Lepsze to niż nic. Moja rodzinna wataha była bagnem, w porównaniu do
tej, także nie jest źle. Trafić raczej lepiej nie mogłam, także czas
korzystać, póki jeszcze nikt mnie nie zna. Potem będę miała spokój od
wilków, przynajmniej na jakiś czas. Przyjeli mnie, więc teraz już
powinno być lepiej. Jeszcze muszę znaleźć sobie jakieś domostwo, ale na
to jeszcze czas. W najgorszym wypadku będę spać pod jakimś drzewem.
Spokojnym krokiem oddalałam się od terenów watahy, by skosztować
troszeczkę uroków tego miejsca. Całkiem tu ładnie, nie powiem. Znając
życie, jakiś wilk się tu zaraz napatoczy, by zepsuć mi tę chwilę
rozkoszy. O, o wilku mowa. Słyszę Cię, koleszko. Chyba jeszcze nie wie,
że czuję jego obecność. Jego ciepły oddech, za moimi plecami.
Za moimi plecami lekko zaszeleściły liście. Jakiś wilk był
niebezpiecznie blisko mojej osoby. Szybko wyciągnąłem nóż i wbiłam go w
ziemię. Po chwili z krzaków wyskoczył rozbawiony wilk. Nawet nie zdążył
łapą dotknąć podłoża, kiedy już leżał na ziemi przyciśnięty moimi
łapami.
- Czego? - zapytałam spokojnie, przykładając mu nóż do gardła. W jego
oczach było widać lekkie przerażenie, lecz na jego pysku pojawił się
lekki uśmieszek. Mocniej docisnęłam nóż, cicho warcząc. Wilk próbował
się uwolnić, jednak bezskutecznie. Siła przyciśnięcia była zbyt duża, by
się podnieść.