23 września 2017

Od Toxikity cd. Alpina

- Zaczekaj.. Ja... Sama nie wierzę, że to mówię, ale.. Pójdę z tobą - na mój pysk wpełzł grymas pomieszany z zakłopotaniem. Alpin wpatrywał się we mnie, podejrzliwie. - No nie patrz tak na mnie! - fuknęłam, odwracając wzrok.
- Wiesz, że to nie mój problem, a ty w każdej chwili możesz sobie stąd pójść? - odparł, na co wywróciłam oczami.
- Ja mu pomoc oferuję, a ten to ma w dup..
- Dobra, dobra! Przyhamuj trochę - zachichotał. - Czyli piszesz się na to, tak? - dopytał.
- Tja - kiwnęłam głową.
- Super, no to zapraszam! - machnął łapą, bym za nim poszła.
Alpin kroczył w stronę jaskini, z której słychać było śmiechy, chichy oraz piski. No nieźle. Tox, w co ty się wpakowałaś? Niepewnym krokiem ruszyłam za basiorem, a nim się obejrzałam, stałam w jaskini zapełnionej rozbrykanymi szczeniakami. Miałam wrażenie, że pysk sam mi się otworzył ze zdziwienia. I chyba tak było, gdyż Alpin obdarzył mnie lekko rozbawionym spojrzeniem. Spojrzałam na niego wzrokiem mówiącym "Żartujesz sobie?", na co ten ukazał swoje śnieżnobiałe kiełki, kręcąc głową na boki.
- E! Cisza! - powiedział podniesionym głosem, a w jaskini momentalnie zapadła cisza. - Dziękuję. Dobra, słuchajta mnie teraz, bo nie powtórzę - zmierzył wzrokiem kolejno każdego szczeniaka. - To jest Toxikita, będzie mi towarzyszyła tutaj przez jakiś czas.
Natychmiastowo spojrzenia szczeniaków trafiły na mnie. Nienawidzę tego. Zmarszczyłam brwi, czekając na dalszą część wypowiedzi Alpina, lecz nie raczył kontynuować. Większość wyglądała, jakby chciała zwiać stąd jak najdalej, inni, jakby mieli zemdleć, a reszta po prostu się bała. Przywykłam do tego, więc nie wywarło to na mnie jakiegoś "ogromnego" wrażenia. Jeden szczeniak podszedł do mnie, z lekko uchylonym pyszczkiem. Wlepiał we mnie swoje duże, ociekające słodyczą oczy, od których miałam ochotę się zrzygać.
- Dziwnie pani wygląda - zaczął, lustrując mnie całą. - Kim pani jest? - zapytał, przekrzywiając łebek.
- A co c.. - nie dokończyłam, gdyż karcący wzrok Alpina mnie powstrzymał. - Ech... To znaczy, chciałam powiedzieć, a co to za różnica, kim jestem, eheheh.. - zaśmiałam się sztucznie, spoglądając to na Alpina, to na szczeniaka stojącego przede mną.
- Ale ma pani ostre zęby! - zaczął merdać ogonem, na co się zdziwiłam. - A jakie oczy!
- Emm... Dzięki..? - nie za bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć. Pierwszy raz spotykam szczeniaka, który się mnie nie boi. Mały chciał coś jeszcze dodać, jednak jego entuzjazm nieco ugasił Alpin, który wszedł mu w słowo.
- Moi drodzy, zostawiam was pod opieką Toxikity, gdyż ja muszę wybrać się na mają wycieczkę po potrzebne mi ziółka do herbaty - mrugnął do mnie, a po chwili słychać było niezadowolone jęki szczeniaków. - Oo nie, tym razem wam nie ulegnę, idę i koniec kropka.
- No Ajpin, plosimy! - podeszła do niego waderka, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
- Ajpin..? - nie mogłam się powstrzymać od cichego parsknięcia. Już wiem, czym go będę napastować..
- Nie. Zostawiam was z Tox, i tyle w temacie - powiedział surowym tonem, zerkając chwilowo na mnie, a niedługo później opuścił jaskinię z torbą obwiązaną wokół pasa.
Przesłodzone spojrzenia szczeniaków trafiły na mnie. W chwilę, każde z nich ustawiło się przede mną w dwuszeregu. Uniosłam brew do góry, nie rozumiejąc, o co im chodzi. Między mną a nimi panowała cisza. Większość z nich, na bank, chciało stąd uciec. No ale, cóż.
- Co teraz będziemy robić? - jako jedyny, zapytał ten sam basiorek, który "fascynował się" moim wyglądem.
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami, a szczenięta wymieniły między sobą niepewne spojrzenia. - No dobra, umawiamy się tak. Wy idziecie się tam ze sobą bawić, i tak dalej, a ja będę spała. A wy, nie będziecie mi przeszkadzać.
- Ale.. - zabrał głos basiorek, jednak mój wzburzony wzrok skutecznie uniemożliwił mu dalszą wypowiedź..
~~~
Jakiś czas później, każde ze szczeniąt zajęło się sobą, a ja w spokoju mogłam odpocząć od natrętnej Nathing i AJPINA. Hah, zapamiętam to do końca życia. Ułożyłam się wygodnie na ziemi, kładąc łeb na łapach, a po chwili zaczęłam odpływać. Już było bardzo blisko ku objęciom Morfeusza, ale nie. NIE.
- A o nas, to już zapomniałaś? - odezwał się jakiś basior. Niechętnie uniosłam powiekę, patrząc na tego, który śmiał mnie wybudzić.
- Jasne, tam są drzwi, zawsze możesz stąd spadać - odparłam znudzona, po czym z powrotem zamknęłam oczy, odwracając się na drugą stronę, plecami do basiora.
- Nie wkurzaj mnie, lala, bo nie ręczę za siebie! - warknął drugi, trącając mnie łapą. Nie reagowałam.
Przez chwilę słyszałam jakieś szmery, nic poza tym, do momentu. Ten sukinsyn, ugryzł mnie w ogon! Poderwałam się z miejsca, napinając mięśnie. Stanęłam na przeciw konfidenta, który był ode mnie o dwie głowy wyższy.
- O proszę, nareszcie, dziwadło powstało - mruknął pierwszy. Spięłam się na określenie mojej osoby, co było.. co najmniej dziwne. - Tak, wiem, kim jesteś. Eksperymentem, wybrykiem natury, który w ogóle nie ma racji bytu! - uśmiechnął się drwiąco, a ja czułam, jak pazury pod wpływem napierania nimi o ziemię łamią się. - Myślisz, że mieliśmy jakąkolwiek litość, współczucie dla ciebie, kiedy oblewaliśmy cię żrącym - wrzasnął, na co szczeniaki w szybkim tempie zaczęły uciekać w głąb jaskini, widząc, co się dzieje.
Nie wytrzymując, przywaliłam z otwartej łapy basiorowi w pysk, tak, że polała się krew, a na jego poliku widniały trzy rany cięte po pazurach, które o dziwo, jeszcze wytrzymały.
- Przestań! Zamknij się! - zawarczałam. Z mojego pyska zaczęła wylewać się toksyczna substancja, a oczy zaczęły płonąć zielonym ogniem.
- Ty suk.. - nie dokończył, ponieważ otrzymał drugi, o wiele mocniejszy cios ode mnie. Szczeniaki piszczały z przerażenia, jednak nie zwracałam na to uwagi.
- Mówiłem, ku*wa, mówiłem, by ją zabić, zanim uciekła! - warknął basior, a po chwili do jaskini wtargnęło pięciu kolejnych, umięśnionych basiorów. Dobrze wiedziałam, że nie ujdę z tego wszystkiego bez szwanku, a Nathing zaś będzie miała do mnie pretensje.
Zaczęłam rozglądać się po jaskini, szukając czegoś, czym ewentualnie mogłabym odwrócić uwagę basiorów. Mocy nie mogę użyć, bo szczeniaki również odczuwały by ich skutki, co nie byłoby dla nich korzystne. Cofnęłam się do tyłu, a wilki otoczyły mnie. Pierwszy raz nie wiedziałam, co mam robić. Dać się schwytać? Po moim trupie!
Tox, cho*era, róbże coś!
Próbuję!
To nie próbuj, tylko rób!
W końcu, wpadłam na pomysł. Może trochę mało rozsądny, ale jedyny. Wzięłam rozbieg, a po chwili puściłam się pędem przed siebie, przeskakując nad białym basiorem będącym naprzeciw mnie. Przebiegłam przez plac główny, jednak wilki nie miały zamiaru odpuścić gonitwy. Siedziały mi na ogonie. Przeskoczyłam żywopłot, lecz przy lądowaniu potknęłam się o wystający korzeń drzewa. Wywinęłam orła, jednak zaraz szybko się podniosłam. Bogowie, błogosławcie mnie za to, że nie odczuwam bólu! Zaczęłam z powrotem biec, widząc, jak wilki są tuż za mną. Miałam wrażenie, że coś jest z moją łapą nie tak, dziwnie mi się biegło. Kiedy spojrzałam na swoją łapę, ona.. była przekręcona.. w inną stronę. No to pięknie. Nagle, coś szarpnęło mną do tyłu. Upadłam wprost na pysk, a po chwili przeturlałam się kawałek, aż wylądowałam na plecach, przygnieciona przez jakiegoś grubasa.
