Wiem.
Wstałam, znów podpierając się dłonią. Loedia ruszyła do przodu, a ja zaraz za nią. Szybko dogoniłam ją i położyłam dłoń na mokrym od deszczu łbie; poczochrałam sierść, mierzwiąc dokładne ułożenie i przyjemny dla oka ład. Zanim zdążyłam zareagować, po moim przedramieniu spływało kilka strużek krwi. Po chwili wyjęła wbite wcześniej w moją skórę kły i spojrzała na mnie spode łba.
- Nigdy więcej tak nie rób.
- Cóż - uśmiechnęłam się, wycierając drugą dłoń w spodnie i przyciskając ją do rany - chciałam to zrobić od początku.

Aan? Jak Twoje sprawy?

Od Shante CD Neron

Po tak długim czasie... Tylu tygodniach, mojej podróży, między życiem a śmiercią, w końcu mogłam wrócić do domu... Neron... Przez ten cały czas, myślała tylko o nim. O jego uczuciach. Zniknęła tak nagle, będzie tyle do niej pytań, ale...
Czy on nadal kocha ją? Przez ten cały czas, zadawała sobie tylko te pytanie. Czy ma sens wracać, jeżeli Neron o niej zapomniał? Lub co gorsza, przestał cokolwiek do niej czuć. Podeszłam do terenów. Tyle się zmieniło, jakbym nigdy tu nie była..
- Shante! - od razu do ucha mi wbił, głos Taravii. Odwróciłam głowę z uśmiechem.
- Taravia! - uśmiechnęłam się i podbiegłam do niej. Bardzo dawno jej nie widziałam... A ona nie wyglądała już tak młodo!
- Jak tam? - zapytała - czemu tak nagle zniknęłaś? - Taravia przekrzywiła głowę. Wzięłam głęboki wdech.
- Próbowałam odkryć swoje pochodzenie, ale... Niestety, nie udało mi się - przymknęłam oczy - Ale... To nic! - uśmiechnęłam się szeroko. Tav zaczęła mnie oprowadzać po terenach. Opowiedziała, co się zmieniło, co nie, czego mam oczekiwać, ale... Nie tego chciałam słuchać...Cały czas, byłam myślami tam, gdzie jest Neron. Czy nadal mu zależy, czy nadal...
- Shante? Hej! Wszystko okey?
- Tak..
- To czemu płaczesz? - parzyła na moje szkliste oczy. Odwróciłam wzrok, przełykając ślinę. Chyba wtedy zrozumiała, o co chodzi. Uśmiechnęła się lekko. Czułam jej uśmiech, jakby chciała mi tym poprawić humor, ale aktualnie, tylko jedna istota na tym świecie, umiała to zrobić. Nawet nie wiedziałam, czy Neron nadal tutaj jest. Czy wciąż będzie jej pamiętał, który już raz sama sobie, zadaje to pytanie?
- Shante...?
Ten głos mnie wybudził z myśli. Uniosłam wzrok. Nie mogłam w to uwierzyć... Po tylu latach, usłyszałam jego głos. Odwróciłam głowę, zauważając go...

Neron? Wrócisz do mnie? :c

Sojusze

Przyjęliśmy współpracę z blogami Zona oraz Stado Psich Serc.


Od Aan'a cd. Kesame

Dziewczyna pobiegła w stronę policji. Chciałem ją złapać, gdy nagle do głowy przyszedł mi plan. Zrobiłem to, co kazała Kesame. Uciekłem. Biegłem jak najszybciej mogłem, by mnie nie złapali. Na szczęście okazało się, że mnie nie szukają. Teraz musiałem skupić się na planie. Muszę znaleźć kamień. Tylko gdzie może być? Myśl, myśl i myśl! A może jest... Nagle coś na mnie skoczyło.  Był to brązowy pies o bursztynowych oczach. Był podobny do mnie, oczywiście mnie jako wilk. Zaczął mnie lizać po twarzy. Zepchnąłem go z siebie, nagle na de mną znalazła się jakaś kobieta. Na mój widok krzyknęła:
- Alex! Jesteś synku!
- Co?!
- Chodź.
- Nie znam Cię.
- Nie pamiętasz mnie? Jestem twoją matką.
- To jakaś pomyłka...
- Rozpoznałabym własnego syna.
Przytuliła mnie i wzieła za rękę. Zdziwiony nie zdąrzyłem się wyrwać, bo mnie pociągnęła w stronę miasta. Gdy wyszliśmy rzuciła się na nas inna kobieta. Była strasznie zła, gdy mnie zobaczyła, krzyknęła:
- Ty smarkaczu! Przez Ciebie moja córka jest w więzieniu!
- O co pani chodzi?!
- Wiem, że to ty to zrobiłeś!
Krzyczała coś, jednak nie słuchałem jej. Patrzyłem na naszyjnik mojej niby mamy. Był na nim zawieszony kamień, który miał nas przenieść do domu. Szybko zerwałem biżuterię z szyi kobiety i uciekłem. Matka jakiejś dziewczyny, najprawdopodobniej Kesame krzyknęła:
- Łapać złodzieja!
Wszyscy przechodni spojrzeli na mnie, a niektórzy zaczęli gonić. I po co ja go zabrałem?! Jak mnie złapią nigdy nie wrócimy do domu... Zacząłem biec jeszcze szybciej. Na szczęście zmienił się tylko wygląd, mogłem biec tak szybko jak ja, jako wilk. Gdy ludzie to zobaczyli, zaczęli gdzieś dzwonić. I w tedy zobaczyłem komendę policji. Bez zastanowienia wbiegłem tam. Był to jednak wielki błąd. Okazało się że ludzie wiedząc, że mnie nie dogonią, zadzwonili na policję. Nagle zauważyłem jak przyjeżdża jakiś radiowóz. Wyszli z niego policjanci i jakaś dziewczyna, była to Kesame. Uśmiechnąłem się, a dziewczyna na mój widok powiedziała:
- Co ty tu robisz?
- Mam...
Nagle dwaj policjanci mnie złapali. Szybko wyrwałem się i pociągnąłem za sobą Kesame. Zacząłem biec jak najszybciej mogłem. Policjanci patrzyli na to zdziwieni. Gdy wybiegłem, zapytała się mnie:
- Znalazłeś kamień?
- Tak.
- To szybko otwórz portal.
- Nie mogę...
- Czemu?
- Muszę się dowiedzieć o co chodzi z tymi wizjami...
- Aan, zaraz nas złapią.
- Mnie tak, ale Ciebie nie.
- Co ty mówisz?
Nie odpowiadając rzuciłem kamień. Gdy otworzył się portal szepnąłem:
- Żegnaj, Kesame...
Popchnąłem dziewczynę do portalu. Gdy zniknął, pobiegłem do biblioteki.

Kesame?

Od Diletty

"Należysz do mnie!"
Obudziłam się z łzami w oczach, roztrzęsiona i zlana potem. Przeszłość... to wszystko jest już za mną, a jednak podświadomie wciąż do tego powracam i boję się z tą samą siłą, co kiedyś.
"Czas iść dalej" pomyślałam i podniosłam się. Sama nie wiem ile już czasu minęło od mojej ucieczki od rodziców, ale też od niszczącej przeszłości. Ojciec na pewno nie jest ze mnie dumny. Zawsze był zwolennikiem stawiania czoła problemom. Niestety tatusiu, twoja córeczka nie wdała się w ciebie. Jej problemy ją przerosły i częściowo złamały jej psychikę. Chciałam wam powiedzieć, ale zawsze twierdziliście: "Jakie możesz mieć w tym wieku problemy"... Postanowiłam milczeć, sama szukać rozwiązania. Na próżno. Zamiast zwalczyć problem, pozwoliłam by się rozwinął i to w bardzo szybkim tempie. Stan psychiki pogarszał się. Wreszcie coś we mnie pękło. Pojawiły się myśli samobójcze. Później plany, przekute w bezowocny czyn.

Szłam spokojnym krokiem leśną ścieżką. Wokół mnie krzątały się dusze zmarłych. Przywykłam już do tego widoku. Nie robił on na mnie takiego wrażenia jak dawniej. Najważniejsze by nie wiedziały że je widzę i by w żadną przypadkiem nie wejść. Ostatnim razem źle się to dla mnie skończyło.

- Przerwa - mruknęłam sama do siebie.
Znajdowałam się na dość sporej polanie w środku lasu. Położyłam się pod najbliższym drzewem i obserwowałam niebo. Wieczór miał się ku końcowi. Niebo było bezchmurne, więc zaraz pojawią się gwiazdy. Uwielbiam ten moment, gdy powoli zaczynają być widoczne na ciemniejącym niebie. Leżałam tak ładnych parę godzin. Wreszcie zasnęłam. Obudziła mnie poranna rosa muskająca mój nos leżący w zielonej trawie. Powoli otworzyłam oczy. Nad polaną unosiła się mgła, przez którą przebijały się delikatne promienie porannego słońca. Znów musiałam iść dalej. Znów przez las.
Idąc tak coraz wyraźniej słyszałam szum wody oraz czułam w powietrzu woń innych wilków. "Wataha?" przeszło mi przez myśl. Wreszcie moim oczom ukazało się źródło szumu, którym była rzeka. Gdyby nie fakt, że byłam bardzo spragniona, to nie odważyłabym się napić będąc na terenie, na którym roznosi się tak intensywny zapach obcych wilków.
Podeszłam do brzegu. Nurt był spokojny, a woda bardzo czysta. Rzeka wydawała się płytka. Nachyliłam głowę by się napić. Wzięłam parę łyków. Coś zaszumiało w krzakach. Chciałam odskoczyć, lecz poślizgnęłam się i wpadłam do wody. Z początku płytka rzeka, nagle okazała się głęboka... Nie potrafię pływać. Zaczęłam panikować i rzucać się na wszystkie strony, łapczywie łapiąc powietrze. Pomimo nękających myśli samobójczych, uruchomił się instynkt przeżycia.
Powoli zaczęłam tracić siły, mięśnie stawały się coraz bardziej wiotkie. Zamknęłam oczy jak chyba każdy kto wie, że zaraz umrze. Wtedy usłyszałam plusk wody. Ktoś złapał mnie i zaczął ciągnąć. Cały czas miałam zamknięte oczy, bałam się je otworzyć. Mój wybawca wyciągnął mnie na brzeg. Leżałam w bezruchu z wciąż zamkniętymi oczami. Dopiero gdy poczułam wystarczająco dużo siły by wstać otworzyłam oczy. Przede mną stał ogromny basior... no dobra, może był normalnych rozmiarów, ale jako że jestem raczej niewielkich gabarytów, plus fakt, że leżałam na ziemi sprawił, iż wydał mi się on olbrzymem. Wpatrywał się we mnie zimnym, obojętnym wzrokiem. Zaczęłam się trząść. Na początku niezauważalnie, lecz moja próba uspokojenia się zaskutkowała tylko większym napięciem mięśni i tym samym jeszcze większymi drgawkami. Skuliłam się i położyłam po sobie uszy.
- Co tu robisz? - usłyszałam spokojny lecz oschły głos.
Przełknęłam śline. Stres znów zapanował nad moim ciałem. Mózg krzyczał by odpowiedzieć i się trochę uspokoić, lecz ciało już zostało od niego odłączone i żyło własnym życiem.
- Ja... Przepraszam... Tylko się napiłam - wydukałam wreszcie.
Tak, to wszystko na co było mnie stać w tamtym momencie...

Basiorze?

Harbinger Ghost cd. Kesame

- Nigdy nie przestaniemy tego ciągnąć Kes. Przynajmniej ja nie potrafię, ale wydaje mi się, że ty również prędzej, czy później się złamiesz. Nawet jeśli teraz masz już dość, tak, jak ja.
- To, co mamy robić? - mruknęła.
- Cholera wie. To jest twoja szansa. Jeśli mnie zabijesz, w końcu oboje się uwolnimy.
- Nie zabiję cię idioto, choć bardzo chcę. Musimy opuścić te tereny i to jak najszybciej.
- Zawsze możesz liczyć na moją pomoc Kesame. Nadal jestem oddany tylko i wyłącznie tobie. Więc co robimy?
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo coś wielkiego uderzyło w wieżę. Wystarczyło kilka sekund, aby cała konstrukcja się zawaliła. Myślałem tylko o jej bezpieczeństwie. Nie jak o obiekcie westchnień, ale Alfie. To ona była najważniejsza. Kiedy do niej doskoczyłem, było już za późno.

***

Wyciągnąłem ją żywą i świadomą. Była obolała, podobnie jak ja. Z jej pyska sączyła się krew. Jednak wyglądała normalnie, do momentu, kiedy zaczęła płakać. Kolejny raz moje serce pękło. Kolejny raz byłem zagubiony. 
- Kesame? Wstań, musimy iść. Przestań beczeć.
Nie wstała, a sam usiadłem obok i wpatrywałem się w swoje łapy. Jej życie właśnie legło w gruzach. Moje życie zniknęło już dawno.
- Proszę cię Kesame, nie rób mi tego. Walcz, bądź dzielna. Zrób to dla watahy, dla matki.
Obruszyła się, kiedy wspomniałem o Taravii. Uniosła głowę i popatrzyła na mnie przekrwionymi oczami. 
- Dobrze. 
Wystarczyło jedno słowo, aby moje chęci do życia powróciły. Przytuliłem ją, miałem gdzieś zasady i krzywe spojrzenia. 
- Nawet jeśli mnie nie chcesz, nasze drogi się rozejdą, zawsze będziesz częścią mnie - szepnąłem.
- Dlaczego?
- Po pierwsze zrobiłaś mi kolczyka, a po drugie pozostawiłaś po sobie bliznę, ciągnącą się od krtani, aż po klatkę piersiową.
Wadera odsunęła się ode mnie i z aprobatą pokiwała głową.
- Należy ci się - pociągnęła nosem.
- Wiem. Wracaj do domu Ay.
- A co z tobą? - zapytała.
- Jestem twój, wystarczy jedno słowo, ale od teraz łączy nas tylko powołanie.
- Jakie powołanie?
- Ratowanie świata Kesame, to właśnie robimy. Jeszcze jedno honey.
- Tak?
- Kocham cię.
- Wiem, ja też.

