- Ostatni demon, który był na tej ziemi, ostatnie zło, chcące zniszczyć świat, jedyne zło, bez serca i duszy... - Czułam, jakby coś zaczęło kuć w moje serce. Naprężyłam mięśnie, czytając dalej - Demon o trzech sercach, głowach i duszach, demon, który niszczy każdy piękny sen w nieistniejący koszmar... - miałam wrażenie, że stare rany, się otwierają i miałam rację, lecz zamiast krwi, leciała ta sama, czarna maź... Moje oko znowu zostało wypełnione czernią, a ja czułam ten sam ból, co wtedy.
- WZYWAM CIĘ! WZYWAM CIĘ SPOD MOJEJ DUSZY, DEMONIE! - zaczęłam wrzeszczeć, ale nie ja, a może jednak ja? Miałam wrażenie, że ktoś przejmuje na de mną kontrolę. Wbiłam wielkie pazury w ziemię, a wokół mnie leciała ta maź do góry, a z moich oczu łzy, a raczej krew, leciała dokładnie w tą samą stronę. Krzyczałam jak opętana, w sumie nią byłam. Na de mną leciały dalsze słowa, ułożone z tej mazi, która we mnie wyleciała.
- Wyganiam cię do piekieł... J- - przerwał mi ból, nie mogłam wytrzymać, upadłam nieprzytomna, lecz nadal leciałam w dół, póki nie uderzyłam o szklany grunt. Będąc kompletnie nie przytomna.
****
Ledwo
otworzyłam oczy, podnosząc się. Ciągle ze mnie leciała czarna maź, a
moje ciało było zniekształcone. Nie mogłam wydać z siebie ani jednego
głosu. Po chwili tylko zaczęłam kaszleć, wypluwając więcej tej dziwnej
substancji. Po chwili poczułam ponownie, że coś mi rozrywa klatkę
piersiową. Zacisnęłam oczy, a po chwili moje ciało ponownie było
normalne. Otworzyłam oczy, dysząc. Spojrzałam na szkło. Pode mną, było
nic. Dosłownie. Pustka, nieistniejącą pustkę.
- Znowu walczysz ze mną. - podniosłam wzrok widząc, że mój cień jest stanowczo za duży. Odwróciłam się, a za mną stał ten demon, który towarzyszy mi prawie od urodzenia. Stałam twardo, mając oklapnięte uszy, lecz jak zawsze nie okazywałam emocji.
- Znowu walczysz ze mną. - podniosłam wzrok widząc, że mój cień jest stanowczo za duży. Odwróciłam się, a za mną stał ten demon, który towarzyszy mi prawie od urodzenia. Stałam twardo, mając oklapnięte uszy, lecz jak zawsze nie okazywałam emocji.
- Mam dość dzielenia z tobą MOJEGO ciała.
- Hahahaha! Jesteś naiwna myśląc, że to twoje ciało... - Przybliżył jeden ze swoich łbów i na mnie spojrzał - To dzięki mnie masz takie ciało, Noctino...
- Myślisz, że tym mnie złamiesz?
- Oczywiście, że nie... Bardziej bym się martwił o to, co się stanie z TOBĄ.
- Nie boje się śmierci, demonie.
- Zdajesz sobie sprawę, moja droga, że be ze mnie będziesz NIKIM?
- Od zawsze byłam nikim.
- Dla Ascrifice'a też? - zamilkłam. Dla niego byłam kimś więcej... Byłam partnerką, matką jego dzieci...
- ... Co masz na myśli?
- Dzięki
MNIE Ascrifice cię pocałował tego dnia. DZIĘKI MNIE w ogóle żyjesz.
GDYBY NIE JA byłabyś tylko zwykłą waderką z znienawidzonymi rodzicami...
KIM BYŚ BYŁA BE ZE MNIE?
Jego słowa strasznie mnie kuły w serce. Zacisnęłam oczy, jak i zęby, odwracając głowę.
- Kłamiesz... Łżesz!
- Kłamiesz... Łżesz!
- A może to ty łżesz? Po co masz się pozbywać czegoś, co CIEBIE stworzyło?
Nie, to nie może być prawda! Jestem... Jestem Nocta Draken! J-ja...
J-ja... Jestem silna! Twarda! Nie dam się omamić demonowi! Gwałtownie złapały mnie cienie za łapy i szyje, a demon zmniejszył się do mojej wielkości.
- Nie udawaj, że be ze mnie byłabyś kimkolwiek....
J-ja... Jestem silna! Twarda! Nie dam się omamić demonowi! Gwałtownie złapały mnie cienie za łapy i szyje, a demon zmniejszył się do mojej wielkości.
- Nie udawaj, że be ze mnie byłabyś kimkolwiek....
Zamknęłam oczy, a bardziej je ścisnęłam. Nie wiem, czy przez ból, czy przez okrutną prawdę...
Ale... Nie, to nie możliwe! Ja...
Wokół mnie zaczęłam się pojawiać ja, kiedy byłam małym, białym szczeniaczkiem. Kiedy płakałam każdego dnia, kiedy mnie zabrali, strach ja...
Ja... Boje się...
Ale... Nie, to nie możliwe! Ja...
Wokół mnie zaczęłam się pojawiać ja, kiedy byłam małym, białym szczeniaczkiem. Kiedy płakałam każdego dnia, kiedy mnie zabrali, strach ja...
Ja... Boje się...
