29 lipca 2018

Od Victoria Nox Aeris quest 4 (zawód)

Obudziłam się koło południa i udałam się na śniadanie. Zjadłam rybę bo tylko to umiałam złapać i poszłam się powłóczyć na łąkę, bo co innego mogę robić? Na razie nie mam znajomych, to znaczy nie oficjalnie, bo ktoś musiał mnie przyjąć co nie? Leżałam na tej łące dobrą godzinę aż wyczułam ciekawy zapach, z którym kiedyś musiałam mieć styczność. Był taki...metaliczny? Tajemniczy zapach doprowadził mnie do skraju lasu, gdzie kończy się terytorium WSO. Mój naszyjnik zaczął migać. "Nie mrugaj bo koś mnie zauważy!" pomyślałam, bo w tym momencie zauważyłam wilka, którego wcześniej nie wyczułam na terenie WSO. "Pewnie Jest intruzem albo szuka pomocy...chociaż nie wygląda na zmęczonego." zakradłam się kilka kroków bliżej nieznajomego i schowałam się między drzewem, a kilkoma jeżynowymi krzakami. Teraz mogłam się przyjrzeć nieznajomemu...

Był to czarny Basior. Na oko miał około 4/5 lat i był dobrze zbudowany. To od niego czuć metaliczny zapach. Zwróciłam szczególna uwagę na blizny na ciele i......krew? Tak był ubrudzony od krwi....świeżej krwi. Postanowiłam się wycofać i poinformować alfę, ale coś mi nie wyszło...
Desperacko rozglądałam się dookoła, ale wszędzie były drzewa. " Te przeklęte drzewa. postanowiłam wzbić się w powietrze i rozejrzeć się z góry...."Chyba o czymś zapomniałam" w tym momencie zobaczyłam zbliżający się do mnie cień.
-No to klops...-wyszeptałam i odwróciłam się do Basiora
-Witaj mały Klopsie… Co utaj robisz... -zrobił przerwę i spojrzał na mnie z wyższością -...tak całkiem sama? -Teraz zrozumiałam w jak wielkie bagno weszłam idąc za zapachem krwi. W tym momencie myślałam tylko o dwóch rzeczach...

Pierwsza: Powiedzieć prawdę?
Druga: Jak zwiać i nie wkopać się bardziej?
Na pierwsze pytanie odpowiedź brzmi "Zdecydowanie Nie",  a na drugie "Jeszcze nie wiem"  I co ja mam teraz zrobić? Postanowiłam odpowiedzieć na zaczepkę Basiora z bardzo nietypowym dla mnie sposobem.
-Rodzice mówią by nie rozmawiać z nieznajomymi.-odpowiedziałam z zachwytem wyczuwając szok Basiora na moja odpowiedź.
-Jestem Alkali, Pan piekielnych krain oraz chaosu i nie jestem już nieznajomym- "Ściemnia z tym chaosem i krainami przecież każdy wie że władają nimi Fenrir, Ifryt, Serir i Varen. Czyli nasi bogowie."
Patrzył na moją reakcję, najwidoczniej oczekiwał z mojej strony strachu i podziwu, ale nie! Ja mu powiedziałam o bogach, czyli dokładnie to co myślałam o nich. przed chwilą. Wyczułam u niego złość. po chwili milczenia nas obojga Alkali dodał- Jednak ze mną rozmawiasz. Chyba nie słuchasz rodziców dzieciaku.
-Słucham ich- uśmiechnęłam się chytrze co widocznie zaskoczyło basiora. wykorzystałam okazję i energicznie ruszyłam skrzydłami wzbijając się w powietrze i tworząc chmurę pyłu. "Punkt dla mnie". Wyleciałam ponad korony drzew z myślą, że basior został na dole i rozglądałam się wokoło. W dali dostrzegłam góry, które należą do terytorium WSO. Chciałam lecieć do domu, ale mój naszyjnik znowu zaczął migać! „Nie no znowu?!” odwróciłam się za siebie i co zobaczyłam? Alkaliego na drzewie! „Co na drzewie?” Skoczył w moim kierunku. Chciałam zrobić unik, ale nie zdążyłam. To ci los. Wilk był zdecydowanie większy ode mnie więc bez problemu spadłam na ziemię i złamałam skrzydło! „Dobra co powiesz na remis? 1:1. Może być? Tak? To ja pójdę do domu…” Nie.  To tylko moje sarkastyczne myśli, tyle dobrego, że żyję. Basior wstał i odsunął się. Po chwili zapytał.
- Ładnie tak dorosłym robić żarty Smarkaczu?!-Podniosłam się i wstałam naprzeciwko Alkaliego. Strasznie bolało mnie skrzydło. Powoli zaczęłam się cofać w kierunku terytorium WSO. Jeszcze kilka kroków, płytki potoczek i będę na miejscu. Basior najwidoczniej nie zauważył że się cofam. Szybko się odwróciłam i zaczęłam biec jak najgłębiej w Terytorium mojej watahy….ale, ale zawsze jakieś jest. Zrobiłam błąd bo obejrzałam się za siebie i zobaczyłam mojego nowego znajomego (wyczujcie sarkazm). Biegł za mną i nawet mocy telepatii nie musiałam używać aby wiedzieć, że jest wściekły. W pewnym Momocie potknęłam się. (Kojarzycie reklamę z Plusa? To ten Momęt) „Brawo Ja” - pomyślałam. Szybko wstałam i nim się obejrzałam leciałam na drzewo obok. Teraz bolało mnie wszystko. Alkali podszedł do mnie i wysyczał przez zaciśnięte zęby…
-Nikt nie będzie ze mnie robić idioty!! Słyszysz?! Nikt! I już na pewno nie będzie robić idioty ze mnie żaden zapchlony szczeniak!- ostatnie zdanie wykrzyczał tak że aż ptaki uciekały z okolicy. W tym Momocie usłyszałam czyjeś kroki…

 Po chwili podbiegła jakaś wadera, która pachniała znajomo. „Pewnie jest z WSO”. Zawołała
- Zostaw ją! - Po tych słowach Alkali jakby nigdy nic zamienił się w czarną mgłę i znikł.
- Nic Ci nie jest? - zapytała po chwili
- Przeżyję chyba mam coś na to w jaskini. W najgorszym wypadku pójdę do medyka. Dziękuję za pomoc.-uśmiechnęłam się do wadery. Odwzajemniła uśmiech, a następnie udałyśmy się do swoich jaskiń rozmawiając po drodze na różne tematy. „Chyba mam się do kogo zwrócić o pomoc” z taką myślą zasnęłam.

Od Axalie'go

Gdy Axalie się obudził, został miło powitany. Jego przyjaciel przyniósł mu śniadanie. Trudno było określić, co to było. Przypominało jakieś udo sarny lub jakieś mięso, z jakieś innej jej części ciała. Po dwudziestu minutach jedzenia "tego czegoś" Axalie poszedł do swojej watahy. Wszyscy na niego czekali. Podobno mieli go nauczyć jak się bronić przed atakiem. Jeden z wilków zabrał go na jakieś pole i tam uczył go jak obronić się przed wrogiem. Było to normalne. Wilk " nauczyciel" próbował go zaatakować, a Axalie bronił się. Gdy skończyli, miał na ciele wiele zadrapań oraz ran. Dwójka zmęczonych basiorów wróciła do stada. Podobała im się wspólna ,,zabawa''. Axalie zauważył, że od stada, w głąb lasu odchodzi pewna wadera. Zaciekawiony wilk poszedł za nią. Droga, którą szła wilczyca, prowadziła w góry. Po dotarciu na szczyt usiadła i spojrzała na widoki, po czym powiedziała — Dlaczego mnie śledzisz?
Axalie podszedł bliżej i usiadł metr za nią.
- Chciałem sprawdzić, dokąd idziesz...
- Podejdź bliżej.
Powiedziała, po czym dokończyła:
- Jak masz na imię?
- Nazywam się Axalie. Możesz mówić na mnie Axi. A ty ? - Powiedział sympatycznie.
- Zirey. Jesteś tu nowy, prawda? Jak się zjawiłeś w tej watasze?
Axi od początku wiedział, że to ta wadera, którą spotkał, gdy trafił do watahy. Uśmiechnął się do niej i zaczął opowiadać swoją historię...

Zirey? Sorka za śledzenie.

