- Nieśmiertelną, mówisz? - mruknęłam, po czym uśmiechnęłam się lekko. - Romantycznie to ująłeś.
Nadal miał poważną minę. Zawziął się i wiedziałam, że nie wypije tej fiolki, jeśli ja tego nie zrobię.
- A czy obiecasz mi wtedy, że mnie nie opuścisz? Że nie zginiesz w walce i nie zostawisz mnie tu samej?
- Nie mogę ci obiecać, że nie zginę na jakiejś wojnie. Już o tym rozmawialiśmy.
Westchnęłam, patrząc na niego gniewnie.
- To przeproś chociaż za zołzę.
Uśmiechnął się krzywo, kręcąc łbem.
- Niech ci będzie. Przepraszam.
- No - machnęłam ogonem - to jak myślisz? Wytrzymamy ze sobą wieczność?
- Raczej nie - puścił do mnie oko - ale i tak zostaniemy razem. To chyba przeznaczenie, wiesz?
- Tak właśnie myślę - podsunęłam mu czerwonawą fiolkę, a on podał mi tę, którą kupił.
Potrząsnęłam fiolką i wpatrywałam się w bordowy płyn, zostawiający lepkie ślady na szkle. Harbinger również wbijał wzrok w eliksir.
- Trochę się boję - szepnęłam, cicho przełykając ślinę.
- To oczywiste, In. Wieczność jest straszna.
- Jeśli mielibyśmy szczeniaki... One umarłyby wcześniej?
- Nie, jeśli też by to wypiły.
Jęknęłam, zaciskając oczy.
- Jeśli będziemy mieli kiedyś dość, sami to zakończymy.
Spojrzałam w jego oczy, głębokie i wściekle zielone. Kiedyś się ich bałam, teraz czułam się lepiej, kiedy mnie obserwowały.
- To... pijmy.
Przechyliłam fiolkę i poczułam, jak ciecz spływa mi do gardła. Była słodka, niesamowicie słodka, jednak kiedy przełknęłam ostatni łyk, stała się gorzka. Kaszlnęłam i spojrzałam na krzywiącego się Harbingera. Przejechałam językiem po zębach i przełknęłam resztki płynu, dla pewności, że nic się nie zmarnuje.
- To kiedy będziemy wiedzieć, że zadziałało? - zapytał, unosząc brew.
Przygryzłam policzek, przestępując z łapy na łapę.
- Nie mam pojęcia.
Z jego pyska wydobyło się ciche "aha" i zawiesił na mnie wzrok.
Krzyknęłam, kiedy upadł, lecz zanim zdążyłam się ruszyć, mnie również pochłonęła ciemność.
Pierwsze, co zobaczyłam po przebudzeniu, to jego zaintrygowane, zielone oczy. Stał nade mną, przyglądając mi się. Przekręciłam się na brzuch i wstałam, wyślizgując się spod niego.
- To już?
- Pewnie tak.
- Czyli teraz ślub? - zaśmiałam się, zapominając już nawet o tej zołzie.
Harbingerze? ^^