3 września 2017

Od Taravii cd. Zero

Odwzajemniłam uścisk, wtulając pysk w brudne futro basiora. Skupiłam się na tym, żeby więcej łez nie skapnęło z mego pyska. I choć było to trudne, odkleiłam się od męża i z zacięciem spojrzałam Raidenowi w oczy. Zagłębiłam się w ich czekoladowej barwie i czułam, jak ściska mi się serce, lecz ciepły uścisk Zero dodawał mi odwagi.
- Nie jesteśmy stąd - oznajmiłam, prostując się lekko. Mąż spojrzał na mnie z ukosa, próbując rozgryźć moją taktykę.
- Słucham? - Loedia, a właściwie jej tutejszy odpowiednik, posłała mi lekko rozbawione, ale i zmartwione spojrzenie. - Mamo, co ty mówisz...
- Nie wiem, czy to inny świat, czy znów jakaś pułapka - zaczęłam, skupiając się na zachowaniu miarowego oddechu - lecz nie my jesteśmy waszymi rodzicami.
Po tych słowach coś eksplodowało, odrzucając mnie parę metrów w tył. Przez chwilę nie rozumiałam co się stało, a pierwszym moim odruchem było znalezienie wzrokiem Zero. Potem zamrugałam oczami, chcąc pozbyć się pyłu z powiek i splunęłam na ziemię, czując metalowy posmak.
- Zero?
Podparłam się na łapach i wstałam chwiejnie, z jękiem uświadamiając sobie, że odczuwam ból na całym ciele. Wybuch rzucił mną o drzewo i o mało nie złamał kręgosłupa.
- Zero... - powtórzyłam, kaszląc. Dopiero teraz zauważyłam, że wokół nadal unoszą się kłęby kurzu i wszelkich zanieczyszczeń.
- Taravia... - wzdrygnęłam się, kiedy oparł o mnie swoje czoło i wydałam z siebie przytłumiony krzyk, widząc go całego zakrwawionego.
Znów krzyknęłam, czując, jak ziemia pode mną się rozstępuje, a my spadamy w pustkę. Widziałam, jak basior porusza pyskiem i jak jego wargi układają się w moje imię, jednak jego głos nie dotarł do mnie. Chwilę później znów straciłam go z oczu, ale pisk w mojej głowie sprawił, że już nawet nie próbowałam tego zrozumieć.
Upadłam na skały, czując, jak nieznośny ból przesiąka mnie na wskroś. Wzięłam oddech i poczułam, jak zapadnięte płuca unoszą się, łapczywie pragnąć więcej. Nie próbowałam jednak wstawać i tylko przeczesywałam wzrokiem szare otoczenie, chcąc zawiesić wzrok na czymś, co znam. A bardziej na kimś.
Nie wiedziałam, ile minęło czasu odkąd upadłam. Podniosłam najpierw łeb, żeby ocenić sytuację nieco trzeźwiej, a potem starałam się przekręcić na bok i wstać. Po kilku próbach zrezygnowałam, zniechęcona wizją kolejnego upadku na skały. Chciałam przełknąć ślinę, żeby pozbyć się posmaku krwi, lecz w pysku miałam zupełnie sucho. Tak, jakbym nie piła od kilku dni.
Nagle uderzyło we mnie oślepiające światło, które zmusiło mnie do odwrócenia wzroku. Po chwili, kiedy blask lekko zmalał, spojrzałam w tamtą stronę. Przygasał i kiedy już mogłam normalnie patrzeć w tamtą stronę, zobaczyłam kilka ogromnych, skrzydlatych istot, które przecinały niebo i machnięciami skrzydeł rozwiewały chmury.
Smoki.
Ale czy prawdziwe?

Zeruś?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template