Dziwny koniec.

Seele cd. Vinyume

Viny była jak przytulanka. Nie potrafiłem jej porównać do żadnej, znanej mi wadery. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej może nie? Z opowiadań ojca wiem, że moja mama była jak porcelanowa laleczka. Mała, delikatna, o jasnej skórze oraz futrze z charakterem anioła, mimo to skrywała dziwną tajemnicę, która ją zabiła. Znaczy prawdopodobnie, jest kilka wersji wydarzeń, a prawie cała rodzina trzyma się tego, że umarła, bo urodziła. Nie czuję, że to ja ją zabiłem, chociaż może w dużym stopniu się do tego przyczyniłem? Vinyume z kolei jest zadziorna, nerwowa, nie potrafi usiedzieć w miejscu, wszędzie jej pełno. Często mnie tym denerwuje, ale coś dziwnego i najwyraźniej głupiego mnie do niej ciągnie. Miłość jest głupia. Chęć posiadania drugiej połówki również jest głupia. Warknąłem sam do siebie. Zaczynam wariować.

***
Nad lasem unosiła się gęsta mgła. Kilka godzin temu padało, ale powietrze było gęste. Vin niezdarnie kroczyła za mną, co jakiś czas zadając pytanie na temat mijanego drzewa, czy uschniętego kwiatka. Harpia leciała tuż nad nami, patrolując teren. Po wojnie zrobiło się niebezpiecznie, nawet w pobliskim zagajniku. Czułem, że coś nas obserwuje, skuliłem uszy i zacząłem truchtać, biegłem jak najbliżej ziemi.
- Co jest?
Głos wadery rozbrzmiewał w moich uszach.
- Coś bardzo nie tak. Biegnij.
Pierwsza strzała wbiła się w drzewo przed moim nosem. Następne strzały były celniejsze. Wyglądałem jak jeż, nie czułem bólu. Zgubiłem zapach Vin, więc pewnie Harpia ją zabrała. Resztkami sił przywołałem Bestię, zamieniłem się i chwyciłem ciało.

Viny, gdzie jesteś?

Od Crystal cd. Harbinger

Zdziwiło mnie to co powiedział basior i za razem ucieszyło. Chociaż wydawało mi się że mówi to tak, jakby nie był zadowolony z tego... Patrzyłam tylko, nie wiedziałam co powiedzieć. W końcu Harbinger przerwał tę ciszę:
- Jak nie chcesz, nie zmuszam.
- Chcę. Tylko nie wiem co powiedzieć...
- Okej...
Wydawał się taki niezadowolony. Strasznie to mnie smuciło, więc rzekłam:
- Mówisz to jakby ktoś Cię zmuszał, a ty tego nie chcesz... Nie powinnam tu być, Harbinger. Zasługujesz na lepszą.
- Co ty mówisz?
- Prawdę. Widać, że nie chcesz tego...
- Skąd taki wniosek?
- Nie urodziłam się wczoraj. A w ogóle to kochasz inną...
- Niby jaką?
- Kesame.
- No raczej, że nie.
- Może i tak, ale na prawdę zasługujesz na inną. Kocham Cię i chce być z tobą...
- To czemu mówiłaś takie rzeczy?
- Bo ty tego nie chcesz.
- Chcę...
- Harbinger...
- Naprawdę!
- Nie chcę byś był ze mną i żebyś był nie szczęśliwy...
- Crystal...
Przytuliłam go, a potem odbiegłam. Naprawdę chce z nim być, ale nie chcę by był nie szczęśliwy. I co ja zrobię? Jedyne co mam, to dzieci... No właśnie! Dzieci! Spojrzałam do torby, nie było ich. Nagle usłyszałam krzyki, przerażona pobiegłam w ich stronę. Gdy doszłam zauważyłam coś przerażającego. Jakiś basior rzucił się na trzy króliczki. Wrzasnęłam:
- Zostaw je!
Skoczyłam i go przewróciłam. Zwierzątka na mój widok powiedziały:
- Crystal...
- Cicho!
Poczułam ból, coś mnie opanowało. Wbiłam kły głęboko w brzuch wilka. Basior zawył i zaczął się szarpać. Wzięłam go za kark i zaczęłam rzucać o drzewa. Gdy go rzuciłam dalej, zaczęłam coś bełkotać. Sama nie wiem co. Chciałam przestać ale nie mogłam, ktoś kontrolował moje ciało. Zbliżyłam się do wilka i miałam mu zadać śmiertelny cios, gdy nagle usłyszałam głosy:
- Crystal! Przestań!
Odwróciłam się, był to Harbinger. Na mojej łapie pojawił się dziwny napis a moje oczy zrobiły się czarne. Na mojej sierści pojawiły się blizny a z pyska leciała piana i ślina. Naprawdę byłam przeklęta. W myślach błagałam, by basior uciekł, ale nie zrobił tego. Skoczyłam, i przygniotłam wilka. Nagle pojawiła się wizja. Byłam w niej ja, walczyłam podczas jakiejś wojny, zabiłam w niej wiele istot. Nagle coś w niej skoczyło na mnie i zabiło mnie. Skończyła się. Krzyknęłam i znów panowałam nad swoim ciałem. Wszystko wróciło do normy. Harbinger patrzył na mnie, był strasznie zdziwiony. Przerażone króliczki schowały się za nim i nie pozwoliły na to bym się zbliżyła do nich. Harbinger powiedział:
- Cry? Wszystko okej?
- Pomóż mi, proszę...
- W czym?
- Naprawdę jestem przeklęta...
- Chodź.
Basior zaprowadził mnie do jakiegoś pałacu. Gdy weszliśmy tam, zobaczyłam jakiegoś wilka. Harbinger podszedł do niego i zaczęli rozmawiać o czymś. Jeden z nich podszedł do mnie i nagle zasnęłam.

Harbinger?

Harbinger cd. Coral

- Chodzisz jak pokraka Coral. Nic dziwnego, że co chwilę stajesz na gałęzie. Musisz unosić wysoko łapy i robić długie kroki. Jeśli to nie pomoże, może zacznij skakać po drzewach?
- Bardzo śmieszne Harbi - zakpiła.
Spojrzałem na nią, miałem chyba dziwny wyraz pyska, bo posyłała mi pytające spojrzenie.
- Po prostu dawno nikt tak do mnie nie mówił.
- Aha.

***

Uczucie euforii zawładnęło moim ciałem, gdy zanurzyłem się w wodzie. Zmartwienia odeszły w niepamięć. Poczułem się wolny, chociaż przez tą, krótką chwilę. Coral zachowywała się w wodzie jak ryba, nie jak wilk, który potrafi pływać. Bawiła się z rybkami, jadła podwodne rośliny.
- Nie spodziewałam się, że jesteś wilkiem wody.
- Właściwie to nie jestem, po prostu umiem oddychać.
- Jeśli zdechnę i zrobisz mi sekcję zwłok, to się dowiesz - zażartowałem, uśmiechając się przy tym pod nosem. 
- Wchodzę w to. 
Wadera podała mi płetwę, którą z radością uścisnąłem. 
- Idziemy do centrum?
- No dobra.

***

Z powodu wojny, prawie każdy wilk siedział w siedzibie głównej. Nieśpiesznie kroczyłem przed siebie, Coral szła obok, nadal niezdarnie stąpając po ziemi. Nachyliła się do mnie i zaczęła szeptać.
- Czemu wszyscy się tak gapią? 
- Jesteś jak ryba chodząca po ziemi. Na dodatek niezdara z ciebie Coco.
- COCO?! - zapytała nieco głośniej. - Co to ma być?
- Zdrobnienie, wnerwia mnie ciągłe powtarzanie słowa "Coral". Coco Coral, jest lepsze.
Wadera zaczęła warczeć, ale nadal wyglądała niegroźnie. 
- Skoro tak się bawisz, ty też musisz mieć jakieś beznadziejne przezwisko.
- Coco nie jest beznadziejne - oburzyłem się. Nie zwracałem już uwagi na tłumy, krzyki oraz nerwową atmosferę panującą w watasze. Nie zauważyłem nawet młodego drzewa, na które wpadłem przez nieuwagę. 
- Nie odzywaj się C o r a l.

Coco? Brnę dalej w komizm, lecz miałam prawie 2 tygodnie przerwy od wilków i jeszcze się ogarniam.

Od Xyriana

Perspektywa: Forma Śmierci
Słońce już zaszło, a ja wraz z rządzą zabicia ofiary podążałem coraz szybciej za wilkiem, który kompletnie nie miał pomysłu na to jak uciec z moich pazurów. Krzyczał. Prosił o pomoc. Oh jak ja uwielbiam fakt, że zawsze błagają. Bawiłem się z nim, a właściwie to wyłącznie nim. Był coraz wolniejszy, zmęczenie go dopadało ewidentnie. Słyszałem jego szybki oddech. Sekunda po sekundzie. Ja się natomiast nie wysilałem. Sam się w końcu zmęczy i padnie na ziemię, po co mam robić cokolwiek? Przeskoczył drzewo, a ja wzbiłem się w powietrze z warknięciem, który miał ofiarę tylko pogonić. Chciałem, aby przerósł ją strach, aby zatrzymała się i błagała o litość. Byłem tuż nad wilkiem, którego goniłem. Zatrzymałem czas i wylądowałem. Śmiałem się. Jego mina była wręcz przekomiczna. Wyszczerzyłem kły i pokazałem je ofierze, która po powrocie upływu czasu odskoczyła i zaczęłam biec w drugą stronę. Będąc obok jej pyska wyszeptałem.
- Wiem, że nie masz już siły. Hahahha - Ta przerażona pisknęła tylko i na nowo zmieniła kierunek, aż w końcu upadła wycieńczona na ziemię z trzaskiem. Napis przekleństwo na moim ramieniu zaświecił na czerwono. Skierowałem łapę w ofiarę, a ta zaczęła krzyczeć. Słyszała głos śmierci, którą przywołałem. Tylko ona mnie rozumiała. Uwięziłem wilka w powietrzu, a ten zaczął się dusić, ponieważ trzymałem jego krtań wraz z całym gardłem. Nagle za plecami usłyszałem krzyk.
- Przestań! - Odezwał się jakiś inny wilk. Odwróciłem się i rzuciłem moja ofiarą na bok, a ta odkaszlnęła i przeczołgała się pod drzewo. Dopadło mnie uczucie współczucia. Ach jak ja go nienawidzę. Poczułem ból. Skuliłem się w kulkę jednocześnie przykładając pysk do podłoża. Napis powoli znikał, a kolor oczu zmieniał się w zielony.
Perspektywa: Między Darem i Śmiercią - normalna.
Śmierć w tej chwili mnie opuściła. Poczułem ogromną ulgę, ale mimo to ból głowy nie znikał. Chwyciłem się za nią mocno.
- Z.. ZOSTAW MNIE JUŻ! - Wykrzyczałem na samego siebie. Po chwili przypomniałem sobie co właśnie narobiłem i że przede mną stoi jakiś nieznany mi wilk. Popatrzyłem to na niego i na ofiarę Śmierci.
- Uciekaj stąd, bo i ty tak skończysz. Nie panuję nad tym. Nie znasz mnie. Zaraz coś Ci się stanie - Z oczu popłynęły mi przezroczyste z lekką esencją czerwieni łzy. Nigdy nie doświadczyłem uczucia ciepła, a teraz skrzywdziłem kolejnego wilka. Upadłem na ziemię i ścisnąłem mocniej głowę, kolejne brzydkie łzy spływały po moich policzkach.
- Po co właściwie się urodziłem? - Spytałem się patrzącego na mnie wilka. Wyglądałem wręcz tragicznie.

Ktoś?

29 maja 2018

Nowa wadera - Diletta!

SodaButtles
It's scary what a smile can hide.

