Spojrzałem
za siebie i z delikatnym uśmiechem pożegnałem zranioną waderę.
Była kimś w rodzaju posłańca, natknąłem się przypadkiem na nią
w momencie, gdy polowałem.
Odwzajemniła uśmiech i udała się do swojej jaskini, a ja odszedłem trochę. Eh, robota eskorty ma swoje plusy i minusy.
A do tego bycie dobrym wilkiem, same problemy.
Zamknąłem oczy i przywołałem wydarzenia sprzed paru godzin.
Odwzajemniła uśmiech i udała się do swojej jaskini, a ja odszedłem trochę. Eh, robota eskorty ma swoje plusy i minusy.
A do tego bycie dobrym wilkiem, same problemy.
Zamknąłem oczy i przywołałem wydarzenia sprzed paru godzin.
***
Była atakowana na polanie przez dwa nieznane mi wilki. Jeden z nich właśnie ugryzł ją w lewą przednią łapę. Krew powoli spływała na ziemię. Zdawało mi się, że była z naszej watahy, więc leniwym krokiem wyszedłem spod osłony drzew i skierowałem się w ich stronę. Zmierzchało powoli, toteż cienie drzew ciągnęły się po całej polanie. Drugi wilk, o brunatnym futrze, będący właśnie za jej plecami właśnie skoczył, obnażając kły.
Cmoknąłem cicho i wysłałem ku niemu swój cień. Brunatny basior spadł po prostu na ziemię i zastygł w bezruchu. Samymi oczyma rozejrzałem się w jego otoczeniu - dostrzegłem duży kamień. Z sadystycznym uśmiechem pobiegłem w kierunku takim, aby brunatny basior biegł w stronę skały. Jego towarzysz spojrzał na niego i zastygł zaskoczony. Wzdrygnął się, gdy drugi wilk uderzył głową w kamień i stracił przytomność, padając na śnieg w bezruchu.
- Czy to fair tak atakować samotną waderę? - Zapytałem chłodno i tak cicho, że drugi atakujący niemal dostał zawału, po czym odwrócił się do mnie.
Wadera cofnęła się pod drzewo, nie mniej przestraszona. - Ma'am, zamknij oczka. - Powiedziałem i powoli zacząłem się zbliżać do drugiego basiora, po czym...eee....
***
- Cholerka, nie pamiętam co było dalej. - Otworzyłem oczy i westchnąłem cicho. Nawet nie pamiętałem imienia wadery, wiem tylko że wygrałem z napastnikiem. - Mimo, że sam oberwałem - Polizałem kilka razy drobną ranę na prawej przedniej łapie, po czym udałem się nad wodospad.
Mimo mrozu, woda wciąż płynęła ze skał i spływała do nie tak małego oczka wodnego. Zbliżyłem się i zacząłem chłeptać lodowadą wodę, nie zwracając uwagi na otoczenie. W końcu jestem na terenie watahy, co może mi się...
- Co tu robisz?! Kim jesteś? - Usłyszałem za sobą ostry głos i przewróciłem oczami. Wyprostowałem się powoli i zacząłem obracać do intruza z morderczo chłodnym wzrokiem. Zdaje mi się, że w porównaniu do mojego wzroku w tamtej chwili, oczko z którego piłem zimną wodę to gorące źródła.
Kto tym razem przeszkadza mi w życiu? Nie mogę mieć choć dnia spokoju, z dala od innych?
Ktosiu?
^^