30 czerwca 2017

Od Corners CD Zefira

Gdy Zefir tłumaczył mi co i jak, wszystko wydawało się proste. Jednak teraz, kiedy już leciałam w dół, wszystko nagle się skomplikowało. Rozłożenie skrzydeł. Niewątpliwie najważniejsza rzecz w tej sztuczce. Wpadłam na jedno z drzew. Pisnęłam cicho, gdy jego ostre gałęzie poraniły moje skrzydła i łapy. Aiden popatrzył na mnie współczującym wzrokiem. Choć mogłam też dostrzec odrobinkę zazdrości, jako duch nie mógł poczuć bólu, ani niczego innego.
Biały basior podleciał do mnie, zanim zdążyłam cokolwiek zrobić.
- Nic ci nie jest? - jego błękitne tęczówki przebadały mnie dokładnie, zatrzymując się na czerwonych kreseczkach na moim ciele - Jesteś ranna, musimy iść do medyka. Teraz.
Pokiwałam głową z lekkim uśmiechem na twarzy.
- To tylko kilka draśnięć, nic mi nie będzie. - zaśmiałam się - Zależy ci na mnie.
Zrobił lekko zdziwioną minę, po czym również się zaśmiał.
- A chciałabyś, żeby zależało?
- Puk! - trąciłam go lekko łapką w nos. Zachichotałam - Goń mnie!
Zerwałam się do lotu i poszybowałam nad chmurami. Duch oczepił się mojej łapy, by nie zostać daleko za mną. Gdyby tak się stało, ściągnęłoby go do mnie, a z doświadczenia wiedziałam, że ani dla mnie, ani dla niego, nie jest to dość przyjemne uczucie. Nie przeszkadzał mi. I tak nie czułam jego ciężaru ani dotyku. Było tak, jakby go tu nie było. Gdy przeleciałam przez jedną z chmur rozbijając ją na miliony małych drobinek, zwolniłam. Nie było to bardzo zróżnicowane tępo do poprzedniego, jednak wystarczyło, by Zefir dogonił mnie i objął swoimi łapami. Wylądował łagodnie na trawie, niedaleko niegłębokiej rzeczki. Bez większego namysłu wrzuciłam go do niej, gdy staną na tyle blisko, bym mogła to zrobić. Ten śmiejąc się pociągnął mnie do siebie. Oboje wylądowaliśmy w wodzie. Po chwili Zefir zanurkował. Wyłowił dwa świecące delikatnym blaskiem kamyki. Jeden większy, niebieski i drugi odrobinę mniejszy, zielony.
- Zaniosę je do jubilera. - stwierdził.
Pokiwałam głową. Robiło się już ciemno. Wyskoczyłam z wody i otrzepałam się. Drobne kropelki rozbryzły się na wszystkie strony. Zef zrobił to samo.
Niebo zabarwiło się już czerwienią i fioletem, który miejscami przechodził w delikatny róż. Świetliki we wszystkich kolorach tęczy zaczęły latać wokół kwiatów i magicznych roślin. Popatrzyłam w powoli pojawiające się gwiazdy.
- Już jutro mam urodziny... - szepnęłam cicho - Nie wiem czy jestem gotowa na wkroczenie w dorosłość...
- Jesteś gotowa. - objął mnie łapką - Wybranie zawodu to pestka, w porównaniu z tym co robisz na codzień.
- A co ja takiego robię na codzień... - mruknęłam.
- Gadasz z duchami...
Fakt, dopiero teraz zorientowałam się, że Aiden schował się miedzy drzewami, by zostawić nas samych. Samych na tyle, ile mógł.
Musnęłam jego nos swoim.
- Mama bardzo chce, bym poszła w jej ślady i została białym magiem...
- A ty czego chcesz?
- Wydaje mi się że... chyba zoologiem.
Pocałowałam go lekko, a on odwzajemnił pocałunek.
- Zatem bądź zoologiem...

Zefir?

Od Fluminy Taidy cd Oracle

- Uważaj jak łazisz idiotko - Mokry basior warknął po czym błyskawicznie odwrócił się ode mnie tyłem tak, że oberwałam końcówką jego ogona po nosie.
Z trudem powstrzymałam odruch chwycenia za obolałe miejsce. - "Ach gdyby piękno tej róży mogło koić ból... Niestety w rzeczywistości jej kolce tylko go pogłębiają." - Mruknęłam cicho cytat, który kiedyś wyczytałam w powieści i ruszyłam w pośpiechu za wilkiem. - Ja naprawde przepraszam, nie chciałam! - Przeprosiłam ze szklanymi oczami od cisnących się na zewnątrz łez, które z napięciem blokowałam. - Jak się nazywasz? - Wilk zmarszczył brwi. - Flu... Flu... Flumina Taida. - Zająkałam się, bo stał tak blisko i wpatrywał się prosto w moje oczy. - Oracle i lepiej nie pokazuj się więcej na moje oczy - Odwrócił się i ruszył szybkim krokiem przed siebie. Stałam chwilę jak wyryta analizując i patrząc na jego zgrabne nogi oddalające się ode mnie z każdą sekundą. Ładne ma imię i... nogi. Naraziłam mu się i nie chce mnie widzieć... uh nie! Tak być nie może! Ja chcę sie zaprzyjaźnić, nie mieć wroga!
Kilka łez wymknęło się na moje policzki. Otarłam je czym prędzej
i dogoniłam Oracle, ale ten biegł już w strone lasu. Bawi sie w berka, czy co? Okej to ja gonię! Wyskoczyłam
w powietrze rozciągając w pełni długie ciało i pofrunęłam śledząc basiora. Kierował się do jeziora, wyprzedziłam go i wskoczyłam do chłodnej wody, co dodało mi nieco otuchy. Wynużyłam się tuż przed jego nosem. Mam cię!
- Boże czego chcesz?! - Wykrzyknął nagle i wyładował furię na wodzie. Zamrugałam zdziwiona jego reakcją na mój widok. - Nie spocznę, dopuki mi nie wybaczysz - odpowiedziałam spokojnie, ale serce waliło mi jak szalone.
Nie chciałam by mnie nie lubił...
- Wybaczam, zadowolona?! - Wybuchł.
...chyba pogorszyłam sprawe. - Chciałabym abyś szczerze mi wybaczył... - Spuściłam głowę i nerwowo machałam pod wodą ogonem, prawie szeptałam, a Oracle prychnął na to, co tylko mocniej mnie zabolało - Myślałam, że byłam sama w tej okolicy i zaszalałam nie patrząc na około... Nie chciałam oblać cię wodą ani w ogóle przeszkadzać, obiecuje że już się nie odezwe i będę ostrożniejsza, ale prosze wybacz mi szczerze...

Oracle? Wiem, masz ochote mnie zabić za takie krótkie opo i długie czekanie, ale wybacz, ciężko ostatnio miałam w życiu

28 czerwca 2017

Powitajmy Taichi'ego!

Shwonky

Imię: Taichi
Pseudonim: Tai
Wiek: 4 lata
Płeć: Basior
Charakter: Taichi jest bardzo tajemniczym wilkiem, na jego pysku można zauważyć wieczną obojętność, nie okazuje szczęścia ani smutku. Wszystkie uczucia chowa głęboko w sobie, stara się aby nigdy nie wyszły na światło dzienne co w niektórych sytuacjach nie wychodzi łatwo. Wydarzenia z przeszłości zmieniły jego osobowość. Wydaje się być cierpliwy jeśli chodzi o rzeczy materialne, jednak gdy są to inne wilki łatwiej wyprowadzić go z równowagi. Potrafi zabijać wzrokiem- w przenośni jak i na prawdę, gdy ktoś zagłębi się w jego oczy nie tak łatwo powróci do rzeczywistości co jest jedną z jego umiejętności. Trzyma innych na dystans, jednak często znajdą się upierdliwcy którzy skaczą mu nad głową, wtedy stara się ich ignorować do czasu aż przekroczą barierę jego cierpliwości. Tai dnie spędza raczej na samotnych polowaniach i rozmyślaniu, zawsze trzyma porządek wokół siebie. Miejsce w którym mieszka musi być schludne i czyste.  Gdy wpadnie w szał nie łatwo przywrócić go do rzeczywistości, nieświadomie może zabić innego wilka, ale nie ma po tym wyrzutów sumienia martwi się raczej o konsekwencję.
Wygląd: Na pierwszy rzut oka wygląda jak standardowy czarny wilk, jednak jeśli przyjrzymy się bliżej jest kilka rzeczy które go wyróżniają. Jego puste oczy przyciągają wzrok, czarne obwódki i błękit na ich środku potrafi wprowadzić inne wilki w trans. Uszy są dużo większe niż u zwykłego wilka, dłuższe i szersze pozwalają na usłyszenie nawet najmniejszych ruchów powietrza. Futro na pierwszy rzut oka wydaję się matowe, kujące i nie przyjemne w dotyku lecz pod spodem znajduję się mięciutka warstwa pokrywająca całe ciało. Tai ma także dość długie, chude ale umięśnione nogi i małe łapy. Jego ogon w rzeczywistości jest długi i cienki ale pokrywa go puszysta warstwa futra.
Stanowisko: Deszyfrant
Umiejętności: Intelekt: 7 | Siła: 4 | Zwinność: 7 | Szybkość: 5 | Magia: 5 | Wzrok: 8 | Węch: 5 | Słuch: 9
Rasa: Wilk Umysłu
Żywioły: Dusza, dźwięk,umysł
Moce:
-Hipnoza
-Potrafi wkradać się w umysły innych wilków, jeśli się skupi może wyczytać ich myśli a także je zmanipulować, ale uważa żeby nie spowodować przy tym szkód na ich psychice ponieważ w przeszłości zdarzyło mu się to gdy zbyt brutalnie potraktował wilka i na siłę wchodził w jego umysł, w takim przypadku można nawet całkowicie wyniszczyć wilka i spowodować jego śmierć
Rodzina: Nie żyje
Partnerka: Nie chcę się w nikim zakochać
Potomstwo: -
Historia: Urodził się w jednej z południowych watach, raczej niczego mu nie brakowało wychowywał się prawidłowo wśród swoich braci i sióstr. W wieku 1,5 roku jego wataha osiedliła się w innych rejonach gdzie było więcej pożywienia, po pewnym czasie zaprzyjaźnił się z waderą z sąsiedniej watahy, po pewnym czasie zdał sobie sprawę że jest w niej zakochany. Była to piękna czarna wilczyca, idealnie do siebie pasowali i mieli podobne myślenie dlatego większość czasu spędzali w swoim towarzystwie. Pewnego dnia obudził go zapach spalonych liści, gdy się ocknął cały teren stał w płomieniach, jego rodzina leżała martwa na próżno próbował ich obudzić. Szybko popędził w stronę swojej ukochanej, niestety nie zdążył. Wilczyca leżała martwa wśród płomieni, nawet nie mógł zabrać jej ciała. Widok martwych ciał rodziny,  i wszystkich wilków z watahy wrył mu się głęboko w pamięci. Nie mógł powstrzymać łez, jak się okazało przeżył tylko on i klika wilków które odpoczywały nad rzeką. Uciekł z dala od tego miejsca, postanowił sobie że nigdy z nikim nie będzie blisko, bo wszyscy których kochał i na których mu zależało stracił i nie chciał by sytuacja powtórzyła się ponownie. Do watahy dołączył przy okazji błąkania się w pobliżu gdyż i tak nie miał co z sobą zrobić.
Przedmioty: -
Właściciel: Shirottani [H]
Ocena: 0/3