Imię: Diletta
Pseudonim: Nie lubi, gdy ktoś próbuje zdrabniać jej imię.
Wiek: 5 lat
Płeć: Wadera
Charakter: Stara się być spokojna i opanowana. O wielu emocjach, które przeżywa, nie chce, a często nawet nie potrafi powiedzieć. Jest zwolenniczką tzw. „kamiennej twarzy”, aby nikt nie dowiedział się, jakie tematy ją poruszają, bądź jakie słowa ją ranią. Takim zachowaniem innym wilkom zdaje się silna i umiejąca sobie radzić w życiu. Niestety bardzo często wewnątrz jest przerażona, zestresowana, zagubiona. Przywiązuje dużą wagę do drobnych szczegółów, rzeczy czy gestów. Niekoniecznie potrafi odnaleźć się w tłumie, wtedy narasta stres oraz chęć ucieczki, co sprawia, że ciężko prowadzić z nią „luźną” rozmowę. Zachowuje bardzo duży dystans wobec nowo poznanych wilków, jest spięta i małomówna. Jeśli jednak ktoś mimo jej zachowania postanowi przy niej zostać, potrafi się przed nim otworzyć, wyrażać to co czuje, śmiać się i miło spędzać czas, a nawet jest w stanie bronić osoby, na której jej zależy. Chciałaby być kochana i sama obdarzyć kogoś tym uczuciem, ale boi się, że związek może okazać się niewypałem i zostanie tylko ból po stracie. Zdecydowanie woli słuchać niż sama mówić o tym, co czuje, lecz chciałaby mieć kogoś, komu sama mogłaby się wygadać.
Wygląd: Diletta jest raczej średniego wzrostu, na plecach miękkie, różowe futro zdobi biały krzyż, nie jest ani silna, ani umięśniona, jest po prostu szczupła. Uwagę może zwracać jej krótki, sterczący ogon, obfity piercing uszu oraz warg. Bardzo lubi nosić swoją fioletową chustkę. Ma długie, falowane włosy w kolorze pastelowego różu. Charakterystyczny jest dla niej mocny makijaż jej płomiennych oczu, pod nimi zazwyczaj maluje cienki krzyżyk.
Stanowisko: Psycholog
Umiejętności: Intelekt: 15 | Siła: 3 | Zwinność: 7 | Szybkość: 5 | Magia: 5 | Wzrok: 5 | Węch: 5 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Melancholii
Żywioły: Sny, Dusza
Moce:
- hipnoza,
- telepatia,
- widzenie dusz zmarłych.
Rodzina: Nie chce jej pamiętać.
Partner: Z jej lękiem to może potrwać, ale chciałaby wreszcie poczuć, że jest komuś potrzebna i że komuś faktycznie na niej zależy. Kiedy znajdzie swojego wybranka, będzie wierna tylko jemu.
Potomstwo: ---
Historia: Na razie nie chce o tym mówić, skrawki jej historii pojawią się w opowiadaniach.
Właściciel: kawaii_witch
Ocena: 0/0

Od Arill cd. Denahi

Byłabym tak szczęśliwa z tego wszystkiego, gdyby nie to że basior strasznie marudził. Nie wiedziałam że z niego taki tchórz, wymówki to miał świetne, jednak nie jestem głupia. Znam się lepiej na eliksirach, przestanie działać dopiero gdy znajdziemy się w miejscu gdzie jest powietrze. Teraz basior strasznie wolno płynął, w końcu zła odwróciłam się, podeszłam do basiora, złapałam go za łapę i powiedziałam:
-Chodź, im dłużej będziesz taki powolny, tym dłużej nam się zejdzie.
Po tych słowach, Denahi zaczął iść w moim tępię. Uśmiechnęłam się zadowolona. Znów zaczęłam patrzeć na każdą stronę, nic mnie bardziej nie interesowało niż to. Byłam dumna z tego do odkryłam, nikt by się nie odważył zrobić czegoś takiego. Stwory czasem patrzyły na nas, jakby chciały sprawdzić czy dalej idziemy. Basior szepnął do mnie:
-Widzisz jak się dziwnie uśmiechają? To na pewno jakiś pod stęp...
-Kiedy wreszcie przestaniesz marudzić?!
-Nie marudzę.
Westchnęłam i przyśpieszyłam by nie być obok niego. Ciągle by mi narzekał.
W końcu doszliśmy do jakiś drzwi. Dziwne istoty otworzyły je, i weszliśmy do środka.
Była to komnata, teraz pomyślałam sobie o czymś. Czy to może być zatopione królestwo? Dowiedziałam się gdy podeszłam do łóżka. Było tam ciało jakiejś wadery. Żyła, nie wiem w jaki sposób, ale najwyraźniej jest to możliwe. Stwory podeszły do niej, wzięły ją na ręce i popłynęły w naszą stronę. Wyglądała tak:
Szybko nam wcisnęły ją w łapy i złapały nas. Wypłynęły z nami na powierzchnie. Gdy wyszliśmy, wadera powoli otworzyła oczy. Spojrzała na nas i zapytała:
-Co się stało?
-Nic takiego...
-Powiedzcie.
Z niechęcią usiadłam i zaczęłam opowiadać całą historię. Gdy wszystko powiedziałam, wadera rzekła:
-Moja rodzina...Musze ją ratować...
Ledwo wstała i zaczęła iść w kierunku Doliny Mrocznej Strugi. Denahi złapał ją i zapytał:
-Gdzie ty idziesz?
-Musze znaleźć ojca...
-Gdzie jest?
-Tam, gdzie mieszka śmierć i demony...
Z niedowierzaniem szepnęłam do siebie:
-Miejsce nazywane Śmiercią...
-Skąd wiesz?- wadera najwyraźniej usłyszała to co mówiłam.
-Ja tam mieszkałam...
-Pokaż mi drogę, błagam!
-Nie mogę.
-Czemu?
-Bo nie chce wracać do tej ohydnej rodziny! Nie chce ich widzieć! Nie cierpię tego miejsca!
Wadera się skuliła, a ja spokojniej odrzekłam:
-Nie chce znów stać się potworem...
-Jakim?
-Tym którym byłam...
Denahi wtrącił się:
-Czyli kim?
-Niczym ciekawym...
-No powiedz wreszcie co.
-Sami sobie radźcie. Nie wrócę do tego miejsca.
-Nie znamy drogi do tego świata, tylko ty wiesz jak tam trafić.
-Nie moje sprawa.
Zaczęłam iść w stronę z jaskini z opuszczonym łbem, nie miałam zamiaru spotkać się z ojcem. Nagle poczułam że ktoś mnie łapie. Odwróciłam się, znów Denahi. Spojrzał na mnie dziwnie. Nigdy się nie pokazywałam w takim stanie...
                                 Denahi?

28 maja 2018

Event - Legend Agency

Wilczki!
Mamy już pierwsze wieści o evencie prowadzonym przez Legend Agency.
Zgłoszone do niego wilki to:
> Kesame
> Harbinger Ghost
> Vinyume
> Sunset

Event rusza 1 czerwca, więc już teraz warto przeczytać dokładnie jego opis i zarejestrować się na Discordzie. Ewentualne pytania proszę kierować do mnie, a ja w miarę możliwości odpowiem, lub przekażę je administracji LA.


Pozdrawiam!

Od Kesame cd. Aan'a

Zacisnęłam zęby i oparłam czoło o zimną szybę budynku. Powietrze było gęste i pachniało wanilią, a pod palcami, którymi teraz dudniłam o parapet, czułam lepki kurz. Chwilę potem odwróciłam się i z względnym spokojem wróciłam do pakowania potrzebnych rzeczy - na moja szczęście w schowku, na półce, pomiędzy oblepionymi pajęczynami słoikami znalazłam zgniłozieloną torbę. Była stara i poprzecierana, ale solidna. Po chwilowych oględzinach stwierdziłam, że nie powinna się przerwać.
Z pośpiechem, ale nadal ostrożnie, zaczęłam wpakowywać do niej to, co zebrałam z całego domu. Cuchnący już trochę koc, zardzewiały, niewielki baniak na wodę i inne duperele, które wydawały mi się w miarę przydatne.
- O, przyszedłeś - skwitowałam, nie patrząc w jego stronę. Stał w drzwiach. Kiedy wreszcie oderwałam się od pakowania i spojrzałam na niego, zobaczyłam, że marszczy brwi. Jego oczy zdawały się płonąć. I były trochę smutne.
Nie wiem czemu, ale w tamtej chwili zrobiło mi się cholerne wstyd. Za to, że tyle na niego zwaliłam i za to, że pokomplikowałam sprawy. Jego młoda i pociągła twarz zwrócona była do mnie trochę bokiem. Nie patrzył na mnie. Milczał, przez co słychać było tylko nasze oddechy i ciche skrzypienie podłogi.
- Aan... - zaczęłam, robiąc krok w jego stronę. Zazgrzytał zębami.
- Alex.
- Nie.
Odwrócił się w moją stronę i skrzyżował, jakby od niechcenia, ramiona. Uniosłam lekko podbródek i wyprostowałam się, aby choć wizualnie wydać się wyższa.
- Twoje imię to Aan i należysz do Watahy Smoczego Ostrza. Nie zapominaj o tym.
Zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam w jego stronę, a ten odsunął się, aby zrobić mi przejście. Kiedy byłam już obok niego przycisnęłam bluzę do jego brzucha, a ten chwycił ją bez słowa. Wyszłam.
Szedł za mną, ale zachowywał bezpieczną odległość.
Kamienie chrzęściły pod moimi butami. Właśnie kopałam jeden z nich, niewielki i prawie okrągły, kiedy po plecach przeszedł mi dreszcz. Gdzieś obok, po drugiej stronie wąskiego pasma drzew, ktoś włączył policyjną syrenę. Migające światło przebijało się przez ścianę roślin. Chłopak, który wciąż nie zrównał ze mną kroku, zatrzymał się. Odwróciłam się w jego stronę i pierwsze, co ujrzałam, to jego przestraszony wzrok. Bał się, że już tu zostaniemy. Ja też.
Położyłam palec na ustach i powoli, po swoich śladach, zaczęłam się wycofywać. On wciąż stał i przyglądał mi się, dlatego po chwili chwyciłam go za nadgarstek i ruszyłam biegiem przed siebie, co jakiś czas poprawiając zsuwającą się po ramieniu torbę.
- To nie twoja wina, bo nic nie zrobiłeś - wydyszałam, kiedy wreszcie się zatrzymaliśmy. Wiedziałam, że natrafili już na nasze ślady i niedługo przyjadą. - Uciekaj stąd, a ja powiem, że działałam sama i w nic nie byłeś zamieszany. Nie znajdą cię, jeśli szybko wtedy uciekniesz.
- Wiesz, że wtedy tu zostaniesz?
Wzruszyłam ramionami.
- Albo ucieknę, albo zostanę. Jeśli to drugie, to przynajmniej wrócisz ty i powiesz Nath i Nicolayowi. Tylko mojej matce nic nie mów.
Nacisk jego bursztynowych oczu powoli zaczynał mnie przytłaczać.
- Idź - poleciłam i zmierzwiłam jego włosy, podałam torbę, a potem popchnęłam go i zawróciłam, aby spotkać się z policją.

Aan?

27 maja 2018

Od Aan'a cd. Kesame

Byłem tak na nią zły. Co ona sobie myśli?! Chyba nie wie co się stanie, jak nas policja dorwie! Chodziłem po pokoju, myślałem co się stanie, przecież jak nas znajdą, będzie po nas. Pójdziemy do więzienia, zostaniemy w tym świecie na bardzo długi czas. Może nawet na zawsze? No tak! Zapomniałem jej powiedzieć, że mamy tylko dwa dni...
Szybko wszedłem do pokoju, w którym była Kesame. Niepewnie powiedziałem:
- Musisz coś wiedzieć...
- Co?
- Mamy tylko dwa dni na powrót do domu...
- Czemu wcześniej nie mówiłeś?!
- Zapomniałem, tyle się działo...
- Mam rozumieć, że jak się nie wyrobimy to zostaniemy tu na zawsze?
- Tak.
- Czemu ja Ci pomagam?!
- Nie wiem.
- Przecież jestem Alfą watahy. Co się stanie jak nigdy nie wrócę?
- Pewnie będą nas szukali.
- No chyba, że już szukają.
- Szuka to nas policja. Przez ciebie mamy utrudnienie.
- A co miałam zrobić?!
- Na pewno coś innego! A nie zganiasz wszystko na mnie!
- Gdyby nie twoja wyobraźnia to...
Zły wydarłem się na całego:
- Dosyć! To nie moja wina, że jesteś tak nieostrożna! Nie wiem, po co ja się w ogóle z tobą zadaję!
Wyszedłem z pokoju i poszedłem do lasu. Zacząłem też kopać wszystko co mi wpadnie pod nogi. Naprawdę? Zawsze każdy musi zwalać na mnie winę? Super, po prostu super!

Kesame?

Od Arksena cd. Io

Obudziłem się. Widziałem jeszcze to trochę nienaturalnie rozmazany obraz. W pewnej chwili szarawo - czerwone barwy rozświetlił intensywny niebieski kolor. Po dłuższym przyjrzeniu się zrozumiałem iż była to wadera, jeszcze mi raczej nie znana.
- Jak się czujesz? - Odezwał się głos dochodzący z jej ust. Niestety nie zrozumiałem co miał miała mi do przekazania, słyszałem głównie szum w uszach. Obraz powolutku się wyostrzał. Jednak nadal nie mogłem ustalić gdzie się znajduję.
- Kim jesteś? Nie słyszę co mówisz... - Mogłem wyczytać, że mimika twarzy wadery się zmieniła, ale nie wiadomo na jaką.
- Antilia, nie słyszysz mnie? - Wyczułem znak za pytania. Charakterystyczne zakończenie zdania z nutką pytajnika. Chyba mi się przedstawiła. Patzryłem na nią z próbą zrozumienia tych słów. Nagle obraz się gwałtownie wyostrzył, a ja zobaczyłem siedzącą przede mną Antilie.
- An... Antilia? - Spytałem. Ta skinęła twierdząco głową.
- Zaraz wrócę. - Samica opuściła mnie i wyszła za białe drzwi.
Spróbowałem wstać i udało mi się to. Jednak poczułem masakryczny ból skrzydła. Nie mogłem się mu przyjrzeć, nie dlatego iż nic nie widziałem, tylko dlatego, że pokrywał je przemoczony krwią, najprawdopodobniej moją, bandaż. Machnąłem głową w lewo i prawo z nadzieją, że słuch powróci. Dalej nic... Tylko głośny szum.
~*~
Moją walkę z sobą przerwały otwierające się drzwi. Zza nich wyłonił się brązowo - biały pyszczek. Poznałem go - należał do Crystal. Z nutką radości zobaczyła jak stoję kilka metrów od niej żywy. Bynajmniej tak mi się wydawało.
- Arksen! Jak się czujesz? - Nic do mnie nie dotarło. Kompletnie. Usłyszałem wyłącznie swoje imię.
- Nie rozumiem. - Powiedziałem z niechęcią.
- Jak to? - Pokiwałem nerwowo głową. Białe drzwi znowu się otworzyły. Antilia wróciła.
- Co mu jest? - Wadery zaczęły ze sobą rozmawiać.
- Chwilowo utracił słuch. -
- Mogę iść po Io? -
- Jasne, ja w tym czasie sprawdzę czy zioła, które przyniosłam pomogą. - Kontynuowały swój dialog, a ja się temu przyglądałem. Niespostrzeżenie Crystal opuściła pomieszczenia, a Antilia podeszła energicznie do mnie i przyłożyła jakieś zioła. Następnie zaprowadziła mnie na leże, w którym się obudziłem. Przeleżałem tak chwilę. Dłuższą... Minęła już nawet chyba godzina.
~*~
Obudził mnie dźwięk znowu otwieranych drzwiczek. Tym razem nie było tu Antilii, ale Crystal i nieznana mi, duża wadera. Widać było właściwie, że wadera, ale jej wielkość może mylić.
- Kim jesteś? - Spytałem.
- Nazywam się Io. Kojarzysz mnie? -
- Niezbyt... -
- A powinieneś. W końcu grzmotnąłeś w mnie. - Grzmotnąłem? Tak, tak! Ja spadłem z nieba na nią. Pamiętam tą sierść.
- Zabolało? - Po tym pytaniu Io się zaśmiała.
- Ty pytasz mnie czy zabolało? Arksen, ty uderzyłeś połowicznie w drzewo. Bardziej siebie mógłbyś o to spytać, bo rozwalone skrzydło to raczej za przyjemne uczucie nie jest. - Skinąłem głową. W pomieszczeniu pojawiła się niebieska waderka.
- Słuch wrócił? -
- Ewidentnie. - Odpowiedziałem.
- Emm... - Wykrztusiłem jednocześnie zapominając imienia dużej wilczycy.
- I... Io! Chciałem Ci podziękować. I w zasadzie Wam, Antilia i Crystal, też. -
- Nie ma problemu. - Odpowiedziały wszystkie jednocześnie.
- Ja już chyba będę się zbierał. - Wstałem.
- Ej, ej, ej, a ty gdzie chcesz iść? - Spytała mnie Io nerwowo.
- No do domu nie? - Odpowiedziałem.

