- No chodź, przecież nic Ci nie zrobię. - mężczyzna małymi krokami zbliżał się do wystraszonej Irey. Wadera wciskała się w metalową siatkę płotu, byleby tylko być jak najdalej od szalonego faceta. Gdy był już dosyć blisko, wyciągnął powoli rękę z scyzorykiem do szczerzącej się wilczycy, lecz nie dosięgnął jej. Eilis zrzuciła na niego kilka bel słomy, które bez problemu przygniotły Go do chłodnej ziemi. Szara wadera wylądowała obok granatowej i podsadziła ją, by mogła przejść nad płotem. Gdy znalazła się po drugiej stronie, Li również przeleciała i razem uciekły. Wbiegły do lasu i schowały się za stertą kamieni. Obserwowały z ukrycia niezadowolonego, a wręcz wściekłego mężczyznę. Gdy tylko zrzucił z siebie kilogramy słomy, przeklnął na cały głos i rzucił widłami w ścianę komórki. Schował scyzoryk z powrotem do kieszeni i kopnął kupkę ziemi. Ręce włożył w płaszcz i gniewnym krokiem szedł w kierunku drzwi domu.
- Dobrze, że udało nam się uciec.- szara wadera ziajała wypuszczając kłęby pary na chłodne powietrze. Druga wadera pokiwała energicznie pyskiem, cały czas śledząc wzrokiem byłego właściciela. Gdy zniknął za rogiem stodoły, wilczyce spojrzały po sobie.
- Co teraz?- zapytała Irey.
- Musimy znaleźć watahę. Pamiętasz może, z której strony tu przyjechałyśmy? - Li zaczęła rozglądać się dookoła.
Zirey?