Dzisiejsza pogoda, chociaż mroźna była ładna, nie zapowiadało się na opady, a śnieg leżący na ziemi ładnie połyskiwał w promieniach zimowego słońca. Dziecko ubrane było w białą kurteczkę z brązowym futerkiem, nosiło też czarne spodnie, wydawałoby się, że zimno w niczym mu nie przeszkadza. Jego czarne włosy podrygiwały co chwilę w rytm jego ruchów i mroźnego wiatru. Czas się zatrzymał. Ja przycupnięta na śniegu, a on rozbawiony, niezdający sobie sprawy z tego, co go otacza. „To była niesamowita chwila, w pewnym sensie magiczna” - stwierdziłam jakiś czas po tej przygodzie. Dopiero po jakimś czasie chłopczyk zaczął zwalniać, jego ruchy były spokojniejsze, chociaż jego oddech dalej przyspieszony. Zaczął się rozglądać, widać było po nim degradacje jego emocji, od sielankowego rozbawienia poprzez zdziwienie i zastanowienie kończąc na zrozumiałym strachu. W tym momencie motyl rozpadł się na tysiące połyskujących kawałków lodu. Sprawiło to, że podniosłam głowę i nastawiłam uszu, w końcu zrozumiałam dziwne zjawisko. Dziecko musi być magiem żywiołu! Prawdopodobnie lodu, sądząc po pozostałościach motyla. Nagły ruch przyciągną uwagę młodego. W jednej sekundzie cały się spiął, jego oczy szeroko się otworzyły, sztywno cofnął się, mocno stanął na nogach i wyciągnął przed siebie ręce, które częściowo były pokryte lodem. Bał się, pewnie pierwszy raz widział wilka z tak bliskiej odległości. Z zaciekawieniem przechyliłam głowę i powoli wstałam, chłopiec, widząc ten ruch, cofnąl się jeszcze bardziej. Kontynuowałam swoje czynności, otrzepałam się, by rozruszać zesztywniałe koniczyny. Popatrzyłam na niego wesołym wzrokiem, obniżając się na przednich łapach i machając ogonem, widząc ten ruch, najpierw się zdziwił, a później lekko rozluźnił. Uśmiechnięta podeszłam, powoli wyciągając do niego głowę i obwąchując, pachniał zimowym porankiem. On sam wyciągnął swoją rękę i dotknął mojej szyi, zamykając ją w futrze, miał chłodne dłonie. Wiedziałam, że nie może tu zostać, nie było to miejsce dla niego nawet z jego mocą. Ścieżka przebyta przez małego była widoczna. Kiedy obmyślałam drogę powrotną dla malca, on zdążył przywrzeć do mojego boku. „Cóż on musi to przeżywać o wiele gorzej” - pomyślałam. Zaczęłam powoli stawiać kroki, zbyt szybkie tempo było złe, chłopiec uczepiony sierści dreptał za mną.
******
Dzień mijał powoli, a droga była przyjemna dla nas obojga, dziecko już się tak bardzo nie bało. Teraz dreptało obok, co chwilkę wskakując w kolejne zaspy lub zwalone pieńki, wydawałoby się, że zimno w ogóle mu nie przeszkadza. Skupiłam na drodze im starszy ślad, tym gorzej. Chociaż szczęście się dzisiaj do mnie uśmiechnęło, szlak był świeży, a nieruchome od mrozu powietrze pozwoliło, by zapach dalej był wyraźny i mocny. Ptaki śpiewały, a promyki słońca delikatnie padały na śnieg.
- Wiesz co, chociaż żyję w dziwnym świecie, nigdy nie spodziewałem się przeżyć czegoś takiego - chłopiec podczas wypowiedzi dalej dreptał wesoło, za to ja przeżyłam chwilowe zawieszenie, nie spodziewałam się, że się odezwie, to zawahanie trwało krótko już po sekundzie szłam dalej, zwracając więcej uwagi na mojego towarzysza - wszyscy wiedzą, że smoki, w jakiś sposób są rozumne, ale pierwszy raz spotkałem takiego wilka - mówił, odwrócony do mnie idąc tyłem - dobrze, że tam byłaś... jesteś samicą prawda?
