3 września 2017

Od Gryfny

Siedziałam na swoim ulubionym głazie, na polanie. Właściwie, to nie wiem, czy to ten mój ulubiony, czy nie. Pełno takich głazów na tej polance! No ale, załóżmy, że to ten mój. A więc, jak już mówiłam, siedziałam na nim, i niemiłosiernie się nudziłam. Ja? Nudzić się? Nigdy! A tu proszę. Umieram z nudów! Nikt nie chce się ze mną bawić, NIKT. To takie nie fair! Już od dwóch godzin leżę na tym głazie, a jedynym moim przyjacielem do zabaw jest biedronka, która co jakiś czas przelatuje mi koło nosa. I tyle w temacie. Ja rozumiem, że zima, jest zimno i tak dalej, no ale bez przesady!

W końcu zeszłam z tego nudnego już kamulca, i poczłapałam w stronę centrum watahy. Mijałam po drodze pełno jaskiń. Miałam chęć wtargnięcia do jednej z nich, i wyciągnąć za uszy danego wilka do zabawy. Ale nie, każdy owinięty kocem na burito i siedzi przy ognisku. Nuuuuuda! Wszędzie to samooooo!

Robię piąte już kółko wokół placu głównego. Nic, pustka. Cisza, jak makiem zasiał. Zaczynało mnie już to wszystko irytować. Postanowiłam, że nie będę męczyć biednego chodnika, i poszłam do miejskiej biblioteki. Przywitałam się grzecznie z bibliotekarką i poszłam na dział książek magicznych, podeszłam do stołu i z drobnymi trudnościami wdrapałam się na krzesło. Od zawsze kręciła mnie magia, a szczególnie ta, którą ja posiądę. Połykam coraz większą ilość książek, ale nic nie mogę o sobie znaleźć. Nawet poradników nie ma, jak odkryć swoją moc! Jeśli już takowe są, to ciągle piszą te same, nudne słowa; "Magia u szczeniąt przyjdzie z czasem", bla, bla, bla. A może ja chcę już teraz?

- Coraz częściej cię tu widzę, Gryfny. - Z przemyśleń wyrwał mnie głos jednego z opiekunów, Chaster'a.

- Naprawdę? Przychodzę tu tylko cztery razy w tygodniu.. To aż tak dużo? - Odwróciłam łebek w jego stronę.

- Jak na ciebie, to dużo. Zawsze cię widzę ganiającą na polu.. - Posłał mi promienny uśmiech, który niemal od razu odwzajemniłam.

- No tak, wieeem, ale teraz jest zimno i nikt nie chce się ze mną bawić! - Jęknęłam, podpierając się łapkami o stół.

- No to pójdź kogoś poszukać.. - Przycupnął obok mnie, trącając skrzydłem w bok.

- Chodziłam po centrum kilkadziesiąt razy, wszyscy siedzą w jaskiniach... - Mruknęłam, odchylając się łebkiem do tyłu.

- Może ty też pójdziesz? Prawie wszystkie szczeniaki leżą teraz pod grubymi kocami przy ognisku, a reszta zapewne śpi. - Zaproponował.

- Mhhh.. No nieee wieeeem... Nie jestem śpiąca! - Znów jęknęłam. - Najchętniej bym się pobawiła swoimi mocami, ale...

- Nie chcą ci się ujawnić. Tak, wiem, Gryfny. Każdy wilk, którego napotkałaś, już o tym wie. - Zaśmiał się, dokańczając za mnie zdanie.

- Hej, to nie jest śmieszne! Nie wiesz, jak to jest, bo jesteś dorosły! - Fuknęłam.

- Oj, Gryfny, Gryfny.. Myślisz, że ja nie byłem szczeniakiem? - Spojrzał na mnie, rozbawiony.

- No byłeś.. Ale zapewne tobie się już wtedy moce ujawniły! - Odparłam.

- Ja też musiałem długo czekać, jak każdy inny wilk.. - Uniósł łapę do góry, jakby był profesorem. - Twoje moce ujawnią ci się z czasem.

- Bredzisz jak te wszystkie książki... - Burknęłam, choć uśmiech sam mi się cisnął na mordkę. - No dobrze, w takim razie pójdę już.. Do widzenia! - Zeskoczyłam z krzesła, kierując się do wyjścia.

- Do zobaczenia! - Odmachał, i zniknął za regałem pełnym książek.

Wyszłam z biblioteki, wcześniej równie grzecznie żegnając się z bibliotekarką, i zawędrowałam pod swoją jaskinię. Pech chciał, że nie miałam jak się dostać do jej środka, ze względu na grubą warstwę śniegu wyższą ode mnie o pół głowy. No więc, zaczęłam kopać. Kopać, i kopać, i kopać, i kopać, i kopać...

I nareszcie, przebiłam się, cała zmarznięta i mokra po stopniałym na moim futrze śniegu. Trzęsąc się z zimna, bez żadnego ostrzeżenia wpadłam do ciepłego źródełka na końcu jaskini, chlapiąc jej połowę. Miało ono pół metra głębokości, dzięki czemu, gdy stawałam na czubkach łap, woda dosięgała mi do łopatek. Zanurzyłam się w gorącej, bąbelkowanej wodzie. Luuuuuksuuuus.

Po około godzinie, lub dwóch, wyszłam z jacuzzi i wytrzepałam się porządnie ze spływających po moim futerku kropel wody, tak, że teraz cała moja sierść stanęła dęba. Wyglądałam teraz jak taki puchaty pomponik. Otrzepałam się jeszcze raz, by futerko wróciło na swoje miejsce. Gotowa, ale jeszcze trochę mokra, położyłam się na kocu, trochę dalej od ogniska. Leżałam na brzuchu, z pyszczkiem przystawionym do ziemi. Patrzyłam na mrówki, idące gęsiego w kierunku niewielkiej szczelinki w ścianie groty. Niektóre z nich niosły pojedyncze źdźbła traw, inne ziarnka ryżu, a inne.. Jeszcze coś. Miałam wrażenie, że jeśli przesłucham się tak bardzo, bardzo, to usłyszę, jak mówią do siebie tymi swoimi piskliwymi głosikami. I faktycznie, coś tam słyszałam. Gdy ostatnia mrówka zniknęła w szczelince, odwróciłam się na plecy, patrząc w stalaktyty zwisające tuż nade mną. Skapywały z nich co jakiś czas kropelki wody, lądujące na moim nosku. Chwilkę tak jeszcze leżałam, jednak potem dopadł mnie sen...

~~~

Rano, obudziłam się pełna energii. Wstałam, przeciągnęłam się i z uśmiechem na pyszczku wbiegłam w zaspę śnieżną, ku wyjściu z jaskini. Przemieszczałam się w śniegu, a nade mną z każdym krokiem powstawała niewielka górka. Kopię się, kopię, kopię, i nagle BACH! Wychylam łebkiem znad śniegu, i patrzę na coś, a raczej kogoś, z kim się zdarzyłam. Zanim coś powiedziałam, kichnęłam przez niewielką grudkę śniegu na moim nosie...

Ktoś? ^^'

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template