Był wieczór, gdy Eres szedł sam, po pokarm, zanim napotkał kanion, w którym uwięzieni byli Zirey i Axalie. Było naprawdę ciężko ich wydostać. Po godzinie się udało, gdy przestało tak mocno padać. Śniegu było pełno.
Teraz wszyscy szli prosto przed siebie.
Mieli się rozejrzeć do swoich domów, gdy miną drzewo, którego kora porośnięta jest liśćmi i mchem. Szli razem dosyć długo. Nie było jeszcze tak ciemno. Słońce powoli zachodziło. Wilki obserwowały sarny, borsuki i inne zwierzęta, które biegły w oddali. Nie chciało im się polować. Zirey i Eilis rozmawiały razem, z tyłu, jak najęte. Eres i Axalie nie odezwali się do siebie ani słowem. Eres zdawał się trochę wystraszony tym, że wilk idący obok niego zerkał na niego kątem oka co jakiś czas. Gdy przyspieszył, basior przyspieszył za nim. W końcu Eres odezwał się do niego. Nie mógł wytrzymać tego, że jest obserwowany i nieodstępowany nawet o krok. Czuję się jak dziecko — pomyślał.
- Dlaczego się tak na mnie patrzysz!? - Rzekł nerwowo Eres, takim tonem jakby miał mu zaraz przywalić.
- Eee... chciałem zapytać... Co to za naszyjnik na twojej szyi?
Zapytał nieśmiało wilk o czekoladowo-brązowym futrze.
- Aaa, to. To jest mój najlepszy medalion, jaki mam. Dzięki niemu mogę latać. Nie mów nikomu, okej? U siebie w jaskini mam jeszcze jeden naszyjnik, dzięki któremu mogę przemieszczać różne obiekty, nie dotykając ich. Grawitacja! Ale muszę się jeszcze podszkolić z tym.
Powoli zbliżali się do domu Eilis. Szli razem, rozmawiając sobie, po dziesięciu minutach Eilis musiała się pożegnać z przyjaciółmi. Poszła do swojej jaskini. Troje wilków szło dalej. Tym razem Zirey trzymała się Axaliego, a Eres szedł sam obok nich.
- Eres... my się chyba jeszcze w ogóle nie widzieliśmy. Do jakiej watahy należysz?
- Do waszej, jestem tu nowy. Eilis już znam, ale was nie.
- P... przepraszam, nie przedstawiłem się. Nazywam się Axalie, pełnię funkcję zabójcy i ...
- Jestem Zirey, miło mi cię poznać.
Wadera przeszkodziła Axaliemu w połowie zdania.
Eres uśmiechnął się szeroko i spojrzał w niebo bezchmurne granatowo-czarne niebo, połyskujące gwiazdy na niebie i księżyc. Tylko to Eres widział w górze. Wilki zatrzymały się przy dróżce, z której wychodziły jeszcze dwie inne po bokach.
- No niestety, ale musimy się rozejść. Ja idę w lewo... czeka na mnie przyjaciel.
Rzekł ponuro Axalie. Do jutra, spotykamy się gdzieś z wami i Eilis?
- Możemy. To gdzie? - Dodał Eres, uśmiechając się.
- Obok wodospadu ? Tam jest pięknie! Podobno mieszkają tam jakieś koty syberyjskie. Fajnie byłoby ich poznać. W końcu mieszkają niedaleko ode mnie. Teraz przepraszam, ale idę w prawo do swojego domu. Paa!
Rzuciła wadera, szczerzac się i ukazując swoje białe zęby.
Zirey i Axalie odeszli ścieżkami w stronę swoich domów. Eres został sam.
Ostrożnie szedł prosto przed siebie. Połowa jego łap za każdym nadepnięciem wpadają w śnieg. Tu była już go naprawdę duża warstwa. Szedł tak samotnie, lecz ujrzał coś stulonego w kłębek obok drzewa.
- Halooo... coś się stało?
Ten „ktoś” odpowiedział mu, skamląc słabo. Było to szczenię. Śnieżnobiałe futro ledwo było widać w śniegu, tym bardziej że jest tak ciemno.
- Hej... potrzebna ci pomoc.
To zdanie zabrzmiało trochę jak pytanie, ale naprawdę ten malec potrzebował czyjeś pomocy.
Basior podszedł powoli do szczenięcia. Dotknął go łapą. Było bardzo zimne. Trzeba go natychmiast stąd zabrać!, pomyślał Eres, patrząc na malca. Bez wahania postanowił wziąć go do siebie.
- No dobra. To działamy - powiedział szeptem sam do siebie.
