2 września 2017

Od Toxikity cd. Alpina

- Toxikita, ale możesz mówić mi Tox. Obojętnie, jak ci pasuje. - Odparłam, nadal będąc nieco zmieszana. Czy wszyscy muszą się o to pytać? Jak nie on, to inne wilki. - A ty?
- Alpin. - Odpowiedział. Wyczuwalne było w jego głosie lekkie rozbawienie, ale także niepokój. A może strach, zdziwienie? Skoro słonce już się wzbudziło, zapewne miał możliwość zobaczenia mnie w pełnej okazałości. - Masz bardzo specyficzny wygląd.. - Dopowiedział.
- No i? - Mruknęłam. Kolejny będzie się czepiał mojego wyglądu?
- Zastanawia mnie.. Urodziłaś się taka? Bo wilka o takim umaszczeniu, to ja nie widziałem. - Przechylił łeb lekko w bok.
- Nie powinno cię to w ogóle interesować! - Warknęłam. Bardzo nie lubiłam, kiedy ktoś się mną interesował. A szczególnie moją przyszłością. Wręcz nienawidziłam tego.
- Dobra, dobra. Nie chcesz, nie mów. - Uniósł łapy w geście "obronnym". - Tylko się tak nie denerwuj.
- Jasne.. - Burknęłam, odwracając wzrok. - A więc, Alpinie. Będę się już zbierać. Cześć! - Rzuciłam przez ramię, odchodząc w swoją stronę.
- Do zobaczenia, Tox! - Usłyszałam. Mimowolnie, uśmiechnęłam się lekko.
Wracając, obserwowałam wschód słońca. Kolory na niebie mieniły się purpurami, czerwienią, a także błękitem. Musiałam przyznać, piękny widok. Szkoda tylko, że ja go niszczę.
Będąc już w swojej jaskini, wyczułam czyjąś obecność, a także zauważyłam czyjś cień. Odwróciłam się za siebie, gdzie ujrzałam betę.
Spojrzałam na nią, pytająco.
- Podobno "zaprzyjaźniłaś się" z Alpinem.. - Zaczęła, na co po chwili przytaknęłam.
- I co z tego? - Zmarszczyłam brwi.
- Doszły mnie słuchy, że posiada on misję, której sam w stanie nie jest wykonać. Prawdą jest, że nie wiem, na czym ona polega, jednak proszę cię o pewną małą przysługę. - Ciągnęła.
- Hmm? - Przymrużyłam lekko oczy.
- Mianowicie, byś mu w tej misji pomogła. Tak, teraz masz prawo wydziwiać i marudzić, jednak.. Bądźmy szczere. W tej sprawie nie masz NIC do powiedzenia. Po prostu, pomóż mu wykonać tę misję, a będziesz miała mnie z głowy. No, to tyle, co mam ci do powiedzenia. Narka! - Kończąc swoją wypowiedź, wyszła z jaskini, zostawiając mnie bez słowa, w szoku.
Chwila moment, ooo nie. Ja się na to nie godziłam! Wybiegłam za nią z jaskini, ale.. jej nie było. Przecież nie mogła wyparować! A może..? Rozejrzałam się jeszcze raz, dokładnie, po terenie wokół jaskini, ale jak jej nir było, tak nie ma.
Wróciłam do jaskini, zrezygnowana.
I co ja mam mu powiedzieć? "Cześć Alpin, beta wbiła mi do jaskini i wplątała mnie w te twoje bagno"? Ech.. Coś czarno to widzę, bardzo czarno. Cała ona była jakaś dziwna. Właśnie, może to nie była ona? Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi.
Położyłam się na swoim ulubionym głazie, z zamiarem ucięcia sobie krótkiej drzemki. Zamknęłam oczy, ułożyłam się wygodnie, a po chwili zasnęłam...
~
Leżę na stole chirurgicznym. Przypięta pasami. Strach ogarnia całe moje ciało. Nagle, zza cienia wychodzi wychudzony, lekko zgarbiony basior, z maską na pysku. Podszedł do mnie, a ze szkrzyneczki leżącej nieopodal mnie wyciągnął skalpel oraz strzykawkę, z dziwnie rażącym płynem w środku. Wytrzeszczyłam oczy. Widziałam psychopatyczny uśmiech spod jego maski. Skalpelem trzymanym w łapie, wykonał głębokie i bolesne nacięcie na mojej szyi. Chciałam wrzeszczeć z bólu, płakać z bezsilności. Ale nie mogłam, nie chciałam dać mu tej satysfakcji. Basior prychnął, i wziął w łapę strzykawkę, którą bez żadnego ostrzeżenia wbił w moją szyję. Nie powstrzymałam się, i rykłam na całe gardło. Czułam, jak toksyna rozchodzi się po moim ciele, jak wyżera mnie od środka. Płakałam, a on cieszył się z mojego cierpienia. Szarpałam, błagałam, by przestał. Z każdym jękiem wydobytym z mojego gardła, on nabierał jeszcze większej rządzy krwi. Obraz zaczął mi się zamazywać, traciłam przytomność. Basior, widząc to, wyjął że szkrzyneczki jeszcze jedną strzykawkę, nieco mniejszą od poprzedniej. Wbił mi ją w szyję. Pod wpływem rozchodzącej się po moim ciele cieczy, moje mięśnie spięły się, źrenice rozszerzyły, a akcja serca przyspieszyła, przyspieszając oddech. Adrenalina. Basior wyjął kolejną strzykawkę, ze znakiem radioaktywności. Mój oddech był płytki, nierówny. Wraz z zbliżającą się do mnie strzykawką, coraz bardziej się szarpałam, czym tylko napawałam basiora. Wbił mi strzykawkę w szyję. Okropny ból. Wszystko razem wzięte. Wrzeszczałam, płakałam, krzyczałam. Błagałam o litość. Basior, nic sobie z tego nie robiąc, kontynuował swoje działania...
~
Obudziłam się z wrzaskiem, poderwując się z miejsca. Ciężko dyszałam, czułam łzy zbierające się w moich oczach. Chciało mi się krzyczeć. Krzyczeć, przeklinać swój los. Swoim wrzaskiem zapewne zrobiłam niezły bałagan. Wilki zebrały się obok mojej jaskini, jednak do niej nie patrząc. Podzieliły się na grupy, i zniknęły za krzakami.
Idioci...
Otarłam łapą swoje neonowe łzy, które w dalszym ciągu skapywały po moim futrze. Byłam zła na siebie. Nie wolno mi okazywać słabości! Ale czasami... Nie da się. Nie przy tym śnie.. Pociągnęłam ostatni raz nosem, i skierowałam się ku wyjściu z jaskini. Wmurowało mnie w ziemię, kiedy zobaczyłam Alpina, stojącego naprzeciw mnie...

Alpin?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template