15 września 2017

Od Fluminy Taidy cd Nova

Trwał wczesny ranek. Słońce zaczynało dopiero wschodzić.
Było wilgotno, ale na szczęście nie chłodno, śnieg troszkę stopniał, ale nadal malował ziemię w większości na biało. Wiele wilków jeszcze spokojnie spało, ale ja musiałam wstać...
Pierwsze promienie bladego światła podrażniły moje oczy. Westchnęłam głęboko, po czym nie otwierając oczu wtuliłam pyszczek we własny ogon.
- Jeszcze pięć minut. - Powtarzałam sobie w myślach. Powodem mojej trudności we wstaniu było ciągnące się zmęczenie z dnia poprzedniego. Cały dzień pracowałam latając po domach kupców przy granicy. Przeglądałam towar, pomagałam rozpoznać produkty i zamówiałam różne zioła oraz kwiaty ciężko dostępne w naszej watace, a potrzebne nam do wielu na przykład leczniczych wywarów.
Dziś musiałam odebrać pewne ogromne zamówienie z wozu, zaraz za starym sosnowym lasem... W końcu moja sąsiadka sikorka zleciała z nisko położonego gniazda, przysiadła mi na czubku głowy
i zaćwierkała kilka razy do dwa razy większego od niej ucha. Drgnęłam nim delikatnie w obie strony, sygnalizując by już odleciała. Po chwili ułyszałam trzepot skrzydełek o powietrze. Później podziękuję jej paroma ziarnami z jesiennych zbiorów. Leniwie się przeciągnęłam rozprostowując swoje ciało długie niczym wąż, na pełną długość. Wskoczyłam do wody, by się odświeżyć, a także spłynęłam do połowy głębokości wodospadu i wyłowiłam, spod skalnych półek na dnie, ostatnią fiolke energetycznego wywaru. Wróciłam na ląd otrzepałam się dokładnie z wody i wypiłam na raz słodką ciecz. Przynajmniej pierwsze dwie godziny mogłam dzięki temu czuć się o pełni sił.
Wróciłam truchtem nad moje miejsce przy rzece. Wykopałam spod pewnego starego drzewa kawałki kory z notatkami co muszę przyrządzić niedługo po odbiorze materiałów. Wyskrobałam dpisek: W.E. czyli ,,wywar energiczny".
Zerknęłam na słońce, już wyglądało zza chmurek, więc musiałam ruszać. Najszybciej jak potrafiłam zapakowałam swoją szarą torbę z konkretną ilością lupus do zapłaty za towar i skierowałam się w stronę granicy południowej. Idąc ostrożnie przez leśne runo, do mego nosa dotarł przyjemny, ale słaby zapach mchu. Gdzieniegdzie śnieg się roztopił ukazując tę roślinę. Nic dziwnego, zima zbliżała sie ku schyłkowi. Szłam sobie spokojnie od wschodniej części lasu, pomiędzy drzewami aż nagle wyczułam czyjąś obecność. Gdy wyszłam zza krzaka na ścieżkę dostrzegłam wilka. Był ubrany w połyskującą, srebrną zbroję i gdyby nie to, że była pora zmiany warty wziełabym go za samotnego wojownika. Znaczy, stróże dzienni to są swego rodzaju wojownicy, ale nieważne... Był to długonogi brązowy basior. Krążył wolno wokół drzew, wyglądał na przygnębionego. Gdy podeszłam bliżej nieznajomego, dostrzegłam wręcz ból na jego twarzy. Wyglądał jakby stracił kogoś mu bliskiego. Nie mogłam tego tak zostawić, przecież zapowiadał się miły, słoneczny dzień, a gdy świeci słoneczko, wilki się uśmiechają.
Postanowiłam go rozweselić, albo chociaż poprosić o pomoc w odbiorze towaru...
Zrobiłam jeszcze dwa kroki, moje łapy zapadły się pod lód powstały na warstwie dwudniowego śniegu. Przechodzień błyskawicznie się odwrócił w moim kierunku przyjmując pozycję obronną.
- Hej. - Przywitałam się z nieśmiałym uśmiechem.
- Dzień dobry, mam na imię Nova, a twoje imię jak brzmi? - Zapytał grzecznie. - Moje imię brzmi Taida. - Ukłoniłam się. - Piękny mamy dziś dzień, prawda? Zmierzasz na swoją wartę?
- Tak, ale w sumie mam jeszcze trochę czasu zanim się zacznie. - Odpowiedział z delikatnym uśmiechem. - Dokąd pani się wybiera? Jakieś niewielkie zakupy? - Zerknął na moją torbę.
- Coś w tym rodzaju. Muszę odebrać wóz z ważnym towarem leczniczym.
- Jesteś tutejszym medykiem?
- Zielarzem, ale pomagam też w uzupełnianiu zapasów medykowi.
- Oh rozumiem. Czy chcesz abym ci towarzyszył jako eskorta wozu aż do dostarczenia go do jaskini? - Zaproponował Nova, zaskakująco trafnie. - Ah! Jeśli można prosić, będę bardzo wdzięczna. Jaskinia magazynkowa nie jest bardzo daleko, ale zioła w wozie są bardzo cenne dlatego każde wsparcie się liczy. - Promiennie się uśmiechnęłam. Nawet nie zwróciłam uwagi, że mój ogon rusza się zwinnie jak u szczęśliwego szczeniaka.
- Nie ma problemu. Dokąd więc idziemy? - Zapytał basior poprawiając swój wysadzany kryształami hełm.
- Kupiec mówił, że będzie czekać koło południa na końcu tej ścieżki przy granicy.
Czyli tędy. - Wskazałam ciągnącą się w dal wydeptaną ścieżkę.

Nova? :3 Jak potoczy się transport?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template