Od Lucyfera

Wałęsałem się po okolicach Watahy Smoczego Ostrza. Nie zamierzam pchać się tam na chama, skoro chciałem zostać przyjęty, to obowiązuje kultura. Wędrując wzdłuż granic, prędzej lub później dostrzeże mnie jakiś strażnik, albo zwiadowca. Zaoszczędzi mi błąkania się po terenach lub niepotrzebnej sprzeczki. W międzyczasie trafiła mi się okazja na spożycie posiłku. Mała sarenka zagubiona w wielkim lesie bez mamusi. Nie zamierzałem przeoczyć takiej okazji i zanim jeszcze skończyłem myśl, już trzymałem martwe zwierzę w pysku. Oblizałem się kilkakrotnie i dobrze zatopiłem kły w młodym zwierzaczku, po czym nie został po nim nawet ślad. Przeciągnąłem się i ruszyłem dalej. Mój węch zaalarmował mnie, że nie jestem sam. Gdzieś w promieniu około pół kilometra w głąb lasu ktoś przeczesywał tereny. Jeśli będę miał szczęście, to już powinienem zostać namierzony i zaraz ktoś się zjawi. Obiekt zaczął się powoli i stopniowo przesuwać w moim kierunku. Usiadłem sobie pod drzewkiem i cierpliwie wyczekiwałem. Ktoś ostrożnie podchodził do mnie. Gdy obiekt znajdował się jakieś kilkadziesiąt metrów ode mnie, chowając się w gęstych kaszakach, postanowiłem nieco dodać odwagi waderze.
- Nie chowaj się, nic Ci nie zrobię, w sumie to czekam tu na Ciebie.
Chwila ciszy, w końcu wyłoniła się młoda biała wadera.
- Jak to czekałeś ? - w jej głosie słychać było zaskoczenie.
- Młoda .. To tak nie jest, że nie nikt nie wie o istnieniu watahy, nagle wpada i jest w szoku, to nie jest jakieś tajne zgrupowanie, ani sekta. Chcę dołączyć, poznać alfę i tyle.
- Yhym ...
Zmierzyła chyba każdy centymetr mojego ciała, po czym niepewnie ruszyła ze mną w stronę, jak miewam alfy. Po drodze o nic nie pytała, w sumie się nawet nie odezwała do mnie. Grzeczniutko doprowadziła mnie na miejsce. Wszedłem do jaskini i zobaczyłem waderę, całkiem sympatyczna pogadaliśmy sobie, po czym coś podpisałem i wyszedłem.
- Młoda jesteś tu ??
Samica wyjrzała na mnie ...
- Mam imię wiesz ...
- Domyślam się, ale nie przedstawiłaś się.
- Ty też ...
- Oh .. no jasne Lucyfer jestem, ta alfa mówiła, że jaskinie muszę sobie wytrzasnąć, a ty mi pomożesz.
- Alya ... jestem.
- No Alya.
- Niech Ci będzie.

Alya?

28 lipca 2018

Od Axalie'go

Była godzina druga w nocy. Czternastoletni basior - Axalie nie mógł zasnąć. Usłyszał szelest dobiegający z lasu. Wyszedł z nory i udał się w stronę, skąd dobiegał dźwięk, by sprawdzić, co to było. Jego ciekawość nie znała granic. Szedł tak przez ciemny las, drogę oświetlał tylko jasny księżyc. Nagle zobaczył oczy. Żółte jasne oczy wzbudzały grozę. Podszedł bliżej i nagle stanął twarzą w twarz ze zwierzęciem.
- Tygrys... - Powiedział Axalie, ukazując swoje ostre jak brzytwa kły.
- Wilk... - odpowiadając mrocznym głosem do Axiego.
Po chwili zaczęli na siebie warczeć i syczeć wściekle.
Tygrys rzucił się na Axaliego i dał mu cios w ramię, odrzucając go pod drzewo. Wilk po chwili rzucił się na zwierze. Wbił mu pazury w futro i wbijał się zębami coraz głębiej. Tygrys zaczął tracić przytomność. Po 5 minutach do Axiego dotarło to, że go zabił. Odsunął się od martwego zwierzęcia i ruszył dalej. Bardzo bolało go ramię. Krwawiło. Po dwudziestu minutach zobaczył jezioro. Było błękitne, co wskazywało na to, że jest to jezioro, które uzdrawia. Prędko w nie wskoczył i rana zniknęła. Nie było po niej ani śladu. Szybkim krokiem ruszył w stronę nory. Gdy tam dotarł, była już szósta nad ranem. Wykończony wilk poszedł na posłanie i zasnął.

Odchodzi

lineart by kaierra



27 lipca 2018

Odchodzi

Powód: decyzja właściciela

hioshiru - alter

wolf-minori

 Ace
dNiseb

Sinasni
NukeRooster
kalambo
Lhuin

OliveSheep

dNiseb

właściciel

dNiseb
dNiseb

Sinasni

Aviaku

hyilp

arucarrd

Kolejna wadera - Victoria Nox Aeris!

Autorem obrazka jest właścicielka
Szczęśliwi Ci, którzy mają siebie i swój świat, nie przejmują się tym, co myślą inni.

Imię: Victoria Nox Aeris
Pseudonim: Vicky (czyt. Wiki), Vi i inne zdrobnienia imienia, np. Wiktoria (tak, polskie też mogą być).
Wiek: 5 lat
Płeć: Wadera
Charakter: Uczciwa i oddana, żądna przygód wadera, mimo jednej bardzo nieprzyjemnej wizyty w laboratorium ludzi nie wierzy, że wszyscy są źli. Jest marzycielką i lubi śnić, bo właśnie w snach spotyka się z bratem. Na ogół spokojna, nie popisuje się... No chyba, że wyzwiesz ją na pojedynek, wtedy pokaże wiele ciekawych trików i sztuczek.
Wygląd: Ma jasnoszare futerko, na którym gdzieniegdzie znajdują się niebieskie wzorki, które mogą świecić, jeśli tylko zechce. Posiada również dłuższą sierść imitującą włosy średniej długości z niebieskim pasmem. Na uszach, pod oczami i na bicepsach ma po sześć niebieskich kropek. Posiada niebieskie skarpetki oraz pazurki. Na jej nosie i ogonie znajdują się niebieskie pręgi, a końcówki skrzydeł są również niebieskie. Ostatnią rzeczą, którą dostała od brata jest ochronny naszyjnik ze smokiem. Zgadnijcie, w jakim kolorze...
Głos: Nie jest najcieplejszy, ale nie jest też chłodny. Ma kojący wpływ na umysł. Kiedyś z bratem ułożyła piosenkę, która ma podnosić Vi na duchu, a idzie ona tak...


Miliony gwiazd są nad głowami,

Miliony dusz między nami.

I mimo smutku, mimo łez,
Pamiętaj! Ktoś zawsze z Tobą jest!

Czasem tęsknisz za rodziną,
I nie liczysz się z godziną,
Lecz mimo smutku, mimo łez,

Pamiętaj! Ktoś zawsze z Tobą jest!

Stanowisko: Odkrywca, Przewodnik
Umiejętności: Intelekt: 13 | Siła: 8 | Zwinność: 10 | Szybkość: 8 | Magia: 5 | Wzrok: 5 | Węch: 5 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Powietrza
Żywioł: Powietrze
Moce: Telepatia i oddychanie pod wodą zostały nabyte przez eksperymenty ludzi na niej. Do tego widzi duchy (jeśli zechce). Kiedy chce, potrafi wyczuwać niektóre rośliny, klejnoty i przedmioty magiczne z odległości do pięciu kilometrów, bardzo się przez to męczy i czasami omdlewa, dlatego stara się nie używać tej zdolności. Czasem jednak coś ją do siebie woła i nie kontroluje swojego organizmu. Potrafi latać.
Rodzina:
  • Matka – nie żyje – nie pamięta jej.
  • Ojciec – Alkali – nienawidzi go.
  • Rodzeństwo – Weugo – brat, kocha go całym sercem.
Partner: Brak
Potomstwo: Brak
Historia: Wybuch — podszedł do mnie brat i dał mi swój ochronny naszyjnik ze smokiem. Wyszeptał mi szybko do ucha, abym pamiętała i kazał uciekać jak najdalej od ludzi...
Leciałam już siedem dni i nocy z króciutkimi przerwami nad wodą i aby się trochę posilić. Jedyne, co ostatnio jadłam, to trzy ryby, a od dwudziestu czterech godzin bez przerwy uciekałam przed CZYMŚ, bo mój naszyjnik mrugał i ostrzegał.
– Nie mam już siły – mówiłam sama do siebie i powoli zaczęłam lądować.
Już świtało. Ledwo wylądowałam na jakiejś małej polance w środku lasu i zemdlałam. Ostatnie co słyszałam to jakiś niewyraźny głos... Po jakichś pięciu godzinach ocknęłam się w jaskini. Obok mnie leżała jakaś skrzydlata wadera.
– Dobrze, że się już obudziłaś. Byłaś strasznie wycieńczona. Kim jesteś i co robisz na terytorium Watahy Smoczego Ostrza? – zapytała.
– Jestem Victoria Nox Aeris. Dziękuję za pomoc. Czy mogę się przyłączyć do was? Straciłam rodziców i zgubiłam brata...
– Pewnie! – wadera się uśmiechnęła, i tak właśnie znalazłam się tu.
Przedmioty: Tęczowy Proszek, ludzki plecak, stara smocza księga, latarka, kocyk. | x1 Kwiat Rodziny (użyty) | x1 Dokument Fenrira (użyty)
Jaskinia: Dość spora i przytulna jaskinia w górze Mitikas niedaleko źródła, którego strumyczek przepływa w jednym z korytarzy w mojej jaskini. Jaskinia jest podzielona na wejście zasłonięta pnączami, korytarz ze strumykiem i skarbami oraz sypialnie z trzema legowiskami z siana, po środku miejsce na ognisko, nad którym jest mała szczelinka, przez którą uchodzi dym. Jaskinia jest udekorowana świecącymi kamieniami.
Właściciel: wikizamarski@gmail.com

