- Serio? - spytałem przekrzywiając łebek ze zdziwienia. Jest tak źle, że nie wie co to żart.
- Naprawdę? Nie mam pojęcia o czym mówisz... - jej oczy delikatnie się zaszkliły. Spuściła głowę próbując ukryć smutek.
- Hej, Shante - ostrożnie podniosłem jej głowę do góry. Nie wiedziałem jak zareaguje, a nie chciałem jej znowu przestraszyć. Wadera się zdziwiła, kierując na mnie swoje oczy.
- Przecież to nie koniec świata - posłałem jej pogodny uśmiech. W jej oczach pojawiły się małe ogniki.
- Nauczę Cię, co ty życie - chwyciłem ją za łapę i w biegu, pociągnąłem za sobą. Najpierw było czuć lekki opór z jej strony, ale co się dziwić? Pewnie nigdy czegoś takiego nie przeżyła.
- Nic Ci nie zrobię, daj się ponieść - spojrzałem na nią ze śmiechem. Miała przerażoną minę, aż trochę śmieszną. Po chwili poczułem jak wadera daje za wygraną i chce się ponieść. Przyśpieszyłem. Szybko zerknąłem na Shante. W jej oczach było widać szczęście, a na jej pyszczku pojawił się duży uśmiech. Po jakiś 10 minutach biegu zwolniłem, by zrobić ostatni ruch. Shante nawet się nie zorientowała, kiedy wylądowała w wodzie.
- Nie panikuj, odpręż się - podpłynąłem delikatnie chwytając ją za łapy. Jezioro było płytkie, woda sięgała może do brzucha.
- To jest zabawa, żarty - uśmiechnąłem się zerkając w jej jeszcze lekko przestraszone oczy.
Shante?