Od Disastera CD Yorda

Kolejny dzień do niczego. Cały czas jakieś ptaszki leciały nade mną i śpiewały a tym samym denerwując mnie coraz bardziej. Shada zapewne już poszła na poszukiwanie jaskini. Założyłem słuchawki na uszy i puściłem jakiś metal. Nie istotne jaki. Zauważyłem jak porusza się krzak.
- Jeeezzzuuu. - jęknąłem po czym w ułamek sekundy nieznajomy wilk był dociśnięty do ściany w pozycji co najmniej dziwnej. Patrzył na mnie wystraszony obawiając się że przy najmniejszym ruchu mogę go zabić swoim sztyletem, który miał bardzo, ale to bardzo blisko tchawicy. Zmarszczyłem brwi.
- Czego?! - warknąłem. - Albo nie. Zacznijmy od początku. Jak cię zwą?
Ten basior nie chciał się złamać.
- Puść mnie. - rozkazał. Szczerze? Widać że był starszy ode mnie.
- Nie. Przynajmniej dopóki mi nie odpowiesz na kilka pytań. - ponownie zawarczałem.
- Yord. - rzucił krótko i sucho.
- Widziałem cię ze Shadą.
- Czyżby znajoma? - spytał.
- Może tak, może nie... Nie no, dobra, siostra. - powiedziałem. - Ale do rzeczy.
- Co znowu mały ktosiu? - rzekł pogardliwie.
- Nie jestem mały! - odszczekałem się.
- To... Co do rzeczy? - przypomniał. Kurde, zapomniałem przez tego brązowego Yorda czy jak mu tam jest... Puściłem go. Instynkt zabójcy znów się uspokoił. Jednak jedna myśl chodziła mi po głowie... Co ona z nim robiła? Ach, no tak. Przyjaciel. A ja nie mam przyjaciół i jest pięknie. Żyję pięknie. Ale to wciąż może się zmienić... Uszedłem kilka kroków a kątem oka ujrzałem jak za mną podążał.
- Czego ode mnie chcesz? Jesteś taki sam jak Shada. Bynajmniej. - ostrzegłem. Wystarczyło kilka sekund by mi zagrodził drogę. Yh, tyle czasu? To zwierzyna potrzebuje mniej, ale dobra. Co mi tam.
- Co to znaczy? - spytał.
- Czyżby to pytanie było odpowiedzią na moje?
- Zostawiłeś ją przy wejściu do lasu. - wyjaśnił.
- Ach tak. Ona sama za mną szła i nie weszła do lasu. Choć ty masz więcej odwagi. - zauważyłem. Chwilę potem go wyminąłem, gdyż zauważyłem pięknie zakamuflowaną kryjówkę. - A teraz idę sobie. Mam więcej zajęć do ogarnięcia. - dodałem.

Yord?
Cóś mnie wena zaczyna opuszczać, ale kija z tym.

26 czerwca 2017

OD Shady CD Yord

Prychnęłam głośno i odgarnęłam włosy z twarzy.
Wredny oszust. Może sobie o mnie pomarzyć.
Chociaż... A gdyby... Nie. Jednak nie. Jednakże...
Wstałam i otrzepałam się z trawy. Moja sierść nadal była mokra, ale ciepła. No przecież logiczne. Ciepły śnieg. Wracając do Yorda, jest uroczy na swój sposób. I nawet trochę mi się podoba. Czuję się dosyć swobodnie w jego towarzystwie. Lubię go. Ale ta jego bezpośredniość mnie dobiła. "To może się ze mną prześpisz na zgodę?". Jak on w ogóle mógł o to zapytać? Pfff.
— Ej, Yord? — powiedziałam, wstając. Mam pomysł.— Chodź tu na chwilę.
Basior, niczego się nie spodziewając, podszedł do mnie, a ja szybko wepchnęłam go do wody (jak jej tam nie było to teraz jest xd). Szybko wskoczyłam za nim, szukając go wzrokiem. Zmarszczyłam brwi, gdy nigdzie go nie zauważyłam. Ej, a jak coś mu się stało?Nagle coś objęło mnie od tyłu. Spojrzałam w dół i zobaczyłam łapy Yorda.
— Hmph! — tak, to miało być " Yord". Ale trudno się mówi z zaciśniętymi szczękami.
Wypłynęliśmy na powierzchnię, a gdy tylko stanęliśmy na ziemi, przygniotłam go do niej i przytuliłam go mocno.
— Napędziłeś mi stracha — warknęłam.

Yord? (prosiłabym o dłuższe opowiadania!)

24 czerwca 2017

Od Yorda CD. Shady

Na moim pysku mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech. Słyszałem bardzo dobrze każde szalone uderzenie serca Shady. Szybkim ruchem przewróciłem ją tak, że zamieniliśmy się miejscami, ona na dole ja na górze. Powoli nachylając się do niej usłyszałem jak ciężko przełyka ślinę, była wyraźnie zestresowana.
- Przejdziemy się jeszcze nad rzekę? - szepnąłem jej do ucha, po czym z niej zszedłem. Wadera szybko wstała i otrzepała się ze śniegu. Miała lekko mokre włosy i wciąż przeuroczo zarumienioną twarz. Poczochrałem ją po głowie i rzuciłem śnieżką uciekając od niej długimi susami. Na odpowiedź samicy nie musiałem czekać długo, podbiegła do mnie i śmiejąc się natarła mój pysk śniegiem. W takiej wesołej atmosferze przeszliśmy dłuższy kawałek drogi, która nas czekała, kiedy przed nami rozpostarł się zapierający dech widok. Przyroda o tej porze roku naprawdę szalała, a ten efekt podbijała mieniąca się księżycowym światłem woda rzeki Valar. Otaczały ją kolorowo ukwiecone łąki, które chyba przykuły uwagę Shady.
- Jak tu pięknie... - zachwyciła się, po czym ruszyła w tamtą stronę szalonym galopem. - Kto ostatni ten łamaga! - krzyknęła będąc już dużo przede mną. Niewiele myśląc zerwałem się do biegu. Niestety, moja sprawność fizyczna nie jest na najwyższym poziomie, przez co nie miałem szans na wygranie tego wyścigu. W sumie... nikt nie powiedział, że nie można używać magii, prawda? W jednym momencie teleportowałem się kilometr w przód będąc już na łące i widząc przed sobą biegnącą samicę. Zdezorientowana gwałtownie się zatrzymała.
- To nie faaair! - krzyknęła robiąc obrażoną minę, po czym podbiegła żywym kłusem. Minęła mnie i usiadła kilka metrów dalej, nieopodal wody. Podszedłem bardzo blisko niej, niejako opierając się na jej plecach. Położyłem swoją głowę na jej i powiedziałem:
- Obrażona?
- Hmpf. - mruknęła znacząco odwracając głowę w prawo.
- To może się ze mną prześpisz na zgodę? - uśmiechnąłem się. Samica momentalnie odskoczyła przyjmując pozycję ofensywną i patrząc na mnie wystraszonymi oczkami. Roześmiałem się. - Żartowałem, żartowałem, spokojnie przecież ci nic nie zrobię. - spojrzałem na nią szeroko się uśmiechając. - Przepraszam, Madame. - ukłoniłem się.


Shada?

Od Shady CD Yord

Basior wydawał się być w porządku, ale zachowywał się tak jakoś... Sztywno? No cóż, może mu przejdzie. A nie dowiem się tego, jeśli nigdzie z nim nie pójdę. Bo w sumie, co mi szkodzi?
— Tak, jasne — uśmiechnęłam się leciutko i już chciałam iść, ale zatrzymałam się w pół kroku.— Idziemy w jakieś konkretne miejsce?
— Zobaczysz — uśmiechnął się tajemniczo — kieruj się na wschód.
Gdy szłam, czułam się trochę nieswojo, ponieważ cały czas na mnie patrzył. Jestem brudna, czy coś? W końcu postanowiłam zrównać się z nim. Nie chcę iść przodem.
— Hm? — spojrzał na mnie, zapewne zastanawając się, czy coś się stało. Uśmiechnęłam się lekko i cała zarumnieniona spuściłam wzrok na ziemię. Naprawdę czuję się nieswojo. Nikt nigdy tak mi się nie przypatrywał. Ale... Podobało mi się to? Można to tak nazwać.
Po dziesięciu minutach cichego spaceru krajobraz zaczął się nieco zmieniać. Zamiast intensywnie zielonej trawy skąpanej w świetle księżyca zobaczyłam śnieg. Było bardzo ciepło, on też był bardzo ciepły, ale mimo tego nie roztapiał się. Też lekko błyszczał, jakby malutkie światełka utknęły w jego drobinkach. Przystanęłam na chwilę, zachwycona tą magią w niby codziennym, zimowym widoku, ale było lato, więc skąd tu śnieg?
— Dziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś — powiedziałam, dotykając łapą białego puchu. Ciepły. I taki piękny. Gdy Yord odszedł kawałek, szybko uformowałam kulkę ze śniegu i rzuciłam w niego.
Stanął gwałtownie i wyprostował się. Na ten widok nie dało się nie roześmiać, więc chyba oczywiste, że przestrzeń wypełnił mój śmiech.
Yord w końcu się poruszył i spojrzał na mnie.
— Ładnie się śmiejesz — rzekł.
— Dzięki — gdy zamknęłam oczy, żeby po chwili je otworzyć, również dostałam śniegiem od również śmiejącego się basiora.
— A więc to tak — zmarszczyłam żartobliwie brwi.— To wojna!
I owszem, już po chwili wywiązała się przeokropna walka na śnieżki.
Yord znalazł sobię bazę za dość sporą śniegową zaspą, a ja postanowiłam go zaatakować. Powoli, cicho sunąc po białym podłożu, stanęłam na szczycie zaspy i niewiele myśląc skoczyłam na Yorda, który wtym momencie odwrócił się w moją stronę z arsenałem śnieżek, które upuścił w momencie, gdy spadłam na niego, przygniatając go do ziemi tak, że leżałam na jego brzuchu.
Zaczerwieniłam się od nosa aż po oczy, tak, dokładnie od tego nosa, którym stykałam się z nosem Yorda.
Byłam całkiem sparaliżowana ze wstydu.


Yord? XD


23 czerwca 2017

Wakacje i... nieobecność

No. Ariene się zmyła, to czas na mnie. 
Moi drodzy, zaczynają się wakacje - wszystkim z całego serca życzę ciepłego i bezpiecznego wypoczynku. Niestety, dzisiaj wyjeżdżam i wrócę dopiero 2 lipca, więc nie będę odpisywać a także wstawiać opowiadań. To tyle - krótko i na temat, bo za pięć minut wychodzę. Miłych wakacji!