26 lipca 2018

Od Skazy cd. Mabel

Fakt, że nie przepadam za wiecznie gderającymi, jazgoczącymi czy na przemian chrapiącymi wilkami, zaprowadził mnie w głąb buszu. Odległy szum wody działał kojąco. Mimo przyjemności jaką wówczas czerpałem, delikatne światło w oddali zaciekawiło mnie na tyle, że lenistwo dało za wygraną i ruszyłem swój tyłek. W głowie szukałem odpowiedzi na pytanie czym może być migocząca istotka. Z pewnością nie były to świetliki.. ewentualnie zmutowane. Cichaczem zacząłem zbliżać się do punktu wzbudzającego mą fascynację. Kierował się do jeziora. Będąc dostatecznie blisko, mogłem już stanowczo określić: to wilk. Zmutowany wilk, z Czarnobyla. Przyznam, że urzekło mnie futerko – pod warstwą błota kryło się lśniące, zadbane futro, dające się jeszcze w pełni swej okazałości dostrzec na grzbiecie. Teraz już pewien byłem, że to wadera z naszego stada. Pomysł na psikusa szybko zaświtał mi gdzieś z tyłu głowy. Gdy psina schyliła łeb, a mnie wydawało się, że jeszcze nie wie o mojej obecności, zaczaiłem się z nadzieją, że wepchnę ją do wody i znów będę mógł cieszyć się z cudzej krzywdy. Szybko jednak okazało się, że się myliłem, a wadera od dawna wiedziała o mojej obecności. Oboje wylądowaliśmy w wodzie. Ta zniekształcona wersja mojej wizji bardzo mi się nie spodobała. Przypływ gniewu zmusił mnie do pokazania wywłoce kto tu rządzi. Warknąłem donośnie. Młoda kruszyna także próbowała, jednak była zbyt zachrypnięta. W głowie już dałem jej plusa za zawziętość i pomimo gniewu wyszedłem z wody, otrząsnąłem się i usadziłem zadek na suchym.
- Skąd w tak stosunkowo niewielkim ciałku tak duża chrypa? – zacząłem znajomość jak na Skazę przystało. Wadera w tym czasie zdążyła wyleźć z wody. Zmierzyła mnie wzrokiem, nie chowając kłów. Czym prędzej jęła wylizywać futro, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Ostra. Lubię takie. – oznajmiłem, jednak wadera nadal milczała. – Okaż swój głos, miła. Nie rań mnie tak głęboko.
Wilczyca wstała w końcu i podeszła do mnie. Miała wypisaną na mordce irytację, z oczu bił gniew, ale zachowywała się nadal z gracją i klasą.

Mabel? Przepraszam bardzo, że tak długo to trwało D;

Nowy basior - Axalie!

AaronMiller
Kiedyś niewinny, teraz waleczny.

Imię: Axalie
Pseudonim: Axi
Wiek: 18 lat
Płeć: Basior
Charakter: Wilk ten jest tajemniczy. Nie rzuca się  na ofiarę, lecz czai się, by zaatakować po cichu. Axi bywa zaczepny i chamski dla innych wilków, lecz zdarza się to rzadko. Nie wiadomo dlaczego, czasem odchodzi od stada i skrywa się sam w lesie. Jest to wilk, który lubi się podpisywać przed waderami. Jest miły jedynie dla wader i przyjaciół. Axi jest silny, bardzo szybki i zwinny.
Wygląd: Jest to ciemnobrązowy samiec o niebieskich oczach. Jest to wilk o przeciętnej wadze. Jest wysoki. Jego tylne łapy są silniejsze od przednich.
Głos: Wycie Axiego  jest podobne do prawdziwego wilka. Tylko że w tym wyciu  jest coś innego, coś, czym wyrażona jest duma. Jego głos jest groźny dla wrogów, przyjazny dla przyjaciół  rozmawia on tak, jakby czuł, że jest przywódcą.
Stanowisko: Zabójca
Umiejętności: Intelekt: 3 | siła: 12 | zwinność: 7 | szybkość: 10 | magia: 2 | wzrok: 8 | węch: 5 | słuch: 7
Rasa: Wilk Wojny
Żywioły: Ziemia
Moce:
  • Gdy wyskoczy i zbierze w sobie siłę i pewność siebie, tworzą się pod nim kamienie 
  • Swoim wyciem rozwala duże przeszkody.
Rodzina:
  • Matka: Athona (nie żyje)
  • Ojciec: Askali  ( nie żyje)
  • Brat: Michael
  • Przyrodni Brat: Jason  (nie żyje)
  • Siostra: Charlie
  • Partner siostry:  John
  • Siostrzenica: Marla
  • Przyjaciel: Frugo
Partnerka: Zirey (zakochani)
Potomstwo: Lubi szczenięta. Pragnie mieć dwójkę.
Historia: Najstarszy syn porzucony przez matkę, która go nie kochała. Nauczył się walczyć. Kochał to robić.  Lecz pewnego dnia wilk z ciemnej strony, zaatakował go. Zrobił mu kilka rozcięć na pysku i ciele. Bardzo go bolało. Leżał w lesie sam, nie miał nikogo, kto mógłby mu pomóc.  Wiedział, że umiera. Stracił przytomność. Po kilku godzinach się ocknął. Nie był już sam, lecz był otoczony grupą wilków. Przywódca przyjął go do swojego stada. Był jeszcze osłabiony i zobaczył ją. Piękną waderę - Zirey. Zakochał się w niej. Po kilku dniach Axi odzyskał sił. I tak trafił do watahy.
Przedmioty: ---
Jaskinia: Dzieli norę ze swoim przyjacielem lisem - Frugo. Jest to duża przestronna nora. Ma tam swoje posłanie z siana i wiele innych rzeczy.
Właściciel: xhogwardx

Nowa waderka - Pepper!

Commission :: Aveah by Kamirah
Kamirah
Miłość jest jak wiatr, nie widzisz jej, a czujesz.

Imię: Pepper
Pseudonim: Pep (mogą się tak do niej zwracać tylko jej najlepsi przyjaciele)
Wiek: 1 rok
Płeć: Wadera
Charakter: Pepper jest miła i przyjacielska, jednak po tym, co się stało w przeszłości, trochę nieufna co do nowo poznanych wilków. Czasem zachowuje się dziwnie, często się nie odzywa, i znika bez słowa. Jak obcy wilk nazwie ją Pep, to zaczyna być wredna i agresywna. Pepper jest też dość nieśmiała. Mimo jej nieśmiałości i nieufności łatwo jest się z nią zaprzyjaźnić i każdy, kto jest zostanie jej przyjacielem, nie pożałuje tej decyzji.
Wygląd: Wadera posiada furo w odcieniach brązu. Ma duże, piękne, złote oczy. Pepper jest chuda i posiada także bardzo puszysty ogon. Na szyi waderki można zauważyć czerwoną chustkę która jest bezcenną pamiątką po mamie.
Stanowisko: Szczenię
Umiejętności: Intelekt: 4| Siła: 6| Zwinność: 10 | Szybkość: 10 | Magia: 3 | Wzrok: 5 | Węch: 5 | Słuch: 7
Rasa: Wilk Skał
Żywioł: Ziemia
Moce:

  • sejsmiczne uderzenie,
  • burza piaskowa,
  • kontrola umysłu,
  • teleportacja.

Rodzina: Ojciec opuścił Pepper zaraz po jej narodzinach, ponieważ jej nie chciał.
Matka, gdy Pepper miała 5 miesięcy zmarła z tęsknoty do swojego męża.
Matka jeszcze kiedyś wspominała, że Pepper ma starszego brata, jednak nie wiadomo o nim praktycznie nic.
Historia: Malutka jeszcze Peppper błąkała się po świecie, gdy pewnego dnia natrafiła na Alfę watahy i ta widzące że szczenię nie ma nikogo bliskiego, przyjęła ją do swojego stada.
Właściciel: kamila.deneka@gmail.com
Ocena: 0/3

25 lipca 2018

Informacja

Administracja rozpłynęła się w powietrzu. Przepraszamy za utrudnienia. Do końca tygodnia postaram się wszystko uzupełnić. 

~ HG

23 lipca 2018

Powraca

Niczym boomerang.

kalambo

Od Harytii cd Hermesa

Wilczyca zrobiła krok w przód chcąc dokładnie przyjrzeć się wilkowi. Zapach nie należał do przyjemnych, ale wilczyca potrafiła go znieść, choć nie wiedziała ile czasu da radę wytrzymać. Spojrzała na oczy wilka które patrzyły... Na ścianę.
- Harytia? - Odezwał się Hermes, patrząc jak wilczyca pochyla się nad rozkładającym się wilkiem. Wilczyca ściągnęła brwi w grymasie, określającego nie ból, a niesmak.
- Może bym zaraz sobie stąd poszła, ale jest problem. - Powiedziała Harytia, patrząc w oczy Hermesa tak głęboko jakby chciała zobaczyć co jest na ich dnie. Nie podobała jej się ta sytuacja.
- Jaki? - Spytał wilk i rozejrzał się dokładnie po kajucie, zapamiętując każdy szczegół.
- Znam tego wilka. - Hermes w tym momencie spojrzał na nią, a po chwili przeniósł wzrok na trupa. - Raz spotkałam pewnego razu... To była bardziej sekta niż wataha, należało do niej sześć wilków. Z początku myślałam, że są normalni, gdy zaprosili mnie na poczęstunek, zaczęli mnie pytać o dziwne rzeczy. - Mówiła czując ciarki przechodzące po jej plecach, jakby stado mrówek przechodziło po niej do głowy do łap. - Pytali się mnie o czarną magię, czy znam ją, albo czy praktykowałam. Jaki mam stosunek po śmierci i czy twierdzę, że na ziemię można wrócić z powrotem, ale już w innej postaci. Pytali też o naszych bogów i zaczęli mi opowiadać o swojej wierze. Wyszłam z poczęstunku twierdząc, że gorzej się czuję. Nagle usłyszałam za sobą jakiś zaklęcie i zaczęłam uciekać otwierając portal, znalazłam się około trzysta metrów od ich jaskini i zobaczyłam jak kilku z nich biegnie w moją stronę. Nie wiem ile czasu mnie gonili, ale zakładam, że kierowali się moimi śladami magii. Ten był chyba doradcą ich przywódcy, ale nie pamiętam jak się nazywał... W każdym razie im uciekłam... Albo i nie... Ale skoro już gnije, a teraz nie jest ciepło to już musi tu leżeć dwa lub trzy tygodnie. Więc raczej nie trafili tu szukając mnie. Poza tym jest sam i ciekawe czemu tu się ukrył? - Zadała pytanie, a drzwi za nimi nagle się zamknęły z głośnym hukiem, oboje podskoczyli sprawdzając co to było. - Patrzy się na tą ścianę. - Dodała wilczyca podchodząc do obserwowanego przez trupa miejsca. - Czyli ten ktoś kto go zabił stał tu. - Pokazała Hermesowi samica, a sama przyglądała się klapie w podłodze. - Co o tym myślisz?
- Jeśli się nie boisz możemy zejść na dól zobaczyć co tam się dzieje. -Wilk nie czekając na odpowiedź wilczycy otworzył klapę. - To nie są schody prowadzące na dół tylko na tył statku. - Powiedział kiwając lekko głową jakby na potwierdzenie własnych słów.
- To idziemy sprawdzić co jest na tyle statku? Może się czegoś dowiemy.


