2 września 2017

Od Kesame cd. Will

Niepewnie weszłam do jaskini. A bardziej wślizgnęłam się, biorąc pod uwagę moje zachowanie.
- Witaj... - usłyszałam cichy głos, zmęczony i pełny bólu.
- Czy mogę...? - zapytałam i wyprostowałam się nieco. Will smętnie skinęła łbem, więc weszłam dalej, przybliżając się do bratowej i leżących obok niej szczeniaków.
- Wiem, że zabrzmi to głupio - zaczęłam i cicho wypuściłam powietrze - ale czy wszystko w porządku?
- A jak myślisz?
- Myślę, że nie - mruknęłam, zawieszając wzrok na nowo narodzonych wilkach. - Potrzebujecie czegoś?
Nie dałam jej jednak odpowiedzieć, bo widziałam, jak Will wygląda.
- Zaraz wrócę.
- Kesame, nie musisz...
Odwróciłam się jedynie po to, by puścić do niej oczko, a potem jednym susem wybiegłam na zewnątrz.
Uderzył we mnie zapach nocy, a ja napawałam się nim przez krótką chwilę. Zanurzyłam łapy w śniegu i na sekundę przed oczyma stanął mi obraz zatopionego w krwistej czerwieni świata, takiego, jakim był jeszcze kilka miesięcy temu. A potem próbowałam wyobrazić sobie drzewo stojące naprzeciwko mnie podczas wiosny i lata. Całe obsypane kwiatami, a potem owocami, teraz stało samotne, pochłonięte przez sen.
Potem uświadomiłam sobie, że Will straciła męża w tę samą zimę, w którą Ingreed swego uzyskała. Zamknęłam oczy i zamieniłam w błękitną jaskółkę, dając się porwać przez wiatr. Nie minęło dużo czasu, kiedy w końcu ocucona przez znajomy już zapach otwarłam oczy i zmieniłam się z powrotem w zwykłą, szarą Kesame, miękko lądując na łapach.
- Cześć, siostrzyczko.
Odwróciła się do mnie i zmierzyła mnie spojrzeniem czerwonych oczu. I choć nie mogłam sobie przypomnieć, czułam, że widziałam je naprawdę niedawno. I że coś ważnego się z tym wiąże.
- Och, Kesame - uśmiechnęła się, kładąc mi łapę na głowie. Choć teraz byłyśmy równego wzrostu, ja i tak czułam się, jakby patrzyła na mnie z góry. Zawsze będzie tą starszą. - Coś się dzieje?
- Nie, nic - machnęłam niemrawo łapą. - Tylko wydaje mi się, że o czymś zapomniałam... Coś z tobą...
Była na tyle blisko, że zauważyłam nieznaczne drgnienie jej powieki. Uniosłam brew i uśmiechnęłam się lekko, choć bardziej z grzeczności. Po śmierci brata nie było mi do śmiechu. Z kolei Loedia zachowywała się normalnie, idealnie ukrywając wszystko, co czuje.
- Mam coś dla Will. Mogłabyś jej to przekazać? - zapytała, a przednią nagle pojawił się mały, lewitujący pakunek.
- Czemu sama jej tego nie przekażesz?
- Skoro i tak od niej wracasz... Nie chcę jej męczyć.
Zmarszczyłam brwi, patrząc uważnie na siostrę. Jestem pewna, że zapach Will już dawno zmył się z mojej sierści.
- Skąd to wiesz?
- Och - uśmiechnęła się, lecz z jej oczu wyzierało na mnie zmieszanie - zgadłam.
- Starzejesz się - mruknęłam, przenosząc ciężar ciała na lewą stronę. - Już nawet kłamstwo ci nie wychodzi.
Odchrząknęła, nie ciągnąc tematu. Bez słowa wzięłam od niej pakunek i odeszłam, czując na karku jej chłodne spojrzenie.

Podeszłam do Will z kołysającymi się na moim grzbiecie martwymi zającami, sztuk trzy. Upolowałam je po drodze, przybierając postać jednego z nich. Wystarczyły sekundy, by znów się zmienić i zanurzyć kły w ich szyjach.
- Przyniosłam... - zawiesiłam się, zastanawiając się nad porą dnia - śniadanie?
Will odpowiedziała mi uśmiechem i ruchem łba wskazała na pakunek. Podałam jej go, a ona zaczęła mu się przyglądać. Precyzyjnie zawinięty w spore liście, przewiązany chudą liną.
- Co to?
- To od Loedii.
Spojrzenie jej kolorowych oczu uświadomiły mi, że nie tylko ja zauważyłam w tym coś dziwnego.

Will? Cóż to?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template