Spojrzałem w niebieskie oczy wadery. Mimo uśmiechu widziałem dostrzegłem w jej oczach smutek. Powiedziałem coś nie tak? Odwróciłem wzrok i wyjrzałem na dwór. Krople deszcze spadały na mokrą już ziemię, a w oddali waliły pioruny. Postanowiłem zmienić temat.
- Czym się zajmujesz? - zapytałem, spoglądając w jej błękitne oczy.
- Jestem myśliwym. - powiedziała. - A ty?
- Jestem opiekunem do szczeniąt. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Lubisz szczenięta? - spojrzałą na mnie, lekko się uśmiechając.
- Tak. - odparłem.
- Od dawna jesteś w watasze?
- Urodziłem się tutaj. Moją matką jest Will, a ojcem... - zacisnąłem zęby i zamknąłem oczy. Przełknąłem ślinę. - A ojcem był Raiden.
- Był?
- Tak. - westchnąłem. - Popełnił samobójstwo, ale ja w to nie wierzę. Nie zostawił by nas.
- Nie wiedziałam....
- Bo skąd mogłaś wiedzieć? - wzruszyłem ramionami i otarłem łzę z kącika oka.
- Wiesz, chyba się rozpogadza. - zmieniłem szybko temat. Miałem rację. Deszcz przestał padać, a niebo nie było tak ciemne jak przedtem, Wyszedłem na dwór. Trawa była mokra, ale nie padało. Uśmiechnąłem się i wciągnąłem nosem powietrze. Było świeże i czyste, a pachniało deszcze.
- Idziesz na dwór, Kirameki? - zapytałem, posyłając przyjazny uśmiech waderze.