Hermesie? Tylko nie mów że się boisz? ^^

22 lipca 2018

Od Hermesa c.d. Harytii

– No co ty, zostań. – powiedział wilk i spojrzał na wielki wrak statku przed nimi, po czym dodał – Tutaj wataha to pojęcie bardzo mocne, oznacza po prostu rodzinę.
Ruszył przed siebie, a wadera, kojarząca już jego zwyczaje, poszła za nim w stronę wraku statku. Weszli razem przez dziurę w burcie i chwilę kręcili się pod pokładem, a następnie wyszli po drewnianych schodach. Hermes oparł się przednimi łapami o dziób statku, wciąż pokryty ciemną farbą. Chwilę patrzył w ciemną toń, po czym odezwał się cicho:
 – Zanim tu trafiłem, wiele przeżyłem. Pochodzę z nieprzyjaznych stron, gdzie każdy musiał chronić swe życie przed smokami. Broniłem swojej matki i czwórki rodzeństwa zawsze, gdy mieliśmy z nimi styczność. Smoki nie mogły dać nam rady, ale pewnego dnia im się udało. Tylko ja przeżyłem.
Basior urwał i sprawiał wrażenie kamiennego posągu. Jego klatka piersiowa prawie się nie poruszała, a mglisty wzrok patrzył na coś w oddali. Ponownie zagłębił się w swój świat rozmyślań. Postanowił przemilczeć parę faktów i to, w jaki sposób gadom udało się osiągnąć swój cel. Wspomnienia na zawsze wryły mu się w pamięć i teraz krążył po ich ścieżkach, na nowo je przeżywając.
 – To bardzo smutne. – powiedziała cicho wadera.
Hermes nawet nie drgnął, wciąż pozostając w świecie własnych myśli. Wyciągnął papierosa i zapalił, wcześniej patrząc pytającym wzrokiem na Harytię. Wilczyca spojrzał na niego z tym, czego się obawiał – ze współczuciem. Widział jednak jej konsternację i to, jak analizowała całą historię. Nie zaprotestowała, gdy dym zaczął krążyć wokół nich i wdzierać się złośliwie do ich płuc wraz z każdym oddechem.
Nagle basior poczuł dziwną woń. Podniósł głowę, wąchając, gdyż oprócz morskiej wody i wiatru czuł coś innego. Odwrócił się wraz z Harytią i podeszli razem do kajuty pod sterem, skąd wydobywał się owy dziwny zapach. Powoli otworzyli drzwi, a ich oczom ukazały się gnijące szczątki wilka. Miał czarne futro i błękitne oczy zastygłe w wyrazie przerażenia. Hermes stłumił przekleństwo, a Harytia zszokowana patrzyła na zwłoki przed nimi.

Harytio? Było smutno, teraz jest strasznie. Co teraz nas spotka? :D

Od Harytii cd Hermesa

Harytia przedstawiła się alfie i słuchała uważnie słuchała wszelkich reguł i zasad, których każdy musiał się trzymać. Przy okazji rozglądała się po okolicy chcąc jak najwięcej zapamiętać. Niektórzy się do niej uśmiechali inni tylko krótko na nią spojrzeli zajmując się swoją robotą przed nadejściem nocy.
- Co umiesz robić? - Spytała szara wilczyca, a Harytia na nią spojrzała z lekkim zakłopotaniem. Co ona potrafiła robić? To było dość trudne ponieważ potrafiła wiele rzeczy, a tu miała wymienić tylko kilka i najbardziej przydatnych.
- Znam się na zielarstwie, potrafię uzdrawiać, tworzyć nowe rzeczy... Jest jeszcze trochę rzeczy, ale jak czegoś nie umiem to szybko się uczę. - Powiedziała wilczyca i spojrzała na zarośla w których zniknął Hermes.
- Może chcesz zostać alchemikiem? - Spytała nieco zamyślona, było jednak logiczne, że ciągle opracowywała nowe plany bo dobrze zarządzać watahą.
- Jasne. Dziękuję. - Powiedziała lekko skłaniając głowę i odeszła w poszukiwaniu śladów Hermesa. Na szczęście każdy wilk miał inny rodzaj magii nawet jeśli były z tego samego żywiołu. Magiczne ślady jej nowego znajomego były specyficzne, przez co nie było sposobu ich przeoczyć. Ruszyła szczęśliwa przed siebie, może za bardzo się cieszyła. Nie powinna tak szybko zapominać o tym co zgotował jej los.Żadna nauka nie może iść las, szczególnie przy tylu miażdżących lekcjach. Jej oczom ukazało się morze. Jeszcze nigdy nie widziała go z takiego bliska, zapach był cudowny, a nocny wiatr pozwalał się odprężyć. Oczy zrobiły się niczym denka od słoików. Czemu nie mogła urodzić się w tak pięknym miejscu z normalnymi wilkami, które nawet się do niej uśmiechały.
Nagle dostrzegła idącego Hermesa, szła wzdłuż linii drzew obserwując gdzie idzie wilk. Po krótkim czasie dotarli do jakiegoś wraku i nie była to już raczej plaża gdzie było można przyjść się pokąpać. Niespodziewanie jednak wychodząc zza drzew, spod łap osunął się grunt i zjechała po piaszczystej wydmie prosto na Hermesa.
– Musisz jeszcze poćwiczyć śledzenie mnie, Harytio. - Powiedział wilk delikatnie się uśmiechając, a Harytia nie słysząc żadnych krzyków również to zrobiła. Ilość jej uśmiechów w życiu było można policzyć na pazurach dwóch łap.
- Przepraszam jeśli jestem nachalna, ale na razie ciebie znam więc postanowiłam się tobie pochwalić. Jestem alchemikiem i nie masz pojęcia co się wydarzyło! - Wilk prawie podskoczył na ton jej głosu który z siebie wydała przy kilku ostatnich słowach.
- Co takiego? - Spytał oczekując czegoś naprawdę niesamowitego.
- Inne wilki się do mnie uśmiechnęły, a nawet mnie nie znają, to jest takie miłe z ich strony. Nawet w niczym im nie pomogłam, a oni się do mnie uśmiechają. - Powiedziała z ogromnym bananem na pysku, ale gdy spojrzała na Hermesa, który tylko uniósł brwi i patrzył na nią jakoś inaczej niż przed chwilą, to się domyśliła, że właśnie wyszła na wariatkę. - Przepraszam, ale nie jestem chyba po prostu do tego przyzwyczajona... Może opowiesz mi coś o sobie? Jeśli nie chcesz to nie musisz, mogę iść bo w sumie tobie przeszkodziłam w spacerze. - Dodała nieco niezadowolona ze swojego zachowania, nie powinna tak się narzucać

Hermesie? Taka z niej sierotka biedna ^^

21 lipca 2018

Od Hermesa c.d. Harytii

Basior drgnął na dźwięk głosu towarzyszki. Nie był przyzwyczajony do długich rozmów, niemniej jednak rozmowy prowadził zazwyczaj uprzejmie. Milczał już dłuższą chwilę, więc postanowił się odezwać.
 – Przepraszam, zamyśliłem się mocno – powiedział zgodnie z prawdą. – Przykro mi z powodu twojej historii. Mam nadzieję, że jednak tu, w WSO nie spotka cię już nic niemiłego.
Zatrzymał się i popatrzył w dół. Harytia podążyła wzrokiem za spojrzeniem basiora i ujrzała obozowisko wilków uwijających się pod wzgórzem, na którym stali.
 – To, co mówiłaś o naszej magii, było mądre. Szczerze mówiąc, wydaje mi się jednak, że to może nie być takie proste. Nasze wilki są teraz wysyłane na różne misje, od tych po pożywienie, po nawiązujące do mocy. Może i tobie się jakaś trafi, co?
 – Z chęcią bym pomogła – odpowiedziała wadera z napięciem w głosie.
Hermes spojrzał na nią. Była spięta i mocno zdenerwowana, jednak chciała to ukryć.
 – Spokojnie – dodał wilk. – Nic ci tu nie grozi.
Po chwili ruszył swoim zwyczajem w stronę rosnących po prawej stronie zarośli prowadzących na dół wzgórza. Wadera ruszyła za nim, raz po raz zahaczając o krzaki. Hermes także się zaczepiał, jednak z użyciem większej siły wyszarpywał łapy z kolczastych roślin. Pokonawszy przeszkody, wilki znalazły się tuż przed pracującym stadem. Podeszli bliżej, a basior wysunął się na przód i zbliżył do szarej wilczycy. Położył przed nią sarnę, wymienił kilka słów i wycofał się w cień. Patrzył, jak Harytia, przywołana przez alfę, idzie niepewnie i rozpoczyna rozmowę. Po chwili odwrócił się i oddalił.
Udał się na piaszczystą plażę nad ciemnym, wzburzonym morzem, które, nie wiedzieć skąd, znajdowało się nieopodal obozowiska watahy. Usiadł na piasku i wpatrzył się w ciemną toń. Wyciągnął papierosy, a gdy zaczął palić, od razu poczuł się spokojniej. Zaciągał się dymem i przymknął powieki, by po chwili znów pozostać czujnym. Ruszył spacerem po plaży, mając głowę skierowaną w stronę gwiazd migających raz po raz na niebie. Pora robiła się co raz późniejsza, a las obok plaży cichł stopniowo. Hermes dotarł aż do dzikiej części, na której znajdowały się wielkie gałęzie i wrak statku, spróchniały i wilgotny.
Nagle usłyszał szelesty dobiegające zza drzew obok. Po chwili wyłoniła się z nich czyjaś sylwetka, tylko że akurat zjeżdżała z wydmy, dobijając z głośnym hukiem do basiora.
 – Musisz jeszcze poćwiczyć śledzenie mnie, Harytio.
Hermes uśmiechnął się, a zaraz po nim wadera siedząca przed nim.

