Spojrzał na mnie z jakby lekkim rozbawieniem.
- Przed chwilą omal mi się nie udało.
- Omal - odparłam, gwałtownie przekręcając się na bok i zrzucając z siebie basiora.
Punkt pierwszy: zapoznać się ze wszystkimi możliwościami przeciwnika. I wadami. Na przykład, że łatwo go rozproszyć.
Podniosłam się i otrzepałam futro. Basior wydawał się zaskoczony. Czekał, aż powiem coś jeszcze.
Posłałam mu jedno z moich najzimniejszych spojrzeń.
- Moje życie, jest warte więcej, niż myślisz. I - dodałam - nie tak łatwo otrzymać za nie nagrodę.
No proszę. W końcu kogoś po mnie przysłali. Ciekawe, czy zapłacili mu tyle, ile ta misja jest warta. Jak ich znam, to napewno nie.
Zerwał się wiatr. Trudno by było rozpoznać, że ktoś mu w tym pomagał, chyba, że wiedziało się, kto to zrobił.
Żywioł rozpędzał się z sekundy na sekundę. Z zadowoleniem odnotowałam, że moje oczy zaczęły lekko świecić. Pora pokazać temu wilkowi, dlaczego zanim się zaatakuje, należy sprawdzić, do czego wróg jest zdolny. Inaczej można stracić bardzo dużo.
- Poczekaj! - zawołał, gdy jeszcze było coś słychać. Reszta słów utonęła w wyciu wichru.
Zamknęłam oczy i oddałam się melancholii. Powietrze szalało, niczym pies, który w końcu zerwał się z łańcucha. Uśmiechnęłam się. Uwielbiam swoją moc. Moja największa siła tkwiła w środku.
Coś nagle zmąciło mój idealny spokój. Wyczułam, że basior majstruje coś przy wietrze. Przy MOIM wietrze, dodajmy. Nieładnie.
Raptownie uniosłam powieki i uderzyłam w niego mocą, równocześnie uciszając wiatr. Wilk jęknął głucho.
- Mówiłem, że chcę porozmawiać.
W tym dziwnym lesie. W środku nocy. Z najemnikiem pragnącym mnie zabić.
- Rozmawiajmy - rzekłam chłodno, wciąż niezadowolona, że wyrwał mnie z transu.
Jeffrey? Właśnie w ten sposób Nathing lubi się wywyższać :3