- Dokąd idziemy? - zapytałem cicho.
- Nie wiem. - odpowiedziała. Jej głos był spokojny i przyjemnie się go słuchało. Teraz zdałem sobie sprawę, jak dawno z kimś rozmawiałem. Szliśmy przez las, rozmawiając o różnych rzeczach. W końcu dotarliśmy do bardzo ciekawego miejsca. Ze skał spływała lawa, a na najbardziej wysuniętej rosło piękne, kwitnące na różowo drzewo. Sam nie doszedłem do tego miejsca w watasze. Było tu strasznie gorącą, a widoczność zasłaniała gorąca mgła.
- Gdzie jesteśmy? - spojrzałem na moją towarzyszkę. Uśmiechnęła się i odpowiedziała:
- Jesteśmy przy drzewie Rees. Pięknie tutaj, prawda? - na jej słowa odwzajemniłem uśmiech i przytaknąłem. Poniuchałem w powietrzu. Powietrze było przesączone dziwnym zapachem, pewnie tej mgły. Zrobiło mi się trochę duszno, więc lekko oddaliliśmy się od tego niezwykłego miejsca. Wziąłem głęboki wdech. Chciałem zacząć rozmowę, ale Kesame była szybsza.
- Jakie jest twoje marzenie? - zapytała nieśmiało i cicho. Zamyśliłem się. Moje marzenie. Marzenie. Odwróciłem wzrok, po czym zamknąłem oczy, rozmyślając nad tym, czy jej to powiedzieć. Z każdym moim słowem wypowiedzianym do niej jej strata będzie bolała coraz bardziej. Nie zapomnę - w uszach rozbrzmiewał mi głos wadery. Ale czy to możliwe? Westchnąłem i obróciłem się w stronę Kesame. Zobaczyłem w jej oczach wyczekiwanie na moją odpowiedź.
- Chciałbym mieć przy sobie kogoś, kto będzie ze mną, w trudnych chwilach. Chciałbym mieć kogoś, kogo mógłbym pokochać, szczerze i mocno. Chciałbym, aby ta istota obdarzyła mnie miłością taką samą, jaką ja bym mógł ją obdarzyć. Chciałbym się zakochać... - każde zdanie wypowiedziane przeze mnie było coraz cichsze. Moje pazury coraz głębiej wdzierały się w ziemię. Przez moje myśli przeszło jedno słowo, które było przy mnie od szczenięcia... samotność.
Kesame? A jakie jest twoje marzenie? c: