Nic nie odpowiedziała. Jednak po jakimś czasie przerwała ciszę.
- Sama nie wiem, co teraz. Jeszcze nigdy nie czułam się tak jak dziś. Nie potrafię tego opisać. Wszystko jest takie inne... - Westchnęła.
Zimno przenikało do szpiku naszych kości. Siarczysty wiatr zaczął wiać nam w oczy.
* Dwa miesiące później *
Wadera zrobiła naburmuszona minę.
- Nie możesz chociaż dziś zostać? Świat się od tego nie zawali.
- Masz rację. Chodź ze mną. Ucieknijmy od codzienności, chociaż dziś.
Zgodzi się. Tak. Nie.
- Idziemy.
Wyszliśmy z centrum, wybierając przy tym jak najkrótszą drogę. Następnie skierowałem się w stronę gór. Naszej wędrówce towarzyszyła przyjemna cisza. Zatrzymaliśmy się nieopodal Szklanego Wodospadu. Była wczesna wiosna, więc na skale, która stykała się z wodą powstała warstwa lodu. Ingreed ze wszystkich sił próbowała ją pokonać, na próżno. Co rusz leżała. Nie powstrzymywałem śmiechu.
- I z czego się śmiejesz?!
- Możemy to obejść...
- Najpierw pomóż mi wstać.
- Idę słońce.
Chwyciłem waderę za kark i uniosłem. Jeden fałszywy ruch miał jednak nad nami przewagę. Straciłem równowagę i we dwójkę zsunęliśmy się prosto do wody, łamiąc cienką warstwę lodu.
Ingreed?