Pochopny basior chce wracać do domu, a to mu nie pozwala... xD Myślę, że nie jest przenudzone...

Od Vin cd. Seele

Patrzyłam na basiora z niedowierzaniem, nie wiedziałam co powiedzieć. Jedyne co zrobiłam to przytuliłam Seele, uśmiechnął się i ja też. Nie mogłam uwierzyć! To o czym marzyłam od dołączenia, spełnia się! W końcu odrzekłam:
- Seele, tak strasznie Cię kocham!
Basior nic nie powiedział, ale nie przeszkadzało mi to. W końcu przestałam go trzymać i usiadłam przed nim:
- Ty wiesz jak się ciesze?
- Zapewne bardzo.
- Wiem! Powiedzmy to twoim rodzicom!
Nie czekając na odpowiedź złapałam go za łapę i popędziłam do wierzy. Za nim weszliśmy Seele powiedział:
- Mój ojciec już wie...
- Aha... No to chodźmy do Crystal.
Zakręciłam szybko i pobiegłam wraz z basiorem do domu Cry. Nie mogłam przestać się cieszyć. To było wspaniałe! Cudowne, przepiękne! Moje,największe marzenie, spełniło się! Gdy doszliśmy, zapukałam w korę drzewa. W wejściu, pojawiła się zielarka. Patrzyła się na nas, a ja zaczęłam strasznie szybko mówić. Cry mi przeszkodziła:
- Wolniej Vin, nic nie rozumiem...
- Ja i Seele...
Nie musiałam nic więcej mówić, bo wadera już wiedziała o co chodzi. Uśmiechnęła się, podbiegłam do niej i przytuliłam ją. Basior podszedł i się uśmiechnął. Cry zapytała:
- Emmm... Seele, wiesz co robi teraz twój ojciec?
- Pewnie siedzi w wieży. A co?
Nie odpowiadając pobiegła.

Seele?

25 maja 2018

Harbinger cd. Crystal

Obserwowałem ją, każdy ruch. Właściwie była dość interesującą postacią. Z każdym zapamiętanym skrawkiem jej ciała stawałem się bardziej głodny, rządny. Krople wody skapywały z jej futra na małe kamyczki. Słyszałem jej bicie serca, było nieregularne, szybkie. Wadera spoglądała teraz w głąb rzeki, oglądała ryby. Było kilka rzeczy, które mnie irytowały. Pierwsza. Nie była podobna do Ingreed. Druga. Była wrażliwa, bardzo. Trzecia. Sam już nie wiem...
- Co tak patrzysz?
Pokręciłem głową i spojrzałem w górę. Teraz Crystal stała obok i zasłaniała słońce, którego pragnąłem bardziej niż czegokolwiek.
- Obserwuję, zastanawiam się, myślę...
- Mogę zadać pytanie?
- No.
Samica usiadła obok i zaczęła nerwowo machać ogonem.
- Jak to się stało, że jesteś nieśmiertelny?
- Skąd myśl, że jestem? - zapytałem z uniesioną brwią.
- Przeglądałam bibliotekę i znalazłam akta. Los chciał, że dotyczyły ciebie.
- Aha — westchnąłem.- Powiedzmy, że nieśmiertelność była pewnym zabezpieczeniem, gdybym nie zdążył się zakochać? Teraz to i tak nieważne.
- Mhmm, może i tak.
Zapadła cisza, ale nie chciałem jej przerywać. Wpadł mi do głowy głupi pomysł. To nie był dobry moment na takie rzeczy.

***

- Widzę, jak na mnie patrzysz Cry. Co jest?
- To jedno z głupszych pytań, jakie mi kiedykolwiek zadałeś. Nie powinno mnie tu być, nie wiem co ja robię.
- Co powiesz na związek bez zobowiązań? Ja po prostu nie potrafię być już z kimś na dłuższą metę, chyba... Ale chcę spróbować.
Powiedziałem to, bolało jak diabli.

Crystal? Niespodzianka.

24 maja 2018

Od Nakidai'a cd. HG

Pech chciał, że po nieprzyjemnym spotkaniu z basiorem natknąłem się na niego kolejny raz.
Siedziałem w swojej jaskini, ciesząc się nienaruszoną samotnością i zaczęło doskwierać mi znudzenie.
Stwierdziłem, że dobrym pomysłem na zabicie czasu będzie pójście do biblioteki, gdzie mógłbym nauczyć się nowych umiejętności i jeszcze bardziej rozwinąć swoje zdolności.
Jak pomyślałem, tak też zrobiłem. Udało mi się dotrzeć na miejsce, ale musiałem zapytać jednego basiora o drogę.
Gdy już byłem w bibliotece, zacząłem szukać jakiejś interesującej księgi. Zainteresowała mnie jedna o rasach wilków. To był temat, który zawsze mnie ciekawił. Każdy wilk wygląda podobnie, ale jest jednocześnie zupełnie inny.
Przekręciłem kilka stron i otwarłem fragment o wilku śmierci, którym sam byłem.
Usiadłem na podłodze i zacząłem zagłębiać się w lekturę. Po kilku minutach usłyszałem hałasy w bibliotece, zajrzałem zza rogu i zauważyłem, że jakaś wadera przemawiała do wilków. Jej głos nieco mnie rozpraszał, ale mimo to kontynuowałem czytanie. Dowiedziałem się wiele.
Oto notatka o mojej rasie:
"Wilki te potrafią przyzwać śmierć, a także się jej przeciwstawić. U innych wywołują strach, same nie lękają się niczego. Bo czego tu się bać, kiedy jest się na równi że śmiercią? Jednak życie tych wilków nie jest usłane różami. Potrafią zabijać, nie potrafią żyć. Perfidny los sprawia, że często ich życie jest tragiczne, a one same, choć pozornie nieczułe, tkwią w bólu i samotności. Nierzadko władają także nad cieniem, potrafią się w niego zmieniać. Poruszają się bezszelestnie, zbijają za pomocą kilku słów. Potężne, lecz one same mają niekiedy problemy nad okiełznaniem swoich mocy. Już niejeden wilk zginął przez ich nieumiejętność. "
Zadumałem się przez chwilę. Czułem się tak, jakbym czytał opis mojej osoby. Wszystko się zgadzało, oprócz jednego: Nie tkwiłem w bólu i samotności.
A może to tylko moje złudne przekonanie?
Podniosłem głowę i poczułem dziwny przypływ energii. Odłożyłem książkę i chciłem wrócić do jaskini, jednak coś mi nie pozwalało. Wiedziałem co mi się dzieje. Zapomniałem wziąć leków uspokajających. Poczułem straszliwą, przenikającą mnie żądzę zadawania bólu innym.
Zdezorientowany, próbowałem wyjść, jednak wpadłem na jakiegoś wilka. To nie był byle jaki wilk.. To ten sam basior, który dostał ode mnie reprymendę za kręcenie się na moim terenie. Chciałem uniknąć nieprzyjemności, zwłaszcza, że zaczynałem tracić swoją kontrolę, jednak basior mnie zatrzymał:
- Nakidai. - Mruknął. - Teraz jesteś na moim terenie.
Oburzyłem się na te słowa i normalnie, odpowiedziałbym mu jakąś mocną ripostą, jednak teraz, gdy byłem zdenerwowany, a basior dodatkowo wyszczerzył kły - bomba tykająca we mnie wybuchła.
- Zostaw mnie w spokoju, przygłupie. - Odepchnąłem go, warknąłem, najeżyłem sierść i również wyszczerzyłem kły. - Nie odzywaj się do mnie, a nie ucierpisz. - Dodałem w furii.
Po zajściu wybiegłem z biblioteki i wróciłem do jaskini. Tam, zażyłem leki w podwójnej dawce, po czym błogo zasnąłem. Przez to całe zamieszanie z dołączeniem do watahy, ich wzięcie wypadło mi z głowy.

Harbi?

Seele cd. Vinyume

*Kilka dni później* 

Dogadywałem się coraz lepiej z Vin. Jej wstydliwość zniknęła, zaczęła się bawić. Codziennie się do niej przekonywałem, pokazywała mi swoje talenty i wady, dzieliła się smutkiem i szczęściem. Teraz kiedy wojna się kończyła, spędzaliśmy ze sobą każdą, wolną chwilę. Właściwie nie wiedziałem, dlaczego tak jest. Wadera była dla mnie całkiem obca, a teraz jest, jak rodzina. Nagle coś przerwało moje rozmyślenia. Nastawiłem uszu, ale już z daleka wiedziałem, że to Vinyume. Poznałem ją po kroku oraz zapachu. 
- Cześć. Co dziś chcesz robić?
- Może po prostu się ponudzimy - zaproponowała.
- Dobra.
Położyłem się na słońcu obok Viny.
- Zagramy w pytania?
- W senie? - ziewnęła.
- Zadasz mi dziesięć pytań, ja odpowiem i pytam ciebie.
- No dobra. Ulubiony kolor, ulubiona moc, coś, czego nikt nie wie... Nie wymyślę aż dziesięciu. 
Zaśmiałem się.
- Kolor zielony, moc... Chyba teleportacja, nikt nie wie, kiedy umrę.
- A ty wiesz?
- Wiem, teraz moja kolej - szybko zmieniłem temat. - Ulubiony kolor, ulubiony wilk w watasze, ulubione zajęcie i największe marzenie. 
- Cóż lubię zielony, podobnie, jak ty. Moim ulubionym wilkiem jesteś ty. Wydało się, ja..
- Też cię lubię Viny - przerwałem jej. - Dokończ, muszę ci coś powiedzieć.
- Lubię patrzeć w niebo.
Powiedziała to już lekko niepewna, chyba wyczuła moje zdenerwowanie. 
- Coś się stało, Seele?
Westchnąłem.
- Podobasz mi się Vin, ale czasem mam ochotę cię udusić. Co mam robić?
Leżałem, więc na jedną, krótką sekundę zamieniłem się w Groga, który siedział na pobliskim drzewie. Jej mina była bezcenna. 
- Czy ty zadałeś mi właśnie pytanie... 
- Mniej więcej. Więc jak będzie? Jesteśmy młodzi i w żadnym wypadku nie chcę rujnować twojego życia, sam jeszcze nie wiem, czego pragnę najbardziej, ale to może się udać, więc?

Vi?


Harbinger cd. Nakidai

Czarny basior stał na skraju lasu i wpatrywał się w niebo. Nie chciałem mu przeszkadzać, więc zatoczyłem dość szeroki łuk i szedłem środkiem polany, mimo to z pewnością mnie wyczuł. Niewzruszony brnąłem dalej wśród wysokich traw, ale nieznajomy zaczął deptać mi po piętach. Przystanąłem więc i obróciłem się w jego stronę, nastawiłem uszy, nie chciałem walczyć. Obcy zaczął biec w moją stronę, zatrzymał się tuż przede mną. Był zdenerwowany.
- Czego chcesz? To mój teren.
- Domyśliłem się, chciałem go obejść, ale najwyraźniej nie udało mi się - odpowiedziałem oschle. - Już znikam.
- Czekaj. Skoro już tu jesteś, powiedz mi, dlaczego ten dziwny ptak za mną lata? To jakaś maskotka czy co?
Basior wskazał kruka, z niesmakiem pokręciłem głową.
- Nie wszystko jest dobrze, po prostu sobie lata. Pójdę już.
- Następnym razem patrz, gdzie łazisz - warknął.
Lekko skinąłem mu głową i poszedłem w swoją stronę.

