3 września 2017

OD Nerona CD Shante

- Do zobaczenia, Neron... - usłyszałem z ust wadery. Po chwili jej ciało zastąpiła biała smuga, a ona sama skierowała się w stronę swojej jaskini. Usiadłem na piasku, a następnie podniosłem wisiorek wiszący na mojej szyi, by przez chwilę wpatrywać się w niego jak w obraz. Po chwili konsternacji na moim pysku zawitał lekki uśmieszek, a w oczach zapłonęły małe ogniki. W sercu zrobiło się cieplej, a wszystko zaczęło szybciej funkcjonować. Zacisnąłem w łapię wisiorek i pobiegłem do Simona.
- Udało się! - zaśmiałem się, szybko hamując przednimi łapami przed Simonem.
- A jednak - uśmiechnął się pogodnie, uderzając mnie pięścią w ramię.
- Nie wiedziałem, że masz nadal tyle siły - syknąłem, masując się łapą po obolałym od uderzenia miejscu. Ciało fizycznie uległo bezlitosnemu czasowi, lecz siła pozostała ta sama.
- Mówiłem Ci, że to tylko kwestia czasu, kiedy ona sama przezwycięży swoje słabości - popatrzył mi w oczy znacząco, by zaraz potem poczochrać moją grzywkę, która i tak wyglądała już, jakbym pod tira wpadł. Zrealizowaliśmy nasz plan. Owszem, sam powoli zaczynałem wątpić, czy to coś da, a moja psychika zaczynała na tym cierpieć. Jeżeli Ci na kimś zależy, jesteś w stanie zrobić dla niego wszystko, więc ja byłem gotów zmienić się dla Shante, by tylko ona zrozumiała, o co tak naprawdę chodzi.
Owszem, chciałem, by odzyskała pamięć. Mieliśmy też plan B, gdyby się nie powiodło. I udało się, a co najważniejsze w końcu zrozumiała, że to nie przeszłość tworzy jej osobowość, lecz teraźniejszość. Wspomnienia nie mają znaczenia, kiedy żyjesz chwilą. To właśnie chciałem jej pomóc zrozumieć, że nie musi mieć bagażu dzieciństwa i historii, by dzisiaj stać się kimś.
- Ale chyba nie wszystko się powiodło - popatrzył na mnie skwaszoną miną, delikatnie chwytając naszyjnik.
- Powiodło - uśmiechnąłem się radośnie, patrząc na wisiorek. Mam tylko nadzieję, że ją znajdę, by kontynuować nasze wspólne przygody.
- Dziękuje! - krzyknąłem, wybiegając z chaty mojego przyjaciela. Wiatr muskał moje futro, a rześkie powietrze nadlatujące znad jeziora dodawało otuchy do dalszego biegu. Skierowałem się do lasu, by w ciszy i spokoju wrócić do swojego domu.



~~~~DZIEŃ PÓŹNIEJ~~~~

Obudziłem się dość wcześnie. Na zewnątrz panował jeszcze lekki mrok, a słońce z trudem przebijało się przez gęste chmury. Coraz większa warstwa śniegu zakrywała ledwie widocznie kępki zeschniętej trawy, a ledwie widocznie kwiatki powoli zanikały pod zimnym śniegiem. Poranny spacer z rana? Czemu nie. Leniwym krokiem ruszyłem przez polne dróżki między łąkami. Po paru minutach znalazłem się w pamiętnym miejscu, dość ważnym dla mnie. Zza bezlistnych drzew ukazał się znajomy kanion. Jego przepaść i królująca w niej ciemność wzbudzały w sercu lekki niepokój. W zimę to miejsce było dość niebezpieczne, bo oblodzone krawędzie stanowiły idealną zjeżdżalnię w dół. Stanąłem za drzewem, by dokładniej obejrzeć to miejsce. Tutaj Shante chciała skończyć swoją przygodę, chciała ją natychmiast przerwać. W odróżnieniu od innych to miejsce w mojej pamięci zajęło szczególne miejsce. Gdyby mnie tam nie było, prawdopodobnie wczoraj wadera nie oddałaby mi wisiorka, a ja siedziałbym w jaskini, nie wpuszczając do niej nawet promyczka światła.
Zauważyłem Shante, albo raczej Shante przemienioną w ducha. Siedziała na tyle daleko od krawędzi przepaści, że nie było obawy o bezpieczeństwo. Wpatrywała się w niebo, co jakiś czas spuszczając wzrok na czarną otchłań. Usiadłem za drzewem i z zainteresowaniem przyglądałem się waderze. Ciekawe co teraz siedzi w jej głowie.

<Shante?>

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template