Harytio? :3

Tangens Caelum cd. Symonides

Wszystko zaczęło się od wyjątkowo nudnej wyprawy w głąb bagien. Zachciało mi się wędrówki w nieznane z dala od hałasów watahy. Przemierzałem podmokłe tereny mając pustkę w głowie, lecz w głębi duszy wiedziałem, że idę tam z konkretnymi zamiarami, tylko sam nie wiedziałem jakimi. Blade promienie zimowego słońca tańczyły po moim ciele za każdym razem, gdy mijałem gołe drzewa. Zima jest martwą porą roku, ale tak naprawdę tylko w mrozie czuję, że żyję. Nagle coś przeraźliwie małego i błyszczącego zwróciło moją uwagę. Powoli podszedłem do znaleziska, rozglądając się w poszukiwaniu potencjalnego właściciela danego przedmiotu. Byłem sam. Szybko wyciągnąłem niezwykły eksponat ze śniegu i ukryłem go w materiałowej torbie. Uczucie przymusowego marszu zniknęło. Tym razem postanowiłem udać się z własnej woli do kogoś, kto będzie mi w stanie wytłumaczyć, co to jest. Udałem się do Symonidesa.
***
- Zegarek. Tylko po to byłem ci potrzebny? - zapytał z niedowierzaniem czarny basior.
Sam nie wierzyłem w to, o co miałem ochotę zapytać, ale...
- Co to jest zegarek? - na początku słowa ugrzęzły w moim ciele, lecz później wypłynęły ze mnie, jak gdyby nigdy nic. Czułem się, niczym dziecko, które dopiero poznaje świat, tylko że dodatkowo towarzyszył mi wstyd.
- Och, to proste - powiedział basior chwytając przy tym mały przyrząd, a następnie niedbale oparł się o wysoką sosnę. - Zegarek odmierza czas, coś jak klepsydra, ale on działa ciągle. To wszystko?
- Nie. Nie potrafię go ustawić, nastawić - zacząłem się plątać, sam nie wiedząc, co chciałem z nim zrobić. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego ustrojstwa, w moim byłym domu, to słońce wskazywało godzinę, ewentualnie wcześniej wspomniana klepsydra. - Pomożesz mi coś z tym zrobić?
Symonides pokręcił głową, a na jego pysk wypłynął leniwy uśmiech. Jestem pewien, że bił się z myślami, a gdzieś z tyłu jego inteligentnej głowy pojawiło się pytanie Co ja tutaj właściwie robię?. Też chciałbym wiedzieć... Kątek oka spojrzałem na złoty okrąg, który teraz był otworzony. W jego wnętrzu znajdowała się kryształowa tarcza z wyrytymi cyferkami. Zegar wyglądał na wybrakowany, ale nie potrafiłem stwierdzić, co było z nim nie tak.
- Więc?

Symonides? Ileż to jeden zegarek może przysporzyć problemów. 

Od Harytii cd Hermesa

Harytia co jakiś czas spoglądała na Hermesa, który niósł sarnę. Można by powiedzieć, że był myślami w innym świecie. Wilczyca przeżyła nie małe zaskoczenie gdy Hermes zaproponował jej polowanie, przecież mógł ją równie dobrze przegonić z tych terenów, albo zaatakować.
- Możecie używać jakichś prostych zaklęć? - Spytała zaciekawiona, nigdy się nie spotkała z tym, że wojna może komuś odebrać magię przecież nikt nie mógł tego zrobić.
- Jak by ci to wytłumaczyć, czasem udaje nam się coś zrobić za pomocą magii. Niestety nie zawsze, coś nas w dziwny sposób blokuje. - Odpowiedział wyrywając się z przemyśleń. Po jego tonie głosu od razu było można wyczuć, że nie cieszy go ta sytuacja. Magia jest przydatna każdemu w inny sposób.
- Przykro mi, że coś takiego wam się przytrafiło. Myślisz że ja też straciłam swoją moc? - Spytała wilka, który na nią spojrzał i zmrużył delikatnie oczy.
- Myślę, że na tych terenach wszystkich to dotyka. A kiedy ostatnio używałaś swojej mocy? - Spytał unosząc jedną brew, choć dalej go coś trapiło.
- Właściwie to wczoraj, może jeżeli odejdziecie wystarczająco daleko to odzyskacie chociaż część swoich mocy. - Powiedziała wilczyca przemyśliwując dokładnie każde słowo. Od kiedy ona rozmawiała tyle czasu z kimś obcym? To było takie...Dziwne. Zawsze starała się jak najmniej mówić, a może ten wilk ją zaraz zaatakuje, może on tylko udaje, że zaprowadzi ją do watahy i tak na prawdę chce ją zabić. Ma czerwone oczy w jej rodzinnej watasze też większość wilków takie miała. Pokręciła głową twierdząc, że tym razem tak nie będzie. Przecież gdyby chciał ją zaatakować to dawno by to zrobił. A może po prostu czeka na odpowiedni moment?
- Ciężko powiedzieć, może i tak, ale wydaje mi się, że to może być też wina tych smoków.
- Ale skoro zostawicie ślady magii to ta magia musi być w was. Tylko coś ją blokuje. - Powiedziała idąc obok Hermesa. Skoro niósł jedzenie dla innych wilków to chyba nie mógł być taki zły. Chyba...
- Co cię tu przygnało? - Spytał wilk, a Harytia zastanawiała się do czego jest ta informacja mu potrzebna. Co jej jednak szkodziło, przecież to już tylko przeszłość.
- Uciekłam ze swojej rodzinnej watahy, byłam inna przez co każdy mnie wyzywał, nie raz byłam też pobita. Nauczyłam się korzystać ze swojej magii i stwierdziłam, że muszę odejść. Z początku wszczęto za mną pościg, ale udało mi się jednak uciec na tyle daleko, że odpuścili. I tak kręciłam się sama przez kolejny rok. - Opowiedziała wilczyca w skrócie nie chcąc się we wszystko ponownie zagłębiać. Wystarczały jej koszmary, które powracały prawie każdej nocy.
- Na pewno trafiłaś przez ten rok na chociaż jedną watahę. - Stwierdził Hermes przez krótką chwilę spoglądając na wilczyce.
- Owszem, trafiłam na dwie, ale w żadnej nie chcieli mnie przyjąć, nie wiem czemu. - Harytia pokręciła głową jakby chcąc zapomnieć o tym co przed chwilą powiedziała i uśmiechnęła się do siebie. - Jak myślisz czy mam swoją moc skoro dopiero tu przyszłam? A jeśli mam to czy mogę wam trochę przekazać? Może by się udało. - Szybko dodała próbując rozwiązać problem braku mocy. Spojrzała na wilka, który się nie odzywał. - Hermesie?

Hermesie? Co ty tak myślisz?

Hermes c.d. Harytii

Wilk wraz z kilkoma towarzyszami miał zamiar upolować parę saren. Zarówno on, jak i inni od jakiegoś czasu niczego nie jedli. Basiory były bardzo małomówne, jednak inteligentne i dobrze zorganizowane, stąd doskonale wiedziały, jak się zaczaić, by osiągnąć cel. Niestety coś nie wyszło, a dokładnie jeden z członków watahy ustawił się tak, że jego zapach wraz z wiatrem dotarł do zwierząt. Te momentalnie ruszyły w podskokach, taranując okoliczną roślinność, a gdy drapieżniki ruszyły w pogoń, brzegi i tył stada osłaniały rosłe jelenie. Zrezygnowane i zawiedzione wilki rozeszły się, szukając innego źródła pożywienia, dlatego Hermes również udał się w samotną wędrówkę. Po drodze mijał dół, wokół którego widoczne były sarnie ślady. Basior usłyszał dochodzące z niego dźwięki osypujących się kamieni, więc podszedł do brzegu dziury. Zobaczył w nim waderę, aktualnie zgniecioną wśród skał.
 – Wszystko w porządku? – zapytał, uważnie obserwując wilka.
 – Jasne – odpowiedziała i wyszarpnęła łapę spod zimnego materiału, rozmasowując ją dokładnie. – Skąd tu tyle kamieni?
Hermes stwierdził, że pytanie jest retoryczne i nie musi na nie odpowiadać. Nie, żeby miał taki zamiar.
Tymczasem obca wilczyca wydostała się z dziury i otrzepała.
 – Zakładam, że jest tu jakaś wataha, sporo tu śladów magii. – powiedziała.
Basior drgnął na dźwięk jej głosu, wyrwany z rozmyślań i pokiwał energicznie łbem. Jego głowę zaprzątał jednak głód, więc powiedział więcej, niż miał w zwyczaju.
 – Tak, masz rację. Niedawno przegraliśmy wojnę i w niewyjaśniony dotąd sposób straciliśmy moce, ale magia pozostała wbrew wszystkiemu. Mam wrażenie, że została z nas wyrwana, ale pozostaje tu, w przestrzeni. Zaprowadzę cię do alfy, jeśli chcesz.
W tym czasie wyczuł silną woń sarny nieopodal. Musiała odłączyć się od stada i teraz samotnie kręciła się po lesie. Wilk czuł doskwierający głód, więc zaproponował:
 – Może chcesz wziąć udział w polowaniu?
Wadera z radością kiwnęła głową i skierowała się w stronę nieświadomego zagrożenia zwierzęcia, jakby wiedziała o strategii Hermesa. Prawdopodobnie też była głodna. Razem przygotowali zasadzkę, otoczywszy ssaka, który, jak się spodziewali, spokojnie obwąchiwał okoliczny krzaczek. Kiedy Hermes skoczył, by zabić stworzenie, wadera wypadła z zarośli, odcinając drogę ucieczki. Sprawne polowanie wywołało satysfakcję zarówno u wilka, jak i wilczycy. Zjadłszy trochę mięsa, Hermes wyprostował się, a następnie ruszył w stronę skupiska watahy.
 – Harytia. – usłyszał za plecami, więc odwrócił się nieco zdezorientowany. – Mam na imię Harytia. – powtórzyła wilczyca i dogoniła go.
 – Hermes – rzucił krótko i spojrzał w stronę zachodzącego słońca, mrużąc oczy. Och, jak chciałby już ponownie przemienić się w demona i wzbić się w powietrze...