***

Kolejna kula ognia uderzyła w kamienne mury biblioteki. Kesame na jedną, małą chwilę straciła wątek, ale tylko nieliczni byli w stanie to zauważyć. Obserwowałem reakcje wilków na to, co mówi, połowa zebranych była całkiem nieobecna. W końcu skończyła omawiać ostatni raport. Mogliśmy się rozejść. Powolnym krokiem szedłem na podium. Nagle ktoś na mnie wpadł, był to ten sam basior, co wczoraj. 
- Nakidai - mruknąłem. - Teraz jesteś na moim terenie.
Mówiąc to, wyszczerzyłem kły.

Nakidai? Przepraszam, że krótkie. 

Od Kesame cd. Aan'a

Świetnie, pomyślałam. Jeszcze tego nam brakuje. Dyskretnie rozglądałam się po pokoju, szukając wyjścia z sytuacji. Aan nerwowo wpatrywał się w dyrektora.
- Aby przenieść się do szkoły należy wypełnić sporo dokumentów. Poza tym muszę mieć kontakt z waszymi rodzicami. Jesteście rodzeństwem?
Delikatnie szturchnęłam chłopaka, aby kontynuował rozmowę. Ku mojej uldze, zrozumiał, więc szybko odpowiedział:
- Nie, znajomymi. Nasi rodzice wyjechali...
- Wszystko w porządku? - zapytał mężczyzna. - Jeśli coś się stało, mogę wam pomóc.
- Nie chcemy kłopotów, nic się nie dzieje - chłopak uniósł lekko dłonie w geście niewinności, zapewne po to, aby choć trochę rozładować napięcie.
Dyrektor widocznie pracował w tym zawodzie już długo, bo doskonale wyczuł, że coś jest nie tak.
- Podajcie numery do swoich rodziców - zaczął spokojnie i sięgnął po kartkę. Obok jego lewej dłoni leżał długopis, który teraz przygarnął do siebie palcami.
- Nasi rodzice są niedostępni - odezwałam się w końcu. - Jeśli pan chce, mogę zapisać numer, aby zadzwonił pan do nich za kilka godzin.
Spoglądał na mnie zza grubych szkieł okularów. Powoli oddał mi długopis, a ja przejęłam go i zaczęłam pisać losowe liczby na kartce. Aan obserwował mnie z drugiej strony biurka. Nie wiedział, co chcę zrobić.
Szybkim ruchem chwyciłam za głowę dyrektora i, zanim ten zdążył jakkolwiek zareagować, uderzyłam nią w biurko z całą swoją siłą. Krew zaczęła spływać z blatu, a ja uskoczyłam w ostatnim momencie, aby nie ubrudziła moich butów.
- Co ty wyprawiasz?!
Spojrzałam na chłopaka i przyłożyłam palec do ust, aby pokazać mu, że ma być cicho.
- Nie będę cicho - syknął przez zęby. - Mieliśmy zacząć chodzić...
- Zamknij się - rozkazałam. - Teraz musimy się stąd wydostać, zanim ktokolwiek zareaguje. Potem porozmawiamy.
Ruchem ręki wskazałam mu, że wyjdziemy przez okno. Oparłam się o parapet i kiedy miałam je otworzyć, rozległo się pukanie do drzwi. Chłopak znieruchomiał. Szybkim ruchem uniosłam szybę i przeskoczyłam na zewnątrz, dziękując w duchu, że biuro dyrektora znajduje się na parterze.
Na podwórku nie było nikogo z wyjątkiem paru pań sprzątających i mężczyzny, który przewoził na taczkach jakieś graty. Aan zamknął okno i ruszył za mną. Krzyk jakiejś kobiety zakłócił spokój. Aan pociągnął mnie za rękaw, ukrywając nas za kontenerem na śmieci.
- Będziesz mi musiała wszystko wytłumaczyć - stwierdził, szepcząc mi do ucha. - Zabiłaś go?
- Przeżyje - wzruszyłam ramionami. - Teraz musimy stąd uciekać.
Wychyliłam się i, dając towarzyszowi znak, przebiegłam na drugą stronę boiska, na jego końcu przykucając za ścianą. Osoby, które kręciły się po podwórku, wbiegły do szkoły. Rozległ się alarm, przez co Aan spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Biegniemy, zanim zamkną bramę.
Ruszyliśmy pędem przed siebie i w ostatnim momencie prześlizgnęliśmy się przez wejście, umykając przy tym strażnikom.
- Nie zatrzymuj się, dopóki nie dam znaku - wydusiłam z siebie i skręciłam gwałtownie w żwirową ścieżkę.
Z hukiem wpadliśmy do opustoszałej chatki leśniczego.
- Tłumacz się.
Uśmiechnęłam się nerwowo.
- Mieliśmy nie przyciągać uwagi - zaczął z wyrzutem i chwycił mnie za ramiona. - Masz zamiar uciekać teraz przed policją?
- Nikt nas nie widział - spojrzałam na swoje buty. - Nie istniejemy w tym świecie, nie mają naszych odcisków palców. Nie zostawiliśmy też swojej krwi...
- Ta dwójka nas widziała.
- Wiem - zazgrzytałam zębami. - Mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł, żeby ich przesłuchiwać. Teraz musimy się ogarnąć i znaleźć lepsze schronienie, zanim odnajdzie nas policja.
Schyliłam się, aby otworzyć właz w podłodze.
- Jak znajdziesz coś wartościowego, to daj znać! - zawołałam, zeskakując w dół do niewielkiego schowka.

Aan? 

Od Kesame cd. HG

Kilka wdechów, krótkich, spokojnych. Wpatrywałam się w oddalającą się sylwetkę, która z każdym krokiem robiła się mniejsza i słabiej widoczna. Przed chwilą czułam gniew, który krążył we mnie niczym trucizna, przysłaniał wzrok i przyćmiewał umysł. Ale teraz, kiedy on po prostu odszedł, czułam pustkę.
Już myślałam, że wszystko będzie w porządku, jak dawniej. Myliłam się.
Szybki obrót, skok i odbicie się od suchej kory. Kiedy byłam już w powietrzu przemieniłam się w sowę - tę, co zawsze, szarą i niepozorną. Zanim upadłam na ziemię, machnęłam skrzydłami i wzbiłam się w górę, aby odreagować w powietrzu.

Leciałam coraz niżej, teraz moje skrzydła praktycznie zahaczały o wysokie trawy. Później wróciłam do swej normalnej formy; skrzydła zamieniły się w smukłe łapy, które teraz lekko opadły na ziemię i, nie wytracając prędkości, poniosły mnie przed siebie. Bieg zawsze sprawiał, że trochę się rozładowywałam. Kropelki potu spływały teraz po mojej skórze, a oddech stał się szybszy i płytszy.
- Cześć, ciociu - usłyszałam. Słowa wypowiedziała osoba znajdująca się gdzieś po prawej, toteż tam od razu powędrował mój wzrok.
Inveth wpatrywała się we mnie z uśmiechem.
- Wybacz, muszę się zbierać - odparłam szybko i ruszyłam przed siebie, jednak ta zagrodziła mi drogę.
- Coś się stało?
Podniosłam spojrzenie, napotykając jej oczy. Ich ognisty kolor hipnotyzował tak, jak zieleń oczu jej ojca. Warknęłam na siebie w duchu; nie powinnam nawet o nim myśleć.
- Młoda - zaczęłam, uśmiechając się fałszywie. Ona jednak starała się być wyrozumiała. - Naprawdę muszę iść.
Cofnęła się o krok i pozwoliła mi przejść. Wciąż lekko się uśmiechała, ale chyba ostudziłam jej zapał. Przeszłam obok niej i później przyspieszyłam, aby jak najszybciej znaleźć się w Centrum.

Spojrzałam na ścieżkę, która prowadziła do wieży. Przymknęłam oczy, aby nie dać się zawładnąć gniewowi. Skręciłam z zamiarem wygarnięcia mu jego zachowania.
Białe kamienie chrzęściły pod moimi łapami. Szłam ze spuszczonym łbem, bynajmniej nie dlatego, że byłam skruszona. Czułam się pusta i wykorzystana.
- Harbingerze - zwróciłam się do niego, stając w wejściu. Odwrócił się i omiótł mnie wzrokiem.
- Znów przyszłaś walczyć?
- Tym razem jestem spokojna - mruknęłam, choć głos lekko mi drżał. - Chciałam tylko powiedzieć, że jeśli chcesz, to dam ci spokój. Raz na zawsze.
Uniósł brew. Podeszłam do niego, zachowując jednak wciąż sporą odległość.
- Tylko ostrzegam - zaczęłam, patrząc mu prosto w oczy. Znów zaczęłam się do niego zbliżać, a on uparcie tkwił w miejscu. Mój głos rozchodził się echem, ale nie zwracałam na to uwagi. Grube mury odgradzały nas od tego, co jest na zewnątrz, stwarzając pozory całkowitej prywatności. - Jeśli rozkażesz mi odejść, już nie wrócę. Staniesz się dla mnie kimś zwykłym. Nie pozwolę ci znów mnie omotać i wykorzystać, tak, jak teraz.
Przez jego pysk przeszedł praktycznie niezauważalny grymas, jednak wyłapałam go.
- Lubisz bawić się waderami, wiem to - kontynuowałam i zatrzymałam się praktycznie milimetry od niego. - Bawisz się mną, bawiłeś się Ingreed i będziesz się bawił dalej. Nic mi do tego.
Znów się skrzywił, ale tym razem w jego oczach wyłapałam gniewne płomyki. Wiedziałam, że mówić o Ingreed uderzyłam w czuły punkt.
- Do czego zmierzasz? - zapytał, choć doskonale znał odpowiedź. Ktoś musiał w końcu zadać to pytanie.
- Rozstajemy się już na zawsze, czy nadal będziemy to bezsensownie ciągnąć?
Chwila ciszy, która nastała po moich słowach, wydawała się ciągnąć w nieskończoność.

Decyzję zostawiam Tobie. 

Od Denahi'ego cd. Arill

Ten pomysł na zwiedzanie domu zwierząt, które atakują wilki, od początku "zajeżdżał" mi niebezpieczeństwem. Wadera była jednak całkowicie innego zdania. Na jej twarzy malowało się zaintrygowanie, ekscytacja i mnóstwo innych pozytywnych emocji.
- Zawróćmy, póki możemy. - Rzekłem.
- Cykor.
Jej odpowiedź była skrajnie infantylna.
- Nie jestem cykorem, tylko wyczuwam niebezpieczeństwo. - Dodałem, marszcząc nerwowo brwi.
- Jasne, tak sobie tłumacz. - Rzekła.
- Czy musisz zachowywać się tak nieodpowiedzialnie? Nie wydaje ci się to dziwne, że traktują nas jak przyjaciół? Albo nie martwisz się, że mikstura przestanie działać? - Zalałem ją falą oskarżeń, żeby przemyślała, w co zamierza się wplątać, wadera jednak zmierzyła mnie wzrokiem i chwilę się zamyśliła. Może moja gadanina chociaż odrobinę skłoniła tę uparciuchę do przemyśleń? Wątpię. Wadera przewróciła oczami i ruszyła przed siebie.
Z jednej strony nie chciałem z nią iść, a z drugiej nie mogłem jej tam zostawić. Ot, taki impas.
Gdy wadera się oddaliła, przytruchtałem do niej i szedłem za nią, ze wściekłością na twarzy.
Wilczyca ciągle była zaintrygowana tym miejscem i jej głowa obracała się na boki, aby zobaczyć jak najwięcej. Na mnie tutejsze widoki nie robiły zbytniego wrażenia. Byłem tam tylko z grzeczności, bo gdyby nie zależało mi na nikim, po prostu bym stamtąd wyszedł.
Niespodziewanie, wadera zatrzymała się, obróciła w moim kierunku i podeszła bliżej.


Ari?

Od Keanu

Skoro już dołączyłem do watahy, to wypadałoby się tu zadomowić.
Zależało mi na zrobieniu dwóch rzeczy: Znalezieniu jaskini, w której mógłbym mieć święty spokój.. Oraz na zwiedzeniu terenów. Moim celem stały się wzgórza Evendim. Zawsze miałem sentyment do wyżyn, to takie miejsce separacji, ciszy.
***
Po chwili namysłu zauważyłem na horyzoncie małą, drewnianą chatkę. Moje wspomnienia wróciły. Wszedłem do środka i zauważyłem, że jest pusta.
- Od teraz to mój dom.- Mruknąłem pod nosem.
Kilka minut później ruszyłem w kierunku wzgórz.
Można było zauważyć, jak krajobraz momentalnie się zmieniał. Z kwiecistych polan, w wąskie dróżki ze stromymi skarpami po bokach. Niestrudzenie wspinałem się na jedno ze wzgórz, nie mogąc nacieszyć się pięknym widokiem. Szczerze powiedziawszy, miejsce to wyjątkowo poprawiło mój humor i czuję, że to nie moja pierwsza wizyta tutaj.
Usiadłem na jednej ze skał i postanowiłem odpocząć. Niestety, mój błogi spokój został przerwany czyimś wołaniem o pomoc.
Wstałem i żwawym krokiem ruszyłem w kierunku dźwięku.
Gdy już dotarłem, ujrzałem najzabawniejszy widok w moim życiu -
Waderę, która chciała wyjść z jaskini, ale zaklinowała się w jej wąskim wejściu.
Niekontrolowanie wybuchnąłem śmiechem, co rzadko mi się zdarza, po czym zerknąłem na wilczycę z niedowierzaniem i drwiną.
- Pomożesz mi, czy będziesz się śmiał?
- Jeszczę chwilę się pośmieję. - Odparłem i znów wybuchnąłem.
Po kilku minutach opamiętałem się i pomogłem waderze wyjść. Była nieco zmieszana i zawstydzona, ale z lekkim uśmiechem podziękowała za pomoc i zapytała mnie o imię.

Waderka?

