18 sierpnia 2017

Od Hatsuyuki'ego


Miękki, puszysty, biały śnieg skrzypiał radośnie pod moimi łapkami. Białe zimne drobinki spadały z nieba co chwile, lądując na moim ciepłym nosku. Biegałem, wpadając z zachwytem w zaspy. Wiatr przeczesywał moją gęstą sierść tak jakby, chciał bawić się w łaskotki. Szczęśliwie biegałem po białym podłożu, zostawiając w nim odciski łap. Robiło się już coś około południa, więc pobiegłem do domu. Po drodze zaniosłem do pokoju Picalla, bo marzł przy wygaszonym kominku. Po odniesieniu brata poszedłem pomóc mamie w kuchni. Przygotowywała właśnie jedzenie. Do wielkiego drewnianego naczynia nasypany był śnieg. Na śniegu leżały kawałki mięsa z jelenia. Mama kroiła marchew, więc rozpaliłem patyczkiem ogień w naszej ''kuchence''. Woda z roztopionego śniegu bulgotała a ja co jakiś czas, mieszałem patyczkiem w naczyniu. Mama przygotowała drewniane miseczki, by nalać w nie zupy. Po chwili zgasiłem ogień śniegiem z chmurki, która umiem wytworzyć. Ogień sykną cicho po czym, zgasł całkowicie. Mama przelała ciepły wywar do naczyń i poszła po Pic'a. Gdy mama i zaspany Pic weszli do kuchni, podałem im miski, po czym każdy zajął się jedzeniem. Ciepła ciecz parzyła mój język i podniebienie, lecz była bardzo dobra. Po zjedzeniu nie miałem siły na nic innego, więc wdrapałem się na moje łóżko i zasnąłem.

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template