- Złaź ze mnie. – rozkazałem.
- Niech pan się najpierw przedstawi. – wytknął swój mały języczek.
- Dlaczego tak bardzo musisz to wiedzieć?
W końcu sam zdjąłem basiorka nosem z mojej szyi z zamiarem postawienia go na ziemi, ale młody się go uczepił i zawisł na moim pyszczku patrząc głęboko w moje oczy.
- Ja się już panu przedstawiłem, więc miło byłoby się również przedstawić co nie? Poza tym muszę znać imię swojego wybawcy. – zamerdał ogonkiem.
Westchnąłem i przewróciłem oczami. Niech już mu będzie. O ile się ode mnie odczepi.
- Hreinn. – oznajmiłem.
- Hreinn? To Twoje imię?
- No raczej. A teraz złaź ze mnie i daj mi spokój.
Szczeniak grzecznie wykonał pierwsze polecenie. Schyliłem się nieco by miał gdzie postawić łapki. Odwróciłem się w drugą stronę i zacząłem odchodzić. Po chwili poczułem uszczypnięcie na ogonie. Obróciłem się gwałtownie i zobaczyłem Zetha trzymającego mój ogon w pyszczku.
- Panie Hreinn. Jest pan ranny.
Ranny? Przecież kocur nawet nie miał szans, żeby mnie drapnąć. Chyba, że w jakiś sposób zadrapał mnie podczas ‘’lotu’’. Młody podmaszerował do mojej przedniej, prawej łapy. Z tyłu było lekkie drapnięcie.
- Pomóc jakoś opatrzyć? Dam radę! Chętnie panu pomogę tak jak pan mi!
- Daj spokój młody. Przecież to nic takiego.
- Ale chcę! Proszę za mną!
Szczeniak pomaszerował w drugą stronę. Głupiutki. Nie takie rany się leczyło. Poszedłem przed siebie zupełnie ignorując szczeniaka.
Młody?