Podobny obraz

Przesyłam całusy, Taravia.

Od Niffelheima cd. Layry

Nie widziałem w tym ładu i składu, postacie atakowały chaotycznie, jakby im nie zależało, jakby to była nudna rozgrywka o nic istotnego. Jęknąłem niezadowolony z tego faktu. Nie musiałem się zbytnio przykładać, podobnie jak Devonte, ale to i tak męczyło. Obserwowałem jeszcze towarzyszy, którzy pogrążyli się we śnie. Doglądałem tego, żeby nikt ani nic do nich nie podeszło. W tym stanie byli bezbronni i stanowili cel, którego łatwo będzie się można pozbyć. Spojrzałem na swojego towarzysza w boju, ale on... znikał? Tracił swoje żywe kolory futra i powoli stawał się półprzezroczysty. Warknął głośno, co odstraszyło napastników. W jego podstawie jednak nie zauważyłem niczego, co by dawało znać, że jest kimś niebezpiecznym, wręcz otwarcie zdradzał swoją niepewność i strach przed tym, co go czeka.
– Ja... Znikam? – Spojrzał na swój ogon. – Nie, wciąż czuję wiatr w futrze, dotyk twardej ziemi u łap. Co się dzieje?
Rozległ się śmiech, śmiech czarnego charakteru, a w jego tle cichsze i bardziej szalone chichoty. Rozejrzałem się, wrogowie gromadzili się w większą grupkę, by po chwili przeistoczyć się w jedną wielką czarną masę. W końcowym efekcie stali się wilkiem rozmiarów łosia o muskulaturze dzika. Gdyby nie to, że to mój przeciwnik, lęgnąłbym na ziemię, nie mogąc złapać oddechu przez śmiech. Wyglądało to naprawdę zabawnie, ale nie mogłem tego tak odebrać i w moim sercu zapaliło się uczucie strachu. Nagle poczułem pieczenie na pysku i łapach, nieco mniej wyczuwalne jeszcze na ogonie. Moi słudzy z zaświatów stali się niewyraźni i poczęli szaleć, wybijając siebie nawzajem. "Co jest?!", powiedziałem do siebie w myślach. Odwołałem ich, zanim zaczną czynić krzywdę i nam. Obejrzałem się dokładnie i zauważyłem, że oblepia mnie ciemna maź, która nie chce schodzić.
– Rozumiem, to blokuje moce – stwierdziłem.
– Pewnie dlatego straciłem swoją formę, a w tym stanie nie mogę nic im zrobić.
Pokiwałem mu głową, ale gdy olałem wrogie stworzenie, to rzuciło się na mnie i wgniotło do ziemi. Odskoczyło od miejsca, w którym leżałem i dało mi czas na pozbieranie. Była to dosłownie chwila, kiedy usłyszałem świst powietrza, jakby ktoś wystrzelił pocisk, a następnie odgłos pęknięcia. Rzuciłem kątem oka na swoją łapę, całe szczęście była to prawa. Od razu poczułem objęcie dusz.
– Voleta! – krzyknąłem, nie mogąc powstrzymać swojego zaskoczenia.
– Uciekaj stąd, nie dasz rady – mówiła. – Nie dasz rady, słyszysz? Nie dasz. Nie pokonasz go.
Pozostałe duchy wpatrywały się w nas, jakby byli pod wpływem nieznanego pochodzenia uroku. Uśmiechnąłem się do niej krzywo i wstałem na trzy sprawne łapy. Nie muszę go pokonywać, ponieważ on nie istnieje. Poczułem to podczas zderzenia, prawdziwa walka toczy się w umyśle małego basiorka. Kiedy podzieliłem się z nimi, swoimi przemyśleniami, potwór zmienił się w mgłę, która w pewnym momencie całkowicie znikła.
– Choć iluzja, rany i tak zostaną. Nie mamy się czym martwić, wszystko zostało w łapach Layry.
– Mam nadzieję, że się jej uda – odparł Devonte.
– Muszę tylko wyłapać odpowiedni moment i odesłać zmarłego maga, zatem czas przygotuje wszystko, co może mi ułatwić robotę.
Mlasnąłem, widząc, jak trudno ta dziwna substancja schodzi z mojego futra. Wystarczy, że usunę przynajmniej połowę, a moje moce wrócą całe i zdrowe w swej pełnej klasie. Nikt mi nie pomagał przy oczyszczaniu, stali i patrzyli.
Kulejąc, sprowadzałem z najbliższych okolic najpotrzebniejsze przedmioty. Zaznaczyłem na podłożu znaki, używając przy tym żywicy. Następnie rozśmieszyłem do łez towarzyszące mi duszyczki, zbierając to, co wyprodukowały. W połowie przygotowań dostrzegłem, że Layra podnosi się z ziemi, a zaraz za nią młody, który widząc duszę swego opiekuna, rozpromieniał i pędem ruszył przed siebie. Był zmęczony, a mimo to wydawał się pełny życia. Wadera snuła się powolnym krokiem, niszcząc moją pracę. Zdziwiłem się, ale kiedy uniosła łeb i spojrzała na mnie czerwonymi ślepiami, wszystko stało się jasne. Byłem jednak pewien, że wygrała. To moja szansa. Wilczyca nie zwalniała, ciągle posuwała się do przodu. Nagle z podłoża wyłoniły się kościste ręce i łańcuchami objęły ciało samicy. Zatrzymana położyła się na brzuchu. Spokojne zachowanie upewniało mnie, że wszystko ma pod kontrolą i nie da przejąć swojego ciała byle komu. Szeptałem formułkę pod nosem, a pod nią pojawiła się biała plama światła. Nie trwało to długo, żeby oddzielić od siebie dwie dusze, a jedną z nich posłać tam, gdzie jej miejsce.
– Już, koniec? – Layra ożyła i żwawym krokiem krążyła wokół towarzystwa. – Spodziewałam się lepszego pokazu egzorcyzmów. – Zaśmiała się.
– Ja... – Zaczął zmarły woj. – Nie wiem jak wam dziękować. Wyświadczyliście mi wielką przysługę! Do końca swoich dni w zaświatach będę wam wdzięczny! Chciałbym móc was spotkać raz jeszcze, ale to się chyba stanie dopiero po drugiej stronie...
Patrzyłem na niego i na szczeniaka. Nie czułem w tej sytuacji nic, jedynie męczyło mnie zmęczenie. Nawet nie potrafiłem dostrzec ckliwego pożegnania przez ducha nas wszystkich. Chyba powoli odpływałem, ostatnie rzeczy, jakie do mnie dotarły, dotyczyły powrotu i prezentu w ramach podziękowania. Basiorek stworzył dwa portale, z obu wyciągnął po dziwnym pakunku.
– To dla was, w ramach podziękowania. Uratowaliście mi życia! – powiedział radośnie i zniknął mi z oczu, zresztą jak cała reszta. Poczułem jeszcze ból, który towarzyszył mi przy upadku. Zasnąłem.

Layra?

Od Nightshade cd. Cynthia

Niedźwiadek był niesamowicie słodki. Wręcz przeuroczy! Wpatrywałam się w niego z zachwytem. Podeszłam trochę za blisko. Maluch podniósł powiekę, mrużąc oczy. Podniósł ospale łepek. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Jedno wiedziałam - niedźwiedzie bardzo łatwo potrafią się wściec. Przed takim maluchem w szale pewnie uciekałby niejeden. Co najwyżej owad, ale nie chciałam tego sprawdzać na własną skórę.
Jednak niedźwiadek nie zdradzał żadnej frustracji. Wręcz przeciwnie - nim zdążyłam mrugnąć, wlazł mi na grzbiet. Po chwili poczułam, jak coś mokrego.. chwila? mokrego? ssie mi ucho. 
- Za jakie grzechy - jęknęłam do siebie - bogowie pokarali mnie niańczeniem niedźwiedzia?
Wyżej wspomniany niczego nie zauważył. Dalej ssał ucho. Delikatnie strząsnęłam go z grzbietu. Popatrzył na mnie z wyrzutem.
Zwróciłam się do Cynthii, która ledwo powstrzymywała śmiech. Swoją drogą, nie dziwię jej się. 
- Dwa pytania. Jak mamy go zabrać i gdzie? 
- A ty masz jakiś pomysł? - wypaliła nagle.
Zastanowiłam się chwilę. 
- Znajdź mi najbliższe chłodne miejsce - powiedziałam z namysłem. - Góry są daleko. Cokolwiek przyniosło tu małego.. Chwila! - urwałam. W głowie zakiełkowało mi podejrzenie. - A jeśli jego matka gdzieś tu jest?  
Cynthia otworzyła pyszczek i wysłała kolejną bezdźwięczną falę. Szczerze? Zazdrościłam jej tej umiejętności. Z moim lodem umiałam tylko niszczyć..
Potrząsnęłam głową, żeby odgonić złe myśli. To nie tak miało być.
Nagle Cynthia rozpromieniła się. 
- Znalazłam ją! - niemalże krzyknęła. Pognała w bliżej nieokreślonym kierunku. 
- Ty idź, ja go popilnuję! - Przedostatnie słowo było skierowane do malucha, który najspokojniej w świecie baraszkował na moim grzbiecie. Usiadłam, przy okazji sprawiając, że niedźwiadek zjechał mi z grzbietu, i przytuliłam go do siebie. Nie chciałam, by się ogrzał jeszcze bardziej. To bywało niebezpieczne. 
"Pospiesz się" - myśl była skierowana do Cynthii. Miałam nadzieje, że wszystko z nią dobrze. Wpatrzyłam się w niewidoczny horyzont. Moją jedyną myślą było "wracaj szybko".

Cynthia?

22 czerwca 2017

Nieobecność

Witam, z tej strony Ariene.

Zbliżają się wakacje i wiele osób wyjeżdża, w tym także ja. Chciałabym prosić was o niewysyłanie mi niczego. Nie będę w stanie nic wstawić ani zmienić. Tak będzie aż do sierpnia. W tym czasie oczywiście nie będę także pisała opowiadań, co myślę, iż jest to dość oczywiste. Do piątku postaram się o napisanie odpisów wilczkom, które już długo na to czekają, ponieważ wiem że takie są. Chodzi o to, żeby te osoby przez lipiec się czekały na mnie i na spokojnie mi odpisały. Nie na siłę, bo takich opowiadań nie lubię. W sierpniu zajmę się aktywnością, więc niech każdy sprawdzi czy jego wilk przypadkiem nie stanie się zagrożony. Tymczasem chciałabym życzyć wam wspaniałych, niezapomnianych wakacji spędzonych z ukochanymi osobami. Mam nadzieję że nikt nie połamie sobie rąk, bo jedną z pewnością ciężko się pisze.

Pozdrawiam cieplutko wszystkie wilczki, w tym także całą administrację.