Nie chciałam się odzywać, nie byłam nawet pewna czy potrafił mnie zrozumieć. Skupiając się na drodze, ciągle go słuchałam. Tylko minutkę trwała ta cisza spowodowana niedokończonym pytaniem, chłopiec szedł teraz przodem do kierunku trasy.
- Ja wiem, że musisz coś rozumieć, ale jeśli chcesz udawać, to jak chcesz - wydawał się nachmurzony - moja opiekunka zawsze mi mówi, bym zwracał uwagę na przyrodę, i że nie zawsze wszystko, co wydaje się nierealne, takie jest - na jej wspomnienie widocznie się rozpromienił, musi być dla niego ważna. Było to
niesamowite. Tyle emocji w tak małym ciele. Zaraz niestety stracił swój humor i wydawał się zarazem smutny, jak i... lekko przestraszony?
- Nie chcę nawet myśleć, co mi zrobi, jak ją znajdziemy. Znajdziemy ją prawda? - znowu odwrócił się do mnie, obawa widniała w jego oczach
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego optymistycznie lekko merdając ogonem, jego twarz rozjaśnił uśmiech.
Z prawej strony dobiegł do mnie szelest i szum czegoś lecącego. Instynktownie rzuciłam się na chłopca, mocno go popychając i przewracając na śnieg. Obejrzałam się. Była to sitka, leżała dokładnie w miejscu, gdzie stało przed chwilą dziecko. Z głębi mojej klatki piersiowej wydostał się warkot. Mały też to zauważył i szybko wstał. Rozejrzałam się, coś lub ktoś, kto w niego celował, bardzo mnie rozzłościli. Stanęłam przy nim, chcąc mieć go w zasięgu wzroku. Wyostrzyłam swoje zmysły, musiałam wszystko usłyszeć i zobaczyć.
- Co to było?! Czy nie mówili, że ma być sam lub z tą kobietką, co tu robi ten wilk!
- Cicho bądź! Nie tłumacz się! Byle zwierze nie powinno cię powstrzymać! Nie mamy więcej amunicji, więc dzięki twojemu geniuszowi będziemy musieli to zrobić ręcznie.
Zaczęli się przemieszczać w naszą stronę. Byli zwykłymi ludzkimi samcami. Nie miałam swoich mocy ani większej siły fizycznej, jednak ludzie są słabsi, im powinnam dać radę. Nastroszyłam sierść i wzmocniłam warkot, patrząc na nich wyłaniających się zza krzaków. Nie mieli dobrych zamiarów i widocznie chcieli chłopca. To nie były osoby, którym powinnam go oddać. Mężczyźni rozdzielili się, chcąc okrążyć mnie z dwóch stron, już miałam odwrócić się do dziecka i go odgonić by nie przeszkadzał, kiedy usłyszałam, trzaskanie lodu. Kiedy znów spojrzałam na oprychów, byli zamrożeni, rzuciłam pytające spojrzenie do mojego towarzysza, lecz on też wydawał się zdziwiony. Wtem z krzaków wyszła kobieta z innym chłopcem. W stronę ludzkiej samicy pobiegła biało-czarna kulka, rzucając się na nią.
- Matko jak ja się martwiłam - powiedziała z czułością, po czym na jej twarz wpłynęły inne emocje - Co ty sobie myślałeś! - krzyknęła, łapiąc przytulane dziecko za ucho - zamartwiamy się godzinami, gdzie zginąłeś! Najgorsze scenariusze, bo przecież wysłali za tobą gońców, od tego okropnego człowieka! Już myślałam, że cię gdzieś wyworz...
Przestałam słuchać, dnia było coraz mniej, a ja musiałam wrócić na bezpieczne tereny, wstałam, otrzepałam się, „długie futro to udręka wszystko się do niego klei i przyczepia” - pomyślałam. Popatrzyłam jeszcze raz na tę dziwną rodzinkę. Co śmieszne oni też się na mnie patrzyli, kobieta, trzymając czarnowłosego chłopca za ramię, uśmiechnęła się do mnie, ukłoniła, zmuszając do tego młodych, i powiedziała:
- Dziękuję.
Kiwnęłam głową, ucieszona. Widziałam jeszcze, jak mój wcześniejszy towarzysz macha mi na pożegnanie. Biegłam żwawym truchtem, ten dzień był dość dziwny, jeśli nie najdziwniejszy w moim życiu jednak warty zapamiętania.