Harytia? Brak weny spowodował super akcję, fascynujące pościgi i niespodziewane zwroty akcji...

20 lipca 2018

Od Tery

Promyki jesiennego słońca przyjemnie połaskotały mnie po pyszczku, wybudzając ze snu. Przekręciłam się na drugi bok, ziewając ospale, mlaszcząc do tego. Otworzywszy oczy, lekko zamazany obraz wyostrzył się, a moim oczom ukazała się biedronka siedząca na moim nosie. Uśmiechnęłam się na jej widok i zbliżyłam czubek nosa do krawędzi dziupli, pozwalając jej na bezpieczne zejście z mojego narządu węchu i odlot w towarzystwie chłodnawego wiatru, który nie zdołał mnie owiać ze względu na moją osobę usadowioną we wnętrzu dość dużej dziupli w dębie. Wystawiłam łapki poza dziuplę i wysunąwszy pazurki, napięłam lekko mięśnie, ponownie ziewając. W końcu, wybudzona, wyskoczyłam z nisko usadzonej w pniu dziupli, zgrabnie lądując na czterech łapach, niczym kot, i rozejrzałam się dookoła siebie. Jesienne liście w złocistych barwach pomału spadające na ziemię dawały niesamowity efekt, kontrastując z ciepłymi promieniami słonecznymi, wprawiając niejednego wilka — w tym i mnie — w zachwyt. Odetchnęłam świeżym, rześkim powietrzem całą piersią i rozpoczynając poranny spacer, wybrałam się na łąkę w pobliżu obozowiska watahy.
Idąc leśną ścieżką, byłam prawie u celu, kiedy centralnie przede mną wyskoczyła sarna, mknąc dalej w zarośla. Obejrzałam się za sarenką i otrzepałam się, gdyż wskutek nagłego zdziwienia moje futerko nieco się nastroszyło tu i ówdzie. Wilczy instynkt nakazał mi na nią zapolować, lecz starałam się oprzeć dzikim nawykom, które odkąd wszyscy stracili moce, stały się jeszcze silniejsze — powoli każdy z nas zaczynał myśleć jak zdziczałe zwierzę.
Idąc energicznym tempem, podskakiwałam sobie w rytm szumu wiatru w moich uszach, które ze względu na swą wielkość był bardzo słyszalny. Oglądałam się dosłownie za wszystkim; za szczeniakami ganiającymi się po łące, polującymi grupkami wilków, wilkami wygrzewającymi się na słońcu... Każdy z nich miał w sobie iskierkę, która nadawała mi powód do wszystkich ich poznania, lecz byłam tylko małą, okrąglutką kulką, niewiele mogącą uczynić.
Moje rozmyślenia przerwało puchate, ogromne coś. Może ładniej bym to ujęła: puchaty, ogromny ktoś, a nie coś. Uniosłam pyszczek wysoko do góry na tyle, na ile pozwalała mi moja szyja, a moim oczom ukazał się bardzo wysoki wilk o czerwonej barwie sierści. Spoglądał na mnie spod byka swoimi demonicznymi tęczówkami, unosząc brew do góry.
– Spadaj szczeniaku do reszty ferajny i patrz, gdzie łazisz – warknął swoim niskim jak diabli głosem i mnie wyminął, a ja potrząsnęłam głową, zdumiona. „Szczeniaku”?
– Hej, nie jestem szczeniakiem! – Potruchtałam w jego stronę, starając się dotrzymać mu chodu, gdyż z każdym zrobionym przez niego krokiem szedł coraz szybciej. – Jestem dorosłą waderą, wiesz? – Wydęłam wargę, uśmiechając się półgębkiem, lecz basior nawet nie drgnął.
– Świetnie, gratuluję – Uśmiechnął się sarkastycznie, a już po chwili jego mimika przybrała obojętny wyraz, no, trochę zirytowany, ale tylko leciutko.
– Dokąd idziesz? – zapytałam zainteresowana, zmieniając temat. Tak, ciekawość Tery znowu musiała się upomnieć o swoje i uczepiła się pierwszego lepszego wilka, z którym zamieniłam dwa zdania. – Mogę ci w czymś pomóc – dodałam, chociaż sama lekko wątpiłam, czy mogłabym komukolwiek pomóc bez moich mocy. Poza tym jego muskularna postawa przemawiała sama za siebie: „widzisz, jakim jestem mięśniakiem? No, to spadaj”.
– Słuchaj, mała, jeśli nie chcesz mieć kłopotów, to idź poszukać w trawie tęczy gdzie indziej. – Nachylił się nade mną, nadając mocny nacisk na dwa ostatnie słowa, przybierając na swój ton mroczną barwę, przez którą przeszedł mnie dreszcz na plecach. Jednak nawet to nie skłoniło mnie do oddalenia się. Zawsze mogłam mu potowarzyszyć, w końcu co mu to przeszkadzało? Miałby osobę do pogadania, a taką osobą mogłam być ja!

Lucyferze? Nie miej Terce za złe, nudziła się 3:

