...
Wprowadzono mnie do zamku, jedynej niezdobytej przez wrogów twierdzy. W środku stróżowało kilku basiorów, był też doradca ojca. Wilczyca, która przyszła tutaj ze mną, zaprowadziła mnie do władczyni. Miała na sobie pelerynę, przez którą nie widać było nawet jej pyska.
- Wasza mość, oto... - wadera spojrzała na mnie pytająco.
- Liria, królowo.
- Liria z... z daleka.
- Liria? - zdziwiła się arystokratka. - Interesujące.
- Cóż takiego, moje imię, pani?
- Tak.
- Dlaczego?
- Nie powinnaś tyle pytać, rozmawiasz z królową - szturchnęła mnie moja towarzyszka.
- Nie szkodzi Lawendo, nowi mają prawo dowiedzieć się prawdy - głos władczyni stał się trochę czulszy. - Moja córka, prawowita królowa, miała tak na imię.
- Córka? Królowa? To znaczy ja! A pani musi być...
- To niemożliwe - ucięła.
- Jak to? To ja, Liria De La Irian, twoja córka, pani.
- To niemożliwe. Moja córka odpłynęła w łodzi. Jej już nie ma.
- Jestem tutaj, nie widzisz podobieństwa, mamo?...
Wszyscy zgromadzeni zwrócili na mnie oczy. Spoglądali to na mnie, to na wilczycę na tronie, która zmuszona była zdjąć swe okrycie. Miałam pewność, to moja mama.
- To, to nie możliwe, Liria, czy to naprawdę ty? - zapytała.
- To ja, mamo, Liria De La Irian, królowa Helipiry, strażniczka dzienna Watahy Smoczego Ostrza.
C. D. N.