Zbudziło mnie ćwierkanie ptaków i lekki chłód. Zorientowałam się, iż jest już ranek. Rozciągnęłam się i wstałam z mojego posłania. Nadal byłam bardzo obolała, ledwo trzymałam się na nogach, ale nie mogłam tak cały dzień przeleżeć. To nie byłoby w moim stylu. Stanęłam na wyjściu z jaskini i oparłam się barkiem o ścianę. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Gdy je otworzyłam, ruszyłam wolnym krokiem przed siebie. Szłam ścieżką, aż wreszcie dotarłam do całkiem sporej polanki. Usiadłam za krzakiem i zaczęłam obserwować poczynania Zefira który usiłował zaczaić się na łanię. Uśmiechnęłam się lekko i zaczęła się zabawa. Basior wyskoczył zza krzaków i rzucił się w pogoń za sarną. W pewnym momencie wybił się wysoko w powietrze i skoczył zdobyczy na plecy wbijając kły w jej kark. Po minucie, może dwóch, sarna padła na ziemię bezsilna. W tym momencie basior miał to zakończyć śmiertelnym ciosem. I tak się właśnie stało. Zwierzę leżało martwe. Uniosłam się i zaczęłam klaskać oznajmiając mu że go obserwuję. Basior uniósł głowę w moją stronę i uśmiechnął się. Postanowiłam do niego podejść. Ześlizgnęłam się ostrożnie z głazu i ruszyłam wolnym krokiem po polance. Idąc w jego stronę musiałam potknąć się o jakiś kamień i polecieć do przodu. Wydałam z siebie cichy jęk po czym poczułam że coś mnie trzyma. Obróciłam się lekko.
- Uważaj jak chodzisz. - puścił mi oko a ja uniosłam brew w górę i kaszlnęłam.
- Nie musiałeś mnie łapać. - mruknęłam chwiejnym głosem i niezdarnie postawiłam łapę na ziemi.
Zefirku?
Wybacz że tak długo czekałeś :/