19 lipca 2018

Od Lirii De La Irian Quest Ogólny #4

Przed świtem obudził mnie wredny, chrapiący głos. Dobrze go znałam, to jeden z biesów odpowiedzialnych za ostatnie wydarzenia. Szczerze nienawidziłam tych beznadziejnych chucher, mających się za widma. Podniosłam głowę i z niekrytym grymasem słuchałam, co ma mi do powiedzenia.
- Liria... Liria... Liria...
- Czego chcesz?
- Liria... Liria... Liria...
- Mów wprost, ty nędzna szmiro, bo zaraz stracę cierpliwość! Dobrze wiesz, że czeka mnie dziś dużo pracy!
- Jak sobie życzysz, pani.
Oczy (jeżeli w ogóle można je tak nazwać) ducha rozświetliły się żółtym, neonowym blaskiem. Poczułam, że i z moich oczu znów zaczął toczyć się dym. Przed sobą usłyszałam krótkie "pójdź za mną". Podążyłam za poczwarą, która ewidentnie chciała wyprowadzić mnie z jaskini. Zapierałam się łapami o leżące tu i ówdzie klejnoty, ale duch miał mnie w garści, gdy tylko zwrócił "oczy" w moją stronę, opuszczała mnie siła do walki. Z każdą chwilą czułam się bardziej jak ciągnięta za pomocą liny lub magnesu.
Stanęliśmy przed jaskinią. Odwrócił się w moją stronę, zarechotał, po czym zniknął. W oddali słychać było jeszcze jego śmiech i tajemnicze 'szukaj'.
- Szukaj? Czego mam szukać? Wyciągnął mnie z domu, nie powiedział dlaczego, a sama się domyślać? Niewiarygodna zniewaga!
Rzucałam się to na prawo, to na lewo. Po którejś z tych stron zobaczyłam świecące beżowe pudełko. Podeszłam bliżej, wtedy właśnie dotarło do mnie, czym tak naprawdę jest karton. Na ściółce z siana było w nim smocze jajo.
Nigdy wcześniej nie widziałam takiego zjawiska, na Helipirze nie żyją takie stworzenia. Owszem, pamiętam, niedawno mieliśmy w watasze wojnę ze smokami, ale nie miałam tej przyjemności oglądać ich jaj. Było ono nadzwyczajne, przypominało dobrze ociosany kolorowy kamień morski w kropki (a raczej ciapki). Najwyraźniej któreś z jaj zostało wtedy porzucone. Więc to o tym mówił stary bies? I nie miał co z tym zrobić, tylko podrzucić AKURAT mnie?
I co ja mam z nim zrobić?
Znów zaczął prószyć śnieg - jak to zimą. Stałam z rozstawionymi szeroko łapami, krzywą miną na pysku, wpatrując się w kłopotliwy prezent. Niewiele brakowało, a wrosłabym w krajobraz zasypana białym puchem. Mój biedny, odmrożony nos dał znak, że pora coś z nim zrobić. Mając już kilka stopni gniewu w skali tornada, zaczęłam wikłać kosz z ostatnich, jeszcze nieprzegniłych liści. Szybką łapą wyciągnęłam jajo z pudełka, po czym wsunęłam je do jakże wspaniałego dzieła i zarzuciłam bagaż, udając osła jucznego.
Śnieg zdążył już przysypać okoliczne ścieżki. Nie mając innego pomysłu, ruszyłam przed siebie w poszukiwaniu smoka lub miejsca, w którym można by ukryć jajo. Mróz przeszywał mnie jak zwykle. Bombardujące naokoło śniegowe płatki zmuszały oczy do przymykania powiek, co znacznie zmniejszało widoczność. Porywy silnego wiatru co chwilę spychały mnie z trasy i pomagały grzęznąć w wysokich zaspach. W tych warunkach wszystkie zmysły traciły swoją skuteczność. Pogoda stawała się coraz bardziej bezlitosna.
- Muszę... uh... muszę pozbyć się... tego... jajka... uh.. i to już!
Gdybym była sobą, którą już nie jestem, pewnie martwiłabym się, czy młode nie marznie, czy nie uniemożliwię mu wyklucie się, czy odnajdę jego rodziców, ale teraz... teraz jest mi wszystko jedno. Teraz to smoki muszą się o to martwić, zupełnie nie obchodzą mnie.
Słońce zaczęło szczytować, tak więc jasne było, że zmierzałam na południe. W końcu to poczułam, ciepłe promienie dawały dużą ulgę w chłodzie. Niedługo później widać to było również w przyrodzie - z każdym kolejnym metrem śnieżna pierzyna ustępowała miejsca rozległym polanom, poprzecinanym wąskimi strumykami.
Po długiej wędrówce, na dalekim południu, dwadzieścia osiem godzin później, za górami i lasami... dosłownie padałam na pysk! Każdy krok w coraz większym zmęczeniu powodował ból w kościach i ruch lejący niczym pod wpływem magicznych jagód. Po paru takich ruchach obaliłam się na ziemię jak kłoda, uderzając z hukiem głową. W pierwszych sekundach nie zauważyłam, że mój ładunek wytoczył się z kosza i zniknął.
Podniosłam wzrok. Moje oczy, mimo usilnych starań, nie dostrzegały w czeluściach zarośli zguby. Być może to te wyrzuty sumienia (ostatnie pozostałości po dawnej mnie) mną pokierowały, że wspięłam się na ostatnich siłach, poczłapałam w stronę czegoś, co wyglądało jak drzewa i raz jeszcze rzuciłam okiem na teren. Zmęczenie moje było tak znaczne, że przed oczami widziałam jedynie mgłę i ciemne plamy, instynkt jednak kazał mi iść dalej. Niepostrzeżenie weszłam do rzeki. Jej nurt porwał mnie w dół. Nie miałam już sił się zapierać, ni pływać.
Zatrzymał mnie konar wystający z brzegu. Złapałam grubą gałąź i za jej pomocą przeszłam na brzeg. Aż dziwne, że tyle pamiętam. Śmiertelnie wyczerpana spojrzałam jeszcze na koronę drzewa, pod którym leżałam. Ze zdumieniem ujrzałam feniksa wysiadującego smocze jajo, to samo, które dostałam od biesa.
- Ta ptaszyna jeszcze niczego się nie domyśla - zaśmiałam się wewnętrznie.
Tak naprawdę nie było się z czego śmiać, czekał mnie powrót do domu.

Od Zirey c.d. TC

Wadera wraz z nowo poznanym basiorem siedziała już w wilgotnej, ciemnej jaskini, z zachwytem wpatrując się w ulewną burze. C siedział nieco dalej, choć również chwilami spoglądał na błyskające niebo.
- Burze są pełne tajemnic. - Zirey przerwała ciszę krótkim stwierdzeniem. Nie oczekiwała odpowiedzi, bo wypowiedziane przez nią słowa kierowała sama do siebie. Kolejny grzmot rozniósł się po okolicy.
- Wataha chyba nie wędruje w taką pogodę...? - wymruczała wadera nie odrywając wzroku od nieustającego deszczu.
- Nie wydaję mi się.
- Gdy przestanie padać postaramy się ich odnaleźć. Co ty na to? - zaproponowała w końcu patrząc mu w oczy.
- Może być. - odparł basior kładąc się na trochę mokrym, zimnym podłożu. Irey postąpiła podobnie. Leżała mając oczy skierowane w stronę wyjścia. Potem zasnęła lekkim snem. Gdy się obudziła, basior nie spał, tylko leniwie leżał na podłożu. Ulewy już nie było, ale ciemne chmury nadal krążyły nad okolicami. Było mokro, a gęsta mgła unosiła się w powietrzu. Wadera energicznie wstała.
- Idziemy? - zapytała radosnym głosem.
- Gdzie? - odparł spokojnie C. Właściwie to ma dziwne imię... lub przezwisko, czymkolwiek to jest.
- No... odnaleźć resztę. - wyjaśniła Zirey nie rozumiąc rozkojarzenia basiora.
- Ah, no tak. Idziemy.
I w milczeniu wyszli z jaskini. Na zewnątrz było troszkę cieplej, ale i tak było chłodno, a co gorsza mokro. W połowie drogi wilki natknęły się na stosunkowo świeże ślady niedźwiedzia.
- Nie powinniśmy za nim podążać. Chyba musimy zmienić trasę. - stwierdził C, gdy spostrzegł trop zwierza.
- Co? Musielibyśmy wydłużyć drogę... Nie chce mi się tak chodzić bez konkretnego zajęcia. - stwierdziła wadera - Po za tym wątpie, by nas od razu zaatakował. Pewnie zaraz zapadnie w sen zimowy i nie jest skłonny do walki.
- Tak, albo zbiera tłuszcz, którego źródłem jest pożywienie, czyli my. - rzekł sceptycznie nastawiony do śledzenia zwierzęcia C.
- Naprawdę nie chce mi się wydłużać drogi... chodź za nim. - odparła, właściwie to już prosząc, wadera. Przez krótką chwilę się zastanawiali, aż w końcu Zirey bez słowa, pewnie ruszyła tropem niedźwiedzia.

C? Podążysz za nią?

Sojusz!

Podjęliśmy współpracę z Akademią Artystów.


Od Eilis cd. Zirey

Obie wadery łapczywie pałaszowały nie za duże kawałki mięsa. Nawet nie zauważyły, gdy ich nowa klatka się zamknęła, a samochód ruszył. Położyły się obok siebie i westchnęły.
-Jak myślisz? Gdzie jedziemy?- zapytała granatowa.
-Mam nadzieję, że w lepsze miejsce niż tamto. -odparła gapiąc się w nicość, lecz nagle wesoło podniosła łeb.- Ale gdybym była takim domowym psem, to chciałabym zamieszkać w takim dużym, jednorodzinnym domu. Mogłabym spać przed kominkiem, a w dzień biegać po podwórku.
Rozmarzona znów wbiła wzrok w drogę. Nastąpiła chwila ciszy, przerywana podskakującymi oponami na wybojach.
-A Ty? -szara odwróciła łeb w stronę towarzyszki. Irey otworzyła lekko usta i chwilę myślała.
-Ja bym chciała... -jej oczy lekko zabłysnęły.- Zamieszkać w willi! takiej ogromnej, z wieloma pokojami, może nawet dostałybyśmy własne? I basenem na podwórku!
Ucieszona zamerdała ogonem, ale naraz, jakby coś strasznego przed chwilą się stało, uśmiech zszedł z jej pyszczka.
-Ale tak naprawdę, wolałabym już wrócić do watahy. -dodała cichym głosem.
-Ja chyba też.- obie wadery smutno spojrzały w dal.
Nie mówiły już nic. Kolejna, przeklęta cisza. Słyszały nawet rozmowy, dobiegające z wnętrza samochodu. Niespodziewanie, milczenie przerwała Eilis.
-Przynajmniej jesteśmy razem. -uśmiechnęła się w stronę drugiej wilczycy.
-Tak. -odwzajemniła.
Li spojrzała w niebo i zauważyła delikatnie spadające płatki.
-Popatrz! Śnieg! -usiadła i ochoczo spoglądała na białe śnieżynki. Wadery jeszcze przez chwilę zachwycały się wirującymi płatkami. Poprzez wydychaną parę topiły je w locie. Czas mijał im naprawdę szybko. Przez chwilę nawet zapomniały, gdzie są, dokąd zmierzają i co się z nimi stanie. Bawiły się jak szczeniaki, które pierwszy raz zobaczyły śnieg. Nagle samochód zatrzymał się. Matka wyszła, by otworzyć bramę i zamknąć ją tuż po wjeździe. Jechały jeszcze przez chwilę. Po ponownym zatrzymaniu, z auta wyszła cała rodzina. Mężczyzna podszedł do przyczepy, na której znajdowały się wilczyce i otworzył drzwiczki klatki.
-Witajcie w waszym nowym domu! -wskazał ręką na otaczające je teren. Wadery wyskoczyły i stanęły zdumione. Znajdowały się przy drewnianej oborze, na środku ogromnego pastwiska. Gdzieniegdzie były błotne kałuże, przykryte już lekką warstwą śnieżnego puchu. Kobieta podeszła do nich i wskazała budy, stojące przy średnich rozmiarów domu. Dzieci od razu pobiegły za dom i przyniosły malutkie króliki.
-Nie możemy zostawić ich na takim mrozie! Możemy je zabrać do domu? -spytały sie rodziców robiąc maślane oczy.
-Absolutnie. -zgodnie odpowiedzieli. Naburmuszone małolaty tupiąc nogami, odłożyły króliczki z powrotem do ich klatek. Ojciec wjechał samochodem do garażu i razem z resztą rodziny weszli do domu. Wadery zostały same, dalej zdziwione, zadające sobie w myślach pytania o wygodne posłania, baseny, ciepło, bijące od kominka. Co czeka ich na wsi?

