Hermes patrzył z oczekiwaniem na Harytię, a po jego pysku błądziło maskowane zakłopotanie. Nie chciał, by jego propozycja została dwuznacznie odebrana, ponadto sam nie był pewny, dlaczego ją nasunął. Poczuł ulgę, gdy wadera kiwnęła głową.
Ruszył na północny wschód, manewrując między roślinami i uważając, by się nie potknąć. Szelest za nim pochodził od wilczycy podążającej za basiorem. Chwilę szli gęsiego, jednak gdy krzaki przerzedziły się, a kłująca trawa zmieniła na srebrzysty mech, ich kroki zrównały się.
– Gdy tylko wzejdzie słońce, możemy znów wrócić i zbadać wrak statku – powiedział wilk. – Mamy wtedy mniejsze szanse, że zostaniemy zauważeni lub ktoś spróbuje nas odurzyć. Potem powiadomimy alfę.
– Powinniśmy też rozejrzeć się po okolicy – dodała Harytia. – Zapach tego zioła nie daje mi spokoju. Jest to roślina, która ma wielkie wymagania, jeśli chodzi o warunki, więc tu nie mogła rosnąć. Ktoś musiał ją przynieść, a więc i podpalić.
– Gdyby tylko nasze moce wróciły do nas, byłoby o wiele prościej. Moglibyśmy porzucić tę sprawę, gdyby nie to, że próbowano nas odurzyć. – basior głośno myślał, a by lepiej łączyć wątki, zapalił papierosa.
Resztę drogi pokonali w ciszy, nie była to jednak cisza niezręczna. Oczom wilków ukazało się potężne, dość pochylone drzewo, którego pień niknął wśród gęstej korony. Hermes zaczął się wspinać, mocno wczepiając pazury w korę, a będąc w połowie, odwrócił się, sprawdzając, czy Harytia da sobie radę. Jak się okazało, ta wskoczyła na roślinę i również przenosiła się co raz wyżej i wyżej. U góry pień był płaski i szeroki, to właśnie tam poprzedniej nocy spał Hermes. Tuż obok odchodziła solidna, także duża gałąź. Harytia przeszła po niej i położyła się tak, że dwie łapy zwisały jej nad głową Hermesa. Ten jeszcze raz potoczył wzrokiem po widoku pod nimi, obserwując teren bacznie zza maskujących ich liści, a później zwinął się w kłębek i zasnął niespokojnym, czujnym snem.
Gdy słońce zaczynało wschodzić, basiora wybudził cichy szelest wśród drzew naprzeciwko tego, na którym przebywały oba wilki. Spojrzał na Harytię, ta jednak wciąż drzemała, oddychając spokojnie. Ponownie odwrócił się więc do źródła dźwięku, a jego oczom ukazała się czarna, zgarbiona sylwetka wilka. Pragnął pozostać niezauważony, zapewne nie zdając sobie sprawy z obecności kogoś innego, lecz zbytnia pewność siebie nakazała mu przejść środkiem polany, a nie wokół niej, gdzie narobiłby mniej hałasu. Hermes momentalnie spiął się, gdy zauważył wielkie podobieństwo obcego z widzianym wczoraj trupem. Spod jego brody zwisała taka sama kępka futra, kształt łba był ten sam, a oczy miały równie żarówiasty, niebieski kolor. Hermes przeszedł cichutko na gałąź obok Harytii, po czym zasłonił jej pysk łapą i szturchnął mocno, aż ta otworzyła oczy lekko zdezorientowana. Mając pewność, że zachowa ciszę, cofnął łapę i wskazał nią na basiora kierującego się na skraj polany. Po chwili zniknął, zagłębił się jednak w teren, gdzie podłoże nadal składało się z mchu, a jeśli znajdowały się na nim jakieś liście, to woda skapująca z drzew skutecznie je rozmiękczyła. Po upływie kilku minut zarówno Hermes, jak i Harytia zeszli z drzewa, na którym spali i podjąwszy decyzję o śledzeniu nieznanego, ostrożnie udali się w las. Resztki snu usunęła z ich ciał adrenalina, co raz bardziej dająca o sobie znać.
Harytio? Nieobecność znów zmusiła mnie do późniejszego odpisu :c Masz teraz jednak duże pole manewru, a więc czekam na rozwój wydarzeń ^^