- Zejdź ze mnie, grubasie! - szarpałam się, ale usłyszałam tylko bezczelny rechot z jego strony. - Głuchy jesteś, czy jak?! Złaź! - nie dawałam za wygraną.
Zza krzaków wyszło trzech, zdyszanych basiorów. Każdy z nich był cały w liściach, gałązkach, niektórzy to nawet zadrapani byli.
- Nareszcie cię mamy, 41 - uśmiechnął się zwycięsko największy z nich, podchodąc do mnie. - Możesz ją puścić - powiedział do grubasa, a ten, nareszcie ze mnie zszedł.
- Kim ty, do cho*ery, jesteś?! - wydarłam się, aż ptaki wzleciały w powietrze z koron drzew.
- Ja? Och, nie pamiętasz mnie.. - zaśmiał się drwiąco. - Jestem twoim stwórcą, Toxikito.
W tym momencie, czas, przestrzeń wokół mnie, zatrzymała się. Nic do mnie już nie docierało. Nawet to, że wstrzykują mi jakieś gó*no w kark. To ON. To ten ku*as, który mnie zabił, pozbawił życia, torturował..
Pierwszy raz. Pierwszy raz, ja.. Ja... Bałam się....
Nie wiedziałam, co ze mną chce zrobić, co mi zrobi, co ma zamiar zrobić watasze, skoro dowiedział się, gdzie tymczasowo "mieszkam". O bogowie, co ja narobiłam? Sprowadziłam na watahę niebezpieczeństwo, najemników, gotowych zmienić każdego wilka w coś takiego, czym jestem ja. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, wydusić z siebie. Moje moce.. Nie działały. Przez to gó*no, które mi wstrzyknęli, nie miałam nad nimi kontroli.
- C.. Coś ty mi zrobił..? - spojrzałam na niego, przerażona.
- To, co dawno powinienem - odparł, łapiąc mnie boleśnie za szczękę. Chwila, moment. Ja czuję.. Ból...
- C-COŚ TY MI ZROBIŁ?! - wrzasnęłam, nie wiedząc, co się ze mną dzieje.
Zrobiłam się strasznie słaba, i.. moja łapa.. Zaczęła niemiłosiernie mnie piec. Okropny ból, przeszywający cały ciało, poczynając od łapy, po czubek uszu.
- Już mi nie uciekniesz, 41. Nigdy.. - zaśmiał się w okrutny sposób, a po chwili puścił moje poliki, w mało delikatny sposób. Opuściłam uszy wraz z ogonem.
Nie.. Ja tam nie mogę wrócić.. Nie mogę...
Poczułam coś mokrego na policzkach. Łzy. Ja nie chcę, nie mogę... Dlaczego ja płaczę?
Tox, ty bekso, ślamazaro, ty.. Ty...
Nie byłam w stanie myśleć. Płacz mi na to nie pozwalał. Cicho łkałam, a basior napawał się moim bólem. Toksyczne łzy skapywały na trawę, powodując jej obumieranie. Załamana, spojrzałam na basiora, starając się powstrzymać drżenie warg.
- Żałosne.. - prychnął. - Kiedy cię tworzyłem, nie byłaś taką.. życiową porażką - patrzał na mnie z pogardą, a jego "kumple" szydzili ze mnie za plecami. - Dobra, koniec tego cyrku. Zabieramy ją - powiedział, a za chwilę dwoje basiorów wzięło mnie pod ramię i zaczęło wlec po leśnej ścieżce, kompletnie nie zważając na wyboje, o które się nieprzyjemnie ocierałam ciałem. Nie wiem, dokąd mnie prowadzili, lecz czułam, jak siły opuszczają mój organizm, jak robi mi się słabo. Chwilę później, przed oczami pojawiły się czarne plamki, mroczki. Straciłam przytomność...
~~~
Obudziło mnie rażące światło. Powoli otworzyłam oczy, patrząc w inną stronę, niż na oślepiający strumień światła. Mogłam w ten sposób zorientować się, gdzie byłam. Po krótkim główkowaniu, stwierdziłam, że niestety nie wiem, gdzie jestem. Jedyne, co było mi wiadome, to to, że znajdowałam się na polanie. Ale nie takiej zwykłej, tylko.. Dziwnej. Wokół mnie porozstawianych było pełno jeszcze dziwniejszych, metalowych prętów, które łączył gruby drut. Ledwo, co się podniosłam, byłam strasznie słaba. Znaczy, nie czułam bólu w łapie, o tyle dobrze. Widocznie środek, powodujący cofanie mocy przestał działać. Podeszłam od jednego z prętów, chcąc go wyminąć i odejść z dziwnego miejsca, coś, jakby prąd odrzucił mnie do tyłu, nie pozwalając ruszyć się z kręgu na krok.
