- Schowaj się? Za nic!
Wpadłam jak burza w sam środek zamieszania, bijąc ogonem na wszystkie strony. Pluviam starał się zapanować nad ich emocjami, co chwilę je zmieniając i doprowadzając ich tym do szaleństwa, co znacznie ułatwiło mi rozprawianie się z zakapturzonymi. Po chwili wpadł mi do głowy świetny pomysł.
- Po co się męczyć walką, kiedy można... zrzucić na nich trochę skał? - pomyślałam. - Pluviam! Zabawiaj ich trochę, ja utworzę linię obrony.
- Jaką linię? Co ty robisz?
Basior musiał się nieźle tym zdenerwować, przynajmniej na takiego wyglądał.
- Musisz teraz radzić sobie sam z całą tą zgrają - powiedziałam, odpierając cios. - Niedługo wrócę z odsieczą.
Nie był bardzo zadowolony, ale ja miałam plan. Wzbiłam się w powietrze i wywołałam wichurę niosącą tony kamieni.
- Teraz będzie pozamiatane! - ucieszyłam się. - Pluviam, odsuń się, zaraz spadnie deszcz skał!
Wrogowie od razu zorientowali się, o co chodzi. Uciekali w popłochu przed moim natarciem. Pluviam mógł już odpocząć. Zmęczony i poraniony padł na ziemię. Cofnąwszy burzowe zaklęcie, wylądowałam i wciągnęłam go na swój grzbiet. Lekko skomlał. Z tym bagażem ruszyłam w drogę do uzdrowiciela.
- Dlaczego mnie wleczesz? - bąknął. - Skoro znasz tyle zaklęć, czemu sama mnie nie wyleczysz?
- Nie znam się na magii zdrowotnej - odpowiedziałam bez uczuć.
Pluviam? Zdecyduj do kogo cię zaprowadzić ;)