Od Io cd. Arksena

Poczułam, że ktoś grzmotnął mnie z całej siły. W pierwszym odruchu chciałam walnąć nieszczęśnika prosto w pysk, na szczęście w porę się opanowalam i objęłam wzrokiem całą postać wilka. Basior. Dosyć młody, błękitnogranatowy. Zemdlał podczas upadku. Skierowałam wzrok na skrzydła.. i niemalże natychmiast wzdrygnęłam się. Jego skrzydło. Widniała w nim ogromna, krwawiąca dziura, najprawdopodobniej po strzale. Pogruchotana kończyna była dziwnie wygięta w wszystkie strony. Nie miałam wątpliwości, że potrzebował uzdrowiciela. I to pilnie.
- Cholera - mruknęłam bardziej do siebie, niż do niego. - Co z tym zrobić?
Rana na szczęście nie była zbyt duża. Strzała przeszła na wylot, co musiało oznaczać, że strzelający był blisko. Z odległości, powiedzmy, stu metrów wbiłaby się w skrzydło i tam pozostała. W grę wchodzi dystans 50 metrów i mniej. Jednak.. Coś zaświtało mi w głowie. Nawet z takiej odległości pocisk nie miałby dość energii, żeby przebić twarde, umięśnione skrzydło na wylot. Tylko jeden rodzaj broni potrafi wystrzelić takie pociski..
- Kusza - stwierdziłam. - Ale co robi w tej okolicy kusza? To niecodzienna broń, zwłaszcza dla wilków, które raczej nie mają chwytnych palców.
- Też się z tym zgadzam - coś wyłoniło się z zarośli. Podskoczyłam.
- O matko! Crystal, nigdy więcej nie próbuj mnie tak straszyć! - zaśmiałam się z ulgi na widok brązowobiałej wadery. - Mam tu kogoś, kto pilnie potrzebuje pomocy. Jego skrzydło wygląda na przebite przez strzałę, najprawdopodobniej z kuszy. Masz coś, by mu pomóc?
- Nie jestem medyczką - stwierdziła - ale mam lnianą gazę i trochę świeżych ziół, które powinny zadziałać. - nachyliła się nad basiorem i skrzywiła się. - Rana jest paskudna, ale wydobrzeje. Widać, że jest świeża. Jak go spotkałaś?
- Wpadł na mnie - stwierdziłam. - Wyleciał z nieba, nie wiem, skąd i dlaczego. Zdołałam uchylić się przed pełnym pędem, więc grzmotnął częściowo w drzewo. O ile wiem, stracił przytomność - wyjaśniłam zwiężle. - Spróbujesz go wyleczyć?
- Myślę, że umiem. Ale nie jestem pewna - powiedziała Crystal z lekkim wahaniem. - Trzeba się nim zająć, możliwie jak najszybciej.
Nachyliła się nad basiorem i zaczęła delikatnie owijać bandaż wokół skrzydła. Po chwili zwróciła się do mnie.
- Potrzebuję długiego, sztywnego patyka, który nie połamie się od razu. Trzeba czymś usztywnić tę złamaną kończynę.
- Czyli zwykły kij? - upewniłam się. - Siedzisz na nim.
- Och! - podniosła się. - Faktycznie. Dzięki. - za pomocą kija i gazy usztywniła połamane skrzydło. Na bandażu zaczęły pojawiać się pojedyncze krople krwi, co mnie zaniepokoiło.
- Słuchaj, nie chcę kończyć tych ploteczek, ale chyba trzeba go już zanieść do jaskini medyków?
- Jasne. - podniosła się, a na jej pysku wykwitł nagle wyraz zakłopotania. - Słuchaj, ale nie wiem jak..
- IoExpress do usług. - bezceremonialnie podniosłam bezwładne ciało basiora i zarzuciłam przez ziemię jak worek kartofli. Basior jęknął cicho i poruszył się.
- Emm.. Problem rozwiązany. Ale mogłabyś robić to nieco delikatniej? - spytała cicho Crystal.
- Jasne. - poprawiłam pozycję basiora, zresztą lekkiego jak na moje możliwości, i skierowałam się bardziej w stronę cywilizacji.

*~*~*

- Io! - brązowobiałe coś wpadło jak burza do mojej jaskini. Crystal. - Posłuchaj, nie uwierzysz, co się stało! - wadera zaczęła trajkotać tak szybko, że nie byłam w stanie za nią nadążyć. - Basior obudził się. Ma na imię Arksen i szuka ciebie. Teraz śpi, ale możesz już do niego iść - skończyła na jednym wdechu, ogromnie podeskcytowana. - To co? Idziesz czy nie?
- Idę - zaśmiałam się. - Czemu by nie?

*~*~*

Stanęłam przed białymi jak śnieg drzwiami. Zapukałam nieśmiało.
- Wejdź - rozległ się głos Antilii. Racja. Miała dziś dyżur. Otworzyłam całkiem spore jak na normalnego wilka drzwi, a dla mnie o wiele za niskie, ledwo-ledwo przecisnęłam się przez szparę i wyjrzałam do środka. Basior zamrugał i otworzył pary.
- Kim jesteś?
- Nazywam się Io. Kojarzysz mnie? - Arksen zamrugał.
- Niezbyt.
- A powinieneś. W końcu grzmotnąłeś w mnie.

<Arksen? Koleś może zaraz paść trupem, a Io na ploteczki się zechciało xD>

23 maja 2018

Nowa wadera - powitajmy Kahawię!

Orphen-Sirius

Nie mów jaki ktoś jest wspaniały, spraw by w to uwierzył i to poczuł...
Imię: Jej prawdziwym imieniem jest Matumaini ya tai ya kahawia, jednak woli by się jej mówiło Kahawia
Pseudonim: Wszyscy których nie traktuje jak przyjaciół mają mówić jej po imieniu, jednak jak istnieje osoba którą nazwie przyjacielem może mówić jej Skrzydlata czy Kahi
Wiek: 6 lat
Płeć: Wadera
Charakter: Wadera jest bardzo, ale to bardzo miła! Nie lubi wyrządzać innym krzywdy, jednak jak trzeba walczy. Kocha otaczający ją świat, jak i żyjące na nim stworzenia. Nie przepada za polowaniem, jednak jej instynkt orli nakazuje zabijać małe, biedne króliczki...Walczy z tym, i ma nadzieję że uda się jej poskromić ten głupi instynkt. Jest bardzo pomocna, zabawna i przyjacielska. Na jej twarzy zawsze można zauważyć uśmiech. Czasami jednak potrafi być jej bardzo smutno. Rzadko się denerwuję, gdy komuś jednak uda się ją rozzłościć stara się walczyć z tym orlim instynktem by nie rozszarpać kogoś. Jest wielką optymistką, zawsze udaje jej się coś wymyślić dobrego. Jej wiedza na temat natury nie jednego zadziwi.
Wygląd: Jest to szczupła wadera, o szarych odcieniach sierści. Ma niebieskie oczy, a jej pysku widnieją różne wzory. Ma czarne pierzaste skrzydła, których pióra zaczynają się od czerni, idą przez brąz i kończą na bieli... Posiada też tej formie ptasie przednie nogi koloru brązowego. Na karku można zauważyć u niej orle pióra. W każdej chwili może schować wielkie skrzydła. Wysokością dorównuję nie jednemu basiorowi, a od niektórych jest wyższa.
Głos: Głos jej jest trochę dziwny. Jest połączeniem orlego głosu jak i wilczego. Nazywa go "miodowym", nikt nie wie dla czego, tylko ona.
Stanowisko: Odkrywca
Umiejętności: Kahawia jest dość silną waderą, jednak o wiele lepiej jej idzie z bieganiem i zwinnością. Uwielbia każde sportu, prócz jednego. Pływanie. To najgorsza rzecz jaka istnieje! Nie na widzi się w niej moczyć, niech ktoś spróbuje ją tam wepchnąć...
Intelekt: 7 | Siła: 7 | Zwinność: 6 | Szybkość: 6 | Magia: 6 | Wzrok: 6 | Węch: 6 | Słuch: 6
Rasa: Wilk Ziemi
Żywioły: Ziemia, Zwierzęta i Natura
Moce:
- panuje nad roślinami,
- potrafi wzburzyć ziemię (typu otwiera się dziura w ziemi i zamyka). Kiedy wyjątkowo mocno postara się, to może nawet spowodować trzęsienie ziemi.
- potrafi mówić w języku innych istot
- ma moce leczincze
- umie zamieniać się w każdą istotę która istniała i istnieje, jak i w rośliny
Rodzina:
Ojciec- Kyrian, matka- Liria, siostry- Klara, Mircha, Anastazja
Partner: Kto by ją pokochał??
Potomstwo: Nie chce rodzić, boi się że skończy jak matka.
Historia: Podczas porodu jej matka zginęła, od tego czasu obwinia się o jej śmierć, ciągle sobie powtarza że gdyby nie istniała mama dalej by żyła. Ojciec załamany, wyrzucił córkę z domu i kazał jej nigdy nie wracać. Zrozpaczona wadera szukała domu, jednak żadna wataha jej nie chciała. Żyła w lesie, i gdyby nie pomoc innych zwierząt dawno by się zabiła. Od tego czasu kocha każdą istotę. W wieku czterech lat przeniosła się przypadkiem do świata ludzi. Po dwóch lata wróciła i znalazła tą o to watahę, w której została.
Przedmioty: Naszyjnik matki, przedstawia on polującego orła. Zrobiony z rzadkiego drewna , które trudno znaleźć
Jaskinia: Mieszka w dużej jaskini, w której są wielkie skały, na których stoją przeróżne rzeczy, na największym z nich jest ptasie gniazdo, w którym śpi wadera. Ma też tam wielki ogród, w którym jest wiele roślin tych rzadko spotykanych jak i tych często. Ma też tam mały strumyk z którego pije wodę. Bardzo wysoka jaskinia, dzięki temu może sobie w niej latać.
Właściciel: Asili.banshee@interia.pl
Ocena: 0/0

Od Denahiego cd. Io

Znalazłem się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiedniej porze. Wydawało mi się, że widziałem w życiu wiele i nic nie może mnie zaskoczyć, ale.. Gadający badyl? Wybałuszyłem oczy i patrzyłem na zielsko, które rozmawiało z waderą. Ciekawe co będzie się działo za kilka lat.. Może kwiatom wyrosną łapy, będą tworzyły stada i polowały. Zaśmialem się w myślach, ale ciągle stałem jak wryty z doniczką w łapach.
- Tak orzy okazji, jestem lo.
Zerknąłem na waderę. Zachowywala się tak, jakby mówiąca roślina była czymś normalnym.
Przez moment miałem wątpliwosci, czy to świat rzeczywisty, czy sen.
- Ja jestem Denahi.
- Spoko. W takim razie Denahi, pomóż mi ją przytrzymać.
Zabrzmiało to dosyć przerażająco, jakby ta roślina miałaby zaraz wyskoczyć z doniczki i się na nas rzucić.
- J..Jasne.- Odparłem, ciągle zdziwiony.
Wadera podniosła konewkę i wyczysciła liście roślinie. Gdy skończyła, posłała mi uroczy uśmiech, który pozostał w mojej pamieci.
Nie wiem dlaczego, wadera ta zaciekawiła mnie swoją osobą. Chciałem dowiedzieć się o niej i jej kwiatku jak najwięcej.
<lo?>

Od Irvinga cd. Crystal

Gdy usłyszałem, że jestem pierwszym wilkiem, któremu pokazała to miejsce, zdziwiłem się.
Znała mnie od kilku godzin, byłem dla niej oschły, a mimo to, pokazała mi miejsce, którego nie znał nikt inny. Dziwne.
- Dlaczego mnie akurat tutaj zabrałaś?- Zapytałem.
- Wydajesz mi się inny, myślałam, że to miejsce może ci się spodobać.
Nie odpowiedziałem.
Owszem, podobało mi się tam, ale co oznaczały jej słowa "inny". Zastanawiałem się, co jest we mnie takiego niezwykłego.
Skończyłem swoje rozmyślania. Rozejrzałem się wokół. Było tam naprawdę ładnie. Pełno książek, różnego rodzaju błyszczących kamieni, starych pergaminów, dodatkowo zapach, który wydobywał się ze starych ksiąg dodatkowo nadawał temu miejscu klimatu.
Moją uwagę przykuł mały, turkusowy kamień.
- Jeżeli chcesz, możesz go sobie wziąć.- Dodała wadera i uśmiechnęła się.
- To twoje zbiory, nie będę ci ich podbierał.- Odrzekłem.
- Jak zabierzesz mi jeden mały kryształek, to nic się nie stanie, zaufaj mi.- Uśmiechnęła się i włożyła mi do łapy kamień.
- Dziękuję.- Wymamrotałem cicho.
Na mojej twarzy malowało się po raz kolejny zdziwienie.
Dlaczego traktuje mnie tak dobrze, co specjalnego we mnie widzi..? Pytania cisnęły się coraz bardziej do mojej głowy, jednak postanowiłem milczeć.
Nie odzywając się, ruszyłem dalej i z zaintrygowaniem przeglądałem kolejne księgi, kamienie i pergaminy.
<Cry?>

Od Crystal cd. Harbinger

Nie odpowiadałam, basior spojrzał na mnie. Kochałam go, ale to była tajemnica. Czemu chciał to wiedzieć? Cóż, pewnie się nie dowiem. Spojrzałam na basiora i powiedziałam:
-Zakochałam się...
-We mnie?
 -Czemu chcesz wiedzieć? Mieliśmy rozmawiać o Strażniczce.
-Nie zmieniaj tematu.
-Znasz moje wszystkie sekrety, czemu to Cię interesuje?
-Ech... -Tak, w tobie.
-Okej.
-Ale nie powiem Ci nic o strażniczce. O i wiedz że takim zachowaniem nic nie zdziałasz.
Nie dając mu odpowiedzieć, wyszłam. Zaczęłam nucić piosenkę, która mnie uspokajała. Po chwili westchnęłam. Nie było to łatwe, ale nie zamierzałam się poddawać. Kocham go i mam nadzieje że coś z tego wyjdzie. Nagle pomyślałam o czymś. Gdzie ja idę? Zatrzymałam się, byłam nad Rzeką Valar. Usiadłam i patrzyłam w taflę wody. Chciałabym z nim pogadać, chciałabym żeby przyszedł. Zamknęłam oczy i włożyłam jedną łapę. Otworzyłam oczy, poczułam czyjąś obecność. Odwróciłam, to był on. Z niedowierzaniem skoczyłam do niego, on zdziwiony zapytał:
 -Wszystko okej?
 -Tak. Po prostu się ciesze, że przyszedłeś.
 -Naprawde? Byłaś zła przecież.
-Mówiłam co czuje, nie mam zamiaru się gniewać.
-Okej...
-Wszystko okej?
-Tak.
-Może pójdziemy na Wzgórza Evendim?
-Możemy pójść.
Uśmiechnęłam się i ruszyliśmy w stronę wzgórz. Tak się cieszyłam, że już między nami wszystko okej.
Harbinger?