Od Yorda CD Shady

Jak to miałem w zwyczaju, wieczorem wybrałem się na spacer w celu rozprostowania zastanych po całym dniu leżenia kości. Powoli zaczynało się ściemniać, a jedynym źródłem światła stał się dziś dość chudy księżyc. Zasłuchany w spokojny szum liści w koronach drzew przymknąłem oczy delektując się tą chwilą błogiego spokoju. Wtem poczułem coś małego, co uderzyło mnie w klatkę piersiową.
- Hę? - zdziwiłem się i spuściłem wzrok w dół. Naprzeciw mnie stała pełna uroku beżowa wadera. Podniosła głowę i delikatnie zarumieniona wymamrotała:
- Wybacz, nie zauważyłam cię. - poprawiła kwiecisty wianek okalający jej głowę. Przyrzekam, nigdy, ale to nigdy nie widziałem bardziej uroczego stworzenia niż to, które właśnie stało przede mną.
- Jak ci na imię? - spytałem patrząc na nią ciekawskim wzrokiem i jednocześnie czułem, że muszę się dowiedzieć o niej jak najwięcej.
- Shada. - powiedziała już trochę pewniej, a jej wzrok był skierowany prosto na mnie. Zawiał delikatny, ciepły wiatr rozwiewając jej rude włosy na wszystkie strony świata.
- Ja jestem Yord. - uśmiechnąłem się lekko. Samica skinieniem głowy odgarnęła kosmyki, które opadły jej na pyszczek i odwzajemniła uśmiech. - Co robisz o tej porze w lesie sama? - przechyliłem głowę lekko w prawo nie tracąc swojego ciekawskiego wzroku.
- Em... Lubię wychodzić na wieczorne spacery. - odpowiedziała szybko.
- Bardzo podobnie jak ja. - uśmiechnąłem się. - To... przejdziemy się razem? - powiedziałem wbijając w nią swój wzrok. Czułem się w jej towarzystwie bardzo dziwnie, a zdecydowanie inaczej, niż przy wielu innych waderach. Otaczała ją jakaś tajemnicza aura, której trochę się bałem, ale jednocześnie nie pozwalała mi ona zostawić jej teraz samej. Intrygowała mnie swoją osobą niemiłosiernie, przez co nawet nie miałem ochoty na swoje zwyczajowe odzywki. Ona była jakaś taka... inna?

Shada?

21 czerwca 2017

Od Cynthii cd. Nightshade

Po raz kolejny czegoś nie zrozumiałam. Wadera wyskakuje do mnie z dziwnymi tekstami i zachowuje się, jakby po raz pierwszy widziała szalejącą burzę. Mówi coś do mnie, dopytuję, więc stwierdza, że to nic takiego, a następnie stwierdza, że o czymś mówiła. Mimo zagadkowego zachowania polubiłam ją. Nie była postacią z piekła rodem, nie sprowadzono jej z najciemniejszej gwiazdy w kosmosie. Chwilę pozwoliłam sobie na odpłynięcie podczas lotu. Niebo wyglądało na pogodniejsze, ale gdzieniegdzie jeszcze występowały małe burzowe chmurki. Z szaroczarnej barwy powoli nabierały czystego blasku i mogły swą bielą porównywać się do swoich większych braci. Nagle poczułam chłód z lewej strony, no tak. Nightshade leciała pod postacią zamieci. Pewnie wymagało to niezwykłego skupienia, żeby przypadkiem nie rozlecieć się na różne strony świata. Zapragnęła odpoczynku, nic dziwnego. Z uśmiechem wylądowałam tuż obok niej.
– Jakim sposobem ty latasz?
Poczułam dumę. No tak, sztuka latania nie należała do łatwiejszych i z pewnością była niezwykle męcząca, jednakże mam ogromne pokłady siły uwalniające się w potężnych skrzydłach. Wyćwiczyłam swą wytrzymałość podczas szturmowania na wroga oraz pilnowania swoich zawziętych wojaków, kiedy musieli się kurować. Ciekawe jakby potoczył się mój los, gdybym została generałem i udało się powstrzymać Ariene. Mogłabym spokojnie zachować czystość rodu i prowadzić do jego polepszenia! Och, byłabym świetną głową rodziny. Wadera zasygnalizowała, że możemy ruszać dalej. Zadowolona i pewna siebie z rozmachem wzbiłam się w powietrze. Lot nie trwał długo, jednakowoż usłyszałam dziwny, dość przerażający dźwięk. Natychmiast wylądowałam. Zastrzygłam uszami i wsłuchałam się odgłosy przyrody, patrząc w najbardziej prawdopodobnym kierunku, skąd mogły one pochodzić.
– O co chodzi? – zapytała.
Zignorowałam ją. Nie dlatego, że mam ją w dalekim poważaniu, ale nie byłam jeszcze pewna, co by jej odpowiedzieć. Otwarłam pysk i wysłałam bezdźwięczną falę, która szybko uderzyła o najbliższe drzewa, rozpraszając się na większą ilość i skalę.
– Chodź – rzuciłam beznamiętnie i ruszyłam pędem z miejsca, zostawiając po sobie jedynie kurz.
Niebawem dotarłam do miejsca, a zaraz po mnie Nightshade. Posłała mi pytające spojrzenie, nie wiedziała, czego może się po mnie jeszcze spodziewać. Odwróciłam w jej stronę jedynie głowę i uśmiechnęłam się, odsłaniając ciałem leżące na ziemi niedźwiedziątko, ogromne niedźwiedziątko. Nagle z mojego futra na karku wyjrzało parę mysich łepków i z ciekawością się przyglądało zaistniałej sytuacji. Pisnęły parę razy, po czym zbiegły po moich łapach i przetransportowały się do misia. Ja dokładnie go obejrzałam.
– Jest ranny. Zgubił się i nie czuje się tutaj najlepiej.
– Widzę – odpowiedziała. – Musimy go stąd zabrać, gdzieś w zimniejsze miejsce. Niedźwiedź lodu, lato nie jest jego pora. Nie zdążymy dobiec do niego z medykiem, musimy go czym prędzej przenieść do chłodu, ale jest bardzo ciężki.
– Dam radę go przenieść, jeśli zostaniesz moimi oczami i pokierujesz do odpowiedniego miejsca.
– Nie dasz rady sama, a ja nie będę mogła ci zbytnio pomóc.
– Jeśli skupię się na dźwiganiu, dam radę. Wiem, że dam. Muszę dać! – Zaśmiałam się, chcąc dodać sobie otuchy i pewności siebie. – Jestem aniołem, a anioły pomagają, nie mogę nic nie zrobić dla tego śpiącego maluszka... Choć nie taki z niego maluszek!

Nightshade?

Od Shady CD Issue

Nie ufałam mu, ani temu napojowi w kubku. Śmierdział i wyglądał jakoś dziwnie. Może to trucizna?
— Ej, zaczekaj — zaczęłam, starając się jakoś zapełnić i wydłużyć czas do mojej ewentualnej śmierci. Nie koniecznie musi stać mi się krzywda, jednakże wolę być na wszelki wypadek ubezpieczona. W końcu trafiłam do jaskini psychopaty.— A co powiesz na małą konwersację dotyczącą przechowywania niewolników, czy tam jeńców, jak zwał tak zwał?
— Co? — wilk imieniem Issue odwrócił się w moją stronę i przekrzywił głowę w bok.
— No wiesz... W sensie karmienie i opcjonalne torturowanie?
— No, słucham? — wydawał się lekko zajęty, ale ja dalej chciałam ciągnąć rozmowę, mimo że nie sądziłam, że on serio będzie chciał słuchać. W takim momencie nawiedziła mnie pustka we łbie. Chociaż...
Położyłam się wygodnie, aby odpłynąć w krainę snów. Usłyszałam tylko jakieś protesty basiora, gdy zamykały mi się oczy i wpadałam w objęcia Morfeusza.

~sen~
Dobra, moje ciało tu leży, a ja mogę spokojnie przejść przez kraty. Jak chciałam, tak zrobiłam. Ani kot, ani wilk mnie nie widzieli, więc ruszyłam, aby uwolnić się z klatki. Przestawiłam dźwignię i moje więzienie podniosło się do góry.
~koniec snu~

Obudziłam się i już nic mnie nie ograniczało. Spojrzałam wyzywająco na basiora imieniem Issue.

Issue?

Od Raidena cd. Will

Wpatrywałem się w trzy wilki siedzące przede mną. Już nie szczeniaki, a dorosłe wilki. Nie do końca dowierzałem, że minęło tyle czasu. Will stała obok, milcząca i jakby nieobecna. Delikatnie drżała, więc posłałem jej niepewny uśmiech, żeby choć trochę podnieść ją na duchu. Odpowiedziała mi jedynie skinięciem łba. Chciałem podeprzeć ich jakąś życiową wypowiedzią, czymś, co zapamiętają przez następne, długie lata, lecz nie mogłem nic z siebie wydusić. To tak, jakby ktoś przewiercił mi łeb i wylał z niego wszystkie mądre sentencje, które czekały na ten właśnie dzień. 
- Zefirze, Hide, Rize - zacząłem, ostrożnie dobierając słowa. Z nie do końca określonych przyczyn zaczynałem się stresować. - Chciałbym, żebyście wiedzieli, że zawsze możecie na nas liczyć. 
Ich oczy świdrowały mnie z ciekawością i miłością, którą tak często u nich dostrzegałem. 
- Niezależnie od tego - kontynuowałem - co się stanie, my zawsze będziemy po waszej stronie. Ja i mama. 
Will potwierdziła moje słowa energicznym skinięciem. 
- Poza tym chciałbym, żebyście byli dla siebie wsparciem. Nawet, jeśli się pokłócicie, bądźcie przy sobie. Bo nawet, jeśli cały świat obróci się przeciwko nam, mamy siebie. 
Odetchnąłem, wiedząc, że powiedziałem to, co miałem powiedzieć. Może nie wyszło zbyt oryginalnie, ale przynajmniej mam to za sobą. 
- Obiecujemy - odparł Zefir, a ja, wyrwany właśnie z transu, próbowałem ogarnąć co się dzieje. - Obiecujemy, że będziemy się wspierać. 
- Na dobre i na złe - dodała z uśmiechem Rize, a Hide przytaknął z zapałem. 
- Chodźcie tu - poleciła Will i wszyscy przylgnęliśmy do siebie.
Ekhem, to znaczy do mnie. Przylepili się do mojego futra, a ja uświadomiłem sobie, że wcale nie są tacy mali. Objęcie ich wszystkich łapami, całej czwórki, graniczyło z cudem. 