- O, proszę, hrabina się obudziła. - powiedział, a raczej zadrwił czyjś głos, w którego stronę prawie natychmiastowo się odwróciłam.
Zmarszczyłam brwi, ukazując ostre jak brzytwa kły. Basior przybrał postawę, jakby go to w ogóle nie ruszało, jednak jego oczy mówiły same za siebie.
- Dotknij mnie, a łapy z dupy powyrywam! - warknęłam, przybierając pozycję gotową do ataku.
- Pff - prychnął lekceważąco, lecz w głębi siebie dobrze wiedziałam, że wilk chciał stąd spieprzać jak najdalej, w podskokach.
Czym jestem? Mieszanką śmierci i wilka. Co ci mogę zrobić? Zabić, w okrutny i bolesny sposób. Przyjaźń? Pfi, co najwyżej, mogę sprawić, że będziesz cierpiał i fizycznie, i psychicznie. Miłość? Nie wchodzi w grę. Kim jestem? Jestem Toxikitą.
- Dobrze ci radzę, psie, nie wchodź mi w drogę. - zaczęłam kroczyć w jego stronę.
Z każdego miejsca, w którym postawiłam łapę, wydobywał się toksyczny odór. Odór, zdołający zabić całą planetę. Z każdym krokiem, basior coraz bardziej podkulał ogon, chcąc uciec, ale duma mu na to nie pozwalała. Nagle, wilk rzucił się na mnie, znienacka. Byłam nieprzygotowana na ten atak, nie miałam możliwości uniku. Przeturlałam się wraz z basiorem wgryzającym się w mój bark parę metrów, aż zaczęliśmy spadać. Spadaliśmy z urwiska. Co jakiś czas, obijałam się o skały. Z wilkiem było gorzej, słychać było strzelanie łamanych kości. Kiedy spadek się skończył, oboje wylądowaliśmy z hukiem w lesie. Niektóre kończyny basiora wygięte były w nienaturalny sposób, w innych miejscach kości nawet wystawały. Wokół niego, tworzyła się szkarłatna plama.
- P-proszę, pomóż.. mi.. - skomlał o pomoc, boleśnie konając. Podeszłam do basiora, trochę przykulając na tylną łapę. Nachyliłam się nad nim, mrużąc oczy. - W-wiem, że potrafisz... - patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Zamiast jakiejkolwiek innej reakcji, zaśmiałam się. Pierwszy raz, od kilku lat, szczerze się zaśmiałam.
- A czy wy, mieliście dla mnie jakąkolwiek litość? Kiedy mnie porywaliście, torturowaliście?! - splunęłam basiorowi w pysk. - Nie.. nie mieliście. Niech objęcia śmierci zabiorą cię do Hadesu, gdzie zbłąkane dusze rozszarpią cię na kawałeczki - warknęłam mu prosto do ucha, po czym uśmiechnęłam się w nienaturalny sposób.
- C-co ty..?! - nie dokończył.
Z zawrotną prędkością, wbiłam się w kark wilka. Toksyna z moich siekaczy szybko i sprawnie wymieszała się z krwinkami basiora, uniemożliwając mu ruch. Wytworzyłam wokół siebie chmurę toksycznych opar, natychmiastowo dostającą się do zatok wilka. Zaczął się dusić, a oczy łzawić. Krzyczał o pomoc. Mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Z mojego pyska zaczęła skapywać neonowa substancja. Łapą rozwarłam pysk basiora, łamiąc jego szczęki. Jednym kłapnięciem szczęk, odgryzłam mu język, który po chwili wyrzuciłam w krzaki.
- Cierp, tak jak ja cierpiałam.. - szepnęłam, pazurami ostro przejeżdżając po jego pysku, tworząc na nim trzy, długie i głębokie szramy, z których spływały stróżki krwi, plamiąc futro. - Dzisiaj miał być taki piękny dzień... - westchnęłam, a toksyny wyżerały jego organy od środka. Łzy leciały strumieniami po jego pysku, a ja nic z tego sobie nie robiłam. Satysfakcja wypełniała mnie całą, do momentu.
W krzakach dojrzałam znajomą sylwetkę. Nie panując nad sobą, zwróciłam pysk, z którego skapywała toksyczna substancja, w jego stronę. W stronę Alpina.


Alpin?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template