Od Arill cd. Denahi

Patrzyłam na niego przez chwilę, powoli opuściłam pysk i wzięłam kolejny kęs. Gdy połknęłam jedzenie, powiedziałam:
-Jestem Arill.
-Ja Denahi.
Uśmiechnęłam się słodko, a basior odwzajemnił uśmiech. To zawsze działało. Wzięłam kolejny kęs i pomyślałam o czymś. Po co ja udaje? Nie było mi jednak dane odpowiedzieć na to pytanie. Basior ciągle się na mnie patrzył, co mnie rozpraszało. Co on się tak gapi? Nigdy wadery nie widział? Trochę zła, wzięłam swoją część królika i zaczęłam iść w innym kierunku. Jednak odejście trochę dalej nie dawało mi spokoju, wciąż czułam na sobie jego wzrok. Odwróciłam się i warknęłam:
-Co się tak gapisz?
-Nigdy nie widziałem takiej wadery jak ty.
Westchnęłam i mruknęłam:
-Zapamiętaj sobie ten widok na zawsze, bo już nigdy mnie nie zobaczysz.
Po tych słowach zaczęłam iść w stronę jaskini, Denahi nie poddawał się jednak i zagrodził mi drogę. Spojrzałam na niego ponuro i powiedziałam oschle:
-Nie zrozumiałeś?
-Co cię tak wkurzyłem?
-Co Ciebie to obchodzi?
-Może żeby załagodzić sprawę spotkamy się dziś wieczorem na plaży?
Nie było sensu dalej próbować się go pozbyć, nie odczepi się. Zgodziłam się z wielką niechęcią w głosie. Uśmiechnął się, a ja przeszłam obok niego. Żaden basior mnie tak bardzo nie wkurzył jak on. Jak będzie sobie tak pozwalać, w końcu przestane być taka milutka i pokaże mu że ze mną się nie zadziera. A w ogóle to, co to było? Jakieś komplementy mi sadził? Są piękniejsze wadery ode mnie. Jednak nie miałam zamiaru się nad tym dłużej zastanawiać. Zachód słońca niedługo a ja nie przygotowana. Nigdy jeszcze się nie spotykałam z basiorem. Żaden mi nie zaproponował niczego takiego.
Gdy doszłam do jaskini, zaczęłam podlewać kwiaty na swoim ciele. Nie byłoby to łatwe zadanie, gdyby nie moja znajomość z zaklęciami z ksiąg. W końcu udało mi się i zaczęłam wyczesywać futro. Właściwie, to po co ja to robię? To nie żadna randka, żebym tak musiała się przygotowywać. Jednak jakaś siła kazała mi to robić.
                                    ~*~
Słońce prawie zaszło, byłam już przyszykowana. Wzięłam torbę i wyszłam z jaskini. Myślałam już że będę iść sama, jednak przy wejściu czekał basior. Mruknęłam coś pod nosem i podeszłam do niego. Na mój widok Denahi powiedział:
-Pięknie wyglądasz.
-Daruj sobie.
Przeszłam obok niego i zaczęłam iść w kierunku plaży. Wilk dogonił mnie i zapytał:
-Masz kogoś?
-Nie.
-A szukasz?
-Do czego zmierzasz?
-Do niczego. Pytam z ciekawości.
-Nie rób ze mnie głupka.
-Mówię prawdę.
-Ech, skończmy ten temat.
-Okej.
Kilka minut po naszej rozmowie, doszliśmy do wybranego miejsca.
Usiadłam przy wodzie i zaczęłam patrzeć w gwiazdy.Tym razem myślałam o rodzinie. Nie żałuję opuszczenia ich. Było tam okropnie, nigdy nie zapomnę im tego... Znów, znów coś mnie wyrwało z zamyśleń. A co? Znów basior. Ciągle się na mnie gapił. Odkąd się poznaliśmy się nie mógł odwrócić ode mnie wzroku. Coś ze mną nie tak? Miałam zamiar się tego dowiedzieć:
-Czemu cięgle się na mnie patrzysz?
-Mówiłem. Nie widziałem nigdy takiej wadery jak ty.
-Pffff, każdy sadził takie komplementy.
-Kto?
-Nie ważne.
-No dobra.
-To co my tu robimy?
-Pomyślałem że tutaj będzie nam lepiej się rozmawiało...
-No jak będziesz we mnie ciągle wlepiał gały, to raczej sobie nie pogadamy.
-Mogę tak nie robić, ale zostań.
-No okej...
Kolejne minuty spotkania, przesiedzieliśmy patrząc w gwiazdy. W końcu wstałam i zaczęłam iść w stronę jaskini. Basior złapał mnie i zapytał:
-Możemy się jeszcze jutro spotkać?
-Zobaczymy.
Wyrwałam się i poszłam dalej. Zdziwiło mnie bardzo jego zachowanie. Czemu mu dalej zależy? Żaden by minuty ze mną nie wytrzymał.
Gdy doszłam do jaskini od razu położyłam się w łóżku i zasnęłam. Śniło mi się jakby inne życie. Miałam rodzinę, przyjaciół i byłam alfą. Życie jak z bajki. Jednak ktoś mnie zabił, a moja dusza trafiła do gwiazdy. I na tym skończył się sen. Cała spocona wstałam z łóżka i napiłam się zimnej wody. Mogłam mieć inne życie? Ktoś mi to odebrał? Jeżeli tak, nie daruję mu tego. Zniszczyłam coś i wyszłam z domu. Złość, emocje którą mną kierowały. Udało mi się jednak uspokoić. Było minęło, ważne jest teraz. Nic więcej. Zaczęłam iść w stronę Rzeki Valar by się uspokoić. Weszłam do wody, popłynęłam dalej od brzegu i zanurkowałam. W wodzie zobaczyłam dziwne stworzenie. Miało długi język i wielkie kły. Wyglądało jak rybo kot, zaczęło jęczeć i płynąć w moją stronę, wystawił pazury i prawie mnie zabił. Wypłynęłam szybko na powierzchnię i popłynęłam w stronę lądu. Wiedziałam że jak chociaż raz się zatrzymam, umrę. Udało mi się na szczęście. Wszystko tak szybko się działo. Dopiero co weszłam do wody i już jakiś stwór chciał mnie zabić. Pomyślałam o tym że powiem to alfie, ale się rozmyśliłam. Poszłam do domu. Nie zamierzałam iść spać, miałam zamiar stworzyć miksturę. Zaczęłam szukać składników, a gdy któreś znalazłam od razu wrzucałam.
                                      ~*~
Eliksir był gotowy, zadowolona wyszłam z jaskini i poszłam w stronę domu Denahiego.
Zanim doszłam na drodze zauważyłam go. Szybko podbiegłam i powiedziałam:
-Wypij połowę tego.
-Po co?
-Jak wypijesz przekonasz się.
-Skąd mam wiedzieć że nie chcesz mnie otruć?
-Od razu po tobie jak też to wypije.
Po tych słowach basior wypił połowę, a ja drugą. Uśmiechnęłam się:
-Teraz musisz mi w czymś pomóc.
-W czym?
-W wodzie są dziwne istoty, które zabijają wilki. Dzięki miksturze, nie zrobią nam krzywdy i będziemy mogli oddychać pod wodą.
Basior kiwnął głową i pobiegliśmy w stronę rzeki. Biegliśmy w tym samym tępię, choć powoli zaczęłam go przeganiać. Denah zaczął biec szybciej, nagle przed nami pojawiły się przewrócone drzewa. W porę się zatrzymaliśmy, odetchnęłam z ulgą. Basior mruknął:
-Wydaje mi się że ktoś specjalnie przewróciła te drzewa.
-Mi też. Jednak jakiś głupek nie zatrzyma mnie.
Na raz przeskoczyliśmy je i pobiegliśmy dalej. Ktoś dalej nie chciał byśmy doszli więc było więcej takich niespodzianek. Na szczęście były tak słabe,że każdą pokonaliśmy. Gdy doszliśmy basior zapytał:
-A w ogóle, to czemu mnie wybrałaś?
-Właściwie to sama tego nie wiem. Ale to nie jest ważne.
Byłam tak napalona na to, że nie miałam zamiaru się poddawać. Wskoczyłam do wody i zanurkowałam. Wokół mnie pojawiła się różowo, granatowa smuga. Spojrzałam na basiora który skoczył za mną. Miał on wokół siebie niebiesko, szarą smugę. Uśmiechnął się do mnie, ja jednak nie miałam zamiaru go odwzajemniać. Popłynęłam w dół, szukałam tych potworów. W końcu się doczekałam. W naszą stronę zaczęły płynąć dziwne istoty. Basior zaskoczony, odpłynął dalej. Westchnęłam i popłynęłam w ich kierunku. Ich zachowanie mnie zdziwiło. Przyglądały mi się, przybliżały się i nic nie robiły. Pewnie myślą że jestem istotą wodną. Skorzystałam z tego i powiedziałam coś w dziwnym języku. One mi odpowiedziały, miały mrożący krew w żyłach głos. Na szczęście dowiedziałam się od nich tego czego chciałam. Miałam wypłynąć wraz z basiorem,one jednak złapały nas i zaprowadziły gdzieś. Było to cudowne miejsce. Piękne królestwo, wysadzane klejnotami, o których nikt nie wiedział. Wydawało mi się że miały nas za kogoś komu mogą ufać i chciały nam pokazać swój dom. Z chęcią popłynęłam za nimi. Basior nie był zbyt przekonany, jednak w końcu się zgodził. Tak się cieszyłam. Mogłam poznać nową istotę, jej zwyczaje i jej dom!
                              Denah?

Od Aan'a cd. Kesame

Nie wyglądała na zadowoloną, co się dziwić. Przyszliśmy po coś, mieliśmy szybko wracać, a teraz? Nie możemy wrócić i rozdajemy ulotki. Szliśmy wraz z Carlem i Ashley, była tu masa ludzi, ledwo się przeciskaliśmy obok nich. Kesame, a raczej Kylie, czasami wypadały ulotki, jednak tak szybko je podnosiła że nikt nie zauważył. Uśmiechnąłem się do niej, ona tylko spojrzała na mnie ponuro. Złapałem ją i zapytałem:
- Dalej jesteś zła na mnie?
- Nie jestem.
- Ech...
Dogoniliśmy innych. Do wieczora zajęło nam rozdawanie ulotek. Carl i Ashley pożegnali się i poszli do w stronę swoich domów. Gdy się oddalili Kylie zapytała:
- Mamy jeszcze jeden problem.
- Jaki?
- Gdzie będziemy spać?
- Emmm...
- Super, nie mamy gdzie się podziać.
- Bezdomni śpią w śmietniku.
- Nie będę spać w śmietniku!
- Ech...Może znajdziemy jakiś opuszczony dom.
- Możemy się porozglądać...
Po tych słowach zaczęliśmy szukać domu. Szliśmy ulicą, wiele osób chodziło o tej porze, co mnie zdziwiło. Większość miała poniszczone i brudne ubrania. Śmierdziało od nich strasznie. Ciągle ktoś na nas się gapił. W dzień było przyjemniej i nawet Kylie mi to przyzna. W końcu znaleźliśmy jakąś małą chatkę. Było tam strasznie, dużo dziur w ścianach i robaki. Ułożyliśmy się wygodnie na podłodze i z trudem zasnęliśmy.
Gdy wzeszło słońce od razu się obudziłem. Kesame jeszcze spała. Nie chcąc jej zostawiać, i zostać tu obudziłem ją. Szybko wstała i razem wyszliśmy. Zacząłem ją prowadzić w stronę gimnazjum. Gdy to zauważyła, wyprzedziła mnie i stanęła przede mną:
- Chyba nie chcesz żebyśmy chodzili do ludzkiej szkoły?
- Musimy.
- Czemu niby?
- Policja może się nami zająć, a w tedy trafimy do domu dziecka.
Westchnęła i poszliśmy dalej. Gdy doszliśmy, zobaczyliśmy masę dzieci w naszym wieku. Większość korzystała z telefonów. Nie zauważeni weszliśmy i zaczęliśmy szukać pokoju, w którym może znajdować się dyrektor. Gdy zadzwonił dzwonek, znaleźliśmy pokój. Szybko weszliśmy, teraz spoglądał na nas mężczyzna. Wstał i zapytał:
- O co chodzi?
- My...
- Tak?
- Chcieliśmy zapisać się do tej szkoły.
- A gdzie są wasi rodzice?
Spojrzeliśmy na siebie zdenerwowani.
Kesame?
                  