Will? Uff, udało mi się coś na pisać. Za szybko ten czas mija >.<

Od Kesame cd. Boom

Wadera zaparła się mocniej na łapach i mocnym, zdecydowanym ruchem otrząsnęła się ze ściekających po niej kropli wody. Przymknęłam oczy, kiedy to cała ich armia runęła w moją stronę i zaczęłam świszcząco kichać, kiedy owa woda dostała się do mojego nosa. 
Boom zawahała się, unosząc lekko przednią łapę. Stała niepewnie, czekając na moją reakcję, a ja, kiedy tylko przestałam kichać, parsknęłam śmiechem. 
- Um... przepraszam - zaczęła, lecz ja zbyłam ją machnięciem łapy. Oczywiście, uświadamiając sobie, że tego nie widziała, odezwałam się. 
- To nic, naprawdę! - uśmiechnęłam się do niej i znów dopiero po chwili dotarło do mnie, że ona tego nie widzi. - Może przejdziemy się gdzieś? Twoje futro przy okazji wyschnie. 
Skinęła łbem. Kiedy ruszyłyśmy, przyglądałam się jej i analizowałam jej oczy. Zastanawiało mnie, czy czuje na sobie mój wzrok, ale nie chciałam pytać. Poza tym podobał mi się fakt, że mogę bezkarnie wlepiać wzrok w każdy jej ruch. Hm, naprawdę lubię obserwować wilki. 
- Masz piękne oczy - wypaliłam, a w moim łbie zakwitła męcząca mnie myśl. 
Czy ona kiedyś widziała, jakie są niezwykłe? 
Nie odpowiedziała, tak, jakby właśnie znalazła się w swoim świecie. Zadarłam łeb ku górze, wyszukując chmury w kształcie lecącego ptaka, tej, którą widziałam kilka godzin temu. Nie było jej, wiatr zdążył ją przegnać. 
- Jesteś niewidoma od szczeniaka? - zapytałam, wyrzucając z siebie jedno z krążących mi po głowie pytań. A potem kolejne. - Wiesz jak wygląda świat? Znasz kolory?
Spojrzała na mnie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Zwróciła łeb w moim kierunku, a jej uszy drgnęły. Coś sprawiło, że chciałam skulić się pod naciskiem tych jasnych oczu, ale stałam wyprostowana i wpatrywałam się w nie, z niecierpliwością czekając na odpowiedź. 

Boom? Nie odpowiadałam tak długo, że nie zdziwię się, jeśli zapomniałaś o tych opowiadaniach. W każdym razie przepraszam ;-;

Od Issue cd Shady

- Issue?... - miauknął lekko przerażony. - ...czy mam wszczynać kod czerwony?
Co on taki zdębiały? I jakim prawem przerywa mi w mojej niezwykle ważnej pracy wkładania dynksa do wihajstra?
- Co znowu? - Udawałem, że nie dosłyszałem i odwróciłem się w kierunku pomocnika.
O mój... to żyje. Pip, to żyje. Ratuj. Coś nam właśnie weszło do pracowni! I wygląda na wilka, chyba. Tak myślę oczywiście. Kiedy ja ostatni raz widziałem wilka? Może powinienem częściej wychodzić na zewnątrz.
- Eeee - Moja szczęka się tak jakby poluzowała i uparcie nie chciała wrócić na swoje miejsce. Inni nazwaliby to ,,szczena ci opadła'', ale to przecież brzmi jak jakiś akt podziwu. Pff, dobre sobie! Jeśli kogoś mają tu podziwiać to tylko mnie.
Czy ja nadal przeciągam tę jedną sylabę? Agh, przestań Issue! Muszę jakoś odzyskać język w gębie. Byle szybko, bo ten oddychający byt może okazać się nieco nieprzewidywalny. Tak jak każdy oddychający byt, rzecz jasna. Czemu ja muszę sobie tłumaczyć takie banały?
- Pip.- Wydałem rozkaz.- Cofnij się. Zezwalam na kod czerwony.
- Czerwony? - Kotek podniósł łapki do nieba.- Jeeej!
Po czym zaczął biec w kierunku dźwigni pod ścianą. Obcy patrzył to na mnie to na niego, nadal nie wiedząc co się właściwie dzieje. I dobrze, efekt zaskoczenia zaliczony.
- Czekaj, co to ma znaczyć? Kim wy jesteście do jasnej cholery?
Zaczęła wylewać na mnie potok pytań, ale przerwał jej zgrzyt łańcuchów na suficie. Gdy Pip wskoczył na dźwignię, klatka dla ptaków XXL spadła jej na głowę. No dobrze, tak nie do końca na łeb. Jej głowa może się przydać nierozgnieciona.
- Tak, haha! - Zaśmiałem się iście złowieszczo. - Wiedziałem, że ten mechanizm antywłamaniowy się do czegoś przyda! A już miałeś go rozmontowywać.
Wadera skuliła się od huku, z jaką klatka wbiła się w skałę. Otworzyła oczy i rozejrzała się po jaskini. W takiej postaci była o wiele bezpieczniejsza dla na nas obu.
- Mamy ją! - Kotek podskoczył z radości. Po chwili jednak przystanął - A...Issue? Co się robi z jeńcem?
- Jeńcem?! - Wtrąciła się.
- Ciszej tam, nie pozwoliłem otwierać aparatu gębowego. - Starałem się zachować kamienną twarz. Kurde, co się robi podczas kodu czerwonego? Musiałem napisać jakąś instrukcję! - Co się robi z jeńcem? Otóóóż...
Co można robić z jeńcem? Nigdy wprawdzie nie miałem własnego, to może być ciekawe.
Obejrzałem waderę od wszystkich stron.
- Pozwólcie, że się wtrącę.- przerwała moje granie na czas.- Nie jestem jeńcem. Szukałam kogokolwiek, kto by był chociaż trochę mniej upierdliwy od mojego brata. Jednak najwidoczniej oczekuję od świata trochę za wiele.
- Pip, ona pyskuje. Uszczypnij ją za mnie.
Kotek wspiął się na druty klatki, jednak wadera uniknęła jego krótkich łapek.
- Uciekaj koteczku, zanim coś ci zrobię. Ty nie zasłużyłeś.
Czy ona właśnie przyznała, że znalazłem się na jej czarnej liście? Pff, co za niewdzięczny zakładnik! Dzisiejsze niewolnictwo schodzi na psy.
- Odsuń się od naszej zdobyczy, jest wyjątkowo agresywna.- Dziwne. Na słowo ,,agresywna'' jej oczy zapłonęły jeszcze żywszym ogniem piekielnym. Powinienem to gdzieś zanotować.
Pip spełnił prośbę, a ja zleciłem mu wypolerowanie kondensatora na zabicie nudy. Niech się czymś zajmie, leniwy majtek.
Ja tymczasem usiadłem na zadku i przyjrzałem się waderze. 
- Ile taki organizm przeżyje bez dostarczenia ani kropli płynów? - Zapytałem się z ciekawości.
- Heh, spodziewałam się bardziej pytania ,,Jak masz na imię'', ale widocznie to już przeżytek.- uśmiechnęła się pod nosem.- Zgaduję, że ani minuty dłużej. Swoją srogą, masz może coś do picia?
-Em.- Nigdy nie gadałem z obiektem badawczym. Takowy zwykle siedział cicho. Być może dlatego, że był dawno martwy (ale to tylko osobista teoria)- Jasne.
Mruknąłem bez przekonania, po czym wstałem z podłogi. Mam coś do picia?*nagle lampka nad moją głową zalśniła blaskiem pomysłu* Już wiem co można robić z jeńcem! Bez sumienia podać mu arszenik do picia!
Czekaj...ale to by była jednorazowa akcja. Skoro mam tylko jednego jeńca, powinienem o niego dbać. Może coś na dobry początek- Wywar ze szczurzych ogonów powinien być dobry. Prawie jak herbata.
Ostrożnie przysunąłem jej kubeczek z nadpitym napojem.
- To się nada. Tak myślę. Dobrze myślę?
Zawahała się, ale kubek wzięła, powąchała
- Fuj. Miałam wodę na myśli.
- Woda się skończyła, a poza tym ma za krótki okres przydatności jak na mój gust. Tego tutaj nawet E.cola nie ruszy, napój idealny!
Zaśmiałem się. Wywarek mocniejszy od podwójnego energetyka powinien nieco zamącić w umyśle mojego króliczka. Ktoś, kto nie próbował tego nigdy wcześniej, powinien odlecieć po paru łykach, nie mówiąc już o połowie kubka. Będzie na co popatrzeć, hehe.

Shada? Mówiłem, że mam wenę * i nierówno pod sufitem, ale cii*

20 czerwca 2017

Od Disaster' a

Poranne promienie słońca obudziły moje ciało. Dusza spała nadal, lecz w końcu i ona się obudziła. Mimowolnie poszedłem do jadalni gdzie czekali na mnie moi rodzice i siostra.
- Dzień dobry. - rzekł ojciec. Nie otrzymał ode mnie żadnej reakcji, nawet "Cześć." Było to jak zwykle bogate śniadanie. Do wyboru, do koloru: dzik, jeleń, jeden z dwóch zająców na przekąskę. Po skończonym śniadaniu udałem się do swojego pokoju, gdzie założyłem słuchawki na uszy. Posiedziałem tak chwilę, ale potem nikomu nie mówiąc oczywiście, wyszedłem. Postanowiłem zebrać kilka trujących roślin, które naprawdę są bardzo rzadkie. Usłyszałem szelest - zapewne ktoś za mną wędrował, bądź mnie śledził. Tak z innej beczki - dostałem sztylet od mojego ojca, więc mogłem spokojnie się obronić. W mgnieniu oka przygniotłem śledzącego mnie wilka do kamiennej ściany.
- DISASTER! - wrzasnęła moja siostra wyraźnie oburzona. Zmarszczyłem mocno brwi wciąż trzymając sztylet blisko jej krtani. - Puść mnie, proszę... - jąknęła. Jak poprosiła, tak zrobiłem. Upadła ciężko na ziemię.
- Yh, nie widziałem że jesteś taka gruba. - powiedziałem.
- Przestań!
Nie słuchałem jej mimo to i poszedłem dalej. Szła za mną nadal. Mało jej było?! Tym razem musiałem coś zrobić. Chodziła za mną wszędzie, dosłownie wszędzie. To stało się nie do wytrzymania. Moja psychika nie wytrzymywała...
Rzuciłem się na nią, po czym ta upadła na plecy.
- Czego chcesz ode mnie?! - wrzasnąłem poważnie. Ta spojrzała na mnie błagającym wzrokiem.
- Co się z tobą stało, Disaster?
Po jej pytaniu... Szczerze? To było jedno z najtrudniejszych pytań.
- Coś. - fuknąłem w końcu. - Czemu za mną chodzisz? Wiesz jak do mnie denerwuje?! - warknąłem. Shada próbowała wstać, lecz wiedziała że jest za słaba by się ze mną siłować. Po moim pytaniu kiwnęła przecząco głową. - To teraz już wiesz. - powiedziałem ze złowieszczym spojrzeniem na odchodne... Biegła za mną jakby nie dostała nauczki. Szczęście że nie weszła do lasu. No i tak ją zgubiłem. Chyba...

Shada?