Zirey? Jak podoba Ci się wizja pracy na wsi?

Od Kesame

Ślady łap ciągnęły się za mną. Nowe odciski w błocie powstawały z każdym nowym krokiem i były wyraźnym znakiem dla innych, lecz teraz nie zwracałam na to uwagi. Rozciągające się przede mną połacie łąk przyprószone były poranną rosą, przez co teraz odbijały nieśmiało przebijające się przez chmury promienie słoneczne. Mrużyłam oczy, wciąż nieprzyzwyczajone do mocnego światła, i parłam naprzód, wysoko unosząc łapy, tak, aby się nie zapaść. Koła przyczepione do tylnych kończyn chrzęściły żałośnie, co rusz klinując się pomiędzy gęstymi zaroślami. Powietrze pachniało świeżością i deszczem, co z lubością wykorzystywałam, delektując się każdym wdechem.
Nie wiedziałam, kiedy znalazłam się na zupełnie otwartym terenie. Nie zauważyłam faktu coraz rzadszego rozmieszczenia roślin ani tego, że te z każdym moim krokiem stają się niższe. Z transu wybudziłam się po chwili, stojąc już na środku niczego – łapy, umorusane w całości błotem, drżały mi z wysiłku, jaki musiałam włożyć w przeprawę z na wpół sparaliżowanym tyłem. Płuca piekły od mroźnego, wczesnozimowego powietrza. W uszach szumiała krew.
Kiedy na płaszczyźnie przede mną rozciągnął się cień, mimowolnie się wzdrygnęłam i gwałtownym ruchem uniosłam łeb, tak, że poczułam ucisk gdzieś pod czaszką. Przez moment oślepienia słońcem zachwiałam się, zaraz jednak odzyskałam równowagę. Z ulgą zauważyłam, że to tylko srebrzysty ptak kołujący w poszukiwaniu dżdżownic, które teraz obficie wychodziły na zewnątrz po deszczu, a które niedługo znikną pod ziemią, nie chcąc wychylać się podczas mrozów.
Gdyby było to stworzenie większe, zdolne i chętne mnie zaatakować, nie miałabym szans. Próba ucieczki zakończyłaby się utonięciem w błocie, a wszelkie kryjówki zostawiłam parę kilometrów za sobą. Walka bez mocy byłaby samobójstwem.
– Samotna wędrówka to jednak nie był najlepszy pomysł – mruknęłam, rzucając te słowa w pustkę przede mną. Zadrżałam, kiedy przenikliwy wiatr znów mocniej zawiał.
Zatrzymałam się i przez moment tkwiłam w bezruchu, przymykając oczy i pozwalając myślom odpłynąć. Czas przestawał mieć znaczenie, kiedy wsłuchiwałam się w rytm własnego serca. Wszystko stawało w miejscu.
Ptak odfrunął, zostałam sama. Jedna wadera pośrodku bezkresnej przestrzeni, z ciemnymi chmurami nad głową i delikatną mgłą u stóp. Wiatr targał mną na boki, nareszcie wolny, bez przeszkód na swojej drodze. Wilgoć w powietrzu skraplała się i osadzała na moim pysku i futrze; choć nie padało, byłam mokra i przemarznięta.
Nie potrzebowałam wiele, by wyczuć obecność nieznajomego, jednak dopiero w chwili, gdy jego zapach stał się praktycznie namacalny, zwróciłam na niego uwagę. Najpierw poruszyły się moje uszy, wychwytując dźwięki lekkich kroków, a potem otworzyłam oczy, aby skierować spojrzenie na ciemną sylwetkę zbliżającą się w moją stronę.
Był mniejszy, niż mi się początkowo wydawało. Ciemna sierść, rytmiczne ruchy mięśni pod skórą. Sprawiał wrażenie wilka, który przeszedł już sporo, lecz nadal nic nie rozumie. Właściwie był jeszcze szczeniakiem; nie dałabym mu więcej niż rok, choć jego postawa i żar w spojrzeniu mówiły co innego.
– Kim jesteś? – zapytałam, unosząc lekko podbródek. Rozluźniłam się i opanowałam drżenie przemęczonych i przemrożonych mięśni. Z lekką irytacją odnotowałam zignorowanie mojego pytania.
– Pani głos ma piękny kolor – odparł, uśmiechając się uprzejmie.
Uniosłam brew, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodzi. Doskonale o tym wiedział, dlatego już po chwili podszedł bliżej, aby nie być dłużej zagłuszanym przez wiatr; właściwie dopiero po tym uświadomiłam sobie, że tak naprawdę krzyczymy, aby nasze słowa mogły wybić się nad ciągłym szumem. Wtedy też uświadomiłam sobie, jak bardzo jest tu głośno.
– Szary, lekko zmieszany z granatem nocnego nieba – objaśnił. Kącik moich warg powędrował w górę, kiedy zrozumiałam, o czym w ogóle mówi.
– Synestezja. Ciekawie.
– Na imię mi Airov – kontynuował, jakbym wcale nic nie powiedziała. Wiedziałam, że jest to odpowiedź na moje wcześniejsze pytanie, jednak taka nagła zmiana z tematu lekko zbiła mnie z tropu. Spoglądałam teraz na szczeniaka, choć nazwanie go tak brzmiało w mojej głowie absurdalnie, z zaciekawieniem śledząc jego kroki i w głębi duszy zastanawiając się, jaki ma cel. Może chciał tylko mnie rozkojarzyć? A może po prostu potrzebuje pomocy? Praktycznie podskoczyłam, kiedy znów się odezwał. Czasami zbyt dużo myślę. – Szukam miejsca, które nie będzie śmierdziało krwią.
– Każde miejsce jest nią poznaczone – odparłam niemal od razu. Uśmiechnął się smutno, a kiedy spojrzał w bok, na wiszące nisko słońce, dostrzegłam rysy szczeniaka i figlarny płomień w oku.
Nie odpowiedział, uznając najwyraźniej, że jest to całkowicie zbędne. Kiedy był już tuż obok, odwróciłam wzrok – nie uciekłam nim jednak, a po prostu tak samo przyglądałam się ognistej kuli zawieszonej nad płaską, pozbawioną drzew linią horyzontu. Później znów na niego spojrzałam. Uświadomiłam sobie, że także trzęsie się z zimna, a całe łapy i brzuch kleją się od błota. Nagle wydał się bardziej realistyczny niż wcześniej. 
Może to przez samotność, a może przez chłód przenikający futro i krople na pysku, ale spojrzałam mu głęboko w oczy. Dokładniej jedno, krwistoczerwone, niesamowicie bystre; w miejscu drugiego widniały jedynie blizny, przypominające o nieznanej mi przeszłości młodego basiora.
– Chodź ze mną.

Poszedł.

18 lipca 2018

Tangens Caelum cd. Zirey

Wyszedłem zza krzaków i niezgrabnie się otrzepałem. Kropelki wody poleciały na wszystkie strony, ale to i tak bez znaczenia, bo ciągle padało. Dopiero po chwili zauważyłem przestraszoną waderę, która wlepiała we mnie swoje wielkie ślepia. Staliśmy na środku leśnej drogi, sam na sam.
- Yyy... Cz-cześć? - wyjąkała trochę nerwowo.
- Zgubiłaś się? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha — odpowiedziałem spokojnie.
Napięcie unoszące się w powietrzu lekko opadło. Wadera wyraźnie się rozluźniła, widząc, że nie jestem zagrożeniem, chyba... - Odpowiesz mi? - ciągnąłem.
Samica podeszła kawałek bliżej, nadal utrzymując bezpieczną odległość.
- Nie, nie zgubiłam się, ale kiedy ktoś tak zwyczajny, jak ty wyłania się niespodziewanie z krzaków, w głowie rodzą się różne myśli.
- Wybacz mi moją zwykłość, jestem C i nie chciałem cię przestraszyć.
Wysunąłem łapę w kierunku wadery, a ona delikatnie ją uścisnęła.
- Zirey. Chyba się jeszcze nie spotkaliśmy.
Przywołałem na twarz maskę obojętności i leniwie pokiwałem głową. Zdecydowanie. Poza alfą i dziwną waderą, którą spotkałem u zielarki, nie widziałem nikogo. Wataha podobno liczyła ponad dziewięćdziesiąt wilków, wszyscy nie mogli ukrywać się na drzewach.
- Powinniśmy wrócić na polanę — zacząłem. - Nie wiadomo, kiedy zarządzą wymarsz.
Tym razem to wadera niechętnie przyznała mi rację. Powolnym krokiem skierowaliśmy się w stronę obozowiska. Ulewa nie ustawała. Miałem wrażenie, że z minuty na minutę pada coraz mocniej. Zirey podskoczyła, gdy pierwszy błysk nieprzyjemnie rozdarł ciemne niebo. Popatrzyłem na nią kątem oka, ale jej mina nie zdradzała zbyt wiele. Po prostu szła. Kolejny grzmot. Czułem się, jak ofiara, która i tak zostanie złapana, to wszystko było tylko kwestią czasu. Zacząłem głośniej oddychać, lecz nie chciałem ukazywać swojego zdenerwowania obecną sytuacją.
- Może się zatrzymamy? - usłyszałem za plecami miękki i wyjątkowo cichy głos Zirey. Kamień spadł mi z serca. Z ukrytą radością twierdząco pokiwałem głową. Wciągnąłem waderę do pierwszej, lepszej jaskini, a niebo kolejny raz zapłonęło przez błyskawicę.

Zirey? Przepraszam, że tyle czekałaś. Opowiadanie krótkie, ale czułam, że ten moment będzie dobry na koniec. 

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template