22 maja 2018

Od Hermesa

Późny wieczór, jak mi się zdawało, był idealną porą na zapoznanie się w spokoju z terenami watahy. No i na papierosa.
Po wyjściu z jaskini i przejściu kilku kilometrów znalazłem się na górze, z której rozpościerał się widok na położone niżej niziny. W oddali widać też było morze lub jezioro, jednak identyfikację uniemożliwiała mi powoli nadchodząca gęsta mgła. Zapaliłem wyjętego z paczki papierosa i przez chwilę siedziałem w ciszy pochłonięty tylko i wyłącznie paleniem. Wiatr wiał w moją stronę, więc dym przelatywał tuż obok mnie, zostawiając woń na futrze. No cóż, a więc w końcu jestem członkiem watahy. Po naprawdę długiej tułaczce nawet przyjemne było zobaczenie kilku wilków i zostanie przyjętym przez przywódczynię stada. Po wypaleniu papierosa odwróciłem się i skierowałem z powrotem do niżej położonego lasu. Po drodze zorientowałem się, że gdzieś wypadła moja paczka z tytoniem. Zacząłem jej więc szukać. Nie trwało to długo, gdyż leżała tuż obok prawie łysego już krzewu, o który się zaczepiła. Wziąłem zgubę i odwracając się w stronę głównego szlaku, dobiłem do jakiegoś rozpędzonego wilka. Musiał wyskoczyć spośród przykrytych liśćmi krzaków po drugiej stronie dróżki. Siła uderzenia spowodowała, iż w głowie mi zadzwoniło, a przed oczami pojawiły się mroczki. Towarzysz także boleśnie odczuł stłuczkę, bo w chwili zderzenia jęknął, a teraz chylił łeb ku ziemi i zataczał się lekko. Cofnąłem się, nieco zaskoczony i od razu zostałem prawie przyprawiony o zawał, gdy jedna z łap natrafiła na pustkę. Znalazłem się tuż przy skraju drogi, gdzie zaczynało się dość strome zbocze. Spojrzałem na drugiego wilka spod kędziorów przysłaniających mi nieco widoczność i zmrużyłem oczy, próbując dostrzec go wyraźniej. Jego sylwetka majaczyła przede mną i coraz wyraźniej dochodziło do mnie raz po raz ciche "ał".

Ktoś chętny na rozbitą głowę? Oferuję niezapomniane doznania w poznaniu nowego basiora i wiele innych atrakcji (oczywiście związanych z niełatwym zdobywaniem przyjaciela, co nie)

Nowy basior - Arthyen!

NukeRooster
To jesteś ty. Należysz tylko do siebie i nosisz w sobie cały wszechświat. Możesz być, kim tylko zapragniesz.

Imię: Arthyen
Pseudonim: Nie ma to dla niego znaczenia, dopóki będzie wiedział, że mówisz do niego. Dotychczas jeszcze żadnych nie dostał. W młodości zdrabniano jego imię do Arth bądź Arthy.
Wiek: 4 lata
Płeć: Basior
Charakter: Można powiedzieć, że jest wolnym duchem i nawet jeśli przynależy do watahy, większość czasu spędza we własnym świecie. Za każdym razem, gdy o spotkasz, będzie zamyślony bądź skupiony na czymś, co według większości zupełnie nie będzie miało znaczenia.  Uważa, że jego decyzje nie będą podejmowane przez nikogo. Nigdy nie podejdzie do Ciebie jako pierwszy. Większość czasu - ponieważ prawie nigdy nie śpi, a jeśli to robi, to w dzień - rozmawia z gwiazdami bądź kometami. Podczas konfliktów rozwiązuje je słowami i to bardzo dobrze - potrafi tak przedstawić najgłupszą teorię, że będzie wydawać się idealną. Lubi czytać książki i o dziwo opiekować się szczeniętami. Szczególnie je sobie upodobał, jest dla nich widocznie milszy i bardziej opiekuńczy. 
Niewielu osobom udało się go zdenerwować, ale jeśli się to zrobi, ze spokojem możesz szykować swój pogrzeb. Nie jest idealny w walce i znajdą się lepsi od niego, ale potrafi wrzucić Cię do innego wymiaru tak szybko, że nie spostrzeżesz się, a będziesz w innej rzeczywistości. Problem w tym, że wilki wydostają się z jego światów po maksymalnie piętnastu minutach. Sam przesiaduje w nich godzinami. Trudno nawiązać mu kontakty z innymi wilkami, ale gdy zdobędziesz w nim uznanie, możesz być z siebie dumnym. Przy pierwszych spotkaniach będzie w stosunku do Ciebie nastawiony z dystansem. Czasem zlekceważy Twoje pytania i zapomni, o czym mówiłeś.
Jako przyjaciel będzie traktował cię zupełnie inaczej. Mało kto z nim wytrzymuje, ale w momencie lepszego zaznajomienia się ze sobą możesz uważać go za kochanego, kruchego basiora. W stosunku do przyjaciela jest opiekuńczy, troskliwy, po prostu uważa Cię za szczeniaka. Trudno osiągnąć taki efekt, musisz wykazać się cierpliwością. Od czasu do czasu zapozna Cię z wszechświatem, opowie coś na ten temat. Jest cierpliwy i dobrze tłumaczy, więc na pewno nie będziesz nudzić się na jego lekcjach. Skupi na Tobie całą swoją dotychczasową uwagę, ale wiedz, że nigdy do Ciebie nie podejdzie, nawet gdybyś był najbliższym mu wilkiem.
Wygląd: Wilk o białym, gęstym futrze i długim ogonie. Z grzbietu wyrasta mu trzynaście długich, czarnych piór. Niebieskie oczy, w których wiele wilków mogłoby wręcz zatonąć, są podkreślone czarną otoczką i linią kończącą się na końcu pyska. Przy jego łapach jego futro jest o wiele dłuższe. Ma trochę większe uszy niż typowy wilk. Jest dość masywny, ale nie przesadnie. Nie widać u niego żadnych blizn ani widocznie zarysowanego umięśnienia, przez co potrafi zaskoczyć, ale w porównaniu z innymi basiorami, może od nich odstawać. Częściej posługuje się magią lub swoją inteligencją, niż siłą więc nie ma to dla niego znaczenia. Nigdy nie przejmował się wyglądem, nie obchodzi go to, jak wygląda nawet w najważniejszych momentach swojego życia.  Gdy go spotkasz, będzie miał zamyślony wyraz twarzy albo z niewyjaśnionych przyczyn… uśmiech.
Głos: Głęboki, spokojny głos. Typowo męski, lekko zachrypnięty. Prawie niemożliwym jest wyprowadzić go z równowagi, ale gdy to zrobisz, nastąpi coś… niezwykłego. Otóż wtedy głos Arthyena jest bardziej podniesiony i - co najdziwniejsze - usłyszysz go tak, jakby mówiło  kilka wilków. On sam słyszy siebie wtedy jako zwykłego wilka, tego samego, gdy jest zupełnie spokojny.
Stanowisko: Filozof
Umiejętności: Intelekt: 10  | Siła: 6 | Zwinność: 4 | Szybkość: 4  | Magia:  10 | Wzrok: 10  | Węch: 3 | Słuch: 3
Rasa: Wilk Zodiaku
Żywioły: Przestrzeń, Gwiazdy, Zodiak
Moce: Należy wspomnieć, że jest szansa na to, że jego energia tylko zmarnuje się i moc nie zadziała, oraz w przypadku tych ze „skutkami ubocznymi”  będzie odczuwał je tak, jakby skorzystał ze swojego daru tak, jak powinien.

~Przewidywanie przyszłości~
Jako wilk zodiaku Arthyen może przewidywać przyszłość dzięki gwiazdom.  Podczas wizji jego oczy stają się zupełnie niebieskie i unosi się lekko nad ziemią. Jest w „transie”. Takie wizje mogą się pojawić w dowolnym momencie, basior nie ma nad tym kontroli. Wiadomo tylko, że dzieje się to tylko w nocy - nie może połączyć się ze słońcem. Kilka razy uszedł dzięki temu z życiem, bo podczas takiej anomalii nikt ani nic nie może go zranić. Może widzieć coś, co stanie się maksimum za tydzień. Raz zdarzyło mu się zobaczyć w wieku 2,5 roku jego wstąpienie do Watahy Smoczego Ostrza, ale zapomniał o tym. Problem w tym, że Arthyen może inaczej zachowywać się po takim przeżyciu, być bardziej nerwowy i uważny.

~Rozmowa z ciałami niebieskimi~
Przez tę umiejętność niektóre wilki uznawały go za szaleńca. Nocami rozmawia z gwiazdami, księżycami i planetami. Potrafi każdej z gwiazd nadać charakter i wygląd - podczas rozmowy w jego głowie tworzy się obraz danej gwiazdy w postaci wilka. Pewnego razu poznał bardzo miłą gwiazdę, którą nazywa się Gwiazdą Polarną. Utrzymuje z nią kontakty do dziś, jeśli jest w zasięgu jego wzroku. Właśnie, w zasięgu wzroku. Arth nie może porozmawiać z gwiazdą, której nie widzi, choć może być to nawet malutka, oddalona o biliony gwiazd świetlnych gwiazda.

~Tworzenie próżni~
Arthyen ma zdolność szczególnie niebezpieczną w zamkniętych przestrzeniach. Może utworzyć próżnię, w której nie usłyszysz, ani nie nabierzesz powietrza w płuca. Sam - o ile to on wytworzył próżnię bądź jeśli cudem byłby w przestrzeni kosmicznej - jest na to odporny i nie będzie miało to dla niego różnicy.

~Znajomość kosmosu~
Co jak co, ale nikt lepiej nie opowie Ci czegoś o galaktyce, jak nie Arthyen.  Jest to niezaplanowany przez nikogo skutek uboczny jego tworzenia, ale umiejętność przydatna do popisu. Jeśli zechcesz, opowie Ci o planecie znajdującej się w innej galaktyce. Zna każdy zakamarek kosmosu… może poza kilkoma wyjątkami. Trzeba tylko postarać się otworzyć go na inne wilki. Na razie mówi o tym tylko do siebie.

~Tworzenie i przenoszenie się do  innych wymiarów~
Tak, nie przesłyszeliście się. Arthyen dzięki mocy przestrzeni może tworzyć kieszonkowe wymiary rządzące się własnymi prawami.  Może korzystać z tej mocy do woli, ale przyprawia go to o poważne zawroty głowy - czasem może zemdleć - oraz, żeby wprowadzić do owych wymiarów zwierzęta lub rośliny (dotychczas to, co tworzył to wymiary stworzone ze zwykłych skał), musi je przenieść z naszego świata. Trudno jest mu wprowadzić tam tlen i atmosferę, bo sam może spokojnie chodzić o nim bez obaw o brak powietrza i często o tym zapomina. Raz wpuścił wilka do innego świata i krótko mówiąc, zabił go. Problem w tym, że podczas tworzenia musi być ciągle skupiony i musi wytrwać 24 godziny bez jedzenia, picia, snu w tej samej pozycji. Dotychczas stworzył dwa wymiary. Do jednego potrafił przenieść jednego wilka i wypuścić go po 10 minutach. Drugi wykorzystuje jako odskocznię od innych wilków, chociaż i tak mało się odzywa. Oczywiście, traci dużo siły, tworząc inne wymiary - to trudna do opanowania sztuka.

~Wyostrzony wzrok~
 Nie jest to żaden specjalny dar, ale za to umiejętność strasznie przydatna. Arthy jest inteligentny i - w porównaniu z niektórymi - silny, co daje mu przewagę. Może z łatwością wypatrzyć sobie jakąś ofiarę i najzwyczajniej w świecie zrobić z nią co chce, bo zauważy ją tak szybko i przekalkuluje swoje szanse, że nim ofiara się obejrzy, będzie martwa. Problemem jest jego szybkość i zwinność, ale poluje na te wolniejsze zwierzęta. Minusem tej umiejętności są gorsze zmysły węchu i słuchu, ale nie przeszkadza mu to.

Rodzina: Nie ma rodziny. Nigdy nie poznał innych wilków zodiaku, a jedyne co o nich wie to to, że ich moce i charakter mogą być różne. Za rodzinę może ewentualnie uważać swoją stworzycielkę - Astreę oraz inne gwiazdy i planety.
Partnerka: Jeszcze nigdy nie miał partnerki, nie wie, jak to jest. Nie szuka jej na siłę, ale dodam, że jako partner będzie czuły, romantyczny i troskliwy.
Potomstwo: Lubi szczeniaki, ale myśli, że trudno mu będzie podołać takiej odpowiedzialności. Chwilowo nie ma takich planów.
Historia: Nie ma co o tym mówić. Został stworzony przez Astreę jako dwuletni wilk. Raczej nie ma świetnej historii, jaką mógłby opowiadać o swoim „długim” życiu, więc na pytanie o swojej historii wystarczy, że powie o tym, że jest wilkiem zodiaku i żaden mądry wilk nie będzie pytać o więcej. Do watahy dotarł przypadkowo, zobaczył wilka z Watahy Smoczego Ostrza i wszystko potoczyło się dalej.
Przedmioty: Jego naszyjnik, znalazł go, gdy wędrował samotnie, szukając watahy. Nie ma magicznych właściwości. Srebrny wisiorek, nic w nim ciekawego. Mimo tego jest do niego strasznie przywiązany. Zawsze będzie mieć go przy sobie.
Jaskinia: Nie ma określonego miejsca zamieszkania. Dużo się przemieszcza, ale jego domem jest oddalony od centrum, opuszczony, mały dom. Nie znajdziesz w nim dużo - poniszczone meble i zarośnięte ściany, chowa w nim swoje rzeczy.
Właściciel: venus74 | mandypandacake@gmail.com
Ocena: 0/0

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template