23 sierpnia 2018

Od Elizabeth

Uwielbiam patrzeć na wschody słońca. Zwłaszcza pod koniec lata. Wtedy nabierają one niezwykłej magii. Obserwuję to „przedstawienie” prawie codziennie, lecz za każdym razem przeżywam to samo zauroczenie.
Zauroczenie naturalnym pięknem świata, drobnymi sceneriami składającymi się na całokształt. Kocham trwać w ciszy i pozwalać porannym promieniom rozproszyć myśli krzątające się w głowie podczas nocy. Nic się wtedy nie liczy. Jest tylko śpiew ptaków i zapierający dech w piersi widok.

Tego ranka również oddałam się temu niezwykłemu obrazowi, lecz coś przebiegało inaczej niż zwykle. Tym razem nocne przemyślenia nie ustąpiły.
Należę do WSO. Jest tu sporo wilków, co równocześnie cieszy i napawa lękiem. Lubię samotność. Choć raczej trafniejszym sformułowaniem jest: Znam bardzo dobrze samotność... Czasem miewam chwile, kiedy naprawdę jestem gotowa opuścić jaskinię. Znaleźć się wśród tłumu. Poznać kogoś. Kogoś z kim mogłabym porozmawiać, spędzić trochę czasu. Niestety zawsze odkładam to na kolejny dzień i do tego czasu zdążę się zniechęcić i znów poczuć lęk do nawiązywania kontaktu oraz spotkań towarzyskich. Ten ranek miał być przełomem w moim dotychczasowym życiu. Koniec bycia bierną częścią watahy. Potrzebuję jakiegoś rozmówcy, bo zaczynam już mówić sama do siebie.

Wyszłam z jaskini późnym rankiem. Nie bardzo wiedziałam, dokąd zmierzam, lecz co do jednego miałam całkowitą pewność. Chcę znaleźć kogoś, kto zechce poświęcić mi choć trochę swojego czasu. Dotarłam nad jezioro. Była tam grupka wilków. Zapewne przyjaciele.
Nie... Na rozmowę z całą ekipą nie jestem gotowa, przeszło mi przez myśl, gdy przyglądałam się, jacy są rozweseleni.
Wtem jeden z nich zauważył, że ich obserwuję. Wszyscy odwrócili głowy w moją stronę. Automatycznie spuściłam wzrok i położyłam po sobie uszy. Niewiele myśląc, oddaliłam się pospiesznie. Niezły początek... Nie zniechęciło mnie to jednak do dalszej drogi.

Szłam pośród wysokich traw. Ciągle rozglądałam się na boki. Nie wiedzieć czemu czułam obawę, że za chwilę ktoś, lub coś mnie zaatakuje. Nagle ni stąd, ni zowąd potknęłam się i upadłam na coś miękkiego. Usłyszałam głośne chrząknięcie. Poderwałam się jak poparzona. Okazało się, że ofiarą mojego kalectwa był basior. Powoli oraz z dumą się podniósł. Pomimo iż nie należę do niskich wilków, musiałam unieść wzrok, by nasze spojrzenia się spotkały. Szybko pożałowałam tego czynu. Jego mina wyrażała dość spore niezadowolenie, a oczy posyłały ostre spojrzenie. Przeszedł mnie dreszcz, żołądek ścisnął silny skurcz, a serce podskoczyło do gardła. Wbiłam wzrok w ziemię, jednocześnie lekko się kuląc.
- Proszę, nie rób mi krzywdy... - wyszeptałam w strachu.

Rodwen?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template