Od Issue ,,Zabawy w Stwórcę'' cz.7 (The End)

- Muszę ci coś pokazać.- Mruknąłem do Pipa z podejrzanym uśmiechem na pyszczku.- To cię zwali z nóg.
Podbiegłem do ogromnej, białej kotary na środku pomieszczenia. Stała tam już od dobrych paru miesięcy i przez ten czas NIKT poza mną nie mógł jej odsuwać. Cóż, wszystko kiedy się kończy, hehe. 
- A teraz uważaj...- Wziąłem w zęby róg materiału po czym efektownie ściągnąłem go z rusztowania. Odsłoniłem go. W końcu. 
Mój wynalazek.
Mój twór.
Moje dziecko praktycznie.
Na prowizorycznej platformie stał żelazny wilk, a raczej mniej lub bardziej przypominająca go maszyna. Piękna, dopracowana w każdym aspekcie, w najdrobniejszym szczególe. Aż mi się łezka w oku kręci!
Oczywiście całą ,,skorupę'' wykonałem ze stali nierdzewnej , za to szkielet pod nią ze wspomnianego wcześniej tytanu górskiego. Nic nie mogło się zepsuć. 
Miałem tylko co do maszyny jedną uwagę: była łysa i brakowało jej ogona.
- Pip!- Przywołałem asystenta.- Podaj no te jednorożcowe włosie.
Kotek spełnił prośbę, a ja zabrałem się za aplikowanie pojedynczych włosków do poprzednio przygotowanych na to miejsc- tak zgadnijcie - pęsetą. Nigdy więcej takiej babraniny. 
Po wszystkim srebrne nici spływały po gładkim karku androida, podkreślając jego urok. Ogon być może był trochę za długi, płożył się po ziemi, ale nie miałem serca odcinać namiaru włosów. 
Wszystko było już na swoim miejscu- prócz serca. 
Serce- najważniejszy element tej układanki, bez niego nawet nie zamierałbym się za projektowanie tego androida. Czułem wewnętrzny obowiązek stworzenia ciała dla fauna jeleniowatego aspektu. Tak, tej nimfy, starej znajomej z czasów przed wybuchem w laboratorium.  Prawdopodobnie to najcenniejsza rzecz jaka się stamtąd zachowała. Miałbym rzucić ją w kąt?
Kryształ leżał już przygotowany na aksamitnej poduszce. Zawsze wygodniej niż w starej puszce.
Tymczasem odkręciłem śrubokrętem malutkie drzwiczki znajdujące się na piersi maszyny i otworzyłem klapkę. A teraz- najostrożniej jak tylko umiałem - przetransportowałem nimfę prosto do otworu. Pasowała idealnie, w końcu z odlewem męczyłem się z dobre parę dni.
Iskry posypały się z otworu. Gdy duch poczuł, jak dwie elektrody muskają końce kryształu, obudził się. Był jednak zbyt słaby, musiałem mu nieco dopomóc.
Podest, na którym stał android, był wykonany z czystego aluminium. Prąd przewodził idealnie. 
Podłączyłem jedną z diod do krawędzi spodka po czym uruchomiłem prowizoryczny generator.


Dusza zalśniła jak biała gwiazda, jej blask rozlał się ma całe pomieszczenie. Energia wędrowała po androidzie, wypełniając je jak puste naczynie. 
Widocznie nimfa od dawna nie czuła się podłączona do innego ciała, to było jak odrodzenie. Przebudzenie.
Energia wniknęła we włosie. Srebrne nici zaczęły falować w powietrzu jakby nie znały grawitacji. Powoli zmieniły kolor. Barwy obejmowały granice od ciemnego błękitu przez malinowy róż aż do soczyście nasyconej zieleni. 
Błękit- kolor duszy.
Zieleń - falowane włosy.
Róż - barwa jej rumianych policzków.
Zacząłem sobie ją przypominać. To było strasznie dawno, a jako mały berbeć nie miałem zbyt dobrej pamięci. Wszystko widziałem jak przez mgłę. Nie mogłem odnaleźć w pamięci nawet jej imienia. W sumie to chyba nawet nie powiedziała jak ono brzmi. Była zbyt przerażona.
Nie sądzę, żeby zachowała pamięć z poprzedniego życia po tak długim okresie czasu. Praktycznie wszystko mogło się już wypaczyć. 
Chociaż...nie obchodziło mnie, czy zachowała wspomnienia. Ważne, czy w ogóle się obudzi. Tak długi okres hibernacji mógł ją zabić, na zawsze. 
Wzdrygnąłem się i dla pewności zwiększyłem napięcie.

Obudź się.
Proszę.

Od Shady

Minął jeden dzień, odkąd postanowiłam się wyprowadzić. Jestem już dorosła, potrafię poradzić sobie sama. Zawsze potrafiłam. Ale na razie muszę znaleźć jakąś wolną jaskinię, co nie powinno być w sumie trudne. Znalazłam ostatnio jedną, bardzo dużą, idealną dla mnie, co mnie niezwykle ucieszyło. Tylko, że zapomniałam, gdzie ona jest, więc od początku muszę jej szukać. Ale to nie powinno być trudne...
Usiadłam przy swoim ulubionym jeziorku. Było dość ciepło, a gęste obłoki galopowały po niebie, raz po raz zasłaniając słońce, więc wszystko skąpane było w chłodnym i przyjemnym cieniu. Mimo wszystko wysoka temperatura zaczynała być nie do zniesienia. W końcu położyłam się na brzuchu i wbiłam wzrok w zbiornik wodny. Gdy zaczęło mi się nudzić, zaczęłam maczać łapę w wodzie, machając nią i chlapiąc na wszystkie strony. Końcówki moich włosów postanowiły zrobić sobie kąpiel i samowolnie pchały się do wody, co niezwykle mnie irytowało.
Ziewnęłam głęboko.
W sumie było nudno, ale czego można się spodziewać po...
Usłyszałam szelest, więc natychmiast stałam się niewidzialna dzięki mojej mocy iluzji. Przynajmniej dla oczu innych. Przesunęłam się powoli trochę dalej od jeziorka, żeby nie poruszać wody, co mogłoby mnie zdradzić. Gdy tylko ujrzałam nowoprzybyłego wilka, moje serce zaczęło bić o wiele szybciej i od razu rozszerzyły mi się źrenice.
Skrzydlaty, wysoki i szczupły basior. Miał białą sierść, gnieniegdzie poznaczaną błękitem. Grzywka zasłaniała jedno jego oko, więc mogłam zobaczyć kolor tylko tego drugiego, jakim był jasny niebieski. Podszedł do jeziorka i zaczął pić, a ja bez ruchu się mu przyglądałam. Bałam się, żeby moje serce, tak głośno bijące, mnie nie zdradziło. Żeby tylko mnie nie zauważył...
Tuż po nim z krzaków wybiegł kolejny basior, też przystojny, aczkolwiek nie dało się ich porównać, bo każdy był fantastyczny na swój sposób.
Ten drugi miał biszkoptowy kolor sierści i roześmiane, brązowe oczy, oraz szeroki uśmiech. Nie był tak wysoki jak ten biały, ale również bardzo mi się spodobał.
Westchnęłam cicho. Ah, Shada. Jesteś żałosna.
— Zaczekaj, Zefir! — zawołał ten biszkoptowy, podbiegając do skrzydlatego.
— Ale jesteś powolny, Hi — uśmiechnął się ten nazwany Zefirem.
Czyli Hi i Zefir. Zapamiętam.
Nagle poczułam jakieś zakłócenia, i natychmiast spostrzegłam, że już nie jestem niewidzialna.
— Cz-cześć — przywitałam się, gdy mnie zauważyli. Dlaczego ja się jąkam?

Zefir? Hide?

Od Shady CD Yord

Postanowiłam się przejść, ponieważ chłód wieczoru bardzo dobrze na mnie działał. Lekki wiaterek przyjemnie gładził moją sierść i jeśli miałam na coś narzekać, to na rude kosmyki bijące mnie po twarzy. Ale dało się to przezwyciężyć, poza tym tereny watahy wyglądały przepięknie, gdy były skąpane w blasku rogalikowego księżyca.
Uśmiechnęłam się lekko.
Lubię takie klimaty. Samotność pomaga mi odświeżyć umysł i skupić się na polowaniu, bo mój żołądek ścisnął głód. Nie miałam, o dziwo, ochoty na ubrudzenie się krwią, więc postanowiłam, że zabiję jakieś zwierzątko szybko i niezbyt brutalnie.
Zaraz i tak nawinął mi się króliczek, całkiem młody, nieroztropnie śpiący na widoku. Cichutko i powoli zaszłam go od tyłu, a biedak nie zdążył nawet otworzyć oczek, gdy zatopiłam kły w jego karku i wgryzłam się w żyły, w odpowiednim momencie odsuwając się. Poczekałam, aż maluch się wykrwawi, po czym zjadłam go ze smakiem, oblizując radośnie pysk. Postanowiłam iść dalej, a nuż spotkam coś większego, co będę mogła schować w spiżarni?
Gdy tak szłam ze wzrokiem wbitym w ziemię, wypatrując śladów jadalnych istot, wpadłam w coś miękkiego. Owa miękka rzecz okazała się być wilkiem o grafitowej sierści i niebieskim krysztale na czole. Był ode mnie wyższy i nawet całkiem przystojny.

Yord?

Od Shady

Obudziłam się bardzo wcześnie rano, zanim jeszcze słońce pojawiło się nad widnokręgiem, a księżyc już gaśniejącą, srebrną poświatą oświetlał wzrastające i przepięknie pachnące kwiaty.
Uśmiechając się, głęboko westchnęłam.
Dobrze, że obudziłam się tak wcześnie, ponieważ od niedawna zapragnęłam zobaczyć tę grę świateł i słońca, którą zwą wschodem. Nie oglądałam jej od dobrych paru miesięcy, głównie dlatego, że jestem typem wilka śpiącego cały czas i do późna, ale dzisiaj postanowiłam zobaczyć to, do czego tak tęskni moje serce.
Wstałam, po czym wybiegłam jak najszybciej ze swojej jaskini. Po chwili intensywnego rozgrzewkowego galopu stanęłam na samym środku pobliskiej łączki, pełnej stokrotek, tulipanów i paru krzaków róż. Wszystko to wydzielało tak intensywny zapach, że uśmiechnęłam się szeroko. Mocno wciągnęłam powietrze nosem, chłonąc tą wiosenną woń.
Odkryłam ostatnio jedną z właściwości mojego wianka, czyli wchłanianie pięknych zapachów. Aby sprawdzić, czy dalej to działa, zrobiłam parę kroków w stronę lasu (który, notabene, też był niczego sobie). Powąchałam roztaczający się ode mnie zapach. Wcześniejszy eksperyment mnie nie zawiódł, wianek pachnął różą i wiosenną łąką. A jeśli wianek, to i ja.
Mrużąc oczy, spojrzałam w górę, w stronę słońca, i zauważyłam jeden mały promyczek, co było dziwne, gdyż zaskoczył mnie widok takiego czegoś gołym okiem. Poza tym, ten jeden mały promyczek coś wskazywał. Jakąś drogę...
Hm, za bardzo nie mam nic do roboty, więc z radością udam się promyczkową ścieżką. Podążałam więc za moim przewodnikiem, który zaprowadził mnie aż pod wejście do jaskini. Ale on sięgał w jej głąb. Nie wahając się ani chwili, wbiegłam do niej i moim oczom ukazał się bezmiar kryształów. Najmniejsze dorównywały wielkością moim łapom, a na te największe musiałam patrzeć zadzierając do góry głowę. Ale promyczek wskazywał tylko jeden kryształ. A właściwie małe kryształki, bezbarwne, ale odbijające... Czy to są gwiazdy na galaktycznym tle? Idealne odwzorowanie nieba! Poza tym, na samym środku były zwężane, a obok leżały kawałki sznurków. Hm, taki naszyjnik może być dobrym dodatkiem do mojego niebieskiego wisiorka... Szybko wyczarowałam sobie torbę, która na chwilę posłuży jako transport dla małych kawałków, które wezmę na zapas, jakby ten jeden się zniszczył. Zawiesiłam go na dość długim kawałku sznurka, po czym ten na szybko zmontowany naszyjnik znalazł się na mojej szyi.
Usłyszałam jakiś dźwięk, więc szybko obróciłam się w jego stronę. Moim oczom ukazała się wiązka światła, ale rozbiła się ona pół metra przede mną. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Przede mną stała różowawa wadera z paroma ogonami, która zachowała się tak samo jak ja.
— Przepraszam i w ogóle — zaczęła — ale jak ty to zrobiłaś?!
— Nie wiem... To chyba... Przez ten kryształ — spojrzałam na niego i zobaczyłam na nim trzy rysy.
Nigdy nie miałam umiejętności "tarczy", więc to na pewno wina tego czegoś.
— Taiyō — przedstawiła się wadera.— Swatka.
— Shada, Biały Mag — odparłam, zaczynając pakować więcej kawałków kryształu do torby.— Chodź ze mną, zaniesiemy to Alfie Taravii.
— Tak, tak, chodźmy — chyba również była pod wrażeniem mocy tej niepozornej rzeczy. Na szybko skleciłam kolejny naszyjnik i założyłam go Taiyō.
— Masz, a teraz chodź! Szybko, nie ma czasu do stracenia!— popędziłam ją i zaczęłam biec co sił w łapach. Wadera dotrzymywała mi kroku.
~ W jaskini Taravii ~