Basior podszedł jeszcze bliżej i chwycił szczenię w pysk. Nie było ciężkie, było przemarznięte. Ciekawe tylko ile czasu jest pod tym drzewem. No cóż. Eres szedł ze szczenięciem w kierunku swojej nory. Nie myślał już o tym, że jest głodny. Myślał tylko o jednym: czy uda mu się ocalić tego malca. Gdy było już niedaleko, basior usłyszał coś w krzakach. Zatrzymał się, odłożył szczenię i syknął:
- Kto tu jest?!
Nikt się nie odezwał. Eres powiedział jeszcze głośniej.
- Pokaż się!
Po chwili z krzaków wyskoczyła wiewiórka, która wbiegła na drzewo do swojej dziupli.
- Dobra... czas iść dalej. Jeszcze dziesięć minut i będziemy w domu. Chwycił szczenię i szedł trochę szybszym krokiem.
>~<
Po dziesięciu minutach Eres ze szczeniakiem dotarli do nory. Eres wślizgnął się tam ostrożnie i odłożył malca na swojej legowisko. Mały wilk leżał skulony.
„Może on chce jeść?”, pomyślał Eres i czym prędzej wyszedł z nory, by upolować coś do jedzenia.
Pod na drzewie obok nory Eri ego, była wiewiórka. Jakaś taka... Szara.
Basior pochwalił ją i wbiegł do jaskini jak głupi. Odłożył ją niedaleko legowiska i podszedł do malca. Ten otworzył swoje szare oczy, rozciągał się i ziewnął. Gdy skończył, usiadła i zapytał siedzącego naprzeciwko wilka.
- Co się stało? Gdzie ja jestem? Mogę coś zjeść?
Eres opowiedział mu o tym, jak znalazł go na śniegu i dał mu wiewiórkę. Wilczek zaczął jeść. Po paru minutach, gdy skończył, powiedział:
- Mam na imię Lovelie a ty?
- Ja jestem Eres. Prześpij się trochę. Za parę godzin wstajemy, wtedy zobaczymy. Mały Lovelie skulił się.
Na środku legowiska i zasnął. Eres położył się obok. Następnego dnia Eres wstał bardzo wcześnie. Po cichu udał się obok nory, by poszukać jedzenie do siebie i Loveliego. Za nim wybiegł Lovelie i powiedział wesoło:
- Cześć Eres!
Basior zdziwił się. Nie spodziewał się takiego powitania.
- Chcesz poszukać czegoś do jedzenia ze mną?
Eri zapytał go badzo przyjaźnie. Lubił szczenięta. Postanowił, że będzie się nim zajmował, aż nie znajdzie się jego matka. Zdaje się, że Lovelie też go lubi.
- Znalazłem coś! - krzyknął lov, wskazując łapą na małą sarnę.
Eres po cichu podszedł bliżej i rzucił się na nią.
- Okej. Możemy jeść. Czarny basior i białe szczenię jedli obok siebie. To takie słodkie. Gdy skończyli jeść, Eres zaproponował małemu, że pójdzie z nim koło wodospadu. W końcu był tam umówiony z przyjaciółmi. Po drodze rozmawiali ze sobą.
- Dlaczego byłeś sam w lesie?
Eres zapytał małego wilka.
- Nie byłem sam. Byłem z siostrą. Nie wiem, gdzie teraz jest. Bawiliśmy się w chowanego i się trochę zgubiłem. Nasza mama była wtedy w naszej jaskini.
- Dobrze. Gdzie mieszkasz? Pomogę Ci znaleźć siostrę i mamę.
- Trzeba iść w prawo i za takim dużym kamieniem, trzeba skręcić w lewo.
Eres udał się tam, gdzie wskazywał Lovelie. Bardzo polubił szczeniaka. Szli prosto, aż do kamienia. Minęli jaskinie Eilis, ale szli dalej. Byli już przy kamieniu. Skręcili w lewo i w oddali było widać jaskinię. Mały zaczął biec. Eres za nim. Szara, skrzydlata wadera ujrzała swojego syna. Biegła do niego. Mały wilk rzucił się na nią, zaczęli się tulić. Eres uśmiechnął się, patrząc słodko na Loveliego.
To ty go znalazłeś? Zapytała matka.
- Tak. Leżał w śniegu. Zimny jak lód. Młody jest akurat po śniadaniu.
- Dziękuję ci za wszystko! - Wadera przytuliła Eresa i ruszyła w stronę jaskini.
- Pa, Eres! - Młody krzyknął radośnie do wilka.
Basior uśmiechnął się szeroko i odszedł spokojnie w stronę wodospadu.