- Mm.. Kim jesteś? - mruknął, odstawiając narzędzie obok, co mogłam wywnioskować po innym brzdęku.
- Na..nazywam się... - trudno było mi się wysłowić. Nieśmiałość przejmowała znaczną część mnie, a umysł pesymisty dawał się we znaki. - N-nazywam się Neytiri! - pisnęłam cichutko, pozwalając grzywce zasłonić mój pyszczek.
Przez chwilę panowała cisza, podczas której słychać było tylko nasze oddechy, pomieszane z odgłosem palącego się ogniska. Presja rosła z każdą chwilą, każdą sekundą. Dlaczego nic nie mówi? Już miałam ponownie zabrać głos, chociaż i tak bym nie potrafiła nic z siebie wydusić.
- Ranzatsu - odparł, po dość długim czasie.
- H-huh..? - uniosłam łeb ku górze, unosząc lekko brwi.
- Jestem Ranzatsu - powtórzył. Jego aura wyrażała.. nic, kompletnie nic. Obojętność, jeśli ma się to do uczuć zaliczać. - Co cię tu sprowadza? - dopowiedział.
- Ech.. Ja... - nie potrafiłam złożyć jednego zdania w całość. Siła emanująca od basiora, skutecznie powodowała, że mój jedyny promyczek śmiałości zanikał. - Przepraszam, że ci przeszkadzam.. - wydusiłam.
- Nie przeszkadzasz, spokojnie - miałam wrażenie, że właśnie w tym momencie się uśmiechnął. Świadczyła o tym również jego aura, która uległa zmianie. Z obojętnej, przeszła na pozytywną, można powiedzieć, że szczęśliwą.
Czyżby moje "odwiedziny" miały na niego aż tak pozytywny wpływ? Basior musiał być przez długi czas sam. Zapadła niezręczna cisza. Nikt nie chciał się odezwać. Zaczęłam ocierać się łapą o łapę, starając się wymyślić jakiś sensowny temat rozmowy, jednak jak na złość moje myśli świeciły pustkami. Niefajnie. W końcu, wyczułam ruch powietrza. Ranzatsu przemiścił się w inne miejsce, zaczął odchodzić. Mimowolnie, podążyłam za nim.
- Przepraszam, że pytam, ale.. Czym się zajmujesz? - zrównałam z nim krok, co mogłam wyczuć poprzez stykające się nasze łapy.
Ranzatsu?