Taravia? Taiyō?

19 czerwca 2017

Dorośli!

nieznany

- Dlaczego jesteś smutny?
- Ja? Skąd, ja tylko umieram.



Wiedzę możemy zdobywać od innych, ale mądrości musimy nauczyć się sami.

Shada

acaraluv.deviantart.com

Zawsze bądź sobą! Chyba że możesz być wolnym ptakiem. Wtedy zawsze bądź wolnym ptakiem.

Od Issue ,,Zabawy w Stwórcę'' cz. 6

Mijały lata, a kryształ przechodził przez coraz to nowsze eksperymenty. Za każdym razem profesor dochodził do tego samego wniosku: Ten kryształ był inny od wszystkich, jakie kiedykolwiek stworzył. Nie był tylko bezosobową bateryjką. On żył.
Zwykle dusze wyrwane z ciała przechodzą w stan głębokiego uśpienia, są zbyt słabe, by próbować robić cokolwiek prócz samej egzystencji. Nie mogły już pobierać energii, jedynie żerowały na tym, co uzbierały za życia. Faun -wręcz przeciwnie -działał jak akumulator. Wiele razy profesor napromieniowywał go z pozytywnym skutkiem. Był wniebowzięty swoimi odkryciami, lecz obawiał się mocy swojego obiektu badawczego. Bo kto wie, ile możliwości skrywało jeszcze to stworzenie- i czy w ogóle możliwe jest, by je wszystkie okiełznać.

(Koniec retrospekcji, nie ma tak dobrze, hehe. Może wrócimy do teraźniejszości, nasz Issue domaga się nieco uwagi.)

Właśnie, dużo się przez ten czas działo.
Wszystko było prawie gotowe, większość składników na idealny wynalazek była właściwie zebrana. Po najlepszej jakości metale szlachetne musiałem zajść aż w góry, do starego, dobrego przyjaciela. Ten wilczy lebiega z kryzysem wieku średniego to dobry gość, nigdzie indziej nie miałem aż takiej gwarancji jakości metalu (oraz niskich cen). Miał tylko jedną, wyraźną wadę: lubił się urządzać w najgłębszych i najciemniejszych jaskiniach śnieżnych gór. Cała masa pająków, robactwa, brudu i innego tego typu świństwa...nie mam pojęcia jak on tam wytrzymuje. Za to wie skubany jak przerobić wnętrze. Też zamontuję sobie robo-smoczka nad sufitem (jak go najpierw skądś wytrzasnę), wyglądał doprawdy majestatycznie.
Stalowe śruby wytrzymujące wysokie temperatury również już wytopiłem, tłoki złożyłem, zębatki polakierowałem.
Cała pracownia biła jednym rytmem, wszystkie jej odnogi składowały różne części projektu.
W prawym skrzydle składowałem płytki potrzebne do pancerza, w lewym- studziły się wielkie piece hutnicze. Nie były już potrzebne.
***
Pip wleciał przez próg jaskini, ledwo co nie rozbijając samolotu o jeden ze stalagnatów. Ciągnął za sobą dość pokaźnych rozmiarów balast, dokładniej wiązkę śnieżnobiałych nici, lśniących srebrem w blasku dnia.
- Mogłeś powiedzieć, że jednorożce tak nie lubią strzyżenia.- Stęknął raz czy dwa i zaparkował swój mini pojazd na blacie biurka.- Wziąłbym dodatkowe ochraniacze na łapki.
- A ty znowu nic, tylko marudzisz...- Westchnąłem i przesunąłem lapą po pięknym końskim włosiu, świeżo ściętym z grzywny.- Jakie one cudne.
- Wiem.- Miauknął w odpowiedzi i wyciągnął z wnętrza pojazdu stalowe nożyce. Położył je pod koła samolotu.
Pomimo iż włosie wyglądało niezwykle zwiewnie i lekko, ważyło odwrotnie proporcjonalnie do moich początkowych założeń. Jednak dzięki temu zachowają swoją wytrzymałość. Wspomniałem już, że są ognioodporne?

CDN

Od Layry CD Niffelheim

Zatopiłam się w umyśle szczeniaka, nie musząc nawet zbytnio się męczyć. Bariera była słaba, chroniona tylko bardzo słabym zaklęciem. Przeczuwałam, że to podstęp. Tak jakby "coś" chciało, żebym się tu znalazła.
Przede mną zmaterializował się ogromny las. Niby każdy ma własne miejsce, ale ja zdecydowanie preferuję pałace pełne luster.
Drzewa wokół mnie pełne były wspomnień, o których szeptały liście. Jest jeszcze jeden powód, dla którego wolę wielkie, otwarte sale. Tam nikt nie może mnie niespodziewanie podejść, bo łatwo go zobaczyć. A tutaj, gdzie mój widok zasłaniają rośliny, więc nie mogę...
Coś bardzo mocno popchnęło mnie na ziemię, uderzyłam w nią pyskiem. Ale to czyjś umysł, więc bez problemu się zregeneruję. Gdy wstałam i spojrzałam przed siebie, dostrzegając walczącą parę. Szczeniaka i... Mgłę? Jak można gryźć mgłę? I to walczącą mieczem? Chyba nic mnie już nie zdziwi.
Miałam pomóc małemu w walce, więc rzuciłam się na mgłę i wgryzłam się w nią, napotykając ciało. Zatopiłam kły i pazury głębiej, niszcząc ją równocześnie umysłem.
— Pomóż mi! — warknęłam do szczeniaka, wypuszczając mgłę z uścisku, bo okazała się zbyt potężna, żebym mogła tak po prostu ją rozwalić.
Szczeniak również zaatakował mgłę, gryząc ją i drapiąc, tak samo jak ja.

Niffelheim? (przepraszam, że tak długo, wina administracji)

18 czerwca 2017

Uwaga!

Witajcie!
Jak pewnie zauważyliście, WSO przez pewien czas nie było zbyt aktywne. Miałam - ja, Taravia - lekkie zawirowania w życiu prywatnym, niekoniecznie negatywne :D 
Chciałabym przeprosić za brak informacji i z góry podziękować za wyrozumiałość. No, ale przejdźmy do konkretów:

  1. Każdy formularz, który nie został dodany, dodany zapewne nie zostanie, bo zalega w czeluściach poczty. Właścicieli niedodanych wilków proszę o napisanie do mnie (Ktosicek). Należy podać imię wilka, przybliżona data wysłania również nie zawadzi. 
  2. Proszę o uaktualnienie formularzy swoich szczeniaków, są to: Shada, Disaster, Albi oraz Kyomu. Jeśli nie otrzymam formularzy do końca czerwca, szczeniaki te zostaną wyrzucone z watahy.
  3. Jeśli jakiekolwiek opowiadanie nie zostało dodane, proszę przesłać je do mnie (Ktosicek). Ważny jest także tytuł. 
  4. Wszelkie zastrzeżenia dotyczące zakładek itp. należy kierować również do mnie (Ktosicek). Sporo administratorów wyjeżdża i zamęt na watasze trwa i zapewne będzie trwał jeszcze parę tygodni. Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa.
  5. Braki w postarzaniu i dodawaniu Lupus pozostaną. Od teraz będziemy robić to regularnie. Do tego następuje OGROMNA ZMIANA.
Wilki (dot. również szczeniaków) postarzane będą 15. dnia każdego miesiąca o rok. Lupus dodawane będą również 15. dnia miesiąca, lecz nie 100, a 500