Zamknęłam oczy, całkowicie oddając się temu cierpieniu... Po chwili jednak przypomniały mi się czyjeś słowa.
Nocta, nie jesteś potworem...
Otworzyłam
załzawione oczy. Spojrzałam na demona, który właśnie rósł w siłę.
Karmił się moim bólem, strachem. Wyszarpałam się z własnego więzienia i
opadłam na pękające szkło. Wyplułam z pyska krew i warknęłam na niego.
- M-mylisz się... - podniosłam się, cała przerażona, ale uniosłam uszy, warcząc na niego głośniej - może i prawda. Bez ciebie będę zwykłą waderą. Zapewne strace swoją siłę, a nawet jeśli nie, to co z tego? Wolę zginąć, ale uchronić mi bliskich, niż, żebym patrzyła na to, jak wszystkich niszczysz. - pod moimi łapami, zaczęło pękać szkło.
- M-mylisz się... - podniosłam się, cała przerażona, ale uniosłam uszy, warcząc na niego głośniej - może i prawda. Bez ciebie będę zwykłą waderą. Zapewne strace swoją siłę, a nawet jeśli nie, to co z tego? Wolę zginąć, ale uchronić mi bliskich, niż, żebym patrzyła na to, jak wszystkich niszczysz. - pod moimi łapami, zaczęło pękać szkło.
- Be ze mnie będziesz nikim! Zwykłą waderą! Bez niczego specjalnego, oprócz wielkiego ego i złego charakteru!
- I niech tak będzie... - szkło pękło, a one ułożyły się w ostatnie słowa księgi...
- Nie...
- Niczym wicher na niebie...
- Nie...!
- Niczym ostatni wdech jedynej duszy...
- NIE! PRZESTAŃ!
- Wzywam Cię do piekieł. Do więzienia twego. Opuść me ciało i PRZEPADNIJ.
- NIE! - demon
zaczął pękać niczym to szkło, które było pod moimi łapami. Zaczął
ryczeć, z niego wychodziły cienie, a ja miałam wrażenie, jakby coś mnie
rozrywało na pół. Krzyknęłam z bólu i upadłam na ziemię. Dyszałam,
miałam wrażenie, że umieram. Wtedy zobaczyłam, białą łapę. Podniosłam
wzrok.
- Wstań... - spojrzałam na... Siebie. Pomogła mi wstać. Była piękna. Lekki uśmiech, niebieskie oczy i czarne plamy na futrze.
- Kim jesteś? - zapytałam, cała roztrzęsiona.
-
Tobą. Ale z inną historią. Nie ma co rozdrapywać ran, Nocta. Obie to
wiemy - położyła łapę pod moim pyskiem, a ja zaczęłam płakać. Byłam
przerażona, przez tyle lat ukrywałam strach.
- Boje się...
-
Każdy się czegoś boi. Nikt nie jest idealny, pamiętaj o tym -
przytuliła mnie, a jej uścisk, jakby był moim ukojeniem - zakończmy
to...
- Zakończmy to... - powiedziałam po niej, a ona mnie położyła na trawie...
****
Poczułam, jak trawa pieści moje ciało. Miałam wrażenie, że moje rany, same się zrastają, a raczej moje cienie, to robiły.
- Nocta!
- Nocta!
Słyszałam jakby mnie ktoś wołał... Byłam bezsilna... Czułam chłód na pysku przez łzy, a mój oddech był niesynchroniczny, miałam wrażenie, że właśnie umieram. Nocta Draken. Wredna wadera, bez uczuć, czy współczucia. Umarła już raz, umiera znów, mając na duszy moje dzieci...
- NOCTA! K***A NIE!
Nie poddałaś się wtedy, nie rób tego teraz... Poczułam gwałtownie, jakby coś mi dało moją siłę na jakikolwiek ruch. Poczułam też większy ból. Ścisnęłam powieki, by móc je otworzyć. Wszystko było rozmazane, a ja poczułam, jak ktoś mnie podnosi i przytula.
- NIE STRASZ MNIE TAK NIGDY WIĘCEJ, SŁYSZYSZ?! - Ascrifice wtulił swój pysk w moje futro. Nie miałam sił, żeby się odezwać, miałam wrażenie, że straciłam swój głos. Spojrzał na mnie i na moje oczy. Był cały w łzach.
- Nocta... proszę powiedz coś...
- NIE STRASZ MNIE TAK NIGDY WIĘCEJ, SŁYSZYSZ?! - Ascrifice wtulił swój pysk w moje futro. Nie miałam sił, żeby się odezwać, miałam wrażenie, że straciłam swój głos. Spojrzał na mnie i na moje oczy. Był cały w łzach.
- Nocta... proszę powiedz coś...
- ... - rozchyliłam lekko usta - Nic mi nie jest, As. - powiedziałam to osłabionym tonem i chciałam się podnieść i to nawet zrobiłam, ale cały czas się trzęsłam z przerażenia. Nie mogłam ustać na łapach, lecz mój partner mi pomógł ustać.
- Nocta, wyglądasz jakbyś widziała ducha. - mówił to bardzo troskliwie. Milczałam. Po prostu cała się trzęsłam, a łzy nadal mi leciały po policzkach. To był dla mnie szok.
Nie boje się śmierci, ani demonów, czy agresji...
Boje się samej siebie.
Nie boje się śmierci, ani demonów, czy agresji...
Boje się samej siebie.
<Ascrifice?>