Od Issue ,,Zabawy w Stwórcę'' cz. 5

Naukowiec odwrócił wzrok od źródła oślepiającego, białego światła.
Próbował zasłonić oczy ręką, lecz pomimo to nadal czuł pod powiekami działanie rażącego blasku. Jeszcze nigdy przedtem nie udało mu się zmusić duszy do oddania takiej ilości energii. Musiała być naprawdę silna.
Stopniowo światło gasło, odsłaniając makabryczną scenę w komorze. Wokół było mnóstwo krwi. Ściany komory krystalizacji były zbryzgane setkami szkarłatnych plamek, a pod ciałem (a raczej pod tym, co z niego zostało) rozlewała się rosnąca nieustannie kałuża ciemnoczerwonej cieczy. Jednak nie to interesowało naukowca. Nad ciałem pacjenta unosiła się kulka niebieskawo- różowej materii, jednak nie ulatywała ku górze- była wręcz miażdżona ciśnieniem powstałym w komorze. Lśniła tak pięknie i subtelnie, jak rozgwieżdżone niebo, głębia koloru dorównywała wodom najciemniejszego oceanu. Substancja wirowała powoli, ale żadna kropla nie dała rady oderwać się od reszty idealnej kuli.
,,Dusza w postaci cieczy" pomyślał profesor. ,,Ile lat musiało minąć, żebym tego dokonał"
Zwiększając ciśnienie, mógł zmieniać stany skupienia materii do woli, nie martwiąc się o wymagania temperaturowe. Jednak ciecz nie satysfakcjonowała go w pełni. Co zamierzał zrobić, nikt nie miał wątpliwości. W końcu nazwa jego maszyny nie wzięła się znikąd.
Gdy profesor nacisnął żółty guzik, wiatraki zawyły jeszcze donośniej. Niebieska substancja zaczęła zmieniać postać. Bulgotała, stopniowo zmniejszała swoją objętość, stabilizowała się również barwa materii. Z idealnej kuli nabrała kanciastej figury, do złudzenia przypominającą prosty szkic z zeszytu Lastèriusa.
,,Dusza- zgodnie z przewidywaniami- ma budowę krystaliczną"- Zapisał po chwili.- ,,Pamiętać: zbadać dokładne właściwości nowej substancji".
Żeby skrystalizowana dusza mogła opuścić ściany komory bez obawy o powrót do gazowej formy, musiała zostać zabezpieczona. O tym profesor również nie zapomniał- wielce wytrzymała na obrażenia przezroczysta substancja, której niestraszne było bardzo wysokie ciśnienie, nadawała się idealnie na osłonkę dla kryształu. Został prędko nałożony przez dwa dozowniki w aerozolu we wnętrzu komory, po czym całość została przeniesiona poza izolatkę- gdzie spoczęła na aksamitnej poduszce.
Po wszystkim profesor wyłączył maszynę. Magnesy przestały działać, wiatraki ucichły, komora przestała być podświetlana. Wydawać się było można, że Lastèrius zapomniał o nimfie.
Ciało martwej dziewczyny leżało nadal na dnie komory, jednak jej serce ciągle biło. Niby chaotycznie i z przyśpieszeniem, ale biło. Nerwy reagowały, krew płynęła w żyłach, mięśnie się naprzemiennie kurczyły i rozluźniały, a powieki napinały się i ukazywały oko czerwone od pękniętych naczynek. Organizm działał jeszcze przez kilka minut mimo braku najważniejszej z części- duszy. Ciało bez duszy było jak latarka bez żarówki, jak samochód bez kierownicy, jak pistolet bez spustu. Bez tej najważniejszej rzeczy wszystko inne- i choć by nie wiem jakim arcydziełem inżynierskim by były- jest bezużyteczne. A jak wszystkie bezużyteczne rzeczy, tak jak i ciało nimfy trafiło na śmietnik na zapleczu laboratorium. Bez ceremonii, bez trumny, bez nagrobka. Magiczne istoty na takie zaszczyty nie zasługiwały.

CDN

Nowa wadera - Renunfia!

blueheart417.deviantart.com

Mieszkam sobie w takiej małej bańce razem z moimi emocjami i przyjaciółmi. Ta bańka mieszka w większej bańce pełnej mojej obojętności i znajomych. A ta większa bańka mieszka na świecie pełnym moich obaw, niepewności, lęku, izolacji, nieufności oraz innych złych uczuć przeznaczonych mieszkających na tym świecie obym.

Imię: Renunfia
Pseudonim: Bywa, że wołają na nią Ren lub Renu, najbliżsi jednak zawsze zwracają się do niej per Nunfia.
Wiek: 5 lat
Płeć: Wadera 
Charakter: Renunfia jest z natury istotą nieufną, z którą trudno zacieśnić więzy. Wobec nowo poznanych jest pełna podejrzeń i złych przeczuć, tak z zasady. Jeżeli taką postawą nie zniechęci drugiego wilka, po pewnym czasie staje on się dla niej obojętny - mniej więcej na takim etapie, na jakim dla innych byłby wspaniałym przyjacielem. Wtedy Nunfia nie ma już nic przeciwko towarzystwu takiego wilka, jednakże dalej to on musi o nie zabiegać i podtrzymywać rozmowy. Jeżeli nie będzie mówił, ona też nie. Jeżeli się odejdzie, ona za nim nie pogoni. Jeżeli dalej nie pozbawi go cierpliwości w końcu wadera zaczyna widzieć w nim przyjaciela. Dla przyjaciół jest zupełnie inna. To właśnie dla nich przeznacza wszelkie pozytywne emocje jakie się w niej tłoczą. Prowadzi z nimi wielogodzinne dyskusje o czymkolwiek, żartuje sobie, a czasem nawet pogra w jakieś dziecinne zabawy. Nie jest już wtedy tą poważną, zobojętnioną waderą jaką jest dla obcych czy znajomych. Łatwo jako przyjaciel zobaczyć jej wrażliwość i melancholię, głęboko zakorzenione poczucie moralności i pasję do etycznych zagwostek.
Wygląd: Nunfia jest zupełnie przeciętną waderą, przeciętnej urody, przeciętnego wzrostu i przeciętnej wagi. Jest ona dumną właścicielką futra w stonowanych odcieniach bieli, indygo i granatu. Obfitość futra wilczycy jest iście chaotyczna, na podbrzuszu czy szyi jest po prostu puchata, zaś na nogach prawie szorstka, na głowie za to coś pomiędzy. Jeżeli chodzi o oczy są one w pięknym odcieniu błękitu.
Stanowisko: Deszyfrant
Umiejętności: Intelekt: 15 | Siła: 2 | Zwinność: 2 | Szybkość: 5 | Magia: 10 | Wzrok: 7 | Węch: 4 | Słuch: 5
Rasa: Wilk Nekromancji
Żywioły: Dusza, Umysł
Moce:
* Telepatia - niby może wtargnąć do czyjegoś umysłu, jednak prawie, że tego nie robi. Do umysłów obcych się boi, myśli znajomych są jej obojętne, zaś prywatność przyjaciół szanuje. Tak, więc robi to tylko znajomym i tylko gdy ma w tym jakiś interes.


* Telekineza - bardzo przydatna umiejętność poruszania przedmiotami siłą woli, której wilczyca używa niemal bez przerwy. 

* Nekromancja - niby mogłaby powołać armię dusz zmarłych i bezdusznie nimi zarządzać, ona woli jednak wraz z nimi medytować, dyskutować na ważne tematy i przyjaźnić się bowiem zmarłym - w przeciwieństwie do żywych - ufa nad życie, gdyż to z nimi spędziła większość swojego życie i to oni sprawili, że jest tym kim jest,
Rodzina: Renunfia jest siostrą Niffelheima, jednakże zaginioną siostrą. Nie znają się zbyt dobrze, gdyż los nie pozwolił im razem dorastać.
Partner: Wadery serce bardzo trudno zdobyć. Przeżyła tylko jedną miłość, była dla tego basiora jeszcze bardziej otwarta niż dla przyjaciół, gdyż oprócz szczęścia potrafiła dzielić z nim smutki. Ten jednak zranił ją okrutnie i wadera choć już przeniosła go do strefy zobojętnienia, wciąż nie potrafiła zakochać się na nowo.
Potomstwo: Renunfia nie widzi różnicy między szczeniętami a dorosłymi, jeśli szczenie jest dojrzałe, dla niej może być lepszym przyjacielem niż infantylny dorosły, tak więc bez problemu mogłaby być matką, gdyby tylko potrafiła znaleźć ojca.
Historia: Z powodu nieszczęśliwego obrotu wydarzeń Renunfia dorastała w przekonaniu o stracie całej rodziny, kiedy jednak przystała do tej watahy odnalazła swojego brata  i w ten sposób decyzja o jej pozostaniu tu została przesądzona. Została tu ona deszyfrantką. Początkowo rozważała filozofię, jednak nie chciała nauczać nieznajomych wilków o tak kontrowersyjnych zagadnieniach w obawie, że wyjawi swoje prywatne przekonania.
Przedmioty: Świecący wisior w kształcie krzyża, który zawinęła bratu nim ich drogi rozstały się za wczesnego dzieciństwa. Nawet nie pamięta, że zyskała go w ten sposób, jednak intuicja podpowiada jej, że pochodzi on od kogoś ważnego.
Ocena: 0/0

Właściciel: renunfia@wp.pl

Od Nightshade cd. Cynthia

- Śmiało - uśmiechnęłam się. - I tak nie bardzo wiedziałam, co z nimi... zrobić? - Cynthia się rozpromieniła. Ponownie posłałam jej uśmiech i spojrzałam przez lodową barierę. Burza ucichała z czasem. Chyba. Równie dobrze mogłam się mylić. Podeszłam bliżej wejścia i pozwoliłam lodowi opaść odrobinę.
Potężny podmuch powietrza zwalił mnie z nóg. Spróbowałam wstać, ale burza pchnęła mnie do spiżarni. 
- Au - jęknęłam do siebie. Czarne punkciki zatańczyły mi przed oczami. - Au. Auu.
Ostatkiem sił podwyższyłam barierę z powrotem. Wstałam niepewnie i podreptałam do komory. 
- Przesada, powiadasz? - uśmiechnęłam się ironicznie do wadery. Popatrzyłam na myszki koło niej. Tłoczyły się i popiskiwały, było ich z cztery. - Chwila.. Było ich więcej - nieświadomie szepnęłam. 
- Czego? - spytała Cynthia. 
- Nic, nic - odparłam, jednocześnie zmierzając do spiżarni. Przewidywania były słuszne - na podłogę wyległa trójka maleńkich myszek, drżących z zimna. Przykucnęłam i ostrożnie złapałam je w pyszczek. Myszki mogłyby uciec, ale były za bardzo przerażone. Uważając, żeby nic im nie zrobić, przetransportowałam je do wadery. Cynthia otworzyła szeroko oczy, patrząc na małe myszki. 
- Właśnie o tym mówiłam, że było ich więcej - powiedziałam ciepło. Opanowała mnie nagła senność. Zdążyłam jedynie podejść do przeciwległego kątą i zwinąć się wygodnie w kłębek, nim zasnęłam.

*Mniej więcej 30 minut później*

Obudziła mnie Cynthia. Jęknęłam i przewróciłam się na drugi bok.
- Pozwól mi spać.. - odparłam sennie. 
- Burza się skończyła! -  powiedziała łagodnie acz stanowczo wadera. Zerwałam się na nogi. 
- Co?! Dlaczego mnie nie obudziłaś?!
- Próbowałam - odpowiedziała zadziwiająco spokojnie Cynthia, zważywszy na to, że pewna osobniczka (czyli ja) przed chwilą próbowała na nią wrzasnąć. - Możesz zdjąć barierę?
- Tak, tak. - Nie słuchałam jej, zajęta. Skupiłam na lodzie całą swoją uwagę, nakazując mu zniknąć. Niemalże ochoczo spełnił me żądanie. Wyszłam z jaskini, marszcząc nosek. Ziemia pachniała mokro. Po chwili doznałam olśnienia.    

*Parę minut później* 

Cynthia leciała koło mnie. Biegłam w powietrzu, udając, że macham skrzydłami, co było trudne, zważywszy na to, że musiałam jeszcze utrzymywać się w tej postaci. Wylądowałam ciężko i zmieniłam się w wilka. Uff. Uff.
- Bycie zamiecią jest takie trudne - zajęczałam do siebie. - Jakim sposobem ty możesz latać?
Kilka minut zupełnie wystarczyło, żeby odpocząć. Wzbiłam się w powietrze wraz z moją nową znajomą, gdy nagle ona wylądowała. Znów zmieniłam się w wilka. Cynthia musiała to zauważyć, jednak cały czas patrzyła gdzieś.
- O co chodzi? - spytałam. 

Cynthia? Teraz wszystko gra?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template